10. Jestem zbyt toksyczna.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- A ty nie idziesz? - pytam Noah, gdy parkujemy pod domem przyjaciółki.

- Nie mogę mama ma wizytę. - kiwam głową na znak, że zrozumiem i wysiadam z auta.

Wchodzę przez czarną bramę, gdy byłam młodsza prześiadywałam tu codziennie dlatego ciocia Rachel dała mi pilota od bramy, bym mogła tu przychodzić kiedy mi się podoba. To nie jest zwykły domek jednorodzinny, to jakaś willa. Blair pochodzi z bogatej rodziny jej mama jest projektantką i projektu dla wielu znanych gwiazd. Pukam do drzwi, bo nie będę wychodzić do środka jak moi przyjaciele nieproszeni.

- Cześć Mad. - w drzwiach zastaję kobietę jej blond włosy zaczesane są w schludnego koka, ubraną jest w beżową suknie. Niesamowite, że Blair wygląda jak jej drobjiejsza kopia. Oczywiście z twarzy, ponieważ jeśli chodzi o ubiór Blair preferuje delikatniejszy styl niż jej matka.

- Dzień dobry. - witam się z kobietą.

- Oj tam przestań jakie dzień dobry. - już kilka lat temu proponowała mi, żebym zwracała się do niej po imieniu. Ale jest mi tak jakoś głupio.

- Blair jest u siebie?

- Tak, dziś się coś źle czuła. - informuje mnie. - Wybacz mam ważne spotkanie przekaż jej, że wrócę wieczorem. - zabiera swoją torebkę, po czym znika za białymi masywnymi drzwiami.

Idę prosto na górę, doskonale wiem gdzie znajduje się pokój przyjaciółki. Pukam do drzwi, ale nikt się nie odzywa, dlatego delikatnie naciskam na klamkę. Pokój wygląda jakby przeszedł przez tornado. Wszędzie walają się ciuchy. Nigdzie nie widzę przyjaciółki. Drzwi od łazienki są otwarte a z wewnątrz wydobywa się cichy szloch. Zaglądam tam. Blondynka siedzi na brzegu wanny i płacze.

- Co się stało? - podchodzę do dziewczyny i pytam.

- Chyba jestem w ciąży. - coraz mocniej łka.

- Skąd taka pewność? - próbuje ją pocieszyć. Z tego co widzę nie zrobiła testu ani nic, więc skąd niby już to wie?

- Okres mi się spóźnia, a dzisiaj na dodatek wymiotowałam. - wyciera nie w chusteczkę.

- Chodź tu. - zamykam ją w szczelnym uścisku. - Robiłaś test? - pytam na co dziewczyna kręci przecząco głową. - Zostań tu się się uspokój, a ja skoczę do apteki.

Apteka znajduje się dwie przecznice stąd, dlatego dotrę tam spacerkiem. Gdzieś w głębi ducha mam nadzieje, że to nie prawda, Blair nie może być w ciąży na dodatek z tym dupkiem. Miałam jej powiedzieć o tym, że mnie podrywa, ale gdy zobaczyłam ją w tym stanie to serce mi pękło. Blair nigdy nie płacze. Naprawdę rzadko, kiedy widzę ją w takim stanie, jest mi cholernie smutno. Musi się wydarzyć coś niewyobrażalnie strasznego. Wchodzę do apteki całe szczęście nie ma tu nikogo prócz ekspednientki. Proszę ja o test ciążowy i płace wyznaczoną sumę kartą.

- A po co ci to młoda damo? - zanim zdążę wyjść, zatrzymuje mnie.

- Do mamy. - odpowiadam i wychodzę. Jakby rozumiem, że jest babą po czterdziestce i interesuje się wszystkimi pierdołami. Zapewne w moje słabe kłamstwo też nie uwierzyła, ale skoro wie lepiej to po co pyta?

- Dzięki. - dziękuję przyjaciółka, gdy podaje jej test ciążowy i znika za drzwiami łazienki.

Siadam na krześle obrotowym przy biurku i wyjmuje telefon. Mam jedną nie odebraną wiadomość od Noah. Chce przyjechać odpisuje mu, że nie jest to najlepszy pomysł. Po setnych próbach udaje mi się go przekonać by nie przyjeżdżał. Odkładam telefon, gdy z toalety wychodzi blondynka i siada na krawędzi łóżka.

- Boże co ja zrobię z dzieckiem. - zakrywa twarz dłońmi. Podchodzę do niej i przytulam ją.

- Może nie ma dziecka, za piętnaście minut się dowiemy. - kiwa głowa na znak, że rozumie. Że też te testy nie mogą robić się szybciej.

- Mad. Mogłabyś sprawdzić wynik? - prosi mnie na co się zgadzam.

Na umywalce leży test. Chwytam go w dłonie w duchu modląc się żeby nie była to prawda. Nie wyobrażam sobie Blair z niemowlakiem sami jesteśmy jeszcze dzieciakami. Ale nie ważne co się stanie zawsze będą ją wspierać. Na teście widnieje jedna kreska. Czyli nie jest w ciąży kamień z serca. Znowu zbytnio dramatyzowała, ale idzie przywyknąć.

- I jak? - pyta przyjaciółka, gdy ja staje w drzwiach.

- Nie jesteś w ciąży. - zakrywa twarz dłońmi by przyswoić do siebie te informacje.

- Kurwa zajebiście. - podbiega do mnie widać, że strasznie się cieszy. Wolę widzieć ją tak pokręcenie radosną niż smutną. Dość już smutnych rzeczy się wydarzyło.

Na kolację zamówiłyśmy pizzę i oglądałyśmy komedie romantyczne. Gdy skończyłysmy oglądać była dwudziesta trzecia. Obie stwierdziłyśmy, że jest zbyt późno bym wracała sama do domu o tej porze, dlatego zostaje na noc u przyjaciółki. Napisałam ojcu wiadomość, że dziś śpię u Blair. Są dwie opcje albo w ogóle to go  nie zainteresuje lub robiony mi wyrzuty, że mu nie powiedziałam. Wolę uniknąć takich sytuacji, a wysłanie głupiej wiadomość i nic mnie nie kosztuje. Zaraz mamy iść spać, bo jutro jest szkoła. Dziewczyna mi dała piżamę. Ja osobiście preferuje luźne rzeczy do spania. Czego nie mogę powiedzieć o Blair. Dlatego dziś śpię w niebieskiej dość skąpej satynowej piżamie.

- Mad wstawaj. - ze snu wyrywa mnie ostry głos przyjaciółki.

- Jeszcze pięć minut. - mruczę przykrywajac się bardziej kołdrą.

- Nie mamy na to czasu. Will będzie tu za pół godziny.

- Boże jakaś ty wredna. - jestem wkurzona nie cierpię gdy ktoś budzi mnie ze snu. Jeden dzień w szkole w te czy we w te wielka mi różnica.

Biorę szybki prysznic i wykonuje makijaż kosmetykami przyjaciółki. Ona na prawdę używa drogi kosmetyków. Mnie nie robi różnicy czy użyje maskary za pięć dolców czy za siedemdziesiąt. Zdaje sobie sprawę, że nie mam swoich ubrań. Blair preferuje bardziej obcisłe i dopasowane ciuchy. Wybieram nazwyklejsze jeansy i biały top na krótki rękaw. Brakuje mi w tym odcieni czarnego lub za dużej bluzy.

- Coś ty mi dała. - besztam przyjaciółkę, te ciuchy zbyt podkreślają moje o wiele za duże kobiece kształty.

- Co ty mówisz wyglądasz bombowo. - patrzy na mnie jak w obrazek. Chociaż sama wygląda przepięknie ma dopasowaną niebieską spódniczka w białka kratkę i biały top bez ramiączka do tego kurtkę w odcieniu błękitu. Całość idealnie pasuje do jej długich blond włosy i pięknie podkreślają morskie oczy. - Chodź Will już czeka. - pogania mnie, a ja sobie przypomina, dlaczego w ogóle wczoraj tu przyszłam. Miałam powiedzieć o tym, że Will mnie podrywał, ale może sobie daruje już dość się wydarzyło. Pewnie mi się tylko zdawało i ja narobię parze niepotrzebnych problemów.

Następne dwa dni szkoły ciągnęły się strasznie powolnie i nie działo się nic nadzwyczajnego. Dziś jest czwartek czyli jeszcze jeden dzień i weekend. Noah i Blair skończyli już lekcje, a ja mam jeszcze godzinę hiszpańskiego. No trudno tak to jest jak się wybrało klasę językową, w sumie lepsze to niż mat-fiz jak wybrał Noah czy bio-chem tak jak Blair. Usiadłam jak zwykle w ostatniej ławce, mimo to że lubię ten przedmiot i jestem z niego całkiem niezła nie lubię się wychylać. Do sali wszedł Will te lekcje akurat mamy razem. Zwykle nie zwracałam na niego uwagi, a teraz zajął miejsce obok mnie. Na początku nie było nic dziwnego zwyczajnie się przywitał do sali weszła nauczycielka i zaczęła prowadzić lekcje. Trzymałam spokojnie dłonie na ławce, gdy Will mnie za nie złapał.

- Co ty robisz? - od razu go zbeształam.

- Ale o co ci chodzi? - nie wierzę czy on udaje głupka?

- Chodzisz z moją przyjaciółką. - przypominam mu.

- Nie widzę jej tu nigdzie. - czy on właśnie to powiedział, to że jej tu nie ma nie znaczy, że może do mnie podbijać.

- Wiesz co nie wiem co ona w tobie widzi. - z całej tej sytuacji ratuje mnie dzwonek. Pośpiesznie chwytam swoją torbę i wychodzę.

Wracam na piechotę do domu. Postanowiłam wpaść do Noah i poradzić się go co ma do zrobienia w tej sytuacji.

- Naoh gdzie jesteś? - wchodzę krzycząc do spokoju chłopaka, bo nie chce go nakryć na czymś czego zdecydowanie wolałabym go nie widzieć.

- O hej Mad. - wychodzi z łazienki w pasie jest przewiązany białym ręcznikiem. Ma odkrytą klatę, a jego włosy są mokre. Muszę przyznać, że jest na prawdę przystojny.

- Wybiersz się gdzieś? - pytam przekornie, bo chłopak tak się stori tylko wtedy, gdy jest z kimś  umówiony.

- Umówiłem się w kawiarni. I wyprzedzając twoje kolejne pytanie z jakiś facetem na portalu randkowym dla gejów. Nie to nie jest żaden pedofil. - wyprzedza moje pytania. Nie mamy przed sobą tajemnic. - A u ciebie co tam?

- Wiesz od kilku dni Will mnie podrywa i nie wiem co mam zrobić.

- A mówiłem. - wypomina mi. - Powiedz Bri prawdę niech go zostawi. - za to uwielbiam Noah wali prosto z mostu.

- Masz rację. - wyciągam telefon i pisze do przyjaciółki wiadomość.

Do: Blair
Możemy pogadać?

Natychmiastowe dostaje odpowiedź.

Od: Blair

Dziś nie dam rady:///

Nigdy nie unikała naszym rozmów wręcz przeciwnie zawsze była pierwsza. Nie chce na nią naciskać skoro nie może to powiem jej jutro.

- I jak wyglądam. - przede mną staje Noah. Wyglada czarująco szara dopasowana koszulka z dekoltem w serek i jasne jeansy idealnie dopasowane do jego nóg.

- Nie poznaje cię. - mówie poważnie. Nawet w święta chodzi w luźnych bluzkach, a tu normalnie inny facet.

- Cześć Mad. Jejku synu normalnie cię nie poznaje. - do pokoju wchodzi ciocia Jo. Muszę przyznać, że jest z nią coraz lepiej i częściej widać uśmiech na jej twarzy.

- Cześć ciociu. - podchodzę do niej by ją objąć.

- Jakaś ty piękne. - od kiedy się tu wprowadziła od zawsze mnie komplementowała, a zwłaszcza moje ciemnoniebieskie oczy.

- Dziękuję. - ciocia Jo przed chorobą często była moim wsparciem, dlatego traktuje ją jak mamę.

- A mój syn dokąd się wybiera?

- Na randkę. - poprawia swoje brązowe włosy.

- On czy ona? - pyta prosto z mostu, kiedy jej syn powiedział jej, że jest biseksualny zaakceptowała to i nie miała z tym żadnego problemu wręcz przeciwnie ucieszyła się z tego powodu.

- On, a teraz spadam, bo jestem już spóźniony. - wychodzi pośpiesznie z pokoju.

- Też już się będę zbierać. - oświadczam zabierając swoją torbę.

- Daj spokój zostań, plotkujemy i może coś wspólnie ugotujmy. - proponuje mi kobieta, a ja zgadzam się od razu. Od bardzo dawna nie miałyśmy okazji porozmawiać.

Wspólnie spędziłyśmy wieczór. Razem z ciocią Jo zrobiłyśmy jej popisową zapiekankę. Rozmawiałyśmy do późna. Muszę przyznać, że od bardzo dawno brakowało mi takiej rozmowy.

- Gdzie byłaś? - i cała miła atmosfera zanika, bo zostaje popsuta przez mojego tate, który siedzi u mnie w pokoju.

- U cioci Jo. - odpowiadam spokojnie, naprawdę nie mam ochoty na kłótnie, a tak zwykle kończą się rozmowy z moim ojcem.

- Słuchaj słońce, wiem że ostatnie pare lat nie należało do najlepszych, ale sporo się zmieniło. Niedługo będziesz już dorosła i pewnego dnia się wprowadzisz, a ja nie chce żebyś miała mi za złe, pogubiłem się, ale to mnie nie tłumaczy. Może moglibyśmy choć trochę poprawić nasze stosunki. - stoję jak wryta. Nie mogę uwierzyć, że to powiedział. W końcu mówił szczerze.

- Jasne. - zgadzam się. Może i jestem naiwna, ale wierzę mu że skończył z alkoholem od dwóch lat już nie pije, a mi brakowało czasem ojca. Wiadomo, że gdzieś w środku nie będę w stanie wybaczyć mu mojego trudnego dzieciństwa, ale dlaczego by nie spróbować?

- Okej, a teraz idź spać jest późno. - opuszcza mój pokój. Jeśli dla niego dwudziesta druga to późno to nie wiem w jakim świecie żyje.

Pakuję się do szkoły, przebieram się w piżamę i jeszcze chwilę robię coś w telefonie by później odpłynąć gdzieś w głąb mojej własnej krainy.

Jestem w szkole idę wzdłuż korytarza słyszę przeraźliwy krzyk w łazience, ale nikt z ludzi nie reaguje, dlatego idę sprawdzić co się dzieje. Drzwi nie chcą się otworzyć, ale ja nie odpuszczam. W końcu drzwi ustępują, a ja wchodzę do środka. Na podłodze leży on pośród wielkiej plamy krwi.

- Obudź się!!! - krzyczę potrząsając go za ramiona, ale on ani drgnie. Jego twarz jest strasznie blada. - Nie proszę pomocy!!! - krzyczę, lecz nikt nie słyszy mojego wołania.

Zbieram w sobie siły i staje na równe nogi. Korytarz, w którym stało pełno nastolatków jest pusty. Biegam jak oszalała z kasy do klasy, ale nikogo nie ma. Wybiegam do sali, w której odbywały się zajęcia teatralne. Na środku sceny stoi profesor Scott.

- W końcu przyszłaś. - podchodzi, a mi brakuje tchu. - Jemu niestety nie byłaś w stanie pomóc im zresztą też. - odchodzi ode mnie i odsuwa kurtynę. Jest tam całe mnóstwo krwi. W śród niej leży ciało Noah i Blair.

Podbiegam do ciał. Profesor zniknoł tak jakby nigdy go tu nie było. Do oczu cisną mi się łzy. Potrząsam przyjaciół za ramiona, ale wszystko na marne. Miał rację to moja wina to ja im nie pomogłam. Zawiodłam ich. W środku czuje niewyobrażalną falę żalu. Gdyby nie ja wszystko mogło by się inaczej potoczyć. Jak ja spojrzę w oczy ich rodziną. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Mad obudź się. - ze snu wyrywa mnie głos mojego taty. Siedzi na krawędzi łóżka, a ja od razu się w niego wtulam. Czuję cieknącą słoną ciecz po moich policzkach. - Już dobrze? - pyta po jakimś czasie. Nie wiem ile tak siedziałam ale ani trochę nie czuje się lepiej.

- Możesz iść spać ja też się położę. - ojciec kiwa głową na znak, że rozumie i znika za drzwiami. Teraz zostałam sama wśród tych czterech ścian panuje tutaj mrok. Nie mogę już zasnąć ten sen wydawał się tak realny i przypominał mi o nim.

Jak zwykle mój budzik dzwoni o szóstej czterdzieści, jednak ja nic sobie z tego nie robię. Nie spałam pół nocy. Wciąż rozmyślałam o tym koszmarze. Myślał, że się z nimi uporałam, ale się myliłam.

- Pora wstawać. - przez okno do mojego pokoju wchodzi rozweselony Noah. - Boże co ci? - patrzy na mnie z zapytaniem. Moje oczy są opuchnięte i przekrwione od płaczu.

- W nocy znowu miałam koszmar. - mówię cicho zachrypniętym głosem.

- Opowiedz o nim. - siada na przeciw mnie.

- Byłam w szkole on tam leżał. Było pełno krwi. Krzyczałam prosiłam każdego o pomoc. W końcu znalazłam to był Scott i pokazywał mi wasze ciała. Twoje i Blair. Wy byliście martwi... - głos mi się załamuje na samo to wspomnienie.

- Cii... To był tylko sen ja i Blair jesteśmy. - przytula mnie pocieszająco.

- Już jest okej. - odzywam się od niego po dłuższej chwili.

- Idź się ogarnąć, a ja wybiorę film.

- A co ze szkołą? - ja od samego początku widziałam, że nie pójdę, ale on nie może opuszczać lekcji od tak, bo ja mam gorszy dzień.

- Nie zając, nie ucieknie. To co może być "Tamte dni i tamte noce"? - zgadzam się od razu, ponieważ kocham ten film.

Biorę szybki prysznic włosy zostawiam rozpuszczone nakładam korektor by zakryć moje wory pod oczami oraz tusz do rzęs. Zakładam czarne dresy i tego samego koloru koszulkę która jest luźna, ale sięga mi do pępka. Zjedliśmy duże śniadanie, które przygotował Noah i obejrzeliśmy film. W jego towarzystwie czuję się znacznie lepiej. Później potańczyliśmy trochę w Just Dance. Walka była zacięta, ale w końcu to ja wygrałam.

- Oszustka. - chłopak udaje oburzonego rzuca się na kanapie i robi coś w telefonie.

- Co robisz? - pytam, bo jest bardzo zainteresowany swoim telefon.

- Oglądam tik toki.

- Ty i tik tok? - nie moge w to uwirzyc zawsze, gdy ja je ogladałam krytykował mnie, że zachowuje się dunastolatka.

- Wiesz jakie to wciągające. - szczerzy się jak głupi.

- A nie mówiłam. - wypominam mu.

- No wczoraj ten chłopak co się z nim spotkałem okazało się, że nagrywa tam filmy i kurczę niezłe to jest.

Resztę dni poświęciliśmy na oglądanie tych może i beznadziejnych, ale i bardzo wciągających kilku sekundowych filmików.

- Josh się pyta czy wpadnie do baru. - pyta się mnie chłopak.

- A od kiedy wy ze sobą piszecie? - jestem ciekawa, bo na flirt raczej nie ma mowy, ponieważ Josh jest w stu procentach hetero.

- Musiałem coś zrobić, żeby Bri rzuciła tego lalusia. - mówi arogancko. Powinnam byc zła, że ingeruje w jej życie, ale w sumie to się cieszę. Po ostatnich incydentach coraz mnie lubię Willa. - A ty kiedy jej o tym powiesz?

- Kiedy znajdzie dla mnie chodź chwilę czasu. - jestem trochę zazdrosna, bo rozumiem, że nie możemy spędzać że sobą dwa cztery h na dobę, ale my już prawie w ogóle nie rozmawiamy. Brakuje mi przyjaciółki.

Noah udało mu się mnie namówić na to spotkanie w barze. Zapewne będzie tam Zack nie mam nic do niego, a tym bardziej, że mi pomógł. Jedyne co to ciekawi mnie co będzie chciał w zamian, bo nie oszukujmy się on nigdy nie robi nic za darmo. Ubrałam na sobie jasne jeansy i czarną bluzę bez kaptura, bo wieczory sa dość chłodne.

Weszliśmy do baru w lewym boksie siedzieli następująco Josh, który był dość spięty i gniewnie spoglądał na parę naprzeciw, która byli Blair i Will. Obok niego w telefonie coś robiąc siedział Mike. Ja zajełam miejsce ibok rożowowłosej dziewczyny.

- Hejka Mad. - Liv przytuliła mnie na powitanie. Bije od niej mnóstwo pozytywnej energii.

- Cześć, ale ty jesteś opalona. - od razu zwróciłam uwagę na jej piękną opalenizę.

- No troszkę się spiekłam. Mój narzeczony zabrał mnie na tydzień do Grecji. - strasznie jej zazdroszczę bardzo lubie podróżować i sama z chęcią bym pojechała na takie wakacje.

- O Mad chciałaś pogadać? - poważnie czy Blair mnie dopiero teraz zauważyła?

- Nie spoko to może poczekać. - przecież nie wypalę z tym, że jej chłopak do mnie podbija tu przy wszystkich.

Siedzimy już tu dobra godzinę. Josh czasem odchodzi od stolika by obsłużyć klientów. Mike i Liv wymieniają się spojrzeniami. Te dwójkę definitywnie coś łączy. Noah pisze z tym facetem co był wczoraj na randce, a gołabeczki kleją się do siebie.

- A Zack'a i Alexa nie będzie? - pytam dziewczynę, która siedzi obok mnie.

- Alex odyspia wczorajszą imprezę. - ten to dopiero ma beztroskie życie. Imprezie W środku tygodnia, w sumie nawet nie wiem czy on pracuje. - A Zack jest tam. - wskazuje ręką na boks umieszczony na drugim końcu. Dostrzegam tam Cole'a, a wokół niego pełno lasek, które kleją się do niego jak rzep na muchy.

Żenada.

- Idę do toalety. - informuje Noah wraźie czego jakby mnie szukał.

Po załatwieniu potrzeby wychodzę z toalety. Przede mną wyrasta męska sylwetka.

- Czego chcesz Will. - syczę w jego stronę.

- Możesz nie mówić o tym co było Blair. - czy ja aby na pewno dobrze usłyszałam?

- Chyba śnisz. - odpowiadam natychmiastwo.

- Mad zacznijmy od początku. - nalega.

- No dobra. - zgadzam się w końcu, bo przy nim dziewczyna na prawdę wygląda na szczęśliwą, a ja nie chce tego psuć.

I to by było na tyle z mojej asertywności.

Wracam z powrotem do boksu o dziwo obok mnie nie ma Noah, bo siedzi teraz obok Josha i Mikea i z tego co słyszę rozmawiają o meczu. Więc obok mnie miejsce zajmuje Will. Koleją godzinę sprawdzamy na rozmowach, gdy na moim udzie ląduje dłoń Willa. Natychmiastowo ją strącam. Niedawno chciał zacząć od początku, a teraz znowu to samo, na dodatek obok siedzi jego dziewczyna.

- Balir możemy wyjść na chwilę. - proszę przyjaciółkę o wyjście na zewnątrz, bo nie chce robić afery tu przy wszystkich.

Idę prosto do wyjścia po drodze napotykam się na spojerze Cole'a.

- To o czym chcesz pogadać? - zaczyna złotowłosa.

- Powiem ci wprost Will od kilku dni mnie podrywa. - walę prosto z mostu bez owijania w bawełnę.

- Żartujesz? - prycha pod nosem.

- Kilka dni temu w szkole chciał się ze mną umówić, na hiszpańskim złapał mnie za rękę, a przed chwilą położył swoją rękę na moim udzie. - mówię jej o wszystkich sytuacjach jakie miały miejsce.

- I dopiero teraz mi o tym mówisz. Wybacz Mad, ale ci nie wierzę Will to dobry chłopak. - tłumaczy mnie, a ja nie mogę w to uwierzyć w pewnym sensie wybrała jego stronę.

- A po co miała bym kłamać?

- Nie wiem może jesteś zazdrosna? - nie poznaje jej ona sugeruje mi zazdrość nie mam o co być czy to źle, że chcę jej szczęścia.

- Jasne o typa, który chcę przelecieć każda łatwą. - może i przesadzam, ale mam wrażenie, że tylko w tak okropny sposób tak ujmę słowa może coś do niej dotrze.

- Aha czyli jestem dziwką, bo miałam więcej niż jednego chłopaka, ale wiesz co wolę być nawet najgorszą szmatą niż być tobą i pieprzyć się z kuzynem najlepszej przyjaciółki! - jest wściekła we mnie też budzi się w pewnym stopniu złość.

- O nie to co innego ja kochałam Simona, a ty i tak zaraz polecisz do innego! Gdyby Josh nie dał ci kosza to nawet byś na niego nie spojrzała! - skoro ona powraca do bolesnych wspomnień to dlaczego ja nie mogę.

- Wiesz co Madison jak ja mogłam się z tobą przyjaźnic ty najzwyczajniej na świecie mi zazdrościsz! - nie no jak ona w ogóle śmie mnie o coś takiego oskarżać.

- Czego tego, że nie wskakuje do łóżka pierwszemu lepszemu facetowi?! - może i nie jest to uczciwe, ale obie nie gramy czysto.

- No może przydał by ci sie taki seks na rozluźnienie, bo oprócz Simona nikt by cię nie dotknął. Szkoda, że to ty nie jesteś teraz na jego miejscu! - jest to cios poniżej pasa. Wspominała mi o nim, a co najgorsze wolałaby, żebym to ja zniknęła raz na zawsze.

- Mad, Bri! Słychać wasza kłótnię nawet w barze! - przerywa nam Noah, a za nim stoi zainteresowany tłum ludzi. Mam ochotę spalić się ze wstydu.

Jest mi tak głupio i za razem jednocześnie przykro. Odwracam się i biegnę przed siebie. Gdy braknie mi tchu zatrzymuje się w jednej z alejek jest tu ciemno. Normalnie była bym się, ale teraz jest mi wszystko obojętne. Opieram się o jedną z ścian i usuwam się w dół. Łzy same cisną mi się do oczu. Chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze. Najbardziej zabolało mnie to co przyjaciółka o mnie myśli. Miała rację wszystko było moją winą. Gdyby nie ja Simon nigdy by nie odszedł. Był dla mnie kimś ważnym, ale to ja go zniszczyłam, bo co innego. Teraz jest tak samo z Blair. To kwestia czasu, gdy zrobię to samo z Noah. Czuję się słaba nie mam sił na nic. Pragę zostać tu na zawsze i już nigdy nikogo nie ranić.

Jestem zbyt toksyczna.

- Madison co ty tu robisz? - świetnie jeszcze jego mi tylko brakowało Cole'a.

- Nie widzisz, że chcę być sama. - ocieram łzy z twarzy.

- I myślisz, że cię zostawie w ciemnej alejce. Aż takim chujem nie jestem. - na jego słowa moje kąciki ust lekko się podnoszą. - Chodź idziemy. - podnoszę się na nogi i idę za chłopakiem.

Skręcamy w prawo i idziemy obok kilku sklepów. Nawet nie wiedziałam, że w tej części są jakieś sklepy. Zatrzymujemy się pod jakimś starym magazynem.

- Zack nie mam ochoty na imprezy. - ja wiem, że jest piątek, ale nie pragnę jak położyć się spać, bo wtedy choć na chwilę od wszystkich zmartwień.

- Kto tu mówi o imprezie, bo nie ja. - pchnie metalowe drzwi, a ja idę tuż za nim.

Magazyn jest stary widać, że od jakiegoś czasu nikt się tym nie zajmował. Na środku stoji czarno-czerwone auto. Ma ono numer jedenaście. Przypomina ono takie, którymi się jeździ podczas wyścigów. Co jest intrygujące, bo byłam na paru i Cole jeździ swoim.

- Tym będę jutro się ścigał. - tłumaczy mi, bo zauważył moje zakłopotanie.

- Dlaczego się ścigasz? - I właśnie w tym momencie mentalnie przybijam sobie w twarz.

Co ja wywiad prowadzę czy jak?

- Jeżdżę od trzech lat, ale teraz ja jestem najlepszy. - na jego twarz wkrada się cwaniacki uśmiech.

- A co na to twoja rodzina i znajomi? - może i przeszadzam z pytaniami, ale mówi się trudno.

- To nie twoja sprawa. - warczy w moją stronę. Teraz już wiem, że źle zrobiłam pytając go o rodzinę. Reaguje w podobny sposób jak ja.

- Wiesz mógłbyś nie być tak skończonym chamem. - jeśli myślał, że będę siedzieć cicho to się zdecydowanie pomylił. Mogę czuć się jak najgorsza szmata czy wywłoka, ale i tak wtrąca swoje pięć groszy. Taki mój urok.

- A ty mogłabyś nie być tak ciekawska. - jego ton głosu jest strasznie chłodny.

- Ojej wybacz, że uraziłam twoje nabrzmiałe ego. - nie miałam ochoty na kłótnie, ale on sam się o to prosi. - Nie wiem po co tu mnie przywlokłeś skoro teraz na mnie chcesz się wyrzywać.

- Madison. - ostrzega mnie tym swoim głębokim basem przerywając mi wywód.

- O nie, nie Madisonuj mi tu ktoś musi powiedzieć ci prawdę. Zachowujesz się jak arogancki dupek. - dalej mówię swoje.

- Kurwa Allen zamknij się. - w końcu mnie ucisza.

- O co ci znowu chodzi? - ten facet jest strasznie bipolarny.

- Gliny jadą. - mówię zupełnie tak jakby go to nie obchodziło.

- O cholera. - zadję sobie sprawę, że zaraz wpatruje tu mój ojciec, a na dodatek w obecności Cole'a. - Po co oni tu jadą? - myślałam, że policja zajmuje się jakimiś poważnymi sprawami, a tu nic nie ma prócz zwykłego magazynu.

- Wyścigi zawsze odbywały się w piątki teraz jeżdżą i szukają miejsca gdzie imprezują uczestnicy. - wyjaśnia mi.

Przez okna wylatuje niebiesko czerwone światło, czy są przed wejściem. Nie mam pojęcia czy jest inna droga ucieczki. Metalowe drzwi się otwierają.

- Tutaj. - zostaje gwałtowenie przyparta do betonowego słupa.

- Co ty robisz? - szepcze chociaż nie wiem po co zaraz i tak nas znajdą.

- Cicho bądź. - ucisza mnie. - Na trzy biegniemy. - kiwam głową na znak, że rozumiem. - Trzy. - chwyta mnie za rękę i biegniemy przed siebie.

- Ej wy stujcie! - słyszę wołanie mojego ojca za plecami.

Nic z tego sobie nie robimy i biegniemy przed siebie odbijemy w lewą stronę i tam znajdują się drzwi ewakuacyjne. Cały czas za nimi słychać krzyk mojego ojca. Biegnę tyle ile sił w nogach. W końcu zatrzymujemy się w jakiejś alejce.

- Chyba mnie nie zauważył. - mówię dysząc sport to zdecydowanie nie moja bajka. A skąd wiem, że mnie nie widział, bo tak by krzyczał moje imię czego całe szczęście nie zrobił.

Znowu słychać syreny które nadjeżdżają. Cole przypiera mnie do muru nasze twarze są całkiem blisko i zasłania mnie swoim ciałem. Wtedy jeszcze bardziej się spinam, bo chłopak jest zdecydowanie za blisko.

- Pojechali. - odsuwa się ode mnie. - Chodź nie możemy tu zostać. - idzie wzdłuż alejki.

- Chyba żartujesz? - mówię gdy stajemy przed płotem, który ma z cztery metry.

- A wyglądam? - wspina się i po chwili znajduje się na drugiej stronie.

- Nie ma innej drogi? - bardzo nie chce przechodzić przez płot, bo na starcie wiem, że nie dam rady.

- Możesz iść zawsze drogą gdzie jeździ policja. - te słowa wystarczające mnie zachęciły.

Chwytam się płotu i zaczynam się wspinać. Nie wiem jakim cudem ale jestem już w połowie. Teraz wystarczy przełożyć nogi i będę na dole. Odwracam się i podczas tego zachaczam dłonią o wystający drut. Jest to okropny ból normalnie czuję jak drut ociera się o moją kość. Na szczęście udaje mi się w miarę po ludzku zejść nie robiąc sobie większej krzywdy.

- Co Allen zrobiłaś sobie kuku? - wyśmiewa mnie chłopak.

Spoglądam na ranę, z której sączy się krew. Muszę przyznać, że nie wygląda to najlepiej. Mam nadzieję że obędzie się bez szycia.

- Pierdol się. - sycze w jego stronę i idę przed siebie.

- Z tobą zawsze. - porusza dwuznacznnie brwiami. I się zaczęło te jego durne teksty. Czy on potrafi być chodź raz normalny?

Zostawiam to bez komentarza i idę w milczeniu. Rana strasznie mnie szczypie. Będę musiała to zdecydowanie odkazić po powrocie do domu.

Droga na około była strasznie długa . Ja i Cole nie odezwaliśmy się do siebie przez ten cały czas. W końcu docieramy pod budynek, w którym mieszkam.

- To ten dzięki. - język mi się strasznie plącze.

- Chyba nie myślałaś, że sobie pójdę idę z tobą. - zaczyna wchodzić po schodach.

- Czekaj nie. - a co jak ojciec będzie u mnie w pokoju, a przez okno wparuje chłopak, który jest pod lupą policji.

- Dlaczego przecież twój ojciec ma służbę. - no tak. Jaka ja jestem głupia.

- No dobra chodź. - wyprzedza go i teraz to ja idę pierwsza.

Wchodzę przez okno, a na moim łóżku leży Noah. Mierzy mnie groźnym spojrzeniem, a później swoją wzrok przenosi na Cole'a, który wchodzi tuż po mnie.

- Mad czy ty jesteś poważna?! - na starcie wrzeszczy na mnie. - Ja się martwię, a ty się szlajasz z Zackie'm?!

- Noah nie krzycz. - uciszam go jest północ, a on drze się jak opętany.

- Okej sory tylko się o ciebie marwiłem, ale następnym razem niech cię porwą. - strzela swojego słynnego focha i odchodzi. - I dla jasności nie będę płacił okupu żadnym arabą. - oznajmia znikając za oknem.

- Wybacz Noah czasem trudno jest przemówić do rozsądku. - jest mi wstyd przed Zackie'm, który wszystko widział.

- Długo się znacie?

- Odkąd skończyliśmy siedem lat. - odpowiadam i chce zgarnąć włosy z oczu i odruchów robię to ręką na której mam ranę.

- Gdzie masz apteczke? - pyta chłopak.

- W łazience. - odpowiadam i próbuje powstrzymać łzy, które na skutek bólu zebrały się w moich oczach.

Wcgkdizmi do łazienki. Zajmuje miejsce ma krawędzi wanny, który swoją drogą rzadko używam, ponieważ wolę prysznic. Chlopak wyciąga z szafki apteczke. Otwiera ją, wyjmuje wacik i wodę utlenioną. Nasiąknięty wacik przykłada do rany. Jest to strasznie nieprzyjemne uczucie na skutek czego trochę się krzywie, ale nie jest źle.

- Gotowe. - oznajmia owijając moją rękę bandażem.

- Dziękuję.

- Już drugi raz mi za coś dziękujesz Allen. - służbie zauważa.

Otwieram drzwi do łazienki dość mocno, a w pokoju jest dość mało miejsca więc drzwi nie otwierają się do końca i uderzają o jedną z półek, przez co na ziemię spada album. Na okładce widnieje zdjęcie z luna parku. Na fotografii jesteśmy naszą czwórką. Na środku stoją ja i Blair, a po bokach Noah i Simon. Przypominam sobie sytuację, która miała dziś miejsce. Jedna samotna łza spływa mi po policzku.

Czy to naprawdę koniec naszej przyjaźni?

- Allen tylko mi tu nie becz. - staje za mną. - Jak chcesz możesz powiedzieć co się wydarzyło.

- Chyba straciłam przyjaciółkę. - dopiero po wypowiedzeniu tych dotarło do mnie co to oznacza. Kolejna ważna osoba po prostu odeszła.

- Każdy czasem się kłóci. - niby próbuje mnie pocieszyć, ale średnio mu to wychodzi przy jego obojętnym tonie.

- Nie rozumiesz ja i Blair byłyśmy jak siostry, a teraz ona chce bym zniknęła. - też powiedziałam wiele słów, których żałuję, ale nigdy nie była bym w stanie powiedzieć czegoś tak okropnego.

- Potrzebujecie czasu. - mówi, a w Jego oczach powstaje znajomy blask tylko ten jest jakiś taki mało wyraźny. - Chcesz coś obejrzeć? - proponuje na co się zgadzam.

Podnoszę album i odkładam go z powrotem na półkę. Mam w nosie czy Cole widział okładkę. Ważne, że nie pytał o Simon. Wciąż nie lubię opowiadać naszej histori, która nadal jest dla mnie bolesnym tematem mimo upływu połtora roku. Jeszcze nie jestem gotowa o nie wiem, kiedy nadejdzie ten dzień, o ile nadejdzie. Biorę laptopa i siadam wygodnie na łóżku. Brunet robi to samo.

- To co jakiś horror? - pyta.

- Może być, ale od razu mówię, że się nie boję i nie będę się do ciebie przytulać. - ostrzegam go, bo dla mnie to tandetne.

- Nawet bez horroru robisz lepsze rzeczy. - porusza dwuznacznnie brwiami. Nawiązując do naszych dwóch ostatnich pocałunków, które się nie liczą, bo byłam pijana.

- Jesteś głupi. - kładę poduszkę między nami by oddzielić przestrzeń. Poważnie nie wiem, dlaczego ludzie uważają go za postrach tego miasta. Może i ma nabrzmiałe ego i jest chamski, ale czasem potrafi być na prawdę w porządku.

Bo ma każdy z nas ma przecież uczucia. Nawet ci co ich nie okazują na każdym kroku.

***
Cześć kochani.

Dzisaj rozdział dłuższy od poprzedniego. Większa część została poświęcona przyjaźni dziewczyn, bo przecież życie nie kręci się tylko wokół miłości i samych pozytywnych emocji. Bywają gorsze i lepsze momęty. Chyba każdy z nas miewa chwilowe załamania, ale sukces to się nie poddawać i iść na przód. Życzę wam miłego weekendu, a my widzimy się w następnym rozdziale, który będzie w przyszłym tygodniu.

Kocham _Skylerr_ ;***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro