13. Zack Cole był jedną wielką zagadką.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziś jest ten dzień, na który każdy nastolatek czeka cały rok szkolny. Ostatni dzień szkoły i na reszcie wakacje. Spanie do południa i spędzanie czasu ze znajomymi zero jakichkolwiek zmartwień. Jeśli myślicie, że jest tak jak na filmach, że wszyscy rzucają kartkami i zeszytami to się grubo mylicie, gdy zadzwoni dzwonek każdy wychodzi z klasy jak burza i ślad po nim ginie na dwa miesiące. Inne klasy są ze sobą bardzo zżyte, ale nie moja. Można powiedzieć, że każdy tu ma swój świat. Każdy ma niewielką grupkę znajomych i tyle, mimo że jeździmy na wycieczki to praktycznie ze sobą nie rozmawiamy.

- Chodzie obczaić ciasteczka, które kończą szkołę. - Blair ciągnie nas w stronę auli. Dziś jest uroczyste zakończenie szkoły klas czwartych. - I pomyśleć, że zostawiają nas z tymi złamasami. - ma rację nasz rocznik i młodsi nie należą do najprzystojniejszych mężczyzn. Natomist tamten składał się w większości z samych zawodników footballu.

- Ej, a ja to co? - Noah udaje naburmuszonego.

- No poza tobą. - mówiąc to wywraca oczami.

- Masz szczęście. - klepie ją po plecach, ale blondynka nie reaguje tylko wpatruje się w jeden punkt.

- To znowu ona. - syczy przez zaciśnięte zęby. W tłumie dostrzegam Josha i te czarnowłosą dziewczynę, co wczoraj na ulicy.

- Kto? - brunet przepycha się między nami. - Zdecydowanie starsza. - komentuje, przez co dostaje porządne uderzenie w głowę.

- Idziemy. - zarządza morskooka idąc przed siebie.

- Ty jesteś jakaś chora na głowę za co do było!? - wydzieram się chłopak idąc za nią.

Idę w kierunku tej dwójki, gdy wpadam na kogoś. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to czarna suknia przed kolano i brązowe włosy z różowymi pasmami.

- Liv co ty tu robisz? - jestem w szoku, że ją tu spotkałam ostatni raz widziałyśmy się jakiś czas temu.

- No jak to co Josh kończy szkołę! - widać, że bardzo się ekscytuje nic dziwnego w końcu się przyjaźnią.

- Jeszcze raz mnie dotkniesz to własna matka cię nie pozna! - słyszę krzyk z drugiego końca korytarza, który należy do mojego przyjaciela.

- Jesteś fujarą i tyle! - odpowiada mu dziewczyna. Mam wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu.

- Muszę już iść, bo ta dwójka się zaraz pozabija. - mówię pół żartem pół serio, bo kto wie co tej może im strzelić do łbów.

- Nie ma sprawy. Wpadniesz wieczorem do baru Josha świętujemy rozpoczęcie wakacji? - zaprasza mnie, a na jej twarzy mauje się serdeczny uśmiech.

- Pewnie. - przyjmuje propozycję i idę pośpiesznie w stronę gdzie dochodzą krzyki.

- Poważnie czy wy nie umiecie się raz do cholery zachować, tylko robicie cyrk w ostatnim dniu szkoły! - gdy wsiadamy do auta wydzieram się na nich. Zapewne brzmią jak matka wrzeszczaca na swoją pięcioletnie dzieci, ale czasem mam dość ich zachowania.

- To ona zaczeła. - wskazuje na dziewczynkę, która siedzi z tyłu.

- Co ja?! To twoja wina niedorozwoju! - znowu zaczyna krzyczeć. Zapowiada się ciekawa podróż.

- To nie ja jestem zazdrosny o Josha. - i właśnie tymi słowami wygrał całą tę bezsensowną kłótnię.

- Spadaj. - Blair cicho odbrukneła i uderzyła plecami o oparcie.

Zamiast odwieźć nas do domu Noah parkuje przed salonem tatuaży, w którym wcześniej robił swój. Jestem trochę zaskoczona, ponieważ nic nie mówił, że chce kolejny, ale znając jego pewnie to była jedna z spontanicznych decyzji jakie podjął.

- No nareszcie! - ku mojemu zaskoczeniu odzywa się blondynka, klaszcząc w dłonie jakby doskonale wiedział po co tu jesteśmy.

- Co my tu robimy? - zauważam, że ta dwójka podejrzenie się uśmiecha do siebie, a przed chwilą na sobie wrzeszczeli i wyzywali od najgorszych. Ich zachowanie są bardziej zmienne niż pogoda w górach.

- Zakład kochana. - mówi Noah i wysiada z auta wraz z Blair. Nie chcę zostać tu sama, więc robię to co oni i zmierzam w kierunku szklanych drzwi oblepionych szkicami tatuaży, które swoją drogą są na prawdę świetne i gdyby nie mój strach przed igłami zrobiła bym sobie taki.

- Jaki? - wydaje mi się, że o czymś nie wiem, albo nie brałam w nim udziału. Skoro jesteś w tym miejscu to zapewne przegrany robi sobie tatuaż, w duchu modlę się by mnie to nie dotyczyło.

- Tylko nie bądź zła. - uspokaja mnie przyjaciółka, chociaż to działa w odwrotną stronę, ponieważ moje tętno zdecydowanie przyspiesza, a przez głowę przewija się milion koszmarnych myśli na raz.

- A na czym polegał ten zakład? - mówiąc to brzmię jak siedmiolatka, która pierwszy raz została zabrana do odpowiedzi przy tablicy. Co ja pletę za bzdury? Nawet wtedy się tak nie denerwowałam. Wielu ludzi uznało by, że zbyt dramatuzyję, ale nie wiecie do czego Noah i Blair są zdolni w ich głowach roi się wiele głupich pomysłów.

- No więc... - zaczyna blondyka widać, że chce dobrać odpowiednie słowa, ale nie daje jest jej nawet zacząć, bo brunet ją wyprzedza.

- Założyliśmy się o to czy do końca roku uda ci się znaleźć chłopaka. - wypala jak z procy. W sumie myślałam, że będzie to coś gorszego i grunt w tym, że to mnie dotyczył zakład, dlatego nie mogłam go przegrać prawda?

- I jak? - pytam, ponieważ nie mogę oprzeć się pokusie by dowiedzieć się kto przegrał.

- Ja mówiłem, że znajdziesz. - teraz w mojej głowie przewijają się wspomnienia, gdy Noah próbował zeswatać mnie, z każdym ledwo poznanym chłopakiem. - A Bri, że nie. - dodaje, ale przypominam sobie, że ona nie odpychała mnie od chłopaków by wygrać zakład. Zapewne postawiła na babską intuicję, którą jak sama twierdzi ma bardziej rozwiniętą niż zmysły.

- I wygrałam. - wydaje się być bardzo tym faktem uczieszona. - Teraz szykuj się na tatuaż, bo wzór już mam wybrany. - zdziornie mruga do chłopaka. Trochę mu współczuję, bo nie wiem czego się spodziewać po Blair. Wzór zależał jej od humoru, jeśli był zły to będzie to pająk po środku czoła, a jeśli nie to będzie mały i ładny tatuaż w jakimś fajnym miejscu.

- To co robimy? - przed nami staje mężczyzna około czterdziestki dość masywny, z pokaźną brodą i ciekawie ostrzyżoną fryzurą, jego ręce i szyję pokrywają tatuaże, jest aż tak dużo, że większość wzorów po prostu się ze sobą zlewa.

- Nie wiem, to ona tu rządzi. - wskazuje na dziewczynę, która bardzo się z tego powodu cieszy.

Wzór już został wybrany. Jest to napis wykonany w języku chińskim i oznacza słowo przyjaciele. Może się wydawać to oklepane, ale dla nas ma to głębsze znaczenie, ponieważ zawsze byliśmy i nimi będziemy. Przy sobie czujemy się bardzo swobodnie i wspieramy się. Chłopak wybrał na miejsce tatuażu nadgarstek. Odbita kalka na prawdę świetnie wygląda, ale my z Blair nie odważny się na coś takiego. Nie chodzi o to, że nie wierzymy w te przyjaźń czy coś po prostu Blair już w wieku dwunastu lat, kiedy inne dzieci marzą o tatuażach i malują sobie po rękach ona tym czasem stwierdziła, że nigdy w życiu nie robi sobie tatuażu, ponieważ gdy będzie stara jej skóra pomarszy się wraz z wytatuowanym wzorem. Ja natomiast mam siedemscie lat i na takie decyzję przyjdzie pora w przyszłości.

- Oj stary nieźle wkopałeś się swojej pannie. - komentuje tatuażysta, która jak się dowiedziałam ma na imię Steve.

- Ona i moja panna blee. - wskazuje na bondynkę, a my zaczynamy chichotać. Nie potrafiła bym sobie wyobrazić ich jako pary chodzącej za rękę i całującej się.

Nie nie stop!

- Aaa wolisz tę drugą. - teraz wskazuje na mnie. Przez wiele lat ludzie uznawali nas za parę, którą zresztą nigdy nie byliśmy i nie będziemy. Zachowujemy się jak rodzeństwo i to był było dla mnie jak chodzenie z bratem, raczej nigdy z tego nie skorzystam.

- Auu! - słyszę pisk jakby obdzierano szczeniaka ze skóry, ostatnim razem było tak samo, więc nie martwię się, że go to boli po prostu zbyt dramtyzuje.

- A wy drogie panie nie chciałybyście kolczyka. - Steve ignoruje wrzaski chłopaka i zaczyna rozmowę z nami.

- Marzy mi się kolczyk w pępku. - oznajmia spokojnie Blair, od kiedy tylko pamiętam marzyła o takim kolczyku, ale mama zdecydowanie jej zabraniała. Czasem miło jest, gdy rodzic martwi się o swoje dziecko mimo to wiedząc, że i tak zrobi to prędzej czy później.

- Mówisz i masz. - facet szczodrze się uśmiecha, a mnie ciekawi co ma w planach. - Brenda klientka do ciebie! - krzyczy na cały salon wzywając jakaś kobietę.

- Czego się drzesz!? - z drugiego pomieszczenia wychodzi kobieta na oko czterdzieści lat z mnóstwem kolczyków na twarzy i niebieskimi krótkimi włosami wygolonymi po bokach. Charakteru dodają jej czarne glany i czerwone skórzane spodnie do komplety tego samego koloru skórzana kurtka z cwiekami robi robotę.

- Ta młoda chce kolczyk w pępku. - Nie odwraca głowy od nadgarstka, ale mnie zastanwai to jak potrafi mówić i robić jakąkolwiek prostą kreskę, ja bez gumki do mazania bym się nie obeszła na geometrii.

- Barbie czy ta z szfirowymi oczami? - spogląda na nas, Blair określiła trafnie, ponieważ ma długie blond włosy i morskie oczy zawsze modnie ubrana, nawet dzisiaj jasne jeansy i czarny top świetnie na niej leżą. Czasem zazdrosciłam jej urody. Natomiast ja mam ciemno-niebieskie oczy, ale szfirowymi to raczej bym ich nie nazwała.

- Ja. - Blair podnosi się z kanapy.

- Masz zgodę rodzica? - spogląda na nią jakby się spodziewała, że jej nie ma.

- Emm no nie. - przyznaje na jej twarzy maluje się rozczarowanie.

- Masz szczęście u nas jej nie trzeba. - odpowiada Steve nakładając specjalną folię na nadgarstek Noah.

- Ty draniu wszystko zepsułeś! - gani go kobieta, a na jego twarzy maluje się łobuzerski uśmiech. Widać, że tą dwójkę łączy bardzo pokręcona miłość.

Kobieta znika z Blair w pokoju obok, zapewne tam trzymają cały sprzęt do piercingu. Noah pokazuje mi tatuaż i wygląda on świetnie muszę przyznać, że pasuje do niego i nie ukrywając bardziej podoba mi się ten tatuaż niż poprzedni, ponieważ ten ma jakiekolwiek przesłanie.

- Chyba za jakiś czas zrobię sobie jeszcze jeden. Masz wolne terminy Steve? - zwraca się do niego przeglądając katalog. Pośród przewijania kartek w oczy rzuca mi się wzór węża. Dokładnie taki sam jaki widnieje na policzku Dereka. Na samą myśl o nim przechodzą mnie okropne ciarki.

- Wpadaj kiedy chcesz. - odpowiada czyszcząc sprzęt.

- Gotowe. - do pomieszania wracają Blair i kobieta. Dziewczyna pokazuje nam pępek, w którym znajduje się niewielki kolczyk.

- Wiesz jak o niego dbać? - Brenda zwraca się do blondynki.

- Jasne. - odpowiada natychmiastowo.

- A ty szfirowa nic nie robisz? - teraz zwraca się do mnie kobieta. Ma rację Naoh zrobił tatuaż, Blair kolczyk, a ja nic. Wtedy podejmuje spontaniczną decyzję, ale nie jest to tatuaż.

- Niech będzie kolczyk. - odzywam pewna siebie, bo przecież od jednego kolczyka świat się nie zawali.

- OHO Mad szalejesz. - przyjaciel klepie mnie po plecach, przy okazji dodając mi otuchy.

- To gdzie robisz? - pyta podekscywtowna Blair.

- Chyba zrobię drugą dziurkę w uchu. - nie jestem na tyle odważna by zrobić go gdzie indziej. Na twarzy mi się nie podobają, a w pępku też jakoś szczególnie mnie nie pociąga.

Udaje się z Brendą do drugiego pokoju, siadam na specjalnie przygotowanej kozetce. Trochę się denerwuje, ale Bernada zapewnia mnie, że to nie będzie boleć. W końcu zdecydowałam się na helixa. Brenda przygotowała igłę, która ma zamiar zróbić dziurkę. Powróciłam wzrok w drógą stronę wpatrując się w zieloną ścianę, ze wzrokiem tropikalnych liści. Poczułam lekki dyskomfort, gdy igła przebiła się przez małżowinę. Zacisnałam pięści na brzegach kozetki.

- Już. - niebieskowłosa oznajmiła, że skończyła. Nie było, aż tak źle jak się spodziewałam. Podała mi lusterko i wyglądało to genialnie, cieszę się, że postanowiłam go zrobić. Choć ta decyzja była podjęta w dosłownie kilka sekund.

Później zapłaciliśmy za wszystko i wcześniej uzgadniając udaliśmy się do baru Josha. Była już za chwilę dwudziesta. Dobre trzy godziny spędziliśmy w salonie, rozmawiając z Brendą i Stevem. To niesamowite, że mimo swojego wieku, żyją jak nastolatkowie. Blair i Noah byli zachwyceni zaproszeniem Liv, wiadomo tam gdzie alkohol tam i oni.

Weszliśmy do baru, znajomi jak zwykle siedzieli w boksie, dostrzegłam też Josha przy barze rozmawiającego znowu z tą czrnowłosą nieznajomą. Blair też zwróciła na nich uwagę, bo stała wciąż w wejściu, natomiast Noah już stał przy stole i w ręce trzymał wódkę polewając wszytskim do kieliszków. Zadziwiające jest to jak on potrafi się w dosłownie kilka sekund wpasować do otoczenia.

- Pójdę do łazienki. - oznajmia morskooka, jest mi strasznie przykro, ponieważ widzę ten smutek na jej twarzy, ale przecież nie zmusza Josha by z nią chodził. Pozostaje mi tylko czekać, aż do nich dotrze, że są sobie bliscy.

Idę do boksu, gdzie wszyscy bawią się w najlepsze, jak zwykle siadam koło Liv, a obok mnie stoji rozweselony Noah zaciekle rozmawiając z Alexem.

- Gdzie reszta? - zwracam się do rożowowłosej, ponieważ wydawało mi się, że przy stole siedział jeszcze Mike.

- Mike poszedł pogadać z Zackie'em, a Josh gada z Nessą. - czyli tak ma na imię czrnowłosa.

- Czy oni chodzą ze sobą? - pytam pewnie jak desperataka, ale nie byłam w stanie się powstrzymać.

- Coś ty to kuzynka Josha. - natychmiastowo wyprowadza mnie z błędu. - Przyjechała tu na wakacje. - teraz ma to sens, dlaczego spędzała tyle czasu z Joshem, bo przecież są kuzynostwem i pewnie długo się nie widzieli.

Naprzeciw nas siada wysoka blondynka, którą jest Blair, mam zamiar jej wyjaśnić, że to tylko kuzynka chłopaka, ale nie udaje mi się to, ponieważ szatyn podchodzi do nas z dziewczyną.

- O hejka jesteś tu nowa? - Blair podrywa się z miejsca jak burza i wita się z dziewczyną przedłodzonym głosem, którego używa tylko wtedy, gdy zamaskowuje swoją wściekłość. - Blair, bardzo dobra przyjaciółka Josha. - w tym momencie przybijam sobie mentalnie w twarz, ponieważ brzmi jak zdesperowana małolata.

- Cześć, Nessa kuzynka Josha. - i w tym momencie blondynka czerwoni się ze wstydu pewnie dotarło do niej, że wyszła na zazdrośnicę. Ubrana jest czarną dopasowaną sukienkę na długi rękaw do połowy ud. Na twarzy ma dość mocny makijaż podkreślające jej duże usta i szare oczy, które są jej wielkim atutem i idealnie wpsowują się w jej czarne włosy, które siegaja do pasa.

- Siema, ja jestem Noah. - z opresji ratuje ją chłopak, bo na przywitanie obejmuje Nessę. Zaskakujące jest, to że odwajemia uścisk i nie widać tego po niej by czuła się skrępowna. Pierwszy raz w życiu widzę by ktoś nadążał za Noah Andersonem i jego otwartym pokazywanie czułości.

Gdy dziewczyna przywitała się ze mną zajęła miejsce obok Liv. Za pewne dziewczyny się batdzo dobrze znają. Trochę żal mi jest Blair, bo siedzi i widać, że ciągle jest jej głupio z powodu tej sceny, która miała miejsce przed chwilą. Alex i Noah są niezłe napróci i poszli po kolejny alkohol do baru.

- Muszę iść do nich nim rozpierdolą mi cały bar. - mówi szatyn podchodząc do chłopaków, którzy pakują w ręce tyle alkoholu ile się da.

- To jak tam dziewczyny, co tam u was? - rozmowę zaczyna Nessa, zaskakuje mnie jej otwartość, bo zna nas raptem od trzydziestu minut.

- Wiesz ja tylko się zaręczyłam i takie tam. - zaczyna Liv mówiąc o tym jakby opowiadała o niechcianej pracy domowej.

- Nie no stara nie żartuj! Co z Mikiem? - widać, że na jej twarzy maluje się oburzenie.

- Rozstaliśmy się. - na wypowiedzenie tych słów jej głos staje się cichszy.

- Naprawdę za długo mnie nie było. - komentuje, przenosząc swój wzrok na mnie i Blair. - A wy, która jest z kim?

- Z żadnym. - odpowiadam za nas obie.

- Jasne, widzę jak blondi patrzy na mojego kuzyna. - żartuje z Blair. - Spokojnie jesteś bardzo w jego typie. - dodaje spoglądając w stronę baru, gdzie stoji grupka chłopaków w śród nich dostrzegam granatwowo czarne włosy Mike i ciemnobrązowe Zacka, który patrzy się w naszą stronę. Łapiemy kontakt wzrokowy, jednak on jest tylko chwilowy i Zack szybko odwraca wzrok w stronę chłopaków. - Aaa już czaję... - Nessa uśmiecha dość podejrzenie.

- Ale co? - nie jestem pewna o co chodzi, więc wolę spytać.

- No ty i Zack. Widziałam to spojrzenie mrrr... - wywracam oczami, przywykłam już do tego, że każdy uważa, że między mną a Zcakie'em coś jest. Przecież to byłyby tylko trzy pocałunki, nic wielkiego, przynajmniej dla niego. Dla mnie też nie znaczy to od razu ślubu i dzieci. Jesteśmy młodzi i popełniamy błędy.

- Zdecydownie nie. - zaprzeczam jej słową, bo my chyba tylko się tolerujemy. Koleżeństwem nie nazwałbym celowania w kogoś pistoletem, ale co ja tam wiem. Może właśnie w taki sposób okazują jakiekolwiek uczucia bad boye. Co ja pieprzę jaki bad boy ma pistolet? Cole'a można nazwać zdecydowanie gangsterem.

- Cały czas Leyla? - szarooka tym razem zwraca się do Liv. W mojej głowie powracam do sytuacji, gdy Zack nazwał mnie tym imieniem. Wtedy pomyślałam, że zwyczajnie pomylił moje imię, z jakoś dziewczyną, z którą rozmawiał, ale teraz wydaje mi się to poważniejsze, bo nie bez powodu  wspominała to imię.

Liv zamiast odpowiedzi posyła jej piorunujące spojrzenie. Postanawiam nie drążyć tego tematu, zwłaszcza gdy do boksu przychodzą chłopcy. Po kilku kolejkach, padł pomysł wypadu na imprezę do Jeya. Jest do chłopak, który dziś skończył szkołę, ale jego imprezy są legendarne. Zresztą on sam jest DJ i odpowiada za muzykę. Była tylko raz na jego imprezie, ale bardzo mi się podobało. Dlatego wszyscy jednogłośnie się zgadzamy. Impreza nie odbywa się daleko, bo zaledwie pięć przecnic od baru. Jego dom znajduje się na obrzeżach San Francisco wraz z najdroższymi posiadłościami tego miasta.

Po czterdziestu minutach, bo tyle zajęła nam droga, ze względu na Alexa i Noah, którzy szli chwiejnym krokiem, twierdząc, że czują się jak nowonarodzeni. Zack Mike i Josh szli trochę w tyle twierdząc, że muszą o czymś ważnym porozmawiać, gdy usłyszałam słowo pobić, zdecydowanym krokiem oddalił się i szłam wraz z dziewczynami, Najwięcej rozmawiała Liv, która opowiadała Nessie historię swoich zaręczyny. W końcu udało nam się całym dotrzeć na miejsce i staliśmy przed pałacykiem Jeya. Z środka dobiegała głośna muzyka, a przed domem stało pełno nastolatków. Nie byłam do końca przekonana, czy moj ubiór jest odpowiedni na imprezę, bo składał się z czarnych rurek białego topu na ramiączkach i czarnej jeansowej kurtki. Liv i Blair też mają bardzo podobny strój do mnie, tylko Nessa wygląda lepiej, ale coś czuję, że to po prostu jest  jej styl ubioru.

- LECIMY NA MELANŻ! - wykrzykują Noah i Alex biegnąc do środka tak szybko jak alkohol krążące im w żyłach na to pozwala.

Jak na każdej imprezie skończyłam w kuchni obserwując ludzi. Bracia alkoholicy, bo tak nazwałam Noah i Alexa, grali w beer-ponga. Josh tańczył z Blair na parkiecie. Ocierali się o siebie i niech mi ktoś powie, że oni nie są parą. Zack jak zwykle połyka się z jakimiś dziewczynami, co nie jest żądaną nowością, a reszta nie mam pojęcia, gdzie znikneła.

- O tutaj jesteś. - przede mną pojawia się nowo poznają czarnowłosa dziewczyna. Oczy jej się świecą, widać, że imprezy to zdecydowanie jej żywioł. - Dlaczego się nie bawisz? - opiera ręce na biodrach, które swoją drogą są szerokie, ale idealnie wpsowują się do sukienki, którą ma na sobie podkreślając jej seksapil.

- Przecież się bawię. - w geście podnoszę szklankę z moim drinkiem, którego pije już od dwudziestu minut.

- Właśnie widzę. - komentuje, a z jej głosu wyłapuje nutę ironii. Ciągnie mnie za rękę w stronę parkietu, gdzie znajdą się tańczący nastolatkowie w rytm głośnej muzyki.

- Nessa co ty robisz?! - próbuje przekrzyczeć muzykę by mnie usłyszała, bo przez przypadek wpadłam już na parę osób i oblałam ich drinkiem.

- O nie, nie Nessa mów mi Ness. - skoro tak woli to nie będę się spierać.

- Dlaczego nie zaciągniesz na parkiet Blair albo Liv? - jest tu tyle osób, że nie wiem dlaczego to akurat na mnie się uwzieła.

- Blondi bajeruje mojego kuzyna. - wskazuje, by pokazać nam parę na drugim końcu salonu tańczących że sobą. - A Liv i Mike wpatrują się w siebie jak w obrazki. Nawet nie masz  pojęcia jakie to niezręczne. - wzdryga się, a ja lekko unoszę konciki ust, ponieważ wiem jak to jest, bo jestem przyjaciółką Blair największej flirciary w całym San Francisco. - Wciąż nie rozumiem, dlaczego się rozstali, ale uwierz prędzej czy później do siebie wrócą.

Już więcej nic nie mówi tylko zaczyna poruszać się w rytm muzyki, a ja robię dokładnie to samo. Tańczymy dobre kilka, bądź kilkanaście piosenek. Bawię się na prawdę świetnie, jednak cały czas czuję czyjś wzrok na sobie. Jest tu tyle ludzi, że na pewno mi się wydaje, więc staram się tym nie przejmować.

- Muszę się napić! - oznajamiam dziewczynie, na co ta nowa głowa, że rozumie i razem schodzimy z parkietu.

Przygotowujemy sobie ponowne drinki i siadamy na blacie. Przyznaje, że jestem wykończona i robi mi się strasznie duszno, dlatego otwieram okno bym poczuła się lepiej.

- To co cię tu sprowadza? - zaczynam rozmowę, ponieważ wiem tylko, że Ness przyjechała tu na wakacje.

- Przyjechałam tu, bo wywalili mnie z uczelni. - przyznaje dziewczyna uśmiechając się, jakby to wcale jej nie ruszyło. - Nie zrobiłam niczego głupiego, tylko wybrałam uniwerek w Miami od razu po zakończeniu szkoły wraz z moimi przyjacielem Nickiem wyjechaliśmy stąd. Wybrałam dziennikarstwo tylko, że chciałam być prawdziwą dziennikarką, która piszę o ważnych sparwach, a skończyło się na wywiadach z dziekanem uczelni. Wiele ludzi posądzało go o łapówki i napisałam o tym artykuł. Nie spodobało mu się i w taki o to sposób zostałam wywalona, ale nie jest źle, na razie przyjechałam tu na wakacje może zostanę tu na jakiś czas. - odwiedziła mi swoją historię. Jestem oburzona tym, jak ludzie potrafią zrujnować komuś przyszłość, bo Nessa może i wygląda na sukę, ale tak naprawdę jest miła, została osądzona przez to, że powiedział prawdę, a przecież to jedna z rzeczy, która cechuje dobrego dziennikarza.

- Byli głupi. - stwierdzam natychmistwo, ponieważ nie zgadzam się z ich decyzją, tym bardziej że sama zostałam zawieszona w niesłusznej sprawię.

- To już wiem od dawna. - zaczyna się śmiać, a ja coraz bardziej ją lubię.

- Są i nasze laleczki. - pochodzi do nas napruty Alex i obejmuje ramieniem szarooką, a tuż za nim staje Noah.

- Nie za dużo już tego. - wskazuje na butelkę czystej, która trzy czwarte zostało już wypite. Sama dziś piłam, ale na pewno nie w takiej ilości.

- Alkoholu nigdy nie za dużo. - wywracam oczami na słowa przyjaciela.

- Alex złotko te łapska to przy sobie. - Ness gwałtownie stracą rękę chłopak z swojego parku, przez co ten się zatacza.

- Zadziorna. - mamrocze cicho pod nosem Alex.

- Jak się bawicie. - radośnie podbiega do nas Liv jej różowe włosy idealnie wpsowują się w światła, przez co wygląda to jakby specjalnie przygotowane były pod tę imprezę.

- Za dużo wypiła. - tłumaczy nam Mike, a dopiero teraz dostrzegam rumieńce, które są wywołane alkoholem. I nawet  dodają jej uroku.

- To co bawimy się w końcu razem? - proponuje Ness.

- Się wie babo! - wykrzykują Liv, po raz pierwszy widzę, by w tak małym ciałku było tyle energii. - Ale najpierw zdjęcie!

Wyciąga telefon, a my satejmy blisko siebie. Najpierw zdjęcie nie wyszło, bo dziewczyna z emocji włączyła nagrywanie, ale udało się nam i klikneła kilka razy, i flesz zaczął pstrykać nam zdjęcia. Jestem ciekawa czy jakiekolwiek wyszło, ponieważ co chwilę każdy się wiercił. Po tej sesji udaliśmy się na parkiet. Tańczyłam z każdy i świetnie się bawiłam. Od półtora roku opuściłam swoją bezpieczną skorupę i szalałam jakby ta noc miała nigdy się nie kończyć. Uwielbiam tych ludzi.

To właśnie moje wymarzone wakacje.

- Królowa imprez znowu szaleje? - dołączają do nas Josh i Blair.

Tańczymy i śmiejemy się, jednak ja cały czas czuję się nieswojo. Rozglądam sie dookoła i napotykam wzrok Zack'a. Wpatruje się we mnie tym swoimi ciemnobrązowymi oczami, a na jego kolanach siedzi dziewczyna, której kompletnie nie kojarzę, ale szepcze mu coś do ucha, jednak on cały czas patrzy na mnie i mimo, iż wie, że zorientowałam się, że to na mnie skupia swój wzrok, nie próbuje nim uciec. Jako pierwsze odwracam spojrzenie i mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył.

- Uuu Zack? - jednak się myliłam i Ness to zauważyła. - Chcecie zobaczyć scenkę? - tym razem zwraca się do wszystkich.

- Pokaż na co cię stać. - dopinguje ją Josh.

Dziewczyna zmierza w kierunku kanap seksownie kołysząc biodrami. Najwidoczniej nikt z nas nie ma pojęcia, co zamierza prócz Josha. Podchodzimy trochę bliżej by to usłyszeć. Nessa staję przed Zackie'em i dziewczyną.

- Jak mogłeś! Ty najgorszy frajerze! - wydziera się na Zacka, tym sposobem zwraca na sobie uwagę kilku osób. Normalnie szczęka opada mi z wrażnia, bo tego to zdecydowanie się nie spodziewałam.

- Masz jakiś problem? - odzywa się brunetka, a jej głos piszczy jak ociernay o siebie styropian.

- Spieprzaj stąd ty mała larwo. - pewnym ruchem zrzuca z jego kolan dziewczynę. I zajmuje miejsce na pustej kanapie obok Zacka, zaprasza nas obok siebie nie za bardzo wiemy co robić w tej sytuacji, ale postanawiamy do nich dołączyć. Siadam obok Ness, a tuż obok mnie Noah. Na drugiej kanapie zajmują miejsce pozostali.

- Witaj w domu. - komentuje Zack zwracając się do Ness, jednak cały czas spodgląd na mnie. Korci mnie by zadać pytanie czy tę dwójkę kiedyś coś łączyło, ale wolę się powtrzymać i nie wyjść na wścibską.

- KURWA PSY PRZYJECHAŁY! - do pomieszczenia wybiega chłopak, muzyka natychmiastowo cichnie i wszyscy zaczynają się zbierać.

- Spadamy. - jako pierwszy wstaje Cole i zarządza spoglądając na Josha.

- O tak jedziemy z kurwami! - Noah szybko podłapuje i zbiera Alexa z kanpay. Obaj zaczynają biec w stronę drzwi na taras. My robimy to samo, bo trzeba się stąd jak najszybciej zmyć.

- Liv, Mad bierzemy!? - Nessa wskazuje na pięć desekorolek. Nie wiem, po co jej one ale chwytam jedną i biegniemy w stronę ogrodzenia.

- Nie ma szans by oni tu przeszli! - Blair wskazuje na pijanych chłopaków, którzy lekko się chwieją.

- Co ja dam radę! - rozporządza Noah pijackim głosem i nie usilnie brubune przejść przez czterometrowe ogrodzenie.

- Zabacz jak ty się chwijesz! - gani go blondynka.

- To przez wiatr - wtrąca się Alex.

- Idioto jest czerwiec nie wieje. - Liv uderza go lekko w bark.

- Dobra wyluzujcie. - uspokaja je Mike. - Josh. - chłopak jak na zawołanie wpisana się i po chwili przeskakuje ogrodzenie. Mike pomaga z jednej strony przejść Noah, a z drugiej cały czas Josh go asekuruje.

Gdy udaje się przerzucić tych pijaków, Mike pomaga jeszcze Liv po czym sam przeskakuje. Nessa robi to bez problemów, jakby ćwiczyła to całe życie, Blair też daje jakoś radę. Teraz kolej Zcak'a, jednak zatrzymuje się w połowie i spagląda na mnie.

- A ty co Allen zostajesz? - w jego głosie słuchać kpinę.

- Łatwo powiedzieć, jak mam przeskoczyć, ten mur ma on chyba z pięć metrów. - z moim szczęściem spadne na ten głupi łeb i go sobie rozbiję.

- To zostań, może tata odwiezie cię do domu. - zwinnie zaskakuje z samego szczytu.

Gotuje się we mnie złość. Co on sobie myśli, to że jestem córką szeryfa to nie znaczy, że będę mieć przejebane. Już raz nastwiałam karku dla tego dupka. Zbieram się w sobie i zaczynam wspinaczkę.

Okej Madison dasz radę, wysztsko jest dobrze.

Pocieszam się w myślach, bo za chwilę będę już mieć połowę drogi za sobą. Inni ludzie robią dokładnie to samo co ja, czyli muszę się pospieszyć, bo policja jest już w domu.

Tak jestem już na szczycie!

Cieszę z tego, teraz tylko z górki. Jednak moje świętowania są zbyt wczesna, ponieważ tracę równowagę i spadam w dół. Uderzyła się dość solidnie nogą w baramę. Zapewne w tym miejscu powstanie spory siniak. Jednak znaczną część upadku zostaje zamortyzowana, ponieważ Cole delikatnie przytrzymał mnie w plecach.

- Allen, aby od razu na mnie lecieć? - jak zwykle on i dwuznaczne teksty to norma.

- Choaciaz raz po coś się przydałeś. - odpowiadam i zmierzam do grupy przyjaciół.

Szliśmy bez celu o drugiej w nocy ulicami San Francisco. Jak na tak późno porę było zadziwiająco dużo ludzi. Byliśmy w samym centrum miasta. Przyznaję o tej porze wygląda znacznie lepiej niż za dni. Dostrzegłam również, że Blair i Josh trzymają się za ręce. Korciło mnie by o to zapytać, ale dałam sobie spokój, ponieważ nikt z naszej szóstki tego nie zauważył.

- Chodźmy tutaj. - zatrzymała się Liv robiąc oczy słodkiego kociaka.

- To jest galeria i o tej porze jest zamknięta. - z błędu wyprowadził ją Mike.

- Nie do galerii na parking. - sprzedała mu solidnego kuksańca w bok.

- Po co? - zadał kolejne pytanie. Sama nie wiedziałam, dlaczego akurat Liv chce iść na parking skoro może iść do każdego klubu w okolicy.

- A po co mamy deski? - odezwała się Ness pokazując na Noah i Alexa, którym je upchneła, ponieważ jej samej nie chciało się nieść. I szybkim krokiem poszła ku zejściu do podziemia.

- To jak jedziemy? - tym razem zapropomowała różowowłosa. Rzucając deskę na podłogę i odepcheła się jadąc przed siebie. Nessa również zrobiła to samo.

- Wy siadacie. - Mike rozkazał chłopką usiąść pod jednym z filarów.

- Dlaczego? - odezwał się oburzony Noah, który ledwo stał na nogach i jeśli myślał, że ktokolwiek pozwoli mu na to wsiąść to się mylił. Nie chciałem widzieć to połamanego w gipsie.

- Bo jesteście pijani. - odpowiedział im czarnowłosy chłopak, ktory po chwili wziął kolejną deskę i dołączył do dziewczyn.

- Nie prawda... - tym razem odezwał się blondyn brzmiąc przy tym jak zbuntowany siedmiolatek, ale nikt już nie zareagował na jego słowa.

- Nauczyć cię? - Josh zaproponował Blair, na co ta od razu się zgodziła.

Nie chciałam jeździć, ponieważ ostatnio, gdy próbowałam to skończyło się na złamany obcasie i kilku porządnych siniakach. Teraz co prawda mam na stopach białe air force, ale nawet w takich butach jestem w stanie się zabić, przez moją niezdarność. Obserwowałam jak wszyscy wykonywali jakieś triki. Najlepszy był Cole, ale nie chciałem chwalić jego przerośniętego ego, dlatego stałam i się tylko przyglądałam.

- Co Allen boisz się, że złamiesz  paznokieć? - znów ze mnie kpi.

- Dlaczego ciągle mówisz do mnie po nazwisku? Nie możesz po prostu Mad jak wszyscy? - przyznaję, że bardzo długo mnie to zastanawiało.

- Ty też tak mówisz do mnie. Wiem, że jest super, ale to nazwisko nigdy nie będzie należeć do ciebie. - odbił piłeczkę w moją stronę przy okazji wplątując w to swoje dwuznaczne teksty, na które odruchowo wróciłam oczami.

- Dzięki bogu. - powiedziałam głosem oceekajacym ironią. - A co do paznokci nie obawiaj się nic się im nie stanie. - wyrwałam mu z rąk deskę i rzuciłam na podłogę odpychając się lewą nogą.

Wszystko szło bardzo dobrze, ale na ostatniej prostej się zachwiłam i wylądowałam pupą na betonie. Trochę zabolało, ale da się przeżyć. Pocieszam mnie, to że nikt nie zwrócił uwagi na mój upadek, przez co nie miałam powodów do wstydu. No prawie.

- Jak się połamiesz nie będę cię składać. - przede mną wyrósł Zack i jak zwykle nabijał się ze mnie. Poważnie działa mi na nerwy.

- Daj spokój. - odwarknełam podnosząc się i otrzepując spodnie.

- A co jeśli nie? - zrobił dwa kroki, przez co znalazł się bliżej mnie. Ponownie złapaliśmy kontakt wzrokowy. Nieudolnie próbowałam dostrzec co siedzi w jego głowie, ale było to niemożliwe. Zack Cole był jedną wielką zagadką. O charakterze niczym tykająca bomba. Nigdy nie mogłam spodziewać się kiedy wybuchnie. Przez co jeszcze bardziej chciałam go poznać. Ludzie nie są tacy od zawsze, doprowadzają ich do tego czyny i wydarzenia jakie doznali w przeszłości. Musiało być to coś potwornego skoro teraz jest jaki jest. Czułam się onieśmielona co zdarza mi się bardzo rzadko, ale tak jego spojrzenie na mnie działa. Obawiam się, że rozszyfruje wszystkie moje tajemnice, a on nie jest właściwą osobą by je poznał. Z oddali usłyszałam głos przyjaciół, to zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. Odsunełam się o krok do tyłu, ponieważ ta odległość zdecydowanie bardziej mi pasowała niż poprzednia.

- Nic. - wzruszyłam ramionami odpowiadając na jego poprzednie pytanie. Nie była to jakaś błyskotliwa riposta, ale wiem, że zadziałała doskonale. Czasem lepiej powiedzieć jedno absurdalne słowo niż wymyślać coś orginalenego i tym bardziej nakrecać samego diabła, który siedzi w jego duszy.

Usiadłam obok Alexa i Noah. Brunet spał mając opartą głowę na ramieniu chłopaka. Przypatrywałam się znajomym, jednak myślami byłam w kompletnie innym świecie. Powracałam do wakacji, które miały miejsce dwa lata temu. Były one cudowne, nazwałam je wymarzonymi, ale coś w duchu mi podpowiada, że te mogą być znacznie lepsze. Nareszcie szczerze się uśmiecham to samo jest z Noah i Blair. Pora wreszcie pogodzić się z tym co miało miejsce i iść na przód.

- Mad! Patrz! Ja jadę! - spoglądam na krzycząc blondynkę, która stoi na desce i jest ciągnięta za ręce przez Josha. Miało się parzy na nią w takim wydaniu. Chyba po raz pierwszy widzę ją tak zakochną. Josh też spogląda na nią jakby ptrzył na ósmy cud świata. Uśmiecham się do niej serdecznie pokazując kciuki w górę, w ramach tego, że dobrze jej idzie.

- Ej wstawaj! - szturcham bruneta za koszulękę by go obudzić.

- Co chcesz? - przy na mnie taki wzrokiem jak wtedy gdy zjadłam ostatni kawałek pizzy.

- Ile im dajesz? - wskazuję głową na tę jeszcze nie ofucjalną parę.

- Tydzień. - mówi bez wahania.

- Trzy tygodnie - znam Blair i wiem, że potrzebuje trochę więcej czasu niż tydzień.

- O ile? - pyta podekscytowanym głosem.

- Pięćdziesiąt dolców. - nie ładnie tak się zakładać, ale oni zrobili to samo ze mną przy okazji łatwa kasa do zdobycia.

- Zgoda. - odpowiada i podaje mi rękę by przypieczentować zakład.

Na parkingu siedzieliśmy dobre dwie godziny, niesty musielismy szybko uciekać, ponieważ na patrol przyszedł ochroniarz. Blair wracała z Nessą i Joshem, bo kuzynostwo jak się okazało mieszka parę przecnic zdala od osiedla dziewczyny. Liv zamówiła taksówkę, ponieważ musiała wkręcić swojemu narzyczonemu, że zasiedziała się u jednej z przyjaciółek z tego co wiem, Lewis nie pochwala towarzystwa swojej dziewczyny, ale ona nie zamierza z niego rezygnować tylko dlatego, że mu coś się nie podoba. Mikowi jak przystało na dobrego współlokatora dostarczenie pijanego Alexa do mieszkania, które wynajmowali. Ja Miałam to samo z Naoh, ale jakimś cudem kontaktował i szedł o własnych siłach. Najbardziej zdziwił mnie Cole, poniewaz udał się w przeciwną stronę niż jego mieszkanie. Jednak Nie zdawałam żadnych zbędnych pytań, na które i tak bym nie uzyskał odpowiedzi. Nie wydawał się na tyle pijany by nie widział co robi, wręcz przeciwnie z nasz wszystkich kto on był najtrzeźwiejszy zaraz po mnie. W prawdzie wypiłam trzy drinki, ale czuje, że już wypite alkohol zaczął opuszczać moje ciało.

Odprowadziłam Noah do łóżka, po czym udałam się do siebie. Była godzina piąta nad ranem, a mnie nadal nie chciało się spać. Rozejrzałam się po pokoju, moją uwagę przykuło jedno z wiszących zdjęć na ścianie. Pamiętam ten dzień, gdy zostało zrobione. Były to w dniu moich piętnastu urodzin, po imprezie jaką przyjaciele dla mnie zorganizowali. Wraz z Simonem poszliśmy zobaczyć zachód słońca. Fotografia przedstawia naszą dwójkę przytulnych do siebie. Jest to jedyne zdjęcie jakiego nie ściągnąłam, każde powiazane z nim wspomnienie trzymam na szafce w albumie. Nie chciałam, trzymać ich wszystkich na wierzchu, ponieważ to znacznie bardziej bolało, ale to zostawiłam na pamiątkę, by pamiętać o ty co się wydarzyło. W przypływie chwili zrywam je pozostawiając na ścianie kawałek oderwanej farby. Podchodzę jeszcze do albumu i zabieram wszystkie fotografie, prócz jednego. Przedstawia ono uśmiechniętego szatyna z gitarą jest to jedyne zdjęcie jakie posiadam, na którym znajduje się tylko on. Resztę zabieram za sobą udając się na dach.

Siedzę na murku, a moje nogi zwisają swobodnie. Słońce zaczyna wchodzić, budząc tym sposobem życie w San Francisco. Przeglądam zdjęcia wspominając chłopaka o zielonych oczach, który po prostu z dnia na dzień zniknął. Już nigdy go nie zobaczę, nigdy nie przytulę. Był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Znaliśmy się od dzieciństwa. Przypominam sobie jak uczył mnie grać na gitarze. Fakt faktem byłam w tym fatalna i dalej nie potrafię grać, ale ile bym dała by móc usłyszeć graną przez niego melodie. Minęło tyle czasu, a ja ciągle nie mogę się z tego otrząsnąć. Przeglądam zdjęcie, która świeżo zerwałam ze ściany. Na odwrocie widnieje napis od niego.

Bądź radosna jak słońce, na które codziennie spoglądasz, bądź najjaśniejszej z promieni, który nigdy nie gaśnie. Niech ta energia, która jest w tobie nigdy nie zachodzi. Mimo upadków wschódz na nowo ze zdwojoną siłą. Nigdy nie spotkałem tak dzielnej osoby, która jesteś właśnie ty!

Wszystkieg Najlepszego Mad♡

Były to jedne z najlepszych życzeń, które otrzymałam. Jeszcze jakiś czas obracałam kartkę w dłoniach czytając ponownie napis, który i tak znałam już na pamięć. W końcu wyjęłam z kieszeni moją czarną zapalniczkę z płomieniami. Podpaliłam skrawek fotografii, który po chwili przerodził się w żywy ogień. Trzymałam go jeszcze chwilę w dłoniach, zastanawiając się czy go nie ugasić, jednak się na to nie zdecywoałam i położyłam palące się zdjęcie na pozostałych. W ten o to sposób miałam małe ognisko, w którym paliłam wszystkie wspomnienia dotyczące Simona. Bolało mnie to, ale widziałam, że bez tego już nigdy nie będę potrafiła ruszyć na przód. Patrzyłam jak ogień niszczy wszystko z czym zmagałam się od długiego czasu. Wiedziałam, że już nie cofnę tej decyzji, a wszystko przerodzi się w proch, ale ja zawsze będą o nim pamiętać, bo to on był częścią mojej przeszłości.

W tej chwili byłam bezradną nastolatką, która patrzyła na płonącą przeszłość.

Słońce widniało już na niebie, to delikatnie oznajmiło mi co zrobiłam. Po zdjęciach nie zostało ani śladu, ranny wiatr rozwiał wszelkie pozostałości, jakby nigdy nie istały. Czy żałowałam?

Zdecydowanie nie.

Ta strata była dla mnie ciężka, ale tak przecież jest ludzie pojawiją się i znikają. Blair i Noah też się z tym uporali, a był ich bliskim przyjacielem, w ten sposób byliśmy rodziną, ktora się na jakiś czas rozpadła, ponieważ odszedł jeden z nas. Nie mówię że od razu tak łatwo o nim zapomnieli, ale po pewnym czasie ból stał się znośny. Tak jest w moim przypadku, nigdy nie będę udawała tego, że Simon Bruce nigdy nie istniał, bo był wyjątkowy, a zapominając o nim zachowała bym się jak okropna egoistka. Na zawsze będzie mi towarzyszył jego szczery uśmiech, który widziałam każdego dnia. Do dziś mam to przed oczami i to właśnie on pozwala mi przez to wszystko przejść. Po jakimś czasie dopadło mnie zmęczenie i postanowiłam wrócić do środka.

Otwarłam oczy, po czym spojrzałam na zegarek, który stał na szawce nocnej. Była godzina dziewiętnasta. Rano do pokoju wróciłam około ósmej, na dachu spędziłam znacznie więcej czasu niż się spodziewałam, mimo iż tam odczuwałam silne zmęczeni, dużo się natrudziłam się by zasnąć, a sen nie przychodził. Teraz jestem z siebie dumna, że udało mi się przespać parę godzin. Rozejrzałam się po pokoju, jak to mam w zwyczaju.

- Cholera co ty tu robisz?! - krzyknełam, ponieważ przy oknie stał Zack. Miałam nadzieję, że mój ojciec jest w pracy i nie uslyszał moich wrzasków.

- Tak mnie witasz? - zrobił dwa kroki w stronę łóżka, a ja dopiero teraz dostrzegłam, że jest ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszulkę. Przyjrzałam się jego mięśnią i byłam w stu procentach pewna, że są większe niż moja głowa. - Aż tak mi się przeglądasz, że mowę ci odebrało? - zażartował siebie z tej sytuacji, a ja poczułam się trochę głupio.

- Nie widzisz, że śpię? - cicho odbruknełam i zasłoniłam twarz kołdrą by móc zakryć się przed tymi jego wielkimi ciemnymi tęczówkami.

- Dobra Allen kto normalny śpi o dziewiętnastej? - bezczelnie zdjął z mnie kołdrę, a ja natychmiastowo posłałam mu mordercze spojrzenie. Przypomniało mi się, że mam na sobie tylko koszulkę i bardzo skąpe spodenki.

- Nigdy nie mówiłam, że jestem normalna. - niudolnie próbowałam wyrwać mu kołdrę z rąk.

- Widać. - skomentował krótko puszczając kołdrę, przez co upadłam do tyłu prosto na materac.

- Nie możesz tu wpadać kiedy ci się podoba. - oznjamiłam mu owijając się narzutą by zasłaniała moje ciało.

- Już się tak nie chowaj nie masz tam nic czego nie widziałem. - mrugnął do mnie lewym okiem. Poczułam się lekko zmieszna ostatnio coraz częściej sypie sprośnymi wypowiedziami.

- Już skończyłeś? - mruknełam opryskliwie wystając z łóżka, mając zmiar go wyrzucić. W ciągu dalszym nie rozumiem po co on tu sam z siebie przychodzi, aby przysparza mi tym wiele nerwów. Bo co jeśli zaraz wpadnie tu mój ojciec? Jak ja się wytłumaczę z przetrzymywania przestępcy w swoim pokoju?

Stop przesadzasz.

- Radził bym ci się szykować jeśli nie chcesz w tym jechać. - oznajmił wskazując na mój strój. Jego kompletnie powawliło raz zachowuje się wobec mnie jakby zabiła mu rodzinę, a za chwilę odnosi się do mnie jakbym była jego dobrą koleżanką.

- Chcesz wywieźć mnie na granicę i rozstrzelać? - niech nie myśli, że zapomniałam o jego spluwie.

- Pośpiesz się. - pogania mnie wskazując głową na drzwi od łazienki.

Nie wiem co on sobie ubzdurał, ale niech mu będzie. Wykonuje bardzo delikatny makijaż, ponieważ maluje tylko brwi i rzęsy. Zakładam jeansy i zieloną bluzę bez kaptura. Włosy związuje w niedbałego kucyka wypuszczając kilka pasm do przodu.

- Dalej Allen ile można!? - pogania mnie. Celowo siedzę tu trochę dłużej, co co on myśli, że dla niego będę gotowa w dwie minuty?

Gdy wchodzę do pokoju czuję jego mierzące spojrzenie na sobie. Ignoruje je i bez słowa wychodzę przez okno, a chłopak podąrza za mną. Na parkingu dostrzegam niebieskie BMW. Pewnie sąsiedzi już sporo gadają o tym, że Cole przyjeżdża w tę okolicę, bo nie oszukujmy się te stare baby są dokładniejsze niż jakikolwiek monitoring.

Podczas drogi jak zwykle nie miał w zwyczaju podjąć się rozmowy. Podziwiałam widoki za oknem, dlatego by uniknąć tych jego spojrzeń, które trochę mnie onieśmielają. Dopiero teraz zauważyłam, że w aucie nie gra żadna muzyka, ponieważ radio jest wyłączone. Wyciagnełam rękę by je włączyć. W aucie zaczęła rozbrzmiewa jedna ze skocznych piosenek Tayler Swift. Odruchowo zaczęłam nucić melodię pod nosem.

- Możesz mi powiedzieć co ty robisz? - Cole wyłączył radio psując całą zabawę.

- Zadałam ci to samo pytanie, gdy przyszedłeś rano do mojego pokoju. - nadal nie uzyskałam na nie odpowiedzi i niech nie myśli, że o tym zapomniałam.

- To nie było rano. - poprawia mnie na co wywracam oczami. - I chciałem ci powiedzieć, że wyjeżdżam na parę dni z miasta. - nie jest to żadna nowość, poniewaz z tego co wiem czesto to robi.

- Co mnie to obchodzi? - poważnie i to wokół tego zrobił to całe zamieszanie.

- Mówię ci żebyś nie pakowała się w kolejne kłopoty, a potem nie szukała mnie po całym San Fran. - spagalda na mnie ukradkiem, ale ja wnikam swój wzrok w przednią szybkę i ani mi się śni go odwracać. - Słuchasz mnie?

- Nie przestałam cię słuchać po słowie mówię. - uśmiecham się bezczelnie stosując te samą taktykę co on. Oczywiście, że go słuchałam w końcu byłam ciekawa jego odpowiedzi.

Postanowił nie komentować mojej odpowiedzi, ale resztę drogi zaciskał pięści na kierownicy, aż miałam wrażenie, że ją wyrwie. Auto zaczęło zwalniać, a ja dostrzegłam gdzie jestem. Byłam zbite z tropu, ponieważ spodziewałam się, że wywiezie mnie w każde możliwe miejsce, ale akurat tego nie byłam w stanie przewidzieć.

- Co my robimy na plaży? - strasznie mnie to skołowało. Zaczyna się ściemniać, a on przyszedł popływać? I do czego ja tu byłam potrzebna?

- Nie zadawaj pytań tylko chodź. - odpowiedział wsiadając z auta, dlatego i ja uczyniłam to samo.

Szedł pewnym siebie krokiem, sama byłam trochę z tyłu, ale nie przeszkadzało mi, bo nie znałam jego zamiarów. Nie było tu żywej duszy, mimo iż są wakacje. Z tego co się orientuję na plażę przychodzi się za dnia, gdy świeci słońce, ale co ja tam wiem. Brunet wszedł na pomost, który swoją drogą wyglądał na stary jakby zaraz miał się zawalić. Stanełam na krawędzi między piaskiem, a drewnianym podłożem. Ciągle się wachałam, ponieważ obawiałam się, że pomost się zawali. Cole stał już przy samym końcu i czekał z niecierpiwą miną. Postawiłam lewą stopę na jednej z belek, która zatrzeszczała, jednak nic więcej się nie wydarzyło. Więc jak najszybciej przebiegłam te długość stając obok chłopaka. Ten zaś cały czas mi się przyglądał. W jednym momencie odwrócił mnie twarzą do siebie. Natchmistowo powróciłam wzrok wybijając go w taflę wody.

- Lubię kiedy się zawstydzasz Madison. - wyszeptał swoim angielskim głosem, delikatnie przygryzając płatek mojego ucha. Oparł swoje dłonie na moich biodrach, a ja stoję jak słup soli kompletnie nic nie robiąc. Czuję jego rękę sunącą wzdłuż moich pleców. Szybkim ziwinnym ruchem wyjmuje mój telefon z kieszeni i rzuca go na deski.

- Zack... - zaczynam, ale nie dane jest mi dokończyć, ponieważ chłopak chwyta mnie na ręce w stylu panny młodej, dopiero teraz orientuje się, że ma zamiar wrzucić mnie do wody. - Nie Zack ja nie umiem pływać! - panikuję, bo taka jest prawda, a wygląda tu na bardzo głęboko.

- Tak samo jak masz klaustrofobię? - w tym momencie żałuję, że udawałam. Nie wierzy mi, a na dodatek prycha pogardliwym śmiechem.

W ciągu kilku sekund opuszczam ramiona chłopaka, wpadając do lodowatej wody. Zaczynam szybko poruszać nogami i rękoma by wydostać się na powierzchnię, ale to na marne biorę nieregularne łyki świeżego powietrza czasem zakrztusając się wodą. Krzycze niezrozumiałe słowa, mój mózg przez panikę nie jest w stanie normalnie funkcjonować, a pomoc nie przybywa. W pewnym momencie tracę wszystkie siły w konczynach i nie mogę nic już zrobić by wybić się na powierzchnię. Opadam pod wodę wiedząc, że to mój koniec. Nie mogę oddychać, jedyne co teraz gra w moich płucach to niezliczone hetolitry wody. Obraz ciemnieje, widzę tańczące gwiazdki, które przenoszą mnie w inną krainę.

- Madison! - słyszę jak przez mgłę, że ktoś nawołuje moje imię. Walczę z tym, ale za nic nie mogę otworzyć oczu. Zmagam się z tym, aż udaje mi się. Wszytsko jest niewyraźne. Podnoszę się na łokciach dostrzegam, że nie znajduję się już w wodzie tylko leżę na piasku. - Wszytsko z tobą w porządku? - dopiero baryton Zack'a uświadamia mi, że on tu jest i to właśnie on wrzucił mnie do wody.

- Ja nie umiem pływać. - szepcze cicho jakbym była w jakimś trasnie przyciągając kolana bliżej klatki piersiowej. - Mówiłam ci, że nie umiem. - w dalszym ciągu mój głosu brzmi obco. Wciąż pamiętam te wodę wlewającą się do płuc.

- Niewiedziałem, myślałem, że tylko żartujesz. - kuca naprzeciw mnie, czytając za ramiona. Wzdrygam się pod wpływem jego dotyku. W środku wiem, że nie mam się czego obawiać, ale głowa podpowiada mi, że za chwilę mogę z powrotem wylądować w wodzie. - Ej Madison wszytsko jest już dobrze, uspokój się. - nakazuje swym angielskim głosem. - Byłem okropnym idiotą. - na te słowa dliektanie się uśmiecha, co nie umyka uwadze bruneta. - Humorek już powrócił?

Siada obok mnie, zauważam że jego ubranie też jest całe mokre. Pewnie to on wyciągnął mnie na brzeg. Przyglądam się jego czarnej koszulce, która pod wpływem wody opina która chłopaka . Jest chłodno, w sumie nic dziwnego ja również jestem przemoczona do suchej nitki. Modle sie tylko o to by się nie rozchorować.

- Nie umiesz pływać. - swym stwierdzenia przerywa trwającą ciszę.

- Nigdy się nie nauczyłam. - mówię zgodnie z prawdą. Od zawsze kiedy pamiętam głęboką woda mnie przerażała jak chyba każdego, tylko mnie nikt z rodziców nie pomagał przezwyciężyć tego strachu, więc darowałam sobie tę naukę.

- Myślałem, że udajesz topielca, ale nie wynurzałaś się przez bardzo długi czas i znowu musiałem ci pomóc. - odzywa się z cwaniacki uśmiechem, który doprowadza mnie do szału.

- Spokojnie już o nic cię nie poproszę. - zapewniam go. Faktycznie przez bardzo długi czas odkąd się poznaliśmy to on mi pomagał. Co jest ogromnym zaskoczeniem, bo obiecywał mi zniszczenie, a nie pomoc. Jak na gangstera jest dość normalny, ale też widziałam jak potrafi traktować innych. Szczerze nie wiem, którego Zack'a Cole'a lubię bardziej, bo nawet ta jego lepsza wersja nieudolnie próbuje mnie zabić.

- Nie był bym tego taki pewny Allen. - mrugnął do mnie, na co wróciłam oczami.

- Ale ja jestem, a teraz odwieź mnie do domu, bo zaraz tu dostanę hipotermii. - podnisoslam się otrzepując ubrania z piasku, które już są tylko lekko wilgotne, ale nie zmienia to faktu, że w ciągu dalszym jest mi zimno.

- Nie wsiądziesz mokra do mojego auta. - również wstał, tylko po to by móc stanąć naprzeciw mnie i spoglądać z góry. W tym momencie żałowałam, że nie jestem wyższa, ale on to już jakiś olbrzym.

Poszłam w stronś miejsca, gdzie chłopak zaparkował auto, nie wiedziałam czy idzie za mną, bo postanowiłam się nie oglądać. Pociągnęłam za klamkę by otworzyć drzwi, ale wszystko na marne ponieważ były zamknięte.

- Możesz je otworzyć? - spytałam chłopaka, ale on w odpowiedzi oparł się o maskę. Uznałam to za nie, dlatego jak oszalała ciagnełam za klamkę myśląc, że ją wyrwę.

- Ty na prawdę masz ze sobą jakiś problem. - zakpił ze mnie, ale chociaż mogłam wsiąść do auta.

Zajęłam miejsce pasażera, a po chwili chłopak juz siedział za kierownicą. Robił coś w telefonie, zorientowałam się, że przed wrzucieniem do wody to właśnie on zabrał mój telefon.

- Nieładnie tak kraść. - wyrwałam mu urządzenie z rąk. - Poważnie masz ze sobą jakiś problem. - zacytowałam jego słowa, które przed chwilą sam do mnie wypowiedział.

- Przecież wiesz, że jestem nieobliczalny. - dlaczego zawsze musi przekręca wszytsko w taki sposób, że to ja czuję się zawstydzona?

- Zimno tu. - powiedziłam na co chłopak włączył ogrzewanie i za parę minut miałam się czuć jak w saunie.

- Ładny kolczyk. - skwitował wskazując ręką ba moje lewe ucho. - Nie maiałem pojęcia, że bawisz siw w buntowniczke. - po raz setn dzisiaj zdążył mnie wysmiać.

- Uczę się od najbardziej niegroźnego gangstera w mieście. - opowiedziałam bardzo dumna że swojej wypowiedzi.

Pózniej obyło się już bez jakichkolwiek rozmów. Zack odowiózł mnie do domu, odniosłam dziwne wrażenie, że gdzieś się śpieszy, ponieważ na pożegnanie rzucił krótkie cześć, a tak to zawsze sypał swoimi dwuznacznymi tekstami. Nie chciałam też o nic pytać, bo nie wiem jakby zareagował. Zdecydowanie nie należy do typu ludzi, którzy lubią opowiadać o swojej przeszłości, ale strasznie mnie korci by móc ją poznać.

Poszłam do siebie było przed północą, ale z racji tego, że przespałam cały dzień czułam się wypoczęta. Nie chciałam wypisywać do Noah i Blair, bo znając ich sami pewnie nie za dobrze się czuli po ostatniej nocy. Dlatego padło na oglądanie Spangboba i objadeniu się żelkami.

Dziś zaplanowałam sobie wycieczkę do hospicjum na obrzeżach San Francisco by odwiedzić moją babcię, która mieszka tam od dobrych trzech lat. Tuż po śmierci dziadka postanowiła się tam przenieść, ponieważ jej zdrowie nie należy do najlepszych. Już za dziecka opowiadała mi rzeczy, które nigdy nie miały miejsca i to właśnie dziadek sprowadzał ją na realne tory, a po jego śmierci było tylko gorzej i ojciec wysłał ją właśnie do takiego domu opieki. Mimo, iż był jej synem to nigdy jej tam nie odwiedzał. Mi również zakazywał spotykać się z babcią, co bardzo mnie bolało, bo to ona w dużej części mnie wychowała. Najgorsze jest, to że za każdym razem go informuja jeśli ktoś ją odwiedza. Przychodzę do niej raz na trzy miesiące, ale po tym i tak jest niezła afera. On chyba nie rozumie, że ją wiem co dzieje się z babcią i czasem gada od rzeczy, ale też rozumie jak każdy normalny człowiek, dlatego do niej idę, ponieważ chce jej powiedzieć o tym, że skończyłam szkole i wiele innych rzeczy tak jak robię to co roku. I nic nie stanie mi na przeszkodzie.

Przyjechałam autem pożyczony od Noah na sam począteku San Francisco. Znajduje się tu hospicjum, mała przytulna kawiarenka, niewielki park i Kościół. Wszystko czego starsi ludzie potrzebują. Zdecydowanie różni się od centrum, ale tu mogę poczuć jakby czas się zatrzymał. Jest to idealne miejsce na spędzenie starości i wiem, że hospicjum może brzmieć strasznie, ale ludzie się tu świetnie bawią wielu z nich przeżywa tutaj po raz kolejny miłość, mają baseny i kort tenisowy.

- Dzień dobry przyszłam odwiedzić Elizabeth Allen jestem jej wnuczką. - przedstwaiłam się recepcjonistce, ponieważ mają tu obowiązek nie wpuszac tu nikogo z rodziny lub specjalnego upoważnienia.

- Madison? - spytała, a ja potwierdziłam skinieniem głowy. - Na końcu korytarza i na lewo. Pokój 309. - poinstrułowała mnie kobieta.

Stanełam przed kremowymi drzwiami i lwkko w nie zapukałam. Nie usłyszałam odpowiedzi, dlatego delikatnie je otwarłam. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu. Jasna podłoga i błękitne ściany. Na środku pokoju stało pojedyncze łóżko, a obok niego niewielka szafa. W kącie pokoju stał okrągły stolik, a na nim niewielki bukiet kwiatów. Babcia zajmowała jeden z dwóch foteli wpatrując się w piękny krajobraz jaki widniał za jej oknem.

- Cześć babciu to ja Madison. - przywitałam się, ale nie byłam pewna czy do końca mnie pamięta, bo ostatnie odwiedziny odbyły się dość dawno.

- Cześć wnusiu. - wstała by mnie objąć. Tęskniłam za nią i jej przytulasami. Te ramiona zapewniały mi bezpieczeństwo jako małej bezbronnej dziewczynce. - Ale ty jesteś piękna, siadaj proszę. - wskazuje ręką na jedn z foteli, po chwili ona zajmuje to samo miejsce, gdy weszłam do pokoju.

- Jak się czujesz? - zadję to pytanie nie, bo nie mam o czym rozmawiać, tylko dlatego, że na prawdę się martwię.

- U mnie wszystko dobrze. - zapewnia mnie. W prawdzie nie jest już młodą, ale wciąż wygląda ślicznie, jedyne co się zmieniło to jej złociste włosy mają siwy odcień, ale nawet to dodaje jej uroku. - Jejku, ale ty wydoroślałaś. - zachwyca się mną babcia. - Przpominasz twoją matkę jak była młoda. - od zawsze mi to powtarzała, uważam to za nieprawdę, bo kobieta, która uważa się za moją matkę ma blond włosy i jasnoniebieskie oczy, a ja mam kasztanowe włosy i cemnoniebiskie oczy. Nie widzę między nami cienia podobieństwa.

Odpowiedziałam babci o szkole i o tym, że moje relacje z ojcem się poprawiał, co prawda pominęłam kilka wątków dotyczących znajomości z Cole'em, bo kto by chciał slykachvo tym, że znam się z przestępcą. Babcię ucieszyła wiadomość na temat ojca, podziwiam ją za to, bo nigdy nie powiedziała na niego złego słowa, chociaż to on tu ją zamknął. Bardzo lubię z nią rozmawiać i wciąż nie potrafię zrozumieć co niby jest w niej dziwnego, że tata nie chciał by zamieszkał z nami. Jest zwyczajną starszą panią, która nawet muchy nie skrzywdzi.

- Dzień dobry przepraszam, że przeszkadzam, ale odwiedziny kończą się za piętnaście minut. - poinformowała nas jedna z pielęgniarek. Zarknełam na zegar i faktycznie było już za piętnaście dziewiętnasta.

- Muszę się babciu już zbierać. - oznajmił przytulajac kobietę na pożegnanie.

- Czekaj chwilę. - podeszła do regału na książki i wyjeła z jednej książkę cis na kształt koperty. - To dla ciebie, ale otwórz go, gdy skończysz liceum w dniu wręczenia świadectw. - powiedziłam spokojnym głosem wręczając mi kopertę.

- Ale dlaczego dajesz mi to teraz? - spytałam, a w głowie tworzyłam już najokropniejsze scenariusze.

- Nie wiem co się wydarzy jutro, dlatego dziś korzystam z tej okazji. - odpowiedział mi że stoickim spokojem.

- Dobrze obiecuje, że tak właśnie zrobię. - pewnie będzie mnie kuisć by sprawdzić zawartość, ale zrobię to tak jak mnie poprosiła.

- Do zobaczenia Jane. - pożegnała mnie używając mojego drugiego imienia. Rzadko kiedy mówiła do mnie pierwszym, dlatego zdążyłam przywyknąć.

Zamnełam drzwi, po czym sama udałam się do wyjścia. W rękach cały czas trzymałam kopertę. Wiem, że nie mogę jej otworzyć i dotrzymam słowa.

- Cześć Mad. - obok mnie pojawił się Ethan, ale byłam zbyt zamyślona dlatego na jego słowa lekko się wzdrygnełam.

- Hej co tutaj robisz? - objełam go na przywitanie. W dalszym ciągu pamiętam o tym, że szatyn mi pomógł i przez to nie obawiam się go tak bardzo jak Zack'a.

- Odwiedziałem ojca, a ty? - zwrócił się w moją stronę z podobnym pytaniem.

- Ja przyszłam do babci. - pwoiedziałam zgodnie z prawdą. - Nie miałam pojęcia, że tu mieszka twój tata. - przeważnie mieszkający tu to ludzie po sześćdziesiątce, którzy nie dają rady już samemu funkcjonować.

-Długa historia, ale chętnie ci opowiem, tu niedaleko jest kawiarnia. - przyjmuję zaproszenie, ponieważ już od dawna mnie gdzieś zapraszał. Zdaje sobie sprawę, że widzi we mnie tylko koleżankę, ale mi to w ogóle nie przeszkadza, bo sama traktuje go po koleżeńsku.

Udaliśmy się pobliskiej kawiarni. Chłopak zamówił kawę, a ja zwykłą herbatę, ponieważ kawa mi nie do końca smakuje piję ją tylko dlatego by dodała mi energii. Rozmawialiśmy o kilku rzeczach, aż w końcu szarooki szatyn podjął się rozmowy o swoim ojcu. Dowiedzilam się, że jest tu dlatego, że sześć lat temu miał okropny wypadek samochodowy na skutek czego dostał niedowładu nóg, a jego matka odeszła kilka miesięcy później, przez co musiał ojca przenieść tutaj, a on sam podjął się wyścigów i innych nielegalnych rzeczy, które zaproponował mu Derek.

- A z Zackie'em było podobnie? - zadałam to pytanie ponieważ nie wiem czy robi to, bo lubi czy też coś go do tego zmusiło tak jak Ethana.

- O nie Zack ściga się z czystej pasji. - i po wypowiedzeniu tych słów czar prysł. Czyli nie opłaca się szukać w nim dobrego człowieka, bo zwyczajnie nim nie jest.

- To dlaczego nie pracuje już dla Derka? - podczas mojego pierwszego spotkania Zack powiedział, że to nie jemu zawdzięcza swoją wygraną i nie zchowali się jak przyjaciele, a raczej wrogowie.

- Kiedyś było nas trzech ja, Zack i mój brat Dylan. Zack chciał być najlepszy i dążył po trupach do celu. - zdecydowanie to do niego psuje. - Rok temu Dylan i Zack posprzeczali się więc mój brat wyjechał i zarabia dla Dereka z innych miast, a Zack przejął pałeczkę i zaczął wygrywać. Pół roku temu doszło do awantury między Cole'em, a Derekiem. W ten sposób odszedł robiąc sobie największego wroga w Dereku Mortonie. - kończy mówić, a ja nie wiem co powiedzieć. Po raz pierwszy od długiego czasu zwyczajnie mnie zatkało

Wypiliśmy zamówione napoje i rozmawialiśmy. Chłopak  zaproponował mi, że odwieźnie mnie do domu, ale odmówiła tłumacząc, że przyjechałam tu swoim autem. No dobra nie moim, bo Noah. W drodze rozmyślałam o tym czego dowiedziłam się o chłopaku, który od miesięcy miesza moim życiu.

Dziś dowiedziłam się czegoś o Zacku Coleu i wiedziałam mimo, iż jest zepsuty w dalszym ciągu chciałam poznać jego przeszłość. I odkryć coraz więcej tajemnic jakie skrywa pod tą doszczętnie zniszczoną fasadą. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, ale nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że może mi się nie udać. Stawiałam przed sobą bardzo ciężkie zadanie, tylko czy jestem w stanie temu podołać?

***
Mamy to kolejny rozdział za nami. Dziś było troszkę spokojniejszy, ale też się podziało. Co myślicie o Nessie i o tym czego Madison się dowiedziała? W dalszej części tej historii będziecie się wszystkiego na spokojnie dowiadywać.

Pewnie jak sami widzicie rozdziały coraz dłuższe, dlatego ciężko jest mi przewidzieć kiedy pojawi się następny. W maju rozdziały będą wrzucać rzadziej, ponieważ mam szkołę, ale postaram się je wstawiać w miarę moich możliwości. Więc będę was o wszytskim na bieżąco informować.

Kocham;***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro