14. Sprawił, że czułam się wolna.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od mojej wizyty w domu opieki minęły dwa dni. Zack się nie kontaktował ze mną od jakiegoś czasu. W sumie nic dziwnego skoro sam mi powiedział, że wyjeżdża. Mogłam nacieszyć się tym spokojem wraz z moimi przyjaciółmi. Byliśmy zwykłymi nastolatkami, którzy cieszyli się magią lata. Jednak ta euforia nietrwała za długo, ponieważ dziś gdy chciałam zamówić sobie buty okazało się, że mój budżet znacznie się uszczuplił. Spowodowane jest to pracą, którą rzuciłam w kwietniu. Cieszyłam się z wolego czasu, którego nie musiałam poświęcać na obsługiwany ludzi, bo umówmy się szczerze gdzie indziej zatrudnią siedemnastolatke? Ojca też nie chciałam prosić, bo od zawsze byłam samowystarczalna. No nic buty poczekają jeszcze kilka miesięcy. Zamknęłam laptopa, po czym udałam się coś przegryźć do kuchni.

- O cześć Mad. - w kuchni zastałam gotującego ojca, co jest na prawdę rzadkim widokiem. Uznałam też, że za dużo czasu spędza tu Blair i Noah, ponieważ to właśnie od nich podłapał skrót mojego imienia. Zdecydowanie wolę, żeby tak się do mnie zwracał niż zapomniał tak jak kiedyś o posiadaniu córki.

- Cześć co gotujesz? - usiadłam przy wyspie próbując dostrzec co widnieje na patelni.

- Kurczaka ze szpinakiem. - odpowiedział uśmiechając się w moim kierunku. Wiem, że na pierwszy rzut oka brzmi to okropnie, ale wręcz przeciwnie jest to jedne z moich ulubionych dań. Zaraz po pizzy czy innych fast foodach. Jest naprawdę prosty w przygotowaniu, bo składa się z mekaronu wstążkowego, kurczaka, szpikanku i kilku przypraw. Sama po raz pierwszy ugotowałam to danie gdy miałam czternaście lat. Należał o do tych jednych z bardziej popularnych restauracji, tylko tam serwowane krewetki ze szpinakiem, ale jako że nie przepadam za owocami morza wymieniłem je na kurczaka. - Jak mijają ci wakacje? - spytała mnie by podjąć jakąkolwiek rozmowę. I byłam mu za to bardzo wdzięczna, bo sama jeszcze nie do końca przestawiłam się na tryb naszych normalnych relacji.

- Jest okej. - skwitowałam krótko, aż za krótko. - Poznałam kilka nowych osób. - właściwe nie wiem dlaczego to powiedziłam.

- Nie muszę się martwić, że moja córka będzie musiał być aresztowana przez swojego własnego ojca? - spojrzał na mnie nakładając jedzenie na talerze.

Byś się zdziwił.

Pomyślałam sobie o Zack'u i jego przyjaciołach. Jak taki dupek może mieć tak wspaniałych przyjaciół? Ciekawa ironia losu.

- O to nie musisz się martwić. - zapewniałam go nie wierząc w własne słowa.

Usiedliśmy do stołu, a ja od razu zaczęłam jeść, ponieważ byłam strasznie głodna, tata również robił to samo.

- Nie mówiłaś, że zamierzasz odwiedzić babcię. - wiedziałam, że nie bez powodu ta cała obiado-kolacja. Tylko myślałam, że nie obejdzie się bez krzyków jak za każdym razem, a tu taka niespodzianka.

- Przecież wiesz, że zawsze odwiedzam ją po zakończeniu szkoły. - odruchowo wywracam oczami. Poważnie muszę kiedyś z tym przestać.

- Dobrze jesteś już duża nie będę robił ci kazań. - to jakieś żarty tak? Od kiedy jest taki spokojny jeszcze pół roku zrobił by aferę stulecia. - Opwiadała coś ciekawego?

- Może sam byś ją odwiedził? A tak poza tym to rozmawiałyśmy o szkole i innych rzeczach. - odpowiadam zgodnie z prawdą, chociaż wiem, że mogę go tym nieźle zezłościć.

- Postaram się znaleźć chwilę. - zapewnia mnie. - Dzwoniła dzisiaj Charlotte w dalszym ciągu nie chcesz z nią rozmawiać. - kiwam tylko głową.

- A jak w pracy? - pytam by zmienić temat.

- Jutro ma się odbyć wyścig dlatego nasz patrol będzie już czekał na uczestników i dzięki temu zgarniamy ich za kraty. - chwali się swoim planem, bo od dawna planuje dorwać ludzi, którzy biorą udział w wyścigach. W tym momencie odechciewa mi się jeść. - Mad wszystko w porządku? - pyta ojciec, a ja twierdząco kiwam głową.

- Wybacz, ale zapomniałam powiedzieć czegoś Blair i właśnie sobie przypomniałam. - mówię mechanicznie kłamstwo.

- Pewnie zadzwoń do niej przy okazji pozdrów ją ode mnie. - wraca do jedzenia, a ja pośpiesznie idę do swojego pokoju.

Pospiesznie biorę telefon i wybieram numer do Ethana. Nic nie widziałam o żadnym wyścigu, który miał się odbycie najbliższym czasie, ale jeśli to prawda on i Zack będą mieli przerąbane. Jeden sygnał... drugi... trzeci. Nie odbiera włącza się poczta głosowa, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak zadzwonić do Cole'a. Ten natomist odbiera już po dwóch sygnałach.

- No co tam Allen? Stęskniłaś się? - jak zwykle nie potrafi być przez chwilę poważny.

- Zamkij się. - ucziszam go. - Jutro jest wyścig? - pytam, ponieważ ktoś mógł dać celowo zły cynk policji, a ja robię z siebie idiotka przejmując się tym.

- A co chcesz bym załatwił ci wejściówki? - przysięgam, że zaraz coś mnie tu trafi.

- Tak czy nie?

- No tak, a coś się dzieje? - w końcu jego robawiony ton zmienia się w poważniejszy.

- Policja wie o tym. - mówię, słyszę jak chłopak przeklina po cichu.

- Dobra będę z powrotem w mieście. Przyjdź do mnie o dziewiątej. - mówi nie dając mi dojść do słowa i się rozłącza.

Postanawiam się z nim nie kłócić, bo i tak to nie ma sensu, a chce pomóc chłopaką, bo czułabym się źle jeśli wsadzili by Ethana za kraty, ponieważ wiem co go do tego zmusza. Cole też nie jest taki zły i mogę mu pomóc. On też już wiele razy pokazał, że nawet taki ktoś jak on jest w stanie podać mi pomocną dłoń, ale przysięgłam sobie, że już nigdy o nią nie poproszę, bo później nie mogę zaprzestać jego komentarzą na każdym kroku.

- Jest i ona! - do pokoju wpada jak zwykle uradowany Noah.

- Dopiero wstałeś? - pytam, ponieważ jest siedemnasta, a dziś to dopiero jego pierwsza wizyta tutaj.

- No, a jak? Sen pomaga w urodzie. - oznajmił mi to przeglądając się w lustrze jakby patrzył na ósmy cud świata.

- Zostaw je w spokoju już dość cierpi widząc codziennie moje odbicie. - żartuje sobie z niego.

- O ty medno! - rzuca się na mnie przez co upadamy na łóżko.

Zaczyna mnie łaskotać. Nie jestem do końca normalna, ponieważ większość  ludzi ma łaskotki pod szyją czy na stopach natomiast ja wybucham niepohamowanym śmiechem jeśli ktoś chociażby delikatnie musnie moje żebra.

- Madison co ty robisz? - w drzwiach od pokoju, które jak się okazuje stoji mój ojciec. - Cześć Noah. - wita się zauważając mojego przyjaciela, po czym idzie w kierunku salonu.

- Siemka komendancie. - nie no mentalnie przybijam sobie dłonią w twarz. Nawet nie macie pojęcia jakie to okropne uczucie, gdy twój przyjaciel i twój ojciec zachowują się jak para kumpli.

Podnoszę się z łóżka, ponieważ dostałam wiadomość i chce sprawdzić o kogo to.

Od: Blair

Możesz do mnie przyjechać?

Jestem trochę zaniepokojona tą wiadomością, bo nie mam pojęcia w co tym razem mogła się wpakować.

- Co jest? - pyta chłopak zerkajac przez moje lewe ramię w telefon.

- Blair chce żebyśmy do niej wpadli. - informuje go.

- To na co czekamy. - jak burza chwyta kluczę i wychodzi przez okno.

- WYCHODZĘ! - informuje tatę, który siedzi w szalnie i ogląda telewizję, by po chwili znaleźć się na parkingu, gdzie stoi czarny Jeep.

Po drodze słuchaliśmy kilku piosenek Justina Biebera. Może się to wydawać obciachowe, ale naprawdę tworzy fajną muzykę. Nie należę do tych psychofanek, które tauują sobie jego autograf, ale polubiłam go w sumie przez Blair. Wciąż pamiętam jak w wieku trzynastu lat miała niewielki ołtarzyk przy łóżku. Podjeżdżają pod dom przyjaciółki. Byłam tu milion razy, ale wciąż robi na mnie wrażenie. Jest zdecydowanie większy niż moje trzypokojowe mieszkanko i okolica wygląda znacznie lepiej.

- A ty nie idziesz? - zwracam się do Noah, ponieważ ja już wysiadłam, a on nawet nie zgasił auta.

- Podjadę po coś do sklepu, będę za pół godziny. - wyruszam tylko ramionami i idę kamienną dróżką w stronę posiadłości.

Pukam raz, drugi w białe masywne drzwi, ale nikt mi nie otwiera, dlatego delikatnie je otwieram. Nic się nie zmieniło na środku holu jak zwykle panuje porządek, a na drewnianym stoliczku stoi bukiet białych róż. Rozglądam się, ale w dalszym ciągu nie zauważam niczego podejrzanego, więc idę pół okrągłymi marmurkowymi schodami na górę. Mijam pełno drzwi, aż w końcu docieramy pod tę należące do mojej przyjaciółki. Są uchylone, dlatego wchodzę do środka. Wszystko po starmu, jedyne co to widzę, że coś rusza się pod kołdrą. Podchodzę spokojnie i w tym momencie, zauważam czerwoną twarz Blair.

- Herman zerwał z moją mamą. - zaczyna sama z siebie, ale nie płacze na jej twarzy widnieje tylko spojrzenie, które nie wyraża żadnych emocji.

- Tak mi przykro. - jestem fatalną przyjaciółką po raz kolejny nie wiem jak jej doradzić.

- Cieszę się z tego. - tymi słowami totalnie zbija mnie z tropu. - Ale żal mi mamy po raz kolejny znowu jest sama, a na dodatek ten frajer ją okradł. - ciocia Rachel ma bardzo pechowe życie miłosne. Ojciec Blair rozwiódł się z jej matką, gdy ta miała zaledwie osiem lat, a sam założył nową rodzinę i zamieszkał w Kanadzie.

- Nigdy go nie lubiłam. - mówiąc to mam na myśli Hermana, poważnie należał do tych osób, po których możesz się spodziewać wszytskiego. Blondynka od razu reaguje uśmiechem i mnie przytula. Nie jestem jakoś dobra w dawaniu rad, ale cieszy mnie to, że Blair poczuła się lepiej.

- Zimno tu. - chwyta się za ramiona, a ja dopiero teraz widzę, że ma na sobie pudoroworóżowy top. Nakrywa się kocem i znika pod kołdrą. - No dalej na co czekasz. - unosi jej skrawek, natychmiastowe ściągam buty i kładę się obok przyjaciółki.

- Fajnie tu. - komentuje odwracając twarz w stronę.

Plotkujemy i muszę przyznać, że dziewczyna nie żartowała jest tu naprawdę ciepło. Jej łóżko jest dwa razy większe od mojego, w prawdzie moje też jest dwuosobowe, ale ma mniejsze wymiary, bo inaczej zajęło by cały mój pokoju nie zostawiając miejsca na szafę czy biurko.

- Są i moje ulubione baby. - słyszę jak do pokoju wchodzi rozweselony Noah, ale jest nam tu zbyt miło by wychylić głowę poza kołdrę. - Co wy robicie? - podchodzi do nas, ponieważ widzę jego cień.

- Chowamy się przed światem - odpowiada Blair.

- Jak wy to i ja. - wskakuje na łóżko, aż zaczyna trzeszczeć.

- Au moja ręka! - specjalnie wychodzę z pod cieplusiej kołdry by móc mu oddać. Z taką siłą spadł na moją rękę, aż poczuł jak kości mi się przedstawiają.

I tak jak zwykle spędzaliśmy czas na oglądaniu filmów i jedzeniu. Oczywiście było też mnóstwo kłótni między Blair i Noah, ale to żadna nowość.

- To co Mad zbieramy się? - proponuje Noah, a mnie przypomina się umówione spotkanie z Cole'em.

- Ja muszę jeszcze coś załatwić. - mam dwadzieścia minut by dotrzeć na drugi koniec miasta co jest nie realne.

- Uuu z kim idziesz na randkę? - pyta zaciekawiona Blair.

- Może z twoim Joshem, a no tak on nie jest twój. - wyśmiewa ją Noah.

- I nie będzie. - rzuca poduszką w chłopaka, a ten obrywa w twarz.

- Ej złotko ja te fryzurę układałem pół godziny. - poprawia naelektryzowane włosy.

- Nie widać. - morskooka pokazuje mu język. - A wracając do ciebie? - wskazuję placem na mnie.

- Jezu no muszę pogadać z Zacki'em. - przyznaje się od razu, bo wiem, że tym razem nie udałoby mi się wykręcić.

- Wiedziałem! - krzyczy uradowany Noah.

- Nie to nie tak. - próbuje się tłumaczyć.

- A jak? - przyjaciółka spogląda na mnie spod uniesionych brwi.

- Chodzi o wyścig i powiedziałam mu, że policja będzie na nich czekać, a on na to, że mam do niego przyjechać o dziewiątej. - opowiadam skróconą wersję.

- Po co? - dziewczyna w dalszym ciągu tego nie rozumie.

- Sama nie wiem. - faktycznie powiedziłam mu już wszystko co wiedziałam.

- Dobra nie ważne. - przerwya nam przyjaciel. - Zawiozę się. - chywta mnie za nadgarstek i wyciaga z pokoju. - Do zoba Bri! - krzyczy na odchodne.

Noah tak jak obiecał zawiózł mnie pod adres, który wskazałam po drodze zdążył też zaplanować moją przyszłość, co było absurdalne. Nawet nie mam chłopaka, a on mi już opowiadał gdzie powinnam pojechać na weekend miodowy.

- Czekać za tobą? - zadał pytanie, gdy wisiadałam, a właściwe wyskakiwałam z auta.

Dlaczego te cholerne Jeepy tak wysokie?

- Nie dzięki. - nie mam pojęcia czego Cole chce. Mam nadzieję, że teraz tylko nie wywiezie mnie na cmentarz i zakopie żywcem, bo przecież tak będzie fajne. Zdecydowanie lepszy pomysł niż topienie w jeziorze.

- Aaa już rozumiem. - uśmiecha się głupio. Nie chce wiedzieć, co sobie wyobraża w tej pustej głowie.

- Dobra na razie. - odwracam się plecami by zakończyć te rozmowę nim przejdzie na gorsze tory.

Za sobą słyszę dźwięk silnika, który po czasie zupełnie cichnie. Stoję przed wejściem na klatkę schodową i zaczynam się coraz bardziej obawiać. Co prawda byłam w tym mieszkaniu dwa razy, ale żadnej z wizyt nie wspominam miło. Idę po schodach jakbym szła na kazanie, a w mojej głowie rozbrzmiewa głos, że jednak powinnam zwrócić. Stoję przed drzwiami już od dobrych dwóch minut i wciąż się waham. Niepewnie unoszę dłoń i pukam w drzwi. Nikt nie otwiera, dlatego chce już odejść, jednak drzwi się otwierają, a nich stoi Zack. Jak zwykle ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru bluzę. Mierzy mnie tym swoim spojrzniem, którego mam serdecznie dość.

- Wejdź. - odsuwa się, tym sposobem przepuszczając mnie do środka.

Wciąż bardzo ostrożnym krokiem wchodzę do salonu. Staram się zbyt nie rozglądać, ponieważ ostatnio nie skończyło się to za dobrze. Brunet siada na narożniku, a ja dalej stoję jak kołek między przejściem z salonu, a kuchnią. Ani mi się śni ruszać.

- Wiesz, że nie przyszłaś do kościoła. - kpi z mojego zachowania, pokazując gestem, że mam usiąść obok niego na kanapie.

Niepewnie zajmuje miejsce po drugiej stronie, tylko by jak najdalej siedzieć od bruneta, którego ciemnobrązowe  tęczówki wpatrują się we mnie.

- Więc po co miałam tu przyjść? - zaczynam. Zauważyłam, że Zack jest bardzo skrytym człowiekiem i nigdy nie mówi wszytsko prosto z mostu w przeciwieństwie do mnie.

- Dzowniłaś, że policja wie o wyścigu, co konkretnie. - opiera łokcie na kolanach, a dłońmi podpiera swoją brodę, czekając na odpowiedź.

- Nie znam szczegółów, ale znają miejsce gdzie wszytsko ma się odbyć. Jutro będą czekać tam na uczestników, żeby móc ich aresztować. - nie wiem zbyt wielę, ponieważ nie wypytałam ojca, co było złym posunięciem. - Szerf od dawna na ciebie poluję. - dodaję, bo od jakiegoś czasu mój tata często opowiada o Zack'u.

- To wiadomo czekają na zły ruch. - mówi chłopak, zdaje sobie sprawę z tego, że wszystko co robi ma jakieś konsekwencj. - Jeden błąd i wpadam za karty. Miałem już zawiasy. - jestem w szoku, jak można w wieku dziewiętnastu lat mieć zawiasy?

- To po co to robisz? Pracujesz przecież w warsztacie. - nie zarabia tam milionów, ale ta praca jest chociaż legalna.

- Allen i myślisz, że to starcza na życie. - spogląda na mnie jakby chciał mi coś powiedzieć, ale się powstrzymuje.

- Mieszkasz tu sam, po co ci ta kasa? - mieszkanie jak na jedną osobę jest duże, tylko jedyny minus to mieszkanie w tej najgorszej części San Fran. Po wypowiedzeniu tych słów jego mięśnie się napinają, aby modlę się by nie zrobił kolejnej afery.

- Dam ci radę na przyszłość, lepiej o nic nie pytaj dla twojego dobra. - jego głos znowu jest wyprany z emocaji. Chce zadać jeszcze więcej pytań, ale dla własnego bezpieczeństwa tego nie zrobię. - Dlaczego po raz kolejny nie sprzedałaś mnie ojcu? - faktycznie już drugi raz staję po stronie Zack'a, a nie mojego taty.

- Też mi pomogłeś i było by nie fair, gdybym wydała cię w ręce policji. - mogę go nawet nienawidzić, ale nie wystawiłabym nikogo kto mi pomógł, a w przypadku Zack'a nie był to jeden raz.

- O nie nie praw mi kazań na temat moralności. - ostrzega mnie, a w jego teczówkach maluje się cień rozbawienia. Uznaje, że czasem potrafi być fajny, ale bardzo rzadko miewa takie ludzkie odruchy. W znacznej części zahowuje się na gangstera jakiego przystało. - Zbieraj się. - oznajmia mi podnosząc się z kanapy.

- Dokąd? - pytam gy zamyka drzwi, ciekawi mnie co znowu wymyśliła tym bardziej w nocy.

- Zobaczysz. - pewnym siebie krokiem schodzi ze schodów. Najchętniej bym go z nich zepchnąła za to wrzucenie mnie do wody. Jeszcze przez dwa dni plułam wodą, która tkwiła w moim organizmie, po pamiętnym wypadzie na plażę.

- Tym razem zrzucisz mnie z Golden Gate? - nie zdziwiłoby mnie to ani trochę.

- Wjadę tam autem, by było bardziej spektakularnie. - wywracam oczami na jego słowa i wisiadam do samochodu.

Przez całą drogę panowała grobowa cisza. Ukradkiem spoglądam na chłopaka widać było, że był strasznie spięty. Nie pytałam o nic tylko patrzałam przez okno na budynki, która mijaliśmy. Noc była przepiękna, latem na niebie San Francisco znajduje się mnóstwo gwiazd i za to kocham to miasto, ponieważ ma w sobie pewien czar.

Zatrzymaliśmy się przed jakimś kasynem. Obstawiam, że to właśnie tu przychodzą ludzie by przepuścić ostatnie pieniądze. Spoglądam na chłopaka, ale ten już zdążył wysiąść i kieruje się w stronę dwóch bramkarzy, dlatego ja też podążam za nim. Bez słowa wpuszczają nas do środka, czyli muszą znać Cole'a. W pomieszczeniu znajduje się sporo osób i wyglądają na takich, którzy bez wahania sprzedali by ci kulkę w łeb.

- Dlaczego jesteśmy w kasynie na dodatek w środku tygodnia? - jestem tym faktem kompletnie zmieszana, przyznaje szczerze, że wolałam plażę. To miejsce budzi we mnie nieprzyjemną aurę.

- Muszę z kimś pogadać. - odpowiada cały czas idąc przed siebie.

Wyczuwam na sobie spojrzenie ludzi. Nie cierpię tego uczucia, kiedy ktoś tak się patrzy. Zapewne jest to spowodowane tym, że idę wraz z Zacki'em. Intuicja mi podpowiada, że każdy go tu zna i nie tylko z opowieści.

Wchodzimy do drugiego pomieszczenia przez czarne szklane drzwi. Światła są tu w odcieniu granatu do tego lekko przygaszone. Po środku stoji kryształowy stół, a na nim leży biały proszek, kilka banknotów, papierosy, oraz kieliszki. Na skórzanych granatowych sofach siedzi kilkoro mężczyzn. Przyznaję wygląda tu jak ćpuniarnia gorsza niż na filmach.

- Proszę Zack Cole wraca w moje łaski. - mężczyzna z samego środka podnosi się i staje naprzeciw bruneta. Dopiero teraz dostrzegam te kruczoczarne włosy i tatuaż węża pod okiem. Na wyniszczonym ciele, pewnie przez narkotyki, spoczywa czarny garnitur.

To Derek.

- Zapomij. - syczy w jego stronę, a jego pięści się zaciskają.

- O witaj Madison. - to jak wymawia moje imię przyprawia mnie o mdłości. - W końcu mi ją przyprowadziłeś. - robi krok w moją stronę, ale Zack jest szybszy i zasłania mnie przed nim.

- Daruj sobie. - ostrzega go. - Musimy pogadać.

- Słucham. - zakład jedną rękę na drugą  cały czas się we mnie wpatrując.

- Masz odwołać wyścig. - rozkazuje mu.

- A to niby dlaczego? - Derek próbuje doszukać się podstępu, a ja dalej nie rozumiem do czego jestem tu potrzebna.

- Policja wie. - odzywam się, a chłopak, z którym tu przyjechałam jest zdziwiony, że to właśnie ja zabrałam głos. Skoro już to jestem to nie będę siedzieć cicho.

- A ona skąd ma takie informacje? - czarnowłosy jest ciągle podejrzliwy.

- Córka szeryfa. - mówi krótko, i staje obok mnie. Teraz widzę Dereka dokładniej i nie muszę zaglądać przez ramię Zack'a.

- Tak nisko upadłeś, że bratasz się z córką gościa, który przy pierwszej lepszej okazji wsadzić cię za karty. - na jego twarzy maluje się oburzenie.

- Gdyby chciała już dawno bym tam siedział. - to dopiero nowość, Zack staje w mojej obronie.

Wpatrują się w sobie tymi swoimi spojrzeniami, które są wstanie zabić wszytsko co się rusza. Trochę czuje się jak piąte koło u wozu, ale niech będzie. Skończmy to jak najszybciej i wracam do domu.

- Zgoda. Wyścig odbędzie się w następny weekend. - Derek w końcu ulega.

Zmierzamy ku wyjściu. W głębi ducha cieszę się, że to spotkanie dobiegło końca, a ja wyszłam cała i żywa, bo zdaje sobie sprawę, że większość ludzi w tym pomieszczeniu miała przy sobie spluwę.

- Mam dla ciebie propozycje. - i wszytsko szło tak dobrze, ale w ostatniej chwili Derek nas zatrzymuje.

- Czego? - warczy Zack w jego stronę.

- Dalej chcesz brać udział w wyścigu nad przepaścią? - propnuje mu. Ale jak to przecież eliminacje już się odbyły, a Cole przegrał.

- A co? - pyta brunet, a ja wyczuwam w jego głosie kpinę.

- Jeden z uczestników zrezygnował. - zaczyna. - Miałem ogłosić, że zwycięzca przyszłego wyścigu zajmie to miejsce. - od razu wiem, co ten człowiek knuje i jeśli Zack się zgodzi to nie wróży niczego dobrego.

- Wygram, a później pokonam twój marny pionek, który wystawisz. - mentalnie szczelam sobie otwartą dłonią w czoło. Ja zrozumiem wszystko, ale żeby za wszelką cenę chcieć się zabić? To trzeba mieć coś nie halo z głową. Jak można nadstaiwać karku, by pościgać się samochodem tuż przy klifie nad oceanem?

- Jeszcze zobaczymy. - mówi facet, ale Zack chwyta mnie za łokieć pośpiesznie wychodząc.

Szybkim krokiem zmierzamy ku drzwią. Tym razem nikt już nie zwraca na nas uwagi. Gdy wychodzimy z budynku Zack nie odzywa się ani słowem, tylko odpala jednego papierosa.

- Do czego ja tutaj byłam potrzebna? - teraz już cały ten szereg bandytów wie, że jestem córką szeryfa. Co w mojej sytuacji nie przeniesie niczego dobrego. Chłopak wzrusza tylko ramionami. - Wiesz co jesteś bezczelny. Nie chciałam wpakować cię do więzienia, a ty korzystasz z okazji, że pościgasz się z jakimś idiotą ryzykując życiem. - nigdy nie będę w stanie przyjąć tego do wiadomość, że nawet ktoś taki jak on jest w stanie umrzeć z własnej woli, kiedy inni umierają z powodu chorób czy wypadków.

Idę prosto przed siebie mimo, iż nie znam drogi powrotnej. Nie ma żywej duszy bym mogła spytać o drogę. Wyciągam więc telefon i dowiaduję się, że jestem na samym końcu miasta, gdzie kompletnie nic tutaj się nie znajduje. Prócz tego durnego kasyna. W sumie siwteny pomysł, bo przecież nikt tu nie mieszka, dlatego mogą robić co chcą, a policja rzadko zagląda w takie odludnione miejsca.

- Allen nie wygłupiaj się i wsiadaj do auta. - za plaecami słyszę głos należący do chłopaka. - O co ci chodzi?

- Jeszcze się pytasz. - gwałtownie odwracam sie w stronę chłopaka. - Wiem czemu Ethan to robi, ale ty dlaczego? - trochę wykorzystuję całą te zaistniałą sytuację, licząc na to, że Zack powiem mi co go to tego nakłania.

Czekam, aż coś odpowie, ale on wciąż milczy. Przestaje się łudzić i ponownie się odwracam idąc w stornę drogi.

- Też mam rodzinę. - odpwiada na moje pytanie, przez co się ztrzymuję. Nie mówi już ani słowa, więc będę musiał zadowolić się tylko tą informacją. Przypuszczałam, że nie opowie mi swojej całej histori od razu, ale skrócił  to, aż do trzech słów. To się dopiero nazywa być skrytym.

Wsiadam do samochodu, chłopak po chwili robi to samo. Czeka, aż nie zapnę pasów, dlatego szybko wykonuję te czynność.

- Nie wyglądasz na taką, która boi wyścigów. - zaczyna rozmowę.

- Bo się nie boję. - od razu zaprzeczam jego słową. Lubie szybką jazdę w przeciwieństwie do większości dziewczyn. - Ale żeby od razu ryzykować życie to trochę głupie. - jest to moje zdanie, które zapewe podziela większość osób.

- Przecież i tak wiesz, że wygram nie masz się o co martwić. - zapewnia mnie z tym swoim uśmiechem pokazując szereg białych zębów. Kładzie swoją dłoń na moim udzie.

- Bierz te ręce. - strącam je, na co chłopak reaguje cichym prychnięciem.

- Zapomiałem, że nie jadę z pierwszą lepszą. - żartuje sobie ze mnie.

- Za to ja jadę z gangsterem jak co drugi w tym mieście. - odgryzam się. Przyznaję, że bardzo lubię te nasze docinki, ponieważ czuję ten vibe, który łapiemy, kiedy Zack zachowuje się normalnie, a to zdarza się bardzo rzadko.

- A czy ten co drugi gangster umie tak? - kręci na najbliższy parking jestem ciekawa co zamierza. Nie ma tu ani jednego auta. Na tablicy rozdzielczej jest dwudziesta trzecia czterdzieści dwa nikt normalny nie stał by na parkingu o tak późnej porze, tym bardziej w tak odosobnionym miejscu.

Samochód przyśpiesza, a chłopak zaczyna okręcać nim wokół własnej osi. Spogląda na mnie zapewne czekając na mój wrzask, ale tego nie robię, ponieważ lubię w taki sposób jeździć autem, dlatego zamiast strachu na mojej twarzy maluje się radość. Zack też się uśmiecha i jego szczery uśmiech jest znacznie lepszy od tego, który przybiera na codzień. Jeszcze dwa miesiące temu nie podjęłabym się z kimś jego pokoroju jakiejkolwiek rozmowy, a teraz siedzę w jego aucie jeżdżąc w kółko parkingu świetnie się przy tym bawiąc. Myślałam, że w tym mieście nie będę potrafiła być szczęśliwa, ale pojawił się Zack i mimo co o nim mówią jest naprawdę spoko kumplem. Pomijając te jego docinki, które czasem mnie zawstydzją, przy nim mogę być sobą.

To właśnie on sprawił, że czułam się wolna.

Jeździliśmy tak jeszcze przez długi czas. Mimo, iż milczeliśmy ta cisza mówiła więcej niż jakiekolwiek wypowiedziane słowa. Z czasem dostrzegłam to, że źle go oceniłam, może i nie był aniołem zesłanym z niebios, ale był prawdziwy, jego zachowanie i czyny mówiły o tym za siebie. Nie był dobry, ale nie był też zepsuty jak sam twierdził. Był po prostu zagubiony. I szukał ofiar, które wraz ze sobą będzie mógł ściągnąć na samo dno.

A ja byłam łatwym celem.

W końcu pojazd się zatrzymał. Zack spojrzał na mnie, a po chwili swoimi dłońmi ujął moje policzki. By po chwili wpić się w moje usta. Znowu to zrobił po raz kolejny mnie pocałował. Byłam zbyt zdezorientowana by oddać pocałunek, jednak po chwili moje usta same z siebie to zrobiły. Rozum podpowiadał mi, że to wszystko idzie za daleko i tak nie może być. Tym razem go zignorowałam i był to błąd. Zack jako pierwszy się odsunął. Nawet nie spojrzał mi w oczy, tylko od razu odpalił silnik i wyjechał z parkingu. Nie będę ukrywać, że mnie to nie zabolało, bo jeśli mamy być kumplami nie może od tak mnie całować by po chwili udawać, że się nie znamy. Sama nie chce od niego niczego więcej, bo nie jestem gotowa na związek, a tym bardziej z tak bipolarną osobą jak on. Jednak bardzo polubiłam jego znajomych, więc jest to nie unikione, że będziemy się widywać podczas kolejnych spotkań.

Przez całą drogę jego wzrok był utkwiony w przedniej szybie. Nie ukrywam bardzo mi to pasowało, ponieważ sama czułam się niezręcznie. Może oczekiwał, że zrobię mu awanturę o to, że coś do niego czuję, bo właśnie tak zachowuje się większość osób w naszym wieku, ale nie mogłam poczuć miłości w tak krótkim czasie. Jest to nie realne. To nie tak, że żałowałam, ale byłam zdania, że mogło obyć się bez tego zbędnego pocałunku. Takie sytuacje, aby psują znajomości.

Wysiadłam z samochodu bez pożegnania, a on odjechał z piskiem opon. Postanowiłam dać sobie spokój i niepotrzebnie zadręczać się jakimś tam pcałunkiem, co tak naprawdę nic nie znaczył. Aby dałam kolejny powód docinków Cole'a. Jakoś to przeżyje.

Wróciłam do siebie, zmyłam makijaż i przebrała piżamę. Wszystko po to by po kilku sekund przenieść się w krainę snów.

- Madiosn wstawaj. - wraz z pierwszymi promieniami słońca do pokoju wparowała Blair.

- Pamiętasz, że są wakacje? - przypomniałam jej spod lekko przymkniętych powiek.

- Nie jestem jakąś głupią blondynką. - zaśmiała się z swoich własnych słów. - Przyszłam tu, bo chce z tobą spędzić trochę czasu. - mówiąc to kładzie się obok mnie na łóżku.

- A nie mogłaś przyjść w normalnych godzinach? - jestem zła, bo co by ją to zbawiło jakby dała mi pospać godzinę dłużej.

- Jest ósma. - nie wierzę. W wakacje śpię minimu do dziesiątej.

- Nie każdy wstaje o świcie i robi milion rzeczy tak jak ty. - czasmi jej zazdrościłam, bo nadąża robić wiele produktywnych rzeczy z samego rana, a ja w dalszym ciągu wylegiwałam się w łóżku, ale z drugiej strony co mam poradzić na to, że kocham spać?

- Nie każdy jest takim leniem jak ty. - ogdryza się. - A teraz wstawaj idziemy gotować naleśniki. - potrząsa mną za ramiona.

- Nie lubię. - komentuje krótko. To nie tak, że w ogóle nie jadam naleśników tylko jeśli mam coś innego to wybieram tę drugą opcję.

- O nie moja droga nie pojedziemy do Macka. - uprzedza mnie podnosząc się z łóżka, a ja dopiero teraz dostrzegam, że dziewczyna jest ubrana w białe dresy i granatową luźną koszulkę do pępka.

- No, ale ty jesteś. - jęcze udając obrażoną. - To może do KFC. - poważnie kocham niezdrowe jedzenie.

- Dla odmiany przyda ci sie coś zdrowego. - ciągnie mnie w stronę kuchi. Idę tam jak na skazanie. Nie lubię jeść zdrowo, ani gotować. Coś tam widomo umiem przyrządzić, ale nie są to wybitne potrawy jak z pięcio gwiazdkowej restauracji.

Przygotowałyśmy kanapki, ale Blair opierała się przy tej zdrowsze wersji, dlatego składają się z sałaty, pomidora i innych zielonych warzyw. Nie jest takie złe jak wygląda, ale fanką zdecydowanie tego nie zostanę.

- Co tam u ciebie? - zadaje najbardziej neutralne pytanie jakie bym mogła zadać.

- Chyba dobrze, ostatnio coraz lepiej dogaduje się z Joshem. - oznajmia przeżywając swoją kanapkę. Podczas ostatnich spotkań również dostrzegłam, że między nimi ewidentnie jest coś na rzeczy. - Ale po Willu wolę zachować ten dystans, a tym bardziej, że już raz dostałam od niego kosza. - dodaję szybko. Na wspomnienie odrzuconych uczyć przez Josha jej uśmiech smutnieje.

- Ja tam wam kibicuje. - jest moją przyjaciółką i będę ją wspierać, nawet Josh nie wydaje się taki zły jak wszyscy o nim mówią. Nauczyłam się, że nie warto słuchać opinii innych ludzi.

- Może kiedyś spróbujemy. - śmieje się pod nosem, a na jej twarz wkradaja się rumieńce. Jeszcze nie widziałam jej, aż tak zakochanej. Blair nigdy nie nie rumieni, no chyba, że widzi Justina Biebera, ale tak to nigdy nie straciła głowy dla innego chłopaka, a tu proszę kto by pomyślał, że Josh będzie tym szcześliwcem. - A ty i Zack? - zmienia temat przekierowując go na mnie i Cole'a. Przypomina mi się nasz wczorajszy, a właściwie dzisiejszy pocałunek, który zdecydowanie wprowadził niezręczną atmosferę.

- A co ma być? - nie chce odpowiadać o naszym pocałunkach, ponieważ to nic nie znaczyło i nie ma żadnego wpływu na naszą relację, która i tak wszyscy uważaj za coś zupełnie innego.

- Nawet Ness zauważyła jak na sobie patrzycie. - świetnie teraz za wymówek, będzie uznawana kuzynka Josha, która być może powiedziała to tylko dla żartów.

- Wiesz jakie jest moje podejście do związków. - przypominam jej.

- I przez całe życie będziesz opłakiwać Simona? Musisz żyć dalej. - jestem w lekkim szoku w jaki sposób mówi o swoim własnym kuzynie. Pogodziła się z tym, za to ja jeszcze nie do końca.

- Na pewno kiedyś sobie kogoś znajdę. - zapewniam ją. - Tylko nie Cole'a. - dodaję triumfalnie.

- Dlaczego? - zadaje to pytanie jakby była to kolejna niezroumiana rzecz na świecie, a tak nie jest.

- Nie widzisz, że sama znajomość z nim to mnóstwo kłopotów? - zdążył mnie napaść własny nauczyciel, aż strach pomyśleć co gdybym była jego dziewczyną.

- Ale przystojny jest. - dodaję tylko tyle, bo sama wie, że moje słowa są prawdą. Nie potrzebuję dodatkowych problemów, bo mam już dość swoich własnych.

- Może trochę. - uważam, że Zack należy do na prawdę przystojnych facetów, ale gdybym tak powiedział to blondynka nie dała by mi żyć.

- MOŻE? - najwidoczniej nie potrafi przyswoić moich słów. - Dziewczyno gdyby nie Josh to sama bym się brała. - jestem skłonna uwierzyć jej słową, bo właśnie taka jest jeśli kogoś pokocha to nie zostawi go mimo konsekwencji.

- Tym razem założyłaś się z Noah, że będę chodzić z Zacki'em? - jest to bardzo realne dlatego tak każde z nich na mnie naciska.

- O tuż nie tym razem. - odpowiada słodko i przenosi naszą rozmowę na kanapę.

I tak o to cały ranek nasłuchałam się miłosnych porad od samej specialstki, którą jak twierdzi jest. Tylko nie potrafi zrozumieć, że nie będę szukała niczego na siłę, bo z czasem spotkam właściwą osobę.

- Ness się pyta co robimy? - pokazuje mi wiadomość od dziewczyny.

- Odpisz, że obijamy się. - mówię prawdę, ponieważ dziś raczej nie mamy jakieś szczególnych planów.

- Ekstra. - ekscytuje się dziewczyna sciskając z całej siły telefon.

- Co? - nie wiem co tym razem wymyśliła, ale sądzę po jej reakcji nie wróży to niczego dobrego, przynajmniej dla mnie.

- Ogarniaj się, podjadą po nas z Liv za dwadzieścia minut. - pośpiesz mnie wyrywając mi paczkę chipsów z dłoni.

- Nigdy więcej tego nie rób. - ostrzegam ją, ponieważ nie toleruje jak zabierają mi jedzenie z przed nosa.

- No dobra, a teraz chodź. - zaciąga mnie do pokoju. Jakim cudem tak drobna istota ma tyle siły? - Przebieraj się. - rozkazuje i zaczyna wyjmować moje ubrania z szafy.

- Jezu nie... - jęcze, bo obawiam się, że spotkam Zack'a, który po ostatnim pocałunku bardzo dziwnie się zachował.

- Spokojnie tylko dziewczyny. - oznajmia jakby czytała mi w myślach, w dalszym ciągu przerzucając ubrania.

- Mhm. - mruczę pod nosem, zdając siebie sprawę, że nawet nie wiem jak bym chciała to nie uda mi się wykręcić. - A gdzie jedziemy, bo muszę się w miarę stosowanie ubrać? - w sumie i tak większość moich stylizacji skład się z tych luźniejszych opcji.

- Idziemy na tańce. - oznajmia uradowana blondynka, a mnie natychmiastowo odechciewa się gdziekolwiek wychodzić.

- Nie tańczę. - uprzedzam ją, czasem ewentualnie grałam w Just Dance, ale na ogół ruszam się jakbym miała kij przymocowany do kończyn.

- Widziałam i to nie raz jak się ruszasz i nadawałabyś się na chelladerekę. - komentuje krótko podając mi białą koszulkę do pępka, którą sama obciełam nożyczkami i nawet nie wyglada to tak źle jak się spodziewałam.

- Nie podziękuję. - zapewniam ją, bo nie mam jakiejś szczególnej ochoty w krótkiej spódniczce wymachiwać pomponami, dla zawodników, tylko dlatego, że wtedy wygrają.

Do bluzki wybrałam szare dresy i białą buty, które idealnie będą się nadawały do tańca, ponieważ są dość lekkie, jednak nie ukrywam, że ten pomysł nie szczególnie mnie zachwyca, ale chociaż Blair się cieszy. Wyrobiłyśmy się w czasie, a Liv i Ness czekały już na nas w aucie rożowowłosej.

Po drodze dowiedziałam się, że Ness tańczy zawodowo dancehall i dostała pracę w studiu tanecznym, które zostało niedawno otwarte, a my jako pierwsza je wypróbujemy. Cieszy mnie ta wiadomość, że nie będzie innych ludzi, co zdecydowanie będzie bardziej komfortowe. Studio znajduje się w centrum w śród wielu budynków, ale wyróżniają je wielkie szklane drzwi, które rzucają się w oczy na tle fasady dość starego budynku.

Gdy wchodzę do sali zapiera mi dech w piersiach, ściany pokrywa czerwoną cegła, a na jednej z nich znajduje się wielkie lustro, która pokrywa ją całą. Parkiet w odcieniach ciemnego brązu zdecydowanie dodaje kilamut całemu wystojowi.

- A więc pora na rozgrzewkę. - czarnowłosą jako pierwsza rzuca swoją torbę w kąt i siada na środku sali, my również podążamy za jej przykładem.

- Spokojnie ja też nie umiem tańczyć. - pociesza mnie Liv, od razu robi mi się milej, że nie jestem jedyna.

Siadam i rozciąga wszystkie swoje mięśnie. Nie ukrywam, że to boli nawet bardzo, bo miłośniczką sportu nie jestem i nigdy nie byłam.

- Ale wiecie, że nie jesteśmy w szkole i możemy normalnie rozmawiać. - odzywa się Ness.

- No to w takim razie co tam u was? - głos zawiera Blair.

- U mnie świetnie, tylko trochę głowa mi pęka po wczorajszej imprezie, ale najlepszym lekarstwem jest taniec. - odpowiada szarooka.

- Bylaś wczoraj na imprezie? - zadaje pytanie, bo jest środek tygodnia, a Nessa nie wygląda na taką, która imprezują dzień w dzień.

- Mad ty chyba nie wiesz jak ją ciągnie do imprezowania. - odzywa się Liv. - Gdyby mogła to nawet by nie spała. - żartuje sobie z dziewczyny.

- Co poradzę? Dusza ekstrawatyczki mówi sama za siebie. - teatralnie wzdycha.

- To dlatego co tydzień masz nowego w łóżku? - komentuje Liv.

- Lepiej tak niż zaręczyć się w wieku dziewiętnastu lat. - odgryza się. - Skoro nie chcesz Mikea to może ja go wezmę? - widać, że celowo podpuszcza dziewczynę.

- Drogą wolna bierz. - próbuje usiłować obojętny ton, ale coś słabo jej to wychodzi.

- Nie obraź się Liv, ale jesteś tak samo fatalna w kłamaniu tak jak Mad. - odpowiada Blair rozciągające ręce.

- Ej! - uspoinam ją. - Już dość się rano nasłuchałam. - nie mam ochoty po raz drugi wysłuchiwać tego samego.

- A to moja wina, że pomiędzy tobą i Zacki'em coś jest? - nie posłuchał mnie i na nowo zaczyna cała tą dyskusję.

- Czyli Zack pozbierał się po Leylie? - po raz kolejny imię tej dziewczyny się pojawia, nie mam pojęcia kim ona jest, ani co ma z nim wspólnego.

- Właśnie kim jest Leyla? - Blair dosłownie czyta mi w myślach i zadaje to pytanie w stronę dziewczyn. Dostrzegam ten dziwny wraz twarzy rożowowłosej, przez co jeszcze bardzo chce wiedzieć kim ona jest.

- Była dziewczyna Zack'a. - odpowiada Nessa. Jestm w szoku, że Zack miał dziewczynę, bo nie wyglada na kolesia co bawi się w róże i słodkie misie.

- Była moją najlepszą przyjaciółką. - odpowiada Liv.

- My jakoś za sobą szczególnie nie przepadałyśmy. - odpowiada czarnowłosa, przez co dostaje lekko szturchnięta przez zielonooką. - Leyla była trochę sukowata. - szepcze w naszą stronę.

- Przestań nie mówi się źle o zmarłych. - gani ją, a mnie od razu robi się głupio, bo nie sądziłam, że zmarła, przedzej myślałam, że po prostu zerwali.

- Jeśli mogę spytać, to w jaki sposób zmarła? - odzywa się Blair, przez co natychmiast chcę zamkąć jej buzię, bo widać, że Liv bardzo to boli. Nic dziwnego skoro łączyła je bliska przyjaźń.

- I właśnie tu jest zagadka. - odzywa się tajemniczo Nessa. - Jedni mówią, że znalazła się w niewłaściwym miejscu o nie właściwej porze, a drudzy, że to był wypadek. - dpowiada tajemniczo.

- Przestań opowiadać bzdury! - Liv rzuca ją butem, ale mimika jej nie wyraża smutku, ani żadnej podobnej rzeczy. - Po prostu wracała autostradą i auto w nią uderzyło, zmarła na miejscu. - rozjaśnia nam całą tę sytuację. - Ale Ness ma rację krzywdziła Zack'a. - mimo, iż była przyjaciółką ich obu stanęła po stronie Cole'a.

- Dlaczego? - to pytanie samo wymyka mi się z ust.

- Leyla zawsze chciała mieć wszystko co najlepsze, właściwe wybrała Zack'a za cel, bo był jedynym realnym chłopakiem jakiego poszukiwała. Ten zrobiłby dla niej wszytsko i na początku byli ładną parą, ale z czasem przerodziła się to w coś niezdrowego. Przyzwyczajona była do życia w luksusie, a Zack nie mógł jej tego dać, bo miał też inne rzeczy na głowie. Tego dnia pokłócili się i sama widzisz jak to się skończyło. - Liv opowiada nam skróconą historię.

- Przez nią Zack stał się większym dupkiem niż był. - dodaję dziewczyna. - Nigdy nie robi nic dla nikogo, a ty Mad jesteś wyjątkiem. - mruga do mnie.

- Nie sądzę. - odpowiadam, teraz już bardziej zaczynam go rozumieć, ale to go nie tłumaczy. Sama przeżyłam podobne rozstanie, ale nie chodzę z pistoletem w kieszeni, ani nie wyżywam się na kim popadnie. Jednak musiał ją kochać, a ten breloczek, który znalazłam w niego w mieszniu musiał należeć do niej, dlatego się tak wkurzył.

Co też miłość potrafi zrobić z człowiekiem.

- No nic to co tańczymy? - całą tę napietą atmosferę rozładowuje Blair.

Muszę przyznać, że dancehall nie wydaje się taki straszny jak brzmi. Wiadomo między moimi umiejętnościami, a Nessy, jest ogromna przepaść, ale nie było tak źle i w sumie nie wiem dlaczego zrażałam się, aż tak do tańca. Dziewczyny są mega sympatyczne i super się z nimi dogaduje, nawet ta dwu letnia różnica wieku nie stanowi przeszkody.

- Było super musimy to kiedyś powtórzyć. - ekscytuje się różowowłosa. Zastanawia mnie to jak ona po takim wycisku, który dała nam Nessa jest jeszcze w stanie tak promieniować energią.

- Josh się pyta czy nie wpadniemy do baru? - proponuje Blair.

- Niesty mam randkę z Lewisem, ale mogę was podrzucić. - odmawia.

- Takie są uroki małżeństwa. - czarnowłosa komentuje tak by miała pewność, że Liv ją usłyszała.

- Ja chociaż mam jednego. - odgryza się w żartobliwy sposób.

- Bo jestem młoda i chcę się bawić? A nie zmieniać pieluchy. - siada na przednim siedzeniu kontynuując dyskusję.

Przez całą drogę Liv i Ness przekonywały się do swoich racji. Natomist ja i Blair postanowiłyśmy się nie wtrącać, ponieważ każda ma po części trochę prawdy, poza tym to ich życie i jeśli czują się z tym dobrze to niech robią co chcą, jeśli nikogo przy tym nie krzywdzą.

- Na razie mamo. - po raz ostatni czarnowłosa zażartowała z przyjaciółki, a ta tylko pokiwała głową z rozbawienia. Coś mi mówi, że Nessa właśnie taka jest i lepiej do tego przywyknąć.

Wchodzimy do lokalu. Przy barze siedzi trójka chłopaków, w śród których dostrzegam Zack'a, a było tak pięknie. Dziewczyny już się witają z chłopakami tym czasem ja stoję jak kołek na samym wejściu. Biorę się w garść i zmierzam w stronę baru.

- Jest i ona.- komentuje szatyn za barem, który czyści kufle piwa.

- Cześć - witam się że wszystkimi i siadam obok Mikea, czując na sobie ciemnobrązowe tęczówki Cole'a.

- Nie ma Liv? - kiwam przecząco głową, ponieważ spodziewałam się tego pytania. Widać, że jest w niej szaleńczo zakochany.

- Musiała coś załatwić. - nie chcę  dobijać go tym, że dziewczyna ma randkę, dlatego udaje, że nic nie wiem.

- Kto co pije? - pyta się Josh.

- Dla mnie piwo. - odzywa się Alex z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Nie masz dość po wczorajszym? - pyta go czrnowłosa, która sama rządzi się za barem kuzyna i nalewa sobie colę do szklanki.

- Co było wczoraj? - pyta zaciekawiony Josh.

- No, a co mogło być imprezowe duo znowu się rozkręciło. - spokojnie oznajmia Mike.

- Bo ta dziewczyna rozumie mnie jak mało kto. - komentuje blondyn, przesyłając jej buziaka.

- Mało kto umie tyle wychlać. - rzuca oschle Zack posyłając mi krótkie spojrzenie przez, które natychmiast odwracam głowę w przeciwną stronę.

- Kurde, ale bym pojechała na wakacje. - mówi rozmarzona dziewczyna, przy okazji zmieniając temat.

- I kto to mówi. - Mike prycha pod nosem. - Z Maiami do San Francisco. - nawiązuje do jej tymczasowej przeprowadzki.

- Mam pomysł! - wydziera się Alex.

- No coś ty. - prycha szatyn pod nosem.

- Pamiętacie ten domek letniskowy mojej ciotki Ronnie? - kompletnie nie mam pojęcia o czym mówi chłopak.

- Ten do którego mamy zakaz przyjeżdżania? - zauważa chłopak siedzący po mojej prawej.

- Możemy tam pojechać. - mówi  uradowany blondyn.

- Czego nie rozumiesz w zadniu mamy zakaz? - zwraca się do niego szarooka.

- Wyjechała na całe wakacje na wyspy kanaryjskie. - inforuje nas. - To co jedziemy na weekend?

- No dobra zgadza się Josh. - Wy też jedziecie? - zwraca się do Blair na co ta kiwa energicznie głową.

- Świetnie! - klaszcze w dłonie uradowana Nessa.

Inni mają takie samo podejście jak ona. Jedynie dwójka naszych zakochanych jest sobą oczarowana. Dostrzegam to jak Blair przygląda się szatyowi. Mam wrażenie, że zaraz wkleji go na płótno i powiesi nad łóżkiem. Alex chcę coś powiedzieć, jednak milknie.Wszyscy nagle się odwracaja i spoglądają na drzwi wejściowe. Stoi tam Ethan. Momentalnie przenoszę swój wzrok na Cole'a widać, że jej spięty, ponieważ rysy jego szczęki przybrały ostrzejszy kształt.

- Co on tu do cholery robi? - odzywa się blondyn.

- Nie mam pojęcia. - odpowiada Mike. Nie widzę w tym nic złego, przecież Ethan jest bardzo sympatyczny.

Podchodzi w naszą stronę, a Cole ani drgnie. Jestm pod wrażeniem jaki zachowuje spokój, gdy inni przeżywają to. I pewnie tu jest kolejna tajemnica, o której nie mam pojęcia, ale nie sądzę by Etchan był w stanie zrobić coś złego.

- Spadaj to mój bar. - Josh jest tak samo spięty jak Zack, po raz pierwszy widzę go, aż tak wsciekłego.

- Nie Josh. - brunet go uspokaja i podchodzi do niechcianego gościa. - Czego tu szukasz? - zwraca się do niego.

- Chciałem tylko porozmawiać z dawnymi znajomymi. - odpowiada spokojnie.

- Już do nich nie należymy. - syczy w jego stronę. Mam wrażenie, że za chwilę go pobije.

- Racja. - Ethan traci swoją pewność siebie i spogląda w podłogę. Robi mi się go żal, bo nie pierwszy raz został potraktowany tak przez Cole'a. - Fajnie, że wróciłaś Nesso. - posyła jej słaba uśmiech, a dziewczyna odpowiada mu tym samym, po czym wychodzi z lokalu.

Nikt nic nie mówi, aby posyłają sobie porozumiewawcze spojrzenie. Zbieram się i również wychodzę by porozmawiać z chłopakiem, bo on jako jedyny jest ze mną szczery. Widzę tę ich zdziwione miny, gdy podążam za nim, ale mam to w nosie.

- Ethan! Zaczekaj! - próbuje go zatrzymać.

- Co jest Mad? - odwraca się w moją stronę. Dostrzegam to rozczarowanie na jego twarzy.

- Przyjaźniliście się? - pytam ponieważ sam do tego nawiązał. I z tego co wiem obaj współpracowali z Derekiem.

- Kiedyś przed tym zanim Zack zaczął działać na własną rękę. - wyczuwam, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale milczy.

- A co z resztą? - nie chodzi tu tylko o Zack'a, bo sama reakcja Josha mówi sama za siebie.

- Przez głupotę mojego brata się odsuneli. - mówi ze skruchą. Nie rozumiem jak można odsunąć się od człowieka, przez błędy jego rodziny. To jest nie ludzkie.

- A co on zrobił? - nie ukrywajmy ciekawi mnie to, bo jak się okazuje wszyscy mają tu znacznie więcej  sekretów niż można było się spodziewać.

- Na razie Ethan. - tuż za plecami słyszę ten ostry baryton. Nie do wiary po jaką cholerę on tu przylazł, kiedy Ethan mógł bez problemu wyjawić mi co ich poróżniło.

- Do zobaczenia Mad. - żegna się posyłając mi ostatnie spojrzenie i odchodzi wzdłuż drogi.

- Nie wieżę, dlaczego ty zawsze musisz być do każdego taki nie miły. - odwracam się w jego stronę, jest to bardzo źle posunięcie, ponieważ znajdujemy się zbyt blisko siebie, a żadne z nas nie robi kroku w tył by zmniejszyć dystans.

- Nigdy nie byłem miłym chłopcem Madison. - szepcze mi do lewego ucha, w sposób jaki wypowiada moje imię jest intrygujący.

- Zauważyłam. - mój głos traci tę pewność siebie, dlatego robię krok w tył, bo nie wiem co mogło by się wydarzyć jeśli temu bym nie zaprzestała.

On również robi krok wstecz, ale jego czekoladowe tęczówki śledzą każdy mój ruch. W tym momencie powinnam odejść, ale tego nie robię, po prostu stoję i wpatruje się w kostkę brukową.

- Chodź odwiozę cię. - przerywa panującą ciszę.

- Nie dzięki przyjechałam tu z Blair. - głupio by mi było, gdybym ją tu tak zostawiła, a sama pojechałabym do domu.

- Blondyna bajeruje Josha. - przypomina mi i nawet on potrafił dostrzec tą więź, która się między nimi wytworzyła.

- No dobra. - zgadzam się, bo w tej sytuacji musiałbym wracać samodzielnie przez jedne z najniebiezpieczniejszych przecznic.

Wraz z brunetem zmierzamy na parking, gdzie jest zaparkowane jego niebieski BMW. Wtedy do głowy przychodzi mi pewne pytanie.

- Mam nadzieję, że nie piłeś. - nie zwracałam uwagi czy pił z pozostałymi, jeśli tak to nie wsiądę z nim do jednego auta.

- Poważnie? - spogląda na mnie jak na idiotkę. - Jesteś, aż tak dobiazgowa? - kpi sobie ze mnie.

- Życie mi jeszcze miłe. - mówię spokojnie, po czym zajmuję miejsce pasażera. Zack również robi to samo.

Jedziemy wzdłuż pustych ulic jak zwykle w milczeniu, bo przecież z Zackie'em rzadko kiedy można normalnie porozmawiać.

- Mogę cię o coś spytać? - przerywam tę nurtująco ciszę, ponieważ nawet radia nie pozwolił włączyć. To się dopiero nazywa być skrytym.

- Nie. - odpowiada natychmiastowo, w sumie spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale nic sobie z tego nie robię.

- Ten breloczek należał do Leyli. Co się z nią stało? - wypalam bez chwili namysłu, ale to pytanie samo mi się ciśnie na język.

Jego ciało znowu się spina, a auto zatrzymuje się na środku ulicy. Jestem tym faktem lekko oszłomina i kopie się mentalnie w twarz. Jak mogłam być taką idiotką i zapytać się czemu jego dziewczyną nie żyje?

Już nią jesteś.

- Wysiadaj. - rozkazuje gniewnym tonem.

Wykonuje jego polecenie i wysiadam, a chłopak odjeżdża z piskiem opon. Zostałam sama wśród nieznanej mi drogi, ale sama się o to prosiłam. Mogłam trzymać moją niewyparzoną buzię na kłódkę, jednak coś poszło nie po mojej myśli i wścibskość zdecydowanie wygrała. Właśnie dlatego teraz idę w blasku nocy samotnie i przyznaje jest mi cholernie zimno. Przede mną zatrzymuje się jakieś auto dlatego przyśpieszam kroku. Jak się okazuje jest to Cole, który po mnie wrócił.

- Wsiadaj. - ponownie mi rozkazuje na co przewracam oczami.

- Przed chwilą mówiłeś coś innego. - po co robić tylko zachodu skoro za chwilę i tak wysadzi mnie na pierwszym lepszym przystanku.

- Allen nie zaczynaj. - w barwie jego głosu słychać nutę ostrzeżenia.

Nie chcę robić kolejnych afer, więc posłusznie wracam na miejsce pasażera. I dopiero teraz dostrzegam, że w aucie jest włączone radio.

- Ness ci o niej powiedziała? - ukradkiem spagląda na moją reakcję.

- Nie do końca. - nie chcę jej wsypać całkowice. - Jeszcze chcę cię przeprosić nie powinnam była poruszać tego tematu. - doskonale zadję sobie sprawę, że postawiłam jak kretynka, bo to logiczne, że nikt nie chce opowiadać o czyjejś śmierci. Chłopaka odpowiada milczeniem, więc jest to bardzo jasny znak, że najwyższaiem pora zmienić temat. - Czemu po mnie wróciłeś? - obstawiałam, że zostanę porzucone na pastwę losu, a nie doznań łaski od samego Cole'a.

- Może i jestem dupkiem, ale nie zostawiłbym cię wieczorem na ulicy. - nie ukrywam szkokuje mnie jego wypowiedź. - Idzie do ciebie przywyknąć i do tych drurnowatych pytań. - nie wiem czy traktować to jako komplement, ale wydaje mi się, że tak.

- Mogę cię o coś spytać? - po raz drugi zadaję to pytanie, ale to nie moja wina, że chce się czegoś dowiedzieć na jego temat, a kto lepiej odpowie niż on sam.

- Strzelaj. - sądziłam, że się nie zgodzi, ale ta odpowiedź pozytywnie mnie zaskoczyła.

- Twoja rodzina wie o tym wszystkim? - wiem, że mogłam zapytać o dosłownie wszytsko, ale to na to pytanie chciałam znać odpowiedź.

- A jak myślisz? - zauważam, że kiedy chloapk się denerwuje zaciska dłonie na kierownicy i nie wiem czy dobrze robię brnąc w to dalej. - Nie wiedzą. - mówi krótko i oschle.

- A nie chcesz... - zaczynam, ale nie dane jest mi dokończyć.

- Może powinnaś zostać upierdliwą dziennikarką, wręcz idealnie nadawałabyś się do tej roli. - jest to dla mnie znak, że mam nie kontynuować serii moich pytań. - A twój ojciec wie, że zadajesz się ze mną? - odbija piłeczkę przy okazji zmiwniajac temat.

- A jak myślisz? - powtarzam słowa, które niedawno sam wypowiedział.

Zack odwiózł mnie pod samo wejście. Podziękowała mu po czym udałam się do siebie. Nie wiem czemu, ale bardzo dobrze mi się z nim rozmawia, mimo iż zawsze stąpam po bardzo kruchym lodzie.

W pokoju było zapalone światło i byłam bardzo ciekawa o co chodzi, bo z tego co wiem taty nie było w domu. Weszłam ostrożnie do pomieszczenia, nie sądziłam by ktoś się włamał, a nawet jeśli to i tak nie ma tu nic cennego co by mógł ukraść.

- Gdzie ty byłaś?! - przede mną jak z poziemi wyrósł Noah.

- Z Blair w barze Josha. - odpowiadam spokojnie, ale mina mojego przyjaciela zapowiada dramę, która zaraz ni urządzi.

- Jak mogłyście pojechać beze mnie? Wiesz, że tam gdzie alkohol tam i ja. - robi mi wyrzuty, trzymając się teatralnie za serce.

- Nie panikuj. - zadję sobie sprawę, że dałyśmy ciała, ale skąd miałam widzieć, że później wpadniemy do baru skoro miał być to babski wypad. - Ciesz się, bo na weekend mamy jechać do domku letniskowego ciotki Alexa. - mówię to celowo by trochę udobruchać bruneta.

- No chociaż tyle dobrych wieści. - nadal jest oburzony tylko po to by zrobić największą dramę jaką świat widział.

- Jeszcze coś, bo jak chcesz się kłócić to tam masz okno. - jest to nie miłe, ale lepsze to niż mamy się wydzierać na siebie jak opętani by wszyscy przechodnie nas usłyszeli.

- Zobczczysz jeszcze się zemszczę. - posyła mi to swoje niecne spojrzenie. - Tym razem zamknę was w kostnicy. - oznajmia i znika z mojego pola widzenia. Uważam, że był by zdolny do takiego posunięcia, a ja nie wyobrażam sobie siedzieć tam z Cole'em na dodatek wśród trupów.

Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie, ponieważ męczyły mnie koszmary i nie mogłam spać. Stwierdziłam, że jeśli tak mają wyglądać moje wakacje to czemu by nie poszukać sobie jakiejś dorywczej  pracy? Zawsze przyda się kasa na jakieś drobne wydatki. Siedziałm już dobrą godzinę nad komputerem i jedyna przyzwoita oferta było to praca w niewielkiej kafejce w centrum miasta. Dlatego zabrałam się i poszłam do łazienki. Wziełam długi gorący prysznic, a później ogarnęłam swój makijaż i włosy. Jako, iż było lato byłam zmuszona do założenia krótkich czarnych szortów do tego dobrałam luźną niebieską koszulkę sięgającą do pępka z niewielkim napisem Don't Angel. Na stopy założyłam białe conversy i wuryszyłam w miasto.

Do głównej części miasta miałam kawałek drogi. Zdecydowałam się pójść na piechotę, bo autobusy latem to istny koszmar w większości z nich nie działa klimatyzacja. Przez co nieprzyjemnie się nimi podróżuje.

Szłam sobie spokojnie słuchając nowej piosenki 5 Seconds of Summer, gdy niebiesko BMW zatrzymało się przedemną. Jak się domyślacie za kierownicą nie siedział nikt inny niż sam Cole.

- Czy ty mnie śledzisz? - zwróciłam się do chłopaka, bo to już kolejna sytuacja gdy na siebie wpadamy.

- Ta, bo nie mam co robić. Nie wlewaj sobie Allen. - czy tylko mnie już zaczęło irytować, że zwraca się do mnie po nazwisku? - Co tu robisz? - spytał jak gdyby nigdy nic, jego zmienność nastrojów jest gorsza niż u kobiety w ciąży.

- Idę? - odparłam sarkastycznie.

- Podrzucić cię? - jestem zdziwiona jego propozycja, bo jak na niego jest to z zdecydowanie zbyt miłe zachowanie.

- Nie dzięki jestem już na miejscu. - odpowiadam, po czym odwracam się i wychodzę do pomieszczenia, w którym mam się ubiegać o pracę.

Panuje tu miła atmosfera lokal urządzony jest w odcieniach beżu i jasnego brązu. W rogu stoi stare stereo, z którego puszczana jest spokojna muzyka. Podchodzę do drewnianej lady.

- W czym mogę pomóc? - zwraca sie do mnie blondynka w dobieranym warkoczu i delikatnych piegach na policzkach, na oko wygląda na dwadzieścia lat.

- Ja przyszłam na rozmowę o pracę. - odpowiadam spokojnie, chociaż w środku okropnie się denerwuje.

- To świetnie. - klaszcze w dłonie uradowana dziewczyna. - Ja jestem Kimberly. - przedstawia się.

- Madison. - odpowiadam jej tym samym.

- A więc to ja przeprowadzę z tobą rozmowę, ponieważ szefowa wyjechała. - wskazuje gestem, że mam zająć miejsce przy jednym ze stolików. - Pracowałaś już kiedyś jako kelnerka? - zadaje pierwsze pytanie.

- Nie, ale pracowałam w kinie i robiłam tam dosłownie wszystko. - do dziś pamiętam jak Leon kazał mi przepychać kible, lub zdrapywać gumy z pod foteli.

- Okej... - przerywa zdanie i przenosi swój wzrok na drzwi wejściowe. Również się odwracam i dostrzegam tam Zack'a, który ubrany jest w czarne jeansy i białą koszulkę z czarnym nadrukiem. Dosłownie widzę jak Kimberly ślini się na jego widok, jakby był jakimś bogiem, z rozczarowania wywracam oczami.

- Wolne? - siada na krześle obok blondynki.

- Tak się składa, że mam rozmowę o pracę. - chcę go zbyć, ale na jego twarzy pojawia się ten chytry uśmiech, który nie wróży niczego dobrego.

- Pracę tak? - dopytuje, na co Kim macha twierdząco głową. - Nie przejmuj jej. - czy ja aby na pewno dobrze usłyszałam? On na serio jest nie poważny.

- Dlaczego? - odzywa się dziewczyna. - Przecież idealnie się nada. - cieszy mnie fakt, że nie ma o mnie złego zdania, ale Cole'a to najchętniej bym go walnęła.

- Uwierz jest koszmarną pracownicą  nie przykłada się do obowiązków, ciągle się spóźnia, jest strasznie chamska do wszystkich. - zaczyna wymieniać, a widzę jak jego uśmiecha się poszerza.

- Zamkij się. - cedzę przez zaciśnięte zęby i walczę z tym by nie wybuchnąć.

- Widzisz? Mam dalej wymieniać? - wskazuję gestem ręki na mnie.

- W takim razie przykro mi Madison, nie mogę cię zatrudnić. - Kimberly odchodzi i wraca z powrotem za ladę.

Jestem tak wściekła, że zrywam się z krzesełka i w natychmiastowym tempie opuszczam lokal. Zadję sobie sprawę, że Cole idzie cały czas za mną.

- Zadowolony jesteś z siebie? - pytam donośnym głosem, ale nie krzyczę by nie zwrócić uwagi przechodniów.

- Tak. - odpowiada pewnym siebie głosem. Ja z nim zaraz oszaleje.

- Po jaką cholerę tam przychodziłeś? - uderzał dłońmi w jego klatkę piersiową.

- To chyba logiczne żebyś nie dostała tej pracy. - chwyta moje ręce tym sposobem uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.

- I tak cię to bawi?! - za późno już wybuchałam. Wyrywam dłonie i z kieszeni szortów wyciągam klucze podchodzę do zaparkowanego auta, które należy do chłopaka i wbijam je w oponę.

- Ty na prawdę jesteś jakaś walnięta! - odciąga mnie za ramię z dala od swojego auta. Jest to bardzo dobre posunięcie, bo inaczej porysałabym mu ten lakier.

- Wiesz co pieprz się! - gniewnym krokiem odchodzę  zostawiając chłopaka samego.

W drodze powrotnej udało mi się co nie co ochłonąć i zrozumiałam, że Zack zrobił to celowo licząc na mój wybuch, a ja dałam się podejść jak małe dziecko.

W pokoju jak zwykle czekali na mnie Noah i Blair. Przy okazji przeglądając moje ubrania. Jest to strasznie dnerwująco, bo wszystko wymują, a później i tak nie odkładają na miejsce i mi przychodzi to wszystko sprzątać.

- Oho ktoś tu chyba nie w humorze. - delikatnie szturcha Blair, rzucając komentarzem w moją stronę.

- Przez Cole'a nie dostałam pracy. - mam wielką ochotę kopnąć w biurko, ale nie zrobię tego, bo za chwilę skończę na ostrym dyżurze z połamanymi palcami.

- Po co ci praca? - pyta zaintersowna morskooka.

- Żeby mieć kasę. - odpowiadam jakby to była najbardziej oczywista rzecz do zrozumienia.

- Nie ma takiej opcji moja droga. - Noah natychiamstowo się burzy. - My świętujemy wakacje.

- A pro po wakacji pakuje się wieczorem wyjeżdżamy. - informuje mnie przyjaciółka i teraz już rozumiem dlaczego ich dwójka była tak bardzo zainteresowana moją szafą.

- Dokąd?

- No jak dokąd jedziemy na wakacje z Alexem i resztą. - mówi uradowany Noah.

- A nie mieliśmy jechać w weekend? - z tego co pamiętam to właśnie tak się umawialiśmy.

- Mad dziś jest piątek. - przypomina mi przyjaciółka, kompletnie straciłam poczucie czasu.

Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy w niewielką walizkę, Blair i Noah upierał się, że to za mało, ale jedziemy tam na dwa dni nie będę przecież co godzinę zmieniała stylizacji.

- O której mamy jechać? - pytam ponieważ to nie uzgadniałam szczegóły.

- Tak jakoś za dwie godzinki. - odpowiada blondynka przeglądając się w lustrze.

- To co lody i netflix? - proponuje Noah, wraz z Blair zgadzamy się na ten pomysł zagospodarownia czasu, bo i tak nie mamy już nic więcej do roboty.

Skończyliśmy oglądać dwa odcinki Przyjaciół, a do tego pochłoneliśmy cztery opakowania lodów karmelowych. Jestem w szoku jak mój nastrój uległ zmianie, po tym epizodzie z Zackie'em. Byłam wściekła jak osa, a teraz w sumie cieszę się, że nie będę musiała pracować w tym upale. Jednak najbardziej się obawiam chłopaka, bo mamy razem spędzić, aż dwa dni, a ja celowo poprzebijałam mu opony. Może po prostu przez najbliższy czas nie będę wchodziła mu w drogę?

- Idziemy Josh i Zack już są. - oznajmia dziewczyna zbierając swoją czarną torebkę. I właśnie w tym o to momencie mój plan się wali.

- Jedzimy z nimi? - pytam, bo przecież każdy na swoje auto i na prawdę nie widzę konieczności spędzać z nimi aż dwóch godzin w jednym.

- No, a co ty myślałaś? Po co jechać pięcioma samochami skoro można wziąć dwa. - Noah chwyta moją walizkę i zaczyna z nią schodzić po schodach pożarowych.

- A nie mogliśmy jechać z Ness i Liv? - jęcze idąc na chłopakiem najwolniej jak się tylko da. Po drodze wysyłam ojcu wiadomość, że bede spała u Balir by się nie martwił

- Ness, Liv, Mike i Alex już są na miejscu. - informuje mnie. - Poza tym Zack ma zepsuty samochód, a w aucie Josha nie pomieścimy się wszyscy. - faktycznie ma rację BMW Josha jest czteroosobowe. Że też akurat dzisiaj musiałam pobrzebijać te przeklęte opony.

- Cześć wam. - Josh obejmuje mnie na powitanie, przybija męską piątek z Noah, ale to od Blair nie potrafi się odkleić. Zack wita się tylko z chłopakiem, a nas kompletnie pomija. Wywracam tylko oczami na jego dorosłe zachowanie.

- To kto prowadzi? - Noah zwraca się wjmując z kieszeni klucze do Jeepa. Nikt się nie odzywa, ponieważ wszyscy liczą, że skoro to jego auto to on będzie kierowcą. - Zack ty? Świetnie. - wciska mu na siłę klucze, brunet ani drgnie i saiada na miejscu kierowcy.

Pakuję jeszcze swoją walizkę do bagażnika i zauważam, że wszystkie miejsca z tyłu są zajęte. Jedynym wolnym miejscem, jest siedzenie pasażera tuż obok Zack'a. Siadam tam posyłając piorunujące spojrzenie moim przyjaciołą, niesty Noah, który siedzi na środku szcerzy się jak głupi, dlatego wyczuwam podstęp, że wszystko zostało celowo zaplanowane i nie daruje mu tego przysięgam.

- Jezu ile jeszcze... - jęczy znudzony Noah. Faktycznie mieliśmy być na miejscu w niecałe dwie godziny, a minęły już trzy i dalej tkwimy w lesie.

- A może trzeba pojechać w głąb lasu. - proponuje dziewczyna z tylnego siedzenia.

- Serio jesteś, aż tak głupią blondynką? Sama nazwa mówi domek na wybrzeżu nie w lesie. - prycha poirytowany Zack.

- Przesadzasz. - warczy z tyłu szatyn ostrzegając swojego przyjaciela.

- Allen pokaż jak ty to wpisałaś. - wyrywa mi z dłonie telefon, w którym miałam wyłączony GPS. - To nie ten adres. - mówi zirytowany kierowca.

- To nie ja go wpisywałam. - protestuje przypominając mu, ponieważ to on na samym początku jazdy wszystko uzgadniał, bo jak sam twierdził gdym to ja się tym zajęła skończyliśmybyśmy w polu.

Zamiast pola jest las.

- Nie gadajcie, że się zgubiliśmy. - przyjaciel z rozczarowania uderza głową o moje oparcie. Jedziemy, gdy auto zatrzymuje się na środku drogi, natychmiastowo wszyscy spoglądamy na Zack'a, który jest kierowcą i zapewne wie co się stało.

- Koniec benzyny. - informuje nas że stockim spokojem.

- Idioto nie zataknowałeś auta?! - jako pierwsza zaczyna krzyczeć Blair i uderza właściciela auta w tył głowy.

- Auu! Przecież bak był do połowy pełny. - pociera dłońmi miejsce uderzenia.

- Ale jeździliśmy jak idioci w kółko! - dalej gani chłopaka.

- Uspokójcie się. - Josh sprowadza ich na ziemię za co jestem mu ogromnie wdzięczna. - A ty nie widziałeś, że paliwo się kończy? - zwraca się do Cole'a.

- Myślisz, że wiem czy w tym złomie wszytsko dobrze działa. - poraz kolejny wymiguje się od odpowiedzialności, czego mam po dziurki w nosie.

- Przecież byliście tam już i nie znacie drogi? - to jest jakiś żart. Nie mówię, że mają od razu znać trasę na pamięć, ale mogli zorientować się, że jedziemy w złym kierunku.

Nikt już nic nie odpowiada, dlatego jako pierwsza wysiadam z auta. Panuje tu kompletna ciemność, jest godzina pierwsza w nocy, a my utkeliśmy na jakiejś leśnej drodze z dala od cywilizacji. Standardowo nie ma zasięgu, by zadzwonić do kogoś po jakąkolwiek pomoc.

Jeszcze tylko brakuje gościa z wielką piłą mechaniczną i w ogóle będzie super.

- Nie ma zasięgu. - wracam z powrotem do auta informując o tym przyjaciół.

- Czyli jesteśmy tu uwięzieni? - pyta przejęta Blair.

- Najwidoczniej tak. - odpowiada Josh.

- Ale ekstra! - ekscytuje się Noah, przez co wszyscy na niego spoglądamy. - Nie mówicie, że żadne z was nie chciało przeżyć czegoś takiego.

- No nie bardzo. - komentuje i odwracam się w stronę przedniej szyby licząc na cud, że może w aucie będzie chciał jedna kreska, niesty wszytsko na marne.

- Jakiś czas temu mijaliśmy stację. - informuje Cole wsiadając z auta. My też robimy to samo.

- Pójdę z tobą. - deklaruje się Josh.

- Nie ma mowy. - morskooka podbiega do chłopaka i chwyta go za rękę. - Wiesz w ilu horrorach właśnie tak się dzieje? Wy sobie pojedziecie, a nas zabiją. - wyjaśnia.

- Za dużo się ich naogladałaś. - prycha Zack opierając się o maskę auta.

- Nie ważne róbcie co chcecie ja idę spać. - oznajmia Noah wracając do samochodu. Jego to w żadnym stopniu nie rusza, że nie mamy jak wrócić.

- My też. - Blair również ciągnie chłopaka w stronę Jeepa.

- A ty dokąd? - zwracam się do Cole'a, który idzie przed siebie.

- Po benzynę. - odpowiada nawet się nie odwracając.

- Nigdzie nie idziesz.

- Ty też się boisz duchów jak blondyna. - tym razem odwraca się twarzą w moją stronę.

- Nie, ale nie zostanę tu sama z nimi. - Blair i Josh na pewno będą się do siebie kleić, a ja nie mam ochoty tego oglądać, z drugiej strony nie chcę puścić go samego, a jest ciemno i nie daj boże jakby coś go przejechało.

- Uroczo, że się martwisz. - w jego głosie wyczuwam nutę sarkazmu.

- Wiesz co, albo idź. - wskazuje dłonią na drogę, po czym się odwracam i zajmuję miejsce pasażera. O dziwo chłopak siada za kierownicą.

- To co robimy? - pyta blondynka.

- Ty idziesz spać. - Cole jak zwykle w swoim żywiole, nie rozumiem dlaczego tak uwziął się na dziewczynę przecież nic takiego mu nie zrobiła.

- Mad miała rację mówiąc, że jesteś dupkiem. - odgryza mu się, bo należy do tego typu co nie pozwolą sobą pomiatać.

- To tak o mnie opowiadasz koleżanką? - chłopak zwraca się do mnie.

- Dokładnie. - odpowiadam i po raz niewiadomo który wychodzę na świeże powietrze, ponieważ pragnę zapalić. Zadję sobie sprawę, że ostatni z tym przystowpowałam i jestem z siebie dumna, jednak nie da się tak od razu skończyć z nałogiem.

W spokoju przyglądam się pięknu nocy, niebo pokrywa mnóstwo gwiazd, co nawet w takiej sytuacji jak ta dodaje uroku. Po jakimś czasie robi się się zimno, ponieważ mam na sobie krótkie szorty, dlatego wracam na miejsce. Cały tył śpi, jedynie Zack wpatruje się w szybę i nad czymś intensywnie rozmyśla, pragnę odwiedzić się o czym, jednak zmęczenie bierze górę i zasypiam.

Ta noc była koszmarna. Dlatego budzę się już po dwóch godzinach. Moja głowa spoczywa na ramieniu Cole'a, więc natychmiastowo się podnoszę.

- Nawet w śnie na mnie lecisz. - jak się okazuje chłopak też nie śpi, a mnie robi się trochę głupi, ale nie pokazuję tego.

- Która jest godzina. - przeczesuję włosy dłonią, ponieważ trochę się naelektryzowały.

- Czwarta trzydzieści. - informuje mnie.

- To jak idziemy na stację. - proponuję, ponieważ muszę rozprostować kości.

- Nie boisz się, że blondynę zjedzą potwory? - w dalszym ciągu siebie żartuje z Blair.

- Chodź. - poganiam go, gdyby coś nas miało zabić zrobiłoby to w nocy, a nadal żyjemy.

Droga była na prawdę długa, ale w pierwszą stronę szliśmy spokojnym spacerkiem, nie obyło się bez kąśliwych uwag chłopaka, ale je ignorowałam, ponieważ podziwiałam wschód słońca, który w tej okolicy wyglądał znacznie lepiej niż na dachu mojego budynku.

- Nie ociągaj się. - pogania mnie brunet, jako iż w pierwszą stronę było miło iść spacerkiem teraz już kompletnie nie miałam sił.

- Już się daję rady. - poważnie jeszcze przed nami dziesięć kilometrów.

Ten tylko wywrócił oczami i dalej z niewzruszoną miną szedł przed siebie. Nagle do głowy wpad mi pewnien pomysł, chociaż nie wiedziałam czy się uda.

- Auu! - rzuciłam się na trawę by zamortyzować chodź trochę upadek.

- Co ty znowu robisz? - podszedł do mnie z poirytowaną miną.

- Chyba zrobiłam coś z nogą. - wskazałam ręka na lewą stopę.

- Boli? - odłożył kanister benzyny i przyjrzał się miejscu, które wskazałam. Pokiwałam twierdząco głową. - Wskakuj. - odwrócił się, a ja wyskoczyłam mu na plecy i oplotałam go nogami w pasie.

Szliśmy tak jakiś czas, a ja byłam dumna ze swojego kłamstwa, ponieważ nie musiałam iść na własnych nogach.

- Wiesz Allen, że jeśli chciałaś bym cię poniósł wystarczyło poprosić. - parsknął śmiechem.

- Skąd wiedziałeś, że kłamałam? - wydawało nie się, że dobrze odegrałam swoją rolę.

- Gdy spytałem się czy boli pokazałaś na drugą nogę. - zaśmiał się, ale nie było to sztuczne prychnięcie w jego stylu, było to szczere i przyznaję ten śmiech był znacznie lepszy, bo pokazywał, że w tej skorupie twardziela może kryje się jakaś cząstka normalnego nastolatka.

***
Hej wszytskim, jeśli przebrneliście przez ten rozdział to serdecznie gratuluję, ponieważ on jest najdłuższym, ale spokojnie obiecuje, że następny postaram się skrócić. Co do publikacji to nie chcę podawać konkretnych dat, bo wszytsko zależy od tego kiedy skończę pisać i przeredaguje tekst. Więc trzymajmy się zasady kiedy będzie to będzie.

Kocham;***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro