16. Nie był aniołem.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziś z okazji Dnia dziecka postanowiłam dodać nowy rodział.

Dosteję od was masę pytań, co do książki, mimo bardzo chcę to nie jestem wam w stanie wszytskim odpisać, dlatego zapraszam Was serdecznie na mojego twittera. Znajdziecie mnie tam pod nazwą ___skylerr___

Teraz już bez zbędnego przedłużania życzę wam miłego czytania, jeszcze chce was prosić o komentarze, bo lubię je czasem poczytać♡

***

Całą noc nie zmrużyłam oka, ponieważ czuwałam nad śpiącym przyjacielem. Gdybym zignorowała to potłuczone szkło, mogłoby się to źle dla niego skończyć. Czego bym sobie nie darowała. Jego klatka piersiowa opada spokojnie, ale na twarzy widnieje kilka zadrapań. Wciąż dziękuję Bogu, że akurat w tym miejscu był ustwiony kontener. Słońce już wzeszło jakiś czas temu, nie wiem która jest godzina, bo mój telefon został w domu. Poza tym jestem zbyt sparaliżowana by wykonać jakikolwiek ruch, dlatego od kilku godzin wpatruję się w granatową ścianę na przeciwko. Ukradkiem spoglądam na Noah, który pociera oczy by się rozbudzić.

- Moja głowa... - jęczy chwytając się za skronie. Nic dziwnego wczoraj wypił więcej niż przez całe swoje życie.

- Idioto, narobiłeś mi stracha. - natychmiast rzucam się na jego szyję, zamykając go w szczelnym uścisku.

- Więc to nie był sen? - patrzy na mnie bym potwierdziła jego słowa, natomiast ja kiwam przecząco głową. Na jego twarz wkrada się dostrzegalny smutek, przez co jest mi go szkoda.

- Nie ważne dobrze, że tobie nic się nie stało. - uspokajam go.

Leżymy tak w milczeniu, a ja jestem wtulona w tors przyjaciela. Dziś panuje zupełnie inna atmosfera między nami, nie mamy ochoty na głupie żarty, ani nic z tych rzeczy. Delikatnie opuszkami palców obrysowuje jego tatuaże.

- Ty pajacu! - przez okno wchodzi zbulwersowana Blair, a jej koturny wydają gniewny stukot. - Jak mogłeś! - podchodzi do łóżka i uderza chłopaka otwartą dlonią w twarz, przez co momentalnie odskakuję od niego, bym tym razem ja nie oberwała.

- Bri pogrzało cię? - łapie się za obolałe miejsce.

- Czy ty jesteś normalny, że chciałeś skakać z dachu? - jej podejście do niego jest zupełnie inne niż moje. Ja obchodzę się z nim delikatnie jak z jajkiem, natomiast blondynka stosuje na niego metodę krzyku.

- Nie wiesz jak to jest dowiedzieć się, że twoja matka jest śmiertelnie chora. - wytyka jej to.

- Może i nie, ale straciłam kuzyna i ciotkę, mój ojciec mnie porzucił, więc uwierz wiem jak to jest, ale nie będę rozpocząć całe życie. - jest to prawda, od zawsze podziwiałam ją za to, że trzymała się tego co jest tu i teraz, nie żyła przeszłością mimo, iż los nie był dla niej łaskawy.

Dla żadnego z nas.

- Ma rację. - teraz rozumiem, że Noah nie przyda się osoba, która będzie go głaskać po główce, tylko taka, która da mu solidnie do myślenia. - Na twoim miejscu porozmawiałabym z mamą. - może jest to absurdalne, bo sama ze swoją nie rozmawiam, ale Noah ma z nią zupełnie inną relacje niż ja z moją.

- To idź, na co czekasz. - pogania go morskooka. - A ja pójdę ogarnąć trochę Mad, bo biedaczka wygląda jak zombi. - posyłam jej piorunujące spojrzenie, bo jak mam wyglądać, skoro przez całą noc nie zasnełam chiciażby na chwilę.

- No idę. - odbrukuje cicho, wywlekając się z łóżka.

Razem z Blair poszłyśmy do mnie dowiedziałam się, że jest godzina ósma rano. Na początek miałam wypić filiżankę kawy korzennej, którą moja przyjaciółka pije na pobudzenie. Na całe szczęście mojego taty już nie było w domu, po wczorajszej konfrontacji nie mam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Tak to chce być cudownym ojcem, a tak to mnie okłamuje. Ciekawe w ilu jeszcze sprawach mnie okłamał?

- Nie będę tego pić. - zdecydowanym ruchem odsuwam od siebie kubek z napojem, który smakuje jak ziemia.

- Jejku Mad, mnie to zawsze pomaga i dodaje energii. - w dalszym ciagu mnie zachęca.

- Wiesz, że brzmisz jak telemarketerka wpychająca ludzią jakiś kit by kupili ten produkt. - wstaję od wyspy i zalewam saszetkę z herbatą wrzątkiem. Mocna herbata zdecydowanie lepiej na mnie podziała niż te korzenne czary.

- Czyli już wiem, gdzie mogę się zatrudnić. - delikatnie śmieje się pod nosem.

- Skąd wiedziałaś, że Noah chciał skakać? - ja jej o tym nie powiedziałam i wydaje mi się, że Zack też nie, bo zdecydowanie nie należy do osób, które odpowiadałyby o takich rzeczach.

- Twój tata zadzwonił do mojej mamy. Wiem jakie jest to trudne, ale bedzie dobrze. - delitanie uściska moją dłoń by mnie pocieszyć.

I tak cały ranek przegadałyśmy. Wspólnie ustaliłyśmy, że trzeba wspierać Noah, by taka sytuacja jak wczoraj już nigdy nie miała miejsca. Aktualnie siedziałyśmy, a Blair gotowała obiad. Nalegałam by zamówić pizzę, ale na marne, ponieważ dziewczyna ma obsesję na punkcie zdrowego żywienia, chociaż nie wiem po co, bo ma figurę modelki.

- Jestem i czuję się jak młody bóg. - do kuchni wchodzi Noah, jest w zdecydowanie lepszym humorze niż rano, co jest bardzo dobrym znakiem.

- Jak porozmawiałeś z nią? - blondynka odrywa się od garnków i zadję mu pytanie.

- Tak to nowotwór płuc, świeżo wykryty, więc jest spora szansa, że wyzdowieje. - kamień z serca, wierzę, że leczenie przyniesie skutki i pomoże cioci Jo wrócić do całkowitego zdrowia.

- Widzisz, a ty nie potrzebnie się zamrtwiałeś. - podsumowuje Blair kładąc przed nami talerze z przygotowanym jedzeniem.

- A gdzie frytki? - chłopak jest zaskoczony, ponieważ na talerzu znajdują się same smażone warzywa w dodatku te najgorsze, czyli zielone.

- Po codziennych frytkach nikogo nie znajdziecie. - dogryza nam zajmując ostatnie wolne miejsce przy wyspie.

- Bo ja wiem, jestem przystojniejszy niż Brad Pitt w młodości. - na te słowa cała nasza trójka wybucha śmiechem.

- Jasne, każdy o tobie marzy. - znowu jest jak dawniej Blair i Noah znowu się sprzeczają o głupoty.

- Co ten Josh w tobie widzi? - mówi cicho pod nosem, ale nie na tyle byśmy go nie usłyszały.

- A co wielu chłopaków widzi w sowich dziewczynach? - uśmiecha się triumfalnie, Noah w tym momencie zatkało.

- Poproszę moje dwadzieścia dolców. - wyciągam rękę w stronę chłopaka, ponieważ to ja wygrałam zakład.

- Zołza. - mruczy cicho pod nosem, wyjmując z kieszeni dwudziesto dolarowy banknot.

- Nie mówicie, że się o to założyliście? - morskooka nie jest w stanie w to uwierzyć.

- Sama się z nim założyłaś. - natychmiast się bronię, ponieważ sama niedawno byłam częścią ich idiotycznego zakładu.

- To co innego. - zakład ręce na klatkę piersiową i udaję obrażoną. - Ale chociaż wiem, że Noah jest przegrywem. - śmieje się z jego porażki.

- Nadal jesteś zołzowata, współczuję Joshowi. - syczy w jej stronę, a ja już doskonale wiem, że resztę obiadu spędzimy właśnie w taki sposób, gdzie dwójka przyjaciół będzie sobie dogryzać.

Czyli wszystko po staremu.

- To co robimy? - obok mnie na kanapie siada Noah, a Blair sprząta po zjedzonym posiłku.

- To co zwykle. - odpowiadam krótko, przeważnie większość naszych spotkania wygląda w ten sposób, że oglądamy telewizję i rozmawiamy o wszystkim i niczym.

- Ale to jest nudneee... - jęczy przedłużając ostatni wyraz.

- Ale ty się stałeś okropny. - zawsze lubiłam jego zachowanie, ale dziś jest nie do wytrzymania.

- Wypraszam sobie. - zakłada ręce na klatkę piersiową udając naburmuszonego. Właśnie tak się dzieje, gdy ktoś powie mu prawdę. - A ty Bri, co powiesz? - tym razem zwraca się do blondynki w kuchni.

- A co chcesz robić w tej dziurze nie ma nic ciekawego. - jestem dokładnie tego samego zdania to prócz samych nielegalnych rzeczy nie ma nic. Dlatego zaraz po skończeniu szkoły wyjeżdżam stąd jak najdalej i będę wpadała czasami w odwiedziny.

- Pojedźmy gdzieś. - chłopaka w dalszym ciągu nie ustępuje.

- Możemy jechać do pubu. - Balir rzuca od niechcenia, opierajac się o jedną ze szarych ścian.

- Hura alkohol! - widać, że tą propozycją Noah jest ewidentnie uradowany.

- Możemy jechać, ale ty nie pijesz. - już za wczasów mu to zapowiadam i idę się do pokoju ogarnąć, ponieważ w tym stroju z pewnością nigdzie nie pojadę.

- Dlaczego? - jest tym faktem bardzo rozczarowany.

- Nie będę cię tym razem ściągnąć z jakiegoś wieżowca. - wczoraj już wystarczająco zaszalał i pokazał swoje umiejętności po alkoholu.

Zostawiam go bez odpowiedzi, bo inaczej ta dyskuja toczyła by się godzinami. Wpadam niczym burza do pokoju i zakładam na siebie szare szorty i białą bluzkę, jak zwykle dbieram do tego moje białe Air Force. Zdaję sobie sprawę, że nie będę wyglądać jak Blair, bo jej błękitna, zwiewna sukienka z puchowymi rękawami wygląda zabójczo. Widać, że matka dziewczyny jest projektantką, a córka zdecydowanie odziedziczyła. Dokonuję ostatnich poprawek u biorę mój telefon by zjeść z przyjaciółmi prosto na parking.

- Ale tu śmierdzi zgniłą rybą. - zauważa Blair, gdy wsiadamy do czarnego Jeepa należącego do Noah.

- Jak śmierdzi, przecież niedawno kupiłem nowy zapach. - wskazuję ręką lusterko, na którym jest powieszony.

- Kretynie to zapach dla kota, a dokładnie łosoś atlantycki. - zauważam, ponieważ z tyłu jest wszytsko dokładnie napisane.

- Poważnie? Myślałem, że to ma pachnieć jak ocean. - dosłownie ręce opadają. Wzrusza tylko ramionami i bierze to ode mnie, by po chwili wyrzucić to za okno.

- Zaraz zwymiotuje. - na tylnych siedzeniach przeżywa Blair i jak najprędzej otwiera okno, by wpuścić do auta świeże powietrze.

Drogą była koszmarna, cały czas w powietrzu unosił się rybny zapach. Czasem jak Noah coś kupi to nie jest to nic dobrego. Kiedy auto się zatrzymało, ja i Bri od razu opuściłyśmy pojazd.

- Od razu lepiej. - przyjaciółka skomentowała by po chwili wejść przez szklane drzwi do środka.

W barze było o dziwo dużo ludzi, a jest dopiero osiemnasta. W tyle lokalu dostrzegłam kruczoczarne włosy Mike, a za barem stał Josh. Blair natychmiast pobiegła w jego stronę, Noah też podszedł do baru, natomiast ja udałam się w przeciwną stronę.

- Hej. - przywitałam się, ponieważ chłopak był zbyt pochłonięty sprawdzaniem czegoś w swoim smartfonie.

- O cześć, nie widziałem cię. - uścisnoł mnie na przywitanie, co było zaskakujące, bo z całej paczki to właśnie z nim mam najsłabszy kontakt, który nie mam pojęcia z czego wynikał.

- Co robisz? - chcąc nie chcąc zauważyłam, że na wyświetlaczu jego telefonu widnieją przeróżne imprezowe dekoracje, a chłopak zdecydowanie nie należy do osób, które je organizują.

- Liv powierzyła organizację imprezy Alexowi, ale wiesz jakie on ma podejście. I wypadło na mnie. Faktycznie impreza już jutro, a ja nadal nie mam prezentu.

- Wierzę w ciebie. - pocieszjąco poklepuję go po ramieniu. Doskonale znam ten ból, co rok w urodziny Blair wszytsko wspólnie organizujemy.

- Jest i ona, a gdzie masz księcia w niebieskim BMW? - gdy podchodzę do baru odzywa się Josh.

- Ty też? - nawet jego najlepszy kumpel coś sobie na nasz temat ubzdurał, to pewnie sprawka Noah, więc posyłam mu piorunujące spojrzenie.

- Chętnie bym z tobą polemizował, ale muszę obsługiwać klientów. - rzuca na odchodne znikające z pełną tacą wśród stolików.

- On zna takie słowa? - Noah jest wyraźnie tym zaszokowany.

- Nie każdy jest dyslektykiem jak ty. - odpowiada blondynka.

- To było w szóstej klasie. - broni się.

- Kretynie to się ma całe życie. - Blair nie daje za wygraną.

- Gdzie ona jest? - z powrotem wraca do nas szatyn i widać, że jest całkiem nieźle podirytowany.

- Kto? - pyta zaciekawiony Noah.

- Ness miała mi pomóc w obsłudze. - ewidentnie jest na nią zły.

- W takim razie mi ci pomożemy. - deklaruję się by chociaż trochę go udobruchać. Po czym biorę fartuch i przeiwiązuje go sobie w pasie. Blair robi to samo.

- A ty co? - zwracam się do Noah, ponieważ ten siedzi i przegląda coś w telefonie.

- Jestem w gościach. - odbrukuje cicho, na co wywracam oczami. Skoro nie chcę pomóc to nie, we trójkę jakoś to ogarniemy. Nigdy nie pracowałam jako barmanka, ale w kinie też obsługiwałam ludzi i całkiem nieźle mi to wychodziło.

- Padam z nóg. - oświadcza blondynka, po trzech godzinach notorycznego obsługiwana klientów. W prawdzie ja nie czuję się zmęczona, ponieważ przywykłam nawet do dwunastogodzinnych zmian. Teraz już nieco ruch się zmniejszył, więc mamy więcej luzu.

- Przepraszam za spóźnienie. - niewiadomo skąd obok nas pojawia się Nessa.

- Żartujesz? Miałaś być sześć godzin temu. - tym razem odzywa się Josh ganiąc dziewczynę.

- Ile razy mam ci mówić, że pracują w szkole tańca. - odpowiada pewnym siebie tonem jakby wcale nie obawiała sie gniewu swojego kuzyna.

- Tu też pracujesz. - szatyn wmachuje reka i w stronę baru.

- Nie, to ty sobie coś ubzdurałeś. - zadałada ręce na klatkę piersiową, patrząc na niego spod wrogiego spojrzenia. - Poza tym nie płacisz mi, więc odchodzę. - bierze torebkę z krzesła, po czym opuszcza lokal. Josh tylko kręci głową. Sama jestem zaskoczona jej stanowczością, jest zdecydowanie dziewczyną, którą nikt nie może pomiatać.

- Pamiętasz, że jutro zamykasz lokal o osiemnastej. - tym razem obok nas pojawia się Mike, który przez cały czas zajmował się organizacją imprezy Liv.

- No przecież pamiętam. - odpwoiada, krótko, a jego ton wyraża irytację.

- Dobra, to ja lecę. - z chłopakami przybija męską piątek, a mnie i Blari obejmuje na pożegnanie.

- My też musimy spadać. - oznajmia Noah.

Blair wzdycha teatralnie i żegna się ze swoją miłością. Rzucam krótkie cześć na odchodne i wychodzimy z lokalu.

- Zapomniałem o tych urodzinach. - czuję, że Noah tak samo jak ja nie ma żadnego prezentu. - A ty Mad masz coś? - zwracam się z tym pytaniem do mnie, na co kręcę przecząco głową.

- Poważnie czy wy wszystko musicie robić na ostatnią chwilę? - Blair tego nienawidzi zawsze musi mieć wszystko starannie zaplanowane.

- Dobra jutro kupimy jakieś prezenty. - brunet macha tylko lekceważąco ręką.

- Dobra to jutro podjadę po was o dziesiątej i jedziemy moim autem. - zapewnia nas blondynka, gdy wysiada z auta, z którego w dalszym ciągu śmierdzi rybami.

Po drodze Noah zachowywał się tak jak dawniej. Był to dobry znak, ponieważ nie straciłam przyjaciela i wspólnie wychodzimy na prostą. Nie ma takiego problemu, z którym nasza dwójka sobie nie poradzi.

- Dobranoc diablico. - na pożegnanie całuje mnie w czoło. Wiem, że może się to wydawać nieco dziwne, ale dla nas to normalne. To przezwiska nawiązuje do początków naszej znajomości, ponieważ pewnego wieczoru, właśnie w taki sposób się ze mną pożegnał. Wynikało to z tego, że zrozumiał to na odwrót, bo powinno być aniołku. Z czasem przywykliśmy do tego, ale dla ludzi przy, których tak się żegnamy są na maksa zdziwieni. I znika za oknem, ja też idę do siebie.

Mój pokój wygląda jakby przeszło przez niego tornado, a tym razem to nie moja zasługa. Noah też nie. W pierwszej chwili do głowy wpada mi pomysł, że to sprawka mojego ojca. W domu nie słychać żywej duszy, więc do niego dzwonię.

- Mad coś się stało? - w jego głosie słuchać zdziwnie, bo nigdy do niego z własnej woli nie zadzwoniłam.

- Szukałeś czegoś w moim pokoju? - zadję kluczowe pytanie i czekam na odpowiedź.

- Oczywiście, że nie. Wiesz przecież, że szanuję twoją prywatność. - mówi bardzo przekonująco, więc nie sądzę, żeby kłamał. - A dlaczego pytasz? - w dalszym ciągu jest zatroskany.

- Nie nic, szukałam bluzki i nie mogłam jej znaleźć, już nie przeszkadzam papa. - szybko się rozłączam jest to chyba najgorsze kłamstwo jakie byłam w stanie wymyślić.

Skoro to nie mój ojciec, to nie mam pojęcia kto. W pierwszej chwili do głowy przychodzą mi włamywacze, dlatego szybko sprawdzam resztę pomieszczeń. Wszytsko jest na swoim miejscu. Wracałam z powrotem do swojego pokoju by posprzątać. Na biurku dostrzegam kartkę, której z pewnością tam nie zostawiłam.

Myślałaś, że twoi przyjaciele się mnie pozbyli? To jesteś w błędzie, niedługo wrócę i skończę to co zacząłem.
S.H

Nie wiem od kogo jest ta wiadomość. Te inicjały dosłownie mi nic nie mówią. List jest dedykowany do mnie i mam przeczucie, że Zack też jest w jakiś sposób to zamieszany. Wybieram numer do chłopaka, ale linia jest zajęta, dlatego niezwłocznie postanawiam udać się do jego mieszkania by mógł mi to wszystko wytłumaczyć.

Po niecałych piętnastu minutach jestem na miejscu. Wzięłam auto Noah by dostać się do południowej części miasta. Przez całą drogę czułam się obserwowana, ale to pewnie moje wymysły, które wzbudziła ta wiadomość. Pukam w drzwi i czekam z dobre dwie minuty zanim ktoś mi je otworzy. Przede mna staje Zack ubrany cały na czaro i po jego minie było widać, że się kompletnie mnie nie spodziewał.

- Muszę z tobą pogadać. - szybko przeciskam się do środka mieszkania. Jestem zaskoczona ponieważ w salonie siedzi nie kto inny jak Derek Morton.

- Witaj Madison. - poraz niewiadomo, który w sposób jaki wymawia moje imię przyprawia mnie o mdłości.

- Zobacz co dostałam. - powracam do Cole i podaj mu kartkę z groźbą.

Czyta to z wyraźnym skupieniem. Derek też jest ciekaw co znajduję się na papierze, ale ani mi się śni mu to pokazywać to może być też jego sprawka, bo takie bandziory jak on nie znają granic.

- I co mam z tym zrobić? - Cole patrzy na mnie jak na jakąś wariatkę.

- Daj to. - w przeciągu jednej sekundy Morton wyrywa mu z dłoni kartkę i czyta jej zawartość.

Przyglądam się im obu. Zack patrzy na mnie, jednak w jego spojrzeniu nie dostrzegam kompletnie nic, dlatego wpatruję się w ciemnobrązową podłogę.

- No ładnie Madison, w tak młodym wieku mieć tyle wrogów. - skwitował Derek z kpiną w głosie i oddał mi zwitek papieru.

- Nie rozmawiam z tobą. - nie obchodziło mnie to, że w każdej chwili mężczyzna mógł i przyłożyć pistolet do głowy, a tym bardziej w mieszkaniu Zack'a.

- O proszę jaka pewna siebie. - po raz kolejny ze mnie zakpił.

- Wyjdź stąd. - w końcu przemówił Cole.

- Słyszałeś? - zwróciłam sie bezpośrednio do mężczyzny w garniturze i byłam dumna z tego. Moja radość nagle przerodziła się w rozczarowanie, gdy zorientowałam się, że słowa te nie były skierowane do Dereka, a do mnie.

- Ale co z tym listem? - nie odpuszczałam, ponieważ chciałam się dowiedzieć co może mi zagrażać.

- Nie obchodzi mnie on, pewnie ta twoja banda przyjaciół robi sobie z ciebie żarty, a ja nie mam czasu na takie coś. - byłam zaskoczona tym co powiedział, aż sama poczułam się zagubiona.

- Dobrze, ale żebyś wiedział, że jeśli coś mi się stanie, że to właśnie ty będziesz mnie miał na sumieniu. - rzuciłam na odchodne i ani chwili dłużej nie chciałam zostać w tym mieszkaniu.

- Mad, co tutaj robisz? - w drzwiach wejściowych natknełam się na Josha, który ptzryal na mnie z zatroskaną miną.

- Nic, właśnie się zbieram do domu. - wymienełam go szybkim krokiem, ponieważ nie byłam już w stanie powstrzymać łez cisnących mi się do oczu.

Wysiadłam do czarnego Jeepa i pozwoliłam dac upust swym emeocją. W dalszym ciągu nie byłam w stanie uwierzyć w to co miało miejsce przed chwilą, ale na co ja liczyłam, że będzie się pojawiać za każdym razem, gdy dzieje się coś złego? To był błąd, stałam się zbyt zależna od niego. Może i pomógł, ale nie mogłam go prosić o to notorycznie.

Nie był aniołem stróżem, tylko najgorszą wersją szatana, która sprowadziła na mnie całe to nieszczęście.

Po jakimś czasie udało mi się uspokoić i wróciłam do domu, było przed północą. Na moje szczęście są wakacje i nie muszę wcześnie wstawać. Dlatego przejrzałam się i położyłam się spać, by móc odpłynąć w krainę błogiego snu.

Byłam na plaży sama, nie dostrzegłam żadnej żywej duszy. Wschodziło słońce, które odbijało się w błekitnej tafli wody. Ten obraz ciągnął mnie do siebie, dlatego ostrożnym krokiem szłam drewnianym pomostem wzdłuż wody. Nie wiem jak długo tam stałam, gdy na swojej dali poczułam dwa silne ramiona, które mnie oplatały. Delikatnie odwróciłam głowę do tyłu i kogo tam ujrzałam nie lada mnie zaskoczyło. Był to Zack, wydawał się znacznie łagodniejszy niż zazwyczaj.

- Skąd się tu wziąłeś? - zwróciłam się z pytaniem do chłopaka, ale on zamiast udzielić mi odpowiedzi wpił się w moje usta.

Ten pocałunek był na swój sposób magiczny, ponieważ pokazywał Cole'a z innej strony, był tym chłopakiem, którego widziałam momentami, gdy akurat jego ego nie przejmowało inicjatywy. Nagle odsunął się ode mnie. Spojrzał na swoją klatkę piersiową, dostrzegłam krew, która plamiła jego białą koszulkę w zaskakująco szybkim tempie.

- Nie... - wyszeptałam, przyglądając dłoń do rany by powstrzymać krwawienie.

Nie udało się, coraz więcej krwi widniało na jego koszulce. W pewnym momencie osunoł się na deski, próbowałam go podtrzymać, ale nie miałam wystarczającej siły. Dotrzeaglam osobę stojącą nie daleko nas, byłam przerażona, kogo tam ujrzałam. Simon był cały we krwi, a w dłoni trzymał pistolet.

- Minęło osiemnaście miesięcy, a ty już mnie zastąpiłaś. - zwrócił się do mnie z pogardą w głosie, ale jego głos nie przypominał tego, który znałam. Miałam wrażenie, że to zupełnie inna osoba zamknięta w jego ciele.

- Nie prawda... - byłam przerażona, Zack leżał i się nie poryszał. Zrobiłam krok w tył krecąc przecząco głową.

Wpadłam do wody, tylko to nie była już woda, a krew. Całe morze krwi, które pochłaniało mnie do środka, widziałam, że to mój koniec.

- Przestań! - wyrwałam się ze snu jak z jakiegoś transu. Był to dla mnie okropny koszmar i dlaczego pojawili się w nim Zack i Simon?

Przypomniałam sobie jego treść, która mnie przerażała. Podniosłam się do pozycji siedzącej i podkuliłam nogi. Łzy mimowolnie ciekły mi z oczu i nie byłam w stanie nic z tym zrobić.

- Jezus Mad, co z tobą? - cały czas siedziałam w tej samej pozycji. W prawdzie już nie płakałam, ale wciąż miałam podpuchnięte oczy, co zapewne nie umknęło uwadze chłopaka.

Nie musiałam odpowiadać, ponieważ objął mnie i przycisnoł mnie do swojej klatki piersiowej. Byłam mu za to wdzięczna, że tu przyszedł. Zawsze, gdy czułam się źle Noah był przy mnie. Niczym starszy brat.

- Teraz powiesz mi co się stało? - delitanie się odsunął i spojrzał mi w oczy, z zabawnego chłopaka stał się kimś w kim mogę widzieć oparcie.

- Miałam kolejny koszmar. - nie były one nowością od małego się z nimi zmagam. Miało na nie wpływ moje trudne dzieciństwo, kiedyś był taki czas, że bałam się zmrużyć oczy, bo w nocy potrafiłam zobaczyć okropne rzeczy, które mnie zadręczały. Było tylko kilka osób, które o nich wiedziało. Taką właśnie osobą był Noah, potrafił czuwać nade mną całą noc.

- Już wszystko jest po staremu, to tylko twoja bujna wyobraźnia. - po raz ostatni mnie uścisnął. - Chcesz iść na urodziny Liv? Jeśli nie to nie musimy, posiedzimy i obejrzymy film. - zaproponował.

- Nie już dobrze. - na dowód tego stałam na równe nogi i udałam się do łazienki, widziałam, że jeśli bym tu została to mój stan by się tylko pogorszył. Celowo nie powiedziłam Noah o treści tego koszmaru, bo aby niepotrzebnie bym go zmartwiła. Wiedziałam, że mimo błędu Simon nie był mordercą, a Cole ma się w świetnym nastroju, zwłaszcza po tym jak mnie wyrzucił.

- W takim razie Blair będzie za godzinę i pojedziemy kupić prezenty. - mówiąc to miał na myśli nas, bo kto inny jak nie my szuka prezentu w ostatni dzień.

Wzięłam zimy prysznic by mnie rozbudził, ogarnęłam się w zaskakująco szybkim tempie, ponieważ wiedziałam, że i tak za kilka godzin będę się musiała przebrać, na imprezę, bo w moim wydaniu Blair i Noah utną mi głowę.

- To moje płatki. - byłam oburzona, ponieważ Noah wyżerał moje śniadanie.

- Mi też mogłaś zrobić. - założył ręce na klatce piersiowej, wywrocilam tylko oczami i wzięłam miskę by przygotować dla niego porcję.

- Masz. - podałam mu miseczkę, może się to wydawać nie miłe w jaki spsosb się do niego zwracam, ale czasem zachowuję się jak książkę.

- Nie lubię płatków. - wyciągnął jabłko z koszyka na owoce. Teraz przydałoby mu się solidne walnięcie w twarz, cały czas zapominam, że mój przyjaciel nie lubi płatków, ale i tak notorycznie mnie wkręca, przez co muszę je notorycznie wyrzucać.

- Od kiedy stałeś się taki zabawny? - spytałam sarkastycznie.

- Zawsze byłem, jestem lepszy niż nie jeden komik.

- I skromny też. - skończyłam jeść i odłożyłam naczynie do zmywarki.

- Ej, ja sobie to zapamiętam, gdy będę sławny. - upomniał mnie ostrzegawczo.

- Powodzenia. - nie tyle, że nie wierzę w swojego przyjaciela, ale prócz swojego charakteru nie ma nic, co zainteresowałoby innych.

- Blair już jest. - urwał naszą dyskusję, ponieważ na dole czekała już na nami nasza przyjaciółka.

Pośpiesznie zabrałam komomdy mój telefon i zbiegłam wraz z przyjacielem po schodach przeciwpożarowych. Na parkingu czekała już za nami blondynka, w srebrnym Ranger Rovenie.

- No nareszcie! Ile ja mam czekać! - gdy wsiedliśmy do auta zafundowała nam powitanie z stylu Noah.

- Ha ha, nie śmieszne. - skwitował krótko udając naburmuszonego.

- Ojej, czyżby wielmożny książę wstał lewą nogą? - zażartowała wyjeżdżając na główne drogę.

Po niecałych piętnastu minutach dotarliśmy pod galerię, jak zwykle w sobotni ranek była wręcz przepełniona ludźmi. Takie tłumy zdecydowanie nie zachęcają mnie do zakupów.

- To jak, już wiecie co chcecie mniej więcej kupić? - zwróciła się do nas morskooka.

- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam, ponieważ nie wiem, co Liv chciałaby dostać.

Minęła dobra godzina, a ja wciąż jak kołek chodziłam między sklepami i nie miałam bladego pojęcia co kupić dziewczynie. Blair już dawno kupiła przepiękny strój kąpielowy od Victorii Secret. Nie był to dla niej problem, ponieważ ciocia Rachel ma znajomości w tym świecie mody. Noah postawił na prostotę i kupił dziewczynie kolczyki w kształcie motylków. Niesamowicie wpasowywały się w charakter dziewczyny i byłam pewna, że ją ucieszą, gdy szłam obok fontanny dostrzegłam grupkę turystów ustawiających się do zdjęcia. Wtedy wpadł mi do głowy pewnien pomysł.

- Już wiem co kupię. - odwróciłam się w stronę przyjaciół i poszłam do wybranego sklepu.

Planowałam kupić rożowowłosej instaxa. Może i ten pomysł jest nieco przereklamowany, ale wydaję mi się, że będzie to dobra decyzja, ponieważ Liv ma sporo przyjaciół i na pewno chciałaby uwiecznić z nimi wspomnienia. Adekwatnie do jej kolory włosów wybrałam odcień jasnego różu. Nie ukrywam trochę się wykosztowałam, ale dla dziewczyny było naprawdę warto, bo rzadko, kiedy spotyka się takie pozytywnie nastawione osoby jaką jest Liv.

- To co teraz robimy? - spytał Noah, było około trzynastej, więc do imprezy mieliśmy jeszcze trochę czasu.

- Możemy coś zjeść, a potem pojedziemy do mnie. - zaproponowała dziewczyna, na co się wszyscy zgodziliśmy.

Nasz obiad przypadł w Macdonaldzie, Blair nie była tym faktem usatysfakcjonowana, ale ja i Noah uparliśmy się, że nie będziemy jeść na obiad sałatek. Po skończonym posiłku udaliśmy się na bogatsze dzielnice, gdzie mieściła się mała rezydencja przyjaciółki. Jak zwykle prezentowała się wyśmienicie, a w ogrodzie znajdowało się pełno ogrodników.

- Co tu się dzieje? - Noah był również zaskoczony.

- Niedługo jest organizowany doroczny bankiet, na którym będzie prezentowała swoją najnowszą kolekcję. - dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, zadyma już przywyknąć do tego, że po jej domu przewija się mostów nieznajomych ludzi. Ten bankiet był jedną z tradycji, co roku brałyśmy w nich udział, w sumie nie narzekałam, bo chwilę takie jak te pozwalały poczuć mi się wyjątkowo, zwłaszcza gdy ciocia Rachel prosiła nas byśmy byli modelami i prezentowali jej najnowsze kreacje. Jednak to nie jest życie, którym chciałabym żyć.

- Znowu podbijemy panel. - Noah szturchnął mnie w ramię, natomiast on czuł się jak ryba w wodzie, gdy ludzie go oklaskiwali.

- Zapomij dobrze wiemy, że to na mnie będą się wszyscy patrzeć. - powiedziłam to celowo i ruszyłam na przód niczym modelka, jednak nie wyszło to tak dobrze jak myślałam.

- Cześć mamo! - mimo pięknego wyglądu z zewnątrz w środku panował kompletny bałagan. Szkice i całe masę tkanin były porozrzucane na jasnodrewnianym parkiecie.

- Cześć, nie przeszkadzjcie mi mam chwilę natchnienie. - w ogromnym salonie dostrzegłam wysoką kobietę o blond włosach, zadziwiające jest to jak ona i jej córka były do siebie podobne, normalnie dwie krople wody. Jak zwykle nawet w najzyklejszych czarnych drukach wyglądała na kobietę z klasą, ciekawiło mnie czy Blir też taka będzie za kilka lat.

- Dobrze, w takim razie idziemy do mnie. - westchneła ciężko i udała się na górę, a my wraz z nią.

Pokój dziewczyny jak zwykle był staranie posprzątany. Dominował w nim odcień bieli i błękitu. Po środku pokoju stało ogromne łóżko z baldachniem, o którym zawsze marzyłam, ale u mnie w pokoju nie ma miejsca, więc już dawno zrezygnowałam z marzeń. Chyba jednak najbardziej zazdrościłam jej garderoby, która była wielkości mojego pokoju. Lubiłam przeglądać jej ubrania, chociaż wiedziałam, że niektóre są zupełnie nie w moim stylu.

- Więc tak, na tej imprezie tematyką przewodnią ma być róż i czerń. - powiedziała, po czym zaczęła szukać czegoś na wieszakach. - Masz. - podała brunetowi stojącemu w wejściu ubrania. Noah był wyraźnie zbity z tropu. - Na co czekasz, przebieraj się. - rozkazała surowym tonem, mimo jej łagodności, w kwestii ubrań nie potrafiła dać za wygraną.

- Muszę? - spytał przygnębiony, ponieważ dziewczyna dla niego przygotowała oversizową kurtkę w odcieniu fuksji.

- Nie dyskutuj. - spławiała go, taki sposób jak robią to mamy.

Brunet wzdychnął teatralnie i udała się do pokoju, mimo iż obie widziałyśmy go bez koszulki jego dumna mu na to nie pozwalała, by się przy nas przebierał. Natomiast Blair wróciła do szukanie kolejnych stylizacji. Przeraziłam się, gdy wyjeła różowy komplet składający się z różowego skąpego topu bez ramiączek i tego samego odcieniu lekko rozkloszowanej spódnicy.

- Spokojnie to moje. - morskooka uspokoiła mnie, gdy dostrzegła to przerażenie malujące się na mojej twarzy. - To jest twoje. - tym razem wyjeła kilka ubrań staranie złożonych i mi je wręczyła.

Nie ukrywajmy, po Blair mogłam się spodziewać dosłownie wszytskiego, a nie szczególnie miałam ochotę prezentować jak niektóre dziewczyny w moim wieku, bo ewidentnie nie był to mój styl. Całe szczęście nie było, aż tak źle. Stylizacja składała się z obicsłych czarnych rurek, czyli moje obawy o lateksowej spódnicy były nie potrzebne. Do tego zwykłą czarną bluzkę na ramiączkach z dość pokaźnym dekoltem. I ta stylizacja mi w zupełności wystarczyła, ale wciąż brakowało tego różu, który był tematem przewodnim imprezy, dlatego chcąc nie chcąc przypadła mi różowa kurtka z czarnymi napisami sięgającą do tali. Muszę przyznać nie była zła, a do tego w moim stylu. Jednak najbardziej niepocieszona byłam z botków, które były na piętnasto centymetrpwym obcasie, a umówmy się jak potrafię zrobić sobie krzywdę w zwykłych trampkach. Plusem było to, że ładnie wyglądały i miałam ten sam odcień różu co kurtka.

- Przebieraj się mamy godzinę by być na miejscu. - poganiała mnie, ponieważ rzadki kiedy ma na przygotowanie tylko godzinę. Znając jej zwyczaje zaczyna już dobre trzy godziny przed wydarzeniem.

Całość wyglądała nieziemsko. Blair też wyglądała przepięknie, niczym lalka Barbie, a jej uroda idealnie się wkąponywała w ten styl.

- Goto... OHO. - urwał Noah w połowie zdanie i zmierzył nas od góry do dołu.

- Już się napatrzyłeś? - spojrzałam na niego, ponieważ od jakiejś minuty stał w tej samej pozycji z otwartą buzią.

- Gdybym nie był waszym najlepszym kumplem brałbym od razu. - skwitował wracając do tej swoje wcześniejszej pozycji.

- To dobrze, że się z nami przyjaźnisz. - morskooka ostudzoną jego zapały, po czym opuściła garderobę.

- Co jej jest? - spytał zbity z tropu brunet. Na ogół już przywykliśmy, bo tak naprawdę każde z nas ma jakieś humorki i nie przejmujemy się tym jakoś szczególnie.

- Wiesz chce wyglądać jak milion dolarów, a ma tylko godzinę. - przedrzeźniłam przyjaciółkę, powodując delikatny uśmiech na naszych twarzach.

- Tobie też bym to radził. - wskazał na mnie i faktycznie moje włosy były splątane, ponieważ rano zapomniałam je rozczesać, makijaż też nie był jakiś perfekcyjny, ponieważ miałam tylko pomalowane brwi i rzęsy.

- Za jakie grzech? - udałam się do łazienki by chociaż trochę wyglądać. Jednak nigdy nie lubiłam tego typu rzeczy, ponieważ nie posiadałam umiejętności takich jak robienie fryzur czy makijażu, no chyba, że na Halloween, bo wtedy mógł wyglądać okropnie, a ludzią się podobało.

Pożyczyłem lokówkę od przyjaciółki, moje włosy były dziś w opłakanym stanie, dlatego zakręciłam delikatnie loki na końcówkach i wzięłam je w kucyk wypuszczając dwa pasama do przodu. Teraz przyszedł czas na makijaż, czyli moją największą zmorę. Zmyłam wszytsko dokładnie płynem micelarnym i szło mi całkiem nieźle, kiedy nie przyszła pora na oczy.

- Daj pomogę ci. - Bri wzięła ode mnie pędzelek i paletkę. - Na pewno nie tymi kolorami. - ewidentnie była oburzona tym co wybrałam, bo były odcienie w kolorze nude, czyli takie jakie najbardziej mi odpowiadały.

- Wiesz, że różowy to nie mój kolor. - zaczęłam narzekać, gdy dziewczyna wymieniła tę paltkę na tą, którą przed chwilą sama używała. Różnica jest taka, że te dość napigmentowane cienie idealnie podkreślają jej morskie tęczówki, a moje są ciemnoniebieskie oczy praktycznie do niczego nie pasują.

- A tam, pleciesz bzdury. - kompletnie zignorowała moje słowa i zaczęła robić swoje.

Po niecałych piętnastu minutach makijaż był skończony, nie wyglądał najgorzej, jednak nie czułam się w nim najlepiej.

- Ile ja mam czekać? - Noah próbował cały czas dobić się do łazienki.

- Już idziemy. - gdy wyszłam z toalety byłam w kompletnym szkou, po całym pokoju walał się ozdobny papier i wstążki.

- Co ty do cholery zrobiłeś?! - blondynka nakrzyczała na chłopaka, nie dziwię jej się sama byłabym zła.

- Szykowałyście się tak długo, że sam postanowiłem zapakować prezenty. - powiedział bardzo dumny z siebie.

- To dlatego mój pokój wygląda jak pobojowisko? - cała złość już jej minęła i wzięła swoją czarną skórzaną kurtkę, która pasowała do takich samych kozaków za kolano.

- Masz ludzi którzy za ciebie posprzątają. - wyminął ją w drzwiach jeszcze bardziej radosny niż minutę temu.

- Ty to będziesz sprzątał. Zaraz po imprezie. - ton jej głosu zdradzał, że wcale nie żartowała.

- Myślisz, że ja będę w stanie? - wyśmiał ją i jak najprędzej zbiegł po schodach.

Blair już nic nie powiedziała, chociaż i tak wiedziałam, że to właśnie ona postawi na swoim. W salonie ciocia Rachel rozmawiał, a właściwe krzyczała na kogoś przez telefon. Jechaliśmy autem Blair, ponieważ ja i tak nie mam zamiaru pić, bo po alkoholu przychodzą mi głupie pomysły do głowy. Przyznaję, że wygraliśmy komicznie, bo była dopiero osiemnasta, a my w worku dnia jechaliśmy ukarani jakbyśmy byli zespołem rockowym.

Pod barem było zaskakująco dużo aut, a myślałam, że Liv zaprosiła tylko samych znajomych. Wszyscy posłaliśmy sobie pytające spojrzenia i żadne z nas nie wiedziało co tu jest grane. Gdy ledwie weszliśmy do środka było słychać czyjas kłótnię.

- Kretynie Liv będzie tu za godzinę, a ludzi coraz więcej przybywa! - przy barze dostrzegłam czarne włosy Mike'a kłócącego się z Joshem.

- Dlaczego bar nie jest jeszcze zamknięty? - Blair podeszła do swojego chłopaka oczekując odpowiedzi.

- Mnie też to zastanawia. - po raz pierwszy widziałam tak wkurzonego Mike'a. Zawsze to on wydalawl się najbardziej rozsądny z całej paczki.

- Hejka wszystkim, czemu tu jest tyle ludzi? - tuż obok nas pojawiła się Nessa, ubrana w obcisłą neonowo różową sukienkę na ramionczkach i w bardzo wysokich obcasach, które mnie przewyższały, a z tego co wiem dziewczyna była niższa niż ja. Najbardziej zazdrościłam jej włosów, bo były one kruczo czarne sięgające, aż to pasa i były pokręcone w hollywoodzkie fale, niestety na moich włosach takie fryzury się nie trzymają.

- No, a jak mam ich wyrzucić? - nie wierzę, czy ja aby na pewno dobrze usłyszałam? Chłopak co pakuje się w same nielegalne rzeczy nie umie wyrzucić ludzi z własnego baru?

- Patrz jak to się robi. - jego kuzynka ziwinnym krokiem weszła na bar i zagwizdała by zwrócić na siebie uwagę innych. - Drodzy państwo nastąpiło kilka nieporozumień, więc jeśli ktokolwiek zobaczy szczura bądź kilka proszą nie panikować. - wszyscy rozejrzeli się do okoła i czym prędzej opuścili lokal, przy okazji rzucając kilka kąśliwych uwag.

- Pięknie, spłoszyłaś klientów. - Josh nie był tym ucieszony.

- Znajdziesz nowych. - obojętnie tylko wzruszyła ramionami i udała się na zaplecze.

- Co tu się odprawia i dlaczego ludzie mówią coś o szczurach? - do środka wszedł Alex i muszę przyznać, że na tle różowej koszulki jego blond włosy prezentowały się jak u kena.

- Długo by opowiadać, chodźmy wszystko przygotować. - Noah uratował sytuację zmieniając temat, on zawsze wiedział kiedy trzeba się odezwać.

Już prawie wszytsko było gotowe wystarczyło poukładać na stole szklanki i tego typu rzeczy, zostało nam jakieś dwadzieścia minut do przyjazdu solenizantki.

- Więc Mad, gdzie masz swojego Romeo? - Alex zadał mi pytanie i usiadł wygodnie na jednym ze stołków barowych, on w przeciwieństwie do swojego współlokatora miał wywalone na derokarcje i przebieg imprezy. Wydaje mi się, że nawet impreza pod jakąś ledwo trzymającą się kamienicą by go zadowoliła, ważne by był alkohol.

- Kto? - nie zrozumiałam jego aluzji, przez co wyszłam na totalną idiotkę.

- No Zack, zgubiłaś go po drodze? - przypomniało mi sie jak potraktował mnie w jego mieszkaniu. To wspomnienie nie należało zdecydowanie do najlepszych.

- Wiesz... - zaczęłam, ale nie było mi dane dokończyć, ponieważ drzwi wejściowe się otworzyły, a do środka wszedł Zack.

- O wilku mowa. - blondyn siedzący obok mnie skomentował szeptem, chociaż i tak było go słychać, bo panowała kompletna cisza.

Byłam w szoku, że jego kumple się z nim nie przywitali. Dlatego powolnie podniosłam głowę w jego stronę. Tuż za jego plecami dostrzegłam niską blondynkę ubraną całą na różowo. Sądząc po minach innych nikt nie miał pojęcia kim ona jest.

- A to kto? - Noah zapytał prosto z mostu na dodatek wskazując palcem na nieznajomą, za co miałam ogromną ochotę mu przywalić.

- To jest... - przerwał i spojrzał na dziewczynę. Zakładam że nie znał jej imienia.

- Sarah. - przedstawiła się, a jej piskliwy głos wypełnił cały bar.

- Co to ma do cholery być?! - Mike był już okropnie zdenerwowany na Zack'a. - Są urodziny Liv, a ty nie dość nie przyszedłeś ubrany tak jak reszta to jeszcze sprowadzasz ją. - miał w nosie, że dziewczyna stoi obok.

- Nie będę paradował ubrany na różowo, Sarha jest do kompletu. - myślałam, że wybuchne ze śmiechu wziął dziewczynę do kompletu. W sumie to czego ja się spodziewałam wszyscy, nawet jego przyjaciele znają zachowanie Zack'a. Raz potrafi być nieziemsko czarujący, by po chwili mogl uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie.

- Zaraz to można było wziąć laski? - odezwał się Alex, który był zdecydowanie zawiedziony tym faktem.

- Nie, nie można. - Mike wciąż nie dawał za wygraną.

- Nie przyjeżdża królowa, tylko Liv. - ciężki baryton Cole'a sprowadził wszystkich na ziemię.

Nikt już się nie odezwał i w ciszy każdy zajął się sobą. Jedynym osobą, która była szczęśliwa to Sarah uśmiechała się jakby miła skręt twarzy. Zack nawet na mnie nie spojrzał, w sumie to nawet się tego nie spodziewałam, ostatnio już jasno dał mi to do zrozumienia.

- Mad pomożesz mi przynieść szklanki? - odezwał się Josh, ale wiedziałam, że nie chodzi mu tylko o przyniesienie szklanek.

- Pewnie. - zgodziłam się i poszłam tuż za nim.

- Możesz mi powiedzieć co się stało ostatni u Zack'a, miałaś minę jakbyś zobaczyła ducha. - Josh nie owijał w bawełnę.

Miałam zamiar powiedzieć, jednak ktoś, zawołał Josha, więc sobie darowałam. Z resztą to co miałam powiedzieć mu prawdę? Na pewno by mnie wyśmiał tak jak zrobił to Zack.

- Liv już jest. - obok nas pojawiła się Ness z wielkim banerem, na którym widiały życzenia skierowane do naszej solenizantki.

- NAJLEPSZEGO! - krzykneliśmy wszyscy jednogłośnie i zaczęliśmy śpiewać sto lat.

Każdy z nas z osobna złożył dziewczynie życzenia i podarował prezenty. Liv wyglądała przepięknie miała borkatową różową sukienkę, która kolorystycznie pasowała do jej włosów zakręconych w przepiękne fale. W końcu usiedliśmy wszyscy w boksie. Obok mnie siedixla Liv, a po mojej drugiej stronie Noah, który już bawił się w najlepsze z Alex'em.

- Jak było na Ibizie? - spytałam się dziewczyny obok, zazdrościłam jej opalenizny.

- Fajnie. - odpowiedziała krótko.

- Fajnie? - brzmiało to bardziej jak opowiedz na pytanie co tam w szkole, a nie jakby opowiadała
o super wakacjach.

- Na prawdę było świetnie, tylko znajomi Lewis'a są dość specyficzni. - z opowieści widziałam że jej narzeczony nie przepada za ludźmi naszego pokroju, bo woli otaczać się wokół ludzi, którzy już coś w życiu osiągnęli.

- Nie przejmuj się. - pocieszam ją pokrzepiająco, bo co mogłam innego powiedzieć.

Impreza trwała już od kilku godzin i atmosfera była na prawdę fajna z wyjątkiem Zack'a i jego uroczej koleżanki Sarah, którzy nawzajem się połykali, jednak każdy miał ich w nosie, więc dla czego też nie ja. Wyszło na to, że jako jedyna z nas wszystkich jestem trzeźwa, a tuż zaraz po mnie był Mike, który wypił trzy drinki. Jak na niego to i tak dużo, bo to on jest tą osobą, które będzie wszystkich pilnować by nie odwalili czegoś głupiego. Najlepiej bawili się Alex, Noah i Ness. Miałam wrażenie, że są bratnimi duszami w kwestii imprezowania.

- Liv, twój telefon dzwoni. - odezwał się Josh informując dziewczynę, z którą rozmawiam.

- To pewnie nic ważnego.

- Może twój mąż dzwoni. - jak zwykle nie obyło by się bez kąśliwej uwagi Ness, ponieważ nie wiedzieć czemu jest ona bardzo cięta na narzeczonego przyjaciółki. - Pamiętam, jak opowiadałaś, że twoja pierwsza miłość będzie tą jedyną. - te słowa zadziałały jak uderzenie pioruna i wszyscy nagle zamilkili, bo wiedzieli, że chodzi o uczucie dotyczące Liv i Mike'a.

- Matko, ja sama pamiętam moje pierwsze zauroczenie, był to koleś o 10 lat starszy, a wyglądał na mojego rówieśnika. - sytuację uratował Blair opowiadając swoją historię, pierwszej miłości. Wciąż pamiętam jaka była rozczarowana, gdy dowiedziała się, że chłopak jej marzeń już studiował.

- Masz szczęście, że na mnie trafiłaś. - oczywiście tą historia uraziła męskie ego Josha, ale chłopak z powrotem szybko je sobie podbudował. - Moją pierwszą dziewczynę wyrzuciła matka, gdy tylko przeprowadziłem ją do domu.

- Dlaczego? - spytała blondynka siedząca mu na kolanach.

- Uważała, że nie jest wystarczająco dobra. - wzruszył tylko ramionami jakby było mu to obojętne.

- Mam nadzije, że mnie polubi. - Blair bardzo chce być lubiana przez wszystkich, jednak nie rozumie, że nie zawsze tak musi być.

- Oho poczekaj, aż poznasz Priscillę. - odezwał się Ness i coś w jej tonie głosu zdradzało, że nie szczególnie przepada za własną ciotką.

- Nie pozna. - szatyn zapewnił szybko. Rozumiem, że są że sobą dopiero od jakiegoś czasu, ale jeśli ma to przetrwać na dłuższą metę to będą musieli poznać rodziców.

- No to moja kolej. - tym razem Noah chciał powiedzieć własną historię. - W podstawówce zakochałem się w pewnym chłopaku, a on we mnie. Wyszło tak, że jego mama stwierdziła, że jest to nienormalne i na tym ta relacja się zakończyła. - teraz się z tego śmiał, ale wtedy nie było mu do śmiechu. Pierwszy raz się przed kimś otworzyły, a większość ludzi skrytykowała go, że woli chłopaków. Miłość nie wybiera, a każdy chciałby mieć kogoś bliskiiego kim jest właśnie Noah. Dobrze, że była to tylko podstawówka, teraz w liceum nikt się z niego nie wyśmiewa, ani nie wyzywa. Wręcz przeciwnie jest więcej ludzi, którzy go wspierają.

- To okropne. - Liv skomentowała i było widać, że inni podzielali jej zdanie.

- Nie przejmuję się, jestem tak zajebisty, że ludzie ustawiają się do mnie kolejkami. - zażartował z całej sytuacji. Miło było patrzeć, gdy wszyscy się tak otworzyli, a wynikło to przez przypadek, bo chcieliśmy odwrócić uwagę od Mike'a i Liv. - A jak tam wyglądała pierwsza miłość u takiego gorącego kolesia? - zwrócił się do Alex'a.

- Wyznałem jej uczucia, a ona wyrzuciła mi lód do spodni. Prawda Ness? - byłam w szoku, z tego co wiem to już droga osoba z ich paczki, którą Ness odrzuciła, poza tym jakoś ich sobie razem nie wyobrażam, bo dwa imprezowe dusze towarzystwa to dość nietypowe połączenie.

- Nie masz na co liczyć. - szybko go zapewniła. Widziałam, że Ness nie chcę się bawiąc w stałe związki, już nie raz dała nam do zrozumienia, że jest samowystarczalna.

- To może królowa bez serca powie kto był jej pierwszą miłością? - Alex był bezpośredni.

- Oczywiście, że ja sama. - odpowiedziała dumna.

- Brzmisz jak Cole. - skomentował krótko blondyn, a ja w duchu przyznałam mu rację, jednak Nessa i Zack to były dwie różne osobowości. Cole nawet nie raczył nas spojrzeniem.

- To teraz Mad. - Josh mnie wyznaczył, przez co trochę spanikowałam.

- Był to mój przyjaciel, ale nie jesteśmy już ze sobą. - odpowiedziałam najkrócej jak potrafiłam, ponieważ nie chciałam tego ponownie roztrząsać.

- Chodź, chcę potańczyć. - Bri zaciagneła Josha w storne parkietu. Tym sposobm uratowala mnie przed masą pytań, na które nie miałam ochoty odpowiadać. Dlatego wszyscy, prócz Zack'a i jego koleżanki, poszliśmy tańczyć.

Muszę przyznać, że jest to jedna z lepszych imprez urodzinowych na jakich byłam. Oczywiście nie umywa się do przyjęć Blair, ale podoba mi się to, że są tu tylko najbliźsi, a nie pół szkoły jak w znaczy ma to robić moja przyjaciółka. Nie poruszlaliśmy już więcej tak ciężkich tematów, tylko rozmawialiśmy o błahych sprawach. Wszyscy przez alkohol byli w świetnym humorze. Przetańczyliśmy dobre kilkanaście piosenek. Teraz to otczuwałyśmy, ponieważ żadna z dziewczyn nie pomyślała o tym by wziąć buty na płaskiej podeszwie, przez co nogi nam odpadają, wyjątkiem była Nessa, która przywykła do chodzenia na takim obcasie.

- Olivia co ty tu robisz? - rozmowę przerwał nam mężczyzna w garniturze i od razu zapanowała cisza.

- Lewis... - zaczęła, a ja skojarzyłam, że to właśnie był jej narzeczony. Elegancki garnitur, dopasowany do jego wyraźbionej sylwetki, starannie ułożone włosy i lekki zarost. Był kompletnym przeciwieństwem Liv i za nic na świecie nie widziałam ich jako małżeństwa.

- Miałaś być u koleżanki, a ty imprezujesz z jakimiś smarkaczami. Zbieraj się idziemy do domu. - Nie dał jej nawet dość do słowa, tylko tak postanowił i tak miało być.

- Nigdzie nie idzie. - wyrwała się Nessa stanowczym głosem.

- Dziewczynko ty się nie odzywaj, idź może akurat ktoś zgarnie cię przy szosie, bo wyglądasz jak prostytutka. - oho już tego gościa nie lubię. Jakim prawem obraża wszystkich wokół?

- Tak się nie będziesz odzywał do mojej kuzynki! - ruszył na niego wściekły Josh. Jednak Blair go powstrzymuje.

- Spójrz na siebie wyglądasz jak regenerat, a w tym barze to chyba jest buredl otwarty, bo tyle tu szmat, a w tym i moja narzeczona. - ledwo co wypowiedział te słowa, a Mike rzuca się na niego. Lewis nie był na to przygotowany, więc upada do tyłu. Cała ta szamotanina trwa tylko chwilę, ponieważ Zack i Josh rozdzielają ich.

- Przestań, co ty sobie myślisz, że możesz od tak zwyzywać moich przyjaciół, którzy świętują ze mną urodziny?! Oczywiście jesteś Lewis Andrews, gdyby nie twoi rodzice byłbyś nikim, a cały czas uważasz się za lepszego! Dość mam twoich rad, które są tylko po to by mnie kontrolować. I mam gdzieś te twoje wakacje na Ibizie, skoro byli tam ludzie, których nie znałam! - Liv zalana przez łzy wykrztczała mu to wszytsko i było widać, że to od dawna w niej siedziało, a dziś wybuchło.

- Uspokój się i jedziemy do domu. - kompletnie ją lekceważy.

- Nie.

- Albo popojedziesz mną lub nie masz już czego u mnie szukać. - dosłownie jestem zszkowowana tym ultimatum jakie dla jej narzeczony.

- W takim razie to koniec. - oznajmia, ale widać, że jest zdenerwowana i podjęła tę decyzje w afekcie.

Lewis bez słowa odchodzi, najwidoczniej to rozstanie nie zrobiło mu żadnej różnicy. Nessa natychmiast przytula płaczącą przyjaciółkę, a my wszyscy się nie odzywam, ponieważ nie jest to najlepszy moment.

- To chyba na tyle z imprezy. - jako pierwszy odzywa się Alex przełamując panująco ciszę.

- Chodź dam ci lód. - Mike i Josh idą w storne baru, ponieważ ten ma bardzo mocno opuchniętą jedną stronę twarzy.

Liv już się uspokoiła, co jest bardzo dobrym znakiem, jednak czarnowłosa dla pewności wciąż kogo trzyma ją w objęciach. Ja, Noah i Blair poszłyłamy sobie dyskretne spojrzenia, które mamy wypracowane od kilku lat. Mówią one "To dopiero się pomieszało".

- Spadaj stąd. - Zack odzywa się tak do Sarah, dając jej jasno do zrozumienia, że już na nią pora. Nie jest to dość uprzejmy sposób, ale trudno. Dostrzegam również to, że jego tęczówki zawiesiły się przez chwilę na mnie, jednak to było tylko chwilowe i postanowiłam to zignorować.

- Spotamy się jeszcze? - w jej głosie słuchać ogromną nadzije, nic dziwnego już zdążył owinąć ją sobie wokół palca.

- Nie. - odpowiada krótko, a jego oczy znowu są utkwione na mnie.

Dziewczyna pośpiesznie bierze swoją torbę, z którą przyszła i opuszcza bar.

- Stary nie było lepszej? - widziałam, że Noah powstrzymywać się od tego kąśliwego komentarza całą imprezę.

- Kretynie! - blondynka gani chłopaka, ponieważ nie jest to najlepszy moment by rozmawiać o takich rzeczach.

- Nic mi nie jest naprawdę. - odzywa się różowowłosa, a jej głos jest zachrypnięty od płaczu. - Powiedziałam prawdę, a Lewis podjął decyzję. - po tych słowach odniosłam wrażenie, jakby to zerwanie przynioslo jej ulgę.

- Chyba najwyższą pora zakończyć imprezę. - oznajmia czarnowłosą ostatni raz obejmując przyjaciółkę.

- Odwieźć was? - proponuje, ponieważ jako jedyna nie wypiłam ani kropli alkoholu, a nie jest to najlepszy pomysł by ci wracali nie piechotę.

- Nie dzięki, jakbyś mogła odwieź tylko Liv, my sobie poradzimy. - urocze jest to w jaki sposób Mike martwi się o dziewczynę, jednak nie widzę go wracającego przez pół miasta z pijanym Alex'em na ramieniu.

- Jesteś pewny, spójrz na niego wygląda jak siedem nieszczęść. - Blair zauważa dokładnie to samo co ja. Niestety blondyn nie potrafi ustac prosto w jednym miejscu.

- Weźmiemy taksówkę. - odpowiada na poczekaniu.

- Ja i Ness weźmiemy się z nimi. - odpowiada Josh, ponieważ wie, że nie zostawiłbym ich tak tutaj.

- Czemu? Zróbmy nockę w barze. - odzywa się blondyn, jednak każdy ignoruje jego słowa.

- Mad zbieramy się, nie chce mieć brudnej tapicerki. - Blair wskazuje na Noah, który szedł po równi z Alex'em, przez obaj są niezłe napruci.

Dziewczyna wyprowadza chłopaka z baru, a tuż obok mnie idzie różową włosa. Zaskakujace jest to, że jest zawsze pogodnie uśmiechnięta, mimo tego co się przed chwilą stało. Nagle mija mnie Zack, który kieruje się do swojego auta na końcu parkingu.

- Żartujesz? Chyba nie zamierzasz jechać? - przecież on też pił, a jest to nieodpowiedzialne wsiadać po pijaku za kółko.

- Nikt cię nie pytał o zdanie. - jego odpowiedź ocieka wręcz arogancją i kpiną. Jednak nie jest po to by spowodować kłótnie, ponieważ wsiada do samochodu i odjeżdża z piskiem opon.

Wsiadam do auta, gdzie już wszyscy na mnie czekają. Muszę się pośpieszyć, bo Noah jest już na skraju wytrzymania. Zdecydowanie przez najbliższy czas powinien darować sobie picie. Po niecałych dziewięciu minutach odwiazałam przyjaciela do domu, a później Blair, ponieważ jak się okazało Liv mieszka w samym centrum, więc ją zostawiłam na koniec.

Zaparkowałam pod ogromnym wieżowcem i aż mi szczęka opadła. Pewnie jej sypialnia jest wielkości mojego całego mieszkania.

- Możesz pójść ze mną? - spytałam niepewnym głosem jakby się czegoś obawiała.

Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Wsiadłyśmy do szklanej windy, która przypominała mi ten moment, gdy ja i Cole wspólnie w takiej utkneliśmy. Nie mam pojęcia co spowodowało, że zachowuje się teraz w taki sposób. Przecież mógł mnie nie polubić ze startu i było by po kłopocie. Zatrzymałyśmy się na szesnasty piętrze, przed mosiężnymi czarnymi drzwiami stały walizki. Dostrzegłam to zdziwnie na twarzy rożowowłosej. Jednak szybko się i weszła do środka.

- Możesz mi powiedzieć co się tutaj do cholery dzieje?! - na czarnym skórzanym fotelu siedział Lewis, a w dłoni trzymał szklankę wishki.

- Wprowadzasz się. - niezaszczycił nas nawet swym spojerzenim.

- Połowa mieszkania jest moja. - odpowiedział hardo, a ten posłał jej udradkiem rozgoryczone spojrzenie. - To przez ciebie nasz związek się rozpadł, więc nie należy ci się nic w halu czekają twoje rzeczy, reszta jest moja. - odpowiadał dyplomatycznie, jakby robił interesy, a nie zrywam zaręczyny.

- Jak ja mogłam z kimś takim żyć? - zirytowana Liv opuściła mieszkania. Pomogłam jej zanieść je do samochodu.

- Wszytsko okej? - spytałam ostrożnie.

- Co za gbur, zawsze musi mieć wszytsko pod kontrolą. - zmaist być podłamaną całą tą sytuacja to był nieźle zdenerwowana. - Jak mogłam z kimś takim planować przyszłość.

Po dość długiej drodze, ponieważ jechałyśmy na obrzeża San Francisco do domu, a właściwe rezydencji rodzinnej Liv. Dziewczyna notorycznie wyzywała Lewis'a od najgorszych. Nie chciałam jej przerwać, ponieważ uważałam, że powinna to z sobie wyrzucić. Zamilkła, gdy jechałyśmy na teren rezydencji. Rezydencja Blair przy tej może złapaść się pod ziemię. Na terenie całej posiadłości możnaby było postawić spokojnie z dziesięć bloków i jeszcze zostało by trochę miejsca. Zaprkowałam auto na podjeździe.

- Możesz pójść ze mną? - widać było, że czegoś się obawia, z tego co wiem z opowieści Mike'a i reszty to jej rodzice nie należą do tych najmilszych.

Liv otwarła szklane drzwi prowadzące do środka, zdziwiło mnie to, że nie były zamknięte, pewnie jest tu tylu ochroniarzy, że nie muszą obawiać się o własne bezpieczeństwo. Wnętrze było urządzone w odcieni bieli i złota. Na szklanym stoliczku stały białe lilie. A tuż obok stoliczku były dwa snieżnobiałe fotele.

- Mamo! - krzyknęła dziewczyna, zdałam sobie sprawę, że jest przed siódmą rano i każdy normalny człowiek o tej godzinie jeszcze śpi.

- Olivia, dziecko nie powinnaś być u siebie? - wtedy na schodach dostrzegłam kobietę o miodywch włosach, które były starannie ułożone. Wcale nie wyglądała jakby spała. Zdecydowanie pasowała do miana właścicielkę tej piękniej rezydencji, jednak w jej głosie było słychać ogromną surowość. - Kto to jest? - kobieta zeszła na dół i zmierzyła mnie od góry do dołu, zapomniałam że wciąż jestem ubrana jak na imprezę, dlatego mina kobiety jest tak zaszkowoana.

- Ja... - rożowowłosa chciała coś powiedzieć, ale jej mataka uciszyła ją podnosząc rękę do góry.

- Zapomij, wiem co się wydarzyło Lewis mi opowiedział. - atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. - Olivio Ewangeline Home czy ty jesteś poważna?! - tym razem usoisla swój ton na córkę.

- Nawet nie wiesz jak on zwyzywał moich przyjaciół. - próbowała się bronić przed matką.

- Kogo? Tego nieudacznika Mike'a i kryminaliste Cole'a, którego zna całe miasto z jego występków, a ty uważasz go za przyjaciela? Czy może Nessę, z którą spało cała Kalifornia? - zadziwiające było to w jaki sposób ta kobieta ich skrytykowała. Byli świetnymi ludźmi, a ona już na początku już skreśliła. Liv nic nie pwoiedizłam wpatrywała się w posadzkę i próbowała powstrzymać łzy. - Dokładnie, więc wrócisz do domu i przeprosić Lewis'a. - Nie mogę w to uwierzyć, od kiedy matka nie staje po stronie córki?

- Nie. - odpowiedziałabstanowczo.

- W takim razie tu też się nie zatrzymasz i odetnę cię ze wszystkich środków do życia. - wiedziałam, że ta kobieta nie żartuje.

- W takim razie żegnaj mamo. - specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo i razem ze mną wróciła do auta, którym przyjechałśmy.

Dopiero, gdy opuściłyśmy tę jedną z najbogatysz dzielnic spojrzałam na dziewczynę, a łzy cisneły jej się mimowolnie do oczu.

- Co ja teraz ze sobą zrobię? - jej głos był podłamaną widać, że niekoniecznie spodziewała się obrotu całej tej sytuacji. - Nie mam już narzeczonego, a rodzice nie chcą mnie widzieć. Nawet nie mam gdzie mieszkać. - wtedy wpadł do głowy mi pewnien pomysł.

- Możesz zamieszkać u mnie. - to nie było takie głupie, zresztą i tak siedzę notorycznie sama w domu.

- Naprawdę? - delikatnie się uśmiechnęła jakby nie była w stanie uwierzyć w to co przed chwilą powiedziałam.

- Pewnie, tylko haczyk jest taki, że będziesz musiała dzielić ze mną pokój lub możesz wybrać kanapę w salonie. - to był właśnie ten minus mieszkania w bloku, tylko dwie sypialnie.

- Nie ma problemu mogę nawet spać na podłodze. - fajnie było patrzeć na jej szczęście z powodu tego, że jednak ktoś ją przygarnie. Mam przeczucie, że Liv będzie jak taka starsza siostra, której nigdy nie miałam.

Gdy weszłyśmy do pokoju przez schody przeciwpożarowe dziewczyna była nieco zmieszana, ale wyjaśniłam jej już wszystko i chyba zrozumiała. Musiałyśmy się najpierw przebrać, żeby mój ojeciec jak nas zobaczy nie zszedł na zawał. Musiałam go o to zapytać, bo nie wyobrażam sobie ukrywać rożowowłosej przed nim. Narzuciłam na siebie szarą dreswe spodnie i koszulkę Noah, którą u mnie zostawił. Liv zrobila dokładnie to samo. Najważniejsze było zmycie naszych kolorowych makijaży. Było wpół do ósmej, czyli mój tata już na bank nie spał. Dostrzegłam mężczyznę siedzącego na sofie i ogladaącego poranne wiadomości.

- Tato... - zaczęłam niepewnie, a on mnie zauważył i przekierował swój wzrok z telewizora prosto na mnie. - Chodzi o to, że moja przyjaciółka rorozstał się z chłopakiem, a jej rodzice wyrzucili ją przez to z domu i czy mogła by u nas zostać? - po wypowiedzeniu tego krótkiego monologu obok nas pojawiła się Liv i widać było, że to wszytsko ją trochę speszyło.

- Ojej to bardzo, nie dobrze. Oczywiście twoja koleżanka może u nas zostać. - w końcu podjął jakaś dobra decyzja przyznam się szczerze, że nie spodziewałam się odmowy z jego strony i miałam rację. Spojrzał na dziewczę, ale ta natychmiast zrozumiała o co biega.

- Olivia Hope, ale częściej nazywają mnie po prostu Liv. - wyciagneła dłoń w stronę mojego ojca.

- Mów mi Charlie. - jak zwykle chciał się popisać i pokazać, że jest cool. - Tak właściwe skąd się znacie? - nie no akurat to musiało go zaciekawić?

- Chodziłyśmy razem do szkoły. - nie okłamałam go, ponieważ była to część historii, jednak tę właściwą zostawiłam dla siebie.

- Dobrze, Liv czuj się jak u siebie w domu.

- Bardzo panu dziękuję, oczywiście dołożę się do czynszu. - zapewinła go szybko.

- Nie żartuj sobie, nie ma tu luksusów, będziesz spać w pokoju Madison. - to chyba by było na tyle, ponieważ wrócił do oglądania telewizji.

Zabrałam dziewczynę do swojego pokoju. Walizki póki co były w aucie Blair, jednak postanowiłyśmy się położyć, ponieważ nie spałyśmy całą noc, a przydałby nam się sen.

Wstałyśmy około osiemnastej, w sumie to ja wstałam. Postanowiłyłam udać się do Noah sprawdzić czy w ogóle żyje.

- Mateńko przenajświętsza! - gdy weszłam do pokoju, zastałam Noah w samych bokserskich i koszulce, co świadczyło o tym, że sam niedawno wstał, a przez moje niezapowiedziane odwiedziny nie wiem jakim cudem przewrócił lustro, które się zbiło. - Nie, no czternaście lat nieszczęścia? - spytał z irytacją w głosie, bo to było już drugie lustro, które stłukł.

- Ciesz się, że nie całe życie. - chociaż było to możliwe, bo to napewno nie ostatnie jego lustro.

- Synku wsyztsko w porządku? - do pokoju zajrzała ciocia Jo, muszę przyznać, że na kobietę z nowotworem całkiem nieźle się trzyma, ponieważ jest ubrana w jeansy i szary sweterek, a jej kasztanowe włosy jak zwykle uczasane są w krótki kucyk.

- Nie, przez te maszkare nie będę miał gdzie się podziwiać. - zakłada ręce na klatkę piersiową udając naburmuszonego.

- Uwierz Mad wyświadczyła ci tym przysługę. - nie no kocham tę kobietę, zawsze potrafi zachować dystans do wszystkiego, a takie docinki są u niej i Noah kompletną normą.

- Też cię kocham mamo! - parsknął śmiechem. Często zazdrościłam im tych swobodnych relacji.

Poprosiłam przyjaciela o pomoc w wniesieniu walizek, bo jest co robić, a zwłaszcza zanieść je na siódme piętro. Gdy brałam jedną z nich miałam wrażenie, że ktoś z oddali mnie obserwuje, jednak szybko to zignorowałam, ponieważ pewnie to była kolejna paranoja, bo przecież nie każdy chce mnie zabić.

- Nie musieliście ich wnosić sama bym dała radę. - Liv już nie spała i było widać, że ciągle jest speszona tym wszystkim.

- Przezstań taki dżentelmen jak ja z chęcią pomaga innym kobietą. - wypowiedź Noah była bardzo dyplomatyczna, a tego nikt by się tego po nim nie spodziewał.

Później dołączyła do nas jeszcze Blair. W czwórkę postanowiliśmy zrobić sobie maraton filmowy, by pomóc Liv zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.

Mineło kilka dni od wprowadzki dziewczyny, bardzo dużo rozmawiałyśmy i ogólnie spedzałyśmy dużo czasu. Wpadały do nas Ness i Blair i przez to jeszcze bardziej się ze sobą zżyłyśmy. Mimo naszych różnych charakterów idealnie sobie uzupełniałyśmy. Teraz siedziałm na łóżku i przeglądałam instagrama, w sumie to żadna nowość, natomiast Liv siedziała już od czterdziestu minut w łazience.

- I jak myślisz, że mnie przyjmą? - była to jej pierwsza rozmowa o pracę I to normalne, że się stresowała.

- Jasne, po prostu mów to co chce usłyszeć właściciel. - była to jedna z rad, którą sama się posługiwałam, bo z moim nie wypażonym językiem nikt o zdrowych zmysłach by mnie nie przyjął. Dlatgeo na czas rozmów o pracę przyjmowałam rolę cichej nastolatki, jakoś to działało.

- Zapamiętam, a teraz muszę lecieć, bo autobus mi ucieknie. - matka, poważnie odcięła dziewczynę od jakichkolwiek środków finansowych, więc musiał biorąc swoje porsche, przez co do czasu kupna nowego auta musiała poruszać się komunikacją miejską, która w tym mieście jest okropna, ale nie narzekam, bo sama z niej korzystam.

- Trzymam kciuki. - wierzyłam, że dostanie pracę, ponieważ co jest takiego trudnego w obsługiwaniu osiedlowego butiku?

Po raz pierwszy od kilku dni byłam sama w domu, ojciec w tym tygodniu przyjeżdżał tu tylko spać, bo podobno mają jakąś trudną sprawę do rozwiązania i wymaga ona przesiadywania w pracy całe dnie. Mogłam w końcu się zrelaksować tak jak to było za dawnych czasów. Pierwsze, co to poszłam wziąć długi gorący prysznic, miałam też do wyboru wannę, ale jakoś nie przepadam za długimi kąpielami w pół zimnej wodzie. Siedziałm pod prysznicem dobre piętnaście minut. Później przebrała się w moją wygodny dres i poszłam do kuchni przyrządzić sobie coś do jedzenia i obejrzeć jakiś serial.

Dochodziła godzina dziewiętnasta, a ja usłyszałam hałas dobiegający z mojego pokoju. Nie mogła być to Liv, ponieważ od jej wyjścia minęło czterdzeci minut, a wątpię jej żeby tak szybko poszło. Nie mógł być to też Noah ani Blair, bo już dawno uświadomiliby mnie, że są tutaj. Przypuszczałam, że może być to Cole, bo to on lubi robić takie niezapowiedziane wizyty.

Tylko po jaką cholerę miałby tu przychodzić?

Pewnym krokiem poszłam do siebie i byłam gotowa już nawrzeszczeć na chłopaka, jednak co, a włączę kogo tam zastałam zamurowało mnie.

- Nie spodziewałaś się mnie? - przede mną stał profesor Scott. W pierwszej chwili pomyślałam, że to koszmar i dam radę się z niego wzbudzić.

To nie był koszmar, byli to coś znacznie gorszego.

- Jak to przecież pan... - byłam okropnie wystraszona i ledwo co mogłam skleić zdanie.

- Myślałaś, że twoi koledzy mnie załatwili? Byłaś w błędzie, czekałem tylko na właściwy moment. - wtedy zaczęłam łączyć wszystkie kropki, najpierw ta karteczkę z groźbą S.H, jak mogłam być tak głupia przecież to Scott Harrison, to pewnie on obserwował mnie od kilku dni i wiedział, że akurat dziś zostałam sama.

Odruchowo sięgnełam do kieszeni, ponieważ to właśnie tam zawsze trzymam telefon, jednak teraz został on na łóżku, w części pokoju, w której znajduje się Scott. Nie mogłam wezwać pomocy, więc rzuciłam sie w przeciwnym kierunku. Moim celem było jak najprędzej dobiec do drzwi. Jedną nogą byłam już poza mieszkaniem, gdy mężczyzna mnie dogonił i wciągnął za włosy do środka. Chciałam krzyczeć, ale ten zasłonił mi usta.

W tym momencie wiedziałam już, że to jest koniec.

- Ty i ta cała banda zniszczyliście mi życie najpierw Dominic, a później moja praca. Jedną strata im nie zaszkodzi. - brzmiał jak szaleniec, którym był. Wyciągnął z kieszeni strzykawkę, byłam prażoną tym, co mężczyzna ma zamiar zrobić.

Próbowałam się wyrwać, jednak to tylko umacniało jego uścisk. Wbił mi igłe w przedramie i wstrzyknął nieznaną substancję. Wypuścił mnie, więc jak najszybciej poszłam do pokoju, gdzie znajdował się telefon. W połowę drogi zwróciło mi się w głowie i upadłam. Nie mogłam się poruszyć, kręciło mi się niemiłosiernie w głowie.

- Zemsta bywa słodka, czyż nie Madison? - mężczyzna pochylił się nade mną i było to ostatnie co zobaczyłam, ponieważ moje powieki stały ciężkie i nie mogłam dłużej z tym walczyć.

Czyli właśnie tak umrę? Sama we własnych mieszaniu, zamordowana przez szaleńca kierującego się rządzą zemsty. Gdyby to było tak łatwe jak się wydaje. Musiałam dalej walczyć i nie poddać się pokusie odejścia.

- Budzi się. - gdy otwarłam powieki ujrzałam rózowowłosą dziewczynę o zielonych oczach, która była zwrócona twarzą do kogoś w dalszej części pokoju, jednak nie miałam tyle siły by sprawdzić kto tam stoji.

- Jak się czujesz? - w mgnieniu oka, tuż obok mojego łóżka, pojawiła się blondynka, nie mógłby być nie kto inny jak Blair Wilson.

- Dziewczyno nie rób nam więcej tego. - Nie zdążyłam odpowiedzieć na pytanie przyjaciółki, gdy obok niej stanął Noah, dostrzegłam w jego oczach łzy.

Pamiętam, wszytsko co się wydarzyło, chociaż wolałabym zapomnieć. Nie chciałam okazywać słabości przed przyjaciółmi, więc podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie skończyło się tylko na tej trójce, która czuwała przy moim łóżku. W pokoju była nasza cała paczka, a wśród nich był nawet Zack osoba, której najmniej się tutaj spodziewałam.

- Jest okej, ale co właściwie mi podał? - widać, że każdy był ciekaw o kim mówię, pewnie nie widzieli to tutaj i nie mają pojęcia kto mi to zrobił.

- Przypuszczam, że w tej strzykawce było środek nassenny i to końska dawka. Cud, że się w ogóle wzbudziłaś. - Josh podjął mi strzykawkę, a ja sobie przypomniałam jak Scott wbijał mi ją w przedramię.

- Skoro to była końska dawka, to dlaczego spała tylko cztery godziny? - Liv tak jak większość osób byka tym wyraźnie zaintrygowana.

- Mad jest odporna na leki nasenne. - Blair szybko połączyła fakty. Przez ostatnie kilka lat żyłam na tych lekach i z czasem przestały przynosić one jakiekolwiek rezultaty.

- A mój ojciec? - spytałam, ponieważ powinien już wrócić i co on zrobił, gdy zastałam mnie w takim stanie.

- Zostaje dzisiaj na nocnym dyżurze. To ja cię znalazłam nieprzytomną i od razu zadzwoniłam po chłopaków. - dobrze, że Liv tutaj mieszka inaczej wszytsko mogło się źle potoczyć.

- Nie trzeba cię zawieść do szpitala? - Noah nie odpuszczał było widać, że się okropnie martwił.

- Żadnych szpitali. - zaprzeczylam natomiast. Od mojej ostatniej tam wizyty miałam urazy do tego miejsca.

- A może... - Liv chciała coś powiedzieć, ale ktoś jej przerwał.

- Dość już, dajecie jej odpocząć. - tą osobą był Zack, nie spodziwlam się tego, że przejmie się tym wszystkim, jednak poznał, że ma trochę uczuć i wie co to jest empatia.

W mniej niż pięć minut wszyscy opuścili mój pokój. Nawet Liv postanowiła spać dziś u Blair, bym ja mogła odpocząć.

- Opowiedz mi kto to był? - teraz już wiem, dlaczego Zack znalazł wszytskim pójść, ponieważ chciał się dowiedzieć tego co tu zaszło.

- Pamiętasz tę kartkę to był Scott, chciał się zemścić. - mój głos brzmiał opoco, pewnie lek jeszcze w jakimś stopniu na mnie działał.

- Zabiję. - powiedział bardziej do siebie, a jego tęczówki wyrażały mord i ani ciemnia jakiekolwiek emocji.

Wyciągnął telefon i odszedł w stronę okna, najwidoczniej czekał, aż ososba po drugiej stronie odbierze.

- Przyjedź jak najszybciej wysłałem ci adres. - nie czekał na odpowiedź tylko od razu się przyłączył.

Tym razem spojrzał na mnie ze współczuciem, była to nowość z jego strony, jednak gdyby nie potraktował mnie w ten sposób, gdy pokazałam mu tę kartkę mogliśmy tego wszytskiego unikąć.

Jakieś piętnaście minut później w moim pokoju pojawił się Ethan. Był ubrany na czarno, a rękawy bokserki miał podwinięte do łokci, które odsłaniły jego rękaw tatuaży.

- Zostań z nią, aż nie wrócę. - Cole rzucił na odchodne i wyszedł.

- Wytłumaczysz mi co się stało, bo ten nie był skłonny do rozmów. - zauważył, w sumie nie dało się tego nie zauważyć.

W skrócie opowiedziałam mu o tym wszystkim, dowiedziałam się też, że Zack celowo kazał mnie pilnować właśnie jemu, bo on razem z Joshem już szukają Scotta. A Ethan jakby na to nie patrzeć też pewnie posiada broń i będzie wstanie mnie obronić. Nienawidzę sytuacji, gdy muszę być zależna od innych, ale nie ma wyjścia, bo kilka godzin temu się popisałam.

- Nie bądź na niego zła. - szatyn dostrzegł to, że jestem lekko podbuzowana, jednak dziwne było to, że bronił Cole'a skoro się niecierpią. - Pewnie znasz historię Leyli, jednak jej nagła śmierć była spowodowana tym kim jest Zack. Pokłócili się i niebodbierka telefonów, każdy uważał to za normalne, jednak ona w tym czasie była przetrzymywane przez ludzi, z którymi zadarł Zack. On, ja i mój brat szukaliśmy jej po całej Kalifoni. Dylan ją znalazł niesty musiał strzelać przez oprawców i ona też oberwała. Zmarła na miejscu, więc teraz już rozumiesz dlaczego Zack przejął się tą całą sprawą. - byłam w szoku tym czego się dowiedziałam. Było mi szkoda Leyli, bo byla tylko niewinną dziewczyną, która za miłość do Cole'a przeplacila życiem.

Żadne z nas nie poruszlao już tego tematu, po prostu siedzieliśmy w milczeniu. Po jakimś czasie uznałam to za nudne, więc położyłam sie spać. Zdecydowanie przyda mi się odpoczynek, po tak intensywnym dniu.

Miałam bardzo słaby sen, dlatego słyszałam, gdy Zack przyszedł z powrotem. Postanowialm udawać , że wciąż śpię, aby poczułam jak materac się ugina pod wpływem ciężaru chłopaka. Nikt nie przekroczył połowy i w taki właśnie sposób zasneliśmy.

***
Tak, to znowu ja!

Przychodzę do was z informacją, że będą pojawiały się 2-3 rozdziały w miesiącu.

Na ten rozdział musieliście trochę poczekać, ponieważ rozważałam zawieszenie książki, wszytsko jest wyjaśnione na mojej tablicy, więc nie będę powtarzać tego tutaj.

Dziś było mało Zack'a i Madison, dlatego w mastepnym rozdziale postaram się wam to zrekompensować. Chcę was też zachęcić do komentowania, ponieważ uwielbiałam czytać wasze komentarze. O jakichkolwiek zmianach będę was informować na bieżąco.

Kocham:***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro