21. Obaj byliśmy mistrzami, tej gry.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chwilowo miałam wrażenie, że to co usłyszałam po drugiej stronie telefonu, to był jakiś nieśmieszny żart. Niestety wydawało się to zbyt rzeczywiste. W mojej głowie panował chaos, ręce zaczęły mi się trząść, a nogi miałam jak z waty. Gdyby nie Zack, który pomomagał mi stać, już dawno bym leżała. Nie było czasu na panikę, musiałam szybko dojść do siebie.

– Allen okej? – spytał mnie po pewnym czasie brunet, którego dłonie spoczywały na mojej tali.

Pokiwałam tylko przecząco głową, bo nic nie było okej. Musiałam czym prędzej znaleźć się znowu w mieście, nim będą z tego poważniejsze problemy.

– Proszę znajdź Josh'a i wracajmy stąd szybko. – powiedziałam to automatycznie, ponieważ mój mózg pracował na pełnych obrotach.

– Nie zostawię cię tu samej. – zaprostestował niemal natychmiast, a w jego głosie było słychać troskę.

– Nic mi nie będzie. – sama nie wiem dlaczego, ale jego słowa pozwoliły mi się nieco uspokoić. – Widzimy się przy łódce.

Niecałe pięć minut później płyneliśmy już do miasta. Obaj chłopacy próbowali się dowiedzieć, co takiego się wydarzyło, jednak ja ignorowałam ich pytania. Byłam zbyt skupiona czekaniem, aż on odbierze. Jak szło się domyślić włączyła się poczta głosowa. Wiedziałam, że prócz umowy Zack'a z Barnes'em ta noc przejdzie do jednej z najgorszych w moim życiu.

– Jeteśmy na miejscu. – oznajmił nam Don. Nawet nie zauważyłam, że przycumowaliśmy do portu. Myślami lawirowałam w innym wszechświecie.

Czym prędzej opuściłam pokład, dochodziła druga w nocy, a ja znowu musiałam dostać się na drugi koniec miasta. Nie zwlekając wyruszyłam przed siebie, ponieważ zapowiada się dość długa droga.

– Allen, gdzie tak pędzisz? – zatrzymały mnie silnie dłonie Cole'a, spoczywające na moich barkach, po raz kolejny dzięki niemu powróciłam do rzeczywistości.

– Muszę pomóc Noah. – miałam zamiar się odwrócić, jednak nadal stałam nieruchomo w miejscu, co okropnie mnie irytowało.

– Zawiozę cię.

– Nie. – ton mojego głosu był zdecydownie zbyt pewny siebie. – Lepiej odwieź Josh'a. – spojrzałam na szatyna, który stał z tyłu i przyglądał się temu wszytskiemu.

– Jest duży poradzi sobie. – czy wspomnianałam, że nienawidzę jego charakteru? Jeśli Cole coś sobie postanowi dopnie swego, nie patrząc na innych. Tak i było w tej sytuacji.

Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko przytaknąć i wsiąć do samochodu chłopaka.

– Ej, a co ze mną?! Nie możecie zostawić mnie w porcie! – oburzył się Josh i miał do tego prawo, był środek nocy, a on musiał wracać samodzielnie do domu.

– Masz. Ogarnij coś sobie.

Cole dał chłopakowi stu dolarowy banknot i ruszył z piskiem opon. Aż wbiło mnie w siedzenie. Drogi o tak późnej porze były opustoszałe, dlatego jechaliśmy z dość dużo prędkością, co wcale mi nie przeszkadzało. Coś sprawiało, że przy nim mogłam się czuć bezpieczna, być może przyczyną tego było otwarcie się chłopaka i zwierzenia mi się z niektórych części swojego życia. Próbowałam go usprawiedliwiać, skoro miał całe życie pod górkę, to może nie miał innego wyjścia i musiał się stać, tym kim dziś jest. W pewien sposób był podobny do mnie, tylko on potrafił na nowo ułożyć życie, a moje zostało w kompletnej rozsypce. Telefon w sprawie mojego przyjaciela, który tylko mnie w tym utwierdził. Prócz sowich problemów miałam też Blair i Noah. Musieliśmy się wspierać, w innym wypadku nasze problemy, by nas przerosły.

– Dokąd jedziemy? – odezwał się brunet, po dłuższej chwili milczenia. Automatycznie przeniosłam swój wzrok na niego.

Podałam mu wskazany adres, na co on tylko przytaknął. Pewnie był zaskoczony, równie co ja. Mianowicie adres, gdzie znajdował się Naoh, wskazywał na jedną z najbogatszych dzielnic San Francisco. Przeczucie podpowiadał mi, że może nie powinnam się tam zjawiać.

– Co znowu odstawił Anderson? – spytał w prost bez zbędnego owijania w bawłnę.

– Nie mam pojęcia... - zaczęłam. – Dzwonił jakiś mężczyzna z telefonu Noah i kazał mi prędko po niego przyjechać. – tylko tyle udało mi się wynieść z tej rozmowy telefonicznej, którą pamiętam jak przez mgłę.

– A cudowna Allen już biegnie z odsieczą. – prychnął pogradliwe, nie odwracając wzroku od drogi.

Cholernie zabolały mnie jego słowa. Robię wszytsko co mogę, by ludzie czuli się szczęśliwy. A ktoś taki jak on nie ma prawa oceniać tego, że chcę pomóc swojemu najlepszemu przyjacielowi.

– Jemu jeszcze można pomóc. – mówiąc to miałam zamiar sprawić, by jakoś sposób zabolało to Zack'a. Tak właśnie podpaliłam zapałkę w jego duszy, która przerodziła się w prawdziwy ogień, który miał mnie zniszczyć.

– Można mu jeszcze pomóc? – zadał to pytanie bez jakichkolwiek emocji, byłam raczej gotowa na wybuch z jego strony, a nie na taką obojętność. – Pomyślałaś, czy sobie umiesz pomóc? Cały czas ryczysz za chłopakiem, który cię zostawił. – ała, okej uderzył w mój czuły punkt. Nie sądziłam, że akurat on mi to wypomni, był przy mnie w chwili tej słabości i wykorzystał to przeciw mnie.

Kolejny raz wszytsko zepsułam.

– Jesteś skurwsynem. – przygryzłam dolną wargę powstrzymując łzy, cisnące mi się do oczu. Doskonale wiedział, jak ma doprowadzić mnie do łez.

Nie odpowiedział. Nie musiał już nic mówić, bo wiedział, że i tak wygrał. Jemu sprawiało to radość. Nawet nie pokazał całego siebie, wystarczyło jedno pieprzone zdanie. Cole był mistrzem w tym co robił, nic dziwnego, że ludzie balii się mu wchodzić w drogę.

Jakiś czas później zatrzymaliśmy się pod wskazanym adresem. Wysiadłam z auta trzaskając drzwiami, by pokazać moją wściekłość. Teraz nie był to czas na kolejne zagrania Zack'a, teraz liczył się tylko Noah. Dostrzegłam chłopaka siedzącego na krawężniku chodnika, a tuż przy nim stał mężczyzna około trzydziestu lat ubrany w elegancki garnitur. Zdecydowanie był mieszkańcem tego osiedla.

– O jest moja Mad! – odezwał się mój przyjaciel. Wyczułam w tonie jego głosu, że nie jest trzeźwy. Przez co zaczęłam się coraz bardziej obawiać, co takiego mogło się wydarzyć.

– Ty jesteś tą dziewczyną, co miała przyjechać do tego wandala? – spytał się mnie mężczyzna.

– Tak, jestem jego przyjaciółką. Stało się coś złego?

– Naturalnie, że się stało. – no jasne, że tak inaczej, by nie dzwonił. – Gdy wróciłem z kancelarii, zastałem tego chłopaka siedzącego na aucie mojej żony. Gdy poprosiłem, by opuścić mój teren nie zareagował, dopiero po kilku prośbach zdecydował się zejść z maski, pozostawiając na niej rysy. – na dowód wskazał dłonią, na maskę auta, która była cała porysowna. – Mogłem zadzwonić na policję, ale sądzę, że tak młody człowiek nie chcę mieć niepotrzebnych kłopotów. – mężczyzna mówił z sensem, nic dziwnego w końcu był prawnikiem. Przez co Noah mógł mieć jeszcze większe problemy.

– Dziękuję Panu, już go biorę i obiecuję, że oddamy pieniądze za lakiernika.

– Mój znajomy ma swoją firmę, koszt wyniesie tysiąc dolarów. – cholera, nie mam takiej kasy i obstawiam, że Noah też nie.

– Bierz to lalusiu i spieprzaj. – Cole podszedł bliżej mężczyzny i wcisnął mu do ręki odpowiednią sumę pieniądzy. Oczywiście potraktował go z wyższością.

Mężczyzna miał już zmiar coś odpowiedzieć, więc musiałam szybko interweniować.

– Jeszcze raz dziękuję, w imieniu przyjaciela i życzę miłej nocy. – pomogłam Noah wstać, co było dość trudne, ponieważ był całkiem nieźle zalany i zaprowadziłam go do auta.

Po drodze nikt się do siebie nie odzywał. Nie miałam sił mówić, tym bardziej, że Cole nie był w nastroju. Przed tym mężczyzną był w stu procentach sobą, kimś przed kim drżało całe miasto, a to dopiero początek Rick miał wskazać mu drogę, która miała zaprowadzić go na sam szczyt i wtedy mógło już być tylko gorzej.

Wprowadzenie Noah na siódme piętro było nie lada wyczynem, Cole gdy tylko wysiedliśmy z auta odjechał nie oglądając się za siebie. I bardzo dobrze, nie chciałam pomocny tego pierdolonego egoisty. Sama doskonale ze wszystkim sobie poradzę. Zegar w moim pokoju wskazywał piętnaście po trzeciej, musiałam tylko położyć chłopaka do łóżka. Jednak nim to nastąpiło, Noah wyrwał się i zaczął biec prosto do łazienki. Przez dobre dziesięć minut zwracał wypity przez niego alkohol. Miałam nadzieję, że chociaż to czegoś go nauczy i opamięta się. Gdy poczuł się trochę lepiej, pomogłam mu przejść do mojego łóżka i ułożyłam go po prawej stronie.

– Co ja z tobą mam? – powiedziłam sama do siebie, ponieważ brunet spał już w najlepsze i ja również postanowiłam chociaż odrobinę się przespać.

Kiedy wstałam była dopiero siódma. Przyznam, że ta noc była dla mnie koszmarna. Znowu byłam cała spięta, a by się odstresować sięgnęłam po swoje niezawodne miętowe papierosy. Nie chciało mi się iść specjalnie na dach, więc obserwowałam poranne niebo prosto z mojego okna. Dziś zapowiadał się piękny dzień, jednak nie dla mnie. Musiałam skombinować skądś tysiąc dolarów. Sprawdziłam moje oszczędności, które wynosiły siedemset dolarów, w prawdzie miałam przeznaczyć je na najpotrzebniejsze wydatki lub na studia, jednak okazały się potrzebne w tym momencie. Nadal nie pozbyło mnie to zmartwień, wciąż brakowało mi trzystu dolarów. Kiedy ja tak się przejmowałam, Noah spał w najlepsze. To właśnie on sprawił, że Zack znalazł się w moim życiu, biorąc od niego kasę. Nasze wszytskie problemy sprowadzały się do pieniędzy, których od zawsze nam brakowało. Byłam przekona, że wraz z początkiem roku szkolnego muszę zacząć szukać pracy.

Niecałe dwadzieścia minut później byłam już ogarnięta. Z salonu dobiegały odgłosy włączonego telwziwora, co oznaczało, że mój tata wstał. Super i kolejna rzecz do listy moich problemów.

– Zniknełaś na całą noc. – taki słowami przywitał mnie, gdy tylko weszłam do kuchni.

– Może jakieś dzień dobry? I skąd o tym wiesz? – przecież miał mieć nocną zmianę, a wątpię, że mnie sprawdzał. Chociaż kto wie?

– Znam moją córkę wystarczjąco dobrze.

– Znasz mnie? – byłam o tyle, by się nie roześmiać.

– Wiem, że czasem jestem okrutny, ale ty też sobie za wiele pozwalasz.

– Mhm. – mruknęłam cicho. Jeśli dalej kontynuwowałabym tę rozmowę, na bank wybuchłaby kolejna kłótnia, a tego nie chciałam.

Jedząc płatki, wpadł mi do głowy pewnien pomysł. Może i nie należał on do najwybitniejszych, ale zawsze było warto spróbować. Jeszcze raz spojrzałam na mojego tatę, który oglądał poranne wiadomość. Tak, to zdecydownie był ten moment.

– Tato... – zaczęłam niewinnie, więc od razu mógł się z orientować, że czegoś potrzebuje. Dość rzadko bywam do niego miła. On tylko spojrzał na mnie, oczekując tego, co chciałam powiedzieć. – Potrzebowłabym trochę pieniędzy, bo moje buty kompletnie się rozwaliły. – wymyśliłam na poczekiu, z tą wymówką, chciałam wyłudzić trochę pieniędzy.

– Mogę dać Ci sto dolarów, więcej nie mam. – wow, jego reakcja naprawdę mnie zaskoczyła, bez porbmeu od tak da mi sto dolarów? W prawdzie i tak brakuje mi jeszcze dwustu, ale zawsze jakieś pieniądze do przodu.

– Serio? – musiałam na pewno się utwierdzić w przekonaniu, że to nie jest jakoś żart.

– Nie mam nie wiadomo jak dużo pieniędzy... – racja, nawet jako szeryf, nasza rodzina nie posiadała kasy, nie żyliśmy w szczególnym luksusie. Oczywiście mieliśmy za co żyć. Przeważnie, gdy nie wydawał całej kasy na alkohol, wtedy pomagali nam dziadkowie. – Ale jesteś moją córką i muszę zapewnić ci dobre warunki. – omal się nie zaśmiałam. Czy mój ojciec ma rozdwojenie jaźni? Jednego dnia jest potworem, by za chwilę zgrywać kochanego tatę? Zdecydownie to nie przejdzie.

Nie mówiąc, nic już więcej podszedł do swojej kurtki i wręczył mi banknot.  Podziękowała mu, by nie wyjść na córkę, która przychodzi tylko, gdy coś potrzebuje. Rzeczywiście to była prawda, ale nie musiał tego wiedzieć. Nic już nie mówiąc schowałam pieniądze w tylną kieszeń moich szortów, a ojciec powrócił do oglądania  telewizji.

– Mad jeszcze coś. – zatrzymał mnie, kiedy miałam zmiar opuścić salon.

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego z zapytaniem. Ciekawe jakie tym razem zacznie prawić mi kazanie.

– Od miesięcy nie gadasz z mamą, ona też chcę wiedzieć, co u ciebie?

Po raz kolejny tego poranka myślałam, że wybuchnę śmiechem. Ostatni raz, gdy miałam z nią jakkolwiek do czynienia, to był pokaz mody Rachel Wilson. Pamiętam z jaką siłą we mnie to uderzyło. Ile razy próbowałam się z nią skontaktować. Zawsze włączała się poczta. A teraz od tak mam zadzwonić, bo jej się przypomniało, że ma córkę? Nigdy. Nienawidziłam swojego ojca, ale do matki czułam odrazę. Wiedziała co działo się w domu, po jej wyprowadzce  do Londynu i olała to. Wyrządziła mi jeszcze większą krzywdę, niż ojciec alkoholik. W porównaniu do niej, on czasami się mną interesował.

– Nie. – stanowczo odmówiłam i dałam wyraźny sygnał, że ma nie wspominać tego tematu, bo zna moje zdanie.

– Jak wolisz... – zakakująco szybko uległ, czego się nie spodziewałam. – Jeszcze jedno... – wywrociałam oczami na jego słowa. – Posprzątaj po swoim śniadaniu.

Zerknęłam na kuchenny blat, na którym stała miska, a bok niej mleko i płatki. Faktycznie, byłam tak uradowany tymi pieniędzmi, że zapomniałam odłożyć naczynia do zmywarki.

Teraz wywiadu udzieli nam poszkodowany mecenas Maxwell Walker. – sama nie wiem czemu, ale oderwałam sie na chwilę od pakownaia naczyń do zmywarki i zerknęłam w kierunku telwizora.

Ujrzałam tam mężczyznę, którego skąd kojarzyłam. Chwilę mi to zajęło, lecz kiedy w końcu zoriętowałam się, że był to ten adwokat, od którego odbierałam wczoraj Noah. Miał on podbite lewe oko i ręke w gipsie. Nie wróżyło to nic dobrego. Zanim zdążyłam wsłuchać się w słowa mężczyzny, wywiad się skończył i z powrotem zaczęła mówić reporterka.

Prawdopodobnie sprawcą tego zdarzenia był niejaki Zack Cole, jednak nie posiadamy dowód, a sprawą zajmie się policja. – w prawym górnym rogu ukazało się zdjęcie Cole'a. Serce mi zamrało, przecież mógł pobić tego gościa.

– Jak widzisz mam robotę. – tata wstał z kanapy zerkając na mnie z radością. Zack'owi po raz kolejny podwinęła się noga, a on nie był by sobą, gdyby tego nie wykorzystał.

– Dalczego ty się tak na niego uwziołeś? – odkąd jakiś trzech lat, mój ojciec nie pragnął niczego bardziej, niż zamknięcie Cole'a. Co rzecz jasna nigdy mu się nie udało. – Jest tak wielu przestępców, jak Derek Morton, Rick Barnes... – zaczęłam wymieniać, a twarz taty nagle pobladła.

– Skąd znasz Rick'a Barnes'a?

– Każda zna go w tym mieście. – wzruszyłam obojętnie ramionami, nie dając po sobie poznać, że tak naprawdę znam Rick'a osobiście. Zdecydowanie szeryf chciałaby usłyszeć, że jego jedyna córka bierze udział we wszystkich nielegalnych wydarzeniach tego miasta. Aż tak naiwna nie byłam, by się do tego przyznać.

– Barnes zniknął z miasta dobre kilka lat temu, a Cole rośnie na jego następcę. – nawet on to zauważył, to nie były już tylko moje złudzenia, skoro osoby postronne to dostrzegały.

Zaczęłam układać sobie wszytsko w głowię. Musiałam przyznać, tata miał rację. Zack stawał się kimś znacznie gorszym, niż ja go poznałam. Sam tego chciał. Mimo trudnej historii jego rodziny, nie mogłam usprawiedliwiać tego w nieskończoność. Pora rozstrzygnąć tę sprawę raz na zawsze. Udałam się do pokoju szukając jednej bardzo ważnej rzeczy, w mojej szkatułce. Bingo! Gdy ją znalazłam nie myśląc za wiele zabrałam swój telefon i zacząłem biec w stronę drzwi.

– Dokąd tak pędzisz? – zapytał mnie tata, gdy byłam już jedną nogą poza mieszkaniem. – Nie masz czasem szlabanu?

Cholerny szlaban.

– Mam. – wywróciłam z powrotem do mieszkania. – Tylko od rana są przeceny na buty i tak się złożyło, że... – zaczęłam się produkować, przez co zdania, które wypowiadałam nie miały żadnego sensu, a tata patrzył na mnie z dezaprobatą.

– Idź już. – westchnął ciężko. Niespodziewlalam się tych słów, jednak korzystając z okazji, ponownie udałam się w kierunku drzwi. – Masz być do wieczora w domu, inaczej nie wyjdziesz do końca wakacji. – i powrócił surowy ojciec, którego znałam.

– Jasne. – zgodziłam się i wiedziałam, że akurat tę obietnicę będę musiała dotrzymać. – Noah, jak coś śpi u mnie w pokoju!

Nie słyszałam jego odpowiedzi, ponieważ już biegłam w stronę wyjścia z budynku. Jednak wolałam go o tym poinformować, by nie był zdziwiony obecnością chłopaka.

– Dzień dobry. – po drodze spotkałam Panią Ruth. Kobietę, która za każdym razem donosiła na mnie tacie. Na rękach trzymała sowjego paskudnego, rudego kota, którego każdego ranka wyprowadzla na spacery. Było to absurdalne, zwłaszcza, że ten był okrągły jak bombka na Boże Narodzenie.

– Dzień dobry, szeryf wie, że wychodzisz? – ugh, jak ja jej nienawidzę.

– Jak Pani chce może już nawet teraz mu o tym powiedzieć. – wyminęłam ją, zbiegając na dół. Natomiast Ruth najwyraźniej zatkało, bo stała w miejscu jeszcze z dobrą minutę. Nigdy nie przepadałam za nią, jak reszta sąsiadów.

Dzisiaj zapowiadała się bardzo ładna pogoda, zresztą jak w większość dni w San Francisco. Na moje szczęście, nie musiałam tłuc się w tym upale autobusem, ponieważ na parkingu stało zaparkowane auto Noah. Poważnie, nie mam pojęcia, skąd ono się tu wzięło. Ostatni raz jechaliśmy nim do baru, a później, po ekscesach Noah wracaliśmy z Cole'em. Nie zastanawiając się tym ani chwili dłużej, wsiadłam do czarnego Jeepa i przekręciłam kluczyk w stacyjce, z nadzieją, że auto odpali. Ten złom był nieprzewidywalny, ale w żaden sposób nie mogłam na niego narzekać. Z tym samochodem wiązało się tyle wspomnień, w prawdzie Noah miał go od roku, ale wiem ile wysiłku włożył, by odrestaurować to auto, ponieważ to była jedna wielka kupa złomu. Tylko na to było nas stać. Kasa nie odgrywała znaczącej roli w naszym życiu, lecz czasem rozmyślaliśmy jakby to było ją posiadać.

Nim złożę niezapowiedzianą wizytę u Zack'a, zatrzymałam się pod jednym z lombardów. Byłam już w nim kiedyś, gdy Blair sprzedawała własny tablet, ponieważ mama nie chciała dać jej pieniędzy, na koncert Justina Biebera. Pamiętam, że nawet pieniądze, które otrzymały były dość podobne do ceny, którą otzrymałaby w rzeczywistości, a to mógło rozwiązać moje teraźniejsze problemy.

W środku panował standardowy bałagan, jak na lombard przystało. A za kasą stał dość młody mężczyzna, który mógł byc studentem i dorabiać tutaj. Pewnym krokiem podeszłam do kasy i wyjełam z kieszeni jeansów, zawartość, którą chciałam opchnąć. Były to kolczyki, które otrzymałam na święta. Rzekomo od mamy, jednak wiem, że wrzecziwistości kupił mi je ojciec. To była tylko jedna ze ściem, którą szło wcisnąć jedynastolatce. Do tej pory nigdy ich nie założyłam i nie założę, więc co mi szkodzi, je sprzedać. Z tego co mi wiadomo to prawdziwe złoto. Prawdopodobnie najtańsza próba.

– Za ile mogę to sprzedać? – spytałam  uprzejmnie, kładąc biżuterię na ladzie.

Chłopak wziął kolczyki do rąk i zaczął się im przyglądać. Z trudem przełkenełam ślinę licząc na to, że uda mi się dobić targu, bo w innym wypadku będę musiała zostawiać tutaj Jeepa.

– Średnia próba złota... – wyjął jak z szuflady lupę, by dokładniej je obejrzeć. Zaskoczyło mnie to, że po raz pierwszy, nie dostałam jakiejś taniochy. Choaciaż raz komuś zależało na tym, co dostanę w Boże Narodzenie. Szkoda, że było to sześć lat temu. Od tamtej pory pod choinką widniała ogromną tabliczka czekolady i czapka z reniferem, prócz zeszłorocznych świąt, których nie obchodziliśmy. – Mogę dać ci za nie czterysta piędziesiąt dolarów.

– Zgoda. – przystałam na tę propozycję, ponieważ i tak było to znacznie więcej, niż potrzebowałam. W tym dniu los się do mnie uśmiechnął.

Dopełniliśmy ostatnie formalności i pięć minut później opuszczałam lombard z gotówką w ręce. Ani trochę nie żałowałam tych nic niewartych kolczyków. Wręcz było mi to na rękę, że mogłam się ich pozbyć. Teraz miałam już wszystko czego potrzebowałam i mogłam zamknąć tę sprawę raz na dobre.

W końcu zatrzymałam się przed kamienicą Cole'a. Buzowała we mnie wściekłość, której za nic nie mogłam okiełznać. Nadchodziła chwila prawdy. Wzięłam ostatni wdech i opuściłam samochód udając się na górę. Nie myśląc ani sekundy dłużej, zapukałam trzykrotnie w drzwi. Zero odpowiedzi. O nie tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Widziałam jego auto, więc Cole na pewno jest w domu. Ponowiłam swoje starania, tylko tym razem z  o wiele większą siłą zaczęłam nawalać w drzwi.

– Czego chcesz Allen? – rozłoszczony Zack stanął w drzwiach. Pewnie brał prysznic, ponieważ miał na sobie czarne dresowe spodnie. Tylko. A jego włosy były delitanie zmoczone,  co sprawiało mu tylko jeszcze tego wyglądu. Automatycznie przejechałam wzrokiem w wzdłuż jego klaty, na której idealnie widiały mięśnie. Nie, stop Madison.

– Ciebie też miło wiedzieć. – powiedziłam sarkatycznie, przepychając się do środka mieszkania. Najwidoczniej obaj pamiętaliśmy słowa, które padły zeszłej nocy. – Wiem, że to ty pobiłeś tego prawnika. – wypaliłam zatrzymując się obok narożnika. Liczyłam na to, że ujrzę jakiekolwiek zmiany w jego zachowaniu, po wypowiedzeniu tych słów, a on tylko milczał.

– Jeśli przyszłaś mi prawić kazania, to tam masz drzwi. – potraktował mnie z wyższością i udał się do kuchni.

– Właciwe mam to gdzieś, co ty robisz.  – poszłam krok w krok za nim. – Tu masz kasę, którą wyłożyłeś wczoraj za Noah. – rzuciłam na blat plik uzbieranych banknotów.

– Nie chcę jej.

– Obaj wiemy, że nie robisz niczego bezinteresownie. – zawsze widział tylko korzyści. Taki już był.

– Masz rację, tego też nie zrobiłem interesownie. – po raz kolejny zmienił swoje zachowanie o sto osiemdziesiąte stopni. Nie pierwszy raz, już coś takiego się zdarzyło. A by było ciekawiej, zrobił dwa kroki do przodu, przez co był zdecydownie zbyt blisko mnie.

– Jaki miałeś w tym zysk? – z pewności  zabrzmialam jak idotka, ale nie miałam bladego pojęcia, o czym mówił.

– Skoro dla każdego robisz wszystko, to czemu nie dla mnie. – teraz serio przesadził. Nie wiem, czy to było dla żartu lub znów chciał użyć tych swoich chamskich zagrań by mi dokopać. Jedno było pewne, tym razem nie pozwolę się tam potraktować. Nie po wczorajszym wieczorze, już po tym incydencie ze szklanką powinnam uciec od niego.

Jednak coś sprawiało, że trzymałam się go jak kotwicy.

W przypływie chwili unisołam prawą dłoń i walnęłam Cole'a w twarz. Może cios nienależał do najmocniejszych, ale rozgniewał Zack'a, mało powiedziane on był wściekły, a w jego oczach pojawiały iskry, które w ułamku sekundy przerodziły w prawdziwy płomień. W odpowiedzi chłopak złapał moją dloń i ścisnął ją niemiłośiernie. Syknełam, bo w nadgarstu poczułam przeszywający ból. On był nieobliczalny, a ja dalej się nie bałam, więc to ze mną było coś nie tak.

– JESTEŚ PIERDOLONYM PRZESTĘPCĄ! – wyrwałam się i opuściłam jego mieszkanie. Powiedziłam wszytsko, co miałam w planach. Koniec z użalaniem się nad nim i ciągłym usprawiedliwieniem. Nie tylko on miał ciężko przeszłość. Nikt normalny nie pobiłby adwokata. Jeśli Cole będzie chciał zemsty, bez skrupułów wydam go ojcu. Dzisiaj przesadził, najgorszą krzywdą jest wykorzystanie czymś słabych punktów, a Zack to zrobił. Teraz mój ruch.

Obaj byliśmy mistrzami, tej gry.

Nim zaczęłam prowadzić, musiałam chwilę ochłonąć. Inaczej mogłam spowodować wypadek, a tego nie chciałam. Pomyśleć, że przez tego dupka, byłam wstanie jechać po alkoholu w środku nocy. Miałam ochotę wrzeszczeć. Z bezsilności zaczęłam uderzać w kierownicę, zwracając uwagę kilku przechodniów. Musiałam się komuś wygadać, lecz moja przyjaciółka wraca dopiero jutro, a Noah zapewne śpi. Jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć była Liv. Napisałam do niej SMS'a, na którego opwieidziała w przeciągu dwóch minut. Zapewne spała u Mike'a, bo to był właśnie jego adres.

Dobrze, że moi przyjaciele, nie mieszkali, aż tak daleko od siebie. Dość uciążliwe jest ciągłe jeżdżenie samochodem w te i we w tę. Budynek, w którym mieszka Mike i Alex, prezentował się o wiele lepiej, niż mój blok, czy kamienica Zack'a. Był on zdecydownie bardziej nowoczesny i na pierwszy rzut oka wydawał się o wiele większy.

Miałam rację, szklana winda o tym świadczyła. Budynek nie miał nawet tylu pięter, co mój. Klatka schodowa też o niebo lepiej się prezentował, wszytskie ściany pomalowane były w białym kolorze, co pasowało do jasnoszarych drzwi wejściowych, do każdego z mieszkań. A w jedych z nich już wyczekiwała mnie radosna różowowłosa.

– Mad jak fajnie, że wpadasz! – objęła mnie na powitanie. Zakakukące, ile w niej było energii i to z samego rana.

– Hejka. – nie chciałam wyjść na gbura, więc wymusiła z siebie tyle energii, ile byłam w stanie.

– Wchodź, napijesz się czegoś?

– Może być mocna herbata. – w prawdzie kawa była by zdecydowanie lepszym wyborem, ale jakoś za nią nie przepadałam.

– To co, cię tutaj sprowadza? – od razu przeszła do sedna zajmując miejsce, przy kuchennym stole.

– Nic. – początkowo chciałam udawać, że wszytsko jest dobrze. Lecz ta nieoczekiwana mina Liv, dawała mi jasny sygnał, że nie kupuje tej ściemy.

W taki właśnie sposób, powiedziłam jej całą historię. Może pominęłam kilka istotnych szczegółów, między innymi zawartą umowę między Cole'em a Barnes'em. To była jego sprawa, mnie nic do tego.

– Zdecydownie zachował się jak dupek. – skwitowała krótko, jednak nie sądziłam, że nie staneła po stronie sowjego przyjaciela, z którym zna się już tyle lat. – Ale miał też rację. Nie możesz być na każde zawołanie Noah. – nie ukrywam, że jej słowa też nieco mnie podirytowały. Zapewne ona jeśliby chodziłoby o Mike'a, to postąpiłaby tak samo. Jednak nie teraz czas na nasze sprzeczki.

– Wiem, ale to nie zmienia faktu, że Cole traktuje mnie jak śmiecia.

– Znam go dość długo i serio Zack nie liczy się z uczuciami innych. Tak już było zawsze, a po śmierci Leyli, przez długi czas był nie do wytrzymania. Był taki okres, że wszyscy się od niego odwróciliśmy, tylko nie Josh. – o proszę, tego się kompletnie nie spodziewałam. Myślałam, że łączyło ich nieidealne życie i byli dla siebie czymś na kształt rodziny, tak jak Blair, Noah i ja.

Zack nie rozumie co to miłość, przyjaźń, a przede wszytskim rodzina.

To stanowiło problem, nie znałam go wcześniej, ale wątpię, że był inny. Charakter nie może ulec tak dimatralnej zmianie.

– Nie żebym go obgadywała, ale i tak odkąd poznał ciebie jest o wiele bardziej znośny. – automatycznie wywróciałam oczami, bo jakoś tego nie zauważyłam. Nie chciałam znać tej poprzedniej wersji, skoro z tą nie dawałem rady.

W ogóle nie chciałam go nigdy poznawać.

– To jak wy to znosiliście?

– Początkowo za nim nie przepadałam, ale Leyla za nim szalała, a gdy tylko dowiedziała się, że razem z nim chodzę do klasy, kazała mi się z nim zakumplować. – wspomniała, a jej zielonkawe oczy się zaszkliły. Ona również tęskniła za przyjaciółką. – Tak powstała nasza paczka, gdyby nie to, nie była bym dziś z Mike'iem. – zawsze szukała pozytywów.

– Ale straciłaś przyjaciółkę. – musiałam wiedzieć, jak z tym się uporała. Za nic nie zrezygnowałabym z przyjaźni dla jakiegoś chłopaka, a tym bardziej nie mogłabym żyć z tą świadomością.

– Ludzie czasem odchodzą... Nie zrozum mnie źle, tylko gdyby to nigdy się nie wydarzyło, tak naprawdę już dawno wyszłabym za mąż i żyła pod cudze dyktando. Zack nie jest szarmancki, ani dobry. Żyje na własnych zasadach, które mi pokazał i jestem w tym miejscu, gdzie nigdy nie czułam się tak szczęśliwa. – ta przemowa dość mocno mną wstrząsnęła. Liv wiedząc, że i tak nie jest w porządku, starała się kochać swoje życie, jakie by nie było.

Rozumiała go, bo nie wiedział o wszystkim. Nikt nie wiedział, co siedziało w jego głowie, lecz poznałam to na tyle blisko, by wiedzieć, że znajomość z nim niczego dobrego nie wróży. Notoryczne porwania, wyścigi, a teraz walki. Tego było zdecydownie za dużo, nawet jak dla mnie. Naprawdę starałam się go zrozumieć, ale jego wybuchowy charakter mi na to nie pozwolił. To było złe połączenie, ponieważ każde z nas trzymało swego. Miałam dwie możliwości, albo w stu procentach odtnę się od jego życia lub zostanę i będę trzymała się na dystans. Nie mogłam zostawić tak wspaniałych ludzi jak Liv, Ness i reszta.

To właśnie oni zmienili mnie o sto osiemdziesiąte stopni i nigdy tego nie żałowałam.

– Cześć kochanie. – do kuchni wszedł Mike, w sposób jaki zwracał się do Liv był uroczy widać, że mu na niej zależy. – Cześć Mad. – ze mną również się przywitał, gdy tylko mnie zauważył. Powiedziałam go za ten wewnętrzny spokój, który miał w sobie. Właściwe to nigdy nie widziałam go w innym wydaniu.

– Już musisz iść. – zielonooka zwróciła  sie do sowjego chłopka, z wyraźnym smutkiem na twarzy.

– Wiesz, że muszę iść zanieść papiery na uczelnię.

– Mike, ty studiujesz? – byłam zaskoczona, tym faktem.

– Jestem na drugim roku pieprzoenej ekonomii. – chyba coś te studia mu nie podpasowały, sądząc po jego reakcji.

– To jak będziesz jakimś super menadżerem, wiesz możesz zawsze mnie zatrudnić, z wykształceniem po gimnazjalnym. – rzuciłam pół żartem pół serio, bo jakoś ciężko mi w to uwierzyć, że za niecały rok będę się wybierała na studia, a ja nadal nie mam na siebie żadnego pomysłu.

– Najpierw to ja muszę je skończyć, co jest na makasa przejebane.

Obie zaśmiałyśmy się ze słów chłopaka, studia tak serio to ciągła robota i nie przespane noce. Jednak jeśli za taką cenę mam się wyrwać z tego miasta, to tak zrobię.

– Japierdole, myślałem, że nikogo nie ma! – przerażony Alex wszedł do salonu, który łączył się z kuchnią. Już wiem, co spowodowało u niego takich wrzask. Mianowicie chłopak był w samym bokserkach w serduszka.

– Spokojnie i tak nie ma na co patrzeć. – przygasiła go Liv, a ja omal nie wybuchałam gromkim śmiechem.

– Ha ha ha, zabawne.

Po upływie niecałej minut, blondyn wrócił do kuchni tym razem w szarych szortach.

– Jak leci, moja ulubiona kumplelo? – usiadł na krześle obok mnie, a by tego było mało zaczął pić moją herbatę.

– Oddawaj to. Trzeba było nie pić tyle z Noah.

– Ze mną nie pił. – uniósł obie dłonie do góry, w geście obronnym. – To wina Nick'a. – no przecież, zapomniałam o nowo poznanym przyjacielu Ness. O nieskazitelnej urodzie, jednak nie znałam jego charakteru.

– Alex, jestem tutaj niecałą dobę, co znowu moja wina? – ku naszemu zaskoczeniu w pomieszczeniu pojawił się Nick. Ubrany był w czarny strój do biegania, a tego samego koloru koszulka opinała jego wyrzeźbione mięsie. Czekając na odpowiedź chłopak nadał sobie do szklanki wody.

– Ty rozpiłeś Noah? – nie chciało mi się wierzyć, jeśli razem by pili, to chłopak nie dałby rady iść na poranne biegnie.

– Ta, twój przyjaciel lubi nieźle zaszaleć. – parsknął śmiechem, chyba wolałam nie wiedzieć, co tam się działo.

– Dlatego powinien pić z umiarem. – fuknęłam cicho, ale na tyle głośno, by Nick mnie usłyszał. Początków miałam o nim dobre zdanie, teraz sama nie wiem, co myśleć.

– Ja mu nie kazałem. – po tych słowach widziałam, że Nick należy do tych osób, co nie dają sobie wejść na głowę.

– Pewnie nasz cudny Nicholas, zawsze umywa rączki, gdy robi się nie wygodnie. – wtedy po raz pierwszy ujrzałam Alex'a w innym świetle. Nie był tym radosnym chłopakiem, co zawsze rzuca jakieś śmieszne żarty, a na serio był wkurzony na coś, o sowjego przyrodniego brata. Na dowód swoje wsciekłości zniknął w swoim pokoju.

– Za dużo się nawdychał tych grzybów, co hoduje na szafie? – zapytał Nick, ale nikt nie odpowiedział, na jego słowa. Liv poszła sprawdzić, co u Alex'a.

Miałam mieszane uczucia, odnośnie tej sytuacji. Dlatego postanowiłam się ewakuować, dość już miałam cudzych problemów. Możliwe, że było to okropne z mojej strony, ale w domu czekała mnie jeszcze poważna rozmowa z Noah.

– To ja już pójdę.

– Zaczekaj. – Nick chwycił mnie za łokieć, przez co się zatrzymałam. Spojrzałam na wyraz jego twarzy, który złagodniał. – Nie miej mnie za jakiegoś gbura z Miami. Niektórzy mają do mnie żal, w tym Alex, bo wyjechałem na tę studia tak nagle. Byłem tam zbyt zakochany, by przejmować się moim starym życiem, a po bolesnym zerwaniu odtrąciłem każdego, tylko Nessa została. A wczoraj, gdy wróciłem tak nagle, zburzyłem ich porządek dzienny. – nie spodziewałam się takiego wyznania tym bardziej, że Nick praktycznie mnie nie znał. A jednak umiał się otworzyć i wyjaśnić wszytsko. Gdyby Zack też tak umiał, wszytsko szło by znacznie łatwiej i obyło by się bez łez.

– Możesz być pewny, że każdy cieszy się twoim przyjazdem. – nie były to tylko pusta słowa. Byłam tam wczoraj i widziałam ich radość. Są różne momenty w życiu i nie ukrywam zrobiło się się trochę żal Nick'a.

– Mad... – gdy miałam odejść znów mnie zatrzymał. – Przepraszam za Noah.

– Nie szkodzi, nie można go przecież non stop niańczyć. – wzruszyłam ramionami i odeszłam z uśmiechem na twarzy.

Mimo, iż ostatni dzień to był jakiś koszmar, cieszyłam się, że nie jestem sama. Otaczało mnie pełno osób, które były w stanie rzucić wszytsko i mi pomóc. Sama zachwywałam taką postawę, wobec swojego najlepszego przyjaciela. Teraz ja musiałam dać mu trochę przestrzeni.

Po drodze, jeszcze raz poukładałam sobie wszytsko w głowie. Byłam o sto razy spokojniejszy i przede wszystkim gotowa pogadać szczerze z Noah. Mimo, iż nasze relacje nie uległy zmianie miałam wrażenie, że ukrywamy przed sobą zbyt wiele tajemnic. Musiałam mu powiedzieć o jego mamie. Miał prawo to wiedzieć.

Tak jak się spodziewałam, w pokoju zastał mnie bałagan, a w niepościelonym łóżku nie było żywej duszy. Oznaczało to, że chłopak już wstał, a dokładniej był w łazience i mył zęby.

– Jesteś pewny, że to twoja szczoteczka? – stanęłam w progu, przyglądając się jasnoróżowej szczoteczce, którą miał w ustach.

– Nie mam tutaj swojej... – ledwo go zrozumiałam, przez nadmierną ilość piany w ustach.

– Mniejsza o to... – westchnełam ciężko. – Musimy pogadać, teraz. – na te słowa, brunet wypluł całą zawartość na kafelki.

– WIEDIZAŁEM! KURWA WIEDZIAŁEM! – nie spodziewałam się takiej reakcji, Noah wypalił jak poparzony z łazienki. – BĘDĘ WUJEM! BĘDZIE BABY ZACK LUB MADISON! – skakał po łóżku, tańcząc taniec zwycięstwa, który wymyślił w drugiej klasie.

Trzymajcie mnie.

– Nie będziesz żadnym wujem!

– Chwila, jak to nie? – przerwał swoje wygibasy i spojrzał na mnie z zawiedzioną miną.

– Normalnie.

– Byłaś tak poważna, że... – przerwał w połowie zdania. – Chajtnełaś się dziś w nocy, w Las Vegas?!

– Nie idioto. Akurat w nocy wlekłam się przez pół miasta, bo ty porysałeś auto jakiegoś gościa. – ciekawiło mnie, czy w ogóle pamięta ostatnie dwanaście godzin. Obstawiam, że nie.

– Myślałem, że to był kolejny z moich dziwacznych snów z twoim udziałem. – nadal nie brał tego na poważnie, traktował to jako zabawę.

Mnie nie było do śmiechu.

Skończysz się wydurniać? – czasem miałam już dość jego zachowania. – Co się z tobą dzieje?

– Nic. – tylko jedno słowo, za mało jak na rozgadanego Naoh i zawsze pozytywnie nastawionego.

– Noah, jak to nic? Wydałam wszytskie oszczędności, a ty zachujesz się jak gimnazjalista. – powoli opuszczała mnie cierpliwość.

– Muszę iść zobaczyć, co u mamy. – wyminął mnie i wyszedł przez okno.

Uciekł, jak pierdolony tchórz.

Chciałam już odpuścić, jednak sumienie popowiadało mi, że nie mogę się tak łatwo poddać. Zdecydowanie nie należałm do osób, które ustępują jako pierwsze. Tak i było tym razem. Miałam dać mu trochę przestrzeni i dam, ale dopiero jak wszytsko sobie wyjaśnimy.

– Nie pozbędzesz się mnie tak łatwo. – zapewniłam go i wybiegłam za nim, prosto do jego pokoju. – Co się dzieje? – ponowiłam pytanie i bez odpowiedzi, nie miałam zmairu stąd wyjść.

– Pijany byłem, koniec przesłuchania?! – wrzasnął na mnie, co bardzo rzadko mu się zdarzało. Odniosłam wrażenie, że przede mną stoi ktoś inny, a nie mój przyjaciel, którego znam tyle lat.

– Nie, bo się o ciebie martwię kretynie! – mój głos był pewien bólu. Ostatni czas tylko taki był.

– Nie masz o co, nie pierwszy raz piłem! – zrobił krok do tyłu, jakby chciał przed czymś uciec.

– Tylko nigdy tak się nie zachywałeś! Nigdy nie odbierałam cię i nie przepraszam obcych ludzi!

Nie wiedziałam, jak do niego dotrzeć. W pewnym momencie czułam się, jakby przedemną stał Cole, a nie Noah Anderson.

– Bierz i skończ suszyć mi głowę! – podszedł do biurka i wyjął z niego plik banknotów, który wcisnął mi do dłoni.

– Czy ty jesteś jakimś debilem?! – wydarłam się ze łzami w oczach. – Nie zależy mi na tej kasie, tylko na tobie! Zachowujesz się jak nie ty!

Rzuciałam w niego tymi pieniędzmi, kolejny raz dzisiaj zostałam potraktowana jak zwykle szmata i to jeszcze przez kogoś mi bliskiego. Nie miałam w sobie tyle siły, by odejść. Nie umiałam, go zostawić, nie w potrzebie.

– Skąd masz tyle pieniędzy? Kiedyś ledwo było cię stać na cokolwiek! – wypomiałam mu, bo czułam, że coś tu nie gra. Wcześniej trafiłam już na duże pieniądze u niego w pokoju, zdecydownie to nie mogły być oszczędności.

– Mad, Noah o co się tak kłócicie? – super, żeby było jeszcze ciekawiej, do pokoju wtragnęła ciocia Jospehin. Od naszego ostatniego spotkania, jeszcze bardziej zmizerniała na twarzy. Z dość tęgiej kobiety zostały sama skóra i kości. Liche włosy spadały delitanie, na wychudzoną twarz. Rak ją wykańczał, a Noah nawet tego nie zauważył. On nie był sobą.

– Wszytsko w porządku mamo, Mad się właśnie zbiera. – zrozumiałam jego aluzję. W pewno stopniu martwił się o mamę i nie chciał, by była świadkiem naszych sporów.

Przysięgam, że gdyby nie ciocia Jo, nie odeszłabym. Nie oznaczało to końca, prędzej czy później  i tak wyciągnę wszytsko z Noah. Poczekam, aż tylko Blair wróci jutro wieczorem. Przygnębiona udałam się z powrotem do mieszkania. Energia, które towarzyszyła mi przez ostatni czas, uleciała. Ten weekend był chaotyczny i zarazem najbardziej bolesny. Musiałam od tego uciec, inaczej sumienie by mnie wykończyło. Jak zwykle taty nie było w domu, sam na sam nie mogłam siedzieć za dużo, tym bardziej z tym bałagenem, który panował w mojej głowie. Zaczęłam przeszukiwać szafki, w jednej z nich znalazłam wino, w prawdzie było rok po terminie, ale co mogło z nim się stać? Byłam taką sierotą, że nawet nie miałam w domu kieliszków do wina, więc nalałam sobie je do szklanki. Wygodnie rozsiadłam się na kanapie i zaczęłam skakać po kanałach. Niby oglądałam jakiś talk show, ale myślałam lawirowałam kompletnie gdzieś indziej, jeśli chciałam uciec nie mogłam siedzieć sama, odnalazłam swój telefon i zaczęłam wydzwaniać do znajomych. Pierwsza na liście była Liv, która nie odebrała. Prawdopodobnie miała ona zmianę w pubie lub spędzała wieczór z Mike'iem. Kolejna była Ness, która też nie odebrała, podobnie jak Alex. Ostatni na liście pozostał Josh. Długo się wahałam, jednak on i Zack byli przyjaciółmi i zrezygnowałam z tego pomysłu. Gdy miałam z rozczarowania rzucić telefon o ścianę, przypomniałam sobie o Ethanie. Ostatnio było między nami trochę niezręcznie, lecz wszytsko sobie wyjaśniliśmy i było w porządku.

Jak leci Mad? – po dwóch sygnałach odezwał się ten miły głos chłopaka.

– Hej Ethan, tak myślałam i jesteś zajęty?

Właściwe to kończę zmianę.

To może chcesz wpaść do mnie, mam wino i żeby nie było, posiedzielibyśmy jak kumple. – wolałam wszytsko wyjaśnić, żeby nie było niezręcznie.

Pewnie. – wow, zaskakująco szybko poszło. Chociaż Ethan pozostawał niezmiennie normalny.

– Raczej znasz adres, więc do zobaczenia. – pożegnałam się.

Z uśmiechem na ustach zaczęłam dopijać wino. Ethan, jako jeden z nielicznych gangsterów pozostawał fajnym, miłym chłopakiem. I wiedziałam co nim kierowało. Choroba ojca wpłynęła na jego życia, ale starał się z tym skończyć. Gdyby nie był o pięć lat starszy, to mogłabym mieć takiego chłopka. Stop. Przez ten alkohol już zaczynałam bredzić.

Ethan i ja tylko przyjaźń.

Po jakimś czasie, chłopak pojawił się w moim salonie, zapewne wszedł przez okno. Ubrany w ciemne jeansy i białą koszulkę z nadrukiem, wyglądał tak jak zawsze. Jednak jego twarz nieco się zmieniała.

– Nosisz okulary?! – zerwałam się z kanapy, ponieważ miałam w sobie znacznie więcej energii, niż powinnam.

– Zgubiłem szkła, a mam koszmarną wadę wzroku.

– Uroczo ci w nich. – właściwe, nie wiem dlaczego to powiedziłam, ale po alkoholu mówiłam wszystko, co tylko ślina przyniesie mi na język. Dodatkowo na mój komplement kąciki ust Ethana powędrowały ku górze.

– Co tam oglądasz? – zmienił temat, spadając na szarawej kanapie, łapią przy tym wino, które otwarłam.

– W sumie nie wiem.

– Jesteś bardziej pokręcona, niż zawsze. – zakpił z mojego zachowania, jednak był to zupełnie inny ton, niż i Zack'a.

– Za to ty grzeczniejszy, niż zazwyczaj. – nie pozostałam mu dłużna.

Wieczór minął nam bardzo dobrze. Mogę śmiało stwierdzić, że w towarzystwie Ethana czuję, jakbyśmy byli sobie równi. Nie traktuje mnie z wyższością, czy też nie wyśmiewa mnie na każdym kroku. Aktualnie oglądaliśmy Pamiętniki wampirów, bo jak się okazało, Etahn również jest ich fanem. Oderwałam się od tego wszystkiego, co mnie przytłaczało i to uczucie było niesamowite.

– Madison! Jesteś w domu? – w pewnym momencie drzwi wejściowe się otworzyły, a do środka wszedł mój tata. Tak dobrze się bawiłam, że zapomiałam, o której kończy zmianę.

Co gorsza, uświadomiłam sobie, że obok mnie siedzi chłopak, który na pewien sposób jest przestępcą.

– Nie wiedziałem, że masz gościa. – stanął tuż przy kanapie, więc nasza dwójka podniosła się z miejsca. Z góry do dołu zmierzył Ethana srogim spojrzeniem.

Już po mnie.

Tak, to jest E... – zrobiłam przerwę, bo i tak czekało mnie coś koszmarnego.

– Dzień dobry Panu, nazywam się Ethan White. – Ethan mnie uprzedził i uścisnął  dłoń szeryfa. Przez ułamek sekundy, nie mogłam zoritowac się dlaczego przedstawił się fałszywym nazwiskiem.

– Mnie też miło, możesz mówić mi Charlie. – o mało, co nie wybuchłam śmiechem. On serio nie rozpoznał Ethan'a. Musiałam spojrzeć na szatyna i prócz okularów, nic nie uległo zmianie. Tym bardziej szeryf powinien rozpoznawać przestępców, ale kompletnie nie spodziewał się, że któryś z nich będzie siedział u niego w mieszkaniu.

– Fajnie, że się poznaliście, ale Ethan musi jechać do domu, wyprowadzić psa. Prawda?

– Takie uroki posiadania zwierząt. Miło było cię poznać Charlie. – podłapał moją aluzję i bez sprzeciwu, pozwolił mi się odprowadzić do drzwi.

Dla pewności, by tato nie usłyszałam naszej rozmowy, wyszłam na klatkę schodową zamykając drzwi.

– Jaki przypał. – tak skomentowałam tę sytuację, bo było by naprawdę słabo, jeśli szczęście by mi nie dopisało.

– Następnym razem, lepiej chodźmy do kina. – żartował, ale miał w tym sporo racji.

– Tak będzie najlepiej. – uśmiechała się delitanie i nie wiem czemu, ale przy nim mogłam się tak uśmiechać godzinami.

– Do zobaczenia Allen. – żegnając się, udał Cole'a i to jego zwracanie się do mnie po nazwisku.

– Do zobaczenia Wood, a może White? – zaśmiał się, co było szczere. Od teraz wiedziałam, że mogę na niego liczyć.

– Fajny ten Ethan. – gdy weszłam do salonu, ojciec przywitał mnie tymi słowami.

Niedowierzałam jego słową, a tym bardziej czyną. Sprzątał puste szklanki po winie, nie zwracając mi uwagi, że pije z obcym chłopakiem w domu. Wręcz mnie za to pochwalił. Zdecydowanie nie nadawał się na porządnego ojca.

– Daruj sobie, ma dziewczynę. – musiałam coś zmyślić, aby dał mi spokój. Wprawdzie Ethan był singlem, ale i tak nie planowałam z nim niczego więcej niż przyjaźni, więc nie było tematu.

W swoim pokoju przebrałam się w piżamę. Przed snem przeglądałam jeszcze instagarama, śmiejąc się jak głupia do telefonu. Alkohol prócz odwagi dodawał mi humoru. Chciałam bym taka była zawsze i musiałam jeszcze sporo nad tym popracować. Zacznę od jutra, a Blair mi w tym pomoże. Był czas, gdy nawet i ona była wątkiem człowieka i wyszła z tego, ze  mną nie jest tak źle. Jeszcze.

Z błogiego snu wybudziało mnie ciche puakanie w okno. Początkowo myślałam, że to deszcz i to zignorowałam, jednak pukanie nasiliło się. Ciekawość była silniejsza ode mnie i cudem wywlekłam się z cieplusiej kołdry. To był błąd, ponieważ po drugiej stronie ujrzałam Zack'a.

– Co ty tu robisz?! – wpsuściałam go do środka, bo nie chciałam, by Ruth znowu naskarżyła na mnie ojcu.

– Ciebie też miło widzieć. – w tonie jego głosu wyczułam, że jest pijany. Tym bardziej, że czuć było od niego fajkami i samym alkoholem.

– Pytam poważnie? – dość miałam tych jego podchodów. Po raz kolejny jego bipolarny charakter uległ zmianie, a nie miałam ochoty czekać na kolejny wybuch.

– Chciałem cię zobaczyć. – uśmiechnął się cwanie i podniósł lewą dłoń, by dotknąć mój policzek. Natychmiast się odsunełam, nie chciałam czuć na skórze jego dotyku. Inaczej dla nas obu źle by się to skończyło. A gra nie warta była świeczki.

– Jest środek nocy, wracaj do domu.

– Nie mogę. – miał rację, ledwo co utrzymywał się na nogach.

– Możesz spać tutaj, ale nie dotykasz mnie. – uprzedziłam go, by niczego nie próbował. – Żeby było jasne śpisz tu tylko dlatego, że jesteś pijany, a ja nie mam ochoty odwozić cię w środku nocy. – wolałam wszytsko wyjaśnić, ale on miał w nosie to co mówię, tylko już zdejmował swoją koszulkę. Musiałam odwrócić wzrok od jego nagiego torsu.

Położyłam się obok chłopaka, po prawej stronie łóżka tuż obok Zack'a. Okej, było trochę niezręcznie, ale przecież spaliśmy już ze sobą i nie tylko.

– Też cię uwielbiam Allen. – na dobranoc przytulił się bardziej do mnie co było przedziwne. Po nim tego bym się nie spodziewała. Tyle razy lądowaliśmy razem w jednym łóżku, ale teraz było inaczej. Prawdopodobnie przez jego słowa, tylko szkoda, że były one wypowiedziane po pijaku i nic nie znaczyły.

Tak jak mówiłam nic to nie znaczyło. Obudziłam się z samego rana, a lewa połowa łóżka była pusta. Tak jakby Zack nigdy się tu nie zjawił. Po prostu wstał wcześniej i wyszedł. Sprawdziłam telefon, ale nie zostawił mi żadnej wiadomości. Znów zachował się jak kompletny dupek.

Całą niedzielę oglądałam różne seriale i na nic nie miałam siły, czułam się dość osłabiona. Być może cały stres właśnie opuszczał mój organizm. Przydał mi się taki jeden dzień odpoczynku. W między czasie esemesowałam też z Bri, która wracał właśnie z Los Angeles. Miło było dowiedzieć się, że u niej wszytsko w porządku. Ku mojemu zaskoczeniu Noah nie wpadł z wizytą ani razu. Czyli nasza kłótnia była poważna. Tym razem nie miałam zamiaru wyciągać ręki na zgodę.

– O to i jest gwiazda z zachodniego wybrzeża! – w poniedziałek z samego rana w moim pokoju zawitała Blair.

– Cześć. – i to by było na tyle z mojego entuzjazmu, dziś również nie czułam się najlepiej. – Która godzina?

– Po jedynstej. –  o kurde, jednak było o wiele później, niż myślałam. – Zbieraj się, mam dzisiaj dla ciebie dzień pełen niespodzianek.

– Nie błagam, nie – słowo niespodzianka z ust mojej przyjaciółki, nie wróży niczego dobrego.

– Oj tam, będzie fajnie i nie przyjmuję odmowy. – nie było sensu z nią dyskutować.

Wszytskie czynności wykonywała najwolniej, jak tylko umiałam. A gdy dowiedziłam się, że jedziemy na siłownię omal nie wróciłam z powrotem do łóżka. Bri za dobrze mnie znała i zabrała ze sobą mój telefon, przez co musiałam wsiąść do srebrnego Ranger Rovera i udawać, że wizja siłowni mnie zachwyca, rzecz jasna tak nie było. Po drodze morskooka zdawała mi relację z jej pobytu w LA. Zazdrościłam jej opalenizny, której się nabyła podczas tych krótkich wakacji.

Na siłowni było całe mnóstwo ludzi. Czułam się tam dość nieswojo, zwłaszcza wśród pięknych dziewczyn z figurą modelek. Tym czasem ja, która po dziesięciu minutach biegu nie dawała rady.

– Muszę się napić. – poinformowałam  przyjaciółkę schodząc z bieżni.

W drodze do szatni zatrzymałam się przed salą boksrerską liczyłam, że dostrzegłem tam Zack'a, jednak po nim nie było ani śladu. W szatni nie było żywej duszy, a gdy tylko weszłam do środka usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Nieznany numer.

– Halo? – zapytałam, czekając na odpowiedź. – Halo? – ponowiłam pytanie.

Cały czas mam cię na oku. – odniosłam dziwne wrażenie, że skądś znam już ten głos, lecz za nic nie umiałam przypomnieć sobie jego właściciela.

– Kto mówi? – nie doczekałem się odpowiedzi, bo ktoś zdążył się już rozłączyć.

Ta sytuacja była na makasa dziwna. Nim zdążyłam schować telefon do szafki, światło zgasło. Przełknęłam z trudem ślinę i zaczęłam szukać włącznika. Po kilku nieudanych próbach podałam się i czym prędzej wyszłam z szatni. Myśl, że skądś już znałam ten głos, nie dawało mi spokoju. Mogłam się założyć, że to wszytsko miało jakiś związek z Cole'em i to z nim powinnam wyjaśnić całą tę sytuację.

– Gdzieś ty przepadła? – zapytała mnie blondynka, która opierała swoje dłonie na kolanach. Blair nareszcie się zmęczyła, dzięki temu widziałam, że za chwilę wrócę do domu.

– Coś nie mogłam otworzyć szafki. – wymyśliłam na poczekaniu jakieś kłamstwo. Nie chciałam jej w to mieszać, skoro była taka szczęśliwa. Nie miałam serca, po raz kolejny zmartwiać radosnej blondynki, która była wulkanem energii.

– Niby wymieniali te szafki, a są gorsze od poprzednich. – podłapała moje kłamstwo, przez co mogłam odetchnąć z ulgą.

Morskooka zabrała swoje rzeczy, co oznaczało koniec dzisiejszej męki. Po dwurodzinnym treningu, czułam się wyczerpana i nie marzyłam o niczym innym, jak tylko o ciepłym łóżku. Pech chciał, że po drodze musiałyśmy wpaść na kogoś. Nie, to już naprawdę musiał być pech.

– Nie sądziłem, że spotkam tu waszą dwójkę. – przed nami stał wysoki mężczyzna o blond włosach. Zaraz, czy to nie był policjant, który dał Blair mandat, a ona go bajerowała?

– O to i pajac, który kazał wydać mi ostatnie sto dolarów. – wytknęła mu.

– Taka praca. – było mu głupio. – Pisałem do ciebie kilka razy, ale nie doczekałem się odpowiedzi.

– Byłam koszmarnie zajęta. – poważnie Blair? Nawet ja nie kupiłabym tak słabej wymówki.

– Szkoda, to może teraz masz chwilę by wyskoczyć gdzieś na miasto? – już go nie lubiłam, gość umaiwł się jak gimnazjalista. Z niecierpliwością zaczęłam postąpywać z nogi na nogę.

– Mam plany na najbliższe trzy dni, ale w czwartek bardzo chętnie...

– Chad.

– Chad to pasuje ci czwartek? – zaproponowała, a ja miałam ochotę strzelić ją w tę jej pustą łepetynę. Ledwo co zerwała z Josh'em, a dziś flirtowała z jakimś Chad'em. Który jest policjantem, będę musiała o niego wypytać tatę.

– Pewnie. – mrugnął do Bri, jak w tych tandetnych komediach romantycznych i odszedł, wzdłuż korytarza.

Spojrzałam na przyjaciółkę, jak na przybysza z odległej planety, ponieważ nie rozumiałam jej toku myślenia. Pamiętała o tym w jakim towarzystwie się obracamy, a tak bez problemu była w stanie związać się z kimś, kto bezproblemowo pozamyka nas w ciasnych celach.  Nawet jeśli byłam wściekła na Cole'a, za nic bym go nie wspała i to dotyczyło każdego z bliskich mi osób.

– Możesz mi powiedzieć, czym będziesz zajęta przez następne trzy dni? – spytałam w drodze do auta, nie miałam bladego pojęcia, co tym razem blondynka w sobie ubzdurała.

– Jedziemy do domu letniskowego Alex'a, a dokładnie o dwunastej spotykamy się pod pub'em. – spojrzałam na zegar, który znajdował się na tablicy rozdzielczej wskazywał godzinę jedenastą.

– Żartujesz sobie? – zaśmiałam się pod nosem. – Ty za nic nie spakujesz się w niej niż godzinę. – tego byłam pewna, przyjaźniłyśmy się zbyt długo, by wierzyć w cuda.

– Wiem, dlatego zrobiłam to wczoraj, walizka czeka w bagażniku.

Zapowiadało się ciekawie, z tego co widziałam ja wciąż miałam szlaban. Więc jak poinfomruję ojca, że znów znikam na trzy dni? Mało tego brakowało, czułam się tak fatalnie, że nie byłam w stanie porządnie się zastanowić, co wziąć ze sobą. Nie wiem z czego wynikało moje słabe samopoczucie.

– Leć się pakuj, ja ogarnę Noah. – poleciła morskooka, wysiadając z auta. Po drodze mniej więcej streściłam jej kłótnie między mną, a chłopakiem. Więc to po jej stronie leżało ogarnięcie dużego dziecka. Tego akurat jej nie zazdrościłam.

Wtragnęłam do pokoju jak burza i zaczęłam pakować pierwsze lepsze rzeczy do walizki. Nie mogły wyjść z tego zbyt dobre stylizacje, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Gdy tak spakowałam ubrania natknęłam się na bluzę Zack'a. Dał mi ją wtedy, gdy ja pardowałam w samym staniku, ponieważ swoją opatrzyłam ranę postrzałową Ethana. To wspomnienie nie należało do przyjemniejszych, ale zrobiło mi się ciepło na sercu. Powinnam oddać mu tę bluzę, ale kiedy tylko zerknęłam na moją walizkę, która ledowe co się domykała. Stwierdziłam, że jest to niemożliwe. Zapewne będzie jeszcze milion okazji, by mu ją oddać. Chociaż chciałam skończyć tę znajomość, to było nie realne, by Cole tak po prostu dał mi spokój. W przeciągu pięciu miesięcy, zbyt mocno wtragnęłam do tego świata, żeby móc teraz spokojnie odejść. Już zawsze Morton i Barnes będą wiedzieli kim byłam.

– Gotowa do drogi? – do pokoju wtragnęła blondyna z szerokim uśmiechem na twarzy, co oznaczało, że udało jej się namówić Noah. Dla mnie był to cios w kolano, z Bri potrafił rozmawiać normalnie, lecz ze mną już nie.

– Sekunda. – wybiegłam z pokoju, prosto do kuchni. Tam na blacie zauważyłam notes w ojca, w którym napisałam, że wyjeżdżam ze znajomymi na kilka dni.

Zniesienie walizki, po starych, metalowych schodach przeciwpożarowy, graniczyło z cudem. Dosłownie, w pewnym momencie myślałam, że cała konstrukcja się załamie, a ja spadnę w dół.

– Gdzie Noah? – zapytałam od razu, kiedy wsiadłam do auta. Nigdzie nie widziałam bruneta o jasnobłekitnych oczach.

– Zdecydował się jechać swoim autem. – Blair było to obojętne, najwyraźniej przywykła do jego dziwacznych zachowań. Na niej nie wywarło to takiego wrażenie, bo nie spędzał z nim praktycznie całych dni.

Na miejscu czekali za nami Ness, Liv, Mike, Alex, a nawet Nick. Obie z przyjaciółką wysiedłyśmy z auta i przywitałyśmy się z każdym po kolei. Josh, właśnie zamykał bar. Po minie przyjaciółki nie zauważyłam jakiegoś szczególnego zachwytu, ani też rozczarowania. Jakby był jej obojętny, według mnie wydawali się parą idealną, ale kto wie jak było w rzeczywistości? Kawałek od naszej grupki, Noah stał samotnie i rozmawiał  z kimś przez telefon.

– O Zack właśnie jedzie, to chyba już wszyscy. – zauważyła Liv. Na jej słowa odwróciłam się. Z niebieskiego BMW wysiadł Cole. Chociaż pogoda przekraczał dzisiaj ponad trzydzieści stopni, on ubrany był w białą koszulkę i czarne spodnie.

– To jaki podział na auta? – zaoferował się Josh.

Mimo długich ustaleń, ja wylądałam w aucie Bri, a wraz z nami Liv i Ness. W prawdzie powinno zostać jeszcze jedno wolne miejsce, ale jak przystało na dziewczyny miałyśmy zbyt wiele bagaży. Noah uparł się by jechać swoim Jeepem, a wraz z nim zabrali się Mike, Alex i Nick. Ciekawiło mnie, czy to auto dotrwa do końca tego wyjazdu,  czy raczej stanie po środku autostrady. Natomiast trzecim autem jechali tylko Zack i Josh. Było to oczywiste, że chłopak w życiu niezgodziłby się, by nie wziąć sowjego ukochanego samochodziku ze sobą. Okej może i to auto genialnie się prezentowało, ale też rzucałk się w oczy i każdy w tym mieście wiedział do kogo należało.

– To dalej dziewczyny czekam, aż o powiecie mi trochę więcej o tym całym Nick'u. – zagaiła Bri w połowie drogi. Faktycznie ona jako jedyna jeszcze nie poznała chłopaka.

– Zajebisty koleś, fotograf i wszystko, co jest artystyczne. – podsumowała Ness, w końcu ona znała go najlepiej, ponieważ mieszkali ze sobą przez ostatnie dwa lata. Właściwe opis, który podała nawet mi do niego pasował. Rzadko, który chłopak ubiera się jak świeżo wyciągnięty model z okładki Vogue.

Czyli mogę liczyć na jakieś akty? – powiedziła pół żartem, a pół serio. Omal się nie zachłysłam, bo właśnie piłam wodę.

– Pewnie, ale poza współpracą nie ma na co liczyć. – czarnowłosa była pewna swego.

– Już rozumiem, ty na niego lecisz.

– Chora jesteś? Na Nick'a? – Ness i Liv zaczęły się śmiać do rozpuku na tylnych siedzeniach.

– Z czego się tak śmiejecie? – nie wytrzymałam i w końcu musiałam zapytać.

– Mad... – zaczęła różowowłosa, przerywając swoje napady śmiechu. – Chodzi o to, że Nick jest gejem. – poczułam się jak kompletna idiotka, dlaczego to też nie wpadło mi to do głowy.

– Więc Noah ma u niego jakieś szanse. – podekscytowana się morskooka, na chwilę odkrywając wzrok od jezdni.

– Raczej nie. – odezwała się Nessa wiedziałam, że stoi za tym jakaś głębsza historia, którą zaraz nam opowie. – Nick w pierwszej klasie zaczął się spotykać z Jayden'em. Byli idealną parą i każdy z nas bardzo mocno im kibicował. Niby przeciwieństwa, a jednak do siebie pasowali. Planowali wybrać się na wspólne studia. Wynajeli już nawet wspólne mieszkanie blisko kampusu w Berkeley. Dzień przed przeprowadzką Jayden zostawił go i złamał mu tym serce. Ja już w tym czasie byłam w Miami, ale gadałam z nim codziennie. W tamtym okresie to nie był ten sam Nicholas Dalton, z którym imprezowałam co weekend. W końcu udało mi się go namówić, by przeniósł się do mnie i tak zostaliśmy współlokatorami, ale przez pierwszy semestr chłopak był nie do życia. – na to wspomnienie, jej szare tęczówki posmutniały. Nick był dla niej cholernie ważny, tak jak dla mnie Noah.

– Szkoda go... – Blair tak samo jak ja była zagubiona i nie wiedziała co powiedzieć. Chyba nie spodziewałyśmy się, że usłyszymy coś tak mocnego.

– Mnie też było to szkoda, ale po pierwszym semestrze ogarnął się i imprezowaliśmy prawie codziennie, to były czasy. – wspomniała, wszyscy wiedzą, że największa imprezowiczką jest Ness. – Codziennie w łóżku lądował ktoś nowy, raz nawet taki...

– Dobra dobra, nie każdy ma ochotę słuchać o twoich łóżkowych przygodach. – przerwała jej Liv.

– Chociaż mam się czym pochwalić – fuknęła dumnie. – Za to ty i Mike codziennie na dobranoc czytacie książkę pod tytułem Jak żyć w czystości, do ślubu.

– Nieprwda! – chyba pierwszy raz w życiu widziałam tak wkurzoną Liv, zawsze emanowała od niej pozywtywa energia. – Mike i ja sypiamy ze sobą, jak każda normalna para. – dała nacisk na ostatnie słowo.

– Nie trzeba być parą, by ze sobą sypiać.

– Tu popieram Ness. – Blair stanęła po stronie czarnowłosej.

– A ty Mad, uważasz że mam rację? – zapytała mnie Liv.

– Mhm. – mruknęłam tylko cicho, bo czułam się dość zażenowana. Cole i ja spaliśmy ze sobą, a nie byliśmy przecież parą. Rzecz jasna nie przyznałam się do tego przed dziewczynami, ale Blair i tak wiedziała, więc zaczęła głupio podśmiechiwać się pod nosem.

Przez resztę drogi, Nessa opowiadała o sowich przygodach, w ciągu ostatniego roku. Było ich całe mnóstwo, a co dopiero gdyby zaczęła wymieniać poprzednie lata. Kiedy dojechaliśmy na miejsce słońce już nie świeciło w pełnej okazałości, jednak wciąż było upalnie. Na podjeździe, przed niewielkim domkiem letniskowym, stały już dwa auta, a tuż obok nich czekali na nas chłopacy.

– No na co czekacie? Walizki same się nie wniosą. – Nessa nie żartowała, dltaego każdy z chłopaków zabrał ze sobą nasze bagaże.

– Nick wiesz, że nie musisz nosić moich rzeczy, prawda? – zwróciłam się do chłopaka, ponieważ poczułam się dość głupio. Bez jakiegokolwiek problemu mogłam samodzielnie nieść swoje bagaże.

– Wyluzuj Mad, dla mnie to nic takiego. – bez chwili zachwiania ruszył przed sobie, dumnie przekraczając próg. Właściwe był tutaj drugim najbardziej umięśnionym chłopakiem, tuż po Zack'u.

Nasze walizki leżały w salonie. Od naszego ostatniego pobytu tutaj nic się nie zmieniło, co oznaczało, że ciotka Alex'a nie zawita tu do końca wakacji. Jednak był już sierpień, a za cztery tygodnie miałam znów wrócić do rzeczywistości, na którą nie byłam ani trochę przygotowana.

– Podział pokoi jest taki jak ostatnio. Nick, ty śpisz z Noah w salonie. – oznajmił Alex i wszyscy nagle zaczęli wnosić swoje rzeczy na górę. Dla mnie znaczylo to, że pokój będę dzieliła znów z Zack'iem. Było to absurdalne,  po ostatniej nocy chłopak nawet na mnie nie spojrzał, a co dopiero dzielić z nim pokój.

Żeby nie robić już zamieszania, pogodziłam się z tym i zabrałam swoje rzeczy. Droga po kręconych schodach była koszmarna, ale jakoś dałam radę. Nasz pokój był na samym końcu korytarza, posiadał on balkon z  przepięknym widokiem na jezioro. Rzecz jasna, że wszytsko co miał Cole musiało być najlepsze.

– Musisz robić taki syf? – warknełam w storne bruneta już na samym starcie. O mało co nie przewróciłam się o jego walizkę, która stała na środku pokoju.

– Słodka Allen nie w humorze? – rzucił z kpiącym uśmiechem.

– Wyobraź sobie, że zostałam skazana na przebywanie w jednym pokoju z największym dupkiem. – mruknęłam sarkatycznie i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. – Cholera. – Gdy tylko otwarłam walizkę, cała jej zawartość wyleciała na podłogę, bo mądra ja złapałam nie za ten koniec. Przez co Cole cwanie się uśmiechnął, zdecydownie lubił moje nieszczęście.

– Masz do wyboru jeszcze balkon. – wskazał skinieniem głowy. – Chociaż odniosłem wrażenie, że wczorajsza noc ci się podobała.

– O proszę, jednak to nie był mój koszmar, a rzeczywistość. – on pamiętał. Myślałam, że o tym nie wspomni, a jednak.

– Nie musiałaś mnie wpuszczać.

– Masz rację nie musiałam, ale w przeciwieństwie do niektórych moje serce nie jest obojętnie i umiem okazać współczucie.

– Zauważyłem.

I już, tylko tyle. W żaden inny sposób nie rozwinął tego zdania, po prostu jak miał w zwyczaju pozostawał tajemniczy.

– Możesz powiedzieć, o co ci chodzi?! – nie wytrzymałam i wybuchłam, w przeciągu piętnastu minut zdążył doprowadzić mnie do szału, a gdzie dopiero trzy dni. – Najpierw masz problem o to, że pomagam Noah, bijesz jakiegoś typa, a jeszcze później przychodzisz do mnie na noc i znikasz  nim się obudzę!

– Skaczesz wokół każdego i tego nie widzisz. – w tamtym momencie myślałam, że jest egoistą i myśli tylko i wyłącznie o sobie, że dla wielkiego Zack'a Cole'a nie liczy się nikt inny. Potwierdzał to jego głęboki baryton i postawa, którą zachował. Sądziłam, że chce mnie zmienić.

A on tylko chciał otworzyć mi oczy.

– Dobrze, w takim razie jeśli Josh byłby w potrzebnie. Zostaiwłbyś go? – stanęłam na przeciw niego, lecz zachowałem odpowiedni dystans. Utkwiłam wzrok w jego czekoladowych tęczówkach, czekając na odpowiedź.

Której się nie doczekałam, więc odpuściłam i powróciłam do wcześniejszego zajęcia.

– Ferajna szykować się za pięć minut idziemy na plażę! – do pokoju wtargnął Alex z trzema butelkami tequili, w dłoniach. To był jego plan na dzisiejszy wieczór. – Ruchy, gdzie stroje kąpielowe?! Gramy mecza! – znikął z naszego pokoju, bym po chwili usłyszałam jak pogania kolejne osoby.

Zrobiłam tak jak mówił i wyjełam z szafy swój czarny strój kąpielowy.

– Cole przebieram się. – zwróciłam się  do chłopaka, który leżał na łóżku, aby go uświadomić, że powinien opuścić pokój.

– To dalej. – na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmiech. Celowo by bardziej mnie podirytiwać odłożył telefon i zaczął się mi przyglądać.

– Żartujesz sobie? Wypad! – wskazałem ręką na jasno drewniane drzwi.

Brunet wykonał moją prośbę i zaczął wstawać z łóżka, to dopiero była nowość myślałam, że mnie nie posłucha.

– Nie.

Stał naprzeciw mnie, był tak bardzo pewny siebie. Nie chciałam wyjść na słabszą i mu ustępować. Nie miałam tyle odwagi w sobie co on, ale zawsze mogłam udawać. Więc przez kilka sekund wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Nagle on swój wzrok przeniósł na moje usta. Dla bezpieczeństwa zrobiłam krok w tył. Wiedziałam z czym igram.

– Jeśli myślisz, że zacznę się tu przebierać to jesteś w błędzie. – rzuciłam na odchodne i odwróciłam się w stronę wyjścia.

– Wcale nie tak, że widziałem już cię bez ubrań Allen! – krzyknął z pokoju, gdy ja już byłam na korytarzu.

Pech tak chciał, że akurat tam tędy musiał iść Josh,  który słyszał słowa Zack'a. Tego było za wiele myślałam, że autentycznie zpadnę się pod ziemię. Całe szczęście, że to tylko Josh. Chociaż krew zdążyła dopłynąć mi do policzków, odpuściłam głowę w dół tak by tego nie było widać i poszłam do pokoju Bri.

Zostałam tam ją ubarną w różowy dwuczęściowy strój, a tuż obok niej Ness właśnie się przebierała.

– Można była zamienić się pokojami? – miałam ochotę strzelić sobie w twarz, że też akurat na to nie wpadłam.

– Ness się zgodziła, bo trochę głupio, bym spała w jednym łóżku z byłam. – rzecz jasna miała na myśli tu Josh'a. W naszym towarzystwie nie pokazywali jak bardzo zmieniła się ich relacja, jednak między ich dwójką szło wyczuć tę napiętą atmosferę, która tam panowała.

– Też nie miałam zamiarudzielić łóżka z napalonym Alex'em, a uwierz nie mam zbyt dużych oporów, by z kimś spać. – tu miała rację, Alex niejednokrotnie zaznaczał, że Ness wpadła mu w oko.

– Ciekawie macie, a mogę się u was przebrać? – łazienka była zajęta, a do Cole'a nie miałam zamiaru wracać.

– Nie rozberałaś się przed samym Zack'iem Cole'em! – czarnowłosa tetralnie położyła obie dłonie na głowie. – Właśnie za to cię szanuje. – dodała po chwili. Jakby znała wszystkie szczegóły już by straciła do mnie cały szacunek.

Jako ostatnie opuszczałyśmy domek, a reszta czekał już za nami na plaży. Dokładniej na boisku do siatkówki plażowej. Podzieliliśmy się na dwie grupy pięcioosobowe. W mojej grupie była Nessa, Alex, Mike i Noah.  Już po samym podziale składów mogliśmy śmiało stwierdzić, że przegraliśmy. Jedynym sportowcem w naszej grupie była Ness, za to druga drużyna był Cole, Josh, Nick i do tego Blair, która kocha sport. Nawet Liv radziła sobie znacznie lepiej niż ja. Nie miałam zamiaru wykłócać się, bo i tak było to bez sensu. Stanęłam więc pod siatką, tak samo jak Ness i Mike. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Po drugiej stronie stał on i wpatrywała się we mnie, tymi swoimi czekoladowymi oczami. W świetle zachodzącego słońca, bez koszulki wyglądał jak ideał. Mogłam go nienawidzić, ale nie mogłam powiedzieć, że nie jest idealny. Względem powierzchniowym, w środku wszytsko było doszczętnie zniszczone. Zamiast uciekać jak najdalej, zostałam. Dobrze czułam się w tym miejscu, nie zamierzałam odpuszczać szczęścia, gdy wreszcie wyszłam na prostą.

– Zaczynamy! – krzyknął Alex, serwując piłkę, która przeleciała na drugą stronę boiska.

Ten mecz, to była zacięta rywalizacja, każde z nas chciało coś udowodnić. Jednak tak jak przypuszczałam, przegraliśmy jeden do dwóch. Byłam cała obalała, ponieważ oberwałam kilka razy piłką i to dość solidnie, zapewne w tych miejsca pozostaną siniaki.

– Padam z nóg. – oświadczyła Liv siadając na piasku obok mnie. Jej twarz przybrała nienaturalnie czerwony kolor, co było spowodowe wysiłkiem fizycznym.

– Przybywam mojej księżniczce na ratunek! – nim zdążyłam odpowiedzieć, Mike pobiegł do nas i zabrał swoją dziewczynę na obie ręce. Różowowłosa w odpowiedzi krzyknęła, jednak Mike jej nie upuścił. Razem z nią pobiegł w stronę jeziora.

Patrząc tak na nich, śmiało mogłam stwierdzić, że to jest definicja szczęśliwego związku. Byli z dwóch różnych światów, a jednak pasowali do siebie. Mimo wielu trudności w końcu są ze sobą i korzystają, póki jest im to dane.

– Ahh, te zakochańcy... – Alex westchnął ciężko, lecz gdy odwrócił się w storne Nessy, przełożył ją przez ramię. Chwilę później blondyn z bijącą go czarnowłosą biegli w stronę wody.

Reszta zrobiła to samo, tylko ja zostałam na piasku, łapiąc ostatnie promienie zachodzącego słońca. Ta chwila mogła trwać wiecznie, zapomniałam o tym co mnie przytłaczało. Był to dla mnie rodzaj pewnej terpi, musiałam unormować sobie myśli i udało mi się. Kiedy ja tak się relaksowałam, poczułam jak czyjeś ziemne dłonie chwytają mnie za ramiona. Wszędzie poznała bym ten dotyk, był on szorstki, ale też w pewnym rodzaju miękki. Jednak na tym się nie skończyły, czyjeś dłonie złapał mnie za kostki. Prędko otwarłam oczy i dostrzegłam tam Josh'a, a tuż za mną stał Zack.

– Nawet o tym mnie myślcie! – dostrzegłam ich, bo wiedziałam co dokładnie chcą zrobić. Oni w odpowiedzi tylko się zaśmiali.

Kołysali mną i dopiero za trzecim razem, poczułam jak moja skóra zderza się z lodowatą nawierzchnią wody. Rzut był tak mocny, że nie byłam w stanie wypłynąć, przez dobre dziesięć sekund. Tym razem nie spanikowałam, bo moją podporą była umiejętność pływania, co dało mi spore szanse, że nie utonę. W końcu wynurzyłam się z wody i przetrałam twarz dłońmi.

– Już myślałem, że się utopiłaś Allen. – za moimi plecami był Zack, więc odwróciłam się w jego stronę. Ciemnobrązowe mokre włosy, opadły na jego twarz. Przyglądał mu się dłuższa chwilę, analizując każdy  szczegół.

– Trzeba było mnie nie uczyć pływać Cole. – odpłaciłam mu się tym samym. Wciąż nierozumialam całej tej idei zwracania się do siebie po nazwisku.

– Ja tam jestem zadowolony z naszych lekcji. – mrugnął do mnie lewym okiem, zauważyłam jak ten tekst dwuznacznie brzmi, a przecież wokół byli nasi przyjaciele.

– Kiedy im powiesz? – zmieniłam temat, lecz dostrzegłam niezrozumienie na jego twarzy. – On tym, że będziesz brał udział w walkach? – doprecyzowałam pytanie, którym zepsułam otaczającą nas aurę.

– Nie wiem... – westchnął ciężko, odpływając nieco w głab jeziora. – Wyścigi to jedno, ale walki... – rozumiałam go, w głowie Zack'a panował bałagan.

– A Josh wie?

– Powiedziałem mu następnego dnia. – rzecz jasna, że mu powiedział. Byli dla siebie niczym bracie i to w końcu nie bez powodu, zabrał go wtedy do Alcatraz. Ja byłam dodatkiem, który wszytsko skomplikował.

– Gołąbeczki jeśli chcecie coś więcej, macie cały domek dla siebie! – krzyknął Alex, więc podpłyneliśmy do reszty.

– Z dzieciakami nigdy. – skwitował krótko Zack. Te słowa mnie cieszyły, ale i po części zabolały. Zdecydowanie wszystko z bardzo roztrząsałam, a przecież nie o to chodziło. Podczas tych trzech dni miałam być spokojna i taka właśnie będę.

– Jasne, wspomnę ci to na ślubie. – blondyn zwrócił się do chłopaka. Zdałam sobie sprawę jak absurdalna była ta sytuacja, nigdy nie miało dojść do żadnego ślubu.

– Wątpię, że Nessa wyjdzie za ciebie.  – odbił piłeczkę w storne chłopaka, na co wszyscy się zaśmialiśmy.

– Nie zmrnuje sobie życia z dużym dzieckiem. – dodała od siebie czarnowłosa. Zdecydowanie mimo prób Alex'a, miłości to z tego nie będzie.

– Żabciu dlaczego tak do mnie mówisz? – tetralnie chwycił się za serce i zanirkował pod wodą.

Jeszcze jakiś czas siedzieliśmy w wodzie, dopóki nie zrobiło się lodowato. W pewnym momencie myślałam, że zamarznę, więc pobiegłem szybko do pokoju, przebrać się w coś o wiele cieplejszego. Padło na jasne jeansy i czarną bluzę z kapturem. Niestety nie miałam suszarki, więc moje włosy musiały samodzielnie wyschnąć. Gdy byłam już przebrana w tym samym czasie do pokoju wszedł Cole.

– Znowu przegapiłem najlepsze? – zaskakująco miał on dziś dobry humor, jak na niego.

– To może teraz ja poczekam na przedstawienie? – strzelił mi do łba kolejny idiotyczny pomysł, przy którym potrzeba było sporo pewności siebie. A mnie jej brakowało.

– Jak chcesz Allen. – wszytsko było mu obojętne, czasami też chciałam być taka jak on. Złapał z gumkę sowich szortów kompielowych, przez co przełknełam ciężko ślinę. To najidiotyczniejszy pomysł ever.

– Albo wiesz co, daruj sobie. Idę do Blair. – rozmyśliłam się w porę. Wyszłam na ogromego tchórza, przez co Cole zaśmiał sie pod nosem, gdy wychodziłam z pokoju.

Na górze już nikogo nie było, więc udałam się na patio, gdzie zastałam wszystkich siedzących przy stole. Na którym stały przeróżne alkohole. Oczywiście najbardziej szalał Alex i Noah. Nigdy nie umieli odpuścić sobie alkoholu, a tempa dorównywała im Ness.

– Mad, napijesz się z nami? – spytał pijackim tonem blondyn i wcisnął mi do ręki drinka.

– Co to jest? – wolałam być pewna co piję.

– Mój ulubiony drink. Whisky, wódka i tequila.

– A gdzie jakiś sok? – serio, ten drink prezentował się bardzo dobrze, ale jego skład mnie przerażał.

– Sok jest dla słabeuszy. – podsumował Noah, który pił wódkę prosto z butelki.

– Nie daj się namawiać, każdy pije na czysto. Nawet Mike. – Alex, wskazał na ciemnoskórego chłopaka, który polewał wszytskim alkohol do szklanek.

Okej, jeśli Mike pił, to dlaczego nie i ja. Wziełam nieiwelkiego łyka, przygotowanego dla mnie drinka, omal się nie zachłysłam, był tak mocny. Dzisiaj nie miałam zamiaru wyjść na sztywniarę, więc piłam ile się dało. Oczywiście z umiarem. Po jakiejś godzinie Cole dołączył dopiero do nas.

– No jak to, ze mną się nie napijesz? – zdecydownie to dziś Alex pdsycał całe towarzystwo. Aktualnie próbował namówić Cole'a do picia. To była dla mnie nowość on nigdy nie odmawiał picia.

– Nie.

– Tak nie może być, a kto dawał ci kartkówki w liceum, bo był w starszej klasie i pisał to rok temu? – blondyn za żadne skarby nie chciał odpuścić.

– Kurwa, powiedziałam nie. – warknął w jego storne i zacisnął pięści. Ten gest oznaczał jego wybuch.

– Wiesz, że trenuje i nie może pić. – Josh stanął w obronie przyjaciela, bo również jak ja spodziewał się, co Zack może zrobić. – Zresztą za trzy dni ma wyścig. – kolejny, w ktorym będzie brał udział, przecież jest mistrzem i nie moze stracic tego tytułu.

Musi być najlepszy.

– Jeden drink mu nie zaszkodzi... – tym razem do dyskusji włączył się Noah, który potrafił ledwo co złożyć jakiekolwiek zdanie.

– Przestańcie się przejmować. – odezwał się, ponieważ zachowanie Zack'a oznaczało, że zaraz wybuchnie i rozpęta tu istny chaos. Każdy wiedział, że dla niego to był żaden problem. – Wicej dla nas. – podsumowała krótko opróżniając zawartość szklanki. Czułam na sobie ten wzrok. Nie był zadowolony tym co zrobiłam, jednak powinien się cieszyć, bo uratowałam wszystkich.

– Żałosne. – szepnął cicho pod nosem, jednak ja go słyszałam.

Przez resztę wieczoru nic już nie piłam, wciąż w ustach miałam samak tego turbo drinka, którego dla mnie przyrządzono. O wiele wcześniej Liv i Mike zniknęli już w domu. Za to reszta doskonale się bawiła, no może oprócz Zack'a, który siedział w swoim telefonie.

– Chodź z nami tańczyć! – Bri próbowała namówić mnie do tańca, ponieważ ona i Ness wywijały na parkiecie od dobrej godziny i żadna z nich nie czuła się zmęczona.

– Chyba pójdę się położyć. – sama nie wiem czemu, było dopiero po północy, a ja czułam się jakbym przebiegła marton.

– Wszystko dobrze? – zaoferował się Josh, który nie był tak pijany jak reszta.

– Tak.

Zabrałam swoje rzeczy i poszłam na górę. Zdecydowałam się jeszcze zapalić papierosa. Wpatrywałam się w nocne niebo, na którym świeciły gwiazdy, były one przepiękne, ale nie tak jak słońce, które było w samym centrum i to oni stanowiło sam początek. Telefon w mojej tylnej kieszeni zaczął dzwonić. Znowu jakiś nieznany numer, bez namysłu odebrałam, czekając na kolejną potworna informację.

Pokój z Cole'em? Nie boisz się niczego Madison, a wkrótce czeka nas spotkanie twarzą w twarz. – na sto procent znałam tego głos, jednak nienależał on do Mortona, ani Wooda. Więc tym razem ktoś inny na mnie polował.

Co jeśli tym razem stanie się coś znacznie gorszego? Nie dam rady tak dłużej. Czeka mnie taki los jak Leylę? Dlaczego akurat mnie sobie upatrzono? W mojej głowie roiło się tyle pytań, lecz na żaden nie umiałam znaleźć sensownej odpowiedzi.

– Allen co jest? – brunet podszedł do mnie, ponieważ zauważył moje zaniepokojenie. Zaczęłam cała się trząść, po raz kolejny spanikowałam i emocje przejęły nade mną górę. Łzy cisneły mi się do oczu.

– Możesz przestać udawać, że cię to obchodzi?! Raz traktujesz mnie jak śmiecia, by co chwilę pakować mnie w jeszcze większe gówno! Teraz już rozumiem czemu tak wygląda twoje życie! Nigdy nie powinnaś nikogo w to wciągać, aby żal mi Leyli. – wybuchłam, nie dałam rady z emocjami i mówiłam wszystko, co ślina przyniosła mi na język. Zack stał tak wpatrując się we mnie. W jego oczach dostrzegłam smutek. Sądziłam, że on nie pozostanie mi dłużny, jednak on zostawił mnie samą na balkonie.

Teraz ja byłam potworem.

Myślałam, że jak on wypomniał mi Simona, ja mogę zrobić to samo z Leylą. Ale to nie przyniosło mi żadnej ulgi, wręcz jeszcze bardziej mnie dobiło. Niekontrolowane łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Czasem przychodziły takie słabe momenty, a ukojeniem był płacz. Teraz też tak było. Był to chwilowe napady, które mi się zdarzały. Przywykła do tego, bo trwały one tylko krótką chwilę. Zaczęło tak się dziać osiemnaście miesięcy temu. Każdy z moich bliskich wiedział jak negatywnie wpłynęło na mnie tamto zerwanie. Było ono jak strata dotychczasowego świata. Po stracie tej durnej bransoletki, nie bolało mnie to już tak jak kiedyś. Ten ból nie zniknie, ale znacznie osłabł. Wpływało to na mnie dotychczasowe życie, a ten telefon dobił ostatnią szpilkę. Przyczyniając się do tego, że siedziałam w zimie na balkonie, zalewając się łzami.

Pierwsze promneieni słońca zaczęły padać na moją twarz, już był ranek. Ja dalej siedziałam na balkonie i dygotałam, tym razem z zimna. Zabrałam się i poszłam do pokoju. Ogromne podwójne łóżko było puste, Zack od momentu mojego wybuchu nie wrócił tu. Poczułam się koszmarnie, jednak za nic nie mogłam na to wpłynąć. Tak jak byłam ubrana położyłam się do łóżka. Zamknięcie oczu przyniosło mi niebywałą ulgę, ponieważ te były przekrwione i opuchnięte.

– Wstawać śpiochy śniadanie! – usłyszałam wołanie za drzwi. Głos należał do Liv. Spojrzałam na zegarek było kilka minut po dziewiątej. Czyli nie pospałam za długo, a Cole'a jak nie było tak nie ma.

Z trudem podniosłam się z łóżka, na przeciw którego zawieszone było ogromne lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Musiałam jakoś się ogarnąć, by nie zaniepokoić przyjaciół. Przebrałam się w czarnym top na ramiączkach i tego samego koloru spodnie. Włosy rozczesałam, a oczy delikatnie zamalowałam koretorem i nałożyłam tusz na rzęsy. Gdy zeszłam  kręconymi schodami na dół. Wszyscy siedzili przy prostokątnym stole. Zajęłam wolne miejsce obok Ness. Zack siedział po drugiej stronie, jednak ani razu na mnie nie spojrzał. Wczorajszym zachowaniem zdecydowanie sobie na to zasłużyłam.

– Jak tam, kac was trzyma? – zagaiła do rozmowy Blair, w której ja nie miałam ochoty uczestniczyć.

– Po tym śniadaniu lecę spać dalej. – podsumował Alex, na co nawet i ja zaśmiałam się pod nosem.

– Ja też. – Noah zgodził się z chłopakiem, faktycznie jego twarz wyglądała znacznie bardziej, niż zawsze.

Jeszcze trwały rozmowy, lecz ja nie mogłam się na niczym skupić. Nawet nie tknęłam gofra z owocami, miałam poczucie, że jeśli coś przełkę natychmiast zwrócę to wszytsko. Nie mówić nic nikomu, wstałam od stołu i poszłam na górę. Ponownie położyłam się na miękkim materacu, a gdy moja głowa dotknęła poduszki natychmiastowo usnełam.

Obudziły mnie hałasy odbiegające z salonu. Na zegrze widiała dwudziesta. O cholera, przespałam cały dzień. Nie mam pojęcia, co w tym czasie się działo. Czuje się odrobinę lepiej, niż rano, więc tu już jakikolwiek plus.

– O wstałaś! – do pokoju zawitała Bri,  która ubrana była w białą spódniczkę i tego samego koloru top na ramiączkach. Cała ta stylizacja kompownowała się z jej blond włosami, zakręconymi w niewielkie fale. Wyglądała jak anioł, zresztą każdy kolor wyjątkowo do niej pasował.

– Ominęło mnie coś? – spytałam, wskazując na jej strój i przeglądając się dookoła. Na dworze panował zmierzch.

– Właśnie zbieramy się na imprezę na plaży. Świętujemy czwartego lipca. – chwila, czy aby dobrze usłyszałam?

– A nie mamy teraz sierpnia? – może to mnie się coś pomieszało.

– Mamy, ale świętujemy dzisiaj. – no tak logika moich przyjaciół. Mogłam się założyć, że Noah i Alex wpadli na ten cudowny pomysł. – Odpuściliśmy ci plażę, ale tej imprezy nie przegapisz.

Nim dała mi dojść do słowa wybiegła za drzwi, by po chwili wrócić z mnóstwem kosmetyków, a wraz z nią Nessa. Teraz czekała mnie najgorsza męka, nie było opcji, że uda mi się wykręcić. Ness też ubrana była w białą obcisła suknię sięgającą zaledwie do połowy ud i klasycznie wysokie szpilki. Jej czarne włosy wyprostowane sięgają do pasa.

– Tylko nie mam białych ubrań. Chyba, że dresy się liczą. – to nie jest wymówka, nie przypuszczałam, że natrafię na white party.

O to się nie martw. – zapewniła mnie morskooka.

Tak właśnie tym sposobem, wylądowałam ubrana w białe szorty, która ledwo co zasłaniły moje pośladki i i biały top z wycięciem na dekolcie. Normalnie za nic bym się tak nie ubrał, więc narzuciłam na siebie koszulę, która idealnie pasowała do całej stylizacji. Co do butów byłam zadowolona, bo mogłam założyć swoje Air Force. Lekko pofalowane włosy opadały wzdłuż mojej twarzy, która wyglądała perfekcyjnie. Zresztą, jak i za każdym razem, kiedy Blair robiła mi makijaż.

– Przepięknie! – podsumowała przyjaciółka, dokonując swoich ostatnich poprawek.

– Słuchaj Mad... – zaczęła Ness. – Czemu Cole większość czasu spędza poza pokojem? – ona też to zauważyła.

– Nie wiem. – naturalnie wzruszyłam ramionami. Chciałam, żeby uwierzyła w moje kłamstwo. – Zack ma swoje humorki.

– Racja, trudno z nim wytrzymać. – oj tak Ness, masz stuprocentową rację. – Bri, Gdzie zniknełaś wczoraj z Josh'em? – tym razem pytanie padło w stronę blondynki, która więzała swoje koturny.

– Nic nadzwyczajnego. Gadaliśmy o tym, że nie chcemy by między nami było niezręcznie. – wczoraj najwidoczniej dość sporo mnie ominęło i musiałam to szybko nadrobić.

– Wszystko skończone od tak? Nie zejdziecie się jeszcze kiedyś? – szarooka była zawiedziona tym, tak samo jak ja.

– Nie ma szans.

I to by było na tyle z naszej rozmowy, ponieważ zaczęli już nas wołać, bo zajęło nam to dobrą godzinę. W salonie wszyscy już za nami czekali, różowowłosa Liv ubrana w białe obcisłe jeansy i tego samego koloru body z wycięciami po bokach, siedziała na kolanach Mike'a. Reszta chłopaków prócz Nick'a ubrana była w białe jeansy i koszulki. Natomiast on ubrany był w koszulę podwiniętą do łokci i białe obcisłe jeansy z przetarciami. Wyglądał W tym nieziemsko, zwłaszcza jak jego prawie czarne włosy i zielone oczy kontrastwoały z jasnym ubiorem. Pod ścianą stał jeszcze ktoś. Był to Cole i z kimś rozmawiał przez telefon, on jako jedyny nie ubrała się na biało tylko na czarno. Oczywiście, największa legenda Kaliforni nie będzie paradowała tak jak wszyscy na biało.

– Super, wszyscy są, ruszamy w melanż! – jak zwykle z inicjatywą wyszedł Noah. Od dwóch dni ze sobą nie rozmawialiśmy i nie za bardzo go to zabolało.

Na imprezie na plaży, było dużo ludzi. Głównie nastolatkowie, którzy na bosaka tańczyli wśród śmieci. Nasza grupa już zdążyła się rozproszyć, a nie minęło nawet pięć minut. Ness po drodze zaczęła flirtować z jakiś facetem i aktualnie z nim tańczyła i nie tylko. Zostałam sama z Mikie'm i Liv, nie chciałam się czuć jak piąte koło u wozu, więcej poszłam w ślady za Blair.

– Dziewczyny ważna rada, nigdy nie zdjemujcie butów. – dołączył do nas Josh, wskazując na piasek. Zerknęłam w dół, pomiędzy ziarenkami piasku, znajdowało się mnóstwo odłamków szkła.

Wspólnie znaleźliśmy niewielki bar, w którym sprzedawano piwo. Z pdoowdu mojego złego samopoczucia,  odpuściłam picie. Za to reszta nie próżniowała. Z daleka słyszałam krzyki Noah i Alex'a, a wraz z nimi imprezował Nick, którego koszula była już odpięta, odsłaniając jego sześciopak.

– Nie za dobrze się bawcie? – zwróciłam się do chłopaków.

– Coś ty jest zajebiście! – Noah był pełen euforii, dosłownie jakby się czegoś naćpał.

– A gdzie Zack? – Josh zauważył nieobecność sowjego przyjaciela, a przecież przyszedł tu z nami.

– Jest tam z tą rudą małpą! – Noah wskazał na całującą się parę niedaleko nas. Przejrzałam sie im dokładniej i to był Zack, obciskiwał się z rudowłosą nieznajomą.

Musiałam przyznać, że potrafił się nieźle bawić. I jednak nie zepsułam mu humoru, więc moje wyrzuty były zupełnie niepotrzebne. Teraz mogłam się w spokoju bawić.

– Będę się zbierać! – poinformowałam Bri, próbując przekrzyczeć tłum. Dochodziła pierwsza w nocy, mimo iż tak długo spałam czułam się potwornie wykończona i zdecydowałam się wracać do domu.

– Mamy z Josh'em odprowadzić cię do domu?

– Nie trzeba. – nasz domek letniskowy znajdował się niedaleko, więc nie było takiej potrzeby.

Wracałam brzegiem jeziora, zdjełam swoje buty, ponieważ dostawało się do nich pełno piasku. Od domu dzieliło mnie kilka metrów, pech tak chciał, że musiałam nadepnąć na szklaną butelkę. W stopie, poczułam niewyobrażalny ból. Aż się skrzywiłam. Starałam sie jak najmniej nadeteptywać na tę stopę. Pierwsze co zrobiłam, to udałam się do łazienki by przemyć ranę. Tutaj nie było apteczki, przeszulałam całą łazienkę i nic. Nie było szans, by nie odkazić tej rany. Zatem musiałam posłużyć się zwykłą wodą i mydłem. Bolało jak cholera, prawie płakałam z bólu, moja stopa była tak koszmarnie pocharatana.

– Tu jesteś. – super, jeszcze Zack stanął w wejściu i spoglądał na mnie jak na ostatnią sierotę. – Co ci się stało?

– Jakiś pajac zostawił potłuczoną butelkę, a ja w nią wdepłam. – skończyłam przemywać ranę, lecz nie miałam żadnych plastrów. Sama musiałam tego dopilnować.

– Allen, nawet chodzić nie umiesz. – zakpił ze mnie. Po raz setny w przeciągu tego całego wyjazdu, jego charakter uległ diametralnej zmianie.

Wyminęłam go i poszłam do pokoju. Natomiast on poszedł za mną, co mnie zaskoczyło.

– Słuchaj, wczoraj ten wybuch, nie wiem co we mnie wystąpiło. – czułam potrzebę wyjaśnienia tego wszystkiego.

– Wyluzuj Allen, powiedziałaś prawdę.

– Nawet jeśli, to i tak jest w tym moja wina. Nie powinnam wspominać o Leyli. – co jak co, ale o zmarłych się nie mówi. – To Dylan jej to zrobił.

– Wiem. – pierwszy raz się ze mną zgodził.

– Po prostu mam przeczucie, że mnie też to czeka. Ten telefon tylko mnie w tym utwierdził...

– Jaki telefon? – no tak, przecież mu o tym nie powiedziałam.

– Od dwóch dni wydzwania do mnie nieznany numer i zapewnia, że ma mnie na oku. To nie jest Derek, tym razem to ktoś inny. – mówiąc to byłam śmiertelnie przerażona, a brunet najwyraźniej to zauważył, bo kucnął naprzeciw mnie.

– Madison, nie wiem kto to jest, ale obiecuję ci, że nic ci się nie stanie. – ta obietnica zabrzmiała tak realnie, że chciałam w nią wierzyć, bardziej niż kiedykolwiek. Obaj wiedziliśmy, że jestem na celowniku, ale Cole miał dołożyć wszelkich starań by to odmienić.

Pod wpływem impulsu wpiłam się w usta chłopaka. Idiotka to za słabe określenie dla mojej osoby, lecz nie przeszkadzało mi to. Zack odwzajemnił  pocałunek. Był on pełen pożądania. Obaj wiedziliśmy do czego to zmierza. Przechyliłam się do tyłu, opadając na materac, a Cole zaczął składać delitanie pocałunki wzdłuż mojej szczęki, schodząc coraz niżej. Zatrzymał się na szyi zostawiając na niej malinki. Moim ciałem zawładnął ogień i tylko on umiał doprowadzić mnie do tego stanu. Naiwna to za słabe określenie, wierzyłam w kogoś kim był, wierzyłam w każde jego słowo, chociaż większoć to były kłamstwa które wychodziły mu świetnie. Najpierw pozbył się swojej koszuli i ponownie wpił się w moje usta. Widziałam to tyle razy w tym wydaniu, ale dzisiaj nie chciałam żałować spędzonej nocy z nim. Po raz pierwszy nie było jakichkolwiek wymówek, tylko ja i on.

Pierwsze co ukazało mi się po otwarciu oczu, był Zack, a jego dłoń spoczywała na mojej tali. Przypomniała mi się wczorajsza noc i uśmiechałam się na tę myśl. Niczym ostatnia kretynka się z nim przespałam, ale tego ranka moje podejście było zupełnie inne. Nie mogłam się go pozbyć z życia, jeśli nie mam zamiaru odciąć się od reszty. Wszyscy są jako jeden nieodłączny element. Nawet jeśli nie lubiłam Cole'a, to lubiłam Zack'a. Bo tak naprawdę on był dwiema różnymi osobami, Cole'a znało całe miasto, a Zack'a prawie nikt. Jeśli wybierałam go, to tylko wtedy, gdy był prawdziwy. Musiałam się też liczyć z tym, za kogo go brali inni. W moim przypadku czekało mnie jeszcze całe morze łez, nieprzespane noce i wszystko co najgorsze. Nie przerażało mnie to, już nie. Przez jakiś czas wpatrywałam się w chłopaka śpiącego obok. Odniosłam wrażenie, że jego twarz jest niemal idealna. Mogłam tak leżeć godzinami i wpatrywać się w niego jak w najpiękniejszy obraz, lecz prócz tego istniało też realne życie i chcąc nie chcąc ubrałem się w jakieś pierwsze lepsze ubrania i zeszłam na dół. W domku panował niebywały spokój, co oznaczało, że wszyscy jeszcze spali. W kuchni krzątała się jedna osoba, którą był Noah. W dalszym ciągu byliśmy pokłóceni, więc bez słowa otworzyłam lodówkę, szukając butelki wody.

– I jak tam wspólna noc z Cole'em? – zaczął rozmowę, co milie mnie zaskoczyło. Najwidoczniej już mu przeszło.

– W porządku, tylko spaliśmy.

– Ta, a ja jestem przenajświętszym bogiem. – prychnął. – Wróciłem chwilę po tobie. – o nie to oznaczało, że wie co tam się działo. Myślałam, że żadne się zaraz pod ziemię. Było mi tak cholernie wstyd, wtedy spądziłam, że domek był pusty. – Poza tym, to mówi samo za siebie. – wskazał na moją szyję. Gdzie znajdowało się chyba z pięć malinek, miałam ochotę ukatrupić Zack'a.

– Mniejsza o to. – nie miałam ochoty wysłuchiwać tego z samego rana. – Wielka obraza Noah Andersona już ci przeszła? – odbiłam piłeczkę, wyczekując na odpowiedź.

– Żebyś wiedziała, ale i tak nie powinnaś mieszać się w to wszytsko.

– Ty serio jesteś uparty jak osioł. – pokręciłam z rozbawienia głową. Czasem mogłam nieco wyluzować, a nie reagować w tak gwałtowny sposób. – Pochawalisz się skąd masz tyle pieniędzy?

– Kto nie przpepije ten ma. – zażartował, a ten żart z jego ust brzmiał absurdalnie. – Oszczędności mamy. – wyjaśnił, co teraz miało sens. Jospehin od zawsze była rozsądną kobietą i miała przy sobie gotówkę na czarną godzinę.

– Powiedzmy, że ci uwierzyłam, ale spadam na górę. Lodowato tutaj. – potarłam dłońmi moje zmarznięte ramiona.

– Zasługa Nick'a. W nocy było mu koszmarnie gorąco, więc otworzył wszytskie okna. – faktycznie, Noah spał w salonie z Nick'iem. Z opowieści Ness wiedziałam, że woli chłopaków. Więc może on i Noah coś z tego będzie.

– Nie narzekaj miałeś się do kogo przytulić.

– Zapomnij, w życiu nie poleciałabym na artystycznego fotografa, nawet jeśli to największe ciacho w całym stanie. – no tak, mój przyjaciel miał swoje zasady odnośnie sowich partnerów, których się trzymał.

– Jakie ciacho? – o właśnie jak na zawołanie Nick wszedł do kuchni, w samych białych bokserkach.

– Ja tam nie wiem, pytaj się Noah. – zręcznie wyminęłam się z całej tej sytuacji i poszłam na górę.

Na korytarzu natknęłam się na Nessę, którą ubrana była w to samo, co zeszłego wieczora, a w dłoniach trzymała swoje szpilki.

– Wracasz dopiero? – no proszę, jednak nie wszyscy wrócili do domu. Dzięki czemu, nie wiedzą o mojej nocy z Cole'm.

– Wczoraj poznałam takiego fajnego kolesia, dwa domki dalej i tak jakoś zostałam na noc.

Cała Ness. Zdecydowanie było to do niej bardzo podobne, z rozbawienia pokręciłam głową i otwarłam drewniane drzwi, prowadzące do mojego pokoju.

– Myślałem, że uciekłaś? – ledwo co przekroczyłam próg, a przywitał mnie głęboki baryton, który tak dobrze znałam. Siedział on na łóżku, ubrany w same bokreski i przeglądam coś na swoim telefonie.

– Nie jestem taka, jak co niektórzy. – nawiązałam do nocy, gdy Zack pojawił się w moim pokoju, a z samego rana po prostu sobie poszedł.

– Na każdym kroku zadziwiasz Allen.

Nasz ostatni dzień w domu letniskowym spędziliśmy na plaży. Między nami od bardzo dawna, panowała beztroska atmosfera. Ci ludzie byli po prostu genialini i kochałam ich ponad wszytsko. Zdecydowanie lepszych wakacji nie mogłam sobie wymarzyć. Pod wieczór siedzieliśmy już w autach. Nastąpiło niewielkie przetasownie, ponieważ Naoh wciąż umierał na kacu, Jeepem jechał Mike z Liv i Ness. W aucie razem z Balir jechali Nick i Noah. Natomiast ja wracam słynnym BMW wraz z Zack'iem Josh'em. Standardowo między mną, a sztynem odbyła się niewielka sprzeczka o to, które ma jechać z przodu. Wygrałam za poparciem Zack'a. Aktualnie wpatrywałam się w drogę, ponieważ potrzebowałam chwili odpoczynku, za to chłopacy zaciekle rozmawiali o najbliższym wyścigu. Nieco później Jsoh zszedł na temat treningów. Przy mnie mogli spokojnie o tym rozmawiać, bo jako jedyna z naszej paczki byłam w to wtajemnioczona.

– Uważaj! – krzyknełam, przerywając  im rozmowę, ponieważ dostrzegłam coś na drodze, przez co Cole zatrzymał auto z piskiem opon.

– Allen, ty tak poważnie? – Zack spojrzał na mnie z wyraźnym rozbawieniem. – To tylko rozjechana polna mysz. – gdy to mówił, poczułam się głupio.

– Boję się myszy. – próbowałam wyjaśnić, nie moja wina. Już od dziecka bałam się myszy, szczurów, a nawet chomików. Gdy Noah miał chomika, musiał zamykać go w szafie. Nie wiem skąd jest spowodowany ten lęk, ale jest i z nim nigdy nie zwyciężę.

– Mogliśmy spowodować wypadek. – raczej nie był na mnie zły, bo na jego twarzy gościł uśmiech. Jednak miał rację, nie pomyślałam o tym. – Jesteś solidnie walnięta Allen.

– I to level hard. – dodał Josh, gdy znów jechaliśmy wzdłuż drogi.

Chłopaki odwieźli mnie do domu, gdzie nie zastałam ani chwili spokóju, ponieważ przyszedł do mnie Noah i zaczął nawijać jak katarynka. Chyba wolałam jak byślimy pokłóceni.

Kilka dni później wpadła do mnie Liv, by spakować swoje rzeczy. Ona i Mike wynajeli niewielkie mieszkanie, ponieważ z powodu wprowadzki Nick'a, ten musiał spać na kanapie, więc Mike zdecydował, że odda mu swój pokój, a on zamieszka z dziewczyną.

– Szkoda, że się wprowadzasz. – było mi trochę smutno, fajnie mieszkało się z różowowłosą. Zawsze mogłyśmy o wszytskim szczerze pogadać.

– Masz jeszcze Noah.

– Wiem, ale jakoś tak lubię mieć dużo ludzi wokół siebie. – nienawidziłam zostawać sam na sam ze swoimi myślami, dlatego zawsze wokół mnie znajdowała się sporą garstka osób.

– Nie wprowadzam się na drugi kontynent. – tu miała rację, właściwe nowe mieszkanie Mike i Liv, znajdowało się w centrum, czyli nie było tak źle. – Okej, to chyba wszystko. Mogę się pożegnać z twoim tatą.

– Jeśli chcesz. – Liv była dobrze wychowana i nie mogła odejść tak po prostu bez pożegnania.

– Tato, Liv chce się pożegnać. – mężczyzna ubrany w woj mundur szeryfa przeglądał gazetę, na nasz widok odłożył ją.

– Dziękuję Panu bardzo, że mogłam tutaj mieszkać i przepraszam na kłopot.

– Olivio, na prawdę to nie był żaden problem i życzę ci dużo szczęścia. Wpadaj czasem. – czy ja właśnie odniosłam wrażenie, że mój ojciec traktował o niebo lepiej Liv, niż mnie? Tak było.

Po wyprowadzce dziewczyny poczułam pustkę, barakowlo mi jej rzeczy w pokoju, bez tego wydawał się pusty. Ciekawe, co ja będę czuła, gdy za rok po raz ostatni zawitam w tym mieszkaniu i zabiorę swoje rzeczy, już nigdy nie wracając do tego piekła.

Sobotni wieczór, ten dzień oznaczał, że znów będę umierać z nerwów, ponieważ wraz z Noah byliśmy w drodze na wyścig, w którym udział miał brać Zack. Nie byłam fanką tego typu rzeczy, ale już chyba wolałam wyścigi, niż te pieprzone walki. Na miejscu, jak zwykle z niecierpliwością na start czekała masa ludzi. My mieliśmy wstęp za tak zwane zaplecze, bo znaliśmy jednego z zawodników. I to nie byle jakiego. Dostrzegłam go jako pierwszego, wśród naszej grupki znajomych. Być może to właśnie dlatego przykułam do niego największą uwagę.

– Jesteście,  już myślałam, że się spóźnicie. – zganiła nas Ness, ona jako jedyna z naszej paczki, prócz Zack'a i Josh'a uwielbiała całą tę adrenalinę związaną z wyścigami.

– My musimy jeszcze coś załatwić. – ku naszemu zaskoczeniu wszyscy chłopacy odeszli, być może były to sprawy związane bezpośrednio z wyścigiem, a my jako dziewczyny nie mamy o tym najmniejszego pojęcia.

– Dziwni są. – podsumowała Blair, na co obie przytakłyśmy.

Oparłam się o maskę auta Zack'a i wysłałam widoczność do Ethana, ponieważ chciałam życzyć mu powodzenia, do rozpoczęcia była jeszcze chwila, lecz nie doczekałam się odpowiedzi. Rozejrzałam się dookoła. Nie spodziewałam się, że akurat ją tam zobaczę.

– Cholera, Mindy tu jest. – zwróciłam się do Blair, ponieważ ona ją znała.

– Ale, że ta Mindy? – ona jak ja był zaskoczona.

– Tak, ta Mindy, co w szkole panoszy się niczym niedoszła gwiazda.

– O kurwa. – szła w naszym kierunku. – Nie może cię zobaczyć, inaczej powie wszytsko twojemu ojcu. – racja, Mindy z pewnością opowie o wszytskim mojemu tacie, przez nią wydam Zack'a i całą resztę, sprowadzając na nas jeszcze większe tarapaty.

– Do auta. – Ness zareagowała natychmiastowo i wepchneła mnie na tylne siedzenia razem z Blair, tak by ta zdzira nas nie zauważyła.

Nie mogłyśmy wysiąść ponieważ, Mindy cały czas zostawała w pobliżu. A kiedy sobie wreszcie poszła do auta wsiadł Cole, bo wyścig się już zaczynał. Bri przełożyła palec do ust na znak, że mam być cicho.

Szykował się z tego kłopoty.

Samochód wystartował. Jechał on z ogromną prędkością, a tym bardziej, że siedziałam na wycieraczce rzucali nas we wszytskie strony.

– Kurwa Madison, co tu robisz z blondyną! – super, Cole nas zauważył i zatrzymał auto. Tak po prostu podczas wyścigu.

– JEDŹ! – krzyknełyśmy obie jednocześnie, na co on nas posłuchał i wcisnął pedał gazu.

To była jakaś porażka, auto Cole'a pozostawało w tyle. Nie było szans, że wygara. Do mety zostało już naprawdę niewiele. O dziwo wyprzedziliśmy większość aut, tylko czarny Jaguar pozostawał na prowadzeniu. W taki właśnie w sposób byliśmy jako drudzy.

Zack nie wygrał.

Od razu na mecie chłopak wysiadł z auta, on był wściekły. A to wszytsko przez nas, już po chwili dołączyła do nas reszta.

– Stary, co się stało? – Josh, tak jak reszta był zaskoczony przegraną przyjaciela. Przecież to był faworyt więkoszści.

– Allen i Wilson się stały. Która wpadła na tak genialny pomysł? – zwrócił się bez pośrednio do nas.

– Ja. – winę na siebie wzięła Ness.

Miałam wrażenie, że Zack zaraz wybuchnie. Mało powiedziane, szykował się prawdziwa eksplozja.

– Proszę, czyżbym pokonał mistrza? – z czarnego Jaguara wysiadłam ososba, który najmniej się spodziewałam, to był James. W głowie zapaliła mi się lampka, to właśnie on do mnie wydzwaniał. – Dylan miał rację, co do twojej taktyki. – po wspomnienia tego imienia, żadne z nas nie miało wątpliwości, że chłopak należał do Mortona i Wooda. Teraz wiem, skąd wzięła się tutaj Mindy, przecież pod koniec roku zaczęli tworzyć cudowną parę potworów.

– Radzę ci się zamknąć, jeśli nie chcesz zbierać swoich wnętrzności. – Cole nie wytrzymał i złapał chłopaka za skrawek koszulki, delilatnie unosząc go ponad ziemnią.

– Proszę bardzo, rób co chcesz. Jakaś  mała praktyka przed pracą dla Barnes'a. – Jemas zaśmiał mu się prosto w twarz i wyrwał się odchodząc. Po minach reszty, wiedziałam, że nie zignorowali słów chłopaka. Zack również stał w osłupieniu.

Wszytsko się wydało.

****

Hejka! Mam nadzieję, że rozdział się podoba i przepraszam za ewentualne błędy. Sprawdzałam go chwilę przed dodaniem. Kolejny postaram się dodać jakoś do końca tego miesiąca, ale to będę was jeszcze informować na bieżąco. Korzystając z okazji zapraszam was na mojego instagarama, nazwę znajdziecie w opisie mojego profilu, właśnie tam będę odpowiadać na nurtujące was pytania.

Jak myślcie, co wydarzy się w następnym rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro