3. Może nie jest taki zły.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tydzień minął w zaskakująco szybkim tempie. Cole nie dał znaku życia od pamiętnej soboty. Plotki głoszą, że wyjechał z miasta na jakiś czas.

Może już zapomniał?

– Madison, możesz przyjść tu na chwilę? – woła mnie ojciec z salonu.

– A muszę? – odkrzykuję, nie mam ochoty wstawać, a tym bardziej do niego.

– Musimy pogadać. – jasne ciekawi mnie o czym chce rozmawiać. Ostatni raz nasza szczera rozmowa odbyła się rok temu. Od tego czasu ograniczyliśmy nasz kontakt do minimum.

– No co? – staję w salonie. Widzę przy blacie ojca, który nalewa soku do szklanek.

– Nie co tylko słucham. – poprawie mnie, bo przecież jesteśmy perfekcyjną rodziną. – Usiądź, przygotowałem śniadanie.

Tego mi jeszcze brakowało śniadanie z tatą. Ciekawe kto wyjdzie żywy?

– Rozmaiwałem wczoraj z mamą. – zaczyna, gdy ja siadam przy wyspie. – Chce abyś w przyszłym miesiącu, przyjechała do Londynu. Co ty na to? – proponuje mi ojciec. Mama ma swoją firmę w Londynie, przeprowadziła się tam kiedy miałam trzy lata, a ja zostałam tutaj z tatą. Jak byłam mała często przyjeżdżała do San Francisco, z czasem pojawiła się tylko na święta, aż w końcu przestała. Trzy lata temu nawet nie zadzwoniła z głupimi życzeniami na urodziny. Później tłumaczyła się, że nie miała czasu i próbowała mnie przekupić wyjazdem do Londynu, jednak ja nigdy się na to nie zgadzałam. Tata też często o niej nie wspomina. Zresztą nawet rozwodu nie wzięli. Co jest dość dziwne.

– Znasz moją odpowiedź. – biorę duży łyk soku pomarańczowego.

– Słońce to twoja mama. – przypomina mi tata. Czy on jest ślepy? Skrzywdziła nas obu, a on jej tak po prostu wybaczył?

– Ja nie mam matki. Gdyby nią była nigdy by nas nie zostawiła. Przez co ty nie wpakowałbyś się w to wszystko, a ja nie skończyłabym na OIOMIE. – przypominam mu.

– To nie wina mamy, sam popełniłem ten błąd i od lat robię co w mojej mocy, żeby to naprawić. – spogląda mi w oczy. Nawet nie wiem jak oboje chcemy, żebyś nam wybaczyła. Daj jej szansę tak jak mi. – w jego cimnoniebieskich tęczówkach widzę skruchę, jednak to na mnie nie działa.

– Wybczyłam ci, a ty rok temu znowu to zrobiłeś. Myślisz, że ona wykorzysta te szansę? Nie bądź śmieszny. – wstaję  gwałtowie od stołu i zamykam się w swoim pokoju.

Oglądam Dynastię, gdy mój Iphone wydaję charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości.

Od: Noah

Dziś chlejemy u Rebeccki.

Do: Noah

Ja chyba pasuję.

Nie mam ochoty dziś imprezować wolę zostać w domu i oglądać serial.

Tak wiem jestem troszkę aspołeczna.

Od: Noah

Skarbie nie pytałem cię o zdanie :)))

Czyli z moich planów na wieczór nici, jak Noah coś sobie ubzdora to choćby siłą, ale mnie tam zaciągnie. Rzucam się na łóżko i nie zauważam nawet kiedy zasypiam.

– Wstawaj, mamy niecałe dwie godziny do wyjścia. – budzi mnie głos Blair, która stoi z czterema wielkimi torbami.

– Ja już jestem gotwa. – celowo mówię to by ją zdenerować, po czym nakrywam twarz kołdrą

– O nie, nie pójdziesz tak ubrana. Wyglądasz jak bezdomna, aż wstyd się z tobą pokazać. – przeżywa moja przyjaciółka, która ma lekką obsesje na tym by dobrze wyglądać.

– Dalej, utopiłaś się tam, czy jak? – nawołuje mnie przyjaciółka, ponieważ od dobrej godziny siedzę w toalecie.  Przeglądam się w lustrze, makijaż oka podkreśla moje ciemnoniebieskie tęczówki oraz bordowe szmikna idealnie się z nim komponuje. Wyprostowane kasztanowe włosy opadają na ramiona. Na nogach mam jasne jeansy z przetarciami na kolanach, jednak najmniej jestem przekonana do białego topu, który kończy się nad pępkiem. Ma od dość pokaźny dekolt. Oczywiście nie obeszło by się bez mojej nie zawodnej skórzanej krótki. Kilka centymetrów dodają mi zamszowe botki na obcasie.

– Wow, wyglądasz genialnie! – przyjaciółka jest wręcz zachwycona moim wyglądem. Chociaż sama wygląda lepiej. Idealne loki świetnie pasujące do jej blond włosów. Czarna sukienka na ramiączkach kończąca się w połowie ud, do tego srebrne szpilki.

– Nie będzie ci w tym zimno? – pytam, ponieważ noce nie należą do tych najciepljeszych.

– Przestań ja jestem gorąca baba. – zbywa mnie machnięciem ręki.

– Dzisiaj ty też pijesz. – pokazuje na mnie palcem Noah, kiedy stajemy pod domem Rebeccki. Dom nie jest za wielki, ale do najmniejszych też nie należy.

– Mhm. – przytakuje mu. Naciskam dzwonek do drzwi po chwili otwiera je śliczna rudowłosa.

– Już jesteście! – wita się, przytulając każdego po kolei.

Wchodzimy do salonu na fotelu siedzi James. A na kanapie Ashley i Rayan. Wspomnienia z zeszłego weekendu wracają. Gdybym wiedziała, że on tu będzie nigdy bym nie przychodziła. Teraz już za późno. Siadam na podłokietniku obok blondyna.

– Dlaczego zniknęłaś z klubu? – James patrzy na mnie wyczekując odpowiedzi.

– Słabo się czułam i Noah po mnie przyjechał. – kłamię. Bo co mam powiedzieć, że jego kolega chciał mnie zgwałcić?

– To co pijemy?! – pyta z radością Noah i zaczyna nalewać czystą do kieliszków.

W przeciągu godzimy zdążyli wypić półtora litra wódki. Mi narazie udało się wymigać i wypiłem tylko dwa kieliszki.

– Wychodzę. – oznajmia Morgan. Jest ona starszą siostrą Rebeccki jednak już drugi raz powtarza czwartą klasę.

– Miałaś się uczyć do egzaminów. – upomina ją rudowłosa.

– Dziś jest nocny wyścig, a później  będzie niezła impreza. Idziecie ze mną? – proponuje czarnowłosa. Dziwne Mogran i Rebecca to siostry jednak są zupełnie do siebie nie podobne. Morgan ma krótkie czarne włosy z fioletowym pasemkami, a jej mina mówi, bez kija nie podchodź. Natomiast Rebecca jest zaś  do wszystkim miła i ma długie rudawewłosy.

– Jasne! – wykrzykuje Blair z ogr9mym entuzjazmem.

– No nie wiem. – mówi bez przekonania Rebecca, spogląda na mnie bym poparła jej decyzje.

– To ty zostań. Jak to mówią komu czas temu w drogę. A nie czekajcie kurwa na odwrót. – Noah już zakłada buty razem z moją najlepszą przyjaciółką. Czyli ja też muszę iść, z naszej trójki to ja jestem najbardziej trzeźwa.

Po około dwudziestu minutach docieramy na miejsce wyścigu. Jest to raczej stary amfiteatr przerobiony na tor wyścigowy.

– Zaczyna się. – szepcze podekscytowany Rayan.

– Patrzcie tam jest Cole. – Ashley wskazujw na chłopaka na środku toru, który rozmawia chyba z Joshem, ale nie jestem do końca pewna.

Czyli to prawda. On też się ściga.

– Dlaczego oni nie są w kostiumach? – pytam Jemsa, który ręką obejmuje mnie w tali. Tutejsi zawodnicy nie mają specjalnych strojów czy kasków. Co mnie dziwi.

– Wiesz czamu są nielegalne? – pyta, na co ja kręcę przecząco głową. – O to w tym chodzi, nie mają żadnych ochraniaczy, przez co niektórzy czasem kończą na barierkach. – odpowiada mi.

– Ale nigdy nikomu się nic nie stało? – dopytuje. Wiem, że to pytanie jest absurdalne.

– W tym miesiącu nikt. – szepcze, mocniej zaciskając rękę na mojej tali.

– Ale i tak najlepsze są Wyścigi Nad Przepaścią. - dopowiada, przez co przechodzi przez mnie dreszcz. Słyszałam o tych wyścigach, biorą w nich udział najlepsi. Główny zamysł tych wyścigów jest ściganie się nad przepaścią. Ci którzy zostają zepchnięcu z toru wpadają do wody, z olbrzymiej wysokości. Mało kto przeżył taki upadek.

Wyścig kończy się, a zwycięzca zostaje Cole. Część ludzi idzie mu pogratulować my natomiast zmierzamy w kierunku miejsca gdzie ma się odbyć impreza.

Jest to stary magazyn, z którego słychać  dźwięk muzyki. Podchodzimy do stołu z alkoholem. Po czym James zaczyna nalewać do kubków napój.

Stoję na dworze i pale mojego mietowego papierosa, kiedy obok mnie staje Rayna. Moje ciało od razu się spina.

– Słuchaj Madison, chciałbym cię przeprosić, za zeszłą sobotę. – zaczyna na co ja unoszą głowę, w jego oczach widać prawdziwy smutek. – Byłem naćpany i nie wiem co mi odjebało. Wiem, że to nie jest wytłumaczenie, ale naprawdę strasznie mu głupio.

– W porządku. Jeśli na przyszłość będziesz trzymał łapy przy sobie to wszystko okej. – przydeptuję papierosa, po czym odchodzę.

– Tu jesteś. – na wejściu zastaję Noah.

– A gdzie mam być? – pytam, chłopak  wypił już całkiem sporo, a nadal nieźle się trzyma.

– Nie ważne, rozmawiałem przed chwilą z Cole'em i nie muszę mu oddawać tej kasy. – mówi swoim pijackim głosem.

– To super! – obejmuję go. Kamień z serca, nie muszę już się przejmować jak skombinujemy kasę.

– Tylko nie możesz rozmawiać z jakimś Ethanem, czy jak mu tam. – co proszę? Jakim prawem mówi mi z kim mogę rozmawiać a z kim nie. Może i jest jakimś gangsterem czy bóg wie kim, ale tego juz za wiele. Cała się gotuje w środku.

– Gdzie Blair? Byłem przed chwilą na parkiecie i nigdzie jej nie ma. – świetnie, jeszcze tego brakowało. Zgubiliśmy przyjaciółkę.

– Pójdę jej poszukać. – oznajmiam. Wchodzę do toalety, ale nigdzie nie zauważam blondynki. W korytarzu obok, jakaś laska obściskuje się z facetem.

Tym facetem jest Cole.

Momentalnie zawracam, jednak Cole jest szybszy chwyta mnie za ramię.

– Czekaj. – wypowiada te słowa bez emocji. – Rozmawiałem z Andersonem i mamy umowę. Nie musi oddawać kasy, jeśli...

– Jeśli nie będę rozmawiać z Ethanem. – nie daje mu do kończyć. – Czy ty jesteś poważny? Mam nie rozmawiać z typem, którego raz w życiu na oczy widziałam, co ty myślisz, że codziennie pijemy herbatkę i plotkujemy w kawiarni?

– Czyli nie masz z nim kontaktu? – dopytuje, ale barwa jego głosu nie zdradza żadnych emocji.

– Głuchy jesteś? Nie ostatni raz widziałam go w sobotę. W sumie pierwszy i ostatni. – nie mogę uwierzyć jak na gangstera jest, aż tak głupi. Ten świat schodzi na psy. – I nie myśl sobie, że możesz mówić mi co mam robić.

– Ja nie myślę, ja to wiem. – uśmiecha się cwaniacko. – Wiem za kogo mnie uważasz. – przesuwa się niebezpiecznie blisko. – Za kogoś kogo się boisz. – szepcze podgryzając mój płatek ucha.

– Chyba śnisz. – stanowczo odpowiadam. Jego ego jest tak wielkie, jak całe pierdolone stany zjednoczone.

– Skoro się nie boisz. – podchodzi bliżej nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów.

– Kurwa gliny jadą! – przerywa nam głos należący do Josha. – Zawijamy się stąd!

Wszyscy goście zaczynają wychodzić w pośpiechu. Ja szukam moich przyjaciół. Zauważam Mogran wraz z pozostałymi.

– Tu jesteś to teraz spadamy. – oznajmia czarnowłosa. Widzę wybiegających nastolatków, a wśród nich Ashley, Rebeccę, Rayana oraz Jamesa. Tylko brakuje Noah i Blair, dlatego zostaje by móc ich poszukać.

– Naoh! – wydzieram się, zauważając przyjaciela – Gdzie Blair?

– Nie wiem. – bełkocze, jest strasznie pijany. Tłum robi się coraz mniejszy, ponieważ zostało tylko kilka osób, które za chwilkę też pewnie zniką.

– Blair! – nawołuje przyjaciółkę.  Zauważam jej bolond włosy. I nie idzie sama prowadzi ją Josh.

– Znikajcie stąd, psy zaraz tu będą – informuje nas Cole, który staje obok przyjaciela.

– Za późno. – syczy Josh. – Już są.

– Jest tu jakieś tylne wyjście? – pytam, ponieważ jestem tu pierwszy raz i nie za bardzo się orientuję.

– Tak. – odpowiada szatyn.

– To wy idźcie, ja wszystko ogarnę. – zaczynam, ponieważ wiem, że jeśli zastaną tu tylko naszą trójkę, to nie będzie poważnych kłopotów.

– Co ty kombinujesz Allen? – cedzi przez zaciśnięte zęby Cole.

– Zaufajcie mi, a teraz idźcie stąd. – poganiam ich. W chwili, gdy chłopacy znikjają nam z oczu, do magezynu wchodzi kilka uzbrojonych funkcjonariuszy.

– Cześć tato. – brzmię pewnie jak idiotka, ale jak mam udobruchać ojca szeryfa.

– Madison, Blair, Noah co wy tu robicie? – pyta z szkowaną miną mój ojciec. – Dostaliśmy zgłoszenie, że właśnie tu trwa impreza z okazji wyścigu.

– Co impreza tutaj nie... – zaczynam, pora wymyślić jakieś dobre kłamstwo.

– A wy nie mieliście być u Rebeccki? – akurat to musiał pamiętać, serio? – I co wy robić o trzeciej w nocy, w opuszczonym magazynie.

– Byliśmy u Rebeccki, tylko ja się źle poczułam i wróciłam do domu, a Blair i Noah poszli jeszcze się napić. Później zadzwonili, że są tutaj to przyszłam ich zgarnąć. Widzisz w jakim są stanie. – pokazuje na przyjaciół, którzy stoją jak gdyby nigdy nic nie było. Dlatego potrącam Noah łokciem.

– Co? A no tak, rzyg. – schyla się, po czym puszcza pawia na środku podłogi.

Nie no co za idiota.

– Proszę Pana, niech się Pan niegniewa na Mad. – zaczyna pijackim głosem blondynka, która zaczaiła aluzję. – Jest naprawdę superbohaterką, i ma taka fajną pelerynę, a jej włosy rozwiewają się na wietrze.

– Widzę. Jim pomóż mi zapakować ich do radiowozu. – nakazuje koledze z pracy, ponieważ moi przyjaciele ledwo co trzymają się na nogach.

Wchodzimy do mieszkania, ja odprowadzam połprzytomną dziewczynę do mojego pokoju i kładę ją na łóżko, a tata kładzie zgonowenego Noah na kanapie.

– Madison, czyli nie było tam imprezy, ani żadnego wyścigu? – pyta ojciec, kiedy rzucam zamszowe botki, w kąt mieszkania.

– Nic mi o tym nie wiadomo. – mówię po czym znikam. W swoim pokoju.

Dochodzi piąta rano, a mnie nie chce się spać, dlatego wychodzę przez okno, kierując się na dach budynku.

Palę trzeciego papierosa, podziwiając przepiękny wschód słońca. Jak byłam mała zawsze tu przychodziłam oglądać wschody i zachody. Czuje w tedy wewnętrzny spokój, który pozwala odciąć mi się na chwilę od rzeczywistości.

– Skaczesz? – nie muszę odwracać głowy, by wiedzieć, że ten baryton należy do Cole'a.

– A co, przyszłeś mi pomóc? – pytam zdziornie, po czym brunet siada obok mnie na krawędzi dachu.

– Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – spoglądam w jego ciemnobrązowe tęczówki.

– Byłem u ciebie w pokoju i zastałem blondynę śpiącą w twoim łóżko, więc miałem dwie opcje albo będziesz popełniać samobójstwo na dachu lub po drodze cię porwali i wywieźli na Syberię. Całe szczęście to ta pierwsza opcja. – jest to chyba najdłuższe zadnie, jakie kiedykolwiek wypowiedział w moją stronę. – Palisz. – bardziej stwierdza niż pyta.

– No coś ty po czym to wnioskujesz? Po opakowaniu i zapleniczce leżącej na murku, czy po papierosie w mojej ręce? – mówię sarkatycznie.

– Twój ojciec jest szeryfem.

Wow z tym gościem serio jest coś nie tak.

– Po tym, jak kazałaś nam iść zostałem tam i słyszałem jak nas kryłaś. Dlaczego nie powiedziałaś prawdy? – kontynuuje znowu na mnie spoglądając.

– Nie wiem, działałam instynktownie. – szczerze nie wiem, po co to zrobiłam.

– Każdy inny nie wydał by mnie ze strachu. – dopowiada.

– Nie zrobiłam tego ze strachu. – oznajmiam mu spokojnie.

– Wtedy na imprezie powiedziałaś, że się nie boisz. – przypomina mi własne słowa.

– Taka jest prawda, może i jesteś postrachem San Francisco, ale mnie nigdy nie będziesz przerażał. – odwracam wzrok od jego tęczowek, w których po raz kolejny zauważyłam blask. Tylko ten różnił się od poprzednich.

– Nawet nie wiesz w co się pakujesz. – jego słowa brzmią jak ostrzeżenie. – Do zobaczenia Allen. – mówi, po czym znika z dachu.

Wracam do swojego pokoju. Przebieram się w krótkie białe szorty i szarą koszulkę z czaszką Noah. Kładę się obok przyjaciółki. Zmęczenie daje mi w kość, dlatego momentalnie zasypiam.

Budzę się o czternastej. Za chwilę i tak będzie wieczór, więc nie opłaca mi się ubierać. Wchodzę do salonu, zastaję tam Noah leżącego na kanapie w samych bokserkach, który przegląda coś w telefonie.

– A tobie ubrania w nocy skrzaty wyniosły? – pytam, na co radośnie się uśmiecha.

– Spełniam twoje marzenia. Wiem, że chciałaś popatrzeć. – sugestywnie unosi jedną brew.

– Jakbym chciała pooglądać kości, to poszłabym do muzeum. – w prawdzie ma jakieś tam mięśnie, ale mówię to celowo, by mu dgryźć.

– O ty maszkaro! – wstaje z sofy i unosi mnie, zaczynając się kręcić w kółko.

– Puść mnie zaraz się zerzygam! – wydzieram się i kopie go nogami.

– Ja też. – nie może powstrzymać śmiechu, ale nadal kontynuuje.

– Czy wy nie umiecie być cicho? – przy wejściu stoi nasza przyjaciółka. Ubrana jest w moje szare dresy i białą koszulkę na ramiączkach. – Zaraz mi głowa pęknie. – oznajmia, siadając na kanapie.

– Trzeba było więcej pić. – Noah rzuca się na wolne miejsce na kanapie.

– Ty chlałeś jak młode ciele, a nic ci nie jest. – prycha morskooka.

– Jestem niezniszczalny, niczym młody bóg. – mówi, obejmując ją ramieniem.

– Weź jesteś prawie goły. – odsuwam się od niego na drugi koniec sofy.

– Właśnie być, a prawie to duża różnica. – z powrotem przesuwa się do blondynki. – Mad złotko, przynieś mi jakieś rzeczy.

– A ty sam nie umiesz? Mieszkasz z piętro niżej. – nie jestem jakaś służącą.

– Ale to tak daleko. – robi maślane oczy. Poważnie lenistwo Noah nie zna granic.

– Masz – rzucam mu ciuchy, które u mnie zostawił, ponieważ stwierdził, że nie będzie musiał po nie nigdzie chodzić.

Wieczór spędzamy na oglądaniu filmów z młodym Leonardo DiCaprio i obrzeraniu się pizzą.

– Nienawidzę poniedziałków. – warczałam pod nosem, wchodząc do pracowni chemicznej.

Usiadłam w ostatniej ławce wraz Blair, gdy do klasy weszła stara ropucha Brown.

– Nie uwierzycie jaka plotka chodzi po szkole. – odwraca się w naszą stronę Noah. – Podobno kapitan drużyny ma dziewczynę. Mad, dlaczego nie pochwaliłaś się?

– Bo do niczego nie doszło, i nie dojdzie – odpowiadam oschle.

Resztę lekcji mija nam w milczeniu.

– Wyciągamy karteczki. – oznajmia Brown pięć minut przed dzwonkiem.

Jestem mocno wurzona, na kartkówce nie napisałam nic, cały czas rozmyślałam nad słowami o Jamesie.

– Hej co robisz dzisiaj po szkole? – o wilku mowa, przede mną stoi James.

– Dzisiaj nie mogę. – próbuje go delikatnie spławić.

– Czyli widzimy  się o ósmej pod kinem. – zarządza, po czym przysuwa sie do mnie, by móc mnie pocałować. Delitanie muska wargami moje usta. Ten ruch działa na mnie jak kubeł zimnej wody.

– Dlaczeczo mówisz, że jesteśmy razem? – odsuwam się od niego.

– A nie jesteśmy? – znów się do mnie przybliża.

– Nie, przepraszam jeżeli dawałam ci sprzeczne sygnały, ale muszę już iść. – odwracam się napięcie i idę na lekcje.

Jestem w domu, szykuję się do pracy. Ta sprawa z Jamesem nie daje mi spokoju.

Nie jestem jeszcze gotowa na związek.

W kinie nie ma zbyt wielkiego ruchu jest w końcu poniedziałek. Z Noah jak zwykle nabijamy się z Leona.

– O kurwa, ale ten typ jest przystojny! – piszczy Noah, wskazując chłopaka, który wychodzi z sali.

– Co gdzie? – dopytuję, muszę przyznać jest na prawdę przystojny.

– O nie młoda damo, ja pierwszy go zauważyłem, więc jest mój. – oznajmia przeskakując przez ladę. Czyli będę  wracać sama, no coż.

Wychodzę z budynku, kierując się do domu, nagle zostaję szarpnięta za ręke, w głąb ciemnej alejki.

– James, co ty tu robisz... – zaczynam, ale nie jest dane mi dokończyć, ponieważ zostaje przyciśnięta do ściany.

– Ze mną się tak nie pogrywa. – cedzi przez zaciśnięte zęby. – Nie chciałaś być moja, ale ja zawsze mam to co chce.

– Muszę cię zasmucić, ale nie tym razem. – mówię pewnym siebie głosem. Próbuje go odepchnąć, jednak swym ciałem uniemożliwia mi jakikolwiek ruch.

– Nie udawaj takiej świętoszki, niech wszyscy wiedzą, że jesteś moja. – zaczyna całować moją szyję.

– Zostaw mnie, prosze. – próbuję  powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu.

– Głuchy jesteś? – słyszę ten znajomy, szorstki baryton. To Cole, nie wiem skąd się tu wziął, ale ratuje mi życie.

– Spierdalaj. – odpowiada blondyn, jeszcze nie zorientował się, kto za nim stoi.

– Chyba nie wiesz z kim ma przyjemność rozmawiać. – na te słowa James odwraca się w stronę chłopaka. – Masz trzy sekundy, by stąd uciec. Raz, dwa – na dwa wymierza cios, w szczękę mojego oprawcy, na co chłopak zatacza się do tyłu. – Jeszcze raz się do niej zbliżysz, to skończysz bez rąk. – te słowa nie brzmią jak groźba, tylko obietnica.

Wsiadam do niebieskiego BMW. Cała się trzęsę. Dlaczego ja mam zawsze takiego pecha? Teraz muszę się trzymać z daleka od Jamesa i jego znajomych.

Dlaczego moje życie jest tak powalone?

Pokonujemy drogę do mojego domu w milczeniu.

– Odprowadzę cię. – oznajmia brunet wysiadając z auta, na co ja zgadzam się skinieniem głowy.

– Nie tutaj. – prowadzę go w stronę schodów przeciwpożarowych.

– Dlaczego tędy? – unosi brew spoglądając na mnie.

– Powiedzmy, że nie korzystam z normalnych wejść. – nie chodzi nawet o ojca. Zapewne jest na komisariacie, ale z przyzwyczajenia wolę się znaleźć z swoim pokoju.

– Coraz bardziej mnie zadziwiasz Allen. – wchodzi przez okno do mojego pokoju. – Dlaczego ten typ próbował cię zgwałcić?

– Nie chciałam być jego dziewczyną. – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Myśli,że jak jest kapitanem to może mieć każdą.

– A ty nie jesteś jak każda, nie uganiasz się za kapitanem. Nie chciałabyś mieć takiego chłopaka. Najpopularniejsze w całej szkole, każda pragnie go mieć, ale nie ty. – mówi swoim aksamitny głosem, stając na przeciw mnie.

– Nie potrafię go pokochać. – odwracam głowę by uciec od jego wzroku, który przeszywa mnie na wylot.

– Chodzi o jego czy kogokolwiek? – nie daje za wygraną.

– Nikogo! – krzyczę, jego słowa na nowo rozdrapują rany w moim sercu, które nie zdążyły jeszcze dobrze się zagoić. Momentalnie moja twarz zalewa się łzami.

– Tylko mi tu nie becz. – siada obok mnie.

– Cole wyjdź stąd. –  prosze go, na co ten wykonuje moją prośbę i znika z mojego pokoju.

Jestem w starszym stanie od jego wyjścia ciągle płacze. Nie mam siły na nic.

Minęło tyle czasu, a nadal tak strasznie boli.

– Słońce śpisz? – pyta tata, wchodząc do mojego pokoju. Zastaję mnie skuloną w rogu. – Co się stało?

– Już go nie ma, to moja wina... – szlocham w ramię ojca.

– Ciii... – uczisza mnie. – Nie obwiniaj się to była tylko i wyłącznie jego decyzja. – obejmuje mnie.

Rano nie idę do szkoły, nie mam siły, by cokolwiek zrobić. Przed szkołą wpadł do mnie Noah i próbował pocieszyć.

Cały dzień leżę w łóżku i pragnę zapomnieć o wszytskim.

– Allen żyjesz? – to głos Cole'a wyrywa mnie z zamyśleń.

– Co ty tu robisz? – podnoszę się do pozycji siedzącej.

– Josh mówił, że nie było cię w szkole, a po wczorajszym chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. – jego spojrzenie jest hipnotyzujące.

– Skąd Josh... – zaczynam, ale nie daje jest mi dokończyć.

- Kręci z blondyną. – zapewne chodzi o Blair, będę musiała z nią poważnie porozmawiać. Rozumiem, że nie powiedziała Noah, ale że mi.

– Nie ważne, Cole wyjdź z mojego pokoju. – słabo się czuje i nie mam siły się z nim kłócić.

– Zack - poprawia mnie. – A jak chcesz odzyskać swój telefon musisz iść ze mną. – uśmiecha się cwaniacko trzymając, w ręce mojego złotego  Iphona.

– Ty dupku. – sycze, wychodząc z łóżka i podążam za nim na dach. – Oddaj to. – rozkazuje niemiłym tonem, na co on wystawia rękę z moją komórką przed siebie i puszcza, w ostatniej chwili ją łapie.

– Co smarkula się zezłościła? – parska  ironicznie, oddając mi urzadzenie.

– Smarkula, przecież ty jesteś aby o rok starszy. – nienawidzę jak ktoś śmieje się z mojego wieku.

– O dwa. – poprawia mnie odpalając papierosa.

‐ Po co kazałeś mi tu przyjść, skoro nic nie mówisz? – pytam, bo stoimy tu od dobrych piętnastu minut i nikt sie nie odezwał.

– Czasem cisza jest lepsza, niż jakiekolwiek wypowiedziane słowa. – spogląda mi w oczy, a w jego tęczówkach znów zauważam ten błysk. Wszystko niszczy dzwoniący telefon chłopaka.

– Jasne zaraz tam będę. – brunet kończy rozmowę przez telefon. – Trzymaj się Allen. – rzuca na pożegnanie, a ja znowu zostaję sama.

Może nie jest taki zły.

Jak co piątek w kinie jest spory ruch. Pełno nastolatków, którzy przyszli na urocze oklepane randki. Napełniam maszynę do popcornu ziarenkami kukurydzy, a Noah obsługuje klientów.

– Co się tak obijacie? Odliczam wam czterdzieści procent wynagrodzenia. – karci nas Leon, który też powinien coś robić, a nie tylko nam rozkazywać.

– Wiesz co za pół darmo, to sam sobie to rób. – rzucam torbę na podłogę, przez co ziarenka rozsypują się. – Odchodzę. – oświadczam mu, to koniec pomiatania mną po kątach.

– O nie, to ja cię wyrzucam. – jest zdziwiony moim zachowaniem.

– Za późno już sama odeszłam. – zakładam na siebie moją jeansową kurtkę, kierując się do wyjścia.

–  A ty na co się gapisz? Sprzątaj to. – rozkazuje mojemu przyjacielowi, na co on praska śmiechem.

– Wiesz jeśli ona odchodzi to i ja. – przeskakuje przez ladę i dołącza do mnie.

Wsiadając do auta śmiejemy się z Leona i jego dziwacznych zachowań.

– To jak jedziemy opić naszą wolność? – pyta, na co ja przytakuje. Dokładnie  tego mi teraz trzeba. Jestem młoda,  powinnam korzystać z życia, nieważne jakie ono by nie było, a nie obsługiwać bogate dzieciaki, które przyszły oglądać filmy i słuchać zrzędzenia gościa, który mieszka z swoją matką.

Do: Blair

Gdzie jesteś?

Od: Blair

W barze z Joshem, jak chcesz to wpadaj.

Dojeżdżamy pod wskazany adres. W środku zauważam przyjaciółkę przy barze.

– Hej. – witam się obejmując morskooką.

– Ty tu pracujesz? – Noah pyta Josha, który stoi za barem, w pierwszej chwili w ogóle go nie zauważyłam.

– Z czegoś trzeba żyć. Poza tym to mój interes. – odpowiada.

– Właśnie a pro po pracy, jesteśmy wolni od łask Leona. – oznajmiam, na co Blair robi wielkie oczy.

– Poważnie, to wspaniale. – od pewnego czasu doradzał nam, że powinniśmy odejść.

– To jak napijecie sie czegoś? – proponuje szatyn za barem.

– No, a po co tu jesteśmy? – mówi radośnie Noah, na co Josh nalewa piwo do kufli.

– Siema! – z Joshem wita się dwójka chłopaków.

– Mike, Alex to jest Blair, Madison i Noah. – przedstawia nas swoim przyjaciołom.

Obok mnie przy barze siada Mike. Jego skóra jest oliwkowej karnacji oraz czarne włosy i piwne oczy ubrany jest w zwykle jeansy i białą koszulkę z nadrukiem. Natomist Alex jest ciemnym blondynem, oczy w odcieniu zieleni oraz ma na sobie niebieską koszulkę polo i zwykłe czarne przylegające spodnie.

– To twój chłopak? – pyta mnie Mike

– Coś ty ja i Noah jesteśmy przyjaciółmi. Poza tym woli chłopaków. – odpowiadam mu zgodnie z prawdą. Noah jest biseksualny, ale większy nacisk jego orientacj pada na płeć męską.

– Spoko myślałem, że też jesteś w friendzonie. – mówi zrezygnowanyam głosem.

– Uuu, a kim jest ta szczęściara? – próbuje go podpytać, chociaż zupełnie nie wiem, po co mi ta informacja.

‐ Nazywa się Olivia jest rok młodsza, ale chodziliśmy do tej samej szkoły, tydzień temu się zaręczyła. – wydaje się być załamany.

– Wow, to ile wy macie lat? – pytam, bo wydają się nie być owiele starsi od nas.

– Ja i Alex dwadzieścia a Olivia dziewiętnaście. – no to nieźle dziewiętnaście lat i żeby już planować z kimś wspólną przyszłość, ja to mam problem w podjęciu decyzji, czy zjeść w domu, czy na mieście.

– Mike koniec już tego smęcenia. – podchodzi do nas Alex. – Nie psuj wieczoru Madison.

– Nie pijesz – pyta go ze zdziwieniem Mike, po jego reakcji sądzę, że blondyn lubi się nieźle napić.

– Biorę lekarstwa, ale spokojnie dziś ostatnią dawka, jutro najebie się jak szpak. – klepie przyjaciela po plecach. – Josh, idziesz jutro z Blair na impre co nie? – pyta, na co szatyn przytakuje mu skinieniem głowy. – Madison, Noah wpadajcie. – zaprasza nas. Znając mojego przyjaciela zaciągnie mnie na tę imprezę, czy tego chce czy nie, dlatego już na starcie się zgadzam.

Dochodzi pierwsza w nocy, a Josh odwozi mnie i Noah do domu. Ja nie jestem jakoś bardzo pijana, ponieważ wypiłam tylko jedno piwo. Noah ma pewne problemy, z pokonaiem schodów przeciwpożarowych, do tego droga zajmuje nam pięć razy dużej, niż zazwyczaj.

Kiedy jestem u siebie w pokoju zmywam makijaż i przebieram się w moją prowizoryczną piżamę. Kłade się  do łożka i próbuje zasnąć, kiedy mój telefon świeci się co oznacza, że mam jedną nie odebraną wiadomość.

Od: Nieznany

Do zobaczenia wkrótce Madison.

To nie jest wiadomość od Zack'a, ponieważ jego numer zapisałam w telefonie. Może to Josh albo Mike czy też Alex lub zwyczajna pomyłka. Nie przejmuje się tym jakoś bardzo i po kilku minutach już zasypiam.

***
Cześć Kochani♡

Wiem, że pierwsze rozdziały nie jakieś powalające, ale będzie coraz ciekawiej. Dlatego bardzo was zachęcam do czytania tej powieści.

Dozobaczenia w następnym rozdziale♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro