4. Ej Allen, nie uważam cię za wariatkę.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sobota nareszcie wolne. Wchodzę do kuchni, by coś zjeść, ponieważ mój żołądek domaga się jedzenia. Dochodzi godzina dwunasta. Tata jest w pracy. Po moim napadzie płaczu nie rozmawiałam z nim. Staram się go unikać, bo za chwilę znowu będzie kazał mi chodzić do terapeuty.

Niecałe pół godziny później do mieszkania wyparowuje Blair z Noah.

Przyszły małpy do cyrku.

– Nie macie swoich domów? – pytam sarkastycznie, ponieważ nie mam nic przeciwko, kiedy siedzą u mnie lubię ich towarzystwo. Od kiedy Blair przepisała się do naszej szkoły w czwartej klasie jesteśmy dla siebie jak siostry.

– Herman robi z moją mamą nagą sesję. – nie zazdroszczę jej, ciocia Rachel ma czasem nie zbyt dojrzałe pomysły.

– A moja wpadała w szał sprzątania. – oznajmia Noah, wygodnie rozkładając się na kanapie.

– Mad, pomożesz mi zaplanować imprezę urodzinową? – błaga mnie moja przyjaciółka, jak co roku jej impreza urodzinowa musi przejść do historii, inaczej nie nazywała by się Blair Wilson.

– Jeszcze masz trzy tygodnie. – przypominam jej.

– Tylko trzy tygodnie. – oburza się.

Po dwóch godzinach wypisywania durnych zaproszeń, nareszcie kończymy.

– Pomogłbyś nam, a nie. – morskooka zwraca się do Noah, leżącego na kanapie i oglądaniu durnego talk show.

– Nie płacisz mi za to. – odpowiada jej, przesyłając buziaka. Od kiedy tylko ich znam. Ta dwójka uwielbia sobie dokuczać.  Mają zupełnie różne charaktery, jednak to jest piękne w naszej przyjaźni. Blair to ta, z którą lepiej nie zadzierać jest pewna siebie i zawsze stawia na swoim. Noah jest śmieszkiem, który potrafi poprawiać humor każdemu nawet w najgorszy dzień. I jestem też ja. Zwyczajna nastolatka z dwójką wspaniałych przyjaciół, którzy są najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

– Czas się szykować, na imprezę. – klaska w dłonie blondynka.

– No wiadomo, musisz wyglądać dla Josha. – komentuje Noah, by bardziej ją zdenrwować, na co ja parskam śmiechem.

– Dla waszej jasności, między nami do niczego nie doszło. – oznajmia. wskazując groźnie palcem, na naszą dwójkę. – Jeszcze. – dodaje po chwili.

– Przestań się wiercić. – srogo rozkazuje mi przyjaciółka, która wykonuje mój dzisiejszy makijaż.

‐ Po co mi tyle szpachlu, idziemy na imprezę, a nie na pokaz mody. – od zawsze nie potrafiłam się malować, dlatego przed każdą imprezą, to właśnie ona robiła go za mnie.

– Chcemy dziś oszczędzić twoje lustro. – mówi z rozbawieniem Noah, który jest już gotowy i leży na moim łóżku  i przegląda coś w telefonie. Faceci mają łatwiej, założą czystą koszulkę, spodnie i są gotowi, a my dziewczyny musimy zrobić włosy, pomalować się i wybrać ubrania z szafy, która pęka w szwach, ale my i tak powiemy, że nie mamy się w co ubrać.

– Gotowe. – oznajmia, momentalnie przeglądam się w lusterku. Lekko przyciemniane oko zakończone ostrą kreską, która podkreśla kolor moich tęczówek, a na ustach mam nałożoną beżową pomadkę. – Jesteś pewna, że nie chcesz sztucznych rzęs? – dopytuje się mnie Blair, na co kręcę przecząco głową. Mam wystarczająco długie rzęsy, by po nałożeniu masakry wyglądały na długie i gęste.

Dzisiaj mam ubrane granatowe koronkowe body i czarne jeansy, do tego moje zamszowe botki i skórzana  kurtka, a moje kasztanowe włosy wyprostoaane opadają na ramiona. Nic nadzwyczajnego. Natomist Blair wygląda niezmimsko brzoskwiniowy makijaż i włosy spęte w wysoki kucyk. Pudrowo różowa blzuka z pokaźnym dekoltem, do tego biała obcisła spódniczka i wysokie szpilki.

– Wow, wyglądaciw genialnie! – komplementuje nas Noah.

Docieramy pod wskazany adres, gdzie ma sie odbyć impreza. Na klatce schodowej już słychać dźwięk głośnej muzyki. W mieszkaniu panuje straszny gwar, a mnóstwo pijanych ludzi  obściskuje się w salonie.

– Tam jest Josh! – wykrzykuje Blair. Odchodząc od nas, by przywitać się z szatynem.

– No to zostaliśmy sami. – odwracam się do Noah, który stoi tuż za mną.

– Kochana w twoim towarzystwie będę się bawić tak, jak z Emmą Wotson. Chodź teraz pijemy. – ciągnie mnie za rękę w stronę kuchni.

Siedzę na blacie i przyglądam się ludzią, którzy swoją drogą już są nieźle porobieni. Wtedy do salonu wchodzi Zack i siada na kanapie, między dwiema dziewczynami. Ubrany jest w czarne spodnie, tego samego koloru koszulkę. Naszej spojrzenia się ze sobą krzyżują, na co momentalnie odwracam głowę.

– Oho, obczaj tego faceta. — z moich rozmyśleń wyrywa mnie głos przyjaciela. — Porodzisz sobie, bo ja ruszam na podbój.

– Jasne, idź. – poszedł, a ja zostałam sama i przyglądałam się ludzią, popijając drinka.

To się dopiero nazywa aspołeczność.

– Wolne?–- spytał, siadając obok mnie brunet.

– Pewnie. – odpowiedziałam i spojrzałam na jego twarzy. To był Ethan. Momentalnie przeniosłam wzrok na Zacka, ale był tak zajęty obmacowywaniem jakiejś blondynki, że nie zwrócił uwagi na chłopaka, siedzącego obok mnie.

– Chyba nie za dobrze się tu bawisz. – stwierdził i miał rację. Od pół godziny siedzę tu jak kołek.

– Nie jest najgorzej. – wzięłam sporego łyka drinka, w gardle poczułam charakterystyczne pieczenie alkoholu.

– A może dałabyś mi swój numer? – spytał, na co potwierdziłam skinieniem głowy i podałam mu złotego Iphona. Kiedy wypisywał numer, moje spojrzenie zdarzyło się z złowrogim spojrzeniem Zacka, na którym siedziała blondyka, błądząc ustami po jego szyi. – Gotowe. – Ethan oddał mi telefon.

– Wiesz co, może pójdziemy zapalić? – zeszkoczyłam z blatu i wzięłam  bruneta za rękę.

Na dworze panował mrok. Wyciągnęłam z paczki i odpaliłam, mojego miętowego papierosa.

– Co cię łączy z Zack'iem? – spytałam prosto z mostu Ethana.

– Interesy. – odpowiedział tajemniczo.

– Jakie? – podeszłam do niego bliżej, patrząc mu głęboko w oczy.

– Lepiej, żebyś nie wiedziała. – odpowiedział, uśmiechając się zdziornie.

– Chyba miałaś z nim nie rozmawiać. – odszkoczyłam od Ethana, słysząc ten głęboki bas.

– Nie wystarczająco jasno dałam ci do zrozumienia, że nie będziesz mi mówił co mam robić? – naskoczyłam na niego. Przed chwilą był zajęty całowaniem jakiejś pustej lali, a teraz ma do mnie problem, że rozmawiam z Ethanem.

– Zack, wyluzuj. – próbował uspokoić go Ethan, jednak brunet był szybszy i wymierzył mu cios prosto w szczękę.

– Czy ciebie do reszty powaliło?! – wydarłam się, stając przed rozłoszczonym chloapakiem.

– Nie mieszaj sie w to. – powiedział cichym, ale równie ostrym tonem.

– Za kogo ty się uważasz, myślisz, że możesz bić kogo chcesz, ale tu się mylisz! – krzyczałam na niego.

– Nie potrafisz wykonywać prostych poleceń. – spojrzał mi w oczy. Jego tęczówki były przerażająco mroczne.

– Wybacz, że nie jestem twoim pieskiem, którego możesz rozstawiać po kątach. – byłam zła, nie to za mało powiedziane, byłam wściekła na tego dupka.

– Kurwa Zack, Derek tu jedzie! – Ethan przerwał naszą kłótnię. Zack spojrzał na mnie, to na chłopaka. Nie rozumiem o co chodzi, kim jest ten Derek, że nawet sam Zack Cole zamknął się słysząc jego imię?

– Spadaj stąd, już. – rozkazał mi.

– Nie. – oznajmiam stanowczym tonem.

– Kurwa idź. – nakazał mi, kiedy czarny Bentley się przed nami zatrzymał. Momentalnie pobiegłem do mieszkania, w którym odbywała się impreza.

– Przepraszam. – kiedy weszłam do mieszkania wpadłam na kogoś.

– Nie to ja przepraszam. – przeprosiła mnie dziewczyna. Była niższa ode mnie, miała ona brązowo różowe włosy opadające, aż do pasa. Ubrana była w czarną sukienkę z dość pokaźnym dekoltem odsłaniającym jej duże piersi. – Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. – zażartowała. – Jestem Olivia, ale wolę jak mówią do mnie Liv.

– Madison, ale znajomią mówią do mnie Mad. – również się przedstawiłam.

– To co Mad napijesz się ze mną w ramach rekompensaty? – zaproponowała radośnie. Różowowłosa ma przepiękny uśmiech, który jest w stanie rozpromienić nawet najokropniejszy dzień.

– Pewnie. – zgodzilam się, Liv nie czekając, ani chwili dłużej pociągnęła mnie w głąb kuchi.

– Pierwszy raz cię widzę, jesteś nowa? – spytała napełniając kubki alkoholem.

– Przyszłam tu ze znajomymi. Chłopak zaprosił moją przyjaciółkę tutaj. – wyjaśniłam jej.

– Też przyszłam tutaj ze znajomymi, ale gdzieś znikneli. – roześmiała się, podając mi napój.

– Hej Liv, skarbie ty moje. – podszedł do nas chłopak. – O Mad, ty żyjesz! powiedział pijackim głosem. To był Alex, z którym rozmawiałam wczoraj w barze. Miał rację mówiąc, że dziś się najebie.

– Cześć. – przywitał się z nami Mike, a jego wzrok od razu przeniósł się na Liv. O kurde, przecież to o niej wczoraj mi opowiadał, ale nie wygląda na dziewczynę, która planuje ślub. Chociaż nie mnie to oceniać.

Piliśmy i słuchaliśmy opowieści Alex'a o tym, jak w przedszkolu wziął przedszkolakę za Michela Jacksona.

– Poważnie, była tak porobiona. – teatralnej łapie się za głowę, gdy do nas pochodzi Noah.

– Jak tam polowania Alvaro? – pytam żartobliwie.

– Chujowo, jedziemy do domu. – zarządza i robi nadasąsaną minę.

– Wyluzuj, nie wiedzą co tracą. – uspokajam go, na co ten siada obok Liv.

Naoh najwyraźniej zafascynował się  różowowłosą, a Alex i Mike rozmawiają o wyścigach. Zack i Ethan nie wrócili już na imprezę.

– Będę się już zbierać. – oznajmia dziewczyna. Strącając z ramienia głowę śpiącego blondyna.

– Na nas też już pora. – patrzę na Noah, który się ze mną zgadza.

– Kiedyś jeszcze trzeba się spotkać. – proponuje Liv, wychodząc mieszkania.

– Widzieliście gdzieś może Blair? – zniknęła na początku imprezy i słuch po niej zaginął.

– Pewnie zabawia się Joshem. – podśmiechuje się Mike. – Na pewno nie będzie chciała wracać z wami.

– Śpię dzisiaj tutaj. – Noah kładzie się na moje łóżko.

– Dobra, tylko się posuń. – nie mam nic przeciwko temu, żeby spał ze mną w łóżku, przecież jesteśmy przyjaciółmi.

Wstaję rano. Ręka Noah oplata mnie w tali.

– Weź, nie śliń mi się na włosy. – odpycham go, przez co prawie spada z łóżka.

– Już myślałem, że wyrwałem jakąś super modelkę, a to tylko ty.  – zakrywa twarz kołdrą z rozczarowania.

 – W takim razie następnym razem zostawię cię na ulicy i tam poczekasz sobie na modelkę. – dogryzam mu, udając się do łazienki.

Biorę długi prysznic nucąc przy tym najnowszą piosenkę Justina Biebera. Zakładam białe szorty i błękitną bluzę z logiem drużyny koszykarskiej. Nie wiem co to za drużyna, ale była fajna, dlatego ją sobie wzięłam od Noah. Mokre włosy opadają na ramiona. Jestem zbyt leniwa, by je suszyć, dlatego przez najbliższe trzy godziny nigdzie się nie wybieram, więc mogą wyschnąć naturalnie.

– O kurwa, w którym zamku straszysz? – pyta Noah. Wie, że nie lubię chodzić bez makijażu, dlatego wykorzystuje każdą okazję, by moc mi dopiec.

Ignoruje go i robię sobie płatki, kiedy w progu staje mój tata.

– Cześć dzieciaki. – nie mam ochoty z nim rozmawiać dlatego milczę.

– Dzień dobry Charli. – wita się mój przyjaciel, on i mój tata jakoś się dogadują, co jest zaskakujące. Chociaż to Noah, on by się z każdym dogadał. – Mam ochotę na tosty. – oznajmia, wyciągając z szafki potrzebne produkty.

– Pewnie czuj się jak u siebie. Muszę lecieć do pracy narazie. – znika w korytarzu.

Leżę na kanapie i przeglądam instagrama, Noah siedzi w tej łazience od czterdziestu minut. Co on tam robi?

Nie. Lepiej wolę nie wiedzieć.

– Chyba zrobię sobie tatuaż. – oznajmia stając w korytarzu. Jest owinięty ręcznikiem w pasie.

– Ta już to widzę. – prycham, nie zwracając sobie tym głowy, słyszałam ten durny pomysł z milion razy.

– Ubieraj się za dziesięć minut wychodzimy. – znika mi z pola widzenia . Nie wiem co on znów siebie ubzdurał.

Wykonuje szybki makijaż i zamieniam szorty na jasne jeansy. Wszystko zajmuje mi idealnie dziesięć minut.

– Gdzie ty jesteś?! – wołam przyjaciela kiedy zakładam na nogi moje białe conversy.

– Już sekunda. – odkrzykuję, z nim to gorzej jak z babą.

– Auuu! – krzyczy w niebogłosy. A mówiłam mu, że to nie najlepszy pomysł.

– Młody ja jeszcze nie zacząłem. – parska śmiechem tatuator.

– Wow, jest genialny. – zachwyca się brunet, swoim tatuażem.

– Czy ja wiem to zwykły trójkąt. – spróbuje go sprowokować. W prawdzie ten tatuaż jest prosty, ale ładny. Idealnie do niego pasuje.

– To odnosi się do mojego życia, bo wiesz ja, ty i Blair. – żartuje, od zawsze nazywają nas świętą trójcą.

Od: Blair

Wpadniesz do baru Josha?

– Blair pyta się czy idziemy do baru? – zwracam się do przyjaciela. 

– Pewnie, alko nigdy nie za mało. – mówi uradowany, a ja odpisuję, że będziemy za pół godziny.

Zaczyna się ściemniać,a my dojeżdżamy pod bar. Spoglądam na telefon, na wyświetlaczu widnieje godziny dziewiętnasta pięćdziesiąt cztery.

Wchodzimy i przy stoliku zauważamy grupę śmiejących się ludzi.

– Cześć. – witam się z grupą i zajmuję miejsce obok Alex'a, a obok mnie siada Noah. Swój wzrok kieruje na Zack'a, który ma podbite oko, a w niego wtulona siedzi Ashley.

– Gdzie wy tak długo byliście? – pyta nas Blair, która siedzi na kolanach Josha.

– Nic takiego Bri, tylko robiłem sobie tatuaż. – chwali się Noah.

– Nie mów na mnie Bri. – natychmiastowo odpowiada, zawsze wolała jak zwracało się do niej pełnym imieniem.

– Jaki? – pyta zaciekawiony Alex. Na co mój przyjaciel podwija rękaw i pokazuje mu trójkąt.

– A nie jesteś czasem za młody na tatuaż? – patrzy na niego, z zapytaniem Mike.

– Nie no coś ty, w sierpniu kończę siedemnaście lat. – mówi arogancko Noah.

– Wow, wasi starzy mają nieźle z wami przejebane. – podsumowuje chłopak.

Gdyby wiedział jak jest na prawdę.

Koncentruje swój wzrok na Ashley, która nie odezwała się, ani słowem od naszego przyjścia. Nic dziwnego, jest tak zajęta obściskiwaniem się z pewnym brunetem o ciemnobrązowych oczach, by zawracać sobie nami te swoją pustą laleczkowatą głowę.

– A ty Mad co sobie zrobiłaś. – odwracam głowę w stronę Alexa, który zadaje mi to pytanie.

– Nie planuje narazie. – odpowiadam, co jest zgodne z prawdą. Może i podobają mi się tatuaże, ale jestem zdecydowanie na nie za młoda.

Rozmawiamy i śmiejemy się. W rozmowie nie biorą udziału Zack i Ashley, którzy w dalszym ciągu są zbyt zajęci pożeraniem siebie nawzajem.

– Muszę się zbierać, mama szykuje kolacje. – mówi Noah, wstając od stołu. Doskonale wiem, że kłamie musi już iść, ponieważ jego mama powinna wziąć leki, a on musi tego dopilnować. – Mad idziesz ze mną? – spogląda na mnie, ale kręcę przecząco głową.

– My się nią tutaj dobrze zaopiekujemy. – Alex obejmuje mnie ramieniem.

– Ja też, Lewis pewnie się niecierpliwi. ' Liv zabiera swoją torbę, żegna się z nami i odchodzi.

– Lewis to narzeczony Liv – wyjaśnia mi blondyn. Na wspomnienie jego imienia, Mike momentalnie się spina.

– To co może piwo? – proponuje Josh, na rozluźnienie atmosfery i znika za barem.

– Mad, jak tam na imprezie? – przesuwa się do mnie, moja przyjaciółka.

– W porządku – odpowiadam. – Lepiej to ty mi powiedz, gdzie znikneła?. – odbijam piłeczkę.

– Byłam z Joshem. – rumieni się, a Blair nigdy się nie rumieni.

– Czyli między wami coś jest. – bardziej stwierdzam niż pytam.

– Nie wydaje mi się, Josh nie szuka związku. – jest tą sytuacją zawiedziona.

– Dasz radę, bo jak nie ty to kto? – motywuje ją. W czwartej klasie tak nagadała Mindy, że ta się popłakała. Od tamtego momentu trzymamy się razem. I w każdej sytuacji jest tak pewna siebie, za co ją podziwiam.

Pojawia się Josh i nasza rozmowa się urywa, ponieważ nie chcemy mówić o nim w jego obecności. Podaje każdemu piwo. Na co nasze gołabeczki się od siebie odrywają.

– Mad ty pijesz? – słyszę ten przesłodki  głos Ashley.

– Jak widzisz. – odpowiadam krótko.

– Po tych prochach możesz? – drąży temat. – Nie ześwirujesz od tego, czy coś? – jej słowa działają na mnie jakbym dostała z liścia.

– Wiesz co, pierdol się Ashley. Nie jestem wariatką. – oznajmiam najspokojniej jak potrafię i odchodzę. Jak mogła coś takiego powiedzieć i to w ich obecności? Od pięciu miesięcy czuję się dobrze, a ona musiała mi wszystko to wypomnieć.

– Mad! – nawołuje mnie przyjaciółka, ale ją ignoruje. – Madison czekaj!

– Co Blair! – odwracam się w jej stronę.

– Wiesz, że Ashley to suka, a ty nie zrobiłaś nic złego. Brałaś je dlatego, że nie dawałaś rady. Ja i Noah też to przeżyliśmy. – zauważam, że w jej morskich oczach zebrały się łzy.

– Ale wy nie oszaleliście. – mówię  szeptem.

–  Ty też nie. Nie bierz tego do siebie. Mści się za Jamesa. – przytula mnie. – Już wszystko dobrze? – pyta, a ja kiwam twierdząco głową.

– Dziękuję. – nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności, wobec Blair i Noah. Byli przy mnie, kiedy ja wszystkich odtrącałam.

– To mama. – informuje mnie,  po czym oddala się odbierając dzwoniący telefon.

Nie zamierzam już wracać do środka. Dlatego próbuje dostać się do domu, chociaż nie za bardzo wiem jak, jest dwudziesta pierwsza, więc ostatni autobus odjechał dziesięć minut temu.

– Allen co z tobą? – słysząc ten głęboki bad na moim ciele, pojawia się gęsia skórka.

– Jeśli pytasz, czy zawriowałam, to odpowiedź brzmi nie. – jestem ciekawa, co Ashley zdążyła już o mnie nagadać. Sama nie zna całej prawdy, ale dla niej nie ma to znaczenia byle, by mnie pogrążyć.

– Chodź odwiozę cię. – odwraca się kierując w storne parkingu, gdzie stoi jego niebieskie BMW.

– Nie trzeba, wracaj do środka. – zbywam go machnięciem ręki.

– Nie obchodzi mnie co trzeba, a co nie, więc nie zgrywaj księżniczki.  – spogląda na mnie groźnie.

– A ta śliwa pod okiem, to pomoc w zgrywaniu bad boya. Tak? – wsiadam zamykając drzwi z hukiem.

– Nie trzaskaj. – upomina mnie, jak na faceta przystało.

– Możesz w końcu mi nie rozkazywać. Wczoraj też, o co chodzi z Ethanem i kim do jasnej cholery jest Derek? – mam już dość jego bipolarności, raz zachowuje się jak dupek, a raz jak normalny człowiek.

– Uwierz, nie chciałabyś wiedzieć. – odpowiada, zaciskając ręce na kierownicy.

– Wystarczy, że zadzwonię do Ethana, on na pewno mi powie. – mówię z cwaniackim uśmiechem.

– Czego kurwa nie rozumiesz, w zdaniu masz się z nim nie kontaktować? – prycha z irytacją

– Jesteś zabawny. — prowokuje go, coraz bardziej. – Ej, co ty robisz? – pytam, ponieważ kręci w przeciwną stronę od mojego domu.

– Jadę nie widzisz. – podśmiechuje się pod nosem.

– Tylko, że ja mieszkam tam.

– Nie powiedziałem, że odwiozę cię do domu. – nie wierzę, on jest okropny. Ostatni raz z nim jadę.

Zatrzymujemy się przed galerią. Brunet wysiada z samochodu, więc podążam za nim. Zostało jakieś pół godziny do zamknięcia. Wchodzimy do pomieszczenia, której najwidoczniej  jest w remącie.

– Siema Cole. – wita się z brunetem chłopak w czerwonej koszuli.

– Cześć. – uściskują sobie dłoń, a ja stoję jak kołek.

Może by tak nas sobie przedstawił? A nie zapomniałam, przecież to Zack Cole.

– Nie zapomnij później zamknąć. – chłopak przekazuje klucze, po czym znika. Najprawdopodobniej zostaliśmy sami.

Cholera zostałam z nim sama.

– Po co tu jesteśmy? – pytam, idąc za nim w głąb korytarza.

– Zawsze zadajesz tyle pytań? – odbijam  piłeczkę i otwiera drzwi. Znajdujemy się w sali, gdzie jest pełno ścianek wspinaczkowych. – Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości.

– Nie mam. – odpowiadam natychmiastowo. – To jest nowe, wydaje mi się, że wcześniej tego tu nie było?

– Otwarcie za dwa miesiące. – mówi chwytając sprzęt do wspinaczki.

– To dlaczego tu jesteśmy. – nie mogę uwierzyć, że mnie tu zabrał i jaki w tym miał cel?

– Ma się znajomości. – uśmiecha się cwanie podając mi kask. – Poza tym, ktoś musi to przetestować. – wychodzi na to, że jestem królikiem doświadczalny.

Jestem już gotowa. Zaczynam się wspinać, kiedy jestem w połowie zauważam, że brunet jest jeszcze na dole.

– Nie wspinasz się? – spoglądam w dół, jest trochę wysoko, ale mi to nie przeszkadza, od dziecka lubiłam duże wysokości.

– Tu mam lepsze widoki. – dopiero teraz zauważam, że wpatruje się w mój tyłek.

– Zboczeniec – prycham, kontynuując dalszą wspinaczkę.

– Dla ciebie zawsze. – minęły może z dwie minuty, a on już dorównał mi tempa. Niezły jest.

– Nie chcę być twoją panienką na jedną noc. – dogryzam mu. Wszyscy w tym mieście wiedzą, że Cole nie bawi się w związki.

– No tak Allen, należysz do tego typu dziewczyn, które po pierwszym seksie planują ślub i dzieci. – wyśmiewa mnie.

– Nie, ale żeby ktoś zwrócił mi w głowie, musi zrobić coś więcej, niż ścigane się samochodzikami. – oczywiście wiem, że jest postrachem wśród wielu ludzi, ale na mnie to nie działa. Dlatego, że lubię igrać z ogniem.

– Nie myśl sobie, że wyścigi są jednyną moją zaletą. – na jego twarzy pojawia się łobuzerski uśmiech.

– Dlaczego nie masz kasku? – dopiero teraz zauważyłam, że chłopak nie ma ochraniacza na głowę, co na takiej wysokości jest bezmyślne.

– Nie potrzebuje go. – oświadcza pewnym siebie głosem, jakby pozjadał wszystkie rozumy na świecie.

– Może jak się porządnie uderzysz to zmądrzejsze. – przechodzę teraz nad basenem z gąbkami, nie jestem pewna czy z takiej wysokości były w stanie zamortyzować upadek.

– O martwisz się, kochanie. – cmoka w moją stronę, próbując mnie wyprzedzić. Przez jego nieuwagę, ześlizguje się ze ścianki.

– Zack! – krzyczę, kiedy chłopak spada w dół. Dlaczego ta pierdolone linka się nie blokuje? Momentalnie opuczam się w dół, by sprawdzić czy nic mu się nie stało. – Zack! – chłopak leży wśród gąbek i się nie rusza. Wyjmuje go z basenu. – Zack! – potrzasam go za ramiona, ale jest nieprzytomny. – Jezu nie! – wydzieram się w niebo głosy, a do moich oczu napływają łzy. Nikt nie usłyszy mojego wołania o pomoc, ponieważ nikogo tu nie ma prócz nas, a mój telefon został przy wejściu. Dostaję  ataku paniki, nie wiem co mam zrobić,  leży tu nie przytomny, a ja umieram z przerażenia.

– Allen... – próbuje coś powiedzieć, ale z jego usta wydobywa się śmiech. Śmieje się do upadłego. – Ja żyję, nic mi nie jest. – nabija się ze mnie.

– Dupek. – wymierzam mu cios w policzek i wycieram łzy, kierując się do wyjścia.

– Allen, obraziłaś się to był żart?! – krzyczy za mną. Nie chce go w tym momencie słuchać. – Jezu Allen, ale ty jesteś sztywna. – dogania mnie, blokując mi drogę.

– Wiesz jak się poczułam, kiedy ty tam leżałeś. Myślałam, że coś ci sie stało, a ty sobie żartujesz z takiego czegoś! – jestem wściekła.

– Mówiłem, że się o mnie martwisz kochanie. – cieszy się z tego, że miał rację.

– Jesteś idiatą Zack! – z jednej strony cieszę się, że nic mu nie jest, a z drugiej jestem zła na niego. - Teraz zawieź mnie do domu, bo mam jutro szkołę.  – rozkazuje mu, wsiadając do BMW.

Wciąż jestem na niego zła.

Drogę powrotną pokonujemy w milczeniu. Patrzę w okno byle, by Zack nie widział moich łez, nie lubię  okazywać słabości przy innych.

Ale taka właśnie jestem. Jestem słaba

Wysiadam z auta,  kieruje się do mojego pokoju. Pragnę zapaść się pod ziemię.

– Ej Allen, wcale nie uważam cię za wariatkę. – rzuca odjeżdżając, a na moim sercu robi się lżej. Mimo tego, że jestem na niego zła, cieszę się, że to powiedział.

Kolejny nudny poniedziałek. Mnóstwo dzieciaków przechadza się szkolnym korytarzem. Wszyscy są radośnie i uśmiechnięci. Nie rozumiem jak można być szczęśliwym w szkole, w poniedziałek do tego przed ósmą rano.

– Jest i moja ulubiona przyjaciółka. – wita się ze mną uściskiem Blair.

– Ulubiona, bo jedyna? – pytam żartobliwie, odsuwając się z jej objęć.

– To też. – wyciąga z szafki książki do matematyki. ‐ Teraz chodź, bo nas zje jeśli się spóźnimy. - i zmierzamy w kierunku sali od matematyki.

Siadamy w ostatniej ławce. Nigdzie nie zauważam Noah, pewnie poszedł na wagary beze mnie. Nie daruje mu tego.

– Jeśli chodzi o wycieczkę w poniedziałek, macie wszyscy czekać przed szkołą o piątej trzydzieści. – oznajmiam nauczycielka. Chodzi jej o naszą wycieczkę do Paryża. – A i jeszcze jedno, Pani Brown będzie jednym z opiekunów. – cudownie, moja znienawidzona nauczycielka chemii też tam jedzie, a miał być taki miły wyjazd.

– Gdzie ty byłeś? – pyta zdenerwowana Blair mojego przyjaciela.

– Nie miałem ochoty na matme. – odpowiada zadziornie.

– Ty idioto, przez ciebie wzięła mnie do tablicy i dostałam jedynkę. – uderzam go w głowę. – Przez ciebie mogę nie pojechać do Paryża. – robi mu wyrzuty. Mama Blair jest naprawdę fajna, ale nie toleruje jedynek. Wiadomo, jej córka nie należy do najlepszych uczennic, ale ona też nigdy nie kazała jej do tego grona należeć.

Siedzę na sobie i przeglądam instagrama, gdy do salonu wchodzi mój ojciec.

– A ty nie w pracy? – pyta wyraźnie zainteresowany, zajmując miejsce obok mnie.

– Rzuciłam ją. – odpowiadam krótko. – Z resztą ciebie mogłabym zapytać o to samo. – odbijam piłeczkę.

– Mam urlop, trzeba było jechać z Josephin do lekarza. – mówi. Mama Noah cierpi na depresję od kilku lat. Ja i tata staramy się im bardzo pomagać.

– Wszystko z nią w porządku? – dopytuję, traktuję ciocie Jo jak mamę, której nigdy nie miałam.

– Tak, tylko wizyta kontrolna. – uspokaja mnie ojciec. – A pro po parcy wiesz, że powinnaś się skupić na nauce. – doskonale o tym wiem, ale zaczęłam pracować, by nie być zależna od niego.  Może coś w tym jest. Jestem tylko nastolatką, na pracę jeszcze przyjdzie pora. 

– Pamiętasz, że w piątek lecę do Francji? – przypominam mu.

– Ah tak, zapomniałem. Jesteś gotowa, na taki wyjazd? – pyta. Ostatnie czasy zaczęliśmy się coraz lepiej dogadywać, jednak nigdy nie będę gotowa wybaczyć mu w stu procentach.

– Tak tato jest już wszystko dobrze, poradziłam z tym sobie. – podnoszę się z kanapy, by unikać tej rozmowy.

– Dokąd idziesz? – zadaje mi pytanie, kiedy wkładam vansy na stopy.

– Umówiłam się z Blair w parku. – co prawda, mam do tego spotkania jeszcze godzinę.

– Weź kluczę ja mam dzisiaj spotkanie.– informuje mnie ojciec.

– Nie trzeba, wejdę oknem. – oznajmiam, wychodząc przez drzwi. Dawno z nich nie korzystałam, a klucze zgubiłam dwa miesiące temu i jestem zbyt leniwa by sobie dorobić.

Siedzę w kawiarni i czekam za zamówieniem. Za dwadzieścia minut mam być w parku na drugim końcu miasta. Moją uwagę przykuwa chłopak, siadający naprzeciwko mnie. Zack ubrany jest w czarne spodnie, szarą wkładaną bluzę na nosie ma okulary przeciw słoneczne.

– Nie pomyliły ci się stoliki? – spoglądam na niego, z nad telefonu.

– Jeśli miałem usiąść z pyskatą gówniarą, to jestem w dobrym miejscu. – cwanie się uśmiecha.

– To ty nie dajesz jej spokoju. – prycham jestem już lekko podirytowana jego aroganckim zachowaniem.

– Proszę. – kelnerka podaje mi zamówienie. – A co pan sobie życzy? – naciąga dekolt bluzki i trzepocze rzęsami w stronę Cole'a.

– Wodę. – rzuca oschle nie zwracając uwagi na kelnerkę, jego wzrok cały czas spoczywa na mnie.

– Już podaje. – znika kołysząc biodrami.

Brunet bierze łyk mojej kawy spoglądając mi w oczy.

– Biała bez cukru? – dziwi się, pewnie spodziewał się, że czegoś bardziej wykwintnego, ale dziś nie mam zbytniej ochoty na coś wymyślnego, więc postawiłam właśnie na to.

– Muszę lecieć. – żegnam się, zmierzając do wyjścia. Nadal jestem na niego zła, za wczoraj, bo to właśnie wtedy przypomniał mi najokropniejszy moment w całym moim życiu.

– No nareszcie jesteś! – wita się ze mną blondynka, a ja siadam obok niej, na ławce i odpalam miętowego papierosa.

– Coś się stało? – pytam, ponieważ po szkole napisał, że musi się ze mną jeszcze dzisiaj spotkać.

– Rozmawiałam Joshem. – zaczyna. – Między nami, nic z tego nie będzie. Powiedział, że to tylko seks. – na pierwszy rzut oka mówi o tym, jakby to nie sprawiało jej przykrości, jednak w rzeczywistości jest inaczej. Josh podobał jej się od pierwszej klasy liceum. W prawdzie nigdy z nim nie rozmawiała, przez jego opinie w tej szkole, a teraz kiedy natrafiła się okazja, on dał jej kosza.

– Josh nie wie co traci. – mówię szczerze, wielu chłopaków było wy w stanie, stanąć na głowie dla Blair. Jest śliczna, ma charakter na dodatek jest chelledereką.

– No, a co u ciebie i Cole? – pyta z zaciekawnieniem.

– Nic nie ma i nie będzie. – odpowiadam szybko.

– Przestań, wczoraj odwiózł cię do domu. – wypomina mi, dletago uznaję, że nie ma sensu mówić o tym, gdzie mnie zabrał.

– Dzieczyno to Cole. Rozumiesz ja i on to dwa różne światy. – tłumaczę jej. Tym bardziej, że jeszcze jakiś czas temu chciał mnie zniszczyć. To nie jest miłość jak na filmach.

Odpowradzam Blair do domu, ponieważ zaczyna się ściemniać. Rozmawiamy o naszym wyjedzie do Francji, obie nie możemy się doczekać. W sobotę Blair ja i Liv idziemy na zakupy. Bardzo polubiłam te rożowowłosą dziewczynę, ma w sobie tyle energii.

W końcu staje przed moimi schodami przeciwpożarowymi, które prowadzą prosto do mojego pokoju. Przed oknem zauważam męską sylwetkę.

– Ethan co ty tu robisz? – pytam go.

– Chciałem ci wyjaśnić sytuację z imprezy. – zaczyna nie pewnie.

– Jasne. – podążam w górę prosto na dach. Nie jestem na tyle głupia, by zaprosić obcego mężczyzna do swojego domu.

– Derek chciałby cie poznać. – mówi pewnym siebie głosem i staje przede mną. Ma rozciętą wargę i łuk brwiowy. – Przyjdź w piątek na wyścig. – oznajmia, po czym znika z dachu zostawiając mnie w osłupieniu.

Wracam do pokoju. Biorę szybki prysznic i ubieram się w moją standardową piżamę, kładę się do łóżka oglądając netflixa. Nawet nie zauważam, kiedy zasypaim.

***
Mam nadzieję, że się rozdział podobał.

Dozobaczenie w następnym

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro