9. Dziękuję.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstaję rano, głowa chyba zaraz mi pęknie, wczoraj nieźle zaszalałam. Nie jest tak źle, chociaż film się nie urwał. Zawieszono mnie, potem upiłam się na dachu, zaś byłam na urodzinach Rebeccki, tam pierwszy raz jarałam trawę, później siedział w skateparku i złamałam obcas, a na końcu.

Znowu się całowałam z Cole'em.

Jednak było gorzej niż źle, ale to wina alkoholu. Zbieram się pod prysznic. Może ciepła woda pozwoli mi powrócić do żywych. Po jakimś czasie zakańczam swoją regenerującą kąpiel. Odpuczam sobie nakładanie makijażu, bo i tak siedzę w domu włosy związuje w niedbałego koka. Zakładam zwykłe  szare dresy i czarną koszulkę o dwa rozmiary na mnie za dużą. Mój żołądek domaga się jedzenia, dlatego idę do kuchni zrobić sobie późne śniadanie. Mój ojciec siedzi przed telewizorem, dziwi mnie to ponieważ jest sobota południe, on przeważnie siedzi na komendzie.

- A ty nie w pracy? - pytam przygotowując sobie płatki śniadaniowe.

- Wczoraj dzwonił dyrektor Beaufort. - po wypowiedzeniu tych słów przerywam jedzenie. - Miałaś zamiar poinformować mnie, że zostałaś zawieszona i nie zdasz klasy? - podnosi swój ton głosu i staje przede mną.

- Od kiedy się mną interesujesz? Bo jakoś od dziesięciu lat miałaś mnie w dupie. - przypominam mu te wszystkie lata, gdy jako mała dziewczynka go potrzebowałam, ale on był zajęty piciem i nie zwracał na mnie uwagi, a teraz zgrywa wzorowego ojca.

- On Madison tak nie będziemy rozmawiać, wczoraj też o której ty wróciłaś do domu.

- O zauważyłaś, że mnie nie było. - mówię ironicznie. Może i zachowuje się jak zbuntowana nastolatka. Ale ludzie którzy tego nie doświadczyli nie wiedzą jak to jest, kiedy jesteś dzieckiem i nie masz kasy, a do zjedzenia masz tylko chleb i dżem, bo alkohol jest ważniejszy.

- Już rozmawialiśmy na ten temat. Ale to i tak nie zmienia tego, że masz szlaban. Przez najbliższy tydzień nigdzie nie wychodzisz. - chce zakończyć kłótnię.

- Wiesz, że i tak cię na posłucham, a role kochanego tatuśka zostaw dla ludzi, którzy uważają cię za pieprzony ideał! - zamykam się w swoim pokoju co on sobie myśli? Nawet nie zapytał się jak do tego doszło, tylko od razu uznał, że to moja wina.

Do moich oczu napływają łzy nie mam siły na nic. Czasem mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie. Wołam o pomoc, ale nikt jej nie słyszy. Moim jedynym oparciem są Noah i Blair. Oni też nie mają idealnego życia, razem mieliśmy przetrwać i żyć tak jak każda z nas na to zasługuje, jednak ciągle coś się wali. Mimo to nie mogę w kółko obarczać ich swoimi problemami. Od tego są rodzice, ale nie moi. Nie lubię okazywać słabości dlatego zawsze kiedy jest mi źle zamykam się w swoim pokoju i pozwalam im przejąć górę.

Resztę weekendu spędziłam w samotności. Zbywałam moich przyjaciół mówiąc im, że jestem chora. Nie chcieli mi uwierzyć, ale nie naciskał i dali mi wystarczającą ilość czasu by wszystko sobie na nowo poukładać. Jest poniedziałek od trzech godziny powinnam być w szkole, ale do niej nie chodzę. Może nie będzie tak źle w okresie wakacji znajdę jakaś pracę. Tylko za nic na świecie nie chce trafić na takiego przełożonego jak Leon. Trzeba poszukać czegoś na mieście. Więc zakładam czarne obcisłe spodnie i tego samego koloru top i białą bluzę. Mimo to, że mam szlaban wychodzę na miasto. Wsiadam w pierwszy lepszy autobus i zobaczę dokąd mnie zawiezie. Zatrzymuje się w samym centrum San Fran. Najpierw idę do Starbucksa po kawę.

- Dzień dobry co dla pani. - pyta mnie miła kelnerka.

- Poproszę małą mrożoną caffe latte, na wynos. - kładę wyznaczoną sumę pieniędzy na lade.

Jako, że nie ma kolejki dostaje swoje zamówienie od razu. Normalnie bym usiadła przy którymś z stolików, ale teraz nie mam na to jakiejś szczególnej ochoty. Idę wzdłuż chodnika gdy na rogu wpadam na kogoś wylewajac przy tym kawę.

- Jezu tak strasznie przepraszam. - Jest mi strasznie głupio.

- Ciebie też miło widzieć Madison. - przedemną stoi Ethan. - Gdzie tak pędzisz, że chodzisz z głową w chmurach. - podśmiechuje się ze mnie.

- Ostatnio strasznie dużo się dzieje. - nie zrozumcie mnie źle nie mam nic do niego, ale nie chce się żalić ludzią na prawo i lewo. Już dość osób się dowiedziało na piątkowej imprezie.

- Co powiesz na kawę? - proponuje chłopak przerywając ciszę.

- Pewnie. - zgadzam się od razu, ponieważ mam straszną ochotę na kawę, a moja rozlana leży na chodniku.

Wybraliśmy jakaś pobliską kawiarnie i czekamy za złożonym zamówieniem ja zamówiłam latte, bo tylko ten rodzaj kawy toleruje.

- Proszę bardzo. - kelnerka szczerzy się do Ethana.

- Chyba jej się podobasz. - szepcze w jego stronę.

- Madison daj spokój, przecież ona ma z piętnaście lat. - kelnerka jest młoda, ale wygląda na osiemnaście.

- Ej ja sama mam siedemnaście. - ganie go praskając śmiechem.

- Poważnie? Ja dałbym ci może z czternaście. - dogryza mi.

- Czyli nie ożenisz się ze mną i nie kupimy domku na Hawajach? Łamiesz mi serce. - żartuje i teatralnie się za nie.

- Nie chcę być oskarżony za pedofilie. - dalej brnie w te nasze żarty. Mimo to, że praktycznie się nie znamy, czuje się zadziwiająco dobrze.

Śmiejemy się jeszcze długo czas, a urocza blond kelnerka nie próżnuje i cały czas podrywa Ethana, a mnie mierzy wzrokiem jakby potrafiła zabić jednym spojrzeniem. Tylko nie ogarnęła, że my nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. Ethan jest fajnym kolesiem, ale zdecydowanie nie mój typ.

- Madison... - zaczyna chłopak.

- Wolę Mad. - poprawiam go. Nie, że nie lubie swojego imienia, bo jest naprawdę spoko, ale przez przyjaźń z Noah przywykłam do tego skrótu.

- Mad będziesz w weekend na wyścigu?

- Nie wiem. - niby mam szlaban, a i tak go dzisiaj złamałam. Zwłaszcza, że wyścigach interesuje się mój ojciec, który jest szeryfem jakby mnie tam znalazł to miała bym przerąbane.

- Nie przyjdziesz mi kibicować? Też będę się ścigał. - na jego słowa robię wielkie oczy. Byłam już na paru wyścigach, ale jego nigdy tam nie widziałam. Przeważnie ścigają się tam mężczyźni po trzydziestce chyba. Jedyną młodsza osoba jaką znałam do tej pory był Cole.

- No dobra. - ulegam, ponieważ Noah by mi ucioł głowę za to, że mam wejściówki na wyścig, a nie skorzystała bym z nich. Przez tak duże zainteresowanie policji, uczestnicy nie chcą ryzykować, że ich zamkną i wpuszczają tylko tam zaufanych ludzi. - Ale tak dla jedności to nie żadana  randka ani nic? - pytam by się upewnić, bo nie chce kolejnych nieporozumień po Jamesie i Rayanie wystarczy mi przygód.

- Nie no coś ty. Jesteś zaproszona jako moja dobra koleżanka. - zapewnia mnie. W tym czasie mój telefon zaczyna dzwonić.

- Przepraszam muszę odebrać. - odchodzę od stolika by moc odebrać telefon od przyjaciółki. Mam nadzieję, że nic złego się nie stało.

- Blair coś się stało? - pytam na samym wstępie.

- Mad przejdź szybko do szkoły. - informuje mnie z eksytacją w głosie.

- Czekaj... - rozłącza się nie dając mi dokończyć.

- Przepraszam, ale pilna sprawa. - podchodzę do stolika i żegnam się z chłopakiem.

- Podwieźć cię? - proponuje.

- Jeśli mógłbyś była bym mega wdzięczna. - na autobus musiałbym czekać dobre czterdzieści minut, a nie piechotę za daleko.

- To dokąd jedziemy? - pyta chłopak, gdy widziały do czarnego Audi.

- Do szkoły.

- Właśnie nie powinnaś w niej być? - pyta, bo jest poniedziałek, a ja teoretycznie powinnam być w szkole.

- Długa historia. - nie mam siły opowiadać całej tej historii, bo jestem zbyt zmartwiona, a co jeśli coś się stało Blair albo Noah. Chociaż głos dziewczyny brzmiał radośnie to w mojej głowie zdążyło stworzyć się milion koszmarnych scenariuszy.

- Jesteśmy. - informuje mnie, gdy docieramy na miejsce.

- Dzięki za podwózkę. - wysiadam z auta chłopak.

Idę szkolnym korytarzem, oczywiście nie może obejść się bez krzywych spojrzeń uczniów.

- Mad, podbiega do mnie przyjaciółka. - nie wygląda jakby jej się coś stało, więc to mogę wykreślić z moich sceniariuszy. - Nie uwierzysz! - szczerzy się jak głupia do sera.

- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - dość mam jej podchodów.

- Nie jesteś już zawieszona! - przytula mnie, kto by pomyślał, że tak drobna istota ma tyle siły.

- Co jak kto? - wyrywam się z silnego uścisku by moc zaczerpnąć powietrza.

- Nie wiem, ale idź do dyra to on kazał mi do ciebie zadzwonić.

Wykonuje polecenie i idę prosto do gabinetu. W przeciągu czterech dni byłam w nim więcej razy niż w całym swoim życiu.

- Dzień dobry kazał mi Pan przyjść. - mówię ostrożnie.

- Tak siadaj Madison. - wskazuje ręka na krzesła, a ja posłusznie zajmuje jedno z nich. - W piątek zostałaś zawieszona przez pomyłkę.

Czy ja dobrze słyszę przez pomyłkę?

- Dziś rozmawiałem jeszcze raz z Jamesem i przyznał się, że był to nieszczęśliwy wypadek. Czyli ty i twoje zawieszenie jest nie aktualne. Oczywiście Nie będziesz mieć tego w papierach i skończysz liceum wraz ze swoim rocznikiem. - siedzę jak zamurowana. - Od jutra możesz normalnie uczęszczać na zajęcia. Serdecznie przepraszam cię za tę pomyłkę. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. - kończy swój przeprosinowy monolog.

Ależ mam.

- Nie skądże. Mogę już iść? - pragnę jak najszybciej poinformować moich przyjaciół.

- Oczywiście. Dowodzenia i naprawdę mi przykro. - przeprasza raz jeszcze.

- Dowodzenia.

Wychodzę z gabinetu i zamykam kulturalnie drzwi. By za chwilę biec jak oszalała wprost do znajomych. Zauważam ich przy jednym ze stolików.

- Udało się! Nie jestem zawieszona! - można pomyśleć, że przesadzam, ale nie macie pojęcia jaka to jest ulga dowiedzieć się, że skończę szkołę z moją klasą i pójdę na studia ze znajomymi.

- Kurwa zajebiście! - mój entuzjazm podziela również Noah.

- Wspaniale. - Blair też mnie przytula, ale ostatnie czasy wydaje się mniej sobą. Normalnie cieszyła by się ze mną i Noah, tak że ludzie patrzyli by się jak na bandę idiotów, a teraz jest taka cichsza i spokojniejsza normalnie jak nie ona.

- Chodź jedziemy na pizzę. - przyjaciel ciągnie mnie w stronę wyjścia.

- Czekaj a ty nie masz czasem lekcji? - przypominam sobie, że jest poniedziałek i moi znajomi mają normalnie zajęcia.

- A tam Johanson poczeka. - cieszę się, że Noah jest przy mnie. Potrafi zrezygnować z lekcji matmy, z której jest zagrożony. Oczywiście za długo go znam by wiedzieć, że nie robi tego tylko dla mnie.

- Blair jedziesz z nami? - pytam blondynki, bo mam ogromną nadzieję, że będzie nam towarzyszyć.

- Pewnie tylko skoczę po Willa. - uśmiecha się radośnie i znika za zakrętem.

- Okej to widzimy się na miejscu. - uśmiecham się sztucznie. Nie, że nie lubię Willa, tylko czasem brakuje mi czasu w trójkę jak kiedyś.

W pizzeri siedzieliśmy dobre dwie godziny. Szczerze nawet nie wiem o czym rozmawialiśmy. Myślami byłam kompletnie nieobecna. Nasza para zmyła się piętnaście minut temu, a ja czekam na Noah, który podrywa jakaś rudowłosą dziewczynę. Wtedy do głowy wpada mi pewnien pomysł. Podchodzę do bruneta bajerującego dziewczynę.

- Jestem kochanie. - całuje go w policzek, a chłopak na mnie gniewnie spogląda. - O widzę, że z kimś rozmawiasz, ale mówiłam ci, że ma być to drugi chłopak a do tego nie wiewiórka. - żałujcie, że nie widzicie ich min.

- Jesteś jego dziewczyną? - cicho pyta rudowłosa.

- Kiedyś byłam jedną z wielu, a teraz jestem jego narzeczoną. - powstrzymuje śmiech, gdy to mówię.

- Wiesz co jesteś popieprzony. - odchodzi zostawiając naszą dwójkę samych.

- Zaczekaj, mogę to wyjaśnić. - próbuje się tłumaczyć, ale dziewczyna go nie słucham i znika za szklanymi drzwiami.

- Zadowolona jesteś z siebie? - zwraca sie w moją stronę.

- To za tę chłodnie. - odpowiadam i idę w stronę parkingu.

Przez całą drogę słyszałam jego narzekanie o tym jako to nie dobra jestem przyjaciółką i zniszczyła mu szansę na szczęśliwą miłość. Nie robię sobie z tego wyrzutów, bo w stu procentach na to zasłużył. To on rozpadła ten łańcuch z Cole'em.

- Idź ja muszę jeszcze coś załatwić. - zatrzymuje się przed budyniekm, w którym mieszkam. - Co tak na mnie patrzysz? - pyta, ponieważ zamiast wysiąść to patrzę na niego licząc na cud, że uda mi się go przejrzeć, ale na marne.

- Ostatnio, gdy tak mówiłeś zobacz co się stało. - przypominam mu sytuację gdy Cole chciał go pobić za to, że nie wykonał zlecenia, które mu powierzył.

- Wyluzuj nie robię nic nielegalnego. - uspokojna mnie.

- Mam nadzieję. - mówię i wychodzę.

Wchodzę do mojego pokoju jest siedemnasta nie mam siły kładę się wygodnie na łóżku i włączam serial na laptopie. Po dwóch odcinkach zgłodniałam i idę do kuchni po coś do zjedzenia. Na moje nieszczęście ojciec znów jest w domu.

- Wiesz, że masz szlaban gdzie ty byłaś? - staje przed mną.

Ignoruje go i idę do swojego pokoju. Po co mam mu mówić, że jednak chodzę do szkoły. Gdyby nie dyrektor Beaufort do niego zadzwonił to nawet by się nie zainteresował. On nigdy nie pyta jak inni rodzice. Zawsze brakowało mi tej rodzinnej atmosfery kogoś kto spyta "Jak tam w szkole?" Przypominam sobie, że jutro mam kartkówkę z chemi, z której nic nie rozumiem. Z tego przedmioty jadę na dwójach i trójach. Poważnie jestem w stanie wszystkiego się nauczyć, ale tej przeklętej chemi nigdy nie zrozumiem.

Rano budzi mnie dźwięk budzika. Zauważam, że nie jestem w swoim łóżko. Od razu rozglądam się dookoła i widzę że zasnęłam przy biurku. Wczoraj uczyłam się do późna, a najlepsze jest to, że dalej kompletnie nic nie rozumiem. Jest godzina siódma dziesięć mam niecałe pięćdziesiąt minut do lekcji. Biorę szybki orzeźwiający prysznic. Nakładam lekki makijaż. Zakładam zwykle jeansy i bluzę. Dziś pogoda w San Fran nie dopisuje. Pada deszcz zakładam na głowę kaptur, bo moje włosy po deszczu się strasznie kręcą, chociaż mam naturalnie proste. Na parkingu stoji czarny Jeep a za kierownicą siedzi Noah.

- Współczuję twojemu chłopakowi. - komentuje w żartobliwy sposób wytykając mi moje drobne spóźnienie.

- Jeju no tylko pięć minut w te czy we w te. - droczę się z nim.

- Ciekawe co powie na to Zack.

- A co on ma do tego? - nie rozumiem jego toku myślenia.

- No wiesz ja tam was shipuje. - mówi w prost bez owijania w bawełnę.

- Aha? - jakby rozumiem Noah z tym, że szuka mi chłopaka, ale bez przesady, że ja i Zack. Dobrze, że nie powiedziałam mu o tym ostatnim pocałunku, bo dopiero wtedy zaczął by knuć te swoje teorię.

Moją pierwszą lekcją była chemia. Wiedźma Brown zrobiła obiecaną kartkówkę. Przykłady brała chyba z kosmosu. Co nie co spisałam od Noah, za którym siedziałam, ale nie spodziewam się jakiejś mega dobrej oceny, ponieważ nie oszukujmy się nie jest jakimś geniuszem. Na Blair w ogóle nie mogłam liczyć siedziała bez slowa wpatrując się w pustą kartkę. Pytałam się co jej jest, a ona tylko zbyła mnie machnięciem ręki. Teraz mamy przerwę na lunch jeszcze tylko hiszpański i nareszcie mogę iść do domu. Chyba wolałam wolne, bo mogłam spać do której chciałam.

– Halo ziemia do Bri. – Noah próbuje przywrócić dziewczynę do żywych.

– Ile razy mam ci mówić, że nie lubię Bri. – to przezwisko działa na nią jak kubeł zimnej wody i powraca do nas ta sama dziewczyna, którą znam od podstawówki.

– Mad na czwartej. – ostrzega mnie chłopak. Wzdłuż korytarza idzie James, który obejmuje Mindy największą zdzirę z naszej szkoły. Para zatrzymuje się przed naszą trojką.

– No proszę sierotka Marysia powróciła. – wyśmiewa mnie mocniej wtulając się w chłopaka.

– Czego chcesz Mindy? – przede mną staję blondynka.

– Ty też jesteś królewno na ziarnku grochu. – czy wspominałam już, że na każde z nas ma jakieś durnowate przezwisko. Jeśli nie to teraz mówię.

– Fiona w końcu znalazła swojego Shreka. – zauważa Noah, na co wybuchamy śmiechem.

– Błagam was jesteście tak żałośni. – zawsze ona zaczyna, ale gdy można jej się sensowne argumenty wypomina jacy to my nie jesteśmy.

– Skończyłaś? – odwracam się do niej plecami i mam zamiar odejść.

– Uciekasz przede mną sieroto? – śmieje się razem z chłopakiem tylko po to by mnie spróbować i udaje jej się to.

– Szkoda moich oczu dwa potwory się dobrały. – nie daje jej dojść do słowa, bo już odchodzę. Może i nie zachowałem się dojrzale, ale to liceum kto powiedział, że tu trzeba być dojrzałym.

Po szkole jak zwykle wracałam z Noah. Nie obyło się bez kąśliwych uwag na temat Willa. Poważnie nie wiem co on ma do tego gościa, ale postanawiam nie drążyć tematu.

– Chcesz coś? – pyta chłopak szperając w mojej lodówce.

– Nie, ale ty się nie krępuj. – mówię przękąśnie. Nie przeszkadza mi to jak chłopak grzebie po szafkach, bo traktuje go jak brata.

– Swoją drogą nieźle nagadałaś Mindy. – siada przy wyspie i zaczyna jeść chipsy.

– Żartujesz? Tekst o Fionie i Shreku wygrał wszystko. – na samo wspomnienie zaczynam się śmiać.

– A James to, ani słowa nie powiedział.

– Chyba bał się, że teraz wyleci za okno. –  po wypowiedzienu tych słów. Noah zaczyna się strasznie śmiać i wypluwa cole, która miał w ustach. – Jesteś obrzydliwy. – komentuje jego wyczyn.

– Takim mnie właśnie kochasz. – wyciąga z szafki papierowe ręczniki by posprzątać cały bałagan, który zrobił.

– Ciekawe co skłoniło Beauforta żeby mnie odwiesić? – ta myśl nie daje mi spokoju. Szczerze wątpię, że to Jakaś zmienił zdanie i powiedział prawdę. Musiało się coś innego zdarzyć.

– No pięknie Madison, miałaś w ogóle zamiar mi o tym powiedzieć? – uśmiech rzednie mi z twarzy, gdy mój ojciec stoji w progu i zapewne słyszał część rozmowy. – Słucham masz mi coś do powiedzenia?

– To może ja już będę się zbierał. Dowodzenia Charlie, pa Mad. – Noah jak zwykle zręcznie wymiguje się z sytuacji. – Powodzenia. – szepcze mi do ucha wychodząc.

– Więc!? – ojciec patrzy na mnie srogo i oczekuje wyjaśnień, których się nie doczeka.

– Już podsłuchałeś to po co mam ci o tym mówić drugi raz. – stwierdzam oschle.

– Mad co się z tobą dzieje nie poznaje cię. Może być ci ciężko, ale minął rok czas się otrząsnąć. – mówi ładnie jakby rozmawiał z dzieckiem, którym nie jestem.

– A ty znałeś mnie wcześniej? Jak nie whisky to wódka i tak było przez pieprzone pięć lat. Gdzie wtedy byłeś? – wiem, że za każdym razem mu to wypominam, ale nie jestem w stanie o tym od tak zapomnieć. To było najgorsze pięć lat mojego życia. Nikt nie wiedział prócz Noah i Blair jakie piekło przychodziłam. Nie otrzymałam od nikogo pomocy, mimo to że o tę pomóc krzyczałam. Byłam zdana tylko na siebie.

– Wiesz, że od dwóch lat nie pije. – przypomina mi. Co mi po tym, że nie pije jak i tak ciągle go nie ma. Gdy potrzebuje pomocy to nigdy jej nie otrzymałam od rodziny zawsze liczę tylko na siebie. Mindy ma rację czasem czuje się jak zwykła sierota.

– Ale nadal od dwóch lat się mną nie interesujesz. – łzy zaczynają mi się zbierać w oczach. Idę do siebie trochę się uspokoić. W moim siedemnastoletnim życiu już tyle się wydarzyło, że momentami jestem niestabilna emocjonalnie. Staram się to kontrolować, ale jestem tylko człowiek i też czasem nie daje rady.

Jest już wieczór, po awanturze z tatą poszłam na dach budynku. Nie wiem dlaczego, ale to właśnie tu czuje się bezpiecznie. Mogę z góry podziwiać przechodniów i jeżdżące auta ulicami San Francisco. Tu dla mnie czas się zatrzymuje nie ma żadnych zmartwień. Mogłabym zostać tu na zawsze. Stoję oparta łokciem o murek i spoglądam w dół zauważam niebieskie BMW, które należy do Cole. Auto zatrzymuje się i z niego wysiada z niego wysoki przystojny brunet.

Jaki przystojny przestań!

Ganie się w myślach może i jest ładny, ale zdecydowanie nie dla mnie w tym słowa znaczeniu. Stoję oparta łokciami o murek, gdy za plecami słyszę kroki. Myślę, że to Cole dlatego nie odwracam się od razu. Chłopak staje obok mnie. Nie myślałam się to on.

– Cześć Allen. – wita się ze mną swym głębokim basem.

– Cześć. – odpowiadam ciszej niż bym chciała.

Stojimy tak w milczeniu i podziwiamy nocną panoramę miasta. Normalnie jak nie ja. Zapytała bym go po co tu przyszedł, ale teraz jak za magicznym dotknięciem różdżki zabrakło mi tej niepohamowanej śmiałości.

– Jak tam ze szkołą? – nie wiem czemu o to pyta, pewnie nie wie o moim odwieszeniu. Chociaż może Josh mu powiedział.

– Dobrze już nie jestem zawieszona. – odpowiadam mu, bo to nie jest przecież jakaś wielka tajemnica.

– Wiem o tym. – nadal patrzy gdzieś przed siebie.

– No w sumie pewnie Josh ci mówił. – mówię tak cicho jak mała dziewczynka, że aż sama siebie nie poznaje.

– Nie wyjaśniłem sobie z tym całym Jamesem. – kiwam głos na znak że rozumiem.

Chwila czy on właśnie mi powiedział, że rozmawiał z Jamesm!?

– Czekaj jak to z nim gadałeś? – pytam ponieważ nie widzi mi się jak Zack Cole rozmawia z jakimś kolesiem z mojej szkoły na dodatek o mnie.

– O tym, że ma powiedzieć dyrektorowi prawdę. – odwraca się w moją stronę, a w jego ciemnobrązowe teczówkach widzę troskę.

Nie to nie możliwe, że największy krętacz jakiego znam nakłonił Jamesa do powiedzenia prawdy. A jednak.

– Dziękuję. – szepcze w jego stronę. Nie ma pojęcia jakie jest to dla mnie ważne wyjechać z tego przeklętego miasta na studia.

– Wiesz możesz mi podziękować tak jak ostatnio. – uśmiecha się cwaniacko. Nie obyło by się bez wypominama mi tego pocałunku cały on.

– Albo wiesz skoro James spadł ze schodów to tobie tym bardziej radzę iść tym bardziej, że stojimy na dachu. – pewnie, że nie zrozbiłabym mu krzywdy prędzej było by na odwrót, bo ja i te moje chuderlawe rączki i jego wielkie mięśnie. Zdecydowanie nie skończyło by się to za dobrze.

– Prędzej czy później dostanę tego całusa. – zapewnia mnie. – Cześć Allen. – mówi i odchodzi.

Też się zbieram, bo w prawdzie jest lato, ale noce są jeszcze chłodne. Idę do siebie. Mojego taty znowu nie ma pewnie nocna zmiana. Dlatego siadam przed telewizorem i oglądam moje ulubione reality show. Około północy przebieram się w piżamę i idę spać. Chociaż ta sprawa z Cole'm nie daje mi spokoju. On nigdy nie pomaga nikomu bezinteresownie. To wszystko musi mieć jakieś drugie dno, ale jestem zbyt zmęczona dlatego bardzo szybko zasypaiam.

Jak każdego ranka do szkoły jadę z Noah pierwsza lekcja jaka dziś mam jest matematyka. Siedzę sama, bo nigdzie nie widzę mojej przyjaciółki. Lekcje jak zwykle była maudna, ale na cale szczęście niedługo zakończenie roku.

– Hej Mad. – obok mnie staje Will.

– Cześć, wiesz co jest z Blair. – pytam ponieważ jest on jej chłopakiem i pewnie wie dlaczego jej nie ma.

– Źle się czuła. Słuchaj może poszlibyśmy gdzieś razem? – proponuje.

– Okej tylko spytam Noah.

– Wiesz myślałem, że tylko nasza dwójka. – czy on mi właśnie do mnie podbija?

– Nie sądzę, że to dobry pomysł poza tym masz dziewczynę, a ona jest moją przyjaciółką. – przypominam mu i odchodzę.

Nie rozumiem jak tak można? Lepiej bym powiedziała Blair zanim ten dupek ją skrzywdzi. Dlatego po szkole postanawiam od razu do niej pójść.

***
Rozdział krótszy niż zazwyczaj, bo mam masę nauki.

Ps. W przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału, za co serdecznie was przepraszam. Jest to czas, który wszyscy powinniśmy poświęcić bliskim. Dlatego już dziś życzę wam Wesołych Świąt Wielkanocnych.

Do zobaczenia kocham;***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro