20. Szczęśliwy początek?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pamiętam wszystko: ból głowy, nóg, boku, brzucha. Jednak to znikło tak nagle jak i odgłosy z zaułka. Tam słychać było nie tylko strzelaninę i upadające ciało, ale także mnie ważne rzeczy: śpiew ptaków, puszki walające się po ziemi turlane przez myszy. Teraz słychać samo równomierne pikanie i oddech. Nic więcej nie ma. Znikło wszystko. czy takie właśnie są odgłosy w niebie?

Otwieram oczy od razu zauważając ostre światło jak po przebudzeniu parzy się w okno. Bez chwili zastanowienia ściskam powieki. Już trochę wolniej je rozszerzam przyzwyczajając się jak do zimnej wody w basenie. W końcu otwieram je tak szeroko, że zauważam biel i łóżka. Telewizor powieszony na ścianie z jakąś naklejką po boku i puszką z dołu. Kilka taboretów z jednym człowiek na nim siedzącym. Fabian opiera głowę o ścianę za sobą. Ma zamknięte oczy, ale nie wiem czy śpi. Mimo to oglądam się za czymś co powinno mieć jakieś zastosowanie. Na szafeczce z boku stoi bukiet z siedmiu róż. W tym bukiecie jakaś kartka. Bez chwili zastanowienia łapię za kartkę z napisanym na niej imieniem. targam ją na małe części robiąc z nich małe kuleczki. Uśmiecham się na samą myśl o miłej pobudce Fabiana. Łapię za pierwszą kulkę i już chcę rzucać nią w chłopaka, ale kiedy się odwracam już nie widzę go śpiącego, ale pochylonego. Uśmiecha się jak głupi do sera, a patrzy tylko na mnie.

- Zjebałeś.

Mimo, że jego twarz zrobiła się smutna to on sam zaczął się śmiać. Nie wiem czy bardziej z tego co powiedziałam czy może bardziej z jakiegoś innego powodu. Mimo to również i ja się śmieję. Chłopak w końcu poważnieje i patrzy na mnie jak kiedyś.

- Obudziłaś się po dwóch dniach i pierwsze co potrafisz powiedzieć to to, że zjebałem. - Zaśmiał się, ale tym razem bez krzty wesołości w głosie. - Chyba lubisz mi wytykać błędy. - Uśmiechnęłam się patrząc na chłopaka. - Nie byłoby tak trudno jakbyś w końcu przestała uciekać.

- Nie, zjebałeś, bo to ja miałam cię obudzić, a nie, że zjebałeś, bo przez ciebie tu jestem. - Spoglądam na chłopaka, który od razu się rozweselił. W końcu sobie o czymś przypomniałam. Jego wspólnik celował w Chrisa, a później strzał i ktoś upadł. Moja twarz od razu pochmurnieje tak samo jak po chwili i Fabiana. - Czy... - głos mi się łamie, ale nie powstrzymuje się przed pytaniem. - Czy Chris cierpiał?

- Trochę go bolało, ale bez przesady. Dobrze, że tak się stało. - Spoglądam na chłopaka, który się uśmiecha. Dobrze, że Chris umarł? Czy jego do końca pojebało? - No co się tak patrzysz? Dostał kilka kopniaków, ale dobrze mu to zrobi. W końcu się czegoś nauczy.

- Mogłabym z nim porozmawiać?

Fabian nie zdąża odpowiedzieć, bo do pomieszczenia ktoś wchodzi. Od razu spoglądam w stronę drzwi. Matt z dwoma kubkami stoi w miejscu i się nie rusza. Odwracam głowę nie chcąc na niego patrzeć. Zranił mnie i to mocno. Dałam mu swe serce, a on je wyrzucił przez okno z samolotu. Nie potrafię nic na to poradzić, że jego obecność wprawia mnie w smutek i złość.

Fabian jakby próbował wyczuć odpowiedni moment, aby się ulotnić raz wstaje a raz siada. Nie wiem komu jest bardziej posłuszny. Jestem jego przyjaciółką, ale on w połowie należy do Hali, więc Matt jest jego Przywódcą. Stawia go to w dość nietypowej sytuacji, a zarazem jest jedyną bezstronną osobą. Mimo to nikt się nie odzywa. Całe pomieszczenie jest utrzymane w ciszy. Dopóki Matt nie zamyka drzwi, a może to wiatr. Nie wiem, nie spoglądam tam. Słysząc jednak kroki w stronę łóżka na którym leżę od razu patrzę na niego. Nie wiem czy potrafi wyczytywać emocje z czyiś oczu. Chociaż bardzo bym chciała, aby wyczytał. Pokazuje mu swój ból psychiczny. Cierpienie, które będzie mi towarzyszyć każdego dnia do końca życia.

- Fabian, możesz zostawić nas samych? - pyta Matt.

- Zostań - mówię od razu kiedy zauważam, że Fabian wstaje.

- Wyjdź.

- Zostań.

- Musimy porozmawiać.

- Powiedziałeś już wszystko co miałeś.

- Fabian, wyjdź.

- Zostań.

- Wyjdź.

- Zostań.

- Dlaczego jesteś taka uparta? - Matt pociera swoje zmęczone oczy palcami, ale nie oznacza to koniec jego wypowiedzi. - Fabian, wyjdź, to rozkaz. - Chłopak posyła mi lekki uśmieszek świadczący o tym, że mu przykro, ale musi. - Pogadajmy.

- Nie mamy o czym. - Przewracam się na drugi bok przykrywając się szczelniej kołdrą. Wszystkie papierki, które na mnie leżały opadły lekko na podłogę. - Powiedzieliśmy już sobie wszystko.

- Harley....

- Mi rozkazywać nie będziesz.- Przerywam mu szybko zanim zdąży cokolwiek powiedzieć. - Im możesz, ale nie mi. Ja mogę tobie - mówię pewnie, a wzrok Matta szybko analizuje całe moje ciało. - Wyjdź. - Odwracam głowę nie chcąc na niego patrzeć. - Wyjdź i nie wracaj. Ja wyjadę jak chciałeś. Będziemy żyć osobno, ale tylko ty szczęśliwie.

- Czasami trzeba powiedzieć coś w imię wyższego dobra.

Milknę nie wiedząc co powiedzieć. Czyżby mówił o tym co mi powiedział u Elżbiety i u siebie. Czyżby miał jakieś wyższe dobro? Jakie może być wyższe skoro będziemy żyć bez siebie. Jeśli kłamał to może to oznaczać, że mnie kocha, ale chce coś innego. Co tym osiągnął? Będziemy żyć bez siebie i to nie na innej ulicy czy w innym stanu. Tylko na innym kontynencie. On tutaj zostanie, a ja wrócę do Golden Fall z połamanym sercem.

- Wyjeżdżam za kilka dni. - Przełykam ślinę nie chcąc aby chłopak zauważył, że coś mnie trapi ani że nie chcę robić tego co zaraz powiem. - Nie chcę cię widzieć już więcej. Zniknę jak chciałeś.

Wciąż na niego nie patrzę, ale tylko w stronę drzwi. Zamykam oczy nie chcąc wypuścić ich spod powiek. Kiedy ponownie je otwieram widzę wychodzącego z pomieszczenia Matta. Teraz nie kontroluję już łez. Lecą jak chcą. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po chwili wchodzi pielęgniarka, bo w końcu dowiedziała się, że się obudziłam. Dzięki chłopaki, za powiadomienie jej wcześniej. Dlatego wycieram szybko swoje załzawione oczy i patrzę na młodą pielęgniarkę. Nic dziwnego, że Fabian tutaj siedział.

--------

Rozdziału jutro nie będzie, ale jest dziś :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro