10. Najgorsze jest udawanie kogoś, kim się nie jest

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sean

Wkrótce minął drugi tydzień przerwy letniej. Wakacje były okresem, który jednocześnie kochałem i darzyłem nienawiścią. Miłość powodował fakt, że nie musiałem tkwić wzrokiem w nieprzyjaźnie wyglądających podręcznikach i mogłem w pełni korzystać z szansy na odpoczynek. Z kolei nienawiść wywoływała nuda przeplatana z natrętnymi myślami dotyczącymi studiów. Mimo że zbliżały się wielkimi krokami, czułem pewien strach. Uzasadniałem go jednak tym, że przecież każdy w jakimś stopniu obawiał się tego, co nieznane.

W wakacjach uwielbiałem również możliwość spotykania się z przyjaciółmi. Ostatni tydzień upłynął mi głównie na tym oraz wpychaniu w siebie masy lodów o różnorodnych smakach. Dlatego właśnie to robiłem tamtego dnia z Dylanem i Timothym. Nie było z nami Connie, która spędzała czas w słonecznej Hiszpanii oraz Eleny, która rzuciła jakąś słabą wymówką w postaci sprzątania pokoju.

– Frajerzy – rzucił Dylan, kiedy graliśmy na jego konsoli. Siedzieliśmy u niego w domu, spędzając czas na kanapie w salonie. – Jesteście w to beznadziejni.

– Nie chcę cię martwić, ale to ty zajmujesz ostatnie miejsce – wytknął mu Tim, wskazując palcem na ranking w rogu telewizora. Ścigaliśmy się jakimiś pikselowymi autami, co przysparzało mi jedynie nerwów niż jakiejkolwiek przyjemności.

– Co? Tu jest jakiś ranking? – spytał wyraźnie zdziwiony Harvey. – A to nie ta liczba na rejestracji?

– Jesteś tak durny czy tylko udajesz? – prychnął Wang. – To numer auta. Przecież nie jestem osiemnasty w rankingu na nas trzech. – Trącił naszego wspólnego przyjaciela w bok, na co ten oddał mu uderzeniem w ramię.

– Nie moja wina, że mam numer jeden. – Wzruszył ramionami.

– Sam sobie tak wybrałeś. – Timothy rzucił chłopakowi rozbawione spojrzenie.

Kompletnie nie dziwiłem mu się, że reakcja Dylana go rozśmieszyła. Harvey nigdy nie grzeszył inteligencją, a czasem zdarzało mu się powiedzieć coś tak głupiego, że najwięksi uczeni mieliby zagwozdkę, co autor danych słów miał na myśli. Jednak zdecydowanie nadrabiał braki mentalne swoim wyglądem. Jego loki w kolorze cappuccino i zielonkawe oczy robiły ogromne wrażenie.

– A ten co? – Harvey wskazał wzrokiem na mnie. Korzystając z momentu nieuwagi, wyprzedziłem jego wyścigówkę, po tym jak ten ominął mnie kilka sekund wcześniej.

– Pewnie myśli o tej swojej Elenie – zaśmiał się, a następnie posłał mi kpiący uśmiech. – Jeśli ludzie zakochani są tacy nieobecni, to wolałbym pozostać sam do końca życia.

– Obawiam się, że związek i tak ci nie grozi – odparłem, a następnie wyprzedziłem jego bolid. – Wygrałem, idioci – dodałem, przekraczając metę.

Po moim spektakularnym zwycięstwie odłożyliśmy grę. Podszedłem do lodówki, a następnie rzuciłem chłopakom po puszce coli. Sam otworzyłem swoją, a następnie dołączyłem do nich na sofie. Tego dnia upał był jeszcze większy niż ostatnio, a postawiony koło nas wiatrak wcale nie polepszał sytuacji.

– Swoją drogą jak poznaliście się z Eleną? – spytał mnie Wang, a ja przekląłem jego imię w myślach. Cholera.

Chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Chciałem, aby uwierzyli w bajkę o naszym związku, ponieważ któryś z nich z łatwością mógłby wygadać wszystko Danielle. Szczególnie pewny byłem, że zrobiłby to Harvey, który nigdy nie potrafił trzymać języka za zębami.

– Wpadliśmy na siebie kiedyś na jakiejś imprezie – wyznałem, nieco naginając prawdę. – Spodobałem jej się – dodałem pewny siebie. – Tak, jak mówiłem, to jeszcze nie jest nic szczególnie poważnego, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.

– To głupie – wtrącił Dylan. – Spotkałeś jakąś laskę na imprezie i nagle wielka miłość – prychnął, dopijając swoją colę. – Powiedz, że zależy ci tylko na jednym.

Tak. Przeżyciu wesela Danielle.

– Nie – zaprzeczyłem. – Zresztą przestańcie wpieprzać się w nie swoje sprawy i nie wiem, znajdźcie sobie kogoś – dodałem. – Chociaż nie. Nikt z wami nie wytrzyma.

– Musisz zawsze być taki niemiły? – Dylan uśmiechnął się pod nosem. – To nie ty masz spam wiadomości od całkiem niezłych dziewczyn.

– Stworzyłem dwadzieścia fałszywych profili, nie musisz dziękować – powiedziałem, a Timothy zaśmiał się pod nosem. – Nie chciałem, żebyś czuł się samotny.

– Idiota – skomentował Harvey, wyciągając swój telefon.

Poszedłem w jego ślady, przesuwając palcem ekran blokady. Wpisałem pięciocyfrowe hasło, a następnie skupiłem wzrok na licznych powiadomieniach. Usunąłem te odnośnie aplikacji systemowych, przechodząc do czekających na mnie wiadomości. Oprócz zapełnionego czatu grupowego z paczką natknąłem się na kilka nowości pochodzących od Eleny. Otworzyłem konwersacje z dziewczyną, marszcząc brwi.

Elena: Szefie, mamy problem

Elena: Moja mama zaprasza cię, twoich rodziców, a także Danielle i jej narzeczonego na kolację jutro

Elena: Moja rodzina chce cię poznać

Westchnąłem, analizując kolejne wiadomości. Miałem ochotę rzucić telefonem o ścianę na samą myśl, że będę musiał przeżyć lawinę pytań dotyczącą podejścia do edukacji, pracy, dzieci, ślubu, a nawet upodobań politycznych. Musiałem jednak się zgodzić. W końcu była to idealna okazja, aby rodzina Andersonów również uwierzyła w tworzoną przez nas szopkę.

Sean: Wyślij mi adres

Sean: I pamiętaj, że mam uczulenie na orzechy

Odpowiedź przyszła błyskawicznie, po czym byłem pewny, że dziewczyna w rzeczywistości nie sprzątała pokoju.

Elena: Zapisane. Poproszę mamę, żeby dodała do ciasta

Sean: Jak mnie zabijesz, to nie będę mógł ci zapłacić, więc radziłbym ci się zastanowić

Elena: Przeżyję ten straszny fakt

Sean: Za bardzo byś za mną tęskniła

Elena: Ten tydzień, w którym nie musiałam cię widzieć był najlepszy w moim życiu

Sean: W takim razie musisz mieć naprawdę nudne życie

Elena: Powiedział ten, co płaci mi, abym z nim chodziła

I w tamtym momencie, szturchnięty łokciem przez Dylana, ściemniłem ekran, aby ten nie mógł zobaczyć ostatniej wiadomości, którą wysłała dziewczyna. Nasza tajemnica ponownie by się wydała, a Connie była wystarczającą osobą, która znała prawdę. Nie potrzebowaliśmy innych powierników.

– Co się tak szczerzysz? – spytał Harvey, a ja zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście na mojej twarzy widniał przyklejony uśmiech. Szybko zmyłem go, zastępując maską obojętności.

– Bez powodu. – Wzruszyłem ramionami, a on posłał mi znaczące spojrzenie.

– Co ta dziewczyna z tobą robi? – Pokręcił głową z niedowierzaniem. Następnie wstał, aby rzucić mi paczkę chipsów.

Doprowadza do szewskiej pasji, niszcząc mój układ nerwowy.

✧༺♥༻∞  ∞༺♥༻✧

Gdy wróciłem do domu, niemal na wejściu przedstawiłem rodzinie informację, którą przekazała mi Elena. Oczywiście, pomijając planowany zamach na moje życie, a jedynie uwzględniając zaproszenie na kolację. Wszyscy z wyjątkiem Danielle przyjęli tę wiadomość z entuzjazmem. Jedynie moja siostra wydawała się być nieco spięta tym, że postawiłem ją przed faktem dokonanym.

– Nie da się tego przełożyć? – spytała, odgarniając swoje rude fale. – Najlepiej na za tydzień.

– Nie – odparłem, wzruszając ramionami. Niespecjalnie mnie to interesowało, że mogła mieć inne plany. – Poza tym, co takiego pilnego sprawia, że nie możesz jutro poznać rodziny mojej dziewczyny?

Na moje pytanie usta Danielle zacisnęły się w cienką linię, a ona sama wyglądała, jakby szukała odpowiedniego wytłumaczenia. Jednak żadne słowa nie zamierzały się z niej wydostać, sprawiając, że spojrzałem na nią pytająco. Ewidentnie coś było na rzeczy.

– Nieważne – odpowiedziała wkrótce, a następnie wyminęła mnie, kierując się do swojego pokoju. – Powiadomię Jacoba – dodała, posyłając mi pewny siebie uśmiech.

Ostatecznie wzruszyłem ramionami na jej dziwne zachowanie. Z początku poczułem ciekawość względem jej planów na jutrzejsze popołudnie, lecz szybko stwierdziłem, że i tak nie zrozumiem tego, co siedzi jej w głowie. Wychowywanie się ze starszą siostrą pod jednym dachem sprawiało, że zdałem sobie sprawę z faktu, że dziewczyny są niezwykle trudne do rozgryzienia. Odgadnięcie ich myśli nie należało do najprostszych zadań, nie wspominając nawet o nastrojach, które bywały bardziej zmienne od wakacyjnej pogody. Mimo że był to powielany stereotyp, miałem wrażenie, że było w nim zasiane małe ziarnko prawdy.

Po wspólnej kolacji, która minęła mi w dość napiętej atmosferze, postanowiłem wyjść na spacer. Chodząc po niesamowicie gorących chodnikach, miałem wrażenie, że moje buty zaraz się roztopią. Wyjąłem telefon, po czym zadzwoniłem przez komunikator do Connie. Po chwili odebrała, a następnie włączyła kamerkę, pokazując, jak spędza czas na jednej z hiszpańskich plaż. Leżała na kocu, trzymając w dłoni różowy koktajl z kolorową słomką, a w drugiej jakąś grubą książkę. Westchnąłem, zdając sobie sprawę, że ja mogłem jedynie nasypać piasku na balkonie i ustawić na nim stary leżak.

– Nie wiesz nawet, jak jest tu gorąco – odparła, a ja miałem ochotę parsknąć śmiechem. Wylegiwała się w pieprzonej Hiszpanii i jeszcze śmiała narzekać.

– Tu wcale nie jest chłodniej – mruknąłem, wachlując się dłonią.

– Gdzie idziesz? – spytała, a ja zdziwiłem się, skąd wiedziała, że spędzałem czas na powietrzu. – Tak dyszysz, że domyśliłam się, że nie siedzisz w domu – dodała, kiedy z mojej strony nie padły żadne słowa.

– Przejść się – rzuciłem. – Mogłabyś mi doradzić? – Zmieniłem temat.

– Dawaj.

– Idę na kolację do Eleny – zacząłem, odczuwając pewne zakłopotanie. – Jak mam wywołać dobre wrażenie na jej rodzicach?

Przez chwilę z jej strony dobiegał jedynie szum fal. Westchnąłem, zdając sobie sprawę, że to pytanie mogło zostać przez nią odebrane w sposób, jakby jakkolwiek zależało mi na ich opinii. Nie była to jednak prawda. Po prostu pierwszy raz miałem okazję poznać rodziców swojej udawanej, lecz jednak drugiej połówki. Nie miałem pojęcia, jak powinienem się zachować, aby nie narobić wstydu. Ostatnim, czego potrzebowałem to mieć dodatkowych wrogów wśród Andersonów.

– Sean Lawrence, który przychodzi do mnie po poradę miłosną. Tego jeszcze nie grali – zaśmiała się Connie, a ja przewróciłem oczami. – Bądź sobą. Najgorsze jest udawanie kogoś, kim się nie jest – odparła, na co zaśmiałem się nieco za głośno. Przecież relacja moja i Eleny od początku opierała się na kłamstwie. – No tak, zapomniałam – również parsknęła śmiechem.

– Jak widzisz, nie jestem w stanie przestrzegać nawet pierwszej zasady.

– Przynieś kwiaty dla El i jakieś czekoladki dla jej rodziców – powiedziała wkrótce. – Bądź również z nimi szczery przynajmniej w tych kwestiach, w których jesteś w stanie. Musisz nie być dupkiem z przerośniętym ego i powinieneś zachowywać podstawowe zasady kultury, ale to raczej oczywiste – stwierdziła, a ja zanotowałem w myślach kolejne punkty. – Możesz dopytać, czy nie jest potrzebna jakaś pomoc w kuchni.

– To wystarczy?

– A co chciałbyś zrobić więcej? Wysprzątać im dom? – parsknęła Morrison. – Spokojnie, Sean. To tylko kolacja.

– Wiem, po prostu chciałbym, żeby nam uwierzyli. Nie wiem też, co powiedziała im Elena – westchnąłem.

– Nie boisz się, że powiedziała im prawdę o was? – spytała nagle, a ja pokręciłem głową.

Nie sądziłem, aby Elena była do tego zdolna. Byłem pewien, że nawet jeśli uznała to za słuszne, przyznałaby się przede mną. Przecież sam nie ukrywałem, że opowiedziałem o nas Connie. Nie mieliśmy powodów, żeby zatajać przed sobą fakty. Ważne było, abyśmy choć minimalnie sobie ufali i unikali szerzenia między sobą kłamstw. Wolałbym wiedzieć, kto z jej rodziny zdaje sobie sprawę, jak naprawdę wygląda nasza poplątana relacja. I na tę wiedzę liczyłem ze strony Ellie.

– Nie – odpowiedziałem szczerze. – Powiedziałaby mi o tym.

Coś jednak w środku podpowiadało mi, że mogłem się mylić. Że być może moje znikome zaufanie, jakim ją obdarzyłem, było jedynie szczeniackim błędem. Jednak postanowiłem zignorować to uczucie, być może tym samym wpadając w niewidzialną pułapkę.

– Coś jeszcze, Sean? – dopytała nagle Connie. Usłyszałem w tle jakieś głosy. – Będę musiała już kończyć.

– Nie – odparłem z lekkim uśmiechem. – Dziękuję, Morrison. Nie spal się na tym słońcu.

– Dzięki za troskę, Lawrence – zaśmiała się lekko. – Powodzenia z El.

Po chwili rozłączyła się, a ja ruszyłem w stronę pobliskiej kawiarni. Potrzebowałem wejść do pomieszczenia z klimatyzacją, czując, że mój mózg przegrzewa się to on natłoku myśli, to od upału, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nie do wytrzymania. Pchnąłem drzwi do przytulnego lokalu, skanując wzrokiem stoliki w poszukiwaniu jednego wolnego. Ruszyłem do lady, a następnie zamówiłem u przyjaznej ekspedientki lody o smakach kokosa i czekolady. Moje ulubione połączenie. Znalazłem wolne miejsce, wyjmując telefon. Wpisałem w wyszukiwarkę symbolikę kwiatów, zastanawiając się, które powinny być idealne dla Eleny. Zaśmiałem się pod nosem na pomysł kupna narcyzów, które miałyby przypominać jej o wysokim ego, jakie była zmuszona dźwigać na swoich barkach. Po długich chwilach szukania i jedzenia lodów postanowiłem udać się jutro do kwiaciarni po bukiet astrów. Symbolizowały elegancję, wdzięk, mądrość, cierpliwość, a także stanowiły wyraz wdzięczności. Idealnie.

✧༺♥༻∞  ∞༺♥༻✧

Kiedy wróciłem do domu, za oknem panowała jeszcze jasność. Wyminąłem krzątającą się w kuchni mamę i siedzącego na sofie tatę, ruszając do swojego pokoju. Czułem się nieco zmęczony długim spacerem, który w połączeniu z wysoką temperaturą stanowił zabójcze połączenie. Jednak cieszyłem się, że wykorzystałem ten czas na odpoczynek od narastających obaw. Musiałem przyznać, że myśl o jutrzejszej kolacji wywoływała we mnie stres. W końcu miała być na niej również moja rodzina, a to spotkanie niekoniecznie mogło okazać się najlepszym rozwiązaniem. Mimo to rozumiałem decyzję rodziców Eleny. Zapewne chcieli dowiedzieć się, czy ich córka nie związała się z jakimś kryminalistą, czy innym frajerem. Na szczęście pod tymi względami byłem bezpieczny, ponieważ nie miałem nawet papierosa w ustach oraz nie poznałem smaku alkoholu z wyjątkiem kropelki szampana w sylwestra. Używki nigdy nie były mi potrzebne do szczęścia. Zwłaszcza gdy miałem pojęcie o tragediach, które sięgały nawet moich najbliższych. Przykre było, że dla jednego kieliszek wódki stanowił zabawę, a dla drugiego był wręcz gwoździem do trumny.

Po drodze do pokoju o mało nie wpadłem na Danielle. Przeprosiłem ją, lustrując spojrzeniem jej krótką sukienkę oraz wysokie szpilki. Nie wspominając nawet o makijażu, który był wyjątkowo mocny. Wzruszyłem ramionami, stwierdzając, że nie jest to moja sprawa.

– Idę do Becci – rzuciła, zakładając, że w jakikolwiek sposób mnie to interesowało.

Zwróciłem uwagę na fakt, że wykręciła swoje palce i wyminęła mnie, za wszelką cenę unikając kontaktu wzrokowego. Kłamała, co było bardziej niż pewne. Jednak w tamtym momencie mnie to nie obchodziło. Mogła nawet dorabiać sobie w jakimś klubie. Była dorosła, a ja miałem swoje życie. Poza tym nie byliśmy szczególnie ze sobą zżyci. Ona nigdy nie interesowała się mną, wybierając swoje nastoletnie lata beztroski. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że rodzice zabiegali jedynie o jej przyszłość, zbierając konsekwencje jej lekkomyślnych czynów. Szkoda, że kosztem drugiego dziecka, które nie miało nawet kogo poprosić o pomoc w zadaniu z matematyki.

– Spoko – burknąłem. – Jednak jak się schlejesz, to nawet nie licz, że po ciebie przyjadę – dodałem nieco głośniej, aby mnie usłyszała.

– Nie bądź niemiły – upomniała mnie. – Idziemy po prostu na małą imprezę. Nic wielkiego.

– Zobaczymy – odparłem z uśmiechem, a następnie zniknąłem za drzwiami swojego pokoju.

Ostatnio Danielle wychodziła często. Wracała późno, z reguły ledwo potrafiąc wyjść na górę po schodach. Byłem pewny, że wraz z poznaniem Jacoba zaczęła się pilnować i postanowiła podjąć kilka odpowiedzialnych, dorosłych decyzji. Poczynając od znalezienia sobie pracy, przechodząc przez zaręczyny, a kończąc na ślubie planowanym na ostatni dzień wakacji.

Szkoda tylko, że obwiniając ją o bycie złą siostrą, sam nie kiwnąłem palcem, aby jakkolwiek wyciągnąć ją z dołka. Wtedy nie spodziewałem się, że konsekwencje jej działań odczuję na własnej skórze.

A jeszcze bardziej dotkną tych, którzy niczym na nie nie zasłużyli.

==

Hej! 

Dziękuję za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze <3

Za chwilę pojawi się kolejny rozdział także życzę miłego spędzania czasu z Seanem i Ellie, a przy okazji wspaniałego weekendu. Odpoczywajcie <3


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#LPILwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro