30. To nie jest pożegnanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sen o wypiciu całkiem dużej ilości alkoholu sprawił, że następnego dnia obudziłam się niemalże z piskiem. Prawie poderwałam się do pozycji leżącej, lecz w ostatniej chwili powstrzymały mnie od tego dwie rzeczy. Potężny ból, który nagle zaatakował moją niewinną głowę. I czyjeś ramię, które dociskało moje ciało do materaca. Otworzyłam oczy, obserwując ściany, które ewidentnie nie były tymi, które mieściły się w moim pokoju. Zmrużyłam oczy, nie przypominając sobie, żeby w ostatnią noc ktoś przeprowadzał u mnie przemalowanie i przemeblowanie pokoju.

Spokojnie, Elena, może nikt cię nie porwał – pomyślałam, przełykając ślinę.

Następnie moje spojrzenie padło na osobę, która leżała koło mnie, a powiedziałabym, że niemalże na mnie. Sean umiejscowił swoją głowę na ramieniu, które z kolei oplatało mój brzuch. Można więc powiedzieć, że przez całą noc robiłam za darmową (lecz mam nadzieję, że całkiem wygodną) poduszkę.

I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że mój sen był rzeczywistością. Jęknęłam cicho, czując, jak moje policzki stają się czerwone z poczucia wstydu. A spoglądając na swoje ubrania, na usta cisnęły mi się najgorsze przekleństwa. Przecież tamtej nocy zachowywałam się jak skończona idiotka.

Poważnie Elena? Poprosiłaś go o ściągnięcie z ciebie sukienki?

Jak na złość, Sean akurat wtedy postanowił się przebudzić. Przekręcił głowę w moją stronę, przeskanował swoimi zielonymi tęczówkami, po czym posłał mi szeroki uśmiech.

A następnie jak gdyby nigdy nic, poszedł spać dalej.

W normalnych okolicznościach stwierdziłabym, że był to całkiem uroczy gest. Jednak wtedy cała ta sytuacja wydawała się być co najmniej niepokojąca.

– Sean? – odezwałam się, na co chłopak jedynie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. – W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo wygłupiłam się poprzedniej nocy? – zapytałam, od razu tego żałując.

– Dwanaście – odparł, wcale mnie nie pocieszając. – Żartuję – dodał, na co odetchnęłam z ulgą. – Nie ma takiej skali, która by to ujęła.

Wyjęłam spod głowy jedną z kilku poduszek, aby po chwili ta wylądowała na jego głowie. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Kompletnie nie rozumiał, dlaczego właśnie oberwał.

– O co ci chodzi? Ja tu cię komplementuję, a ty się tak odwdzięczasz – powiedział z wyrzutem, na co prychnęłam.

– Właśnie powiedziałeś, że wczoraj zrobiłam z siebie idiotkę – odparłam.

– A – odezwał się zmieszany. – Myślałem, że pytasz o to, jak pięknie wyglądasz.

I wtedy moja złość po prostu wyparowała.

– A tak poważnie, wszystko jest okej – zapewnił, układając się lepiej na mojej klatce piersiowej. – Nie zrobiłaś nic złego. Pijana Connie jest o wiele gorsza, wierz mi,

– Teraz musisz mi o tym opowiedzieć.

– Rozmawiała z jedną z marmurowych figur sprzed domu, a ten pajac Timothy wmówił jej, że to jakiś ładny chłopak – mówił, a ja cicho się zaśmiałam. – Wiesz, jak trudno było zmyć ślady po szmince? – dodał z rozbawieniem. – Chciała też zaciągnąć ten biedny posąg do pokoju, ale okazał się być zbyt oporny. Nazwała go też nudziarzem, ponieważ praktycznie nic do niej nie mówił i tylko ona podtrzymywała rozmowę. W zasadzie był to monolog, ale pijana Con z początku raczej nie zwróciła na to większej uwagi.

– Czyli nie jest ze mną aż tak źle?

– Nie dobierałaś się do figur, więc raczej wszystko w porządku – zapewnił. – Nie mów Connie, że ci o tym powiedziałem. Mieliśmy o tym wszyscy zapomnieć, ale chociaż próbowałem, to naprawdę nie potrafię – zaśmiał się. – Dylan dalej gdzieś ma w telefonie filmik, może kiedyś ci wyśle.

– Podziękuję. – Pokręciłam głową. – Boję się, że Morrison by mnie zabiła.

– Racja – powiedział, a następnie wstał, aby wziąć z szafki nocnej telefon. Przejrzał kilka powiadomień, po czym spojrzał na mnie, przygryzając wargę. – Tim pisze, żebyśmy dzisiaj zrobili ognisko z okazji końca wakacji – rzucił, a ja przytaknęłam z uśmiechem na znak, że się zgadzam. – Wiesz, przed moim wyjazdem – dodał ciszej, a ja poczułam bolesny ucisk w sercu.

Spojrzałam na wiszący na ścianie kalendarz. Tego dnia wypadał trzydziesty pierwszy sierpnia. Dzień przed wyjazdem Seana do Greater Sudbury. Wydarzenie, które w obliczu ciągu poprzednich kompletnie wyleciało mi z głowy.

Zamaskowałam smutek delikatnym uśmiechem. Jednak Lawrence znał mnie na tyle, aby domyślić się tego, co tak naprawdę czułam. Bez problemu potrafił przebić się przez najgrubsze warstwy masek, które nakładałam na twarz, skrywając pod nimi swoje prawdziwe emocje.

– Nie martw się, El – powiedział, a ja westchnęłam. Oczywiste było, że będę się martwić. – Coś wymyślimy.

– Jak wyobrażasz to sobie w momencie, gdy ja spędzę swój rok szkoły tutaj – przełknęłam ślinę. – A ty tyle kilometrów stąd? – spytałam łamiącym się głosem. – Nie mówiliśmy o tym, ale boję się, Sean.

– Ja też, Ellie – odparł cicho, siadając koło mnie. – Ale ten rok zleci nam szybko...

– A później co? – spytałam, a w jego oku pojawił się błysk. – Moje ukończenie szkoły nie załatwia problemów.

Westchnęłam, czując, jak w mojej głowie zaczynają kłębić się coraz ciemniejsze scenariusze. Moje serce zaczęło bić w szybkim tempie, a w oczach stanęły łzy. Tak cholernie bałam się tego, co przyszykowała dla nas przyszłość. Wiedziałam, że powinnam jej zaufać. Pozwolić mojemu życiu płynąć z nurtem losu. Jednak nie chciałam stracić po drodze swojego szczęścia. Byłam zbyt egoistyczna, aby pozwolić mu tak łatwo odejść.

Sean przybliżył się do mnie, a następnie zamknął w szczelnym uścisku. Nie zauważyłam nawet, w którym momencie zaczęłam płakać. Lawrence głaskał mnie po plecach, szepcząc jakieś słowa, które miały mnie uspokoić. Jednak żadne z nich nie było tak silne jak zapewnienie, że nie utracę tak łatwo swojej miłości. O którą walczyłam. A którą miałam poddać.

– Nie wiem, czy dam radę się z tobą pożegnać – powiedziałam cicho.

– To nie będzie pożegnanie – odparł na moje słowa. – Obiecuję.

Oderwałam się od chłopaka, aby spojrzeć mu w oczy. Były pełne nadziei. Kontrastowały z moimi, które wtedy wypełniała obawa i łzy. Wiedziałam, że powinnam mu zaufać. Uwierzyć w to, że nie wszystko zostało stracone. A my wreszcie będziemy mogli cieszyć się szczęściem. Szczęściem, na którego przeszkodzie nic nam nie stanie.

Lecz może wcale nie było nam ono pisane – mówiła głupia podświadomość.

– Wiesz, dlaczego nie rozmawialiśmy o tym wyjeździe? – spytał, a ja pokręciłam głową. – Żebyśmy o nim nie myśleli. Żebyśmy cieszyli się tym, co jest teraz. Relacją, którą stworzyliśmy. – Pocałował mnie w czoło. – Więc dlaczego teraz mielibyśmy się załamywać? To ostatni dzień wakacji, kochanie. Nie możemy żyć jutrem.

– To trudne, Sean. Świadomość, że jutro rano odprowadzę cię na pociąg i nie będę widzieć przez... – mówiłam, choć sama nie potrafiłam stwierdzić, ile czasu miało upłynąć.

– Niedługi okres czasu – dokończył za mnie. – Naprawdę uważasz, że te kilometry nas pokonają? – prychnął kpiąco. – Nie ma nawet takiej opcji.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Obydwoje tego potrzebowaliśmy. Określenia, na czym tak naprawdę stoimy. I zapewnienia, że cokolwiek miałaby przynieść nam przyszłość, przejdziemy przez to razem. A ja chciałam w to wierzyć. Choć wiedziałam, że funkcjonowanie następnego dnia ze świadomością, że mój chłopak znajduje się w zupełnie innym mieście, rozpoczynając swoje studenckie życie, zaboli.

Ale świat nie mógł skończyć się na chwili tęsknoty, prawda?

✧༺♥༻∞  ∞༺♥༻✧

Po zażyciu tabletki na ból głowy oraz wspólnym zjedzeniu śniadania w nieco napiętej atmosferze Sean odwiózł mnie do domu, gdzie zaczęłam szykować się na ognisko w okazji zakończenia wakacji. Podobnie jak na początku lipca, tym razem również miało odbyć się w ogrodzie państwa Morrison. Zgodnie stwierdziliśmy, że powinniśmy pożegnać lato w rodzinnej atmosferze, bez obawy, że napatoczyć się może ktoś pijany i natarczywy.

Spotkanie trwało już od kilku godzin. Zdążyliśmy zjeść upieczone na ogniu kiełbaski, zatańczyć do jakiejś popularnej muzyki, a nawet zagrać w prawdę czy wyzwanie. I choć starałam się w pełni cieszyć czasem, który spędzaliśmy razem, myśl, że jest to nasze ostatnie wyjście tych wakacji, zaczęło napawać mnie dziwnym uczuciem nostalgii. Wymieszanym z nieustanną obawą, której nie potrafiłam w żaden sposób się pozbyć. Mogłam jedynie ją wyciszyć. Lecz i tak wracała ze zdwojoną siłą.

Ponieważ kiedy na moment pogodziłam się z tym, że przyszłość stanowi niemożliwą do rozwiązania zagadkę, jakaś część mnie pozostała wzburzona. Walczyłam sama ze sobą, nie chcąc, aby te beztroskie dwa miesiące dobiegły końca. Nie chciałam zaczynać swojego ostatniego, na pewno wymagającego roku szkoły. Nie chciałam, aby Sean wyjeżdżał. Nie chciałam, aby moje spotkania z paczką zostały ograniczone.

A teraz wszystko wokół miało się zmienić. A ja miałam pozostać tą samą Eleną, która może jedynie biernie obserwować to, co jest od niej niezależne. To, co przyprawia o ból i to, co wywołuje szczęście.

– Jesteś strasznie przygaszona. – Connie usiadła obok mnie, spoglądając na mnie z troską. – Wszystko w porządku?

– Tak – skłamałam, a mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę Seana, który wraz z chłopakami dobierał się do pizzy, zaciekle walcząc o jak największy kawałek.

Nic nie było w porządku. Nie, kiedy jutro miałam pożegnać swojego chłopaka na nieokreślony okres czasu. Nie w momencie, gdy właśnie spędzałam czas z przyjaciółmi, lecz zamiast cieszyć się ostatnim dniem lata, miałam ochotę wrócić do domu i zalać się łzami.

– Nie musisz kłamać, El. – Położyła dłoń na moich plecach. Spojrzałam na nią smutno. – Wiem, że boisz się tego, co przyniesie dla was przyszłość. – Zerknęła na chłopaków, którzy w tym samym momencie wybuchnęli głośnym śmiechem.

– Nie chcę go stracić, Connie – powiedziałam łamiącym się głosem. – Nie jestem na to gotowa.

– Nie stracisz go, słońce. – Położyła głowę na moim ramieniu. – Nie ma takiej opcji.

– Skąd wiesz?

– A ty? Skąd wiesz, że to koniec? – Uśmiechnęła się lekko.

– A jak może wyglądać związek na odległość? – spytałam, lekko się spinając. – Jak to widzisz? Będziemy do siebie dzwonić raz na miesiąc?

– Nam wszystkim będzie na początku ciężko – powiedziała, kreśląc na moich plecach jakiś wzorek. – Ale poradzimy sobie. Będziemy spędzać razem wszystkie możliwe przerwy od nauki. A nim się obejrzymy, znowu będą wakacje.

– A czy to coś zmienia? – spytałam, a w oku Connie pojawił się tajemniczy błysk. – Później będzie tylko gorzej – dodałam ciszej. – Nie jestem gotowa na dorosłość.

– Nie jesteś sama, Ellie. – Otoczyła mnie ramieniem. – Przejdziemy przez to razem. Kiedy będziesz czuć się gorzej, masz do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Przyjdę do ciebie nawet w śmiesznej piżamie w króliczki i nie odejdę, dopóki na twoją twarz nie wróci ten piękny uśmiech. – Szturchnęła palcem mój policzek, na co kąciki moich ust drgnęły ku górze. – Od razu lepiej.

– Dziękuję, Connie – powiedziałam cicho. – Przepraszam, że psuję wam nastrój. To miało być radosne pożegnanie.

– Przestań. Mówiłam ci, że masz tendencję do gadania głupot? – zagadnęła, a ja pokręciłam głową. – Jesteś dla nas bardzo ważna. Jeśli coś się dzieje, nigdy nie udawaj, że świetnie się bawisz. To tak, jakby śmiać się z jakiegoś żałosnego żartu Dylana, żeby nie było mu przykro. Można, ale po co? Sam doskonale wie, że jest nieśmieszny.

Parsknęłam śmiechem na tę uwagę.

– Connie, nakazuję ci oddać moją dziewczynę – usłyszałyśmy nagle, a ja spojrzałam w stronę Seana.

– Przykro mi, Lawrence, ale musisz nauczyć się dzielić. Od zawsze miałeś z tym problem.

– Dzielić mogę się czekoladą – odparł, siadając koło mnie.

Morrison oderwała się ode mnie, aby następnie ruszyć w kierunku Dylana, który zaczął namawiać ją na kawałek pizzy. Zanim odeszła, poklepała mnie po ramieniu, na co posłałam jej delikatny uśmiech.

– Nie jesteś głodna, Ellie? – usłyszałam nagle, na co przerzuciłam wzrok z dziewczyny na twarz mojego chłopaka. – Co się dzieje? – dodał ciszej.

Z westchnieniem oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. Sean otoczył mnie ramionami, a następnie złożył pocałunek na czubku mojej głowy. W moim sercu rozlało się przyjemne ciepło.

– Już nic – odpowiedziałam.

– El... – zaczął. – Martwisz się, prawda?

Pokręciłam głową, choć moje kłamstwo ponownie zostało zdemaskowane. Lawrence ułożył dłoń na moim policzku, następnie zahaczając kciukiem o moje usta. Ujął mój podbródek, przekręcając moją twarz w swoją stronę. Poczułam, jak moje policzki pokrywa ciepło, a przez ciało przechodzi dreszcz.

– Nie rób tego, El – powiedział, a ja pokręciłam głową z rozbawieniem.

– Najlepsza rada, jaką usłyszałam – parsknęłam. – Martwisz się? To tego nie rób – zaśmiałam się. – Co ja bym bez ciebie zrobiła, Sean.

– Mówię poważnie – odparł, lecz jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. – Spędź ostatni dzień wakacji, obżerając się tą słabą pizzą, pijąc kolorowe koktajle i krzycząc z Con teksty tych beznadziejnych piosenek, które puszcza wraz z Dylanem. – Spojrzał w kierunku wspomnianej dwójki. – Ale nie zamartwiaj się na zapas. A już tym bardziej nie zajmuj sobie głowy mną. Bo hej, cały czas tu jestem.

– Ale jutro...

– Jutro obudzisz się szczęśliwa, że wykorzystałaś te dwa miesiące najlepiej, jak się dało – przerwał mi. – Pójdziesz na rozpoczęcie roku szkolnego, po czym odprowadzisz mnie na stację. A później odsłuchasz masę wiadomości, które ci wyślę, żebyś nie zapomniała o mnie nawet na chwilę. – Posłał mi zapewniający uśmiech. – A późnym wieczorem do ciebie zadzwonię. Pokażę ci mieszkanie, powiem ci, jak pięknie wyglądasz, żebyś o tym pamiętała. A na koniec rozłączę się, kiedy zaśniesz.

– Będziesz patrzeć, jak śpię?

– Wyłączysz kamerkę, żebyś czuła się bardziej komfortowo – odparł. – Naprawdę myślisz, że tak łatwo pozbędziesz się mnie ze swojego życia?

Pokręciłam głową. Rzeczywiście taka wizja następnych miesięcy nie była idealna. Jednak nie mogłam odmówić jej tego, że uwzględniała mnóstwo czasu spędzonego i daleko, i blisko Seana. Uśmiechnęłam się lekko, zdając sobie sprawę, że powinnam zaufać Lawrence'owi. Bo skoro on potrafił spojrzeć na przyszłość pod optymistycznym kątem, ja również powinnam chociażby spróbować.

– Skoro mam się bawić... – zaczęłam, opuszczając wzrok na jego usta. – Od czego mam twoim zdaniem zacząć?

Widząc błysk w jego oku, wiedziałam, że doskonale załapał aluzję.

– Pocałuj mnie, Ellie – odpowiedział, znacznie się zbliżając.

I po tych słowach złączyłam nasze usta w kolejnym pocałunku. Zarzuciłam ramiona na jego kark, tym samym rzucając cichą prośbę o to, aby ta chwila nigdy nie została przerwana. Miałem wrażenie, że chłopak doskonale ją zrozumiał. Ponieważ niemal od razu wciągnął mnie na swoje kolana, błądząc dłońmi po mojej odkrytej skórze na plecach. Liczył się tylko ten piękny pocałunek, który rozpalił moje wszystkie zmysły, sprawiając, że zapomniałam o każdej, nawet najmniejszej obawie, która wcześniej okupowała mój umysł.

Sean Lawrence sprawiał, że nawet z pozoru te najbardziej skomplikowane sytuacje okazywały się mieć banalne rozwiązania. To było dość zabawne. Tak, jakbym sama wiązała dużych rozmiarów supeł, który chłopak potrafił rozwiązać jednym ruchem.

Czułam, że u jego boku wszystko było na swoim miejscu. Świat zwalniał, a przezroczyste bariery zostawały obalone, pokazując mi, że przyszłość stoi przed nami otworem. I tylko od nas zależy, czy kolejny rozdział tej szalonej historii życia będzie dla nas spełnionym marzeniem, czy może najgorszym koszmarem.

To my byliśmy autorami swojej własnej powieści.

✧༺♥༻∞  ∞༺♥༻✧

To rozpoczęcie roku szkolnego było zupełnie inne niż te, które dotychczas dane mi było przeżyć. Pierwszy września zawsze był czasem, który wypełniał uczniów ekscytacją, a także obawą. Lecz świadomość, że był to moment, w którym zaczynałam swój ostatni rok szkolnej edukacji, tworzył w moim gardle trudną do przełknięcia gulę.

A myśl, że już za kilka godzin miałam pożegnać Seana, sprawiała, że przemówienie dyrektorki było jedynie plątaniną słów, z której rozumiałam co drugą sylabę. Ponieważ wszystkie moje myśli krążyły wokół chłopaka, który w tym samym czasie pakował swoje ostatnie bagaże.

Kiedy wyszłam z zatłoczonej sali gimnastycznej, poprawiając swoją białą koszulę, wybrałam numer do Connie. Pomyślałam, że może razem udałaby się ze mną na stację. Została niespełna godzina do czasu, aż pociąg do Greater Sudbury miał odjechać, pozostawiając za sobą słone łzy i kilka złamanych serc, które wypełniała jakaś resztka nadziei. A powrót do domu nie był opłacalny. Zwłaszcza że sama droga zajęłaby mi dobre pół godziny.

– Cześć, El – usłyszałam spokojny głos blondynki. – Jesteś już po? – spytała, na co przytaknęłam. – Jesteśmy z Timem i Dylanem w kawiarni The Tropical Flower. Wiesz, w tej, gdzie sprzedają koktajle w tych śmiesznych kubkach w kształcie palmy.

– Zaraz będę – odparłam, od razu przypominając sobie drogę do wskazanego miejsca.

Wyjęłam z torebki słuchawki, aby następnie włożyć je do uszu. Włączyłam muzykę, przemierzając kolejne ulice. Potrzebowałam czegoś, co mogłoby zająć moje myśli chociażby na moment. Chciałam ten jeden raz poradzić sobie z analizowaniem każdego elementu, a skupić się na swoim celu i właśnie do niego dążyć. Zignorować okropne głosy w mojej głowie i iść przed siebie. Dlatego skoncentrowałam się na swojej ulubionej playliście, idąc do przodu z podniesioną głową.

Po piętnastu minutach spaceru pchnęłam drzwi kawiarni o nieco tropikalnym wystroju. W każdym kącie znajdowały się wysokie paprocie, a z sufitu zwisał sztuczny bluszcz. Pomieszczeniu charakteru dodawało również ciepłe oświetlenie, a także zielony neonowy napis wiszący tuż nad ladą. Odnalazłam wzrokiem swoich przyjaciół, od razu zmierzając w ich kierunku. Opadłam na miejsce obok Timothy'ego, witając się.

– U ciebie też było tak nudno? – zagadnął Dylan. – Miałem wrażenie, że ta baba nigdy nie skończy gadać. Ile można wszystkich witać? I tak nikt nie chce tu być.

– Szczerze nie do końca się na tym skupiłam – wyznałam. – Ale fakt, strasznie przynudzała.

Timothy oparł ramię o oparcie mojego krzesła, a siedząca naprzeciwko Connie posłała mi pocieszający uśmiech.

– Jak się czujesz? – spytała cicho.

– Lepiej – odpowiedziałam. – Ale to wciąż trudne.

– Rozłąka nigdy nie jest prosta – wtrącił Wang. – Zależy ci na Seanie, więc na pewno odczujesz jego brak. Ale najważniejsze, żebyś nie zapomniała o sobie. – Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. – Ten rok będzie dla was próbą. Ale też okazją, żebyście zadbali o siebie. On popracuje nad studiami, a ty nabierzesz wiary w siebie i skupisz na samorozwoju.

– To, że wasze kontakty znacznie się ograniczą, nie oznacza, że stracisz siebie – wtrąciła się Connie, podłapując tok myślenia przyjaciela. – To będzie dobra okazja, żeby skoncentrować się na sobie. Poznać swoje mocne i słabe strony, a przede wszystkim pokochać własne towarzystwo.

– Wyjdziecie z tego silniejsi – dodał Dylan.

Wbiłam wzrok w swoje paznokcie. Wiedziałam, że mieli rację. Rozłąka nie oznacza przekreślenia całego życia. Ponieważ w miłości nie chodzi o całkowite uzależnienie się od drugiej osoby, a o stworzenie szansy do rozwoju i spełniania marzeń. A skoro dla Seana studia w Greater Sudbury stanowiły ogromną wartość, nie mogłam być kotwicą, która uparcie trzyma go przy brzegu. Powinnam pozwolić mu na zrobienie kroku naprzód, jednocześnie będąc dla niego wsparciem.

I tym samym nie zapominając o samej sobie. Ponieważ będąc w związku, nie byłam tylko dziewczyną Seana. Byłam Eleną Anderson, która powinna wstać z kolan, a następnie iść przed siebie z podniesioną głową. Myśląc o tym, żeby być jak najlepszą wersją siebie. Aby być dumną z tego, kim jestem i kim stanę się przez kolejne miesiące.

– Mówiłam wam, że was kocham? – spytałam, a trzy wyraźnie szczęśliwe spojrzenia skierowały się w moim kierunku. – Jedynie nie rozumiem, dlaczego wszyscy uważacie, że to kwestia roku. To, że skończę szkołę, nie oznacza, że Sean nagle tutaj wróci.

Przyjaciele posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, a Dylan opuścił głowę, tłumiąc śmiech. Nic z tego nie rozumiałam, lecz byłam niemalże pewna, że wszyscy byli zamieszani w jakiś spisek.

– Wy o czymś wiecie! – podniosłam głos.

– Po prostu wiemy, że nie wytrzymacie z dala od siebie więcej niż rok – wyjaśniła Connie.

Kiwnęłam głową, choć miałam przeczucie, że za ich zachowaniem kryło się coś znacznie większego.

✧༺♥༻∞  ∞༺♥༻✧

Po tym, jak wszyscy wypili swoje koktajle, udaliśmy się na stację. Chociaż wcześniejsze słowa paczki podniosły mnie na duchu, wiedziałam, że sam widok Seana sprawi, że łzy mimowolnie spłyną po moich policzkach. Dlatego, gdy stanęliśmy na odpowiednim peronie, Connie chwyciła mnie za rękę, a Dylan przerzucił swoje ramię przez moje ciało. Natomiast Tim uparcie rozglądał się za naszym przyjacielem.

– Będzie śmiesznie, jak my będziemy to wszystko przeżywać, a on zapomni, że dzisiaj wyjeżdża – parsknął.

– Zabiłabym go – odparła Con.

– A może pojechał wcześniejszym... – palnął Dylan, za co oberwał od Morrison torebką w ramię. – Żartuję! – Rzucił jej rozdrażnione spojrzenie.

Zaśmiałam się pod nosem, a następnie poczułam, jak Tim szturcha mnie w ramię, wskazując na przestrzeń za mną. Odwróciłam się, zauważając Seana, który ciągnął za sobą bagaże. Wiedziałam, że część z nich przewiózł już wcześniej, kiedy wraz z rodzicami stopniowo urządzał swoje mieszkanie.

– Idzie książę – mruknął Dylan. – Nie spieszyło mu się.

Pokręciłam głową z rozbawieniem. W międzyczasie wspomniany chłopak zauważył nas, od razu podchodząc bliżej. Postawił dwie sporych rozmiarów walizki, a następnie zlustrował każdego wzrokiem, dłużej zatrzymując go na mnie. Posłałam mu delikatny uśmiech, lecz doskonale wiedział, że wcale nie czułam się szczęśliwa.

– Nie sądziłem, że będzie wam się chciało tu przyjeżdżać – powiedział, przerywając ciszę, która między nami zapadła.

– Zwariowałeś? – spytała z wyrzutem Connie.

– W rzeczywistości miałem taką nadzieję – sprostował, na co spojrzałam na niego zmieszana. – Bałem się, że jak was zobaczę, zmienię zdanie i nie będę umiał wyjechać.

– Popieprzyło cię – skwitował Timothy. – Jedziesz tam, rozwalasz te studia i to nie podlega dyskusji. Zależy ci na tym.

– Na was też. – Wzruszył ramionami.

– Dlatego tym bardziej powinieneś tam pojechać – wtrącił Dylan. – Bo my chcemy tego, abyś się spełniał.

Sean uśmiechnął się lekko, a następnie zamknął nas wszystkich w szczelnym uścisku, w którym trwaliśmy do czasu, aż z głośników wydobył się sygnał, że do odjazdu pociągu zostało nam jakieś piętnaście minut.

Wkrótce przyszła pora, kiedy każdy z nas zaczął żegnać się z Seanem osobno. Bo choć byliśmy grupą, każdy miał do powiedzenia zupełnie inne słowa. Postanowiłam, że podejdę do Lawrence'a jako ostatnia. Ponieważ czułam, że odwlekanie tego momentu w czasie sprawi, że nie będzie dla mnie aż tak realny. I choć układałam w głowie różne scenariusze, jak powinnam odpowiednio pożegnać swojego chłopaka, wtedy żadne słowa nie przychodziły mi na myśl. W głowie miałam niebywałą pustkę, która z każdą sekundą coraz bardziej się powiększała. Do tego stopnia, że czułam, że myśli zaczynają tworzyć nic nieznaczącą plątaninę, a język wiąże się w ciasny supeł.

Po tym, jak Sean i Tim wymienili ostatni uścisk, przyszła kolej na mnie. Podeszłam do Lawrence'a i choć już otwierałam usta, aby coś powiedzieć, chłopak uprzedził mnie, zamykając w swoich ramionach.

– Nie musisz nic mówić, Ellie – wyszeptał, następnie całując mnie w czubek głowy.

– Kocham cię – powiedziałam łamiącym się głosem.

Czułam, że te dwa słowa są silniejsze niż gorzkie wyrazy długiego przemówienia. Bo choć mogłam mówić godzinami o tym, jak wiele ten chłopak dla mnie znaczy, wtedy to krótkie wyrażenie wydawało się być wystarczające.

– Ja ciebie też – odparł, zwiększając uścisk. – To zabawne. Myślałem od rana o tym, co powinienem ci powiedzieć. Ale jak teraz stoisz przede mną, nie potrafię sobie przypomnieć ani jednego zdania.

– Wiem, o czym mówisz – westchnęłam. – Ale może właśnie takie są pożegnania. Te niewypowiedziane mają największą moc.

– To nie jest pożegnanie. – Uniósł mój podbródek, ścierając kciukiem dwie niewinne łzy, które akurat płynęły po moich policzkach. – Nie mamy zbyt wiele czasu. – Zerknął na wiszący na jednej ze ścian zegarek.

– Więc na co jeszcze czekasz? – Uśmiechnęłam się lekko. – Zawsze ja robiłam to pierwsza, ale role muszą kiedyś się odwrócić – mówiłam, przerzucając wzrok na jego usta. – Pocałuj mnie wreszcie, Sean.

Nie musiałam dwa razy powtarzać. Bo kiedy chłopak złączył nasze wargi w przepełnionym obietnicą pocałunku, zapragnęłam, aby ten moment trwał wiecznie. Jednak na naszej drodze zawsze stały jakieś przeszkody. Tym razem w postaci pociągu, do którego wsiadało coraz więcej pasażerów. Lecz ci wydawali się zupełnie inni. Odjeżdżali bez żadnych wątpliwości. Tak, jakby byli pogodzeni z biegiem własnej historii.

A my staliśmy na początku tej ciężkiej ścieżki akceptacji, mając przechodzić przez nią osobno. A to miało być dla nas dodatkowym utrudnieniem. Tak, jakby życie nie było wystarczająco wypełnione różnego rodzaju komplikacjami.

– Będzie dobrze, Ellie – zapewnił cicho Sean, kiedy oderwaliśmy się od siebie.

– Musi być – dodałam, jakbym sama chciała w to uwierzyć. – Tylko błagam cię, jeśli w tym samym czasie w twoim życiu pojawi się ktoś inny... – zaczęłam, choć każde z wypowiadanych słów było kolejnymi ciosami w moje serce – nie oglądaj się za siebie.

– Dobrze wiesz, że nie ma takiej opcji. – Położył swoją dłoń na moim ramieniu. A następnie nachylił się, aby spojrzeć mi w oczy. – Nikt ci nie dorówna, El.

Uśmiechnęłam się lekko, wbijając wzrok w podłogę. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać. W momencie, gdy staliśmy przed sobą z wiedzą, że robimy to ostatni raz na czas nieokreślony, miałam ochotę zatrzymać czas, który mijał tak nieubłaganie szybko. Jednak nie mogłam. A ta bezsilność boleśnie wyrywała mi serce.

– Ellie...

Sean przyciągnął mnie do siebie. A ja z jednej strony chciałam pozostać w jego uścisku, a z drugiej wyrwać się z niego, aby przyzwyczaić się do tego, że nie będę mogła doświadczać go na co dzień. A każdy kolejny, choćby najmniejszy dotyk był jak nadzieja, że nie wszystko zostało spisane na straty.

– Przez ciebie zaraz też się rozpłaczę. – Odgarnął moje włosy z czoła. – To minie tak cholernie szybko. Nim się obejrzysz, przyjadę na święta. Jeszcze będziesz mieć mnie dość – zaśmiał się cicho.

– Wiem o tym – wychlipałam. – W ostatnich dniach słyszałam więcej słów pocieszenia niż przywitań. I choć myślałam, że już się z tym pogodziłam, myśl, że jutro wstanę, nie mając cię u swojego boku, wciąż boli...

Konwersację przerwał nam kolejny komunikat. Tym razem oznajmiający, że pociąg do Greater Sudbury miał odjechać za zaledwie dwie minuty. Poczułam bolesny ucisk w sercu.

Sean odsunął się ode mnie, aby zetrzeć łzy z mojego mokrego policzka. A następnie złożył na moim czole krótki pocałunek.

– W przeciągu ostatnich dni miałaś momenty, w których zaczynałaś wierzyć, że wszystko będzie dobrze – zaczął. – Widzę, że wciąż się obawiasz. To nie będzie łatwy czas. Ale obiecaj mi, że choćby nie wiem, co się działo, nie poddasz się. Nie zaniedbasz siebie, nie będziesz tęsknić. Obiecaj, że będziesz robić to, co kochasz. Skupisz się na tym, kim jesteś i kim mogłabyś być. Nie ograniczaj się, kochanie. – Posłał mi delikatny uśmiech. – Jesteś wyjątkową dziewczyną, która zasługuje na to, żeby zawsze być szczęśliwa. Na spełnienie swoich marzeń – dodał, a w moim sercu rozlało się przyjemne ciepło. – Uwierz w przyszłość, Ellie. Nie wątp w siebie. Miej nadzieję na lepsze jutro.

– Obiecuję – powiedziałam, nie czując żadnych wątpliwości. Starłam ostatnie oznaki płaczu. – A ty obiecaj mi, że rozwalisz te studia. Zrealizujesz wszystkie swoje plany. A później przyjedziesz, a ja będę mogła chwalić się całemu światu, jak zdolnego mam chłopaka.

– I to mi się podoba – odparł z uśmiechem. – Na mnie czas, Ellie – dodał, a ja kiwnęłam głową.

– Do zobaczenia, Sean – powiedziałam cicho.

– Zadzwonię wieczorem. – Uśmiechnął się, biorąc do rąk bagaże.

– Spokojnie. Myślę, że nie zdążę się jeszcze za tobą stęsknić – zaczęłam się droczyć.

– Za tak wspaniałą osobą trudno jest nie tęsknić. – Wskazał palcem na siebie, przybliżając się w stronę pociągu.

– Prawda. Ja za samą sobą też cholernie bym tęskniła – odparłam, odwracając sytuację na swoją korzyść.

– I to jest moja Elena – powiedział, zanim postawił stopę w jednym z przedziałów.

Wtedy miał nastąpić moment, którego tak bardzo się obawiałam. A przez który właśnie przechodziłam z uśmiechem. Bo Sean Lawrence nie chciałby zapamiętać mojej twarzy całej we łzach. Wolałby, aby zdobiła ją radość zmieszana z wiarą. W siebie oraz przyszłość, która stała przed nami otworem.

– Sean – zwróciłam się do chłopaka po raz ostatni. Od razu na mnie spojrzał, posyłając delikatny uśmiech. – To nie koniec, prawda?

Chciałam po raz kolejny usłyszeć to zapewnienie. Bo tylko wypowiedziane z jego ust miało największą moc.

– To najpiękniejszy początek, Ellie – odpowiedział pewnie.

A następnie wyszedł, by przytulić mnie ten ostatni raz. Do uścisku od razu dołączyła się reszta paczki. Staliśmy tak, dopóki konduktor nie oznajmił, że pociąg odjeżdża za zaledwie kilkadziesiąt sekund. To właśnie przez tę krótką chwilę poczułam, że to, co wydarzyło się podczas tych wakacji, było warte każdego poświęcenia.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że byłam naprawdę wdzięczna światu za ludzi, których przede mną postawił.

Za Dylana Harveya, który malował na mojej twarzy uśmiech, nawet gdy za oknem panował najgorszy sztorm. I który nauczył mnie śmiać się nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach.

Za Timothy'ego Wanga, który pokazał mi inne oblicze miłości. I który uzmysłowił mi, jak dużą wartość ma przyjaźń.

Za Connie Morrison, która stała się moją pierwszą przyjaciółką i nauczyła dobierać odpowiednie produkty do moich włosów. I która zawsze była moim ratunkiem, gdy traciłam nadzieję.

A przede wszystkim za Seana Lawrence'a. Chłopaka, który jako pierwszy sprawił, że moje serce zabiło mocniej. Który nauczył mnie miłości, nie tyle, co do innych, a do samej siebie. Który pomógł mi pływać w tej głębokiej wodzie, na którą mnie wrzucił.

Ponieważ te wakacje były niezapomnianym wspomnieniem. Czymś niewiarygodnym, co wywróciło moje życie do góry nogami. Wyzwaniem, któremu udało mi się stawić czoła.

A teraz kurtyna miała opaść. Lecz wiedziałam, że nie był to koniec mojej przygody. Ponieważ zawarte przez te dwa miesiące relacje miały znacznie większą moc od tych kilkudziesięciu dni lata, które minęły niczym parę krótkich sekund.

Ponieważ czasem trzeba było zamknąć pewien rozdział, aby los mógł napisać nowy. Tak samo dobry, a być może jeszcze lepszy.

Jedyne, co musiałam teraz zrobić, to uwierzyć w przyszłość.

==

Hej! 

Jak wrażenia po ostatnim rozdziale?

Jeśli jesteście fanami otwartych zakończeń, myślę, że ta historia mogłaby skończyć się w tym miejscu. Wiecie, taka otwarta furtka. Dla jednych relacja Ellie i Seana tutaj się kończy, a dla drugich dopiero zaczyna. Lecz jeśli chcecie zobaczyć, jak sytuacja wygląda z mojej perspektywy i co rzeczywiście stało się z Seanem i El, zachęcam do pozostania ze mną do końca. Jutrzejszy epilog może rozjaśnić wiele kwestii. Mimo wszystko mam co do niego dobre przeczucia i czuję, że może wam się spodobać.

Dziękuję wam za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Zwracam uwagę szczególnie na wczorajsze, ponieważ wiedzcie, że naprawdę poprawiły mi humor. Będę za tym ogromnie tęsknić (chyba, że spotkamy się w innych historiach, kto wie...). Dziękuję za wasze zaangażowanie i samą obecność. Jesteście niezastąpieni <3

Do zobaczenia jutro! <3


Tiktok: ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#LPILwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro