R̶e̶t̶r̶o̶s̶p̶e̶c̶t̶i̶o̶n̶

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziewczyna doskonale pamięta ten nieszczęśliwy dzień. Dzień, w którym nie wiedzieli, że widzą się ostatni raz...
Wszystko zaczęło się spokojnie. Poszli razem nad jezioro. Króliczek był lekko chorowity od tygodnia. Ale nie przejmował się tym. Iskierka dawała mu radość. Co prawda, jego rodzice nie zgadzali się, by on ją odwiedzał z powodu choroby... Więc ona odwiedzała jego.
Ich miłość była zbyt wielka, by mogli przeżyć bez siebie. I to ich zgubiło. Uczucie między nimi było za mocne... niestety w złym znaczeniu...

- Pięknie wyglądasz, Króliczku. - dziewczyna z uśmiechem na ustach obserwowała swojego siedzącego tuż przed wodą ukochanego.

- Ja? Jestem chory Iskierko, przez co wyglądam jeszcze okropniej.

- Oj nieprawda, Króliczku. Dla mnie zawsze wyglądasz cudownie, a teraz jeszcze lepiej.

- Czyli im gorzej wyglądam tym lepiej według Ciebie?

Para roześmiała się. Puścili swoje dłonie i wpatrywali się w słońce odbite w tafli przejrzystej wody.

- Wiesz co, Iskierko? Mam pomysł.

- Jaki?

- Wskoczmy do jeziora. - dziewczyna spojrzała na niego jakby właśnie zmienił się w żabę. Na twarzy mężczyzny wędrował cwany uśmieszek.

- Czyś ty oszalał!? Jesteś chory i jeszcze chcesz pływać w zimnej wodzie!?

- Ona nie jest zimna, tylko letnia.

- Ta woda jest prawie lodowata! To dopiero wiosna, nie będzie ciepła jak latem! Nie pozwolę ci tam wskoczyć, zapomnij.

- Więc wskoczę sam...

- Nie! - dziewczyna rzuciła się na towarzysza. Przytrzymała go na ziemii i popatrzyła mu w oczy. Jej "ofiara" zaczęła się śmiać.

- Żartowałem tylko, spokojnie. Ojciec by mnie zabił.

- I ja też.

- Nie zabiłabyś mnie, bo mnie kochasz.

- I tu masz niestety rację...

Szczęśliwy chłopak uśmiechnął się i pocałował swoją ukochaną. Założył kosmyk włosów dziewczyny za jej uszko.

- Jesteś piękna...

- Cieszę się, że tak uważasz.

- Mam nadzieję, że na naszym ślubie też będziesz wyglądać tak pięknie...

Zarumieniła się. Świadomość, że już niedługo ma nadejść jedna z najpiękniejszych chwil ich wspólnego życia.
Chłopak marzył o momencie, w którym usłyszy od swojej narzeczonej "Tak" i pocałują się po raz pierwszy jako małżeństwo.
Dziewczyna śniła o tym dniu, w którym założy piękną suknię, przytuli ostatni raz przed wyjściem płaczącą matkę, znajdzie się tylko ze swoim Króliczkiem przed ołtarzem i będą słyszeć tylko siebie i przysięgę.
A kartki w kalendarzu przewijały się coraz szybciej.

Do uszu obogja dotarło wołanie, jeszcze spokojnego, ojca chłopaka.

- Muszę iść, Iskierko. Ojciec się wścieknie.

- Rozumiem, Króliczku. Gdybyś mnie szukał, będę w stodole.

- Co będziesz tam robić?

- Poczytam książkę i może się zdrzemnę.

- W stodole?

- Tak. Co w tym złego? Sam kiedyś tak spałeś...

- No dobrze... Niech ci będzie...

Oboje wstali z miękkiej trawy. Mężczyzna pocałował swoją ukochaną w policzek.

- Kocham Cię.

- Ja Ciebie też.

- Nie siedź tam za długo...

- A ty się wygrzewaj pod kocem.

- Dobrze, mamo... - chłopak wywrócił oczami.

- Aj, przestań.

Znów się roześmiali i poszli oboje w swoje strony...

☁︎

Ledwo rozbudzony chłopak nie był w stanie skojarzyć krzyków lub smrodu. Wiedział, że coś jest nie tak, ale jego zmęczony mózg nie był w stanie połączyć faktów. Wstał powoli z łóżka i podszedł do okna. Jego uwagę przykuł dość gesty, szary dym. Spojrzał w jego kierunku.

- Co znów ci sąsiedzi robią...

Jednak gdy zobaczył swojego wybiegającego w pośpiechu ojca zrozumiał, że to nie coś zwyczajnego. Szybkim krokiem skierował się w stronę wyjścia z pokoju, dom przemierzał truchtem, a już na zewnątrz - wybiegł. Zrozumiał, że dzieje się coś niedobrego...

- Ojcze... - próbował wzrokiem odnaleźć mężczyznę. - Ojcze!

Biegł po podwórzu, kierując się w miejsce, skąd pochodził dym. Jeden z gorszych momentów nastąpił, gdy dotarło do niego, że dym nie pochodzi z ich ogrodu, a ogrodu sąsiadów.

- Iskierka... - chłopak przyspieszył swój bieg. Zobaczył swoich rodzicieli, oraz matkę dziewczyny.

- Tato! - podbiegł do zgromadzonych osób. Jego ojciec zignorował to i znów gdzieś odszedł. Chłopak postanowił przyjrzeć się sytuacji. Gęste, szare kłęby dymu wydobywały się ze stodoły, która należała do jego sąsiadów. Drewniana konstrukcja w wielu miejscach spowita była rażącym ogniem.

- Synu, wracaj do domu. Przewieje Cię... - odezwała się matka chłopaka, podchodząc do niego. Była roztrzęsiona, w oczach miała łzy i strach. Jednakże, do syna mówiła opanowanym głosem.

- Co się tu dzieje?

- Stodoła sąsiadów się zapaliła.

- Nic im nie jest? - ciemny wzrok chłopaka przeszywał ciało kobiety, której ciężko było teraz kłamać.

- Nie. Możesz wrócić do domu...

- Gdzie Iskierka?

- Iris? Chyba u siebie... - Chłopak czym prędzej pobiegł w stronę wejścia do domu ukochanej. Przemierzał szybko korytarze, by dotrzeć do swojej narzeczonej. Chciał się upewnić, że jest w nią wszystko w porządku. Gdy wbiegł po schodach i zbliżył się do jej pokoju, widząc zamknięte drzwi trochę się uspokoił. "Czyli nie wyszła z pokoju." pomyślał i uśmiechnął się delikatnie. Chwycił klamkę, po czym nacisnął ją i popchnął drewnianą powłokę do środka.

Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy w środku nie zastał dziewczyny.

Specjalnie zrzucił kołdrę z łóżka, ale pod nią nie było Iskierki. Chłopak w jednej chwili się załamal. Wybiegł z pomieszczenia i przemierzał jej dom, niestety wiedział, że jest on zbyt duży, żeby odnaleźć dziewczynę w przeciągu najbliższych minut.

- Iskierko! - zaczynał się coraz bardziej bać. Otwierał tylko drzwi i nawet nie zaglądał dobrze do środka pomieszczeń. Bicie jego serca znacznie przyspieszyło.

W tamtej chwili Króliczkowi przyszło do głowy najgorsze. Musiał więc się upewnić, że nie ma racji. Wybiegł prędko w domu dziewczyny. Wtedy znów dojrzał jej matkę. Dopiero tym razem zobaczył, że jest zapłakana. Przecież można płakać z powodu utraty stodoły... Prawda?

Nie liczył na odpowiedź matki, więc podbiegł do swojej przyszłej Teściowej.

- Gdzie Iskierka?

- Ch-Chłopcze... - kobieta przetarła łzy i przytuliła wysokiego chłopaka. To nie mogło się dziać...

- Gdzie jest Iris? - kobieta trzymała go mocno, jakby bała się, że ten ucieknie. Młody mężczyzna tracił cierpliwość. - Gdzie do cholery jest Iskierka??...

- W stodole! - zrozpaczona kobieta nie mogła tego trzymać w sobie. Zaniosła się głośnym płaczem, a chłopakowi właśnie zawalił się świat przed oczami. W tym płonącym budynku była jego ukochana. Ta chwila nie mogła nadejść...

Od razu pobiegł w stronę dymiącej konstrukcji. Nie zważał na krzyki swojej czy dziewczyny matki. Unikając dwóch mężczyzn, którzy próbowali gasić ogień i dzwonili po służby specjalne, czym prędzej wbiegł do stodoły...

Wszystko płonęło. Drewniane ściany, filary, skrzynie. Cała konstrukcja. Miał ochotę się rozpłakać, żar palił go. Przemierzał prędko pomieszczenie w poszukiwaniu dziewczyny. Lada moment to wszystko mogło runąć...

Zobaczył ją. Wyglądała tak, jakby dopiero się obudziła, więc rzeczywiście mogło tak być. Podbiegł do przerażonej kobiety.

- Skarbie... - zaczął kaszleć. - Na zewnątrz. Prędko!

Pomógł jej wstać. Dziewczyna szybko się podniosła i zaczęli iść w stronę wyjścia. Co chwilę jakiś palący się kawał drewna spadał z sufitu lub ściany, często tuż obok nich. Iris rozpłakała się, zderzając się z rzeczywistością. Dotarła do niej świadomość, że stodoła, w której spała, płonie i o mały włos nie zginęła podczas snu.

- Nie płacz teraz. - znów kaszel. - Musimy stąd wyjść! Jak najprędzej!

Ogromna, drewniana bela spadła tuż za nimi. Uderzyła chłopaka, który upadł...

- Króliczku! - dziewczyna chciała ukucnąć przy chłopaku, ale ten już zdążył wstać.

- Nie zatrzymuj się! Biegnij!

Oboje skierowali się w stronę otworu, przy którym leżały wyważone drzwi. Tak niewiele im zostało. Kaszleli oboje z nadmiaru dymu w płucach. Przyspieszyli kroku.

I na całe szczęście, tuż po wyjściu ze stodoły, ogromne belki zaczęły w niej spadać. Iskierka położyła się na trawie i odetchnęła z ulgą. Dwie kobiety czym prędzej podbiegły do niej, by opatrzyć, poparzoną w wielu miejscach, dziewczynę. Zjawiły się służby specjalne...

Był tylko jeden, największy problem. Kobieta nie zauważyła, że w pewnym momencie jej ukochany przestał dotrzymywać jej kroku.

Nigdy nie wyszedł ze stodoły...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro