Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Dzisiaj nauczycie się używać tej broni. Pamiętajcie tylko, aby ... — w tym momencie nacisnęłaś spust, a wystrzał przerwał Kapralowi w pół zdania — ... być ostrożnym i nie wykonywać gwałtownych ruchów — dokończył Levi, mordując cię spojrzeniem. Zamrugałaś szybko i z oczami jak pięciozłotówki odłożyłaś broń z powrotem na swoje miejsce. Co za wstyd!

— Przepraszam — wymamrotałaś, ale nikt chyba tego nie słyszał.

Kapitan Levi natomiast zasypywał was uwagami i ciekawostkami o tym, jak należy używać owej broni. Pff! I po co się tak produkować? Chyba każdy obecny na zgromadzeniu wiedział, jak należy się z tym obchodzić. Obsługa wydawała się być tak prosta, jak skrócenie paznokcia. Nie chciałaś jednak ponownie się narażać, dlatego postanowiłaś chociaż udawać, że uważnie słuchasz.

W końcu przyszedł jednak czas na pierwszy dotyk nowej broni. Kapral nakazał wam wziąć ją do rąk i dokładnie się z nią zapoznać. W międzyczasie przyglądał się, jak układa się w waszych dłoniach i wtrącał swoje trzy grosze.

— Długo jeszcze będzie tak pierdzielił? Jeszcze chwila, a zasnę nim pozwoli nam chociaż nacisnąć spust — mruknęłaś do Joey'a, który siedział obok Ciebie i z którym od parenastu minut gadaliście jak najęci. — Mógłby zająć się sprzątaniem swojej kanciapy, zamiast zanudzać nas tymi głupimi uwagami — dodałaś.

— Głupi czy głupszy, i tak ma więcej rozumu od ciebie — usłyszałaś nagle za plecami. — Gdybyś słuchała moich głupich uwag wiedziałabyś, jak należy trzymać broń, aby nie strzelić sobie w oko — powiedział Kapral, kiedy odwróciłaś się w jego stronę. Przeszywał Cię piorunującym spojrzeniem, zaś jego ręce były skrzyżowane na klatce piersiowej, przez co wyglądał jak nauczyciel, który przyłapuje ucznia na ściąganiu. — A co do kanciapy, właśnie załatwiłaś sobie jej tygodniowe sprzątanie — dokończył.

— Ale... — zaczęłaś tylko, błądząc za nim żałosnym spojrzeniem.

— Nie mam nic do dodania, możesz zacząć od razu, jeśli nudzą cię te zajęcia — powiedział, a ty tylko głośno wypuściłaś powietrze i więcej się nie odezwałaś.

***

Niestety... Jego słowa nie były rzucone na wiatr. Po zakończonej prezentacji nowego sprzętu osobiście wręczył Ci miotłę, mopa, ścierki i różne detergenty, a także zaprowadził Cię do jednego z kantorków, których chyba nikt nie odwiedza.

— Kiedy mnie nie było, nikt nie dbał tu o czystość — zaczął z pogardą. — Sam chciałem to zrobić, ale skoro masz takie wielkie chęci, nie będę odbierał ci przyjemności — dodał. — Może to nauczy cię szacunku do przełożonych.

— To nie fair, ja chciałam tylko... — postanowiłaś zacząć się tłumaczyć.

— Tch, nie obchodzi mnie, co chciałaś — przerwał Ci dość ostrym tonem. — Może i uratowałaś mi życie, ale nie jesteśmy już w lesie, żebyś odzywała się do mnie w ten sposób. Jestem twoim Kapitanem i masz okazywać mi szacunek, rozumiemy się? — warknął w taki sposób, że aż po plecach przeszły Ci ciarki.

— Ale... — wydukałaś tylko, ale nie dane Ci było dokończyć.

— Posłuchaj — przybliżył się do Ciebie tak, abyś tylko Ty go słyszała, a z jego oczu kipiała niepohamowana złość. Kiedy odruchowo uniosłaś rękę, aby się obronić, złapał za Twój nadgarstek i ścisnął go tak mocno, że przestałaś czuć dłoń. — Jeszcze jeden taki numer, a osobiście dopilnuję, żebyś wyleciała z oddziału, dotarło? — syknął, patrząc wprost w Twoje przestraszone oczy. Serce waliło Ci jak młotem. Po raz pierwszy poczułaś strach w jego obecności. Do tej pory zdawał się być obojętny na takie drobne złośliwości, jednak tym razem wyczułaś, że mówi całkiem poważnie.

— T-tak. Proszę o wybaczenie, Kapitanie — powiedziałaś roztrzęsionym głosem, nie mogąc oderwać wzroku od jego oczu, które drgały tak, jakby naprawdę chciał Ci coś zrobić. Odniosłaś wrażenie, że w pewnym momencie zauważył strach z Twojej strony i puścił Twój nadgarstek, odsuwając się od Ciebie.

— Tch — prychnął. — I słuchaj, co się do ciebie mówi, bo jeden ruch i dzisiaj straciłabyś połowę twarzy, narwana idiotko — dodał i wyszedł, zostawiając Cię samą w zasyfiałej kanciapie.

Dopiero w tamtym momencie uświadomiłaś sobie, jak bardzo łomocze Ci serce i trzęsą nogi. Rozdygotana przysiadłaś na jakimś zakurzonym kufrze, który znajdował się nieopodal. Szczerze mówiąc, nie znałaś Kaprala od tej strony, aż do teraz. Owszem, był surowy prawie cały czas, ale wyraz jego twarzy, a także ton głosu, z jakim do Ciebie mówił pozwolił Ci stwierdzić, że coś się zmieniło. Jeszcze nigdy nie widziałaś, aby zachował się w taki sposób do kogokolwiek. Nawet do Ciebie sprzed tego całego zajścia w lesie.

A co, jeśli to właśnie o to chodziło? Może żywił do Ciebie urazę za to, że tak się stało? Przecież gdyby nie chciał, nie dopuściłby do tamtej sytuacji, więc czemu niby miał obwiniać za to Ciebie? Poza tym sam powiedział, że macie o wszystkim zapomnieć, więc dlaczego zachowywał się tak, jakbyś to ty była wszystkiemu winna? Czy znienawidził Cię za to? Cóż, to prawdopodobne. Sam chciał do tego nie wracać, ale może sama Twoja obecność przypominała mu o tym, jak wielki popełnił błąd.

Niestety, taka była prawda. To był wielki błąd. Byłaś tylko zwykłą kadetką, a on znanym na wszystkie strony Kapitanem. Połączyło was tylko to, że utknęliście razem w lesie, bez większych perspektyw na przeżycie. Głupia! Jak ty mogłaś w ogóle pomyśleć, że wyznanie mu swoich uczuć cokolwiek by zmieniło! Przecież to nie miało prawa bytu!

Nagle wszystko to, co poczułaś do Kapitana w dzikiej puszczy pękło jak bańka mydlana. Było, minęło, nie ma do czego wracać. Gdyby Twoje uczucie rzeczywiście było silne, nie potrafiłabyś się od niego odciąć od tak sobie. A jednak Ci się udało, co znaczyło, że było ono nic nie warte.

Uspokoiłaś oddech, a następnie zabrałaś się za sprzątanie zagraconego magazynu.

— Jak poprawnie używać mopa? — przeczytałaś na jednej z książek, która leżała pod warstwą kurzu. — No tak, w końcu to jego magazyn — dodałaś, przewracając oczami. Oczywiście nie byłabyś sobą, gdybyś przypadkiem nie upuściła książki na podłogę, potykając się o poluzowaną deskę. Kiedy jednak chciałaś ją podnieść, Twoją uwagę przykuł dość mały kawałek papieru, na którym widniał czyjś nieco rozmazany już portret. — Kapitan Levi? — zmrużyłaś oczy, przyglądając się trójce postaci, pośród których rozpoznałaś nieco młodszego mężczyznę. — A to kto? — zmarszczyłaś czoło, przyglądając się dwójce jego towarzyszy. Jednym z nich była uśmiechnięta dziewczyna z dwiema kitkami, a drugim jasnowłosy chłopak.

— Aha i jeszcze zapomniałem ci powiedzieć — usłyszałaś nagle za plecami, przez co podskoczyłaś, a książka znowu upadła na podłogę i to z niemałym hukiem. Szybko odwróciłaś się w stronę karłowatego Kapitana, odruchowo chowając portret za plecami. — Co tam masz? — spytał mężczyzna, nie dając się nabrać.

— Co? Ja? Nic takiego — pisnęłaś, zapominając na moment o tym, że skoro przed chwilą tak zwyzywał Cię za brak szacunku, może zrobić to ponownie. — Tylko rysunek mopa — wypaliłaś, skoro i tak już wiedział, że coś ukrywasz.

Mężczyzna jednak już podchodził w Twoją stronę, jednak ty nie miałaś zamiaru przekazać mu kartki. A co, jeśli zabiłby Cię za to, że widziałaś na niej to, jak się uśmiecha? Zaczęłaś cofać się do tyłu, aż do momentu, w którym nie uderzyłaś w ścianę, a Levi wyszarpał kartkę zza Twoich pleców.

— Nie chciałam tego zobaczyć, samo wypadło z książki z mopem. Proszę nie wywalać mnie z oddziału — pisnęłaś na jednym oddechu, zestresowana do granic możliwości. W końcu sam zagroził Ci eksmisją kilkanaście minut temu, więc mimo wszystko nie chciałaś mu podpaść. Mężczyzna jednak nic nie powiedział. Patrzył tylko na portret jak zahipnotyzowany, więc chyba nadal miałaś miejsce w oddziale. — Halo? Kapralu? Wszystko w porządku? — spytałaś w końcu, kiedy nie odezwał się przez dłuższą chwilę.

— Tak, ja... — zaczął nagle, jednak wydawało Ci się, że nadal jest w jakimś transie. — Myślałem, że to zgubiłem — dodał już bardziej przyziemnym tonem. — Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że jak skończysz, możesz wrócić do reszty i kontynuować ćwiczenia — powiedział z zamiarem ponownego wyjścia.

— T-tak jest — mruknęłaś. — Kto jest na tym obrazie? — spytałaś nagle, nie patrząc na konsekwencje. Levi, który już prawie zdążył wyjść nagle się zatrzymał, ale nie odwrócił w Twoją stronę.

— Starzy znajomi — odparł tylko i tym razem przekroczył próg, znikając za nim. Zdałaś sobie sprawę, że właśnie widziałaś jedno ze wspomnień Kaprala, o którym wiedział mało kto. Być może nawet nikt.

***

Cześć....po prawie dwóch latach powracam, bo tak. Na nowo dopadła mnie wena. Mimo że tyle czasu minęło od poprzedniego rozdziału, to mam nadzieję, że chociaż ktoś wznowi czytanie albo zacznie czytać od początku :D ja niestety musiałam to zrobić, żeby przypomnieć sobie, o czym to w ogóle i było i czułam sie strasznie zcringowana, ale i tak postanowiłam to dokończyć xdddd powodzenia!

Jesli już przeczytacie, Proszę, zostawcie ⭐ abym wiedziała, ile osób o tym pamieta ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro