Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia siedziałaś przy stoliku w stołówce wraz ze swoimi przyjaciółmi z oddziału, do którego należeli kolejno : Eren Yeager, Mikasa Ackerman, Armin Arlert, Sasha Braus, Connie Springer oraz Jean Kirstein.

Od jakiegoś czasu lubiliście umilać sobie posiłki grą, w której pusta butelka zakręcona przez daną osobę wyznaczała ją do wykonania wymyślonego przez kręcącego zadania. Początkowo była to tylko niewinna rywalizacja i robiliście to tylko dla zabawy i sprawdzenia własnych możliwości, jednak z czasem przerodziła się w czysty hazard. Stawialiście na szali cenne błyskotki, bądź inne wysokowartościowe rzeczy, natomiast zadania stawały się coraz trudniejsze.

Pewnego razu Eren wyzwał Jean'a, aby ten wszedł nago do jednego z pokoju dziewcząt i zatańczył na środku dopóty, dopóki przerażone niewiasty nie rzucą się na niego z pięściami. Oczywiście wykonał zadanie, a później odwdzięczył się Erenowi każąc mu zrobić to samo, tyle że w pokoju młodych kadetów.

Zadania były przeróżne i najczęściej bazowały na najsłabszych stronach wyzywanego. Weźmy za przykład Sashę, która dostała za wyzwanie nie jeść przez cały dzień. Niestety wytrzymała jedynie kilka godzin, przez co odpadła z gry.

Po kilku seriach zabawy, w gronie graczy zostali najsilniejszy zawodnicy. Zaliczali się do nich : ty, Connie, Jean i Eren. Sumiennie wykonywaliście wszystkie wyzwania i żadne z was nie chciało odpuścić, tym bardziej że chcieliście zgarnąć łupy, które każdy wystawił na początku, ale i też odzyskać to, co sami ofiarowaliście.

— [Imię], w końcu na ciebie wypadło — mruknął Connie z przeraźliwie podstępnym uśmiechem. Przeczuwałaś, że chłopcy uznali cię za najsłabsze ogniwo jako jedyną z dziewcząt, dlatego chcieli cię wyeliminować. Jednak nie z tobą takie numery. Nie mogłaś sobie pozwolić na przegraną. Twoim celem nie były tylko zastawione rzeczy, ale również pokazanie wszystkim, że jesteś najlepsza i żadne wyzwanie cię nie złamie.

— No mów już, co tam wymyśliłeś — mruknęłaś wiedząc, że musisz być przygotowana na naprawdę ryzykowne postępowanie.

— Prawdopodobnie wymyśliłem coś, co wykluczy cię z naszej gry. Nie wiem nawet, czy chcesz tego słuchać — odparł tajemniczo, co było do niego niepodobne.

— Żartujesz sobie? Nic mnie nie wykluczy. Mów — prychnęłaś.

— Jak chcesz. W takim razie twoim zadaniem będzie... Pocałowanie Kapitana Levi'a i to tu i teraz — wyjaśnił, wskazując ukradkiem na mężczyznę, który właśnie czekał za swoją herbatą.

Na dźwięk jego słów aż zakrztusiłaś się swoim napojem. Z resztą nie tylko ty. Pozostali siedzący przy stoliku zareagowali dokładnie tak samo. Nawet ci, którzy już dawno nie uczestniczyli w grze.

— Chyba na głowę upadłeś. Przecież... — zaczęłaś, jednak widząc jego kpiący uśmiech zaprzestałaś dalszego słowotoku. — Nie zrobię tego — zdecydowałaś w końcu. Ludzie, przecież to byłoby samobójstwo!

— Naprawdę? — spytał Connie. — Więc się poddajesz i odpadasz, tak? To twoja ostateczna decyzja?

— Nie — wypaliłaś jeszcze. Rany, tak bardzo nie chciałaś dać mu tej satysfakcji, że mógł cię wyeliminować.

— [Imię], ty chyba zwariowałaś — powiedziała nagle Mikasa. — Co ty chcesz zrobić? Myślisz, że jest to warte tej waszej głupiej gry? — spytała.

— Tylko że ja naprawdę nie chcę się poddać. Nie po tych wszystkich zadaniach, które już wykonałam — mruknęłaś, przypominając sobie to, jak musiałaś przez cały dzień udawać Jean'a, albo to, gdy zmuszona byłaś podebrać ukochane środki czyszczące Kapitana Levi'a, przez które mężczyzna szukał sprawcy po dziś dzień. Westchnęłaś głęboko. — Pożałujesz tego — warknęłaś tylko do Conni'ego, który chyba nie mógł uwierzyć własnym oczom i uszom. Z resztą, chyba jak wszyscy pozostali.

Wstałaś od stołu i wzięłaś głęboki oddech. Popatrzyłaś jeszcze raz morderczym wzrokiem na Conni'ego, który pewnie miał teraz niezły ubaw. Przymknęłaś oczy i odetchnęłaś głęboko ostatni raz. Przytaknęłaś sobie delikatnie na znak dla samej siebie, że jesteś gotowa. Rany... Czy aby na pewno głupia wygrana i tytuł Niepokonanej były warte tego całego zażenowania, w które lada moment miałaś się wpakować? Przecież już przyjęłaś wystarczające upokorzenie wtedy, gdy Kapitan nakrył was z Erenem. Inni jednak o tym nie wiedzieli, a twoja natura naprawdę nie pozwalała ci się poddać. Odeszłaś od waszego stolika, dość niepewnym krokiem kierując się w stronę niskiego mężczyzny. Byłaś gotowa zrezygnować i zawrócić w każdym momencie, a powstrzymywała cię od tego tylko twoja silna wola, której nadmiar posiadałaś jak chyba nikt inny.

— Zwariowała — bąknął Jean, śledząc twoje ruchy z szeroko otwartymi oczami. Mimo że sam posuwał się do wykonywania absurdalnych zadań na rzecz zwycięstwa, to jednak to wykraczało chyba poza jego skalę.

— Pożałuje tego, naprawdę tego pożałuje — mruczałaś do siebie podczas drogi, w myślach wymyślając najgorsze z najgorszych możliwych wyzwań, którymi mogłaś zbombardować Conniego.

Wstrzymałaś oddech i podeszłaś do mężczyzny, który właśnie szedł do stolika Dowództwa ze świeżo zaparzoną herbatą. Stanęłaś tuż przed nim, na co tylko zmarszczył brwi i posłał ci spojrzenie mówiące "Zejdź mi z drogi, idiotko", czyli całkiem zwyczajnie.

— Tylko proszę mnie nie zabijać — pisnęłaś tylko i chwyciłaś jego twarz w dłonie, łącząc wasze usta. Nie mogłaś dokładnie określić, ile trwał ten stan, ale zapewne bardzo, bardzo krótko. Gdy oderwałaś swoje usta, przez ułamek sekundy popatrzyłaś w jego oczy swoimi, które przypominały dwie, ogromne piłki, aby wstępnie ocenić jego reakcję. Kapitan Levi również rozszerzył swoje i zdawało się, że nadal nie rozumie, co takiego właśnie sie wydarzyło. Jak wspomniano wcześniej, trwało to jedynie ułamek sekundy. Po tym czasie zerwałaś się na równe nogi i wybiegłaś ze stołówki, starając się ignorować wzrok wszystkich dookoła, którego właściciele dosłownie zastygli w miejscach.

Serce waliło ci tak szybko, że zastanawiałaś się, czy nie wypadło gdzieś po drodze. Nie mogłaś uwierzyć, że to zrobiłaś. Znalazłaś jakieś odizolowane miejsce, w którym miałaś nadzieję przeczekać bezpiecznie najgorszy czas. Z tego, co mówiono, Kapitan Levi miał wyjechać z Zeke'm Yeagerem jeszcze tego popołudnia, więc postanowiłaś nie ruszać się z kryjówki aż do tego czasu.

No dobrze, ale co później? Co, gdy mężczyzna już wróci i znów będziesz musiała się z nim spotkać? Cóż, szczerze mówiąc ma tyle obowiązków i spraw na głowie, że być może o wszystkim zapomni, a w najgorszym wypadku nie będzie o niczym wspominał z powodu braku czasu. Postanowiłaś trzymać się tej myśli, jednak decyzja o pozostaniu w kryjówce nadal pozostała aktualna.

Wyszłaś z niej dopiero na kolację, kiedy to podsłuchałaś od kogoś, że Kapitan i Zeke właśnie wyruszyli na negocjatorskie spotkanie. Gdy weszłaś na stołówkę, przybrałaś minę wysokiego triumfu i pogardy dla tych, którzy myśleli, że mogą cię wyeliminować.

— Nie wierzę, że to zrobiłaś — bąknął Connie, gdy podeszłaś do waszego stolika. — I w to, że nadal żyjesz — dodał. Reszta stolikowiczów nie zdołała wtkrzesić z siebie choćby słowa.

— Jak widzisz, nie ma rzeczy, które mogłyby mnie złamać — odparłaś dumnie. — Wiedz tylko, że pożałujesz tego, co mi zrobiłeś — dodałaś, mrużąc oczy.

Przez ten czas, podczas którego ukrywałaś się przed konsekwencjami swojego występku wymyśliłaś coś, przez co pęknie nawet Connie. Nie mogłaś powstrzymać się od błogiego uczucia, gdy wykręcona przez ciebie butelka padła akurat na niego, a ty mogłaś dostrzec jego przerażony wzrok, kiedy zobaczył twój perfidny uśmiech.

[Zadanie, które wymyśliłaś oddaję pod opiekę twojej wyobraźni ;)]

***

Hejka, w takim razie zaczynamy i oto rozdział pierwszy :D

Bardzo wam dziękuję za te wszystkie miłe komentarze, ja też Was kocham! <3

Pamiętajcie o ⭐ dla wsparcia :D i buźka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro