Rozdział 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Martyny

– Ale wy zawsze się kłócicie – powiedziała moja przyjaciółka. – I zawsze się godzicie.

– No wiem – mruknęłam smutna, skubiąc słonecznik.

– Co jest między wami? Ruszyło coś, kiedy mnie nie było?

– Nie, nadal nazywa mnie swoją przyjaciółką, ale...

– Tobie to nie wystarcza – dokończyła za mnie Nadia.

Pokiwałam głową.

– Wiedziałam, że tak będzie – uniosła wzrok ku niebu.

– Co ja mam zrobić? – czułam się bezradna.

– Zależy ci na nim? – zapytała, zmieniając ton swojego głosu.

– No tak.

– To porozmawiaj z nim poważnie, zrób coś, żeby wasza relacja poszła dalej.

– Ale chcę, żeby to on zrobił pierwszy krok.

– Rozmawiamy o Maćku, miną wieki zanim ruszy tyłek. Po za tym, on ciągle ogląda się za innymi dziewczynami. Może ty też powinnaś zacząć – wzięła z torebki garść słonecznika.

– Mam się oglądać za dziewczynami? – zaśmiałam się, a Nadia posłała mi spojrzenie.

– Wiesz, co mam na myśli. Zarzuć włosami, zatrzepocz rzęsami, a chłopcy będą zapraszać na randki, a ty wystarczy, że się zgodzisz.

– A Maciek?

– Przecież jesteście przyjaciółmi – puściła mi oczko.

Szybko odczytałam ukryty przekaz przyjaciółki. Jej zdaniem powinnam wzbudzić w nim zazdrość. Chryste, kiedy ona się tak zmieniła?! Jednak wszyscy się zmieniliśmy przez trzy lata gimnazjum. Moja Nadia zmieniła się i to na lepsze. Już nie jest nieśmiałą dziewczynką, która boi się własnego cienia... dobra, może trochę przesadziłam, ale czy na pewno jej pomysł przyniesie oczekiwany efekt? Z jednej strony ma rację. Maciek uważa mnie za przyjaciółkę, więc teoretycznie mogę umawiać się z kim chcę, a on nie powinien mieć nic do tego.

W sumie czemu nie spróbować? Przecież nic się nie stanie.

– Dobra, skończmy ten temat, bo mnie szlak trafi, lepiej powiedz, gdzie mój brat cię zabiera.

– Sama chciałabym wiedzieć. Był dzisiaj bardzo tajemniczy – zaśmiała się, ale po chwili spoważniała. – Mam się bać?

– Niby czego? – zapytałam, śmiejąc się, bo Nadia przejmowała się takimi pierdołami.

– Może nie znasz swojego brata? Może tak naprawdę jest seryjnym mordercą, a ja jestem jego kolejną ofiarą.

Powiedziała poważnym tonem. Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. Potem obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.

– Jesteś niemożliwa! – krzyknęłam, ocierając sobie łzę z oka. – A tak w ogóle to powinien już być.

Jak na zawołanie usłyszałyśmy jak ktoś wchodzi do domu, a jako że rodzice byli już dawno w domu, więc musiał to być Adam.

Nadia zerwała się z łóżka i podbiegła do dużego lustra i zaczęła malować usta pomadką. Poprawiła włosy i odwróciła się w moją stronę.

– Dobrze? – zapytała, odwracając się do mnie.

– Jak zawsze – uśmiechnęłam się, a ona zrobiła to samo.

Spojrzałyśmy w stronę, otwierających się drzwi, za którymi stał mój brat.

– Gotowa? – Nadia pokiwała głową. Wzięła swoją torbę, dała mi buziaka na pożegnanie i wyszła, zamykając drzwi za sobą.

Cieszę się, że ta dwójka jest ze sobą szczęśliwa.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Mam nową wiadomość. Od Maćka. Fakt, nasza kłótnia w szkole była tylko małą sprzeczką i dawno mi przeszło, ale myślałam o nim cały dzień i po prostu chciałam od niego odpocząć, więc wyłączyłam telefon i zaczęłam oglądać kolejny serial.

Oczami Adama

Po szkole poszedłem do jubilera. Boże, wydam wszystkie moje oszczędności! Ale dla niej warto.

– Dzień dobry – powiedziałem do siwowłosego mężczyzny, który z dziwnym przyrządem przy oku oglądał jakiś, na pewno drogocenny, kamień.

– Dzień dobry – odpowiedział i podszedł do lady. – W czym mogę pomóc?

– Przyszedłem odebrać zamówienie – podałem mu kartkę.

Mężczyzna przyjrzał się świstkowi.

– Proszę poczekać – facet zniknął gdzieś na zapleczu, po chwili wrócił z małym pudełeczkiem, który po chwili otworzył.

– Tak, to ten – odpowiedziałem.

Sprzedawca wcisnął coś na kasie fiskalnej i powiedział.

– Należy się sto sześćdziesiąt cztery złote.

– Nie będzie jakoś taniej? – spróbowałem sposobu mojej mamy. Zawsze to robi, gdy jestem z nią na zakupach, zawsze chciała dostać jakiś rabat.

– A to dla dziewczyny?

– Tak, jest wyjątkowa, więc chciałem dla niej dać wyjątkowy prezent.

Mężczyzna zrobił minę, jakby się nad czymś zastanawiał.

– A niech stracę, sto pięćdziesiąt, poproszę.

Uśmiechnąłem się zwycięsko i wyciągnąłem portfel. Sposób mamy się sprawdził. Co za genialna kobieta.

Wyszedłem z jubilera i mój humor od razu się popsuł, widząc ten szyderczy uśmiech.

– A kogo ja widzę! – Dominik zbliżył się w moją stronę.

– Spotykamy się już drugi raz z rzędu, śledzisz mnie?

– Chciałbyś, u kolegi byłem.

– Aha – nie interesowało mnie to.

– Co, kupowałeś prezent dla dziewczyny? – wskazał głową na sklep, z którego przed chwilą wyszedłem.

– Nie mam dziewczyny – wywróciłem oczami. – Po za tym, po co ja z tobą w ogóle gadam.

– Też się zastanawiam.

Wyminęłam go, gdy on śmiał się pod nosem, ale na szczęście mnie nie zatrzymał.

***

Gdy z Nadią wyszliśmy z mieszkania, ruszyliśmy nad rzekę, żeby posiedzieć na drewnianym moście. Pierwszy raz zabrałem Nadię tam po festynie i później przychodziliśmy tu kilka razy już jako para. Ten pomost stał się ,,naszym" miejscem.

Długo spacerowaliśmy, cały czas rozmawiając. Nadia kilka razy próbowała wyciągnąć ze mnie jaki jest powód naszego spontanicznego spotkania.

– No wiesz co?! – krzyknęła szatynka, wyrwała dłoń, za którą ją trzymałem i skrzyżowała ręce na piersi.

– Gdybym ci powiedział, to nie byłoby już niespodzianki – powiedziałem, rozkładając ręce na boki, a ona posłała mi mordercze spojrzenie. Jest urocza, gdy się denerwuje.

Szliśmy dalej, kontynuując rozmowy, jednak po chwili musieliśmy się zatrzymać, bo Nadii rozwiązał się but.

– Potrzymaj – dała mi swój telefon i kucnęła.

Spojrzałem na wyświetlacz jej iPhona, żeby sprawdzić godzinę, lecz coś innego przykuło moją uwagę. Na jej tapecie było zdjęcie jakiegoś szatyna. Kojarzyłem typa, ale nie wiedziałem skąd.

– Kogo masz na tapecie?

– Cody Christian – zmarszczyłem brwi, bo nic mi to nie mówiło. – Aktor, który grał w ,,Teen Wolf".

– A okey... czekaj, chcesz mi powiedzieć, że wolisz mieć na tapecie jakiegoś aktora niż własnego chłopaka? – wskazałem na siebie, mówiąc głosem pełnym zazdrości.

Dziewczyna się zaśmiała.

– Czy ty musisz być zazdrosny o chłopaka, którego najprawdopodobniej nigdy nie spotkam?

– Taka moja rola – uśmiechnąłem się cwaniacko, a Nadia zaśmiała się.

Po chwili marszu w końcu zobaczyłem drewniany most.

– Jesteśmy.

– Nareszcie – westchnęła brązowooka. Wbiegła na most i odwróciła się do mnie – Jak tu jesteśmy to możesz pokazać tą niespodziankę.

– Jeszcze nie teraz – powiedziałem pewnym głosem i skrzyżowałem ramiona.

– Pff... jak chcesz – prychnęła dziewczyna, a następnie zdjęła swoją bluzkę, pokazując swój czarny stanik. Nie powiem, ale podobał mi się ten widok, ale jeszcze bardziej zaskoczył.

– Co ty robisz?! – zapytałem, widząc że dziewczyna rozkłada bluzkę na deskach i się na niej kładzie.

– To ostatnie dni pełne słońca, nie chcę mieć później niedoboru witaminy D.

Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ona jest niesamowita. To jest odpowiedni moment na danie jej prezentu.

– Kochanie, spójrz na mnie – poprosiłem i powoli wyciągnąłem z kieszeni pudełeczko.

– Dopiero co się położyłam – żachnęła się, ale po chwili podniosła się na przedramionach.

Jej spojrzenie zatrzymało się na złotym opakowaniu.

– A to co? – zapytała i usiadła po turecku, żeby lepiej się przyjrzeć.

– Twoja niespodzianka – uśmiechnąłem się i ściągnąłem wieczko.

Oczom Nadii ukazał się srebrny pierścionek z niebieskim diamencikiem. Był bardzo mały, bo na większy nie było mnie stać.

– Jest... piękny – powiedziała zachwycona.

Wyciągnąłem pierścionek z pudełka i wsunąłem go na jej palec.

– Nie jest to pierścionek zaręczynowy, ale niech będzie symbolem mojej miłości do ciebie.

– Jesteś cudowny! – zarzuciła mi ręce na szyję i namiętnie pocałowała. Przyciągnąłem ją bliżej siebie tak, żeby siedziała na moich udach.

– Po chwili oderwaliśmy się od siebie, a ona chwyciła za swój telefon.

– Co, piszesz do Martyny o pierścionku?

– Nie, zmieniam zdjęcie na tapecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro