Rozdział 5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedyś komuś złożyłam obietnicę i dziś miałam zrobić pierwszy krok w tej spawie.

Właśnie trwała przerwa, na której ja i reszta dziewczyn z mojej klasy przebierałyśmy się na wf. W szatni panowała miła atmosfera. Ja i Martyna  już zapoznałyśmy się z nowymi osobami i zdążyłyśmy się zakolegować. Każda robiła coś innego. Jedne przebierały się, drugie siedziały w telefonach, ktoś jadł kanapkę, a jeszcze inni palili e-papierosy. Mimo, że każdy robił coś innego, każdy prowadził przyjemne rozmowy.

Ja należałam do tych co się przebierały i właśnie wiązałam buta, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.

– Ale piękny – powiedziała Basia, jedna z koleżanek.

Przez chwilę byłam zdziwiona jej gestem i nie wiedziałam o co jej chodzi, ale już po chwili zorientowałam się, że chodzi jej o pierścionek.

– Dziękuję.

– Jest naprawdę śliczny, co nie, Lila? – Basia pociągnęła mnie delikatnie za rękę, pokazując dziewczynie obok.

– Eee... nosiłam ładniejsze – mruknęła ciemnowłosa, która do tej pory siedziała w swoim telefonie. Skrzywiłam się na jej wypowiedz. Chyba mnie nie lubi. Albo faktycznie nosiła ładniejsze.

– Czy ty musisz marudzić od samego rana? – rzekła Basia, najwyraźniej zirytowana zachowaniem przyjaciółki. – Od kogo dostałaś?

– Od mojego brata, a jej chłopaka – wtrąciła się Martyna, stojąca za mną.

– Szczęściara – uśmiechnęła się. – Lepiej go zdejmij. Szkoda by było, gdyby się zgubił.

Miała rację. To jedyna tak drogocenna rzecz, którą dostałam od Adama.

Zdjęłam pierścionek z palca i schowałam głęboko do plecaka i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Wszystkie wyszłyśmy z szatni. Po dłuższej chwili, przyszedł do nas nauczyciel w dresach i w szarej bluzie z kapturem, na szyki miał zawieszony gwizdek, a w ręku trzymał zeszyt. Przywitał się z nami i poszliśmy z nim na salę gimnastyczną. Sprawdził obecność i poprosił jedną z nas o poprowadzenia rozgrzewki.

Podczas ćwiczeń rozciągających z ciekawości spojrzałam na drugą połowę sali, gdzie w-f miała jakaś inna klasa. W śród różnych twarzy rozpoznałam Dominika. On również mnie zauważył, więc posłał mi łobuzerski uśmieszek i pomachał do mnie krótko. Ja natomiast wywróciłam oczami, śmiejąc się i wróciłam do rozciągania. Może powinnam mu odmachać czy coś, ale nie byliśmy nawet znajomymi, więc nie widziałam podstaw, żeby to robić.

Po rozgrzewce podzieliłyśmy się na dwie drużyny i graliśmy w siatkówkę. Oczywiście nie wychodziło mi serwowanie. Tak, moje umiejętności w tym sporcie nie zmieniły się zbytnio. Mimo to lubiłam ten sport i starałam się zdobyć jakieś punkty. Jednak niektóre dziewczyny nie były skłonne do jakiejkolwiek aktywności. I gra nie przypominała gry.

Pięć minut przed końcem lekcji, nauczyciel kazał nam ustawić się na zbiórkę, a potem pozwolił iść nam do szatni jednak, ja tego nie zrobiłam.

– Czegoś potrzebujesz? – zapytał, gdy do niego podeszłam.

– W pewnym sensie – szczerze, to nie wiedziałam jak poruszyć ten temat. – Mam pytanie. Czy jest możliwość utworzenia drużyny koszykarskiej dla dziewczyn? Bo z tego co wiem, to takiej nie ma.

Spojrzałam na wysokiego mężczyznę z nadzieją, że nie odrzuci tego pomysłu.

– Prawdę mówiąc to świetny pomysł, ale zawsze było za mało chętnych – odpowiedział po chwili namysłu. – Jeśli zbierzesz co najmniej sześć osób, to może coś z tego będzie.

– Super, wymyślę coś, żeby zachęcić innych. Do widzenia.

W drodze do szatni uśmiechałam się do siebie. Cieszyłam się, że się zgodził. Mój pierwszy, mały sukces. Gdy przebierałam się z stroju sportowego, starałam się zrobić, to dość szybko, jednak dzwonek mnie uprzedził.

– Maciek coś ode mnie chcę – powiedział czarnowłosa, patrząc w telefon.

– Leć, później się znajdziemy – powiedziałam rozczesując włosy.

– Na pewno? – zapytała, a ja kiwnęłam głową, więc chwilę później już jej nie było.

Gdy była ubrana z powrotem w jeansy i T-shirt, założyłam na palec pierścionek, bo naprawdę kocham go nosić. Kiedy już wyszłam z pomieszczenia, zaczęłam iść szybkim krokiem, bo nie chciałam się spóźnić na następną lekcję.

– Koszykarko! – usłyszałam gdzieś za sobą, a że byłam jedyna osobą w pobliżu to zawołanie, było skierowane do mnie.

Odwróciłam się i zobaczyłam mojego nauczyciela w-fu. Oczywiście, jeszcze nie zapamiętał mojego imienia, ale rozmawiałam z nim o koszykówce, więc musiało mu się z tym skojarzyć.

– O co chodzi?

– Jacyś drugoklasiści nie zebrali po sobie piłek. Możesz to zrobić?

Nie uśmiechało mi się po kimś sprzątać, ale nauczycielowi się nie odmawia. Chyba że chce się mieć w nauczycielu wroga.

– Dobrze.

Weszłam na salę gimnastyczną i zdjęłam z ramienia plecak, kładąc go pod ścianą. Podeszłam do najbliżej leżących piłek, podniosłam je i odłożyłam na miejsce. Brałam po dwie lub po trzy, żeby szybciej to skończyć.

– O ktoś po nas sprząta. Jak miło – odwróciłam się na dźwięk jakiegoś głosu. Przy wejściu stał nie kto inny jak Dominik.

– Kazali mi. Nie myśl, że robię to z dobroci serca – posłałam mu sarkastyczny uśmiech.

– A już myślałem – zaśmiał się, idąc w moją stronę. – Przyglądałem się trochę twojej grze na lekcji.

– I...?

– Średnio ci to idzie.

– No cóż, takie życie – powiedziałam, podnosząc kolejną piłkę.

– Mógłbym udzieli ci kilku lekcji – rzekł, stając na przeciwko mnie, a z jego twarzy nie znikał ten cwaniacki uśmiech.

Uśmiechnęłam się do siebie. Kim on jest? Myśli, że każda może być jego?

– Niestety – zaczęłam sarkastycznie – muszę odmówić, bo moją specjalizacją jest koszykówka.

Wepchnęłam mu piłkę do rąk i wyminęłam go. On grał w jakąś grę, w której nie chciałam uczestniczyć.

– Adam musiał nieźle się wykosztować na tą błyskotkę.

Zatrzymałam się gwałtownie. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam, ale nie on naprawdę to powiedział. On wiedział. Tylko skąd?

– Skąd...?

– Wiem? – wszedł mi w słowo. – Jesteś najlepszą przyjaciółką jego siostry, widziałem jak ze sobą rozmawiacie na korytarzu, wczoraj widziałem jak wychodził od jubilera, a dziś widzę, że masz pierścionek na palcu. Po prosu szybko łączę ze sobą fakty.

Wzięłam głęboki oddech, żeby uspokoić swoje szybko bijące serce. Przecież Adam nie chciał, żeby on się o nas dowiedział. Ciekawe, czy będzie bardzo zły.

– Myślałem, że chłopak, o którym wczoraj mówiłaś, to przyjaciel.

– No widzisz jestem zajęta. Nie każdą uda ci się poderwać.

– Zobaczymy.

Tym jednym słowem sprawił, że znowu poczułam do niego niechęć. Po wczorajszym spotkania na korytarzu, pomyślałam, że nie jest taki zły. Ale sposób w jaki wypowiedział to słowo. Pełne wyższości i arogancji. On NAPRAWDĘ myśli, że może mieć każdą. I teraz wiedząc, że jestem dziewczyną jego wroga, to będzie próbował mnie mu odbić. On jest jakiś nienormalny!

***

Minęło pięć dni odkąd rozwiesiłam prowizoryczne plakaty, których zrobienie ich zajęło mi cały dzień, więc z moich obliczeń mam tylko dzień, żeby zebrać sześciu chętnych. Jak mam to do cholery zrobić?!

– Jak idzie ci zbieranie drużyny? – zapytał Paweł, gdy w czwórkę siedzieliśmy w stołówce, jedząc drugie śniadanie.

Podniosłam się wzrok znad listy, gdzie zapisywałam nazwiska wszystkich zainteresowanych, jednak było tam tylko moje.

– Nawet mnie nie wkurzaj – westchnęłam, kładąc czarną podkładkę na stół.

– Wiesz, że cię uwielbiam – odezwał się Piotrek – ale plakaty to za mało. Powinnaś pochodzić po szkole i popytać ludzi, czy chcą lub czy nie znają kogoś, kto interesuje się koszykówką.

– Zgadzam się w stu procentach – powiedziała Martyna, która jadła kawałek marchewki.

– Ale nie jestem tak śmiała, żeby tak po prostu podchodzić do ludzi.

– Mogę ci pomóc – zaproponowała dziewczyna.

– Dzięki, ale nawarzyłam piwa i muszę je teraz wypić.

– W takim razie – wzięła listę oraz długopis i zaczęła coś pisać – będziesz musiała się ze mną podzielić tym piwem.

Spojrzałam na kartkę, gdzie widniało imię mojej przyjaciółki. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc co zrobiła. Ona jest najlepsza.

– Dziękuję – przytuliłam ją. To dla mnie wiele znaczy.

– Chwila, chwila, ty – Paweł wskazał palcem na Martynę – chcesz grać w kosza?

– Czy wiesz, że tam się biega? – dodał Piotrek.

– A jedyny sport jaki uprawiasz, to chodzenie po sklepach.

Bliźniacy byli zdziwieni decyzją czarnowłosej tak samo jak ja, ale jeśli chce spróbować to czemu nie.

– Chcę coś zmienić w swoim życiu – oznajmiła Martyna. – A po za tym, aktywne życie jest teraz modne.

Na kolejnej przerwie zaczęliśmy ,,polowanie". Nawet nie wyobrażacie sobie, jakie były miny dziewczyn, do których podeszłyśmy i zaczęłyśmy mówić o koszykówce. Te dziewczyny patrzyły na nas jak na jakieś wariatki lub kosmitki. Ale nic dziwnego, bo w końcu dwie pierwszoklasistki podbiły do obcych osób z tekstem ,,Hej, a wiecie, że sport jest super!"

Dlatego postanowiłyśmy poszukać chętnych na naszym podwórku, czyli w naszej klasie. Podeszły do Basi i Liliany, które były nierozłączne. Pierwsza z chęcią się zgodziła, bo jak się okazało też lubi ten sport. Druga powiedziała, że nie jest zainteresowana grą, ale obiecała, że będzie przychodzić na każdy nasz mecz. Tak więc mieliśmy już trzy osoby, jeszcze trzy.

Mimo że Lila nie chciała być członkiem drużyny, znała kogoś kto chce i za tą informację ją pokochałam. Dziewczyna zapoznała nas z Olą i Natalią, były w równoległej klasy. Pogadałyśmy z nimi trochę i dowiedziałyśmy się, że są siostrami ale przyrodnimi i na początku się nie lubiły, ale połączyła ich miłość do kosza. Boże, one po prostu z nieba mi spadły.

Następnego dnia dałam trenerowi listę zainteresowanych. Rzucił okiem na nazwiska, a później spojrzał na mnie.

– Miało być sześć osób.

– Wiem, nie udało mi się zebrać, ale jest nas pięcioro, a właśnie tyle gra na boisku. Może później znajdą się nowe osoby – próbowałam się jakoś wytłumaczyć, widząc jego lekkie niezadowolenie.

– Niech będzie, ale postaraj się znaleźć jeszcze kogoś. Musi być ktoś na zmianę, gdyby ktoś narobił się jakiej kontuzji.

– Oczywiście.

Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić i gdy zeszłam nauczycielowi z pola widzenia, podskoczyłam z radości. Udało się. Gdyby on wiedział, co zrobiłam, byłby ze mnie dumny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro