Rozdział 12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Martyny

Relacje między ludzkie są skomplikowane i łatwo się w nich pogubić. Często nie wiesz, co jest prawdą a co nie. Ja mam właśnie ten problem. Ja i Maciek jesteśmy przyjaciółmi, co jest jasną sprawą i zazwyczaj tak się zachowujemy. Dużo gadamy i z chęcią spędzamy razem czas. Zdarza się, że porozmawiamy o czymś poważniejszym i wspólnie doradzamy sobie nawzajem i to jest właśnie super, ale... - no właśnie zawsze jest jakieś ale. - Ale... gdy czasami Maciek powie mi jakiś komplement albo jak na jakieś imprezie upije się i mnie pocałuje to wszystko się komplikuje. W tedy moje myśli szaleją. Często wyobrażam siebie jako jego dziewczyna, a tak nie powinno być. Wkurza mnie, gdy flirtuje z innymi dziewczynami, a on jest zazdrosny, gdy ja rozmawiam z jakimkolwiek chłopakiem. Z czystym sumieniem mogłam nazwać naszą relację toksyczną. I nie jestem jedyna nastolatka, która jest w podobnej sytuacji. Ze swoimi przemyśleniami zawsze dzieliłam się z Nadią. Zawsze mnie wysłuchiwała i doradzała.

W weekend poszłam do niego. Byłam częstym bywalcem podczas ostatnich wakacji. Raz nawet u niego nocowałam, ale ja na łóżku, a on na podłodze. Oczywiście, mamie powiedziałam, że spałam u koleżanki. Dostałaby zawału, gdyby znała prawdę.

Jadąc windą na górę, poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Nadia do mnie dzwoniła.

– Słucham cię – przyłożyłam telefon do ucha.

– Wychodzimy gdzieś dzisiaj? – uśmiechnęłam się na jej pytanie, bo tak zaczynała się nasza standardowa rozmowa przez telefon.

– Chętnie, ale nie teraz.

– A co robisz?

– Idę do Maćka. Chcę porozmawiać z nim, sama wiesz o czym.

– Uuu... odważnie, w takim razie powodzenia.

– Przyda się.

– Zadzwoń potem i wszystko mi opowiesz.

– Okej, muszę już kończyć, pa – winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze.

– Buźka – usłyszałam i rozłączyła się.

Podeszłam do drzwi mieszkania chłopaka i nacisnęłam na dzwonek. Otworzyła mi mama Maćka.

– O Martynka, nie wiedziałam że przyjdziesz, ale dobrze cię widzieć, wchodź, kochana – wpuściła mnie. – Chcesz coś do picia, a może chcesz murzynka, właśnie upiekłam.

Uśmiechnęłam się do kobiety. Ona była taka kochana. Kiedyś nie rozumiałam Adama, który wychwalał tę kobietę pod niebiosa, zanim sama jej nie poznałam.

– Jeśli to murzynek, to z chęcią spróbuję – zgodziłam się, bo jej wypieki to czysta ambrozja.

Poszła na górę schodami i bez pukania weszłam do pokoju chłopaka. Leżał na łóżku z telefonem w ręce.

– A ty przypadkiem nie masz jutro sprawdzianu z polskiego? Wziąłbyś się do roboty.

Chłopak wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu.

– Brzmisz jak moja matka. Po za tym Mickiewicza i Słowackiego mam już w małym paluszki.

– Nie wyglądasz na kogoś to interesuje się romantyzmem. I w ogóle nie jesteś romantyczny.

Chłopak zaśmiał się z moich słów. Wstał z łóżka i dał mi buziaka w policzek.

– Dla ciebie mogę być romantyczny – posłał swój cwaniacki uśmieszek.

No widzicie?! O to właśnie mi chodził. Mówił mi takie czułe słówka, ale ja jestem dla niego tylko przyjaciółką, co nie?

– Żeby później czerpać z tego korzyści? – skrzyżowałam ręce na piersi i użyłam oschłego tonu.

Szatyn spojrzał na mnie zdziwiony, marszcząc przy tym swoje gęste brwi.

– Co cię ugryzło?

Chciałam mu powiedzieć coś w stylu ,,Domyśl się", ale to byłoby zbyt infantylne.

– Myślę, że ciasto mojej mamy i dobry film poprawi ci humor.

Do pomieszczenia weszła rodzicielka chłopaka z talerzem pełen pyszności. Gdy nas zauważyła ja odsunęłam się od Macieja.

– Już, już wychodzę, nie przeszkadzam – szybko się ulotniła.

– To na czym my to...? – brązowowłosy przysunął się do mnie i położył dłonie na mojej talii.

Przygryzłam wargę. Nie chciałam tego niszczyć, bo zapowiadał się miły wieczór. Ja, dobre jedzenie, film i chłopak, na którym mi zależy. Ale jeśli nie podejmę się tej rozmowy, ucierpi na tym moja psychika. W sumie dawno ucierpiała, ale to taki szczegół.

– Nie, musimy porozmawiać – powiedziałam, robiąc krok w tył.

Chłopak tym razem spojrzał na mnie zdezorientowany.

– W takim razie słucham – usiadł na łóżku i ustawił nogi w charakterystyczny dla siebie sposób.

W pokoju zapanowała cisza, bo nie wiedziałam jak rozpocząć tę rozmowę. Przeczesałam palcami włosy i wzięłam głęboki wdech.

– Maciek, pora pogadać o nas – wypaliłam w końcu.

– Co masz na myśli? – jego twarz ewidentnie zmieniła wyraz, ale on postanowił udawać, że nie wie o co chodzi.

– Mam na myśli, że jesteśmy przyjaciółmi, ale nie zawsze się tak zachowujemy.

– Aaa... już rozumiem. Ale wcześniej ci to nie przeszkadzało.

– Ale teraz już tak – nadal trzymałam ręce skrzyżowane. – Maciek, wprowadzamy ludzi w błąd i my sami zaczynamy się w tym gubić.

– Ja w niczym się nie gubię.

– Ach tak?

– Tak, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, którzy od czasu do czasu się całuje.

– Nie to, miałam na myśli, co czujesz, Maciek? Co ty do mnie czujesz?

W tym momencie zamilkł. Wstał i przeszedł po pokoju, trzymając się na końcówki włosów. Po chwili się do mnie odwrócił.

– Mar, już ci mówiłem. Czuję do ciebie coś wyjątkowego, a gdy jesteśmy razem czuję się szczęśliwy – wziął mnie za ręce i przejechał kciukami po ich wierzchu. – Ale nie mogę powiedzieć słów, które chcesz usłyszeć.

– W takim razie... nie ma sensu tego ciągnąć – wyciągnęłam ręce z jego uścisku.

– Co? Chcesz to wszystko skończyć?

– Nie, nie wszystko – spojrzał na mnie skołowany. – Od dzisiaj nie łączy nas tylko przyjaźń . Nie ma pocałunków, nie ma trzymania się za ręce, nie ma czułych uścisków. Nic. Rozumiesz?

– Nie, nie zgadzam się. Myślisz, że tak po prostu będziemy zachowywać się jak zwykli przyjaciele? Będzie niezręcznie.

– Maciek, nie rozumiesz, że to mnie wyniszcza?! – powiedziałam prawie krzycząc ze łzami w oczach.

Maciek patrzył na mnie przez chwilę, analizując to wszystko, a potem skinął głową.

– Okej, jeśli tego chcesz – tu głos mu się załamał – niech tak będzie.

Przytaknęłam na potwierdzenie.

Nie było sensu tu dłużej być i ruszyłam w stronę drzwi. Na co ja liczyłam? Że zostaniemy parą? Ale ja głupia jestem. Myślałam, że po tak długim czasie, w końcu zrozumiał, że chce być ze mną, ale niestety nie. A jako że nie zmuszę go do związku, więc musiałam podjąć taką decyzję.

– A i jeszcze jedno – przystanęłam w samym progu. Powiedzenie tego było chyba najcięższe z całej rozmowy. – Jako że nasz status jest znowu jako ,,wolny", to przyzwala nam na spotykanie się z innymi. Mówię dla jasności.

– Tak, jasne jak słońce... – powiedział głosem wymieszanym ze złością i smutkiem. Gdy mówił, nawet na mnie nie spojrzał.

– Cześć – wyszłam szybko, a łzy popłynęły mi strużkami po policzkach.

Oczami Nadii

Kiedy usłyszałam zapłakaną Martynę w słuchawce, wiedziałam, że ten weekend nie będzie spokojny. Z prędkością światła znalazłam się w jej domu. Siedziałyśmy w  pokoju. Dziewczyna w tuliła się we mnie i płakała, a ja głaskałam ją po włosach i ciągle powtarzałam: ,,Dobrze zrobiłaś", ,,Oboje na wzajem się wyniszczaliście", ,,On na pewno to rozumie".

Nie wiem czy byłam dobra w pocieszaniu, ale te słowa uznałam za najbardziej odpowiednie.

Na prośbę brunetki zostałam u niej na noc. Przez większość wieczoru Martyna opowiadała mi jak się czuła podczas ich rozmowy i to było tak smutne, że sama się rozpłakałam. Tak już mam, gdy moja przyjaciółka płacze to ja razem z nią. Osobiście uważałam, że Martyna i Maciek są dla siebie stwożeni, ale okoliczności są niesprzyjające. Oboje potrzebują odpoczynku i czasu na zrozumieniu siebie i swoich uczuć.

Później dziewczyna była tak zmęczona od tych wszystkich emocji, że aż zasnęła. Za ścianą słyszałam, że ktoś zadzwonił do Adama, który szybko wybiegł z domu i wrócił dopiero o drugiej w nocy. Napisałam do niego SMS-a.

,,Byłeś u Maćka?"

Odpisał po minucie.

,,Tak, jest w strasznym stanie. A co z Martyną?"

,,Płakała cały czas, ale od dwóch godzin śpi"

,,Ale się porobiło, co nie?"

,,Gdybym wiedziała, to bym nie dopuściła do tej rozmowy"

,,To przecież nie twoja wina. Nie myśl o tym teraz, lepiej idź spać. Dobranoc, skarbie"

,,Dobranoc, kochanie"

***

Problemy sercowe i szkoła to nie jest najlepsze połączenie. Zwłaszcza gdy poprzedniej nocy prawie w ogóle się nie spało. Martyna wyglądała jak siedem nieszczęść. Nie miała siły się pomalować, ubrała spodnie i byle jaką bluzę z kapturem, a czarne włosy spięła w koka. Ja w sumie wyglądałam podobnie. Dziś miałyśmy siedem lekcji, w tym blok chemii i angielskiego, co brzmi jak wyrok śmierci. Ale na szczęście kupiłyśmy sobie po energetyku, który postawił nas na nogi.

Jako że w poniedziałek się nie wyspałam, to przez cały tydzień chodziłam niewyspana. W piątek po lekcjach chciałam wrócić do domu i walnąć się na łóżko i zasnąć, ale był jeszcze trening koszykówki. Nie mogłam go opuścić, bo byłam kapitanem, więc moja obecność była obowiązkowa.

– Witam, dziewczęta – powiedziałam z uśmiechem – zanim zaczniemy się rozgrzewać, mam przyjemność przedstawić naszego nowego zawodnika. Marlena – zwróciłam się do niej – witamy w drużynie.

Dziewczęta zaczęły klaskać i po kolei się przedstawiać i gratulować, robiąc przy tym mały hałas.

– Okej, wystarczy – uciszyłam je. – Wystarczy tego dobrego. Biegniemy trzy kółka i bez oszukiwania, Natalia.

Zanim dołączyłam do koleżanek, spojrzałam na drugą połowę sali, gdzie odbywał się trening siatkarzy. Pierwszą osobą ją zauważyłam był Dominik. Nasze spojrzenia są jak magnesy, bo od razu zobaczyłam jego piwne tęczówki. Blondyn puścił mi oczko, na co ja wywróciłam oczami. Nawet nie wiem czemu spojrzałam w tamtą stronę. Nie obchodził mnie ten palant.

Trening przebiegł bezproblemowo. Wszyscy wykonywali moje polecenia. Nawet Natalia nie próbowała podważać mojego autorytetu jako kapitana, co mnie zdziwiło, ale wiem, że tylko czeka na moje potknięcie. Po tym co zauważyłam dzisiaj stwierdzam, że trening raz w tygodniu to za mało. Nie było źle. Każda z dziewczyn ma dobrą technikę, ale na boisku jest chaos, gubią się i nie wiedzą co zrobić.

Wyszłyśmy z szatni w bardzo dobrych humorach. Cieszyłam się, widząc uśmiech na twarzy Martyny. Już trochę ochłonęła po tamtej sytuacji.

Większość  już sobie poszła i zostałyśmy ja, Martyna i Marlena.

– Dziewczyny – zagadała Marlena – tak sobie pomyślałam, że mogłybyśmy we trzy uczcić to, że jestem w drużynie. Co wy na to?

Spojrzałam na przyjaciółkę.

– W sumie czemu nie – powiedziałam z uśmiechem.

– Nie wiem czy to dobry pomysł – rzekła czarnowłosa z rezygnacją.

– Oj, Mar, przez jedną sytuację, nie będziesz wychodzić z domu? Musisz o tym zapomnieć i iść do przodu.

– Tak, masz rację. Dobra, idę z wami.

– Super – ucieszyła się Marlena. – Jutro do was napiszę co i jak.

– Dobra.

Kiedy szłyśmy pustym korytarzem mi i Martynie zrzedły miny. Przed nami stał Maciek w wielkim bukietem kwiatów.

– Martyna, możemy porozmawiać? – zapytał, gdy podszedł bliżej.

Złapałam Marlenę za łokieć i odeszłyśmy kawałek od nich, ale tak żebyśmy wszystko słyszały.

– Martyna i Maciek są parą? – zapytała Marlena szeptem.

– To skomplikowane. Oboje coś do siebie czują, ale on nie jest gotów na związek – powiedziałam pokrótce.

– Martyna, chciałem cię przeprosić za to, co się stało w weekend. Nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie ważna.

– Ty też jesteś dla mnie ważny – przyjęła od niego kwiaty, a jej oczy zaśmieciły się.

– Chcę, żeby między nami było jak dawniej.

– Jak dawniej? – zmarszczyła brwi, nie do końca wiedziała, o co mu chodzi i ja też nie.

– Niech będzie tak jak w te wakacje...

Wybałuszyłam oczy na to, co usłyszałam? Z opowieści Martyny wiem, że w wakacje wychodzili prawie codziennie, chodzili za rękę, całowali się w jakiś romantycznych miejscach, chodzili na nieoficjalne randki. Takie coś może porządnie zamieszać w głowie młodej dziewczyny.

– Chwila, chwila, czy ty sobie żartujesz? – zapytała Martyna.

– Tak, bo było nam razem dobrze.

– Ciebie, chyba do reszty pogięło! Przychodzę do ciebie, mówię, że źle się czuje w takiej relacji, że mnie to rujnuje, a ty prosisz mnie, żebyśmy do tego wrócili?! Wiesz co, bierz sobie te pieprzone kwiaty – rzuciła w chłopaka bukietem. – Nie potrzebuję ich tak samo jak i ciebie. Nie odzywaj się do mnie!

Szybkim krokiem odeszła.

– Martyna! – krzyknął za nią szatyn.

– Zostaw ją – powiedziałam wkurzona, bo nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. – Czemu ty musisz wszystko schrzanić?

Pobiegłam za Martyną, a Marlena za mną. Miałam nadzieję, że uciekła daleko. Znalazłam ją przed szkołą. Stała tyłem, nieruchomo jak posąg.

– Martyna, wszystko dobrze?

Kiedy dotknęłam jej ramienia, poczułam jak się trzęsie. Dziewczyna odwróciła się szybko, przyciągnęła mnie do siebie, przytulając mocno i zaszlochała.

– Czemu to musi tak boleć?

______________________________________________________________

Specjalny rozdział na osiemnaste urodziny mojej przyjaciółki katherine02221 Wszystkiego najlepszego, kochana: zdrówka, hajsu i weny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro