Rozdział 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Apel, na którym bliźniacy niemiłosiernie się nudzili, dobiegł końca. Wreszcie mogliśmy iść do sali poznać naszą nową klasę i wychowawcę.

W sali sto trzy, której drzwi były otwarte, znajdowało się już kilkoro uczniów i co chwila ich przybywało. Usiadłam z Martyną w drugiej ławce pod ścianą, a blondyni tradycyjnie za nami. Rozmawialiśmy ze sobą, aż do momentu pojawienia się nauczycielki. Dość młoda kobieta o ciemnych włosach i jasnych oczach. Zwiewna sukienka sięgała jej do kolan, a dziesięciocentymetrowe szpilki sprawiały, że była o wiele wyższa.

– Dzień dobry, uczniowie! – powitała nas z wielkim uśmiechem na twarzy jakby naprawdę cieszyła się, że tu jest. – Nazywam się Łucja Kowalczyk jestem nauczycielką biologii i mam zaszczyt być waszą wychowawczynią.

Totalne przeciwieństwo Beatki. Blond włosy, stara, niemiła i uczyła matematyki...

– Mam nadzieję, że apel się wam podobał – mówiła dalej. – Teraz powinnam was oprowadzić po szkole, ale chcę, żebyście nauczyli się samodzielności. Jednak jeśli będziecie potrzebować pomocy, możecie zwrócić się do waszego starszego kolegi.

Wskazała dłonią na chłopaka z jasnobrązowymi włosami, który siedział w pierwszej ławce pod oknem. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, to że chłopak miał tatuaż na całym przedramieniu.

– Powiedz kolegom z czego nie zdałeś, Eryk?

– Z niemieckiego i chemii – rzekł niechętnie.

– Życzę ci, żeby w tym roku ci się udało – posłała mu szczery uśmiech.

Już ją lubię. Mimo że poznałam ją chwilę temu, podobało mi się, że nie traktowała go za gorszego tylko dlatego że nie zdał.

– A więc – kobieta wstała od swojego biurka, trzymając coś w ręku – zaraz dostaniecie plany lekcji i go trochę omówimy.

Dała kartki jakiejś dziewczynie, która po chwili zaczęła rozdawać.

Gdy dostałam swój, spojrzałam na niego z zaciekawieniem. I nim zdążyłam go przeanalizować, już padło pierwsze pytanie.

– Czemu mamy jedną biologię i chemię jak jesteśmy na biolchemie? – zapytał jakiś chłopak z tyłu.

– Spokojnie, zaraz wszystko powiem – odpowiedziała nauczycielka.

Gdy wszyscy mieli plan lekcji, szatynka przeszła do omawiania go.

– Jak widzicie macie codziennie na ósmą oprócz wtorków. Biologię i chemię macie raz w tygodniu, bo rozszerzenie macie od drugiej klasy. A tak to macie wszystkie przedmioty. W następnym roku nie będziecie mieli fizyki, geografii, edb, wos'u, wok'u, pp, informatyki i historii.

– A oceny będą na świadectwie dojrzałości? – zapytała szatynka w okularach.

– Tak i jak komuś zależy na dobrym świadectwie na koniec liceum to muszą już teraz zacząć się starać.

W klasie zapadła cisza.

– Nie ma pytań? – zapytała, spoglądając po twarzach uczniów – No dobrze to widzimy się jutro.

Uczniowie zerwali się z miejsc i skierowali się do drzwi. Nie chcąc się przepychać, postanowiłyśmy z Martyną trochę poczekać, aż sala opustoszeje. Mój wzrok padł na Eryka, który przechodził koło nas. Mrugnął w stronę mojej przyjaciółki i wyszedł. Ze zdziwieniem spojrzałam na Martynę.

– Czy ty widziałaś to samo co ja?! – zapytałam.

– Tak i to było dziwne – odparła.

– Może mu się spodobałaś? – zaśmiałam się.

– Haha, ale zabawna jesteś – wywróciła oczami.

– Ale musisz przyznać, że jest niezły.

– Z grzeczności nie zaprzeczę – obie zachichotałyśmy na jej słowa. Ahh... jak mi jej brakowało.

Skierowałyśmy się do wyjścia. Na dziedzińcu czekali na nas Adam, Maciek i bliźniacy.

– Nie jadłam śniadania – zaczęła Martyna – idziemy do Ogrodu?

– Jasne, dawno tam nie byłam – rzekłam.

– My z Maćkiem stawiamy – powiedział Adam.

– A niby z jakiej okazji?! – oburzył się szatyn.

– A z takiej, że Nadia wróciła.

– Usychaliśmy z tęsknoty! – powiedział ironicznie Paweł.

Ja i Martyna wybuchnęłyśmy na dźwięk jego słów.

– Dobra, dobra, codziennie mówiłeś, że jak wróci to przytulisz ją i nie puścisz – przypomniał mu brat.

– No i nie wiem, czemu tego jeszcze nie zrobiłem – podbiegł do mnie i objął ramieniem, kiedy wychodziliśmy przez bramę szkoły.

Ja tylko zaśmiałam się na jego zachowanie. Fajnie było we Włoszech, ale byłam prze szczęśliwa, że wróciłam. Strasznie mi ich brakowało.

Spojrzałam na Adama. Zauważyłam, że zaciska pięści. Jest zazdrosny. Czego nie za bardzo rozumiałam. Sam Paweł powiedział mu, podczas ,,męskiej rozmowy", że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Czarnowłosy nie ma powodów do zazdrości. Gdyby objął mnie Michael Clifford to wtedy mógłby być zazdrosny, no ale to tylko Paweł.

Spojrzałam teraz na Martynę, którą obejmował Maciek. Tak, nadal są ,,przyjaciółmi". To bardzo zabawne, gdy oni się całują i ktoś mówi, że są słodką parą, a oni zaczynają się śmiać i mówią, że są przyjaciółmi. Są w takiej relacji już rok i moim zdaniem powinni to zakończyć i poważnie porozmawiać o swoich uczuciach, ale jeśli tak im wygodnie to nie będę się wtrącać.

Z wielkim uśmiechem na twarzy weszliśmy do kawiarni i usiedliśmy przy największym stoliku. Tak jak Adam powiedział, on i Maciek stawiają. Ja i Martyna poprosiłyśmy lody o smaku piernika. To był najlepszy smak lodów jaki może być. Jesz i czujesz święta. Bliźniacy zamówili po kawałku jabłecznika, Maciek latte, a Adam wziął sobie ciasto czekoladowe.

– Nadia, opowiadaj jak było we Włoszech? – zapytał Maciek, gdy wszyscy dostali to co chcieli.

– Też jestem ciekawa – rzekła moja przyjaciółka.

– Wspaniale, naprawdę nie żałuję tego wyjazdu. Tam jest w ogóle inaczej niż tutaj. Dużo zwiedzałam, podszkoliłam swój angielski oraz nauczyłam się kilku zwrotów po włosku.

– Na przykład? – zapytał Piotr.

– Ho i migliori amici del mondo. Oznacza, że mam najlepszych przyjaciół na świecie.

– Ooo... jesteś urocza – Martyna przytuliła mnie mocno.

– Ich tryb życia jest inny, bo mają inny klimat – mówiłam dalej. – Ludzie idą rano do pracy, a o dwunastej wracają do domów i zazwyczaj idą spać, a o 16 idą pracować dalej. W tym czasie, na ulicach są pustki.

– A czemu robią takie przerwy?

– To proste. Jest wtedy najgoręcej, osoby pracujące fizycznie nie dałyby rady. U nich nazywa się to sjesta.

Przyjaciele zainteresowali się moimi ciekawostkami o Włochach. I dopytywali się różnych rzeczy, a ja na wszystkie próbowałam odpowiedzieć.

– No dobra, ja się nagadałam, wasza kolej. Co mnie ominęło?

– W sumie to nic – rzekła Martyna.

– Martyna, nie kłam – zaśmiał się szatyn, biorąc łyka swojego napoju.

– A co? Może mam się pochwalić, że znowu zabrałeś mnie na nieudaną randkę – czarnowłosa pochyliła się nad stolikiem w stronę Maćka, a ja i bliźniacy zaczęliśmy się śmiać. Znowu się sprzeczali, a to była najlepsza komedia.

– Nadal uważasz, że nasze spotkania to randki? Przecież jesteśmy przyjaciółmi – chłopak również pochylił się, zmniejszając odległość między sobą.

– Chyba mamy różne definicje przyjaźni. Przyjaciel nie proponuje swojej przyjaciółce schadzki w krzakach.

Spojrzałam na Adama, który próbował ukryć uśmiech. Na początku nie mógł oswoić się ze świadomością, że jego mała siostrzyczka i jego najlepszy kumpel spotykają się. Miał wiele obaw co do ich relacji, ale z biegiem czasu przestało mu to przeszkadzać.

Po spotkaniu z przyjaciółmi, wróciłam do domu, żeby przygotować się na jutrzejszy dzień. Spojrzałam na plan lekcji i za jego pomocą zaczęłam pakować plecak. Pięć zeszytów i stój na w-f. Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie spakowałam podręczników. Cóż połowy jeszcze nie kupiłam, a druga po prosu nie będzie potrzebna na, bo jutro nie będą lekcje organizacyjne.

Nagle usłyszałam coś za oknem. Dobrze wiedziałam, kto był sprawcą tego dźwięku. Wzięłam spod łóżka długi sznur z supłami, żeby lepiej było się wspinać, przywiązałam go do kaloryfera, a drugi koniec rzuciłam za okno. Po chwili Adam znalazł się w moim pokoju.

– Co ty tu robisz? – zapytałam ze śmiechem.

– Przyszedłem spędzić czas ze swoją dziewczyną – ułożył dłoń na moich plecach i szybko przyciągnął mnie do siebie i pocałował.

– Przecież spędziliśmy całe popołudnie.

– Tak, razem z naszymi przyjaciółmi. A teraz chce być z tobą sam na sam.

Już chciał ponownie mnie pocałować, ale ja mu to uniemożliwiłam.

– Nie tak prędko, kolego. Najpierw mi wyjaśnisz co miało znaczyć moment kiedy puściłeś moją rękę, gdy spotkaliśmy Dominika.

Adam wykrzywił usta w nieprzyjemnym grymasie, a jago nastrój zmienił się na sam dźwięk jego imienia.

– Gdyby zobaczył, że trzymam cię za rękę, domyśliłby się, że jesteśmy parą. A w tedy będzie próbował mi ciebie odbić.

Moim zdaniem jego wytłumaczenie było bez sensu. Domyślam się, że są wrogami, ale wątpię, że Dominik zainteresowałby się dziewczyną swojego nieprzyjaciela. Uważam, że byłaby dla niego obojętna. A teraz, zdaniem Dominika, jestem ,,wolna".

– A jeśli jesteśmy przy wyjaśnianiu sobie rzeczy – wyciągnął telefon i zaczął coś na nim klikać – to, proszę wytłumacz mi kto to jest.

Pokazał mi zdjęcie, które dodałam na instagrama. Na zdjęciu byłam ja i Federico, któremu dawałam buziaka w policzek.

Czy Adam jest zazdrosny o mojego nowego przyjaciela?

– To jest Federico, chłopak, którego poznałam we Włoszech.

– To wiem, powiedz lepiej, dlaczego całujesz go w policzek.

Wywróciłam oczami.

– Tak wyszło. Spędziliśmy razem świetny dzień i chciałam go jakoś uwiecznić. A ten całus, był po przyjacielsku, tak jak witam się z bliźniakami czy z Maćkiem.

Ta odpowiedź nie za bardzo go usatysfakcjonowała.

– Nie masz o co się martwić. On traktuje mnie po przyjacielsku, a po za tym on jest tysiące kilometrów stąd. A przez całe wakacje myślałam tylko o jednym chłopaku i on stoi tu teraz przede mną.

Złożyłam na jego ustach długi pocałunek. Gdy oderwałam się od niego, zobaczyłam na jego twarzy szeroki uśmiech.

– Dobra przekonałaś mnie – pocałował mnie.

– To co dzisiaj robimy? – zapytałam patrząc mu w oczy.

– Serial? Film? I coś zjemy?

– Podoba mi się ten pomysł.

Zaśmiałam się. Usiedliśmy na łóżku i Adam brał mojego laptopa, żeby coś na nim coś obejrzeć, gdy usłyszeliśmy nawoływanie z dołu.

– Nadia! Jesteś?!

To mama! Miała wrócić później.

Nim zdążyłam odpowiedzieć, moja rodzicielka zaczęła wchodzić po schodach.

– Do szafy! – rzuciłam w stronę Adama, który szybko się tam schował.

Ja ułożyłam się wygodnie na łóżku i wzięłam telefon do ręki, żeby myślała, że coś na nim robię.

Po chwili mama pojawiła się w moim pokoju.

– Hej, wołałam cię.

– Serio? Jakoś nie słyszałam.

– Jest Daniel?

– Nie, poszedł do Ali.

– To jak jesteśmy same, to może coś obejrzymy? – zaproponowała, uśmiechając się.

– Chętnie, ale jestem trochę zmęczona i chyba prześpię się godzinkę czy dwie.

– Och... no dobra – zrobiła smutną minę. Coraz mniej czasu spędzamy razem i najwyraźniej trochę jej to ciąży, bo nie chce zaniedbywać swoich dzieci.

– Też wyglądasz na zmęczoną, może weź gorącą kąpiel, zrób jakąś maseczkę, poświęć dla siebie trochę czasu.

– Dobry pomysł, tak zrobię.

Już miała wyjść, gdy ponownie się odwróciła.

– A jak rozpoczęcie? Co u twoich przyjaciół?

– Rozpoczęcie jak rozpoczęcie, nic specjalnego. A Martyna i bliźniacy bardzo się stęsknili.

– Domyślam się. Dobra, idę się wykąpać, a ty się połóż, zawołam cię na kolację.

– Okey.

Wyszła, a kiedy usłyszeliśmy jak schodzi na dół, Adam wyszedł z ukrycia.

– Nadal, jej nie powiedziałaś? – zapytał, siadając na skraju łóżka – Mówiłaś, że nie miałaby nic przeciwko.

– No tak, ale rodzice nie mają przed sobą tajemnic. Mają taką obietnicę, że mówią sobie wszystko, a gdyby tata się dowiedział, to mnie by czekało dwugodzinne kazanie, a ciebie zabijałby wzrokiem. Chcę ci tego oszczędzić.

– Chwila, chcesz mi powiedzieć, że nie masz żadnego sekretu ze swoją mamą, o którym nie wie twój tata?

– No tak... a co?

– Nic, ja z tatą mamy mnóstwo rzeczy, o których nie wie mama. Na przykład pięć lat temu, powiedzieliśmy jej, że jedziemy do dziadków, a pojechaliśmy do Warszawy na mecz. Albo kiedyś zbiłem ulubiony wazon mamy, a tata powiedział, że to był kot.

– Mieliście kota? – zaśmiałam się, słuchając jego historii.

– Tak, do momentu, kiedy mama nie oddała go do schroniska. Ale nikogo nie było go szkoda. Wredny był.

Zaczęliśmy się śmiać.

– O, nawet z mamą coś ukrywam przed tatą. Kiedyś zrobił obiad, bo chciał zrobić niespodziankę mamie, ale to co ugotował było okropne. Ale nie chcieliśmy robić mu przykrości, więc musieliśmy wszystko zjeść.

– Z Martyną też macie tajemnice przed rodzicami?

– No jasne. Im mniej wiedzą tym lepiej śpią.

– Święta racja. My z Danielem ukrywamy to, że wywołaliśmy pożar, bo chcieliśmy coś ugotować. Wiesz mi, nigdy tak szybko nie biegam po gaśnice do sąsiadów.

Brunet zaczął się śmiać.

– Później musieliśmy wszystko sprzątać, a tego czego nie mogliśmy odratować, trzeba było wyrzucić. Na szczęście nie było dużo szkód, a mama nie zauważyła, że nie ma kilku ścierek. A na końcu zamówiliśmy pizzę.

Zamiast oglądania serialu, opowiadaliśmy sobie różne historie, które przydarzyły się naszym rodzinom. Była to miła odmiana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro