~6~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Neil

- N-ne-neil, j-a...

- Ciiiiii - położyłem palec na drżących ustach blondyna. Czułem, że zaczyna żałować, tego, co przed chwilą zrobiliśmy. Żałować tego, czego ja zaczynałem łaknąć więcej i to najlepiej od razu. Jego przestraszone spojrzenie przeszywało mnie intrygująco, a ja chciałem, by przestał się bać. Żeby poczuł, że jest ze mną bezpieczny, żeby poczuł się pewien. Chciałem, żeby wiedział, że ja też tego chciałem. Zmierzyłem wzrokiem jego twarz, zawieszając się na bladych, prawie sinych ustach.

- Mogę? - zapytałem, przybliżając się. Todd kiwnął szybko głową, jakby w panice, a wtedy ja ponownie połączyłem nasze usta w pocałunku. Tym razem był on dłuższy, pewniejszy, ale wciąż niezmiernie delikatny i słodki. W międzyczasie położyłem dłoń na policzku chłopaka, a drugą ułożyłem na jego talii. Oderwaliśmy się od siebie dopiero po dłuższej chwili, jednak niechętnie kładłem kres temu pocałunkowi. Wolałbym, żeby potrwał jeszcze trochę, a najlepiej to w ogóle się nie kończył. Obaj wyprostowaliśmy się i spojrzeliśmy przed siebie.

Zapadła cisza, w której ja uśmiechałem się do księżyca, czując się jak małe, beztroskie dziecko. Pierwszy raz od dawna męczącą pustkę, w pełni zapełniła nadzieja i ekscytacja. Po prostu czułem się dobrze i starałem się odpychać natarczywe myśli mówiące o powrocie stałego, złego samopoczucia. Musiałem działać.

Spojrzałem na niego, na jego błądzące w panice oczy i zmieszaną minę. Był wyprostowany jak struna, dłonie trzymał na kolanach i cały drżał. Może po części z zimna, ale na pewno również z nadmiaru emocji. Położyłem dłoń na kolanie chłopaka, tuż obok jego dłoni.

- W porządku? - zapytałem, martwiąc się, czy on też czuję się dobrze z tym wszystkim.

- Tak... chyba tak.

- Wiesz, że to nie było nic złego, prawda?

- Wiem - mruknął po krótkim milczeniu, podczas którego słyszałem jego nierówny oddech. Poczułem, jak jego mały palec, delikatnie dotyka mojej skóry, odpowiedziałem na to takim samym małym gestem, który wywoływał u mnie motyle w brzuchu. Jego dłoń ścisnęła tą moją, a kątem oka widziałem jak delikatny, ale chyba szczery uśmiech zaczął malować się na jego twarzy. Miał śliczny uśmiech, który sprawiał, że sam zaczynałem się cieszyć. Niestety rzadko miałem okazję go widywać.

- Nie wierzę!

- W co? - wydawał się bardzo zdziwiony.

- Ty się uśmiechasz! - Todd zarumienił się i odwrócił wzrok, więc nie mogłem dłużej wpatrywać się w hipnotyzujące oczy w kolorze morza. Mocniej ścisnąłem jego zimną dłoń, trącając go lekko ramieniem. - Hej...- mruknąłem, aż na mnie spojrzał. - Masz piękny uśmiech, Todd - kąciki ust blondyna znowu się uniosły. - Cały jesteś piękny...

- Wcale nie...

- Wcale tak.

- Nie...

- Oh, zamknij się, bo gadasz głupoty! - wtedy znów pocałowałem go krótko. - Jesteś piękny i musisz zaakceptować ten fakt.

- Ty też, jesteś... piękny- westchnął.

***

- Dostałem rolę! Będę grał Pucka!!! - krzyczałem od wejścia do budynku, biegnąc przez cały korytarz, pukając w drzwi swoich przyjaciół, irytując większość mieszkańców bursy i nauczycieli. Otrzymawszy gratulację od najbliższych, wbiegłem z impetem do swojego pokoju. W środku siedział Todd, który po tym, jak podskoczył od trzaśnięcia drzwiami, uśmiechnął się słodko. - Mam to!

- Wiedziałem, że ci się uda! - wstał i wspiął się na palce, aby delikatnie mnie pocałować. Od kilku tygodni tak wyglądała nasza rzeczywistość. Szarą codzienność, którą zwykłem konsumować, zastąpiło coś nowego, piękniejszego. Coś, co przeplatało w sobie rosnącą przyjaźni i romans, celebrowany niewinnymi pocałunkami i zasypianiem w swoich ramionach. Mogłem stwierdzić, że byłem szczęśliwszy, a Todd jakby silniejszy. Teraz doszedł do tego wygrany casting i nigdy nie byłem z siebie tak dumny, jak tego dnia.

- Potrzebuję tylko zgody od ojca i Nolana, więc...

- Co zamierzasz? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie podejrzliwie, jak na małego przestępcę. Ja w tym czasie zasiadałem do maszyny i zaczynałem pisać list do dyrektora, podszywając się pod swojego ojca. - Neil, to głupie.

- Wiem - wyszczerzyłem się, po czym podpisałem pismo. - Ale wiesz, carpe diem. Nawet jeśli mnie to zabije - powiedziałem, trochę posępnie kończąc wypowiedź.

- Nawet tak nie mów - szepnął gdzieś w przestrzeń, nie patrząc mi już dłużej w oczy.

- Jak?

- Nie możesz umrzeć, Neil. Potrzebuję cię...

- Spokojnie. Spójrz na mnie, kochanie... - znów mogłem wpatrywać się w piękne niebieskie tęczówki, których właściciel wykonał z trzy pełne obroty oczyma, zanim na mnie spojrzał. Chwyciłem jedną z jego dłoni. - Nie umieram - potem złączyłem szybko nasze usta. To nie było niewinne. Pierwszy raz czułem namiętność, pożądanie. Napierałem na malinowe wargi blondyna, pchając go delikatnie na łóżko. Chciałem, żeby poczuł moją obecność. Żeby wiedział, że nigdzie się, póki co nie wybieram. Zdjąłem jego sweter i rzuciłem niebieski materiał gdzieś na podłogę, został na nim tylko biały podkoszulek, którego miejsce też znalazło się na posadzce. Drżące i zimne dłonie Todda, wsuwały się niepewnie pod moją weltońską bluzę, kiedy ja schodziłem pocałunkami od jego szyi, przez klatkę piersiową, brzuch, do miejsca, gdzie zaczynał się pasek. Spojrzałem na niego, na to, jak czerwieni się przez problem w swoich spodniach. - W porządku? - zapytałem, kiwnął głową, błądząc po mnie i swoich ciele mętnym wzrokiem. Wróciłem do jego ust, podpierając się na jednym łokciu, drugą ręką walcząc z klamrą paska Andersona. Gdy już wsunąłem dłoń pod materiał ubrania, Todd cicho jęknął, usłyszałem pukanie do drzwi.

- Neil? Todd? Idziecie, mieliśmy uczyć się łaciny?! - Cameron krzyknął coś, irytując mnie do tego stopnia, że aż poczerwieniałem. Taką chwilę, mógł przerwać tylko on. Nikt z nas nie odpowiedział. Oderwaliśmy się od siebie, Todd poprawił dolną część garderoby, a ja szybko rzuciłem mu podkoszulkę i sweter.

- Halo?! - rudzielec domagał się odpowiedź. Po chwili usłyszałem głośne przekleństwo z ust Nuwandy, który potem nie wahając się, po prostu wszedł do naszego pokoju. Zmierzył nas podejrzliwym spojrzeniem.

- Nie słyszycie, że was wołamy? - zapytał, a ja, mimo iż uwielbiałem tego człowieka, pragnąłem wyrzucić go z tego pokoju i wrócić do swojego chłopca. - Co wyście tu robili?

- Ćwiczyłem rolę, a Todd mi pomagał. Wybaczcie, możemy iść? - wytłumaczyłem się zażenowany, kątem oka, widząc twarz Andersona, która miała teraz barwę dojrzałego pomidora.

- Ta... - Charlie mruknął, dziwnie się uśmiechając, jakby coś podejrzewał. Odwrócił się szarmancko na pięcie i wyszedł.

- Dokończymy kiedy indziej - powiedziałem, cmokając blondyna w policzek, kiedy nikt nas już nie widział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro