Rozdział czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W domu Zaatakował nas odór alkoholu. Tata stał przy stole kuchennym i kroił owoce. Jego prawa ręka była owinięta bandażem, a knykcie były poranione.
- dzień dobry tato - powiedziałyśmy równo i usiadłyśmy przy stole. Mężczyzna podał nam sałatkę owocową, a sam zaś usiadł naprzeciwko nas.
- musimy porozmawiać - skrzywiłam się na zapach z jego buzi. Był pijany.

Siostra zaczęła oddychać nierównomiernie, a mi zaczęły się  trząść ręce. Mark patrzył na nas pogardliwym i pełnym zawodu spojrzeniem.
- Astrid...widziałem twoje oceny z matematyki i historii. Muszę przyznać, że jestem tobą szczerze zawiedziony. Nie tak cię wychowałem - pokręcił głową i cmokną w obleśny sposób.
- poprawie się obiecuje - spuściłam wzrok. Nie byłam w stanie patrzeć na człowieka, który jeszcze dziesięć lat temu tętnił życiem, a dziś, nie potrafi przeżyć jednego dnia bez picia.
- Anabell, ostatnio szlajasz się po ulicy, nie ma cię w domu i opuściłaś się w nauce.- siostra zacisnęła szczękę.
- może gdyby mama tu była, nic by się nie stało - warknęła. Ojciec wstał i sprzedał Bell siarczystego policzka. Jej głowa obróciła się w moją stronę, a jej przestraszony i pełen bólu wzrok, będzie mi się śnił do końca życia.
- nigdy przenigdy o niej nie wspominaj - podniósł ton, a jego tęczówki wyrażały czystą nienawiść. Ja również wstałam i odsunęłam krzesło siostry. Stanęłam przed nią, chroniąc ją ciałem.
- jak mamy o niej pamiętać, skoro zabraniasz nam o niej wspominać - warknęłam.
- Dosyć - syknął - zabraniam poruszać wam tego tematu - powiedział i zabrał moją miskę z jedzeniem. - tobie już wystarczy Astrid. I tak jesteś już wystarczająco gruba. Idź się lepiej uczyć, musisz poprawić te oceny, bo wstyd mi za ciebie - wykrzyczał te słowa, a ja ruszyłam do pokoju. W oddali słyszałam jeszcze ciche rozmowy, ale starałam się to ignorować.

Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Przykryłam się szczelnie kołdrą i pozwoliłam, by pierwsze łzy się polały.
i tak już jesteś wystarczająco gruba Astrid"
„ wstyd mi za ciebie"

Te zdania dudniły mi w uszach nie pozwalając zająć się czymś innym. Płakałam długo, bardzo długo. Właściwie nie spałam tej nocy. Byłam zbyt zestresowana, by móc oddać się do krainy morfeusza.

Gdy przez zasłonięte rolety zaczęły wpadać promienie słońca, podniosłam się z łóżka i podeszłam do lustra. Wyglądałam okropnie. Ogromne sińce pod oczami, były widoczne z kilometra, a popękane pajączki w oczach, sugerowały jakbym coś brała. Napuchnięte i czerwone policzki, powiększały moją twarz, przez co moja buzia wyglądała, jakby ugryzło ją stado os.
Gorzej się wyglądać nie dało.

Umyłam się szybko i przebrałam w mundurek. Na twarz nałożyłam korektor, maskarę i lekki róż. Wreszcie wyglądałam przyzwoicie.

Zeszłam na dół i zobaczyłam dwa talerze. Na obu znajdowały się kanapki z serem żółtym, sałatą, szynką i ogórkiem. Popatrzyłam jeszcze raz na jedzenie i zebrało mi się na wymioty. Swoją porcje wyrzuciłam do śmieci, a talerz siostry zaniosłam na górę.

Delikatnie zapukałam, po czym uchyliłam drzwi. Bell spała smacznie, owinięta kołdrą, aż po sam czubek nosa, przez co nie było widać śladu uderzenia.

Położyłam talerzyk na stoliku nocnym i wzięłam kartkę oraz długopis.

Zostawiam ci śniadanie, nie musisz iść dziś do szkoły, powiem, że jesteś chora. Kocham cię <3.

Astrid .

Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Zbiegłam szybko po schodach i wydostałam się z domu. Ojciec musiał wcześniej wyjść do pracy, wiec nie czułam w domu zapachu alkoholu.

Jak tylko wyszłam z ogródka poczułam czyjś wzrok na sobie . Odwróciłam się i zobaczyłam Caden'a. Szedł w moją stronę z chytrym uśmieszkiem na ustach.

Zdecydowanie nie przypominał tego wstydliwego chłopca z wczoraj. Szedł pewnym siebie krokiem, a w oczach tańczyły mu iskierki zabawy. Patrzył na mnie z błyskiem w oku.

Odrzuciłam tę myśli i przywołałam na twarz sztuczny uśmiech.
- Witaj As
- Cześć Cad - chłopak zilustrował mnie wzrokiem, wiec ja zrobiłam to samo. Niesamowicie wyglądał w czarnej marynarce i czerwonym krawacie, oraz białej koszuli. Do tego ciemnie spodnie i nieskazitelnie czyste buty. To wszystko podkreślało jego ciemne włosy i oczy.

- bez urazy, ale wyglądasz okropnie Astrid. Spałaś dziś w ogóle ?- A niech to. Muszę kupić lepszy korektor.
- tak, tylko wstałam dziś wcześniej, by nauczyć się do sprawdzianu. - Cad podniósł lewą brew.
- kogo ty próbujesz oszukać? Mnie czy siebie?
- nikogo - odburknęłam i zaczęłam iść w kierunku szkoły.
- czekaj!- poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek, ale wyrwałam się. To nie jego sprawa czy śpię w nocy czy nie. Czemu go to interesuje?
- Astrid ja nie chciałem...
- nie obchodzi mnie to - warknęłam. Zaczęłam iść jeszcze szybciej, ale chłopak mnie dogonił i złapał oba nadgarstki.
- Astrid widzę, że coś się dzieje. Nie spałaś w nocy, patrzysz na ludzi z otępieniem i już nie wspomnę o zachowaniu twojej siostry w lesie.
- to nie twój interes, co się z nami dzieje, a gwarantuje ci, że jesteśmy normalne - wzmocnił uścisk na moich rękach, a w oczach przebiegł cień strachu. Zaczęłam niemiarowo oddychać.
- Cad, puść to boli...
- najpierw powiedz co się dzieje
- Caden, zostaw mnie! Puść! - wydarłam się, ale chłopak dalej mnie trzymał. Moje dwa nadgarstki teraz trzymała jego prawa ręka, a lewą niebezpieczne podniósł. Zamknęłam oczy i schyliłam się. Czekałam na cios, lecz ten nie nastąpił. Zamiast tego, Poczułam czyjąś dłoń na moich włosach .
- Hej as, nie chciałem zrobić ci krzywdy - w jego głosie pobrzmiewała nutka zaskoczenia i troski. Puścił moje ręce, a ja odskoczyłam w bok.
- nie pochodź - zignorował moje słowa. Stawiał powolne i małe kroczki. Ja za to cofałam się w tył, najszybciej jak potrafiłam. Nagle moje plecy uderzyły w ścianę.
Nosz kur...

Cad stawiał co raz większe kroki, aż wreszcie znalazł się przy mnie. Złapał mnie delikatnie za ramiona i zaczął mnie masować. Przymknęłam oczy. Było to naprawdę przyjemne uczucie, takie relaksujące.
- Astrid, czy ktoś cię w domu bije ? - Z impetem podniosłam powieki. Spojrzałam na niego spod rzęs.
- Skąd wziąłeś sobie tę teorie? - prychną.
- no proszę cię! Zobacz jak reagujesz na mocniejszy dotyk lub podniesienie ręki, to nie jest normalne! - westchnęłam. Nigdy nie lubiłam zwierzać się z problemów. Wolałam pomagać innym lub skupiać się na przyjemniejszych rzeczach.
- ja. Jestem. Normalna. - wywarczałam przez zaciśnięte zęby.
- ty tak, ale twoje zachowanie nie! Przestań chować się za tą skorupą i wyjdź na świat
- zostaw mnie, spóźnię się przez ciebie do szkoły - chłopak spojrzał na zegarek ale zaraz powrócił do trzymania mnie.
- już i tak jesteśmy spóźnieni, nie zrobi nam różnicy jak dziś nie przyjdziemy co? - przychylił głowę w bok i popatrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- może tobie nie, ale mi tak - próbowałam wyrwać się, ale nic z tego. Trzymał za mocno.
- co się z tobą stało ? Jeszcze niedawno byłaś taka radosna i pełna życia, co się takiego wydarzyło?
- a co cię to?
- chce znać prawdę Moon
- chcesz wiedzieć co się stało tak?! Może to przez to, że moja matka od dziesięciu lat NIE ŻYJE! - wykrzyczałam te słowa, a jego wmurowało.
Patrzył na mnie otępiało, a w jego oczach pojawił się ból. Z moich oczu trysnęły łzy i zjechałam plecami po ścianie. Skuliłam się i poczułam jak duże ręce mnie oplatają.
- z-zostaw m-mnie - chłopak na to jeszcze mocniej mnie przytulił.
- nie zostawię cię. Na pewno nie teraz, z tymi wszystkimi problemami. Razem sobie z tym poradzimy maluchu - kiwnęłam głową.
„ razem sobie z tym poradzimy maluchu"

Maluchu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro