37. Two Hearts, Believing in Just One Mind

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jersey, 4 sierpnia 1984

Wreszcie udało mi się wygospodarować trochę czasu dla siebie. Żadnych spotkań, imprez oraz czynnika, który łączy dwie poprzednie rzeczy. Ludzi. Jedyny kontakt z drugim człowiekiem, którego mogłabym dzisiaj doświadczyć, to moi rodzice (z oczywistych względów) oraz mój facet, którego słyszałabym przez telefon. Jednakże na to się nie nastawiam, bo nasze godziny dzwonienia to albo bardzo późny wieczór, albo środek nocy.

Strefy czasowe, do tego mało wolnego chłopaków sprawiają, że naprawdę nadarza nam się mało okazji, żeby sensownie porozmawiać, ale kiedy nam się to udaje, to wykorzystujemy to w stu procentach. Co prawda zazwyczaj mówi głównie Jon, bo u mnie absolutnie nic się nie dzieje. Nie przeszkadza mi to, bo słuchanie jego głosu nie dość że mnie odpręża, to jeszcze poprawia nastrój.

No i do tego mogę się jeszcze dowiedzieć rzeczy niestworzonych. Na przykład tego, że Alec pije najmniej. To jest chyba ostatnia rzecz, w jaką bym uwierzyła. No, może przed tym byłby tylko news, że Tico rzucił palenie.

W każdym razie, teraz u chłopaków jest środek nocy, więc mogę zrobić sobie przerwę od ciągłego koczowania przy telefonie. Z drugiej strony, wyjść z domu też nie mam zamiaru, więc siedzę przy biurku i coś bazgram. Do tego w tle leci zespół INXS, bez którego ostatnio nie wyobrażam sobie życia. Żeby tego było mało, za ścianą słyszę nieco głośniejszą wymianę zdań między moimi rodzicami. Znając ich, pewnie nie jest to coś poważnego. Zresztą, nawet się nie skupiam na tym, co mówią.

Oddaję się w stu procentach krajobrazowi, który rysuję. Nic szczególnego, głównie dlatego, że wszystko wymyślam na poczekaniu i sprawdzam, jaki będzie efekt końcowy. Z pewnością niezbyt zadowalający, ale przynajmniej całkiem efektywnie zabijam czas.

- Patricia - słyszę nagle pełne swoje imię z ust matki i niemal podskakuję na krześle. Już wiem, że nie jest różowo. Podnoszę głowę znad kartki i spoglądam na mamę - Jon ma teraz wolne?

- Teraz to jest na trasie w Japonii, mówiłam ci to ostatnio - wzdycham - Wraca jakoś w przyszłym tygodniu. A o co chodzi?

- Nic, dziadkowie przyjeżdżają dzisiaj na obiad i chcieli go poznać.

To chyba lepiej, że jest w trasie, myślę, jednak nie mówię tego na głos. Zamiast tego mówię tylko Ok, spoko. Wtedy zaczyna do mnie dochodzić, czemu moi rodzice chodzą poddenerwowani. Tak działa na nich dosłownie każda wizytacja rodziny. Chyba obecność Jona raczej zbyt wiele by nie pomogła. Szczególnie, kiedy spojrzy się na to, jakie moi dziadkowie mają podejście do osób, które nie chodzą do Normalnej pracy.

-Ubierz się jakoś po ludzku, przyjadą o drugiej - matka dalej stoi w progu i patrzy na moją piżamę. Odrzucam kolejne Ok, a moja rodzicielka wreszcie wychodzi, oczywiście nie zamykając za sobą drzwi. Nie odzywam się na ten temat, tylko znowu wzdycham. Bawi mnie trochę fakt, że mama myślała, że udałoby mi się sprowadzić tutaj mojego faceta w niecałe dwie i pół godziny. Abstrahując od tego, że oczywiście dowiaduje się o wszystkim ostatnia.

No cóż, szykuje się ciekawy dzień.

* * *

Oczywiście najważniejszym punktem wizyty moich dziadków jest jedzenie obiadu. Wszyscy zawsze są wtedy zmuszeni do bezokazyjnego siedzenia przy jednym stole i próbowania zaczęcia rozmowy, która nie skończy się kłótnią. Rzadko się to udaje, ale zazwyczaj po jedzeniu, moja mama rozmawia ze swoimi rodzicami, a cała reszta w jakiś sposób się ulatnia, bo nikt inny nie interesuje się tą konwersacją.

Dlatego w ten sposób mój brat bardzo szybko wyszedł z domu, a ja z ojcem siedzimy na kanapie i oglądamy pływackie konkurencje na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles. Żywo przy tym dyskutujemy, bo oboje posiadamy dość pokaźną wiedzę na te tematy. Nie zapominajmy też, że Amerykańscy pływacy mają praktycznie największe szanse medalowe. Właściwie, to już zdobyli najwięcej krążków.

Teraz akurat przyszedł czas na sztafetę stylem mieszanym, w której faworytem jest, a jakżeby inaczej, nasza reprezentacja.

- Jakie podium obstawiamy? - pyta mój tata.

- Nasi, Australia, Niemcy - odpowiadam z automatu. Chyba najoczywistrza odpowiedź - I będziemy z rekordem świata, koło trzy trzydzieści dziewięć.

- No dobra - ojciec drapie się po brodzie, na której ma kilkudniowy zarost - Nasi, Kanada, Australia i bez rekordu - odbija.

- Cóż, zobaczymy - skupiam wzrok na telewizorze i zawodnikach, którzy zajęli swoje pozycje.

W zasadzie, w tym domu, tylko ja i tata interesujemy się sportem. Bastian okazuje minimalne zainteresowanie jakimiś dyscyplinami, jednak ogląda je raczej sporadycznie. Dla niego jest to raczej pretekst do wypadu z kumplami, niż faktyczne oglądanie.

Z kolei w moim wypadku, nieważne czy chodzi o snookera, czy pływanie albo też cokolwiek, czym się interesuję, wszystko wymaga zaangażowania i skupienia się na oglądaniu, a przy okazji, posiadania jakiejkolwiek wiedzy. Dlatego zawsze jakoś wiem, co się dzieje w snookerze, a teraz widzę, jak mniej więcej rozkładają się siły w sztafetach. Chociaż tu bardziej wchodzi w grę dedukcja, niż wiedza.

Ostatnie sto metrów stało się prawdziwym rollercoasterem emocji, mimo że ja zazwyczaj staram się je przygaszać. Jak zawsze podczas kraula dzieje się najwięcej. Ostatecznie oczywiście pierwsi są Amerykanie. Za nimi (ku mojemu zdziwieniu) Kanadyjczycy oraz Australijczycy. Ciężko nawet stwierdzić, w jakiej kolejności. Jednak czas naszych sprawia, że uśmiecham się triumfalnie. Rekord świata, poniżej trzech minut, czterdziestu sekund. Przybijam z moim tatą piątkę, po czym oboje dość wyraźnie okazujemy swoje szczęście.

- Cholera, remis mamy! Trafiliśmy po jednym! - z mojego ojca dalej nie uszły emocje w całości i dalej mówi głośniej.

- Możecie tak się nie drzeć?! - matka krzyczy, mimo że siedzi dosłownie przy nas.

- I kto to mówi - uszło już ze mnie powietrze, więc tylko mruczę pod nosem i już obmyślam plan opuszczenia domu w zorganizowanym pośpiechu.

- Patricia! - słyszę w odpowiedzi, jednak ja już wyszłam z głównego pomieszczenia i biorę z sypialni walkmana, wcześniej przygotowane kasety i szkicownik. Spodziewałam się takiej reakcji mojej mamy.

- A dzieje się coś? - słyszę jak tata próbuje mnie bronić - Po prostu przeżywamy i tyle - dodaje, a ja się lekko uśmiecham. Dodatkowo bawi mnie fakt, że moi dziadkowie po prostu siedzą i się temu przyglądają. Ja w międzyczasie ubieram buty, a moja mama prowadzi nieco agresywniejszą dyskusję z ojcem, który dalej stoi na swoim, mimo że naprawdę się naraża.

Zdaję sobie sprawę z tego, że na spotkaniach rodzinnych poddaję się naprawdę szybko. Już po pierwszej kłótni, moja psychika ma dość, co zmusza mnie, do jak najszybszego ulotnienia się w ustronne miejsce, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Trudno mi powiedzieć, czy komuś to przeszkadza, ale w takich momentach najbardziej chcę zadbać o siebie.

- Idę się przejść, powiedz potem, jakie wyniki - uśmiecham się do mojego taty, jak gdyby nigdy nic - Na razie - dodaję jeszcze z ironicznym tonem do reszty osób w tym pomieszczeniu, kiedy niemal wypadam z mieszkania.

Schodząc po schodach włączam walkmana oraz kasetę Spandau Ballet. Wychodzę na ulice mojego miasta w rytm Only When You Leave. Przy okazji rozmyślam, gdzie mogę iść w Jersey w sobotnie popołudnie, gdzie będzie relatywnie mało ludzi.

Innymi słowy, będę się nudzić, ale nie w domu. Przynajmniej na zewnątrz krajobraz nie jest aż tak monotonny.

14 sierpnia 1984

Kolejny dzień, na który nie mam absolutnie żadnego planu. Pewnie spędzę go sama w domu. W końcu Emily wyjechała na chwilę z rodziną na wybrzeże, a do Hannah nie potrafię się dodzwonić od kilku dni. Dlatego też, mogę sobie pozwolić na trochę dłuższy pobyt w łóżku.

Jednak o dziesiątej już coraz bardziej zaczynam rozważać wstanie, bo jednak marnowanie ciepłego sierpniowego dnia, byłoby dość nierozsądne.

Dlatego też, postanawiam ruszyć się z mojego azylu, żeby najpierw zjeść jakiekolwiek śniadanie, a potem doprowadzić się do stanu jakiejkolwiek używalności w łazience. Żywię nadzieję, że mój brat, który idzie dzisiaj do pracy, wszystkie swoje czynności higieniczne ma już za sobą, bo ja nie mam zamiaru się spieszyć.

Kiedy kończę myć zęby, słyszę dzwonek do drzwi. Ignoruję to, bo w domu jest jeszcze jedna osoba. Dlatego wciąż robię swoje i nie mam zamiaru tego przerwać.

- Patricia - Bastian o dziwo się do mnie zwraca. Mimo że jestem w łazience. I znowu ktoś mówi do mnie pełnym imieniem. Czemu nikt w tym domu nie potrafi zrozumieć, że go nie cierpię?

- Czego? - pytam, kiedy kończę przemywać twarz.

- Ten twój patałach przyszedł - odrzuca, a ja jednocześnie mam ochotę go uderzyć, a z drugiej strony najchętniej skakałabym z radości. Narzucam na siebie koszulkę, po czym wypadam z łazienki, prawie taranując mojego brata.

- Jak jeszcze raz tak go nazwiesz, to ci przypierdolę. Ale dzięki za informację - uśmiecham się ironicznie, kiedy go mijam.

Podchodzę do drzwi i bez wahania je otwieram. Jego roześmiane oczy patrzą na mnie, a ja momentalnie zarzucam mu ręce na szyi, pojedyncze łzy płyną po moich policzkach.

- Tęskniłem - mówi cicho - Ale może nie na klatce schodowej - chichocze.

Wzdycham cicho, jednak przystaję na jego prośbę i wpuszczam go do środka. Po korytarzu dalej kręci się mój brat, więc Jon próbuje się z nim przywitać, jednak Bastian go ignoruje.

- Nie próbuj, to bez sensu - uśmiecham się słabo - Kiedy wróciliście?

- Wczoraj w nocy - odpowiada, kiedy ściąga buty - Dlatego jestem tu teraz, cały twój - dodaje, a ja znowu go przytulam.

- To chyba dobrze, że nic nie zaplanowałam na dziś - szybko go całuję - Chcesz sobie zrobić kawy?

- Później - ciągnie mnie do pokoju - Na razie muszę ci coś dać - cmoka mnie w czubek nosa.

- Co takiego? - pytam, jednak on tylko się uśmiecha. Oboje wchodzimy do mojego pokoju i zamykam za nami drzwi. Pospiesznie ogarniam niewielki syf, który jest w każdym miejscu, a Jon zaczyna chichotać.

- Zostaw to - prosi, kiedy rzuca swój plecak na ziemię i siada na moim łóżku. Poklepuje miejsce obok, gdzie posłusznie siadam - Ja nie sprzątam, jak przychodzisz.

- Niech będzie - wtulam się w niego tak bardzo, że oboje padamy na materac - Boże, jak ja tęskniłam - mówię, kiedy on trąca mnie nosem.

Wtedy też orientuję się, że muszę z nim jeszcze poważnie porozmawiać, jednak muszę też wyczuć odpowiedni moment. Teraz zdecydowanie taki nie jest.

- Ja też. Bardzo - całuje mnie namiętnie, co ja bez wahania odwzajemniam - Dlatego mam coś dla ciebie - dodaje, kiedy się ode mnie odsuwa, podczas gdy ja z powrotem siadam. Patrzę na niego, kiedy grzebie w plecaku i zastanawiam się, co on może mi dać. Mówiłam mu już parę dobrych razy, żeby nie kupował mi absolutnie nic, bo wiemy, jak wyglądają nasze budżety - To nie jest nic wielkiego, ale chciałbym, żebyś zamknęła oczy.

- Mam nadzieję, że nic wielkiego - mówię i zaciskam powieki - Mówiłam ci, że...

- Tak, tak, że miałem nic nie kupować - odrzuca - Ale nie mogłem się powstrzymać - dodaje, po czym podchodzi do mnie i muska moje wargi - Prezent numer jeden - słysząc to, uśmiecham się lekko - Prezent numer dwa - kładzie coś na moich kolanach - I prezent numer trzy - kładzie na mnie drugą, chyba mniejszą rzecz - Możesz otworzyć oczy - siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem.

Momentalnie spełniam jego prośbę i spoglądam w dół. Prezent na samej górze to moja ulubiona, gorzka czekolada, którą od razu kładę na stoliku nocnym, jednak tego, co jest na dole, nie jestem w stanie rozszyfrować. Pewnie dlatego, że wszystko jest napisane w Katakanie.

- Kupiłeś mi coś w Japonii i mam zgadywać, co to jest? - unoszę brew.

- Nie musisz, to też słodycze - szczerzy się, gładząc moje włosy - Zapytałem się jakiegoś typa w sklepie i mówił że są bardzo dobre i słodkie - dodaje, kiedy ja obracam pudełko w rękach - W sam raz dla mojej dziewczyny - nachyla się i znowu mnie całuje. Tym razem na trochę dłużej. Masuje moją głowę, podczas gdy ja wkładam dłoń w jego lwią grzywę.

- Jesteś kochany - mówię, kiedy na chwilę się od niego odklejam, jednak kiedy już kończę mówić, z powrotem wpijam się w jego usta.

- Wszystko specjalnie dla ciebie - zakłada mi kosmyk włosów za ucho i wraca do pieszczot - A ty co robiłaś, jak mnie nie było? - pyta po chwili.

- W sumie, nic - wzruszam ramionami - Nudziłam się, bazgrałam, słuchałam muzyki - wymieniam - A, no i naraziłam się swojej matce.

- Czym? - dopytuje, a ja czuję się zmuszona opowiedzieć całą historię sprzed ponad tygodnia. Omijam fakt, że moi dziadkowie chcieli i nadal chcą go poznać. Podświadomość mówi mi, że powinnam to odwlekać jak najdłużej - Serio? - unosi brwi - Przecież twoja mama wydaje się bardzo w porządku.

- Bo jest w porządku. Po prostu ma czasem swoje gorsze momenty, jak każda matka - gładzę jego lwią grzywę - Ale ciebie akurat uwielbia, jeszcze nigdy nie powiedziała czegokolwiek złego o tobie.

- I to jest miód na moje uszy - szczerzy się, a ja na tę deklarację wybucham śmiechem - Ale chyba Bastian zbytnio mnie nie lubi - dodaje, pewnie myśląc o tym, co mój brat zrobił parę minut temu.

- Zacznijmy od tego, że on mało kogo lubi - odrzucam - Ale chociaż twoi bracia chyba mnie lubią.

- Oni cię lubią bardziej niż mnie - znowu zaczyna się śmiać i cmoka mnie w nos.

Cholernie tęskniłam za tym śmiechem.

* * *

- Jon? - zaczynam, kiedy leżę rozwalona na łóżku, podczas gdy on popija zrobione przez siebie cappuccino. W tle leci radio, konkretniej jakaś stacja z rockiem, gdzie grają przede wszystkim kawałki lat siedemdziesiątych.

- Co się stało? - pyta i odkłada kawę na stolik nocny. Kładzie się obok mnie i łapie mnie za rękę.

- Pamiętasz... - słowa z trudem przechodzą mi przez gardło - Pamiętasz, mieliśmy pogadać...

- Pamiętam - krąży kciukiem po mojej dłoni - Pati, spokojnie. Wiem, to dla ciebie ważne. Po prostu... - tu się zacina. Wyraźnie zastanawia się, jak ubrać swoje myśli w słowa - Po prostu, kiedy byłem z innymi dziewczynami, nigdy o tym nie myślałem - mówi cicho - Ale na tobie mi naprawdę zależy, uwierz mi - dodaje już trochę głośniej - Nie potrafię tego inaczej powiedzieć, przepraszam.

- Przecież nic się nie stało, nie przepraszaj - widzę jego smutny wzrok i czuję się okropnie, bo muszę mówić dalej - Tylko się boję, że nie znajdziemy dla siebie czasu i będziemy musieli zerwać - wypalam jak z procy. Przyznaję to też sama przed sobą, a moje oczy zaczynają się szklić.

- Nigdy w życiu - mówi to z pewnością, a w dodatku mnie obejmuje - Nie mogę ci obiecać, że będę z tobą zawsze - stwierdza smutno - Ale nigdy, przenigdy cię nie zostawię.

- Nawet jeśli znajdziesz jakąś lepszą dziew...

- Nie ma lepszej dziewczyny, niż ty - odpiera, a ja patrzę mu głęboko w oczy. Cholernie wierzę, że jest ze mną szczery. Mimo że April wklepuje mi to do głowy przez cały czas, to ja dalej nie jestem w stanie przekonać swojego mózgu w stu procentach. Co nie zmienia faktu, że ufam Jonowi jak cholera.

Chociaż w to, co powiedział przed chwilą, nie potrafię w ogóle uwierzyć.

- Nieprawda. Jon, nie mam w sobie nic wyjątkowe... - mój facet nie daje mi dokończyć, bo mnie całuje.

- Pati, proszę cię - zaczyna, kiedy się ode mnie odsuwa - Ze wszystkich związków, w których byłem, to z tobą czuję się najlepiej. Wiem, rzadko rozmawiamy o przyszłości, ale to z tobą chcę ją spędzić, choćby nie wiem co. Kiedy tylko będę wracać z trasy, będę jechać do ciebie. Obiecuję - kiedy to mówi, odgarnia mi włosy z twarzy.

- Tylko wiesz... - spuszczam wzrok - Jak zacznę studia, to ja też nie będę mieć czasu - kąciki moich ust momentalnie idą w dół.

- Hej, nie smuć się, proszę - całuje mnie w czoło - To będzie trudne, wiem, ale chcę spędzać z tobą tyle czasu, ile będziemy mogli. Możemy tak zrobić? - patrzę w jego błękitne oczy, które zaczynają się lekko szklić.

- Jeny, Jon, oczywiście że tak - po moim policzku spływa łza - Nie potrafiłabym żyć bez ciebie - dźwigam się na ramionach, żeby nad nim zawisnąć - Kocham cię bardziej, niż kogokolwiek - schylam się, żeby czule go pocałować, a on mnie przyciąga. Robi to tak zapalczywie, że nie utrzymuję się na rękach i wpadam na jego tors - Żyjesz?

- Jeszcze bardziej niż zwykle - szczerzy się, mimo że on też zaczął płakać - Możesz tak na mnie leżeć - daje mi pstryczka w nos i znowu łączy nasze wargi - I jeszcze jedno. Kiedy tylko będziesz chciała, będziemy rozmawiać. O wszystkim - dodaje jeszcze, kiedy ja wkładam rękę w jego grzywę.

- Obiecujesz?

- Obiecuję. Wszystko, bylebyś się nie martwiła - potwierdza, a na dodatek znowu całuje. Leżenie na kimkolwiek nie jest najbardziej wygodną rzeczą, więc kładę się z powrotem na materac.

- Jesteś idealny - obejmuję go i wtulam do siebie.

- Nie zaprzeczę - odpowiada i oboje zaczynamy się śmiać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro