38. Glory Days Well They'll Pass You by

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowy Jork, 20 sierpnia 1984

- Dla kogo teraz będziecie supportem? - pytam i rozwalam się na kanapie studia, podczas gdy chłopcy stroją swoje instrumenty. Dopiero teraz udało mi się spotkać z całą piątką, a oni już robią pierwsze próby przed kolejnym wylotem. Co prawda do niego został jeszcze miesiąc, ale chłopcy już muszą zacząć próby, dopóki studio nie jest całkiem oblegane. Zresztą, to wszystko minie bardzo szybko. Za szybko.

- KISS - odrzuca Richie - Kiedy Ace Frehley odszedł z zespołu, to byłem na ich przesłuchaniu - dodaje - Ale się nie dostałem. Jak widać zresztą - uśmiecha się.

- Ale chyba nie narzekasz, co? - odwzajemniam jego uśmiech.

- Klepie biedę, ale nie narzeka - odpowiada za niego David, a ja mam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem.

- I tak bym tam nie pasował - wzrusza ramionami.

- Trudno pasować do zespołu seniorów, kiedy sam jesteś gówniarzem - do rozmowy włącza się Jon.

- Nie chcę nic mówić, ale dwójka seniorów gra też z wami - Alec udaje urażenie, po czym zaciąga się papierosem - Gówniarze.

To słowo teoretycznie dyskusję. Tylko teoretycznie, bo po tym cała nasza szóstka zaczyna się śmiać, a po chwili chłopaki rozmawiają między sobą o trasie. Oczywiście ja nie jestem w stanie na nią pojechać, bo zbiega się to z moim rozpoczęciem studiów. Zresztą, moi rodzice dostaliby chyba palpitacji, gdyby się dowiedzieli, że chciałabym polecieć z zespołem do Europy. Ledwo udało się ich przekonać na trasę po Stanach.

Akurat kiedy śmiechy cichną, do pomieszczenia wchodzi dość niski mężczyzna, który ma na sobie białą koszulę i spodnie od garnituru. Jego twarz jest wyraźnie zmęczona życiem, co dobitnie przypomina mi o jednym.

To manager chłopaków, widziałam go kilka razy, kiedy byłam z nimi na trasie.

- Chłopaki - zaczyna - Sprężajcie się, macie pół godziny.

- Przecież przed chwilą mieliśmy godzinę - oburza się Jon - Nie ma opcji, że wyjdziemy wcześniej.

- Przykro mi, musicie ustąpić - widać, że facet nie jest tu, żeby dyskutować - Przyszedłem was tylko poinformować, miłego dnia - dodaje i tak szybko jak się tu zjawił, tak szybko stąd wychodzi.

- Co za typ - zaczyna Alec, kiedy upewnia się, że na pewno mężczyzna go nie usłyszy. Przy okazji wszyscy przechodzimy do pomieszczenia, gdzie są wszystkie instrumenty oraz Tico za perkusją.

- Jak się nazywa? - pytam. Mimo że widziałam tego człowieka już któryś raz na swojej drodze, to nadal nie posiadam najbardziej trywialnej informacji na jego temat.

- Doc McGhee - basista lekko krzywi się, mówiąc to nazwisko - Zachowuje się, jakby był dinozaurem w tej branży. A jest tylko rok starszy ode mnie!

- No cóż, delikatnie mówiąc, wygląda jak taki dinozaur - żartuję. Jeżeli facet ledwo po trzydziestce ma już zakola na pół głowy i dość widoczne zmarszczki, to naprawdę coś musi być w moim rozumowaniu.

- Jeszcze do tego ma wybujałe ego. Po prostu combo - dorzuca się David.

- To dlatego tak dobrze się z tobą dogaduje - rzucam wzrokiem na mojego chłopaka, a wszyscy znowu zaczynają się śmiać.

- Mhm, bardzo śmieszne. Możemy zacząć próbę? - Jon ucina ten temat i obrzuca mnie swoim wymownym spojrzeniem. Ja z kolei wystawiam mu język, co zmusza go do słabego uśmiechu.

- Trzeba by było - odzywa się Tico - Skoro mamy pół godziny - dodaje, a wszyscy kiwają głowami - Dobra, gotowi?

- Jak zawsze - Rich chwyta za swoją gitarę, a Tico zaczyna wybijać dobrze mi znany rytm Breakout.

* * *

Minęło już przydzielone pół godziny, przez co zespół zmuszony jest do wzięcia swoich klamotów i opuszczenia studia jak najszybciej będą w stanie. Chłopaki właśnie się pakują, a ja nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić, więc po prostu stoję jak kołek, przyglądając się całej piątce.

- Idziemy na piwo, skoro nie mamy nic do roboty? - proponuje Rich, a wszyscy ożywają na te słowa.

- Ja zawsze - kwituje Alec, który chowa swój bas do futerału. Podobnie optymistycznie reagują Lemma i Tico.

- Ja muszę coś załatwić, idźcie beze mnie - stwierdza mój chłopak, a ja się dziwię - Pati, odwieźć cię?

- W zasadzie... - zawieszam się na chwilę - To możesz - wypalam w końcu, bo mimo wszystko nie mam ochoty siedzieć na popijawie w barze - Zobaczymy się jakoś w przyszłym tygodniu?

- Pewnie - szczerzy się Rich. Zastanawia mnie to, że nikt nie skomentował mojej decyzji. Ba, nawet się na mnie jakoś inaczej nie popatrzyli - Jest szansa, że nawet będziemy robić znowu próbę.

- O ile manager to załatwi - dorzuca się Alec, a Jon już naciska na klamkę, więc zmierzam za nim - Na razie, kochasie!

- Na razie! - nasza dwójka odpowiada równocześnie i wychodzimy z pomieszczenia.

Chwytam Jona za rękę. Prowadzi nas do swojego samochodu, który stoi pod studiem. Dalej jest trochę zdenerwowany faktem, że zespół musiał bez uprzedzenia opuścić studio pół godziny wcześniej. Ktoś może uważać, że to nie jest zbyt wiele czasu, przez co nie jest też warte nerwów, ale dla mojego faceta pół godziny w studiu może zmienić dosłownie wszystko.

- Ciekawe, komu musieliście ustąpić - zagaduję mojego chłopaka, który chyba nie jest w nastroju na tę rozmowę.

- Nie wiem, możemy o tym nie gadać? - błaga mnie, jednocześnie poprawiając futerał z gitarą na plecach. W odpowiedzi posyłam mu pokrzepiający uśmiech i całuję go w policzek. To w zasadzie przerywa tę rozmowę, przez co Jon pakuje gitarę do bagażnika w ciszy. Zresztą, podobnie jest, kiedy wsiadamy, a on zakłada okulary na nos - To gdzie jedziemy? - pyta nagle, kiedy odpala silnik auta.

- Nie miałeś czegoś załatwić? - unoszę brwi ze zdziwienia, a on przebiegle się uśmiecha.

- A wiesz, co dzisiaj mamy? - łapie moją dłoń i kładzie ją na drążku do zmiany biegów.

- Poniedziałek? - kontynuuję tę serię odpowiadania pytaniem na pytanie.

- A jaka data?

- No, dwudziesty... - mówię i zaczynam się zastanawiać, co takiego robiłam dwudziestego sierpnia w zeszłym roku. Zajmuje mi to chwilę, bo z moją pamięcią do dat nie jest najlepiej, jednak orientuję się, że na pewno byłam wtedy na wakacjach z rodzicami, co może oznaczać jedno - Jon, ale to nie jest rocznica naszego związku, nie musiałeś nic robić. Zresztą, ja nic nie mam dla ciebie - stwierdzam i trochę smutnieję.

- Ej, ja też nic nie zrobiłem. Chcę tylko spędzić z tobą czas - krąży kciukiem po mojej dłoni, a jego słowa sprawiają, że lekko się rozluźniam - Więc, jakie propozycje?

- A może by tak spędzić ten dzień podobnie jak tamten? - mówię w końcu.

- W sumie, czemu nie - mój facet wyjeżdża na ulice Nowego Jorku - Chcesz coś z domu? Szkicownik albo coś? - dopytuje, ale kręcę przecząco głową.

- Nie, wystarczysz mi ty, plaża i koc.

* * *

Po jakichś dwóch godzinach, leżymy we dwoje na kocu na plaży w Perth Amboy. Nie jest może wystarczająco ciepło, żeby siedzieć w kąpielówkach, ale siedzenie wspólnie nam to odpłaca. Nawiasem mówiąc, raczej oboje nie mieliśmy planów, żeby wchodzić do wody, więc strój kąpielowy byłby mi i tak zbędny.

Wpatruje się w oczy mojego faceta i cały czas się uśmiecham. Jon z kolei bawi się moimi włosami. Nie odzywamy się do siebie ani słowem, ale w ogóle nam to nie przeszkadza. W tle przygrywa tylko przenośne radio, które ze sobą zabraliśmy. Dalej jest to stacja z rockiem lat siedemdziesiątych, bo mój chłopak uznał, że Musi odpocząć od New Wave. Mi z kolei słuchanie, chociażby lecącego teraz Baba O'Riley, nie sprawia żadnego problemu.

- Cholera, dalej nie mogę uwierzyć, że znamy się już rok - Jon podnosi się do pozycji siedzącej, a mój wzrok podąża za nim.

- Rok temu, to ja nie potrafiłam z tobą normalnie rozmawiać - śmieję się, kiedy przypominam sobie, jak bardzo się wtedy w nim zakochałam. Z drugiej strony to trochę żenujące, że trwałam w tym stanie bez pewności, że Jon odwzajemnia moje uczucia, aż do Sylwestra.

- A pomyśleć, że najpierw próbowałaś mnie na początku spławić - chichra się, a ja znowu wracam do zeszłorocznej nocy.

- No wiesz... - próbuję jakoś się wybronić - Miałam wtedy ochotę być sama - mówię to i czuję, że lekko się czerwienię.

- Ale byłem na tyle przekonujący i przystojny, że zmieniłaś zdanie? - uśmiecha się zawadiacko, a ja daję mu kuksańca w bok.

- Nie, doszłam do wniosku, że nie dasz mi spokoju - jego uśmiech blednie, a na twarzy pojawia się konsternacja. Podnoszę się do pozycji siedzącej, by cmoknąć go w policzek - Ale do tego mi się spodobałeś.

- Niech będzie - wzdycha i znowu unosi kąciki ust.

- A wiesz co? Nigdy mi nie powiedziałeś, co ty tam robiłeś - postanawiam ciągnąć temat naszego pierwszego spotkania.

- Nudziło mi się - wzrusza ramionami - A tam nie było nic innego do roboty po pierwszej, poza pójściem spać.

- I spacerowaniem po plaży - dopowiadam, kiedy kładę głowę na jego kolanach. W trakcie tej jednej rozmowy zmieniłam pozycję więcej razy, niż przez całą resztę czasu, kiedy tu jesteśmy.

- Ej, tamta miejscowość to jest takie zadupie, że wszyscy się zbierali do domów po wpół do pierwszej. Co miałem innego robić? - pyta żartem, po czym korzysta z okazji i zaczyna bawić się moimi włosami.

- Nie wiem, zawsze mogłeś spać. Chociaż przez to teraz byśmy nie rozmawiali - chichoczę, czym przypadkowo urywam temat. Nie przeszkadza mi to, szczególnie że Jon masuje moją głowę.

- Jak dobrze, że kilka dni przed wyjazdem dziewczyna ze mną zerwała... - mówi, jakby chciał wyrzucić te słowa w eter, jednak ja reaguję od razu:

- Co?! Miałeś wtedy kogoś?

- Kiedy my się poznaliśmy, to byłem już singlem - spoglądam na niego, dobitnie mu pokazując, że chcę kontynuacji - Tamta mnie nie rozumiała. Myślała, że moje muzykowanie - robi cudzysłów palcami - Mi przejdzie i tak dalej. Więc właściwie to cud, że wytrzymała ze mną jakieś trzy miesiące.

- Czemu nigdy nie nic o tym mówiłeś? - drążę temat. Nie jestem na niego zła, czy zawiedziona przez to, że mi nie powiedział. Po prostu jestem ciekawa.

- Bo to przeszłość. Teraz jestem najszczęśliwszy na świecie z tobą - musi się nieźle nagimnastykować, żeby mnie pocałować - Zresztą, musiałem jej zamawiać pół pizzy z ananasem. Jak tak można?! - rozluźnia sytuację, a ja zaczynam się śmiać w głos.

- Widzisz? My się chociaż uzupełniamy - podsumowuję, a Jon jeszcze bardziej się uśmiecha, kiedy w radiu leci jeden ze starszych kawałków Springsteena, którego ja nie jestem zbytnią fanką - Zmienisz stację?

- Akurat jak leci coś fajnego? - wydyma usta w kaczkę - Zresztą, dzisiaj mieliśmy słuchać więcej rocka - mówi, a do tego robi swoje maślane oczka.

- Nie powiedziałam jeszcze, że chcę słuchać New Wave. Chciałam tylko znaleźć coś innego.

- Po tej piosence, dobra? - próbuje mnie przekonać.

Wiem, kłócenie się o muzykę może się wydawać trochę infantylne, może nawet dziwne, ale nasza dwójka nie wyobraża sobie życia bez muzyki, więc wybory na tym polu są dla nas tak samo ważne, jak dla niektórych wybór pracy.

Dlatego też kompromis jest tutaj rzeczą kluczową. Z jednej strony, nasze gusta są całkiem zbliżone, ale w pewnym momencie rozgałęziają się na dwa odrębne bieguny. Na przykład Jon nie trawi zbytnio Duran Duran, podczas gdy ja nie pałam płomienną miłością do Boba Dylana, czy właśnie Springsteena.

- No dobra - kapituluję w końcu. Mój facet, słysząc to, od razu podgłaśnia radio i zaczyna śpiewać. Przymykam oczy, bo uwielbiam słuchać jego głosu.

Przez to, że Jon śpiewa, mimowolnie wsłuchuję się w tekst. Nie jest jakiś odkrywczy, ale mój chłopak dokłada do tego utworu cząstkę siebie. To sprawia, że słucha mi się tego ze zdecydowanie większą przyjemnością.

She knows that I'd give
All that I got to give
All that I want all that I live
To make Candy mine Tonight

Utwór się kończy, a ja postanawiam się podnieść i wtulić się w mojego chłopaka. Przez cały czas trwania piosenki, albo jego wzrok był skupiony na mnie, albo na falach, które uderzają o brzeg. On naprawdę jest podręcznikowym przykładem romantyka.

- Czemu zawsze jak śpiewasz coś na plaży, to podoba mi się bardziej niż zwykle? - moje retoryczne pytanie odbija się od jego szyi, którą chwilę później całuję.

- Nie wiem, może tutaj jestem jeszcze cudowniejszy - nie jestem pewna, czy żartuje, ale i tak się chichram. Zamyka mnie w szczelnym uścisku, przez co jeszcze bardziej zatapiam się w jego dotyku. Dochodzi do mnie, że nie jestem w stanie żyć bez tego człowieka. Do tego nie potrafię uwierzyć, że Jon, pomimo tego iż mógłby być z dosłownie każdą dziewczyną, jest akurat ze mną. Przez to też, często się zastanawiam nad tym, czy kiedyś na jego drodze nie stanie dziewczyna, która zwyczajnie będzie dla niego lepsza. A o to raczej nietrudno.

- Jon? - mówię cicho. Głos mi drży, bo wiem, że moje kolejne pytanie będzie z jednej strony głupie, a z drugiej w stu procentach uzasadnione.

- Co się stało? - gładzi moje włosy.

- Będziesz ze mną przez kolejny rok?

- Pati, czemu miałbym nie być? Nawet jeśli będę musiał być na trasie, to cię nie zostawię - podnoszę się, żeby móc patrzeć w jego oczy - Mówiłem ci to już.

- Wiem, ale po prostu... - zacinam się - Boję się - z trudem wyrzucam te dwa słowa z siebie.

- Nie masz czego, obiecuję - ujmuje mój podbródek - Nic nie zmieni tego, że jesteśmy razem - przybliża się do mnie i całuje. Nie ciągnę tego tematu, samo rozpoczęcie było już błędem, więc po prostu odwzajemniam pocałunek. Akurat wtedy, kiedy zaczyna się piosenka Dreams Fleetwood Mac - Zmieniamy stację?

- Jeszcze nie - odpowiadam, bo bardzo lubię ten utwór.

- W takim razie, czas na przyjemność - mówi z seksownym uśmiechem, zupełnie jakbyśmy nie robili tego przez cały czas.

Jon powala się na koc, a ja lecę za nim. Kładę głowę na jego torsie i przymykam oczy, kiedy mój facet wkłada mi dłoń we włosy. Mruczę cicho tekst Dreams, co mój chłopak chyba słyszy, bo sam stara się śpiewać, mimo że nie zna tekstu zwrotek. Mimowolnie się uśmiecham, kiedy słyszę, jak próbuje zgadywać następne słowa, a potem idealnie wyśpiewuje refren.

Takie chwile mogę przeżywać codziennie.

Jersey, 12 września 1984

- Czekaj, czekaj. Jaka impreza?

- Jacyś starzy znajomi z liceum robili imprezę - zaczyna Emily, która siedzi na moim łóżku - Zaprosili mnie, więc poszłam.

- A był ktoś jeszcze z naszej starej klasy?

- Prawie każdy. Właściwe poza tobą, Hannah i Harrym - stwierdza. Moja nieobecność raczej nikogo nie dziwi, nienawidzę mojej starej klasy. Za to fakt, że Hann i jej chłopak się nie pojawili jest dla mnie zastanawiający. Nie ruszam jednak tego tematu - W każdym razie, byli też jacyś ludzie znikąd. Wiesz, tacy znajomi znajomych - kiwam głową w geście, że rozumiem - No i był tam całkiem przystojny chłopak... - unosi kąciki ust - Wpadliśmy na siebie, zaczęliśmy gadać...

- No i co z nim? - dopytuję, bo już nie mogę wytrzymać.

- Cóż... - moja przyjaciółka chce zacząć, jednak przerywa jej dzwonek do drzwi. Wzdycham cicho, jednak wstaję, żeby sprawdzić, o co chodzi.

Nawet nie zaglądam przez wizjer, tylko po prostu otwieram drzwi. Moje oczy chyba muszą wyglądać jak kapsle od piwa.

- Cześć - szczerzy się Jon, a ja gapię się na niego, ze zdziwieniem, wręcz wymalowanym na twarzy.

- Jon? Co ty tu robisz? Nie umówiliśmy się na weekend? Czy ja znowu o czymś zapomniałam? - zasypuję go pytaniami, a on w spokoju je wysłuchuje, nie przestając się uśmiechać. Ja z kolei jestem trochę zestresowana, bo zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie umówiłam się na dwa spotkania jednego dnia. Znając moje zaniki pamięci, byłoby to całkiem prawdopodobne.

- Spokojnie, po prostu akurat przechodziłem i chciałem sprawdzić, czy jesteś zajęta - wzrusza ramionami, jak gdyby nigdy nic - Ale siedzisz z Emily, to nie będę wam przeszkadzać - spogląda w głąb mojego pokoju na moją przyjaciółkę, do której macha - To widzimy się w sobotę - całuje mnie szybko w policzek i już odwraca się na pięcie, kiedy podchodzi do nas Emi.

- A co, chciałeś się tylko z nią pomiziać? - żartuje moja przyjaciółka, a my z Jonem się czerwienimy - Zawsze możemy posiedzieć w trójkę - proponuje, a ja jestem jak najbardziej na tak. Mój chłopak też raczej się zgadza, jakby nie patrzeć, lubi Emily i potrafią znaleźć wspólny język, z czego cholernie się cieszę.

We trójkę wchodzimy do mojego pokoju, po czym rozwalamy się gdziekolwiek. Spoglądam na Emi, aby dobitnie jej pokazać, że chcę kontynuacji. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro