51. My Best Friend's Girlfriend

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jersey, 8 marca 1985

- No dobra... I co było dalej? - pyta Emily

- No, laska zaczęła zarywać do Jona przy mnie.

- Serio? Co za idiotka - stwierdza Hannah.

- Co nie? Myślałam, że Richie ma dużo lepszy gust do dziewczyn - wtóruje jej Emi.

Dzisiaj (o dziwo) wszystkie trzy mamy wyjątkowo luźny piątek. Stosunkowo krótkie godziny zajęć i relatywnie mało rzeczy do roboty spowodowały, że wreszcie mamy czas na spotkanie się całą trójką. Nie oszukując się, potrzebowałam tego na gwałt, od kiedy wyszłam z urodzin Jona.

Dlatego też siedzimy w naszej ulubionej kawiarni i właśnie jakieś pół minuty temu streściłam pół dnia imprezy, docierając do mojej taktycznej ewakuacji, która, ładnie mówiąc, sprawiła że większość problemów stała się dość marginalna.

- ...No i wtedy też Jon powiedział mi, jaki ma plan i pewnie teraz realizuje go w studiu - kontynuuję - Wczoraj pojechali do Filadelfii i są jakoś w połowie nagrywania albumu - mówiąc to, staram się nie ekscytować, chociaż to cholernie trudne. Bardzo chcę już usłyszeć całokształt, a jeszcze bardziej chcę to wyrazić całą sobą, ale to nie jest temat rozmowy - A dzisiaj rano Jon do mnie zadzwonił, że Angela zupełnie przypadkowo jest z nimi i...

- I dalej przystawia się do niego? - kończy za mnie Emily.

- Bingo - uśmiecham się słabo i biorę do ręki moją herbatę - Ale teraz wszyscy wiedzą o planie, więc raczej go pilnują, żeby czasem się nie zagalopował.

- Aż tak mu nie ufacie? - śmieje się blondynka.

- To też - uśmiecham się sarkastycznie - Ale głównie chodzi o to, żeby Richie nic nie zauważył - odpowiadam - Bo jeśliby coś zobaczył, to nie wiem, czy udałoby im skończyć nagrywanie albumu. Nie mówiąc o dalszych planach.

- Nie możecie mu po prostu powiedzieć wprost, tylko cały czas się narażać? - wzdycha Hannah.

- Nic to nie da - zbywam ten pomysł i biorę łyk napoju - On jest w nią wpatrzony jak w obraz. Zakochanego nie przekonasz - dodaję i powstrzymuję się przed powiedzeniem czegoś jeszcze.

Richie naprawdę nie jest głupim facetem. Zwyczajnie ma swoją hierarchię i wymagania wobec dziewczyn. Najwidoczniej wygląd zewnętrzny dość mocno tam przoduje. Nie wnioskuję tego tylko po jego obecnym związku, bo na trasie było bardzo podobnie. Jak już się oglądał za jakąś laską, to tylko za ładnymi blondynkami. Zresztą, nic mi do tego.

Do czasu, aż jego dziewczyna nie ogląda się za moim chłopakiem.

Czy jestem przez to zazdrosna? Oczywiście, że tak. Zresztą, to uczucie towarzyszy mi dość często. Nawet na zwykłym spacerze zawsze znajdzie się jakaś dziewczyna, która kokietuje wzrokiem Jona, a ja walczę ze sobą, żeby się nie wkurzyć. W końcu mój facet nie może nic z tym zrobić, a poza tym, to prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz, kiedy zobaczymy te laski na oczy.

Tutaj niestety sprawa ma się ciut inaczej, a ja bardziej odwodzę się od pomysłu, żeby nie przywalić Angeli, bo zachowanie spokoju jest już niemożliwe. Mój chłopak doskonale zdaje sobie z tego sprawę, przez co odpłaca się za moją cierpliwość po fakcie. Jakby nie patrzeć, ma to swoje zalety...

- Czyli mówisz, że chłopaki nagrywają album? - Emily zaczyna mowy temat. Chyba domyśliła się, dokąd mógł zmierzać poprzedni temat.

- Tak, są bliżej końca, niż dalej - odpowiadam - Słyszałam jeden singiel...

- I jak?

- Zajebisty - uśmiecham się - Dostałam demo i nie mogę przestać go słuchać - dodaję, kiedy kończę herbatę, a obie patrzą się na mnie - Czy to jest czas na to, że idziemy do mnie i słuchamy singla?

- Tak - odpowiadają jednocześnie, na co ja jeszcze bardziej unoszę kąciki ust. Spoglądam na kubki moich przyjaciółek, których zawartość jest praktycznie opróżniona.

- Zbieramy się?

20 marca 1985

Jak co środę, wracam z wykładów wcześniej, niż normalnie. Jest dopiero wpół do trzeciej, kiedy otwieram drzwi do domu i rzucam plecakiem.

W zasadzie przez ostatnie kilka dni, wszyscy wykładowcy są wyjątkowo wyluzowani, mimo że w zasadzie do Wielkanocy zostało jeszcze trochę czasu, a i tak wolne wtedy nie jest jakieś bardzo długie. W zasadzie, trwa zaledwie kilka dni, podczas których większość ludzi nigdzie nie wyjeżdża, a po prostu cieszy się z wolnego i odpoczywa, co również ja będę uskuteczniać.

Ze względu na to, że moich rodziców nie ma w domu i raczej jeszcze przez dłuższą chwilę nie będzie, postanawiam zrobić sobie szybki obiad. Nie decyduję się na nic twórczego, bo po prostu robię makaron z czymkolwiek, co znajdę w lodówce. Zanim to, przebieram się w jakiekolwiek dresy i spinam włosy, które znowu są za długie. Chyba muszę w końcu skorzystać z propozycji Jona i odwiedzić jego tatę, który oferował mi strzyżenie za symboliczną opłatą. Mimo że Pan Bongiovi pracuje głównie z włosami mężczyzn, to, cytując zainteresowanego: Po szopie swojego syna jest w stanie obciąć każdego. Zresztą, każdy wyraża się o nim w samych superlatywach, a dodając do tego moje sknerstwo, chyba będę musiała się tam wybrać.

Niestety będę w stanie to zrobić dopiero, kiedy do Jersey wróci mój chłopak, bo wizja jechania samej trochę mnie przeraża. Nieważne jak bardzo pałam do rodziny Jona sympatią, to po prostu jest zbyt paraliżujące dla mnie.

Nastawiam wodę na makaron, a po chwili znajduję w lodówce resztki pesto, które mogę wykorzystać. Czyli cały obiad jest właściwie gotowy, muszę tylko poczekać, aż woda się zagotuje.

W międzyczasie odpalam winyl Duran Duran i chodzę po pokoju w rytm Girls on Film. Muzyka gra na tyle głośno, że ledwo słyszę dzwoniący telefon. Wzdycham cicho, bo dopiero co udało mi się włączyć muzykę, ale zatrzymuję gramofon i podchodzę do słuchawki.

- Halo? - mówię moim standardowym tonem na początek rozmowy telefonicznej.

Nie bój się, to tylko ja - słyszę rozbawiony głos mojego faceta i momentalnie się szczerzę - Cześć.

- Cześć, Jon - staram się brzmieć chociaż trochę neutralnie - Co tam u was?

Quinn zarządził przerwę w robocie - zaczyna - Dlatego uznałem, że zadzwonię do ciebie, bo dzisiaj wcześniej skończyłaś.

Kocham te małe rzeczy w moim chłopaku. Nawet będąc w Filadelfii, pamięta o takiej błahej jak to, o której kończę zajęcia.

- Tak, właśnie robię sobie obiad - mówię - A wy jak? Wszyscy żyją?

Bardziej niż zwykle. Dzisiaj ostatni dzień nagrań, a jutro zbieramy się do domu, bo Quinn powiedział, że już nas nie potrzebuje - jestem lekko zdziwiona. Kiedy wyjeżdżali słyszałam, że może im zejść nawet do kwietnia i miało ich nie być jakiś miesiąc.

- Już ostatni dzień? - nie dowierzam.

Tak, już praktycznie wszystko jest zrobione i wyszło świetnie - mój chłopak wzdycha z ulgą - Teraz tylko Doc będzie musiał jeździć w tę i z powrotem, żeby sprawdzić, czy jemu się podoba, bo nam nie ufa, że wszystko jest zajebiste - żartuje - My wracamy jutro, na dłużej, bo dalej nie mamy żadnych zagwarantowanych koncertów - dodaje.

- Dzięki Bogu, bo się stęskniłam - mówię to z radością - A poza tym, mamy jeszcze coś do zrobienia - przypominam jego imprezę urodzinową.

Wiem, pamiętam - uspokaja mnie - Siedziała z nami cały czas w studiu, więc mogłem się trochę pobawić.

- Mam nadzieję że...

Spokojnie, nic inwazyjnego, obiecuję - przerywa mi - Możesz się nawet zapytać chłopaków i April.

- April z wami jest? - unoszę brwi ze zdziwienia.

Tak, a David jest w skowronkach - chichocze - Dawno nie widziałem go tak szczęśliwego - słyszę po stronie Jona jakiś głos, który zareagował na to, co przed chwilą powiedział - Tak, mówię o tobie, bałwanie - na te słowa zaczynam się chichrać, a po drugiej stronie słyszę, że Lemma coś mówi - Dave bardzo cię pozdrawia i potwierdza moją wersję - wreszcie słyszę coś w moim kierunku.

- Kocham was, przysięgam - z trudem powstrzymuję śmiech.

Przekazać to wszystkim? - wyobrażam sobie, jak mój chłopak się uśmiecha.

- Zdecydowanie - stwierdzam - No, może nie licząc jednej - dorzucam, na co Jon z trudem tłumi śmiech - Ale pewnie się świetnie tam bawicie - rzucam nagle.

Z tobą byłoby jeszcze lepiej... - mówi cicho, na co ja smutnieję.

- Hej, doskonale wiesz, że nie mogę tak po prostu nie chodzić na zajęcia - przypominam mu.

Tak, Pati, wiem - wzdycha - Tylko wspominaliśmy dzisiaj nagrywanie pierwszego albumu i...

- Tylko to było prawie półtorej roku temu. Byłam wtedy ledwo po skończonym liceum - zauważam, a sama zaczynam wspominać tamte czasy - Ale to były zajebiste dni.

Nie będę odkrywcza, jeśli powiem, że miałam wtedy o niebo więcej czasu. Mogę wręcz powiedzieć, że miałam go za dużo, bo nudziłam się naprawdę często, do momentu pojechania na trasę z chłopakami, a ona sama była doświadczeniem niepodobnym do czegokolwiek, podczas którego czułam całą gamę różnych rzeczy, jednak w głównej mierze tych pozytywnych. Ten rok przerwy między szkołą a studiami zapamiętam jako jeden z najlepszych w moim życiu.

Dalej pamiętam, jak przekonywaliśmy twoich rodziców, żebyś mogła z nami pojechać - chichocze, na co sama lekko unoszę kąciki ust.

- Błagam, powiedziałeś im, że nie tkniesz alkoholu na trasie - uśmiecham się jeszcze szerzej, kiedy sobie o tym przypominam, a po chwili porównuję to z rzeczywistością.

Serio? tak im powiedziałem? - pyta zdziwiony - To faktycznie nieźle wtedy poleciałem - obydwoje zaczynamy się śmiać w głos.

- Szczególnie, że pierwsze piwo wypiłeś już drugiego dnia trasy - wspominam. Może i nie był wtedy pijany, ale w zasadzie już wtedy zapomnieliśmy o dosłownie wszystkich zapewnieniach, jakie daliśmy moim rodzicom.

No cóż, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal - rzuca mój chłopak ze śmiechem.

- Mam nadzieję, że to się nie tyczy też tego, co dzieje się w studiu - staram się żartem przemycić pytanie, czy aby na pewno podczas mojej obecności nie działo się coś niekoniecznie pożądanego przeze mnie.

Nie masz się o co denerwować, obiecuję. Masz moje słowo - Jon chyba zrozumiał aluzję - Zresztą, zobaczymy się jutro i wszystko ci opowiem - dodaje.

- Jutro? Jutro mam wykłady praktycznie do wieczora - mówię smutno.

Wiem o tym - przyznaje - Ale mam już plan - dodaje, a ja szerzej otwieram oczy.

- Jon, jaki znowu plan? - pytam zdziwiona.

Zobaczysz jutro - odpowiada tajemniczo, a po chwili w słuchawce słyszę jeszcze inny głos, kompletnie mi nieznajomy - To Quinn - wyjaśnia - Muszę wracać do roboty. Kocham cię.

- Ja ciebie też - mówię cicho - Wróćcie w jednym kawałku, proszę.

Gwarantuję Ci to - zapewnia mnie - Zobaczymy się za niedługo - dorzuca jeszcze, po czym jego głos zmienia się w przeciągły sygnał.

Odkładam telefon na miejsce i wracam do mojego obiadu. Woda chyba od jakiegoś czasu się gotuje, więc wrzucam do niej makaron, po czym podchodzę do gramofonu i włączam od nowa Girls on Film.

Zaczynam myśleć o tym, że Jon ma plan. Mam nadzieję, że nie ma zamiaru wejść w trakcie wykładów do sali, bo chyba zapadłabym się pod ziemię. Chociaż z drugiej strony, mój chłopak mnie zna. Wie, że raczej ten pomysł nie spodobałby mi się.

Dlatego wciąż, nucąc piosenkę, nie mogę przestać o tym myśleć. Zawsze słowa Mam plan, wywołują u mnie lawinę rozmyślań. Zazwyczaj, kiedy to mówi dzieją się dwie rzeczy. Albo planuje coś dużego, przez co nie wiem, jak mu się odwdzięczyć, albo po prostu znajduje sposób, na zaskoczenie mnie, żeby potem wspólnie spędzić czas.

I w zasadzie obie opcje są równie wspaniałe.

21 marca 1985

Jest już wpół do szóstej. Mój mózg ledwo co podtrzymuje podstawowe czynności życiowe, nie wspominając o jakichkolwiek procesach myślowych. Zawsze tak jest w czwartki. Po prostu nie potrafię funkcjonować i mój mózg poddaje się około czwartej.

Z trudem pakuję rzeczy do plecaka, po czym zarzucam go na plecy. Nie żegnam się z nikim, nawet ze Stephanie. Wszyscy są tak zmęczeni, że nawet nie chce nam się odezwać do siebie. Wypadam z sali i powolnym krokiem wychodzę przed budynek uniwersytetu. Oczy kleją mi się ze zmęczenia i jedyne o czym marzę, to trafienie do domu oraz pójście spać. Ale jeśli będę mogła tylko położyć się na łóżku, to i tak będę w siódmym niebie.

Kompletnie ignorując otaczającą mnie rzeczywistość, zmierzam w stronę przystanku. W zasadzie powinnam się spieszyć, bo mój autobus przyjeżdża zaraz, ale kompletnie nie potrafię się zmusić do zagęszczenia ruchu, chociażby w minimalnym stopniu.

Mój wzrok jest wbity w chodnik i po prostu zmierzam przed siebie. Bardzo nie chcę nawiązać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, bo z tego może nawiązać się rozmowa, która zużyje mój czas poświęcony na sen.

- Zmęczona jesteś, co? - nagle słyszę podejrzanie znajomy głos, jednak to ignoruję. Powiedzenie, że jestem zmęczona, to trochę za mało, dlatego stwierdzam, że po prostu mi się wydawało i idę dalej - Hej! - czuję silną dłoń, która łapie mnie za ramię, co zmusza mnie do odwrócenia się i podniesienia wzroku - Cześć - mówi ciszej, a ja momentalnie się do niego przytulam.

- Przepraszam, Jon. Jestem cholernie zmęczona i...

- Pati, spokojnie - przerywa mi i gładzi moje włosy - Przecież widzę - całuje mnie w czubek głowy - Tęskniłem za tobą.

- Ja za tobą też - odpowiadam i zaczynam ziewać - Dziękuję, że przyjechałeś.

- Odwieźć cię do domu? - pyta - Zaraz mi tu zaśniesz - dorzuca pół żartem, pół serio, kiedy odsuwamy się od siebie. Łapie mnie za rękę i prowadzi do swojego samochodu.

- A możemy pojechać do ciebie? - proponuję - Chcę spędzić z tobą czas, nawet jeśli zasnę - dodaję, na co mój chłopak cmoka mnie w policzek.

- Jasne. Też po prostu chcę być z tobą - stwierdza, a po przejściu kilku metrów, oboje wchodzimy do auta. Rzucam plecak do tyłu, siadam na miejscu, a oczy momentalnie mi się kleją, przez co opieram się na siedzeniu - Dasz radę nie zasnąć, aż nie przyjedziemy do mnie? - pyta jeszcze, kiedy przekręca kluczyki auta.

- Spróbuję - mówię cichszym tonem, bo już nie mam siły nawet się odezwać.

- To nie tak daleko - pociesza się i kładzie moją dłoń na drążku do zmiany biegów, po czym rusza z parkingu.

- Wiem - znowu odpowiadam od niechcenia, jednak wiem, że muszę spróbować się jakoś obudzić. Otwieram słabo oczy i kręcę głową, żeby jakoś się obudzić, chociaż na te piętnaście minut.

Jednak po chwili znowu zamykam oczy, a wtedy już nawet nie chce mi się walczyć. Jon chyba widzi to kątem oka, bo zdejmuję moją rękę z drążka i delikatnie kładzie mi ją na nodze.

Prawdę powiedziawszy, nie mam pojęcia, czy zasnęłam, czy podróż minęła mi tak szybko, ale wracam do rzeczywistości dopiero, kiedy samochód się zatrzymuje. Spoglądam na mojego faceta, który rozpina pasy, zabiera moje rzeczy o wysiada z auta. Sama robię to po chwili i oboje idziemy do budynku.

- Dla ciebie pojadę dzisiaj windą - uśmiecha się słabo, ale widać, że zdecydowanie nie czuje się z tym komfortowo. Kiedy wchodzimy do kabiny, bardzo mocno go obejmuję. Walczy ze swoją fobią dla mnie, bo ja nie jestem w stanie nawet stać prosto. Ktoś dalej wątpi w istnienie ideałów?

- Jesteś cudowny - jeszcze mocniej się w niego wtulam. Winda wtacza się na trzecie piętro, a my niemal z marszu wpadamy do mieszkania mojego chłopaka. Padam na łóżko, a Jon jeszcze proponuje mi, że zadzwoni do moich rodziców, żeby łaskawie poinformować ich, że żyję. Mój ideał robi to praktycznie zaraz po tym, jak się zgadzam, a po rozłączeniu się, kładzie się obok mnie i tym razem to on przytula się do mnie.

Kulę się pod kołdrą i zamykam oczy. Wreszcie mogę odpocząć, bo naprawdę mi tego brakowało. Nawet niekoniecznie snu. Po prostu położenia się w łóżku, bez większych zmartwień.

- Zawsze tak jest? - zagaja Jon, który gładzi moje włosy.

- Jak jest? - odpowiadam na pytanie pytaniem.

- Że jesteś tak zmęczona, że ledwo trafiasz na przystanek - precyzuje.

- Zazwyczaj nie - ziewam - Ale dzisiaj było wyjątkowo ciężko - dodaję - I nudno.

- To odpoczywaj. Należy ci się - całuje mnie w tył głowy i urywa temat - Ale jeszcze jedno, zanim mi zaśniesz - orientuje się nagle.

- O co chodzi? - pytam już bardzo nieobecnym głosem. Zastanawiam się, jakim cudem jestem jeszcze w stanie się skupić na tyle, żeby wyłapywać wszystkie słowa.

- Spotykamy się całą ekipą w sobotę - zaczyna - I będziemy dążyć do końca planu i wreszcie będę mógł się uwolnić od Angeli - ciągnie - Idziesz z nami?

- A czemu zadajesz retoryczne pytanie? Muszę to zobaczyć na własne oczy.

Po tych słowach słyszę cichy chichot mojego faceta, a potem już się kompletnie wyłączam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro