Rozdział 22: Jeremy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

5/5

Zamieszałem końcówkę alkoholu w szklance, nim ostatecznie ją wyzerowałem. Przez gardło przewinęło się palące uczucie, ale bardziej skupiłem się na smaku, jaki pozostał na języku. Wanilia połączona z toffi, na końcu z delikatną nutką dymu. Nawet po kolejnym przełknięciu śliny dalej wyczuwałem słodycz. Jak widać, Mel musiała preferować alkohole z wyczuwalnym cukrem. Gdy po pierwszym dniu współpracy poszliśmy na drinka, także piła whisky z lodem. Ten jeden rodzaj przypadł jej chyba do gustu. Tymczasem ja? Gdybym miał wypić tego więcej, mógłbym zwymiotować od ilości słodzika. Raczej nie przepadałem za napojami wyskokowymi, ale nie potrafiłem jej odmówić, gdy mi to zaproponowała.

Podniosłem wzrok na wysokie okna sięgające sufitu. Za nimi rozciągał się widok na panoramę miasta, a wieczorem zapewne nabierało to dodatkowego charakteru, gdy wszędzie, w domach, na ulicach i w barach paliły się światła.

Uniosłem lekko brwi, słysząc mruknięcie Mel. Zerknąłem na nią. Mamrotała coś niezrozumiałego pod nosem. Niemal natychmiast pstryknąłem palcami, zatrzymując wszystko dookoła. Magia się rozeszła, wpierw zwolniło, aż w końcu stanęło całkowicie. Sięgnąłem do niej i odebrałem szklankę, w której dalej znajdowała się znikoma ilość whisky, która niemal nie rozlała się na jej spodnie i kanapę. Odłożyłem na stolik kawowy dwa szkła, po czym przywróciłem wszystko do ruchu.

Oparłem się o oparcie, na jego szczycie podparłem ramię i łokieć. Na dłoni ułożyłem policzek, po czym z uśmiechem przyglądałem się dziewczynie. Jej policzki i nos pokrywał pijacki rumieniec. Spokojnie oddychała, co jakiś czas cicho pomrukując, co sprawiało, że jedynie mocniej wyginałem kąciki ust. Nie potrafiłem od niej oderwać wzroku.

Miałem niemal wrażenie, jakbym cofnął się do czasów liceum. Do momentu, gdy Mel zadzwoniła do mnie przypadkiem w środku nocy, płacząc, bo dowiedziała się prawdy o byciu adoptowaną. Usłyszawszy wtedy jej łkanie, zerwałem się praktycznie z łóżka i po ubraniu się, pobiegłem prosto do niej. Chciałem ją pocieszyć za wszelką cenę. W tamtym przypadku zapłatą było brak snu, bo nie zmrużyłem wtedy oka.

Pragnąłem wziąć ją znowu w ramiona, móc pogłaskać jej lica, dotknąć włosów, dać całusa w czoło... Mieć możliwość, by ponownie złożyć na jej ustach pocałunek. Wzrok momentalnie zatrzymał się na jej różowych wargach. Złapałem się za głowę. Chciałbym znowu z nią leżeć w jednym łóżku. Po prostu leżeć i patrzeć jej w oczy tak, jak tamtej nocy. Brakowało mi tych momentów, gdy ukradkiem wymienialiśmy spojrzenia, a jej ledwie zerknięcie sprawiało, że akcja serca natychmiast przyspieszała, powodując wrażenie, jakby organ w piersi chciał wyskoczyć. Nie zliczę razów, w których spotkałem się z jej wzrokiem teraz na komisariacie, a krew natychmiast była szybciej pompowana. Przez to czasami miałem wrażenie, jakby serce stawało się tykającą bombą, która w każdej sekundzie mogła wybuchnąć.

Westchnąłem cicho. Mel odwróciła głowę i poprawiła się na kanapie, zjeżdżając nieco niżej. Przy tym otarła się o moją nogę. Przełknąłem ślinę, niepewnie sięgając jej łydki, ale od razu się powstrzymałem. Nie powinienem naruszać jej strefy osobistej bez jej przyzwolenia. Wolałem też uniknąć sytuacji, gdyby się przypadkiem obudziła. Nie chciałbym jej się z tego tłumaczyć, podczas gdy ona znajdowała się pod wpływem upojenia alkoholowego. Dosłownie zalana w trupa.

Podniosłem ponownie wzrok na jej twarz. Spokój. Tym jednym słowem mógłbym ją w tej chwili opisać. Oddychała równomiernie. Długie i czarne rzęsy delikatnie przysłaniały miejsce pod oczami, na którym nie widziałem najmniejszego śladu zasinienia spowodowanego słabym snem. Brwi pozostawały niewzruszone. Usta miała delikatnie rozchylone.

Znowu się uśmiechnąłem.

— Dobrze widzieć, że w wieku prawie dwudziestu siedmiu lat nie masz problemów, żeby normalnie zasnąć — powiedziałem, ale starałem się mówić na tyle cicho, by jej nie przebudzić. — W liceum cierpiałaś na bezsenność, ale wtedy było inaczej. Znałaś nasz sekret. Wiedziałaś, kim jesteśmy i czym się zajmujemy.

Opuściłem wzrok, czując kłucie w piersi, powstałe przez nagłe uderzenie poczucia winy, którego nie czułem już od jakiegoś czasu.

— Teraz nic nie pamiętasz i to z naszej winy... — Przełknąłem ślinę, ponownie złapałem się za głowę i zacisnąłem powieki, nie chcąc wypuścić żadnej ze słonych łez zbierających się w kącikach.

Do głowy wrócił moment, gdy Mel prawie umarła na stole. Ponownie czułem to, co w tamtym momencie. Tę wszechogarniającą bezsilność, bo pomimo posiadania magii, nic nie mogłem zrobić. Wtedy pozostał mi jedynie masaż serca i sztuczne oddychanie, ale teraz?

Nic nie mogę zrobić.

— Gdybym wtedy cię nie zostawił... — Zacisnąłem szczękę, ale od razu popuściłem uścisk i odetchnąłem gwałtownie. — Nic by się nie stało. Nie straciłabyś wspomnień... — Uchyliłem załzawione oczy i na nią zerknąłem. — A ja bym nie cierpiał przez ostatnie dziesięć lat...

Przetarłem oczy. Starałem się jak najszybciej uspokoić. Gdyby się ona teraz obudziła, nie wiedziałbym, co jej odpowiedzieć. Czemu płakałem? Bo dziewczyna, którą kochałem i kocham do tej pory, siedzi zaraz obok, ale nic nie pamięta i nie wie, co nas niegdyś łączyło. Gdybym jej coś podobnego odpowiedział, natychmiast uznałaby mnie za wariata...

Po kolejnych dziesięciu minutach udało mi się ogarnąć. Odetchnąłem cicho. Minęło trochę, od kiedy ostatnio się rozczuliłem. Starałem się trzymać emocje na wodzy, gdy tylko ją widziałem. Nie mogłem wybuchnąć płaczem, podejść do niej i wziąć w ramiona, choć bardzo chciałem.

Zerknąłem na nią, gdy zaczęła się wiercić. Chciała się przewrócić na bok, ale wiedziałem, czym by się to dla niej skończyło. Ledwo się będzie mogła ruszyć przez bolący kręgosłup, jeśli ją zostawię na kanapie. Uniosłem wzrok na schody znajdujące się przy ścianie. Jej sypialnia znajdowała się zapewne na piętrze.

Wstałem. Zbliżyłem się do dziewczyny i jak najdelikatniej wsunąłem jedno ramię pod jej łopatki, a drugie pod kolana. Kolejno ją podniosłem bez najmniejszego problemu. Ważyła ledwo co, na co się lekko uśmiechnąłem. Już po kilku sekundach wniosłem ją na piętro, gdzie, jak podejrzewałem, znajdowała się sypialnia. Balustradę zastawiła półką wypełnioną materiałowymi skrzyniami. Po lewej na niemal całej ścianie znalazła się szafa. Na drewnianej podłodze leżał biały dywan. Na nim zaś duże dwuosobowe łóżko z ciemnego drewna. Po jego obu stronach stały szafki nocne z lampkami. Na jednej stał jeszcze budzik. Przy ścianie po drugiej stronie pokoju znalazło miejsce kolejne biurko i krzesło. Przy samym murze zostały ułożone książki. Dalej zauważyłem jeszcze przesuwne drzwi, za którymi zapewne znajdowała się łazienka.

Od razu podszedłem do łóżka. Znajdując się dwa kroki od niego, ruszyłem palcem wskazującym i środkowym przy prawej ręce, a wokół nich pojawiła się magia, która odsunęła pościel z miejsca po lewej, gdzie znajdował się zegarek. Położyłem delikatnie dziewczynę. Niemal od razu przewróciła się na prawy bok. Z tylnej kieszeni wystawał jej telefon, dlatego go wyjąłem i odłożyłem na szafkę, gdzie podłączyłem go pod kabel od ładowarki. Kolejno delikatnie nakryłem ją pościelą, którą wygładziłem na wierzchu.

Ponownie na nią spojrzałem i nim zdążyłem w ogóle pomyśleć, by się powstrzymać, złożyłem na jej czole pojedynczego całusa. Odsunąłem się, opamiętując własne odchyły, zanim cokolwiek się wydarzyło, ale od razu zapomniałem o tej sprawie, widząc na twarzy Mel szeroki uśmiech. Na ten widok samemu nie mogłem się oprzeć i także uniosłem kąciki.

Usiadłem na brzegu, a ona przewróciła się z powrotem na plecy i położyła jedną rękę na poduszce. Sięgnąłem do jej twarzy. Ledwie muśnięciem przejechałem kciukiem po jej delikatnej skórze policzka. Zostałem w ten sposób przez moment i po prostu się jej przyglądałem.

Przełknąłem po chwili ciszy. Mel się raczej chwilowo nie obudzi po takiej ilości spożytego alkoholu.

— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak za tobą tęskniłem przez te dziesięć lat, Mel — zacząłem. — Pomimo całej tej sytuacji, tego morderstwa w lasach Orange i tego, że nie pamiętasz mnie, dziewczyn czy chłopaków, to cieszę się za każdym razem, gdy tylko mogę cię zobaczyć — wyznałem, ale wiedziałem, że tego nie słyszy.

Wziąłem głębszy wdech.

— Cieszę się, że mogę w ogóle znowu z tobą pogadać. Spędzać nieco czasu w twoim towarzystwie, nawet jeśli się to zalicza tylko do pracy... — Opuściłem wzrok i zabrałem rękę od jej twarzy. — Chciałbym, żebyś sobie wszystko przypomniała...

Oparłem się łokciami o kolana i złapałem się za głowę, wplatając palce we włosy.

— Chciałbym, żebyś wiedziała, że ze swoją niegdysiejszą przypadłością byłaś naszą Melissą... — Złapałem za jej prawą dłoń i lekko ją ścisnąłem. — Moją Melissą, przed którą się otworzyłem w stu procentach i która mnie zmieniła w osobę, którą jestem dzisiaj... — Złapałem głębszy wdech. — Melissą, która mi pokazała swój świat, a ja wprowadziłem cię w mój...

Spojrzałem na nią.

— Najbardziej w świecie bym chciał, żebyś w szczególności pamiętała ten jeden wieczór, gdy się wymknęliśmy... — Pokręciłem głową i zagryzłem dolną wargę. — Niestety, nic nie mogę zrobić, abyś sobie o tym wszystkim przypomniała. Nikt z nas nie ma prawa od ciebie wymagać, żebyś chciała to pamiętać...

Ponownie wziąłem głęboki wdech i pozwoliłem ponownie łzom spłynąć po twarzy. Znowu na nią zerknąłem.

— To twoja decyzja, ale.... — Westchnąłem i spróbowałem się nie jąkać od nierównego pobierania powietrza. — Proszę, Mel... Wróć do nas...

Złapałem jej dłoń w obie dłonie, uniosłem ją i oparłem na niej czoło.

— Wróć do mnie...

Zostałem przez jakiś czas przy boku dziewczyny. Nim się obejrzałem, zegar przy łóżku wskazywał północ. Przez cały czas siedziałem obok i przyglądałem się Mel, jak spała, spokojnie przy tym oddychając i co jakiś czas mamrocząc pijackie majaki. Powinienem się zbierać, ale nie chciałem jej za nic zostawiać. Niestety, musiałem. Gdyby się teraz z jakiegoś powodu obudziła, nie umiałbym jej wytłumaczyć, dlaczego dalej się tu znajdowałem.

Przesunąłem wzrok na Albę i Tigera. Psy przyszły to jakiś czas po nas i ułożyły się obok Mel, przy tym całkowicie akceptując moją obecność. Czuły, że mogły mi zaufać. Że nie miałem złych intencji i nigdy bym nie skrzywdził Melissy.

Wziąłem głębszy wdech, po czym w końcu się podniosłem. Mel także się ruszyła. Swoim ruchem zrzuciła z siebie pościel, a ja, chcąc ją ponownie zakryć, sięgnąłem po róg szarej poszwy. Momentalnie się jednak zaciąłem, gdy kątem oka mignęło mi coś czerwonego. Zamrugałem szybciej, nie wiedząc, co to takiego. Skierowałem wzrok minimalnie niżej.

Uchyliłem szerzej powieki. Swoim przewracaniem się z boku na bok, Melissa podciągnęła sobie koszulkę. Jej plecy zostały niemal całkowicie odkryte, ale nie na ten widok zamarłem. Widziałem blizny, jakie zdobyła dekadę temu. Teraz to jedynie skaza na jej skórze, które zostało tymi znakami znacznie oszpecone. Nie to mnie jednak zmroziło. Straszyła barwa czterech szram ciągnących się od lędźwi po sam środek brzucha, niemal po przekątnej do mostka.

Czemu ta blizna jest krwiście czerwona?

Minęło dziesięć lat. Powinna ona przyjmować mniej więcej barwę skóry, delikatnie bardziej wybieloną i zdecydowanie różniącą się strukturą. Delikatną, śliską i słabo odbijającą światło. Dlaczego to wygląda w ten sposób? To nie było normalne, a w głowie niemal od razu pojawiła się myśl, że to mogło mieć związek z tym, iż Mel nas widziała, słyszała i czuła.

Miałem za mało informacji, by to na pewno potwierdzić, ale musiałem zdobyć o tym dane. Niemal od razu zakryłem Mel, po czym ruszyłem do schodów. Już miałem iść do wyjścia, kiedy moją uwagę przykuło jeszcze coś innego.

Westchnąłem.

Mieszkanie Mel to chyba pole minowe dla mojej uwagi...

Podszedłem do białej karteczki leżącej pod ścianą. Musiała spaść zza tej białej płachty, która coś zakrywała. Zmarszczyłem brwi, po czym zerknąłem na kawałek papieru, który został chyba wyrwany z małego notatnika. Szerzej uchyliłem powieki, widząc słowa na nim zapisane.

„Czy oni w ogóle znali ofiarę?
Kim oni są?
Dlaczego ich wiedza jest aż tak szczegółowa?
Skąd oni wiedzą o rzeczach, o których rodzina denata nie miała pojęcia?"

Spojrzałem na ścianę, zdecydowanie szybciej pobierając powietrze. Przełknąłem ślinę, sięgnąłem do poły materiału i zdjąłem płachtę gwałtownym ruchem. Widząc, co znajdowało się pod spodem na korkowej tablicy, uchyliłem szerzej powieki. Mapa myśli, a na niej nasze zdjęcia z czasów liceum. W samym centrum zawisła nasza ostatnia fotografia z Mel, którą zrobiliśmy nad jeziorem w Wolf Creek...

Pokręciłem głową, kompletnie nic nie rozumiejąc.

Czy to możliwe...?

Czy ona wszystko sobie przypomina sama? Nie, to bez sensu! Skąd miałaby wiedzieć, o czym... A może? Momentalnie sobie przypomniałem, co mówiła w samochodzie. Ostatnimi czasy non stop miała migrenę... Ale to wykraczało poza nasze rozumowanie. Fakt, w księgach zostało napisane, że ona sama musi chcieć sobie wszystko przypomnieć, ale... A co, jeżeli ból głowy łączy się jakoś z jej czerwonymi bliznami?

Złapałem się za głowę. Tyle pytań, a zero odpowiedzi. Musiałem się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Wyjąłem telefon, zrobiłem wszystkiemu zdjęcia. Powinienem to pokazać także reszcie. Trzeba będzie bardziej zwracać uwagę na to, co mówimy, robimy i jak się zachowujemy przy Mel.

Pstryknąłem palcami, przywracając wszystko do poprzedniego stanu. Jeżeli to wszystko się jakoś ze sobą łączyło, możliwe, że istniał inny sposób, by przywrócić Melissie pamięć. Nie wiedziałem tylko jeszcze jaki. Może to też tylko czcze nadzieje, które nie miały żadnego uzasadnienia... Ale co innego mi pozostało? Musiałem jakoś ruszyć sprawę jej wspomnień. Nie mogło to stać w miejscu.

Ruszyłem do drzwi, ale nim wyszedłem, poczułem za sobą czyjąś obecność. Odwróciłem się i zobaczyłem Albę i Tigera. Psy grzecznie siedziały i jakby mnie odprowadzały do wyjścia. Uśmiechnąłem się lekko, wracając się na moment, by je pogłaskać po głowach.

— Na razie — powiedziałem. — Macie najlepszą panią pod słońcem, wiecie? Pilnujcie jej i chrońcie.

Już w kolejnej chwili wyszedłem z mieszkania, a zamki zakręciłem z pomocą Stelli. Od razu ruszyłem schodami w dół, by po chwili znaleźć się na chodniku. Wsiadłem do samochodu, odpaliłem go i wyjechałem na ulicę. Powrót do domu nie zajął mi długo. O tej porze drogi były niemal puste.

Gdy tylko zaparkowałem pod domem, niemal jak z procy, wyszedłem z auta i pobiegłem do domu. Światła dalej się paliły, co znaczyło tyle, że ktoś dalej nie spał.

Wszedłem do środka. Bez zdejmowania kurtki i butów, wkroczyłem do salonu, gdzie spotkałem się z widokiem wszystkich. Każdy miał na sobie piżamę, dziewczyny wyglądały, jakby zostały siłą wyciągnięte z łóżek. Spojrzeli na mnie. Chciałem im powiedzieć, co zobaczyłem, ale widząc ich zaniepokojenie i zmarszczone, jakby w gniewie, brwi, postanowiłem to chwilowo odłożyć na bok.

— Co się dzieje? — spytałem, wchodząc głębiej i zdejmując kurtkę.

Tata wziął głębszy wdech. Widocznie był zdenerwowany. Nie wiedziałem tylko czemu. Jego trudno wytrącić z równowagi.

— Dostaliśmy informację od Cieni z Marietty...

Zmarszczyłem brwi.

Od Beatrice?

— Jaką?

ON wrócił, Jeremy... — Powiedział Can.

Momentalnie zabrakło mi powietrza.

Niemożliwe...

ON.

W ten sposób mówiliśmy tylko o jednym demonie...

— Co...? — wydusiłem cicho.

— Tamta gnida wróciła...

Maddy na mnie spojrzała.

— Kościróg znowu jest w tym świecie...

Przełknąłem ślinę, czując buzujące we mnie emocje. Wrócił. Niemal czułem, jak cała magia w ciele chce je opuścić, bo sama bała się przebywać blisko mnie. Miałem ochotę ją wypuścić i zniszczyć wszystko dookoła, ale nie mogłem. Reszta też się tu znajdowała.

Złapałem głębszy wdech, oparłem się o zgięcie kanapy i zacisnąłem na nim dłonie.

— Gdzie? — Podniosłem mieniące się oczy na ojca.

— Chwilowo nie wiemy — odpowiedział, po czym przełknął ślinę. — Wiadomo tylko, że kieruje się na północ... Prosto na nas.

I żywy stąd nie odejdzie.


************************** 

I tak oto kończymy maraton, w którym zadziało się sporo!

Mam nadzieję, że się dobrze bawiliście!

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro