Rozdział 6: Jeremy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Co rusz przekartkowywałem inną książkę. Niemal każda lądowała na podłodze, gdy nie znajdowałem żadnych informacji, jakie uznałbym za przydatne. Łapałem za kolejne, szukając odpowiedzi na pytanie, co wydarzyło się kilka godzin temu w mieszkaniu Melissy, gdy ta nagle wypowiedziała moje imię i wyraźnie zadziałała na nią magia. W jej ciele nie znajdowała się ani krzta energii, nie powinna reagować na czary, a jednak jakimś dziwnym sposobem miało to miejsce.

Co miało na to wpływ?

Emocje?

Moja chęć pomocy?

Nie wiedziałem.

Może te dziesięć lat temu Melissa wcale nie wyrzuciła z ciała całej istniejącej w niej magii, a po prostu wydaliła jej taką część, że potrzebowała jakiegoś okresu, by mogła się ona zregenerować z powrotem. Tylko że to nie miało sensu. Gdyby coś takiego miało miejsce, Mel by nas zobaczyła, gdy przysłuchiwaliśmy się jej rozmowie z komisarzem. Tak samo dostrzegłaby mnie kilka godzin wcześniej, gdy znajdowałem się w jej mieszkaniu. Chyba że...

Zaklęcie, jakie dekadę temu rzuciłem na całe zgromadzenie cieni, okazało się na tyle silne, że tylko aktywne Bramy mogły nas widzieć. Mel straciła swoje umiejętności z okresu, gdy była łącznikiem między dwoma wymiarami, a za tym szło, że nie mogła nas przez to zobaczyć. Melissa miała nas nie widzieć nawet wtedy, gdybyśmy pozostali widoczni dla innych ludzi... Jeżeli bym zdjął ten czar, a Mel zobaczyłaby kogoś z naszych... Pokręciłem głową. Nie miałem dowodu, że coś takiego mogłoby się wydarzyć.

Rzuciłem kolejną książkę. W żadnej znajdującej się w domu nie znalazłem informacji. Może w archiwum by się coś znajdować, ale o tym musiałbym porozmawiać z ojcem. Po oddaniu mi stanowiska głowy Cieni, stał się ona tak jakby opiekunem wszelkich zbiorów wiedzy, a bez jakiegokolwiek potwierdzenia mnie on nie dopuści do tych książek. Złapałem za kolejny wolumin i szybko przekartkowałem.

W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Nie zwróciłem na to uwagi, ale energia idąca od powłoki podpowiadała, że to reszta. Nie pomyliłem się, czego dowodził głos Maddy, gdy zapytała:

— Wszystko dobrze?

Przytaknąłem jedynie w odpowiedzi. Zamknąłem książkę, odrzuciłem ją na bok.

— Jesteś pewien? — odezwał się Duncan. — Nie wziąłeś rano kawy, nie widzieliśmy cię cały poranek. Myśleliśmy, że coś ci się stało.

— Tu też nic nie ma... — wymamrotałem do siebie.

Zatrzasnąłem zbiór, odrzuciłem za siebie. Reszta, widząc, że nie zwracałem na nich uwagi, weszli do gabinetu. Słyszałem, że podeszli do porozrzucanych na ziemi książek. Każdy z nich złapał głębszy wdech. Podejrzewałem, że zauważyli tytuły zapisków, a one sprawiły tyle, że u całej piątki narosło zaniepokojenie.

Ponownie rzuciłem za siebie wolumin.

— Jeremy, co się dzieje? — próbowała zwrócić moją uwagę Maddy.

— Tu też pusto...

— Ej, stary! — Duncan pomachał mi ręką przed oczami. — Skończ mamrotać. To się powoli robi niepokojące.

Westchnąłem, zatrzasnąłem okładkę kolejnego pisma, po czym podniosłem się z przykuca. Sprawdzałem trzecią półkę od dołu. Zerknąłem na pozostałych. Wydawali się zaniepokojeni moim nagłym poruszeniem, a ja już wiedziałem, że nie dadzą mi żyć, gdy dowiedzą się, co zrobiłem i odkryłem. Nie mogłem jednak tego przed nimi ukrywać. Nadeszła pora, żeby skończyć tę dekadę trzymania wszystkiego w sobie. Mieli rację, że im dłużej to trzymałem, tym gorzej.

— W nocy pojechałem do Mel... — przyznałem.

Pozostałym niemal brakło powietrza. Mogłem się tylko domyślać, że rosło im ciśnienie. Każdy z nich miał szeroko otwarte oczy. Nie dowierzali, że mogłem zrobić coś tak – jak dla nich – głupiego.

— Co?! — krzyknęli razem.

Uniosłem ręce, żeby zatrzymać ich prawdopodobny opierdol skierowany dla mojej osoby. Żeby tego uniknąć, musiałem im się wytłumaczyć, ale jeżeli na mnie naskoczą, to z tego planu nici.

— Zanim coś powiecie, to dajcie mi skończyć...

Zauważyłem, jak Maddy wzięła głębszy wdech. Przy tym przetarła twarz pozbawioną makijażu, co u niej zdarzało się dość rzadko. Już w kolejnej chwili założyła ręce na piersi, oczekując wyjaśnień zaistniałej sytuacji.

— Mów — zaczęła — ale jak coś odwaliłeś, to poszczuję cię Arią.

Wskazała na dziewczynę kciukiem. Aria jedynie uniosła trzymaną w dłoniach książkę w czarnej oprawie ze złotymi wzorami. Spomiędzy kartek wystawała czerwona wstążka, oryginalnie doczepiona do okładki.

— Mam Biblię w pogotowiu — powiadomiła.

Wziąłem głębszy wdech. Musiałem wszystko tak ubrać w słowa, żeby niczym nie oberwać. Jeśli nie dostanie mi się od Maddy i Arii, nadal zostawała pozostała trójka. Chłopacy także karcili mnie wzrokiem. Duncan tym bardziej, jednak u niego przebijało się także coś innego. To było niezrozumienie. Zanim ruszyłem do Melissy, rozmawiałem z Canem. Niemal na pewno się zastanawiał, jakie procesy myślowe zaszły mi w głowie, gdy ostatecznie mnie zostawił i poszedł spać.

— Nie mogłem zasnąć — zacząłem. — Chciałem oczyścić umysł, a mi jedynie wpadł do głowy pomysł, żeby się przewietrzyć. Wcześniej szukałem leków nasennych, żeby móc się, choć odrobinę, zdrzemnąć, ale żadnych nie było. W ciągu dnia się dobrze czułem, a to wszystko przez... — Westchnąłem. — Przez Mel. Nawet nie wiem, co mi się zagnieździło w głowie, bo nie minęły nawet dwie minuty, a ja już siedziałem w samochodzie. Nim się obejrzałem, zatrzymałem się tam, gdzie ostatni raz widzieliśmy Melissę. Pod mieszkaniem, z którego wychodziła...

— W środku nocy?! — przerwała mi Maddy, widocznie będąc zdziwioną postępowaniem Mel.

— Też to uznałem za coś dziwnego, więc za nią pojechałem. Wychodzi na to, że tam mieszka jej... — Przełknąłem ślinę, nie mogąc wydusić tych dwóch słów. — Jej chłopak. — Wziąłem głębszy wdech. — Mel mieszka całkiem gdzie indziej. W każdym razie wszedłem za nią...

Uniosłem rękę, żeby podrapać się po karku. W tym samym momencie zauważyłem, jak Maddy brała głębszy wdech. Chciała coś powiedzieć, ale jej nie pozwoliłem.

— Jeszcze mi nie możesz przywalić, Maddy. — Wskazałem na nią.

Wzięła głębszy wdech. Odetchnąłem, ale nie z powodu mojej przybranej siostry, a z sytuacji, która miała miejsce w nocy.

— Gdy odjechaliśmy, musiała nie mieć zbyt dobrego dnia.

Każdy zmarszczył brwi, gdy tylko to powiedziałem.

— Po czym to wnioskujesz? — spytał Leo, a ja włożyłem ręce do kieszeni bluzy.

— Po tym, że zaraz po wejściu do mieszkania, poszła do kuchni, nalała sobie całą szklankę whisky, wyzerowała ją prawie jednym łykiem i zaczęła płakać, patrząc na okna.

Wymienili zaniepokojone spojrzenia.

— Potem zapaliła papierosa...

Wzdrygnęli się, słysząc, że Melissa, dziewczyna, która także nie mogła kiedyś znieść smrodu nikotyny, sama w dorosłym wieku się czymś takim truła. Cóż, sam nie wierzyłem, a widziałem to na własne oczy.

— Zaczęła mocniej płakać. Nie mogłem na to patrzeć, i naprawdę, mało myśląc, po prostu rzuciłem na nią zaklęcie, żeby choć na moment przestała się wszystkim...

— Stary, ale... — przerwał mi Duncan. — Ty pamiętasz, co mówiła Beatrice? Mówiła, że żadna magia nie będzie działała na...

— Tylko że właśnie o to chodzi — nie dałem mu skończyć.

Wszyscy zmarszczyli brwi.

— Magia na nią zadziałała.

Brakło im nagle powietrza. Żadne z nich nie potrafiło zrozumieć, co miałem na myśli, czego dowodziła ich mimika. Spoglądali na siebie, kręcąc głową. Nie chcieli w to wierzyć. Robić sobie nadziei, że może Mel do nas wróci, jeżeli znajdziemy odpowiedź, jak przywrócić jej wspomnienia. Do tego musimy jeszcze sprawdzić, czy będzie ona w stanie nas zauważyć, ale na to chwilowo nie miałem jeszcze planu.

— Ja-jak to zadziałała? — wydusiła Aria.

— Nie rozumiem, przecież... — zaciął się Felix.

— Sam tego nie rozumiem, dlatego szukam odpowiedzi w książkach, dlaczego nagle Mel się uspokoiła, powiedziała moje imię i...

Szerzej uchylili powieki na taką informację.

— I się do mnie odwróciła.

Patrzyli na mnie przez moment, jakby zobaczyli nagle ducha. W jednej chwili Aria trzymała w dłoniach Biblię, a w drugiej księga leciała w moim kierunku, gdy Maddy wyrwała ją dziewczynie i rzuciła prosto we mnie. Szybko złapałem wolumin, który uderzył w biodro i zerknąłem na dziewczynę z wyrzutem.

— A to za co?! — uniosłem głos na tyle, że stał się lekko piskliwy.

— Podekscytowałam się, wiesz? — odezwała się sarkastycznie Maddy.

— W ciekawy sposób okazujesz podekscytowanie...

— Dobra, spokój! — zatrzymał nas Can.

Każdy na niego spojrzał.

— I co teraz? Może działa na nią magia, ale nie wiemy, czy nas widzi — zauważył. — Nie mamy potwierdzenia, że może nas pamiętać. Dziesięć lat temu uleciały jej wszystkie wspomnienia związane z nami, więc nawet jeśli nas zobaczy, to co zrobimy? Wyskoczymy przed nią i wszystko będzie jak kiedyś?

— Trzeba do tego podejść na spokojnie...

— Spokojnie, to ty powinieneś się teraz przespać, Jeremy — wtrąciła Maddy.

Zerknąłem na niego, marszcząc brwi.

— Słucham?

— Jesteś pewny, że się nie przesłyszałeś? — spytała.

— Żartujesz sobie?

— Kiedy ty ostatnio spałeś? — dopytała. — Już nie pamiętasz? Mel miała halucynacje, gdy długo nie spała. Jak możesz być tego wszystkiego tak pewien? Nakręcasz się.

— Nie miałem halucynacji.

— A skąd wiesz? — ciągnęła dalej.

— Umiem rozpoznać, co jest rzeczywistością, a co jawą! — podniosłem głos.

Maddy tylko westchnęła i opuściła wzrok. Nie wierzyła mi. Nikt tego nie robił. Każdy uważał, że to sobie wyśniłem, ale ja byłem pewien. Wiedziałem, co widziałem i jak najbardziej, nie spałem. Wszystko odbywało się w pełni świadomości, a ja musiałem im to jakoś udowodnić.

— Okej...

Podnieśli na mnie ponownie wzrok.

— Skoro mi nie wierzycie, to wam to udowodnię. Tylko później chcę usłyszeć przeprosiny z brak wiary we mnie. 

**************************

Rozdział spóźniony tydzień i jeden dzień, ale mam małą niespodziankę: 1/2

Tak, pojawi się jeszcze jeden rozdział!

Dajcie znać koniecznie, jak przypadł wam do gustu ten rozdział i do następnego w kolejnym!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro