Rozdział 11: Jeremy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odłożyłem kolejną książkę, w której nie znalazłem żadnych informacji. Westchnąłem zmęczony, opierając się o półkę ramionami. Przekręciłem lekko kark. Strzelił. Od tygodnia szukamy informacji po wszelkich archiwach, które udostępnił nam tata. Każdy zawziął się w stu procentach, gdy Melissa naprawdę nas zobaczyła tamtego dnia. Wyszukiwaliśmy wszystkiego. Dokumentacji o Bramach, ludziach z jakąś pulą genową Cieni w rodzinie, przebadaliśmy całe zdarzenia sprzed dziesięciu lat, by dokładnie przeanalizować, czy nie przegapiliśmy jakiegoś czynnika, ale... Nic. Nie znaleźliśmy żadnej informacji, która by tłumaczyła, dlaczego Melissa nas widzi, słyszy i czuje, ale nie pamięta.

Pamięć o nas została zamknięta jakby w bańce lub wyparowała na dobre...

Miałem jednak nadzieję na pierwszy scenariusz.

Tata także pomagał. Gdy usłyszał, co się wtedy stało, od razu powiedział, iż da nam dostęp do starych dokumentów. Samemu z rękawiczkami na dłoniach przeglądał te najstarsze istniejące zapiski. Miałem wrażenie, jakby ta sprawa ponownie wlała we wszystkich życie, o jakim zapomnieliśmy. Każdy znów był zawzięty i pełen energii, pomimo zdawkowych ilości snu. Wiedzieliśmy, że jeżeli uda nam się przywrócić Mel pamięć, to nie tylko odkryjemy jakiś przełom dla Cieni, ale odzyskamy osobę, za którą tęskniliśmy od dawna.

— Ej, ludzie! — Usłyszałem zza regału. To Leo. — Chyba coś znalazłem!

Jakby niesiony tymi słowami ruszyłem biegiem. W ciągu kilku sekund zobaczyłem pozostałych, którzy zareagowali w podobny sposób. Każdy po kolei wyłaniał się zza szaf wypełnionych po brzegi książkami i teczkami zawierającymi dokumenty z różnych okresów. Leo siedział przy dużym stole. Blat w całości był zakryty luźnymi papierami, segregatorami i pootwieranymi księgami. Przed chłopakiem zauważyłem właśnie jeden wolumin, który nie posiadał żadnej okładki.

Podszedłem bliżej.

— Co masz? — spytałem od razu.

Zza regałów za mną, jako ostatni i minimalnie spóźniony, wyłonił się tata. Ściągał z dłoni materiałowe rękawiczki.

— Znalazłem wzmiankę o ogólnym przywracaniu pamięci, niekoniecznie Bramom, ale to już coś — powiedział, spoglądając na mnie.

— Czytaj rzesz wreszcie — ponagliła go Maddy, zakładając ręce po bokach.

Leo odchrząknął.

Wrota reminiscencji przed samotną duszą tylko rąbka uchylą. Nie stanie się to jednak natychmiast, a w momencie, gdy istota ta do energii pierwotnej się zwróci i z niej posiądzie moc. Przygotowania jednak do wszystkiego nie są tak proste, jak by się mogło wydawać, bo światła na niebie wtem być nie powinno, a wokół jedynie cisza pozwalająca reminiscencji do właściciela powrócić...

— Co to ma w ogóle znaczyć? — zbulwersował się Duncan, podpierając się o jeden regał na prawej ręce.

„Samotna dusza"? Fragment nic nie wspominał o Bramach, jednak Mel nią już nie była. Cała energia uleciała z niej te dziesięć lat temu, co aktualnie robiło z Melissy najzwyklejszego człowieka. Ten fragment się odnosił do naszego problemu, jednak pozostawał inny problem. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to „samotna dusza" by znaczyła, iż...

— „Samotna dusza"... — wypowiedział tata, który przerwał mi myśl.

Przełknąłem ślinę.

— Tato, czy to oznacza...

Westchnął, opuszczając wzrok.

— To nie mówi stricte o Bramach, ale jeżeli spojrzeć na fakt, iż Melissa już nią nie jest... — Złapał głębszy wdech i spojrzał na mnie smutno. — To nie ma innej opcji.

— Ale jak to? Co macie na myśli? — wcięła się Aria.

Tata zerknął na pozostałych. Widziałem u niego niechęć spowodowaną faktem, iż musiał ostudzić nasz zapał.

— Jeżeli chcemy przywrócić Melissie wspomnienia, to pozostaje problem samej Melissy.

— Nie rozumiem chyba... — wyznała Maddy.

— Melissa musi sama chcieć sobie wszystko przypomnieć.

Każdy przełknął ślinę. Pomyśleli o tym samym. Uświadomili sobie, iż to wszystko okaże się dopiero o wiele trudniejszym zadaniem, niż na początku przypuszczaliśmy.

— A co ma znaczyć, że ma zwrócić się do pierwotnej energii i ją posiąść? — odezwał się Felix.

Każdy na siebie zerknął. Jedyna pierwotna energia, jaka przychodziła mi na myśl, to nic innego, jak magia, tylko że Melissa jej nie posiadała. Tu najbardziej istniał problem. Czy przywrócenie jej wspomnień było w ogóle możliwe? Po znalezieniu tego fragmentu to jedno pytanie odbijało się cały czas od ścian czaszki.

— Nie mam pojęcia — powiedział tata.

.・゜-: ✧ :- ⋆˚。⋆୨୧˚✧˚୨୧ ⋆。˚ ⋆-: ✧ :-゜・.

Westchnąłem, spoglądając na wieczorne niebo. Oparłem się o kolumnę podtrzymującą daszek. Minęło kilka godzin od momentu powrotu z archiwów. Informacją, jaką wydedukowaliśmy, przybiła każdego. Nawet tatę. Opuściłem wzrok na palce prawej dłoni, którą podpierałem na kolanie. Powoli nimi poruszałem, a pomiędzy pojawiały się pasma magicznej energii. Pogorszył mi się humor, a to w jakiś dziwny sposób pomagało uśmierzać ból.

Ponownie westchnąłem, ale tym razem dosłyszałem za sobą dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Zawiasy lekko skrzypiały, deski wyłożone na ganku delikatnie uginały się pod naporem zbliżającej się do mnie osoby. To ani Maddy, ani Aria. Ktoś był od nich cięższy, a ja doskonale wiedziałem, do kogo należała spokojna energia o kolorze indygo – tylko Magowie widzieli kolory aur idących od poszczególnych Cieni(zazwyczaj odpowiadały odbarwieniom na oczach). Kiedyś tego nie potrafiłem. Wyczuwałem wibracje, ale nie charakteryzowałem ich tak dokładnie. Tej umiejętności nauczyłem się dopiero po zostaniu głową Cieni. Wszystko wyłożył mi tata, choć on zapewne myślał, że kompletnie się na tym nie skupiałem.

Duncan usiadł obok mnie na schodach. Przy tym trącił moje ramię. Spojrzałem na niego. Między wargami miał papierosa. Oczy wyraźnie wydawały się zmęczone. Niedługo zapewne planował iść spać, jednak jeszcze wyszedł na zewnątrz. Do tego, by zapalić, co myślałem, że rzucił w cholerę trzy lata temu. Podejrzewałem, że nikt w domu nawet nie myślał, iż większość rzeczy, jaka działa się w życiu reszty była dla mnie oczywista. Widziałem wszystkie zmiany. Po prostu nie mówiłem o tym głośno, bo nie widziałem w tym sensu.

Can wyciągnął w moim kierunku pudełko fajek, ale pokręciłem głową, lekko się krzywiąc. Zaśmiał się, widząc moją reakcję.

— Myślałem, że rzuciłeś trzy lata temu — zagadnąłem.

— Bo rzuciłem — wyjął niezapalonego papierosa i oparł się łokciami o kolana podkulonych nóg

Podniósł wzrok na niebo. Przy tym kciukiem trącał filtr fajki, jakby strzepywał popiół. Stare odruchy bezwarunkowe mu pozostały.

— Co jakiś czas kupuję jedną paczkę, żeby sprawdzić, jak silną mam wolę — wytłumaczył. — Nie wypalam ich. Okres, gdy uspokajałem się tytoniem, minął dawno temu.

— W końcu się nie trujesz.

Can parsknął.

— Kiedyś musiałem przestać — zauważył.

— Ale odruchy ci zostały.

— I prawdopodobnie już zostaną — odpowiedział.

— Kupujesz je nie tylko do sprawdzenia siły woli. Masz je na czarną godzinę, prawda?

Uśmiechnął się. Rozszyfrowałem go.

— Prawda — przyznał. — Czasami są takie dni, gdy po prostu mam ochotę po nie sięgnąć. Nie tyle zapalić, co po prostu potrzymać filtr między wargami albo papierosa w ręce.

Spojrzał na mnie. Westchnął, po czym schował to świństwo z powrotem do pudełka. Widział, że nie miałem entuzjazmu, jaki towarzyszył mi przez ostatnie kilka dni.

— Wiem, że humor ci się popsuł, bo wyszło, że tak naprawdę nic nie możemy zrobić, ale...

— Nie o to chodzi... — przerwałem mu, opuszczając wzrok.

Duncan zmarszczył brwi.

— To o co?

— Miałem plan — przyznałem. — To, co dzisiaj odkryliśmy, tylko mi uświadomiło, że nie powinienem niczego planować do przodu. Nie mam gwarancji, że to się spełni.

Pociągnąłem nosem.

— Jeremy... — odezwał się zaniepokojony.

— Chciałem jej przywrócić pamięć i poczekać, aż tu przyjedzie. Chciałem znowu ją zobaczyć taką, jaką ją widziałem dziesięć lat temu, gdy wychodziła z tego domu, ale...

Złapałem głębszy wdech. Chłopak się zmartwił moim stanem.

— Teraz wiem, że to się może nie wydarzyć...

— Nie zakładaj od razu najgorszego — poprosił.

— Niby jak mam tego nie robić? — Zerknąłem mu w oczy. — Żeby Mel odzyskała wspomnienia, musi ona sama tego chcieć. Jak ona ma niby tego zapragnąć, skoro ona nawet nie jest świadoma faktu, że...? — zaciąłem się, złapałem gwałtowniej oddech. — Skoro... Skoro ona nawet nie wie, że coś ze wspomnień straciła? Jak sprawić, by chciała wrócić do tego świata, przy okazji nie niszcząc życia, jakim teraz żyje?

Duncan położył mi rękę na ramieniu. Uśmiechnął się lekko.

— Niekoniecznie zostałoby zniszczone...

Zamrugałem, nie rozumiejąc, co miał na myśli.

— Ale na pewno byś je jej urozmaicił — dokończył. —I to ponownie.

— Ale...

— Pamiętasz? — przerwał mi. Zmarszczyłem lekko brwi. — Gdy poznaliśmy Mel, myślała, że była chora. Żyła z takim przekonaniem przez całe życie, z dnia na dzień, wmawiając sobie, że to nic takiego. Miała podejście, że każdy mógł mieć jakiś problem, a ona wcale nie jest pępkiem świata. Nie wychylała się, wolała zostać na boku i nigdy nie mówiła, gdy coś ją bolało, ale... Gdy wciągnęliśmy ją do grupki, poznała nasz świat i w pewnym stopniu do niego przynależała, stała się inna. Zmieniła się. Na początku była cichą myszką, a potem?

— Pokazała się taka, jakiej nie znał jej nikt.

— Bo pokazałeś jej nasz świat — zauważył. — Pamiętasz, jaka wtedy się stała?

— Była ciekawa... — Pociągnąłem nosem. — Pytała o wszystko, chciała poznać Cienie od podszewki, a już szczególnie pragnęła dowiedzieć się wszystkiego o magii.

— Jej życie złączyło się z naszym światem całkowicie, choć nieświadomie należała do tego świata dużo wcześniej. Jej matka była Bramą, ma jej geny, więc nie ważne, że straciła te umiejętności. DNA nie zmienisz, zawsze będzie córką swojej matki i zawsze będzie należała do tego świata.

W tym momencie mnie olśniło. Odwróciłem wzrok na pusty teren przy jeziorze. Duncan miał rację. Ona należała do tego świata, choć nie miała o tym pojęcia. Tak samo my w jakimś stopniu współistniejemy z tym, co znajduje się poza lasem. Jeżeli bylibyśmy bliżej środowiska Mel, to łatwiej wdrożylibyśmy ją ponownie w nasze szeregi. Stałoby się dokładnie to samo, co dziesięć lat temu. Naturalnie weszłaby w nasz świat.

Zwróciłem się z powrotem do Cana. Opierał się głową o lewą dłoń podpartą łokciem na kolanie i mi się przyglądał.

— Coś wymyśliłeś — stwierdził, nim coś powiedziałem.

Uśmiechnąłem się lekko, parskając cicho.

— Mel należy do naszego świata, nieważne co.

Uniósł kąciki ust, prawdopodobnie czując dumę do samego siebie, bo mi o tym przypomniał.

— Problemem jest to, że my chwilowo nie należymy do jej środowiska — kontynuowałem.

Can zmarszczył brwi, odwracając wzrok. Zastanawiał się nad moimi słowami.

— Melissa rozwiązuje obecnie sprawę tamtego morderstwa. — Podniosłem się, zszedłem ze schodów i odwróciłem się do Duncana. — Możemy jej pomóc przy sprawie.

Chłopak zamrugał kilkakrotnie.

— Musielibyśmy znać trupa — zauważył.

— Mam Stellę. Do tego jest jeszcze Blue i Laguna. Mogą poszukać jego duszy.

— O ile nie została zniszczona, to jasne — powiedział sarkastycznie. Oparł się przy tym rękami za sobą i się krzywo uśmiechnął.

Kliknąłem językiem o podniebienie podirytowany jego postawą.

— Musisz być takim pesymistą? — Założyłem ręce po bokach.

Duncan się lekko zaśmiał.

— Za to mnie kochacie. — Wzruszył ramionami.

Po chwili oboje weszliśmy do domu. Od razu zobaczyłem pozostałych, jak siedzieli w salonie, oglądając jakiś smętny film. Musiałem im powiedzieć, co planowałem, skoro już wprowadziłem w to wszystko Duncana. Dodatkowo byłem świadomy, że bez nich bym sobie nie poradził.

— Wymyśliłem coś — powiedziałem od razu na wejściu.

Wzrok każdego zatrzymał się na mnie. Podszedłem do nich i stanąłem przed kanapami, gdzie Duncan zajął miejsce. U każdego widziałem zaciekawienie, co znaczyło tyle. Miałem już ich poparcie. Wiedzieli, że czego bym nie wymyślił, chodziło o Mel. Oni także chcieli ją odzyskać, więc każdy, nawet ten najmniejszy pomysł, który nic by nie wniósł, stawiali za ten, który jakoś by nas przybliżył do odzyskania Melissy.

Od razu zacząłem mówić, przybliżając reszcie moją rozmowę z Duncanem. Bardziej skupiałem się na naszych ostatnich zdaniach, choć Can także dodawał swoje pięć centów. Wszyscy słuchali uważnie, gdy mówiłem o pomocy w sprawie Melissy, a przy tym już wymyślali scenariusze, jakie mogły się podczas tego przydarzyć. Na każde znajdowałem jakieś wyjście, a za tym szło, iż nic mnie nie zatrzyma przed wykonaniem tego planu.

— Czyli w wielkim skrócie — zaczęła Maddy — chcesz, żebyśmy pobawili się w „Lucyfera"?

— Coś w tym stylu — odpowiedziałem, zakładając ręce na piersi.

— Wszystko super i w ogóle — wciął się Leo — ale my nic nie wiemy o tamtym trupie.

Uśmiechnąłem się podejrzanie, już mając w głowie plan, czym zajmiemy się w kolejnych dniach.

— Więc się dowiedzmy.

Wszyscy na siebie spojrzeli. Duncan wzruszył ramionami, gdy pozostali chcieli go o to zapytać. O niczym nie wiedział, choć coś niecoś mu wcześniej napomknąłem. Niestety, nie siedział mi w głowie i nie miał bladego pojęcia, co dokładnie miałem na myśli.

— Niby jak? — Oparł się o kolana Felix.

— Od najlepszych źródeł informacji — wytłumaczyłem. — Od duchów.

— Chwila moment! — wyskoczyli bliźniacy.

— Czy ty chcesz wysłać Blue...

— I Lagunę — dodał Felix.

— Do drugiego wymiaru, żeby wypytały zmarłego o wszystkie informacje? — dokończył Leo.

— Nie do drugiego — sprostowałem, uśmiechając się coraz szerzej.

— Ty... — odezwali się wszyscy.

W tym momencie do pomieszczenia wszedł tata, wyraźnie zaciekawiony, co ja takiego wymyśliłem. Choć zapewne wszystko słyszał z kuchni, musiał chyba uznać, iż nie uwierzy w nic, jeśli nie zobaczy mnie, gdy będę oznajmiał plany.

— Do trzeciego.

Każdy szerzej uchylił powieki.

— Otworzę wrota Czyśćca.


**************************

Dam, dam, dam...(odbija mi przez upał)

Jak widzicie, będzie się działo w kolejnym rozdziale. 

Mam nadzieję, że ten wam się podobał i już nie możecie się doczekać, co pojawi się w przyszłym tygodniu!

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro