Rozdział 20: Jeremy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3/5

Siedzieliśmy bezczynnie od jakichś dwudziestu minut. Maddy i Aria wróciły same, mówiąc, że chyba zdenerwowały nieco Melissę. Wraz z chłopakami próbowaliśmy się dowiedzieć, o czym rozmawiały, jednak te od razu stwierdziły, że lepiej nie rozmawiać na ten temat na komisariacie, gdzie wszędzie są oczy i uszy. Zgadzałem się z tym stwierdzeniem. Nigdzie wcześniej nie czułem się tak niekomfortowo. Na każdym kroku miałem poczucie, jakby ktoś się nam przyglądał.

Westchnąłem cicho i zjechałem nieco na krześle. Ręce miałem zaplecione na piersi, prawa noga pod stołem wzdrygała się od tiku nerwowego. Nie wiedzieliśmy, gdzie Mel mogła pójść. Gdybyśmy zdawali sobie sprawę z jej położenia, moglibyśmy jej chociażby poszukać. Magii namierzającej nie chciałem używać w miejscach publicznych. Zawsze istniała szansa, że Mel mogła w każdej chwili wejść do pomieszczenia. Dodatkowo ognik poleciałby w jej stronę, co nie uważałem za nic rozsądnego w obecnej sytuacji. Mel nadal o niczym nie wiedziała.

Momentalnie podskoczyłem zaskoczony, gdy ktoś zapukał do drzwi. Kolejno powłoka się otworzyła, a zza niej wyłonił się Sean, który bardzo ostrożnie wszedł do środka, jakby się czegoś obawiał.

— Wszystko okej? — spytałem, gdy ten się rozglądał.

— Gdzie jest Mel? — Szerzej uchylił drzwi.

— Zniknęła jakieś dwadzieścia minut. Nie wiemy, gdzie poszła — powiedziała Aria.

— Cholera... — mruknął cicho, a przy tym sięgnął do karku, który kolejno przetarł.

— Czemu tak ostrożnie wchodziłeś? — odezwał się Duncan.

Sean na niego zerknął, przełknął ślinę, po czym złapał głębszy wdech.

— Żeby uniknąć możliwego rzucania długopisami — wytłumaczył, ale my kompletnie nie zrozumieliśmy, o czym mówił. — Pokłóciłem się rano z Mel i nie wiedziałem, czy w ogóle będzie chciała na mnie spojrzeć...

Szerzej uchylił powieki, jakby coś mu nagle przyszło do głowy.

— Nie no, nie mówcie mi, że to z mojej winy... — Przeczesał włosy.

— Co masz na myśli? — spytała Maddy, ale Sean jej kompletnie nie słuchał.

— Zjebałem jej humor, to jasne, że się wkurwia teraz na każdą pierdołę i poszła gdzieś się uspokoić — wymamrotał.

— Em... Sean? — spróbowała ponownie na siebie zwrócić uwagę.

Nic to jednak nie dało. Wszyscy pokręciliśmy głowami, dając Maddy do zrozumienia, że to chyba nic nie da, bo Sean znajdował się aktualnie w swoim świecie.

— Na chuj ja jej pieprzyłem tamte rzeczy od rana? — wyrzucił ręce do góry, a kolejno je związał na głowie. — Przecież teraz na stówę jej to nie chce wyjść z głowy i myśli, jak zażegnać problemy, których ma już i tak wystarczająco... — zaciął się momentalnie. — Wiem, gdzie jest...

Już miał się odwrócić, aby wyjść, kiedy to odskoczył do tyłu, jakby zobaczył najstraszniejsze monstrum w drugim wymiarze. W drzwiach jednak stała Melissa we własnej osobie. Przy tym miała minę, jakby miała ochotę kogoś zamordować. Na jej włosach i ramionach znajdowały się widoczne oznaki wilgoci, co znaczyło tyle, że wyszła na zewnątrz, gdzie aktualnie panowała ulewa.

— Twoją histerię słuchać z piętra wyżej — rzuciła, a kolejno weszła do pomieszczenia, mijając chłopaka, który od razu zakrył nos i usta.

— Jebiesz fajkami!

Zauważyłem, jak dziewczyny, bliźniacy i Can szerzej uchylili powieki na taką informację. Wspominałem im już kiedyś, że Melissa paliła. Jak widać, wyparli tę informację z pamięci, a za to ich winić nie mogłem. Mieliśmy ważniejsze rzeczy, którymi powinniśmy się martwić. Dalej nie wymyśliliśmy sposobu, by przywrócić dziewczynie wspomnienia. Chwilowo spadło to na drugi plan, bo pilnowaliśmy, aby nic się Melissie nie stało.

— Mówiłaś, że chcesz rzucić — zauważył, gdy ta podeszła do kubka ze swoją kawą, która już zdążyła ostygnąć.

— Przy tej robocie się nie da.

Kolejno się napiła.

— Wszystko dobrze? — dopytał wyraźnie zmartwiony.

Nie był on jednak jedyny. Każdy się zaniepokoił jej obecnym stanem. Widocznie coś coś wkurzyło, czego dowodziły lekko zmarszczone brwi, które ani na moment się nie luzowały.

— Jest okej — odpowiedziała, próbując zakończyć temat.

— A ja widzę, że nie jest.

— A co mam ci powiedzieć?! — wyskoczyła, czym zaskoczyła nie tylko Seana, ale także i nas. — Mam wystarczająco problemów, o których muszę myśleć! Nie mam ochoty rozmyślać jeszcze o mojej matce, która wybrała sobie idealny moment, żeby spróbować sobie ze mną pogadać o TEJ pieprzonej sprawie. Nie było mnie tu tak długo, bo próbowałam czegoś nie rozpierdolić po tej rozmowie i przez to „jebię fajkami", jak to ująłeś, bo wypaliłam pół paczki.

Sean opuścił lekko wzrok. Złapał głębszy wdech.

— W końcu będziesz musiała z nimi o tym...

— Po pierwsze: po moim trupie — przerwała mu i pokazała jeden palec. — Po drugie: to oni cały czas coś przede mną ukrywają i nie chcą o tym mówić. I po trzecie: nie wyciągaj moich osobistych spraw na światło dzienne. A już zwłaszcza w pracy.

Zerknąłem na pozostałych. Wyglądali podobnie do mnie. Nie mieli pojęcia, o czym mówiła Mel. Dlaczego denerwowała ją rozmowa z adopcyjną matką? Za czasów liceum miała z rodzicami niemal idealny kontakt. Fakt faktem, po wyjściu informacji, że pozostawała ona adoptowana, nieco ta relacja ucierpiała, ale dalej uważała ich za ważną część jej życia. Gdy wyjeżdżała na studia, dalej wyglądało to, jakby jej na nich mocno zależało i działało to w obie strony. Co musiało mieć miejsce, że w ciągu tych dziesięciu lat tak bardzo się to zmieniło.

Poczułem, jak ponownie reszta próbuje mi się dostać do głowy, dlatego udzieliłem im dostępu. Byłem ciekaw, co mieli do powiedzenia w tej sytuacji, ale ich zbiorcze pytanie brzmiało identycznie, jak moja zagwozdka.

O co chodzi?

Kolejny o 20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro