Rozdział 3: Maddy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spoglądałam na Jeremiego kątem oka. Jechaliśmy bez słowa. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Każdy współczuł Jeremiemu. Wiedzieliśmy, że nadal kochał Melissę. Prawda, mógł się spodziewać, że w przeciągu dziesięciu lat sobie kogoś znalazła, ale raczej się nie spodziewał, że zaboli go to aż tak bardzo. Sama także nie przypuszczałam, że zachowa się w ten sposób i po prostu stamtąd uciekniemy z podkulonym ogonem.

Złapałam głębszy wdech. Nie wiedziałam, czy jakoś mogłam pocieszyć Jeremiego. Cierpiał, a my nie potrafiliśmy mu pomóc. Odcinał się od nas, zatapiał we własnej rozpaczy, z której prawdopodobnie nie istniała ucieczka. Możliwe, że tylko jedna osoba miała sposobność, by go uratować. Sama Melissa.

Opuściłam wzrok, skrzyżowałam ręce na piersi.

Gdy zobaczyłam Mel na miejscu zbrodni, kompletnie jej nie poznałam. Zmieniła się i to nie tylko pod względem wyglądu czy charakteru. Sama jej postawa wydawała się o wiele bardziej poważna i wypracowana, jakby ktoś zagnieździł w niej kompletnie inną osobę. Aura, jaka od niej szła, także zdała się inna. O wiele silniejsza, niż kiedyś. Dziesięć lat temu była bardziej przygaszona, jakby coś ją zduszało, jednak teraz? To, co poczułam, znajdowało się na całkowicie innym poziomie i nie wiedziałam, czy coś źle wywnioskowałam, czy może ktoś poza mną też tego doświadczył.

Samochód się zatrzymał. Uniosłam wzrok, zobaczyłam jezioro usytuowane naprzeciw domu. Dojechaliśmy. Poprawiłam się w siedzeniu, już miałam odpinać pas, kiedy to zauważyłam, że Jeremiego już nie było w pojeździe. Wysiadł ledwie sekundę po zatrzymaniu wozu. Zrobiłam to samo. Gdy znalazłam się na zewnątrz, dostrzegłam, jak szybkim krokiem zmierzał do posiadłości.

Złapałam głębszy wdech, zerknęłam na pozostałych. Każdy już wiedział, że musieliśmy wykonać interwencję, bo tak dłużej być nie mogło. Jeremy się zatracał we własnym cierpieniu, a im dłużej będzie to robił, tym gorsze poniesie tego skutki w przyszłości. Przełknęłam ślinę, widząc, jak nikt nie miał konkretnego pomysłu na rozpoczęcie z nim takiej rozmowy, a może raczej odwagi, by w ogóle się odezwać.

Odetchnęłam, ruszyłam za Jeremym, próbując go dogonić. Pozostali ruszyli za mną, jednak zwolnili, gdy Jeremy uchylił drzwi domostwa tak mocno, że uderzyły o szafkę z butami za nimi. Zauważyłam, jak pan Bernon wychylił się z kuchni, chcąc się prawdopodobnie dowiedzieć, co się znowu stało, ale pokręciłam głową. Od razu zrozumiał, że dosadne pytanie o to nie należało do zbyt dobrych pomysłów.

Jeremy już się zachowuje jak rozjuszone zwierzę...

— Jeremy — zaczęłam spokojnie, nie chcąc niepotrzebnie nacisnąć mu na odcisk.

— Dajcie mi spokój... — Nawet się do nas nie odwrócił i ruszył w stronę gabinetu.

Zerknęłam na resztę, a oni już się domyślili, że sama się z nim nie dogadam. Zbywał każdą próbę porozumienia się z nim.

— Jeremy, no weź! — odezwał się Felix.

— Sam też chciałeś jechać za Mel — dodał Leo.

Wzmianka o Melissie wyraźnie zaskoczyła ojca Jeremiego. Uniósł brwi, a kolejno zerknął zaniepokojony na syna. Domyślił się, że miało miejsce coś, co go rozjuszyło.

— Nie chcę o tym gadać!

Usłyszałam za sobą warknięcie, a już w kolejnej chwili minął mnie Duncan. W kilku krokach doskoczył do Jeremiego i go pociągnął, by kolejno przygwoździć do ściany.

— Minęło dziesięć lat, Jeremy! — powiedział, zaparłszy się o ścianę prawą ręką.

Jeremy uniósł brwi. Nie spodziewał się, że Duncan także postanowi coś powiedzieć. On raczej rzadko podchodził do rozmowy na ten temat.

— Musiałeś przygotować się na informację, że Mel mogła sobie kogoś w tym czasie znaleźć! Mam serdecznie dość twoich humorów i przekładania gniewu na nas. Przestań się zachowywać, jak rozpuszczony bachor! — podniósł na niego głos, jakby chciał mu wbić do głowy, jak widział jego zachowanie.

Przełknęłam ślinę, po czym zrobiłam krok w ich stronę. Nie w ten sposób chciałam z pogadać z Jeremym. Jego ojciec także chciał to powstrzymać.

— Duncan, przestań...

— Nie! — przerwał mi. — Ktoś mu w końcu musi przemówić do rozumu i uświadomić, że nam wszystkim jest, było i zapewne będzie trudno po tym, co miało wtedy miejsce!

Zauważyłam, jak Jeremy się lekko spiął na słowa Cana. Chciał się jakoś wyślizgnąć, ale Duncan w porę go złapał i przycisnął przedramieniem do ściany. Jeremy chciał go odepchnąć, ale nie miał wystarczająco siły. Był słaby, co sprawiało, że serce mi się krajało. I nie tylko mnie. Każdy wiedział, że taka rozmowa kiedyś musiała nadejść i nikt nie mógł jej przerwać. Duncan najwyraźniej postanowił ją poprowadzić i przyjąć gniew Jeremiego na własną klatę.

Błagam, Jeremy, tylko nie użyj na nim magii, bo ktoś będzie go musiał później składać...

Jeremy próbował go od siebie odepchnąć, a gdy mu się to nie udało, głośno warknął.

— Puszczaj mnie, Duncan!

— Nie zamierzam.

Jeremy złapał głębszy wdech.

— Nie mówię tego jako twój przyjaciel, tylko głowa Cieni. To rozkaz.

— Mam go w dupie! — podniósł na niego głos. — Chcesz, żebym cię traktował jak głowę Cieni, to się tak, kurwa, zachowuj!

Jeremy ucichł. Zauważyłam, jak zacisnął szczękę, po czym opuścił głowę. Na ten widok szerzej uchyliłam powieki, ale nie ja jedyna. Wszyscy to zrobili. Jeremy się poddał.

— Dziesięć lat temu zjebaliśmy wszyscy — zaczął Can — nie tylko ty. Przestań się obwiniać za wszystko, co tam stało. Rozumiem, że jest ci ciężko, ale, kurwa, zrozum, że nie jesteś sam, do jasnej cholery! Przejrzyj, kurwa, na oczy i zobacz, że my tu też jesteśmy i cię podniesiemy, gdy będziesz tego potrzebował. Nie zostawimy cię, nawet gdybyś kazał nam wypierdalać. Możesz się wyżywać do woli, proszę, kurwa, bardzo, ale, kurwa, dojrzyj, że wszyscy ucierpieliśmy!

— Staram się, okej?

Szerzej uchyliłam powieki, słysząc chrypliwy ton głosu Jeremiego. Brzmiał, jakby płakał, co się potwierdziło po kilku sekundach, kiedy spod jego grzywki wyleciało kilka łez, które spłynęły po przedramieniu Duncana. Na ten widok złapałam głębszy wdech. Ostatni raz płakał dziesięć lat temu, gdy Melissa wyjechała na studia. Od tamtej chwili nie widziałam tego ani razu. Z jednej strony uważałam to za zrozumiałe. Starał się utrzymać wizerunek przyszłej głowy Cieni, ale i tak rozpaczał, jednak w ten najgorszy sposób. Dusząc wszystko w sobie i czekając, aż to wszystko pewnego dnia wybuchnie.

I chyba właśnie wybuchło...

Jeremy złapał głębszy wdech.

— Próbuję wszystkiego, byleby choć na moment o wszystkim zapomnieć, ale... — zaciął się, gdy urwał mu się oddech.

Duncan lekko poluźnił nacisk, którym przytrzymywał go przy ścianie.

— Nic nie pomaga... — Przełknął ślinę. — Nawet wyciszanie emocji magią...

Wszyscy w pomieszczeniu momentalnie zamarli, słysząc, że robił coś takiego.

— Przecież to niebezpieczne... — zauważyła Aria, która zakryła usta dłonią.

Zauważyłam, że po jej twarzy także spłynęły łzy. W tym momencie poczułam krople spływające po policzkach. Sama też nie wytrzymałam.

— Wiem... — powiedział Jeremy. — Na moment to wszystko zniknęło, gdy ją zobaczyłem...

— Wydawałeś się jak kiedyś — odezwał się Leo.

— Tak... Ale wszystko znowu zniknęło, gdy zobaczyłem Mel z tamtym...

— Jeremy — zaczęłam — ona nas nie widzi. Nie słyszy. Nic z tym nie możemy zrobić. Szukaliśmy...

— Wiem! — podniósł głos.

Każdy podskoczył, gdy zewsząd doszedł dźwięk skrzypiących desek. Wszystkie mury domu trzeszczały, jakby w ciągu kilku sekund miały się one zawalić. Światła wariowały. Gdzieniegdzie słyszałam, jakby pękła żarówka. Zerknęłam przerażona na Jeremiego.

— Tylko problem jest taki, że ja nie umiem o niej ani zapomnieć, ani się, chociażby, odkochać!

Złapał głębszy wdech.

— A obecnie... — powiedział o wiele spokojniej.

Wszystkie trzaski i skrzypy się uspokoiły. Prąd tak samo. Każdy odetchnął z ulgą i zerknął na Jeremiego, bo to nadal nie koniec. Mówił dalej:

— Naprawdę bym chciał, bo może wtedy cały ten ból by zniknął...

Momentalnie odepchnął Duncana. Chłopak uderzył plecami o kawałek ściany i poręcz od schodów. Jęknął cicho z bólu, jednak Jeremy się nie przejął. Jak najszybciej odszedł w kierunku gabinetu, którego drzwiami trzasnął.

Spojrzałam na pozostałych, ale każdy miał opuszczony i wyraźnie zamyślony wzrok. Nikt się nie spodziewał, że on jeszcze nam o czymś takim powie. Że uczucia do Mel sprawiały mu ból przez tak długi czas. Domyślaliśmy się, ale nikt nic nie robił. Pomoc, gdy ktoś chce, a gdy nie, to całkiem dwie rzeczy i różnie ktoś może na to zareagować. Jeremy prawdopodobnie by się zdenerwował, a tego nie chciał nikt. Woleliśmy mu oszczędzać nerwów, ale najwyraźniej powinniśmy postawić na swoim i po prostu mu jakoś pomóc.

I od teraz właśnie na tym zamierzam się skupić.

Już chciałam iść do jego gabinetu, ale ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się do tej osoby i zobaczyłam pana Bernona. Zamrugałam szybciej, nie rozumiejąc, czemu mnie powstrzymał.

— Daj mu odetchnąć — powiedział. — I tak, jak na siebie, powiedział nam dużo. Dajcie mu trochę czasu i sam przyjdzie. Po tej rozmowie musi, bo przyznał, że bolą go własne uczucia.


*********************

I tak oto trzeci rozdział za nami!

Jeremy pękł, a Maddy, i prawdopodobnie reszta też, podjęła decyzję, że muszą mu w końcu pomóc. 

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro