4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


     Pierwszy tydzień szkoły był spokojny, luźniejsze lekcje, wspomnienia wakacji i kilka lekcji na zewnątrz. Ogólnie szkoła jak na razie była znośna, ale Harry już nie. Po prostu każdego ranka wchodząc do klasy Louis musiał go widzieć( nie musiał, bo mógł odwrócić wzrok, ale... cóż). Dałoby się przyzwyczaić do tego gdyby chłopak po prostu go ignorował jak to robił przez ostatnie lata, ale nie, on musiał specjalnie się przystawiać do ludzi, z którymi Louis rozmawiał, specjalnie przechodzić obok niego na korytarzach i specjalnie przy nim głośno opowiadać czego to on nie robił poprzedniego dnia. 

Już rutyną stały się popołudniowe telefony do Malika i narzekania o Harrym. Schemat był taki: Louis narzekał na Harr'ego, Zayn wysłuchiwał i może powiedział dwa zdania, a następnie nagle ni stąd ni zowąd pojawiał się w tle Liam i gadali przez godzinę. 

Środa drugiego tygodnia szkoły właśnie się rozpoczęła, a Louis równo o siódmej włączył kolejną drzemkę w telefonie. Bo kto normalny wstaje po pierwszym dzwonku budzika? Wychodzi ze swojej łazienki już ubrany i uszykowany dopiero o siódmej dwadzieścia co oznacza, że zostało mu max dziesięć minut żeby zjeść, spakować się i zrobić kawę do szkoły. 

- Dzień dobry, usiądźcie i za minutkę zaczynamy. - powiedział ich profesor od matematyki i zajął miejsce za biurkiem. 

Louis usiadł w ostatniej ławce w rogu klasy tak jak zawsze, obok niego siedziała jakaś blondynka, która nigdy się jeszcze do niego nie odezwała, ale to nie ważne. Ważne było to, że Louis ze swojego miejsca miał widok na praktycznie każdą ławkę w klasie. Szczególną uwagę poświęcał jednak ławce Harr'ego i Lisy. Tak ta dwójka siedziała, ze sobą na każdej lekcji i spędzali razem wszystkie przerwy. Obrzydliwie urocza para. To nie tak, że Louis spędził każdą minutę lekcji na gapieniu się i obserwowaniu co robi Harry. Przez całą lekcję zapisał też datę i narysował kilka bazgrołów przedstawiających Harr'ego topiącego się w czymś co bardziej przypominało wielką kałużę niż jezioro. Lekcja zakończyła się, a on spakował swój zeszyt i szykował się do wyjścia z sali, kiedy oczywiście Harry Pan Całego Świata musiał przejść przez drzwi właśnie wtedy, kiedy Louis się do nich zbliżał. 

- Ała - syknął wyższy, kiedy szatyn 'przypadkowo' uderzył go z łokcia w żebra. 

- Oh przepraszam najmocniej, może pocałować? - zapytał kpiąco wiedząc, że to na pewno Harry sobie przypomni. 

   To był naprawdę ciepły i długi czerwcowy wieczór, on i Harry leżeli u Harr'ego w ogrodzie na kocyku. Było naprawdę ciepło, więc leżeli bez koszulek w samych szortach. Ann i Gemma wyjechały wtedy na cały tydzień, więc oczywistym było, że Louis bywał częściej u swojego chłopaka niż u siebie. Byli przytuleni do siebie, Harry z głową na klatce piersiowej Louis'a, a on z jedną ręką wplątaną w jego miękkie włosy, a drugą jeżdżącą po plecach młodszego. 

- Mógłbym tak zostać całe życie. - wymruczał Harry przy sercu szatyna. 

- Ja też.  - przytaknął mu i podniósł się na łokciach sprawiając tym samym, że młodszy również usiadł. Spojrzał w jego śliczne oczka, uśmiechnął się i chwycił jego twarz w swoje dłonie po chwili całując go delikatnie. Harry oddawał pocałunki i delikatnie odchylił się do tyłu. Skończyli na tym, że Harry leżał na kocyku, a Louis nachylał się nad nim zjeżdżając pocałunkami na jego szczękę i obojczyki.  Dotarł do jego żeber i składał pocałunki na każdym z jego żeber. 

- Jesteś okropny. Nie powinieneś zająć się sobą i swoim życiem? Mam już serdecznie dość twoich wymyślonych 'wspomnień' - wysyczał, a przy ostatnim słowie pokazał w powietrzu cudzysłów. 

- Ja sobie świetnie radzę ze swoim życiem, dzięki że się martwisz. Wiesz ja przynajmniej nie muszę głośno chwalić się każdym swoim dniem po za szkołą. - wypomniał mu to, bo nadal z Zayn'em przerabiają to jak Harry podobno, był na weselu siostry swojej dziewczyny, a później miał niesamowicie przyjemną noc. Oczywiście mówił to tak głośno i specjalnie zaakcentował słowo 'dziewczyny' , że głuchy by zrozumiał o czym opowiada. 

- Ekhem, zastawiacie przejście. - ktoś powiedział z końca sali i tym samym zakończył ich małą sprzeczkę. 

Chcąc nie chcąc Louis musiał wyjść z klasy, ale oczywiście nie przepuścił Harr'ego w drzwiach. Aż tak nisko jeszcze nie upadł, żeby mu ustępować. Wyszedł na korytarz i od razu udał się do swojej szafki, która na jego nieszczęście znajdowała się obok tej należącej do Styles'a . Na początku pierwszej klasy uczniowie mogli wybrać sobie swoje szafki, a ze względu na to, że Louis dołączył do ich grona dopiero w trzeciej klasie musiał przyjąć to co mu dali. Otworzył swoją szafkę i zabrał z niej podręcznik oraz zeszyt do chemii, której szczerze nienawidził. Nienawidził chemii prawie tak samo jak Harr'ego, jednak chemię miał tylko dwa razy w tygodniu, a Harr'ego niestety musiał spotykać codziennie.  

- Hej, jak tam? - to Niall, Louis wszędzie rozpozna ten głos i irlandzki akcent. Nie rozmawiają za często, ale jak tylko blondyn napotyka go samego to do niego podchodzi. 

- O hej, nie jest źle. Wiesz codzienna pogawędka z Panem Całego Świata jest już odhaczona. - powiedział zamykając szafkę i odwracając się do przyjaciela. 

- Naprawdę chciałbym wam jakoś pomóc. Chcesz przyjść na moje urodziny w piątek? - zapytał pełen nadziei. 

- Jasne, o której? - to by była miła odmiana dla jego codzienności, a dawno nie spotykał się z Niall'em. 

- O osiemnastej u mnie. Będzie też trochę osób z mojej rodziny, ale to chyba nie problem? - dopracował szczegóły i wpatrywał się wyczekująco w Louis'a. 

- Oczywiście, że nie. Ktoś jeszcze będzie? - zadał pytanie, ale nie otrzymał odpowiedzi, bo ta tyczkowata głowa loków musiała akurat teraz przedostać się do swojej szafki. 

- Może 'przepraszam' ? - zaczął, kiedy brunet wepchnął się pomiędzy ich dwójkę bez słowa. 

- Yy nie. Niall jak idą przygotowania do twojej osiemnastki? - no super, on nie może być na tych samych urodzinach co Louis. Nie chciałby zepsuć Niall'owi  urodzin, a jeśli ten dupek ma też tam być to to może być trudne. 

- On też tam będzie? - zapytał zrezygnowany blondyna. Niall tylko uśmiechnął się przepraszająco, ale nie dane było mu odpowiedzieć bo oczywiście Harry znowu musiał im przerwać. 

- Nie mów, że jego też zaprosiłeś?! - krzyknął wskazując placem na Louis'a. 

- Uwierz mi ja też nie jestem uradowany zobaczeniem ciebie po za lekcjami, ale nie musisz krzyczeć i robić zamieszania wokół siebie. - prychnął Louis zwracając się do bruneta. 

- To nie ja się w ciebie zaczepiam praktycznie codziennie. I przepraszam Niall, ale jeśli on tam będzie to ja nie przyjdę. - odpowiedział zmieniając ton na bardziej przyjazny, kiedy zwracał się do Irlandczyka. 

- To ty ciągle obok mnie przechodzisz i praktycznie mnie śledzisz. Ignorowałeś mnie przez ostatnie dwa lata, a teraz nie potrafisz przeżyć dnia bez kłótni ze mną? To żałosne jak bardzo zakochany we mnie nadal jesteś! - powoli do niego podchodził aż w końcu uniósł swój podbródek będąc coraz bliżej bruneta. Zauważył chwilowy strach w zielonych tęczówkach, ale szybko został on zastąpiony determinacją i gniewem. 

- Kto ci to niby powiedział? Od kiedy myślisz, że jestem w tobie zakochany? Żałosne jest to, że tak myślisz, bo gdybyś nie zauważył mam dziewczynę! - tradycyjnie zaakcentował ostatnie słowo jednocześnie podnosząc głos. Louis nawet nie zauważył kiedy na korytarzu zostali tylko oni, ale nie zamierzał teraz odpuścić. 

- Już nie pamiętasz jak spędziliśmy ostatnie wakacje, jak przychodziłeś do mnie i zostawałeś na noc, albo jak leżeliśmy u ciebie w ogrodzie? Wręcz błagałeś mnie o zostanie u siebie. Tak bardzo zakochany byłeś! - mógłby wymieniać dalej i przypominać coraz to nowsze chwile, które razem przeżyli, ale Harry mu przerwał jednocześnie popychając go do tyłu.   

- To nie prawda! Nigdy więcej o tym nie wspominaj, nigdy nie waż się nawet mówić do mnie w taki sposób! Jestem hetero i nigdy ze sobą nie robiliśmy takich rzeczy! Rozumiesz? Nigdy! Mam dziewczynę i nigdy nie będę z chłopakiem, a tym bardziej z tobą, więc już kurwa skończ i przestań mówić takie rzeczy! Nie wiem kto ci kurwa naopowiadał takich bajek, ale to nie prawda. To - wskazał na przestrzeń między nimi - nigdy się nie wydarzyło. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, zamknął swoją szafkę z hukiem i odszedł w stronę sali chemicznej. 

Louis nie poszedł tamtego dnia na chemię. Opuścił też resztę lekcji i po prostu wrócił do domu. Będąc już przed swoim domem przypomniał sobie, że przecież jego mama jest teraz cały czas w domu. Dostała awans i mogła pracować z domu, to dlatego ona i Louis wrócili z powrotem do Doncaster. W każdym razie on powinien być w szkole, a nie stać przed swoim domem. Jego mama na pewno usłyszy otwierane drzwi i jego kroki po schodach. Rozejrzał się dookoła po tak znanej mu okolicy. Cóż chyba pozostaje mu tylko pobliski park. Cztery minuty później siedział już na pierwszej, lepszej ławce, którą napotkał i wybierał numer do Zayn'a. Odebrał po drugim sygnale. 

- Coś się stało? Jestem w szkole. - powiedział od razu. 

- Jesteś mocno zajęty? Ile jeszcze lekcji ci zostało? - chciał się upewnić, że nie przeszkadza mu, bo tego akurat nie chciał. 

- Długa przerwa, ale zostało chyba pięć minut. - w tle dało się słyszeć rozmowy innych uczniów, ale głos Zayn'a był wyraźny. 

- Uciekłem z ostatnich trzech lekcji i pokłóciłem się z Harrym. - streścił mu wydarzenia z ostatnich trzydziestu minut. 

- Chcesz mi o tym opowiedzieć później? Nie wiem czy mam aż tyle czasu. Przepraszam. 

- O nie, nie musisz przepraszać. Ja przepraszam, że cię nękam telefonami w szkole, ale ugh kurwa on mi tak działa na nerwy, a dzisiaj to chyba przeszedł samego siebie. - Louis już nie wytrzymał musiał chociaż zacząć ten temat. 

- To chyba poważnie, ale muszę kończyć. Zadzwonię za dwie godziny, dobrze Boo?  - Louis przewrócił oczami na to przezwisko, ale mimo wszystko uśmiechnął się pod nosem. 

- Jasne, do później. 

- Zadzwonię. - powiedział jeszcze Zayn i rozłączył się.  

Przesiedział w parku może z godzinę nim stwierdził, że i tak lepiej wrócić do domu wcześniej niż później. Jego mama na pewno dostała już telefon ze szkoły. Poczłapał do domu i ze spuszczoną głową wszedł do środka. 

- Gdzie byłeś? - Jay już czekała na niego w salonie. 

- W parku. Nie czułem się dobrze, przepraszam mogłem zadzwonić. - od razu zaczął się usprawiedliwiać mając tym samym nadzieję, że mama przepuści mu ten mały wybryk. 

- Powinieneś mnie o tym poinformować, tym bardziej, że jestem w domu i mogłam po ciebie przyjechać w każdej chwili. Chodź usiądź sobie. - poklepała miejsce obok siebie na dużej, beżowej kanapie, a Louis bez marudzenia usiadł obok niej i wtulił się w jej bok. - Jest ciężko w nowej szkole co? - pogłaskała go po jego karmelowych włosach. 

- Czasami. W piątek Niall zaprosił mnie na urodziny. Nie wiem czy chcę iść. - wyznał jej i w duchu prosił o to, aby nie wypytywała bardziej niż musiała. 

- Czemu? - nie przestawała bawić się jego włosami. 

- Powiedzmy, że jedna z zaproszonych osób jest ... po prostu nie lubię tej osoby. - zaciął się na chwilę, bo aż ścisnęło go w żołądku na samą myśli o nim. 

- Zawsze możesz nie iść słonko. Ale myślę, że skoro Niall zaprosił i ciebie i tą osobę to chciałby spędzić ten czas w waszym wspólnym towarzystwie. Nie zmuszam cię do niczego, ale przemyśl czy warto jest rezygnować ze względu na jedną, denerwującą osobę. - nie odpowiedział jej, ale wtulił się w matczyne ramiona jeszcze bardziej i poczuł się znowu jak mały chłopiec przebywający w bezpiecznym uścisku mamy. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro