8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


      W sobotę Louis'a obudził dzwonek do drzwi, który brzęczał już drugi raz o tak wczesnej godzinie jaką była dwunasta pięćdziesiąt cztery. Był sam w domu, bo Mark wziął dodatkową zmianę w pracy, a Jay z dziewczynkami pojechały do babci. Niechętnie wstał z łóżka, założył pierwsze lepsze spodnie jakie mu się trafiły i bez koszulki zszedł na dół, aby otworzyć drzwi. Ktoś był bardzo niecierpliwy, bo przycisnął dzwonek po raz kolejny i nie puścił dopóki Louis nie otworzy szeroko drzwi. 

- Nie wiesz, że możesz w taki sposób dzwonek przepalić! - powiedział podniesionym głosem już i tak wystarczająco zirytowany tym, że musiał wstać z łóżka. 

- Przepraszam bardzo waszą wysokość, ale przyniosłem pieniądze. - odpyskował Harry stojący przed nim. Ten debil naprawdę przyszedł do niego w sobotę, żeby mu zapłacić. 

- Jebło cię? Jest wcześnie rano, nie mogłeś przyjść później? - odsunął się od drzwi, a jego sutki stwardniały od zimnego wiatru panującego na zewnątrz. Harry miał na sobie długie czarne dżinsy, zwykłą bluzkę z jakimś napisem, a na wierzchu jesienną, niezapiętą kurtkę. 

- To chyba ciebie pojebało, kto normalny chce tyle pieniędzy. - burknął w odpowiedzi brunet. 

- Mnie chyba, ale ciebie na pewno. Może chcesz wejść do środka i zrobię ci herbatki słonko? - zapytał z ostrym sarkazmem na języku. 

- O tak już to widzę jak zaparzasz dla mnie herbatę. Bierz te pieniądze i idź, bo ci sutki stoją. - warknął i wyciągnął do niego rękę z pieniędzmi.

- To moje sutki i nie patrz się tak, bo  jeszcze tobie stanie. - wyrwał pieniądze z jego ręki i zatrzasnął przed nim drzwi. Zrobił dwa kroki do przodu nim sobie o czymś przypomniał i z impetem otworzył drzwi ponownie. Harry nadal tam był. - Dlaczego kłamiesz? - zapytał podejrzliwie. 

- Co?  - zdezorientowany brunet przełknął głośno. 

- Dlaczego kłamiesz? Nie byłeś wtedy z Lisą w galerii. - naprowadził go na odpowiedni temat i wyczekiwał odpowiedzi. 

- Skąd możesz wiedzieć gdzie i z kim byłem? Śledzisz mnie? - podszedł trochę bliżej będąc teraz twarzą w twarz z Louis'em.

- Byłem wtedy w galerii i rozmawiałem z nią. Nie było cię tam, a Lisa nawet proponowała mi dołączenie do nich. - streścił mu tamten dzień zakładając sobie ramiona na piersi, bo wiatr był zimny, a on nadal nie miał na sobie koszulki. 

- Do nich? Kto tam jeszcze był? - dopytywał Harry.

- To nie wiesz? Przecież podobno spędziłeś z nią wtedy cudowny dzień, a nie przepraszam nie było cię tam. Emily z nią była. - powiedział mu prosto w twarz unosząc się lekko na palcach. 

- Dlaczego mnie podsłuchujesz? Naprawdę jesteś okropny, nie dość, że mnie śledziłeś po szkole to jeszcze podsłuchujesz. - powiedział brunet wyliczając na palcach, omijając tym samym odpowiedzenia. 

- Kto kogo śledził. To ty za mną łazisz i wręcz wydzierasz się przy mnie o swoim idealnym związku! Ale wiesz co? Ja już wiem, że to nie prawda. Nie wiem tylko dlaczego kłamiesz. - wyrzucił z siebie i cofnął się do środka, było mu naprawdę zimno. 

- Przestań drążyć temat, bo nie znasz prawdy i nie wiesz co się dzieję. - Harry zrobił kilka kroków do przodu i tym samym znalazł się wraz z Louis'em w jego domu. 

- Więc mi wytłumacz. Proszę oświeć mnie, powiedz co się dzieje i czego nie wiem! - wykrzyczał i wszedł na pierwszy schodek, Harry stanął dosłownie przed nim z determinacją i złością wypisanymi na twarzy.

- Chcesz wiedzieć? Jaka szkoda, bo się nie dowiesz. To już się skończyło, my się skończyliśmy! Nas już nigdy nie będzie, więc przestań mnie kurwa prześladować! Jestem hetero! - przy ostatnim zdaniu zadrżała mu brudka, a Louis pomyślał, że chłopak za chwilę się popłacze. Szatyn naprawdę nie poznawał go, nie taki był Harry, którego zostawił tutaj te dwa lata temu. To nie takiego Harry'ego pokochał. 

- Okey, w porządku, dobrze, kurwa świetnie. A teraz opuść mój dom z łaski swojej i zamknij za sobą drzwi. - powiedział prawie szeptem i nie oglądając się za siebie pobiegł schodami na górę do swojego pokoju. 

Trzask zamykanych drzwi od jego pokoju zbiegł się w czasie z trzaskiem drzwi frontowych. Louis zakopał się w swoim łóżku i naciągnął na siebie wyżej kołdrę. Chciał być znowu w Londynie. Chciał być blisko Zayn'a. Chciał być blisko Liam'a. Po prostu chciał aby ktoś go przytulił. 

Wieczorem wrócili pozostali domownicy, Louis słyszał jak bliźniaczki zdawały obszerną relację z wizyty u babci. Słyszał też jak Mark zadawał im głupie pytania typu " Ale czy na pewno pojechaliście do odpowiedniej babci? " , " Może pomyliłyście drogę? Czy mama wiedziała jak dojechać do babci?". Nawet zaśmiał się pod nosem, ale nie wyszedł ze swojego kokonu. Przysłuchiwał się rozmową na dole i po godzinie z radością stwierdził, że wszyscy poszli już spać.  Włożył rękę pod poduszkę w poszukiwaniu swojego telefonu, a kiedy już go znalazł, odblokował i zadzwonił do Liam'a. 

- Hej, jesteś zajęty? - zapytał po cichu, kiedy Liam odebrał. Było już po dwudziestej trzeciej, więc to mogła być trochę późna pora jak na pogaduchy. 

- Hej, nie, nie jestem, ale szczerze nie spodziewałem się, że zadzwonisz. Coś się stało? - zapytał z lekkim śmiechem w głosie. 

- Nie, tak, nie wiem. Tęsknie za wami i za Londynem. - powiedział do słuchawki kładąc telefon na poduszce przy swoim uchu. 

- Aww my też za tobą tęsknimy. Przyjedziemy na twoje urodziny tak? Wytrzymasz do tego czasu? - był zmartwiony, dało się to wyczuć po jego głosie. 

- Nie wiem. Harry dzisiaj u mnie był. - poinformował go nie wiadomo po co. - I coś się wydarzyło na urodzinach Niall'a. - pociągnął nosem sam nie wiedząc, kiedy po jego policzku spłynęła jedna łza. 

- Co takiego? Chcesz mi opowiedzieć, nie musisz jeśli to dla ciebie trudne. 

Ale Louis potrzebował się wygadać, więc opowiedział mu to co pamiętał i o tym, że Harry mu płacił, a na końcu powtórzył to co chłopak wykrzyczał mu dzisiaj rano. 

- Czy Zayn jest u ciebie? Albo ty u niego? - dodał kiedy zakończył swój monolog. 

- Nie, jestem u siebie. Mam mu nie mówić? Nie powiem. - Louis uśmiechnął się na tą odpowiedź. Sam powie o tym Zayn'owi, ale jeszcze nie teraz. Powie mu, kiedy spotkają się na żywo. 

- Dziękuję. Myślę, że jestem zmęczony. - wyszeptał do telefonu.

- Nie ma sprawy, pamiętaj, że zawsze jestem tu dla ciebie. Dobranoc. - powiedział i jeszcze kilka sekund poczekał nim się rozłączył. 

Zasnął zawinięty w kołdrę jak burrito. 

***

- Dzień dobry, wstajemy. - to jego mama weszła do jego sypialni i włączyła światło pozostawiając pokój w oślepiającej, jak na poranek jasności. 

- Nie chcę. - wymruczał przyciskając twarz do poduszki, aby uchronić swoje oczy przed światłem. 

- Jesteś chory, skarbie? Może masz gorączkę, pokaż się. - zarządziła siadając na jego łóżku. 

- Nie mam gorączki, mamo! - krzyknął gdy ta odkryła go i i tak przyłożyła dłoń do jego czoła. 

- Nie masz gorączki. - stwierdziła zabierając dłoń z jego czoła. - W takim razie zejdź na obiad, dawno cię nie widzieliśmy. 

- Na obiad? - zapytał rozbudzając się.

- Tak skarbie, jest po czternastej. Naprawdę długo spałeś. - stwierdziła, a następnie ucałowała go w czoło i wszyła z pokoju. 

Louis sięgnął po swój telefon i faktycznie, była czternasta dwanaście. Rozmawiał wczoraj z Liam'em do północy, ale wydawało mu się, że może być co najmniej dziesiąta, kiedy jego mama przyszła go obudzić.  Wywinął się ze swojej kołdry i poszedł najpierw do łazienki. Wziął szybki prysznic i przebrał się w wygodne ubrania. Nawet umył włosy i wysuszył je trochę. Zszedł do kuchni, a tam przywitała go cała rodzina. 

- Dobrze, że jesteś, zjedz z nami. - powiedział Mark odsuwając dla niego krzesło. Louis tylko się do niego uśmiechnął i zajął swoje miejsce przy stole. 

- Dziewczyny już wiecie co ubierzecie na kolację? - zapytała Jay przy stole. 

- Żebyśmy później za wami nie czekali w nieskończoność. - zaśmiał się Mark. 

- Tato, to jest tylko przejście na drugą stronę ulicy. - Lottie przewróciła oczami i z powrotem zaczęła jeść. 

- Gdzie idziecie? - zapytał Louis z pełnymi ustami. 

- Nie mów z pełną buzią. - upomniała go Jay, a Lottie odpowiedziała na jego pytanie. 

- Do Harr'ego. Ciocia Ann zaprosiła nas na kolację, ty też idziesz. 

On nigdzie nie pójdzie. Nie chciał iść do tego bezuczuciowego dupka. Miał ważniejsze rzeczy do roboty, mógł pospać lub się pouczyć, albo nawet zadzwonić do Liam'a lub Zayn'a. Kolacja u Styles'ów nie była nawet na jego liście. 

- Nie chcę iść. - oznajmił nabijając na widelec kolejnego ziemniaka. 

- Wszyscy idziemy. Ann na pewno ma naszykowane miejsce dla każdego, a ty w końcu byś wyszedł do ludzi. Od dwóch dni cię nie widziałam Louis. - zaznaczyła jego mama z drugiego końca stołu. - Po za tym nie musisz cały czas z nami siedzieć, możesz pójść do Harr'ego. On na pewno się ucieszy. - powiedziała tonem oznaczającym koniec dyskusji, a Louis nawet nie próbował z nią dyskutować. Musiał pogodzić się z tym, że dzisiaj znów zobaczy bruneta. 

I tak oto kilka godzin później cała rodzina Tomlinson'ów stałą przed drzwiami do domu Styles'ów. Otworzył im Harry. 

- Dobry wieczór. - przywitał z uśmiechem Jay oraz Marka, a bliźniaczką i Lottie posłał przyjazny uśmiech. Przesunął się w drzwiach tak aby wszyscy mogli wejść. 

- Rodzina twojej dziewczyny tak? - zapytał kąśliwie, kiedy przechodził obok chłopaka. Harry tylko spojrzał na niego z zaciśniętymi ustami po czym zamknął drzwi wejściowe. 

- Wchodźcie, wchodźcie. Już wszystko jest na stole. - zawołała Ann z jadalni. 

Przy stole razem znajdowały się dwie sąsiednie rodziny i wspólnie spożywali posiłek. Jego i Harr'ego matki rozmawiały na temat pieczeni, którą przygotowała Ann. Mark oraz Desmond po cichu rozmawiali o nowej Toyocie, którą Mark miał w planach zakupić. Louis domyślił się, że to właśnie będzie jego nowy samochód. Gemma świetnie dogadywała się z Lottie, a bliźniaczki oglądały bajkę w pokoju obok. 

- Dziękuję. - powiedział w pewnym momencie Harry i wstał od stołu szturchając Louis'a kolanem. Siedzieli obok siebie, więc Louis wziął ten dotyk za przypadek lub też czystą nienawiść ze strony bruneta. 

Louis wytrzymał przy stole jeszcze minutę po czym podziękował i samodzielnie poszedł na górę do Harr'ego. Jego pokój się nie zmienił, arbuzowa pufa nadal tam była. Aż się uśmiechnął na samo wspomnienie odkupywania jej od Gemmy. 

- Długo ci zajęło przetwarzanie sygnałów. - powiedział Harry, gdy wszedł do jego pokoju bez pukania. 

- Nie wiedziałem i nie myśl sobie, że przyszedłem tu, bo ty tego chciałeś. - zmrużył na niego oczy i wszedł bardziej do pokoju zamykając za sobą drzwi. 

- To czemu przyszedłeś huh? - usiadł na brzegu swojego łóżka zostawiając jakby miejsce dla Louisa. Nie dziękuję, on sobie postoi. 

- Co to za przesłuchanie? To ty mnie szturchałeś kolanem. Czego chciałeś? - zaatakował go, bo co miał mu powiedzieć, że sam chciał? 

- Miałem ci płacić do końca tygodnia, a nie będę łaził przy rodzinie z pieniędzmi dla ciebie. - odpowiedział takim samym tonem. 

- Nie musisz mi już płacić. Nie chcę twoich pieniędzy. - zaprotestował i rozejrzał się po tak znanym mu pokoju. Podszedł do jednej z szafek na książki i zaczął je przeglądać. 

- Zostaw to. - Harry wstał z łóżka zabierając Louis'owi książkę z rąk. - Czego chcesz? - zapytał mając na myśli zapłatę za milczenie. 

- To śmieszne, jak bardzo zależy ci na tym, aby nikt się nie dowiedział, że ssał ci chłopak. - zaśmiał się Louis pozwalając odebrać sobie książkę. - Czego tak naprawdę się boisz? Powiedz mi. - powiedział wyzywająco dodatkowo unosząc podbródek. 

- Nie boję się. - odłożył książkę na jej miejsce. - Po prostu nie chcę, aby ktoś o tym wiedział. 

- Boisz się. Lisa o tym wie? Może powinna wiedzieć, że jej chłopak zrobił to z innym chłopakiem? - ciągnął to tym wyzywającym tonem i wręcz czuł w swoich żyłach determinację i złość. 

- Ona wie o tym. Wszystko sobie mówimy. - powiedział odwrócony do niego tyłem. 

- Ah tak, zero sekretów w związku. My też tak mieliśmy prawda? Pamiętasz w ogóle cokolwiek czy może w jakiś dziwny sposób nie pamiętasz takich 'ważnych' rzeczy. - powiedział głosem pełnym pogardy, a przy przedostatnim słowie pokazał w powietrzu cudzysłów.

- To nie to samo. Nie zapomniałem, ale chciałem i prawie się udało, ale nie ty nagle się znów pojawiłeś w Doncaster i wszystko zepsułeś. Czemu tak właściwie wróciłeś? - w przeciwieństwie do Louis'a głos Harrego był spokojny i może tylko trochę nieprzyjemny. 

- Teraz się o to martwisz? Od miesiąca tu jestem, a ty dopiero teraz się nad tym zastanawiasz, no cudownie. A zarejestrowałeś fakt, że tu stoję czy może też ci to zajmie tyle czasu? Nic nie widzisz, jesteś po prostu otoczony jakimś swoim światem i za chuja nie mogę zrozumieć jak działasz. - wtedy coś w nim pękło i on po prostu musiał wiedzieć co się stało przez te dwa lata. - A zastanawiałeś się kiedyś co u mnie, albo jak się czułem, kiedy po raz kolejny nie odebrałeś? Ja przez cały pieprzony rok czekałem, aż się odezwiesz, a ty nic nie zrobiłeś. Rozpłynąłeś się, zniknąłeś i wyparowałeś i ... - jego słowotok przerwały mu napierające na jego własne usta bruneta.

Uciszył go pocałunkiem i nie przerwał po kilku sekundach. Poruszał ustami na tych jego dopóki Louis nie oddał pocałunku. Świat zawirował w tym samym momencie, w którym Harry polizał dolną wargę Louis'a, a on oczywiście, że mu na to pozwolił. Ich języki toczyły krótką walkę o dominację, która skończyła się tak jak zawsze. Louis wygrał. Szatyn złapał za koszulę Harr'ego i zacisnął na niej swoje pięści cofając się powoli do tyłu. Harry nie protestował, szedł za nim nie odrywając się od jego ust aż stopy Louis'a  nie spotkały się z krawędzią łóżka i naprawdę świat zaczął wirować. Potrzebowali powietrza. Louis nie chciał kończyć pocałunku, ale w przeciwnym wypadku zwyczajnie by się udusił. 

- Wróć tu, proszę. - poprosił szatyn, kiedy po kolejnej minucie Harry nadal trzymał swoje czoło przyciśnięte do jego i oddychał. Louis siedział na skraju jego łóżka, a Harry ukucnął przed nim tak, że byli na tym samym poziomie. - Wyjaśnij mi wszystko, proszę. - jego chęć kłótni i wykrzyczenia wszystkiego nagle gdzieś wyparowała, a on potrzebował tylko z powrotem poczuć usta bruneta na tych swoich. Chciał, a by wszystko było jak dawniej, aby oni byli jak dawniej. 

- Nie mogę Louis. My nie możemy, bo to nie może działać. Nie mogę, rozumiesz? - powiedział tuż przy jego ustach. Louis nie zawahał się, po prostu go pocałował. Ich języki znów ze sobą tańczyły do czasu, aż znów zabrakło im powietrza Harry to przerwał. - Louis ty nic nie wiesz. 

- To mi powiedz. Dlaczego mi nie powiesz? - on już nie był zły, był smutny i znów chciał się zawinąć w swoje burrito. Nie wiedział tylko czy chciał sam czy może podświadomie wolałby leżeć z Harrym. Raczej ta druga opcja. 

Harry pokręcił głową po czym wstał ze smutną miną. Louis też wstał, nie chciał być mniejszy tym bardziej, że czuł się taki w środku. Stali tak w ciszy przez kilka minut, a Louis nie mógł nic na to poradzić, że pomyślał, że może Harry się złamie i mu wytłumaczy, że może on też chciał. 

- Oh myślałam, że też już poszedłeś Louis. - powiedziała Ann wchodząc bez uprzedzenia do pokoju. 

- Louis już wychodzi. - odpowiedział za niego Harry nie patrząc mu w oczy. Czyli nic się nie zmieniło. Poczekał jeszcze chwilę, sam nie wiedząc na co czekał, ale to nie nastąpiło. 

- Tak już wychodzę, dziękuję i dobranoc. - powiedział przechodząc przez drzwi rzucając tylko jedno spojrzenie na bruneta.

Wrócił do siebie z silną potrzebą rozwalenia czegoś. Skończyło się na trzaśnięciu drzwiami i przewróceniu krzesła od biurka. Podziałało, ale chwilowo. Nienawidził Harr'ego. Nienawidził go z całego serca i choćby się waliło i paliło nie spojrzy na niego, nie odezwie się do niego. Będzie go ignorował i włoży w to wszystkie swoje siły. On go ignorował przez dwa lata, więc co to za problem ignorować go do końca roku? Żaden problem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro