20. Pocałowałem cię wtedy, a ty obiecałeś, że nic nikomu nie powiesz.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Louis szedł zadowolony przez korytarze zamku. Skończył sprzątać po obiedzie, więc teraz miał chwilę wolnego. I jego dobry humor by się utrzymał, gdyby nie spotkał kogoś, kto nie był Zaynem.

  — Hej, dawno się nie widzieliśmy — uśmiechnął się.

  — Ta, dosyć, ale muszę już iść — odparł Lou.

  — Zaczekaj — zastawił mu drogę — Gdzie uciekasz? — uniósł brew.

  — Do pokoju — odpowiedział, marszcząc brwi. — Możesz mnie przepuścić?

  — Mogę ci towarzyszyć — objął go ramieniem. — Dokończymy niektóre sprawy.

  — Dokończymy co? Nie mamy niedokończonych spraw — oznajmił Louis, odsuwając się od niego.

  — Mamy — westchnął.

  — Nie wydaje mi się — parsknął, chcąc odejść, ale wtedy poczuł dłoń na nadgarstku. — Naprawdę jestem zajęty.

  — Kochanie, chyba nie chcesz, żeby ktoś dowiedział się, że wyszedłeś na miasto.

  — Słucham? Obiecałeś, że tego nie powiesz — zmarszczył brwi, wyrywając mu się.

  Nigel docisnął go do ściany.

  — Nie powiem, jak będziesz grzeczny — pogłaskał go po policzku.

  — Naprawdę bym chciał, ale... mój chłopak będzie niezadowolny — westchnął, chcąc przejść ścianę jak duch i odejść.

  — O niczym się nie dowie, to będzie nasza tajemnica — położył dłoń na jego biodrze.

  — Muszę iść do swojego pokoju, za godzinę mam zajęcia — Louis złapał go za nadgarstek i odsunął od swojego ciała.

  — Wyrobimy się w godzinę — zapewnił.

  — Nigel — przeczytał z plakietki, bo nie pamiętał. — Jesteśmy na korytarzu w zamku królewskim, zostaw mnie.

— Tak bardzo chcesz, abym poszedł do Liama i o wszystkim mu powiedział? — uniósł brew.

  — Nie, ale... — przymknął na moment oczy, mając pustkę w głowie.

  — To dlaczego się opierasz? — uniósł brew, zaczynając całować go po szyi.

  — Nigel — ujął jego twarz w dłonie, a następnie chciał odejść spod ściany, jednak ochroniarz położył dłonie po dwóch jego stronach. — Mam chłopaka, muszę już iść. Pocałowałem cię wtedy, a ty obiecałeś, że nic nikomu nie powiesz. To był układ.

  — Zasady się zmieniły — wzruszył ramionami.

  — Nie możesz tak robić — pokręcił głową. — Nie powinieneś teraz pracować, swoją drogą?

  — Pracuję. Właśnie idę do Liama poinformować go o złamaniu zasad — odsunął się, kierując na dół.

  — Nie rób tego! — Lou złapał go za nadgarstek. — Proszę cię, on mnie zabije.

  — Masz dwa wyjścia.

  — Dwa? Jakie? — dopytywał.

  — Albo będziesz grzecznym chłopcem albo dostaniesz karę od Liama — wzruszył ramionami.

  — Ale... co niby mam zrobić? — spuścił głowę w dół, wiedząc, że nie mógł pozwolić sobie na to, aby Liam się dowiedział. On był agresywny i miał pojebane kary.

  — Dobrze wiesz, co. Nie udawaj głupiego — prychnął ochroniarz.

  — Nie jestem łatwy — pokręcił głową.

  — Nie pytam czy jesteś łatwy czy nie — wywrócił oczami.

  — Nie mogę się z tobą przespać — oznajmił. Musiał stać przy swoim.

  — Możesz a nawet musisz — warknął, przyciągając go do siebie za kołnierzyk koszulki.

  Zayn, wchodząc po schodach słysząc głos Louisa zmarszczył brwi. Będąc już prawie na samej górze i dostrzegając garnitur, który nosili ochroniarze, dość szybko skojarzył fakty. Widząc twarz mężczyzny, trzymającego jego skarba był pewien, że to ten chuj, którego szukał.

  — Zostaw go! — krzyknął, podbiegając i odpychając go od szatyna, a następnie uderzył go z pięści w twarz. Należało mu się!

  — Zayn, o mój Boże, co ty robisz? — spytał, kładąc dłonie ona jego torsie i lekko go odpychając.

  — Teraz nie myśl, że nic nie powiem Liamowi! — zagroził starszy, trzymając się za nos.

  — Tylko spróbuj kutasiarzu a ja powiem, że dobierasz się do zajętych facetów — odepchnął od siebie niebieskookiego i uderzył ochroniarza jeszcze raz. Był wściekły!

  — To ja mam większą władzę, to ja mogę cię zniszczyć — zakpił.

  — Molestowałeś Louisa, lepiej się zamknij — Zayn zmrużył oczy, chcąc uderzyć go jeszcze raz, ale L go powstrzymał.

  — Chodźmy już — mruknął.

  — Puść mnie albo ty też oberwiesz — warknął, patrząc w niebieskie oczy.

  — A może jemu się podobało, hm? — parsknął ochroniarz — Louis, wciąż możesz zmienić swoją decyzję. Pamiętaj, że to w końcu ja przyjaźnię się z Liamem.

  — Nigel — westchnął.

  — Nie podobało mu się! — oznajmił Malik.

  — Może daj mu najpierw odpowiedzieć, hm? Jakoś nie zaprzeczył — roześmiał się, a Zayn zacisnął wargi w cienką linię, spoglądając na Tomlinsona.

  — Chcę wrócić do pokoju — oznajmił jedynie. Nie mógł wkurzyć Nigela, bo ten od razu by poleciał do Liama. Z drugiej strony Zayn...

  — Podobało ci się to? — warknął Malik. — Odpowiedz do kurwy! — dodał, nie mogąc zdzierżyć tego kpiącego uśmieszku ochroniarza.

  — Louis jak widzisz woli iść do pokoju, najlepiej razem ze mną, prawda? — spojrzał znacząco na chłopaka.

  Tomlinson zaczął szybciej oddychać, nie wiedząc, co miał mówić. Postanowił więc... nieco odbiec od tego gównianego tematu.

  — Zayn — mruknął, podtrzymując się ściany. — Pomóż mi, ja zaraz... — upadł, zamykając oczy. Zabolało go spotkanie z podłogą, ale nie odezwał się, chcąc być wiarygodnym. Kiedyś tak zrobił w szkole, każdy wtedy mu uwierzył.

  Brunet przeraził się nie na żarty. Kucnął szybko obok szatyna i sprawdził czy jego głowa była cała. Zaczął lekko nim potrząsać.

  — Louis, kurwa otwórz oczy, ja pierdole — czuł jak jego ręce zaczynają się trząść z nerwów — Zrób coś a nie się gapisz, do cholery! — spojrzał na Nigela.

  — To twój chłopak nie mój — wzruszył ramionami, odchodząc od dwójki. Wróci później, zamierzał odebrać tego uroczego chłopczyka z rąk tego kretyna. Jeszcze będzie jego.

  — Jebany kutas, taki ochroniarz z niego — burknął, podnosząc szatyna i idąc z nim do pokoju. — LouLou, skarbie — westchnął, całując go delikatnie w skroń. — Otwórz oczka.

  Otworzył drzwi do pomieszczenia, a następnie zamknął je nogą, podchodząc do łóżka i kładąc młodszego delikatnie na łóżku. Powinien pójść do Harry'ego i o wszystkim mu powiedzieć, ale najpierw potrzebował jakiegoś lekarza, który sprawdziłby czy z Louisem wszystko w porządku.

  Tomlinson poczuł ciepło w sercu, w końcu postanawiając otworzyć oczy.

  — Zayney — mruknął cicho, spoglądając na niego.

  — Wystraszyłeś mnie mała cholero — odetchnął z ulgą, przykładając dłoń do jego czoła — Poczekaj, muszę sprowadzić jakiegoś lekarza czy innego doktorka.

  — Nie musisz, po prostu mnie przytul. Potrzebuję ciebie — rozłożył ramiona, przyciągając go do siebie. — Pocałuj mnie.

  — Zemdlałeś, przecież możesz mieć teraz jakieś urazy — westchnął, obejmując go.

  — Nic mi nie jest — zapewnił starszego. — Chwila z tobą i mogę góry przenosić.

  — To nie jest zabawne — wywrócił oczami.

  — Zayn — wywrócił oczami, cmokając go w usta. — Nie potrzebuję lekarzy. Jest w porządku, tak? Nie chcę teraz widzieć się z kimkolwiek z tego pieprzonego zamku.

  — Louis do kurwy, upadłeś na jebane kafelki, mogłeś uderzyć się w głowę! Nie zgrywaj twardziela!

  — Nie krwawię — mruknął, tuląc mocniej mulata. — Pocałujesz mnie?

  — Po tym jak znajdę lekarza — wstał i ruszył do drzwi.

  — Zayn, do cholery! Chodź tu — nakazał, podnosząc się do siadu. — A jak Nigel tu przyjdzie?

  — Nie przyjdzie — mruknął, wychodząc z pomieszczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro