29. Czyli... nie chcesz po prostu, żebym tutaj był, tak?
Justin był ubrany w czarny garnitur, co oczywiście nie było dla niego dziwne. Nosił go niemalże codziennie, to był jego strój służbowy. Stał przy ścianie, obserwując, czy goście byli bezpieczni.
Alex zauważył go i napił się martini, po czym podszedł. Uśmiechnął się najbardziej uroczo, jak tylko mógł i ujął jego dłoń.
— Hej, Justin. Chciałbyś ze mną zatańczyć? — zapytał.
— Um, wiesz... jestem w pracy — wymamrotał. Nie chodziło o pracę, a o Liama, który mógłby mu zaszkodzić. Nie chciał tracić tej posady i musiał trzymać się na baczności.
— Musisz w końcu się wyluzować — starał się go przekonać — Trzy minuty cię nie zbawią — dodał.
— Alex, naprawdę nie mogę, kochanie. Odejdź i baw się z kimś innym — polecił. Naprawdę nie chciał, aby Payne go zauważył. Nie mógł zadawać się z tym nastolatkiem.
— Naprawdę nic z tego? — spuścił wzrok. Starał się to zrozumieć, ale... zrobiło mu się przykro. Przecież nawet książę mógł zatańczyć to dlaczego ten nie mógł poświęcić mu kilku minut? Było dużo ochrony naokoło.
— Przepraszam, mam obowiązki — odparł. Niech Rainberry już sobie pójdzie! Nie chciał, aby miał kłopoty.
— No cóż, więc mogę po prostu postać tutaj z tobą? — zaproponował. — Każdy ma już jakieś towarzystwo i... nie chcę siedzieć sam.
— Alex, nie mogę rozmawiać. Ja naprawdę muszę mieć na wszystko oko — westchnął, martwiąc się coraz bardziej. Gdyby wiedział, gdzie aktualnie był Liam, byłoby prościej. Nie chciał wystawiać tego słodziaka, ale musiał.
— Nie musimy rozmawiać. Będę cicho — przejechał sobie palcami po ustach, udając, że je zaklucza, a następnej wyrzuca klucz za siebie.
— Kochanie — przymknął na chwilę oczy, odsuwając go delikatnie w bok, aby mieć więcej pola do widzenia. — Proszę, gdzie twoi przyjaciele?
— Tańczą na parkiecie — wskazał dłonią na tańczących Zayna i Louisa oraz Nialla i Harry'ego. Jedynie Bebe nigdzie nie dostrzegł w tłumie.
— Może także z kimś zatańczysz? — zaproponował. — Jest tu masa ludzi.
Liam zamrugał kilkukrotnie, dostrzegając Justina w obecności Alexa. Rozmawiali o czymś, ale nie wiedział o czym. Dziwne, jakby wiedział, skoro był tak daleko od nich, poza tym muzyka nie była cicho.
— Nie znam ich. Nie tańczę z nieznajomymi — odparł, wzruszając ramionami. Powoli zaczął odczuwać, że Justin starał się go pozbyć, przez co czuł się jeszcze gorzej. Przychodząc na to przyjęcie miał nadzieję, że spędzi je u boku Foleya.
— Więc odbij Louisa Zaynowi albo na odwrót — wymyślił. Był po prostu przerażony utraceniem pracy, wtedy już nie widywałby Alexa.
— Nie chcę ich rozdzielać, są szczęśliwi ze sobą — odpowiedział.
Liam miał ich na oku. Nie podobało mu się to, że razem rozmawiali. Nie chciał, aby mieli głębsze relacje. Już jak Justin wyszedł rano z jego pokoju, to było podejrzane. Nie mógł na to pozwolić. Była pomiędzy nimi różnica ośmiu lat!
— Alex, proszę, nie możemy gadać — jęknął, będąc naprawdę smutnym, że to mówił.
— Dlaczego? Czy ty... nie chcesz ze mną rozmawiać? — spytał niepewnie — Mam sobie pójść?
— Musisz — zaakcentował — iść, kochanie.
— Czyli... nie chcesz po prostu, żebym tutaj był, tak? Powiedz prawdę, nie obrażę się — posłał mu sztuczny uśmiech, mając wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Było mu strasznie przykro. Zrobił coś nie tak?
— Chcę, Alex, mówię prawdę — ujął jego twarz w dłonie, spoglądając w ciemne oczy. — Ale mam niestety pewne obowiązki i muszę trzymać się zasad... to nie jest moje widzimisię.
Liam zmarszczył brwi, przyglądając im się i podszedł nieco bliżej, aby obserwować sytuację i w razie czego, szybko zareagować i zwolnić Foleya.
— Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało i normalnie się widywaliśmy — wymamrotał.
— Nie bądź smutny — szepnął, gładząc go delikatnie kciukami po skórze. — Przyjdę do ciebie w nocy, w porządku? Teraz nie mogę sobie pozwolić na... ciebie.
— Przyniesiesz watę? — uśmiechnął się delikatnie, patrząc w jego oczy.
— Przyniosę — zadeklarował, a gdy odwrócił wzrok od ciemnych oczu, dostrzegł Liama, na co od razu odsunął się od nastolatka. — A teraz musisz odejść, proszę. Alex, zrób to dla mnie teraz.
Chłopak skinął głową, przytulając go krótko i idąc przed siebie, chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie. Był zawiedziony, ale musiał to zrozumieć. Nie wszystko kręciło się wokół niego i powinien już zrozumieć, że są rzeczy ważne i ważniejsze.
Liam podszedł do ochroniarza i zmrużył oczy, następnie unosząc brwi do góry.
— Co robiliście?
— Przysięgam na Boga, nic. Pytał, czy mam zegarek, gadaliśmy o czasie! — odparł szybko.
— W taki sposób? — parsknął — Robisz idiotę ze mnie czy z siebie?
— Liam, musisz mi uwierzyć, nie widziałem się z nim od tamtego razu — powiedział. — Dzisiaj nie zrobiliśmy nic, co byłoby niedozwolone. To była tylko nic nie znacząca rozmowa, nie musisz się niepokoić.
— Rozmawialiście w sposób, w jaki mielibyście się zaraz pocałować, tak? — uniósł brew.
— Wpadło mu coś do oka — wyjaśnił, wzdychając. — Nie odważyłbym się go pocałować, przecież wiesz.
— Niech ci będzie. Mam na ciebie oko, Justin — mruknął — Dzisiejszej nocy dołączysz do chłopaków pilnować głównej bramy, zrozumiano?
— Co? Nie — odparł. — Chciałem dzisiaj... się wyspać.
— Wyśpisz się po śmierci — parsknął — Miałeś gorsze służby i dawałeś radę, nie pamiętasz? — uniósł brew.
— Liam, jestem zmęczony — mruknął. Musiał dzisiaj iść do Alexa, kurwa mać!
— Skoro nie radzisz sobie ze zmęczeniem to dlaczego chciałeś być ochroniarzem, zwłaszcza na zamku królewskim? Nocne zmiany nie są takie ciężkie. Będziecie w kilku, nie będziesz sam, więc jest prościej. Z czym masz problem, Justin?
— Daj mi tę jedną noc... od jutra mogę brać nocki, obiecuję — poprosił. — Po prostu nie czuję się dzisiaj na siłach, nawet jeśli nie będę sam.
— To rozkaz z góry — burknął — Nie zależy to ode mnie. Masz się stawić i nie dyskutować, a jak ci się nie podoba to zmień pracę — odszedł, ruszając w stronę pary królewskiej.
Miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę. Nie mógł wystawić Alexa. Boże, przecież będzie smutny. Zostawi mu karteczkę pod drzwiami, wyjaśni, że dostał dodatkową zmianę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro