62. Z nadejściem świtu czar pryska jak w Shreku... czy coś.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Louis uśmiechnął się delikatnie, czując te perfumy, których tak bardzo mu brakowało. Uchylił powieki, aby ujrzeć najpiękniejszego chłopaka, który składał pocałunki na jego torsie.

  — Zain — mruknął, wplątując dłoń w jego włosy.

  — Cześć — odpowiedział, odsuwając się.

  — Dlaczego wyglądasz tak pięknie zaraz po wstaniu? — spytał, podnosząc się delikatnie do siadu, krzywiąc się nieznacznie z powodu dyskomfortu w dolnych partiach ciała.

  Zayn wzruszył ramionami, wstając i zaczynając się ubierać.

  — Która jest? — zaczął, spoglądając na zegar, a naprawdę przykrył się bardziej kołdrą. — Czy za pół godziny mamy być w kuchni czy mi się zdaje?

  — Tak, jakoś tak — odparł.

  — Pożyczysz mi bokserki i koszulkę? Muszę przejść do siebie — mruknął, powoli wstając z łóżka i skrzywił się. Oh, Boże, dawno takiego dyskomfortu nie czuł.

  — Załóż stare ubrania — mruknął, podnosząc maskę z podłogi i wrzucając ją do szuflady.

  — Garnitur? — spytał zdziwiony. — Zayn, chcę tylko przejść parę kroków.

  — To przejdź w garniturze — wywrócił oczami.

  Louis przygryzł dolną wargę. Czy to był problem, aby mu dał koszulkę? Wywrócił oczami, podnosząc ubrania z podłogi i ubrał się, co zajęło mu nieco dłużej niż zwykle.

  Wczorajsza noc była fenomenalna. Najpierw tańczyli, będąc tak blisko siebie, a później kochali się tak długi czas z maskami na twarzach, było jeszcze mnóstwo pocałunków tęsknoty, ale teraz... skończyło się.

  Zayn stał oparty o ścianę, mierząc go wzrokiem. Serce łamało mu się dwa razy bardziej niż zazwyczaj - dlaczego dał się wczoraj tak ponieść? Tak, cholernie za nim tęsknił i mu go brakowało, ale to była decyzja Louisa o zerwaniu. Nie powinien do kurwy z nim tańczyć, przecież wiedział, że będzie teraz się obwiniał.

  — Długo jeszcze? — spytał chłodno. Musiał wziąć prysznic i pomyśleć nad tym wszystkim. Tak bardzo chciał wrócić do ich starej relacji, ale później przypominał sobie, jak szatyn go potraktował. Zostawił go. Bo w końcu kogo obchodzą uczucia Zayna, prawda? Nieważne, że idiota zakochał się pierwszy raz tak mocno, nieważne, że cierpiał. Liczyło się tylko to, że Louis stchórzył i wolał złamać mu serce niż spróbować ratować ich związek.

  — Tak, już — mruknął smutno, rozczesując włosy dłonią i otwierając drzwi.

  Malik chwycił w rękę ubrania i ręcznik, a następnie wyszedł za nim. Uda się do łazienki, weźmie zimny prysznic, zwyzywa siebie od idioty i znowu będzie próbował zapomnieć. W końcu się ułoży, prawda? Jeszcze tylko niecałe dwa miesiące i nie będzie musiał oglądać już twarzy szatyna. Może ból się zmniejszy.

  Louis także wyszedł, nawet zapominając o masce, która została na podłodze przy łóżku i wszedł do swojego pokoju, aby następnie zgarnąć ubrania i ręcznik i szybko, w miarę możliwości, poszedł do łazienki. Miał niecałe trzydzieści minut na ogarnięcie się.

  Było mu nieco smutno z powodu obojętności Zayna, ale... musiał to przeżyć. Wiedział, że zranił ich obu, dlatego nie był specjalnie zaskoczony tym zachowaniem. Mimo wszystko wolałby, gdyby się całowali i okazywali czułości tak jak przed akcją z powrotem do domu.

  Malik, trzasnął drzwiami, wchodząc do pomieszczenia, a następnie zsunął się po nich, ukrywając twarz w dłoniach. Zagryzł mocno wargę, czując się cholernie słabym. Louis był jego słabością. Przez wiele lat zachowywał się jak dupek, jego związki nie były niczym poważnym, nie traktował swoich drugich połówek serio, a teraz kiedy sam wpadł w sidła miłości poczuł ból, które sam sprawiał innym. Czy to była karma?

  Tomlinson natomiast wszedł pod strumień wody i przymknął oczy, opierając się o kafelki. Miał nadzieję, że jeszcze ich relacja się poprawi, bo on też był zakochany. Był cholernie zakochany i widział w Zaynie swój mały świat.

  Ciemnooki postanowił podnieść się z ziemii dopiero po kilku minutach. Nie dbał o to, czy się spóźni na to pieprzone śniadanie czy też nie. Czuł się tak cholernie źle, bo z jednej strony ta noc była naprawdę niesamowita i tęsknił za ciałem młodszego, a z drugiej strony była okropna, bo otworzyła powoli gojące się rany. To takie beznadziejne. Zayn miał ochotę się rozpłakać, ale nie chciał robić z siebie jeszcze większej pizdy, dlatego zwyczajnie wziął prysznic, wmawiając sobie, że krople, spływające po jego twarzy to tylko woda. Warto czasami okłamywać samych siebie.

  Louis, gdy był już czysty, ubrał się i wrócił do pokoju. Zostało mu pięć minut. Najchętniej to by został w łóżku, był wymęczony. A może... może powie Harry’emu, że źle się czuje? To brzmiało jak dobry plan.

  Kilka minut później wszyscy stawili się w jadalni. Harry był uśmiechnięty, bowiem spędził cudowny wieczór z Niallem, Horan również się uśmiechał, patrząc niemal z serduszkami w oczach na księcia, a Bebe i Alex widząc to nie potrafili pozostać obojętni. Rainberry również czuł się szczęśliwy, bowiem kiedy się obudził miał obok siebie Justina, do którego przez cały się przytulał.

  Zayn przyszedł o dwie minuty spóźniony, ale mógł się tego spodziewać. Miał mokre włosy i lekko podpuchnięte oczy, nawet nie interesowało go to, czy ktoś to zobaczy. Zresztą nikogo to nie obchodziło, każdy był zajęty sobą - Harry Niallem i odwrotnie, Alex bujał w obłokach, myśląc o ochroniarzu, a Bebe... z nią to nigdy nie wiadomo, ona albo skupiała się na Louisie albo na blondynie i loczku.

  — Smacznego wam życzę — powiedział Styles, zaczynajac jeść, co uczynili również pozostali.

   Tomlinson dziękował Bogu, że te krzesła były miękkie. Czekał jedynie na moment, aby poprosić księcia o „dzień wolnego”, bo „nie czuł się dobrze”.

  — Jak wasze nastroje? Główki bolą? — roześmiał się, spoglądając na Zayna, który nawet nie uniósł na niego wzroku, przez co entuzjazm Stylesa opadł.

  — Jest świetnie — odpowiedział Niall. — Czuję, że mogłem wypić trochę mniej, ale było super. Ten bal... Louis, jestem wdzięczny za to!

  — Właśnie, było świetnie! — dołączył się Alex z szerokim uśmiechem.

  — Tak, naprawdę udany wieczór — Bebe skinęła głową.

  — Zayn, boli cię głowa? Mogę ci dać aspirynę czy coś — powiedział książę.

  — Jest w porządku — skinął głową, pijąc herbatę. Nic nie było w porządku.

  — No dobrze, a ty, Louis? Jak ci podobał twój własny pomysł? — spytał z uśmiechem.

  — Dzięki temu poczułem, że tak naprawdę żyję, chociaż na parę godzin — wymamrotał, oczywiście mówiąc z drugim dnem.

  — Widzieliśmy, że świetnie się z kimś bawiłeś — odezwał się Alex, mierząc go wzrokiem. Oczywiście, że był to Zayn, ale nie rozumiał teraz tej napiętej atmosfery między nimi.

  — Było... dobrze — skinął głową, spoglądając na bruneta.

  — Tak dobrze, że wyszliście razem i poszliście na górę, tak? — uniósł brew, a Zayn zacisnął dłonie na sztućcach.

  — Louis? — wtrącił książę. Nie kojarzył faktów i myślał, że ten sobie kogoś sprowadził. — Czy to prawda?

  — Harreh, nie denerwuj się, bo ci zmarszczki wyjdą. Po prostu... nie musimy gadać o każdym moim kroku — odparł, wzdychając. Wiedział, że nie powinien gadać o Zaynie, więc po prostu odpuścił temat.

  — Ale... poszedłeś na górę z kimś obcym? — spytał. Nigdy nie zrozumie, co takiego super jest w spaniu z obcą osobą.

  — Harry, mówiłem ci coś na temat mojego seksu, tak? — wrócił spojrzeniem na swój talerz.

  — Nie rozumiem — wymamrotał książę.

  — Nie sypiam z kim popadnie, nie sprowadziłem sobie nikogo obcego.

  — Nikogo obcego? — spytała Bebe. — A więc chodzi o kogoś z nas — uśmiechnęła się. Wiedziała, że to Zayn. Każdy myślący wiedział, do cholery!

  — Ciekawe z kim mógł spać Louis, skoro... Niall był zajęty Harrym, ja zajęty byłem Justinem, a Bebe... a Bebe nie jest mężczyzną — Alex udał, że się zamyśla — Przychodzi wam ktoś do głowy? — spojrzał na pozostałych.

  Zayn, zamknął mocno oczy, a następnie wstał gwałtownie od stołu, uśmiechnął się sztucznie, zebrał swoje sztućce i talerz, a następnie poszedł do kuchni, by je odnieść. Nie chciał o tym słuchać.

  Lou spuścił głowę w dół, a książę wszystko zrozumiał. O Boże! Czy oni naprawdę to zrobili, aby teraz ponownie się na siebie gniewać?

  — Było chociaż warto? — westchnęła blondynka, a ten pokiwał delikatnie głową. Było warto dla tych pocałunków i dłoni wokół talii. Naprawdę było.

  — To dlaczego nie zachowujecie się znowu jak obrzydliwie urocza para? Co poszło nie tak? — spytał Alex.

  — Ja... znaczy... czasem tak po prostu jest. Z nadejściem świtu czar pryska jak w Shreku... czy coś — wzruszył ramionami, nawet na nich nie patrząc. Chciał przeżyć tylko spokojne śniadanie, a teraz był na przesłuchaniu.

  — To nie ma sensu — westchnął Niall, wracając do jedzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro