75. Nikomu nic się nie stanie, jeśli wydacie go w nasze ręce!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

chcecie może poprawić mi humor komentarzami? ten dzień jest beznadziejny...

•  •  •

  — O mój Boże, tak — ucieszył się Harry, gdy kupywali hot dogi z małej budki na dużym chodniku. — Nasz pierwszy raz, Niall — stwierdził, odbierając jedzenie od mężczyzny

  — Twój pierwszy raz, kochanie — pokręcił głową.

  — Chcę przeżyć z tobą wszystkie moje pierwsze razy — wyznał, odchodząc razem z nim na jakąś ławkę.

  — Cholernie cieszę się, że to mówisz — usiadł bokiem, aby móc spoglądać na twarz Stylesa — Jak ci smakuje?

  — Um — ugryzł kawałek, krzywiąc się nieco. — Cóż, spodziewałem się czegoś... innego.

  — Jeśli ci nie smakują to nie musisz tego jeść — oznajmił.

  — Ale to jest na liście do zrobienia — zmarszczył brwi, ponownie biorąc gryza. — Nie jest najgorzej.

  — Twoje wygórowane kubki smakowe nie tolerują tak ubogiego jedzenia? — roześmiał się.

  — Przestań, nie mam wygórowanych kubków smakowych — prychnął. — Patrz, smakuje mi — ponownie ugryzł hot doga, a później znowu i znowu, żeby tylko pokazać, że też był zwyczajnym nastolatkiem.

  — Niech ci będzie — pokręcił głową z uśmiechem — Gdzie teraz pójdziemy?

  — Może... hm — zamyślił się na chwilę, przełykając. — Gdzie ty lubisz chodzić?

  — Um, do klubów czasami, ale ciebie tam nie zabiorę — pokręcił głową — Możemy iść do parku.

  — Do klubu? Brzmi super, chodźmy zatem — uśmiechnął się, wstając, aby wyrzucić resztę swojego jedzenia. Najadł się już.

  — Pójdziemy tam trochę później, w porządku? Teraz cieszmy się ładną pogodą.

  — W porządku — kiwnął głową. — Będziemy mogli znowu ze sobą tańczyć.

  — Tak — uśmiechnął się, wstając — Chodźmy na spacer i może na lody, hm? — spytał, wyrzucając resztki swojego jedzenia.

  — Dlaczego wyrzuciłeś? Twoje wygórowane kubki smakowe tego nie trawią? — Styles uniósł brew ku górze.

  — Nie gadaj tyle — cmoknął go w usta, łapiąc go za rękę.

  Książę uśmiechnął się szeroko, idąc za blondynem. Cieszył się, że udało im się wyjść. Spędzał tak fajnie czas!

  — Pogramy w szachy? — spytał. — W parku są szachownice, prawda?

  — Um, tak — skinął głową — Nie umiem grać w szachy.

  — Jak to nie umiesz? — zaśmiał się. — To takie proste, Nini. Nauczę cię wszystkiego.

  — To nudne — wywrócił oczami.

  Harry przygryzł dolną wargę, nie odzywając się już. Po prostu szedł dalej, przyglądając się jakimś dziewczynom, które bardzo dobrze radziły sobie na rolkach.

  — Jestem zazdrosny — mruknął w końcu Niall, widząc wzrok księcia na kobietach.

  — Więc załóż rolki i pokaż mi swoje umiejętności — odparł.

  — Harold, nie umiem jeździć na rolkach — westchnął — Nawet ich tutaj nie mamy.

  — Nie bądź zazdrosny. Po prostu lubię patrzeć na talenty.

  — Chyba na inne dziewczyny — mruknął.

  — Niall — zmarszczył brwi, odwracając się w jego stronę i podnosząc go pod udami. — To ty jesteś moim chłopakiem, zapomniałeś? — mruknął, całując go krótko.

  — Chciałem to usłyszeć — uśmiechnął się, owijając nogi wokół jego talii, a ręce zarzucił za jego kark.

  — Poza tym... chyba nie interesują mnie dziewczyny — dodał cicho, idąc z Niallem trochę dalej, aby następnie usiąść na pięknej, zielonej trawie.

  — Tylko ja powinienem cię interesować — musnął jego wargi.

  — Tak jest — zapewnił go, przytulając mocno do siebie. — Gdyby tak nie było, nie pozwoliłbym ci na wiele rzeczy.

  — Cieszę się, że cię mam — wtulił się w niego.

  — Ja też — uśmiechnął się. — Bez ciebie nie poznałbym tak wielu rzeczy, prawdopodobnie nigdy nie ubrałbym się tak cool, ani nawet nie wyszedł bez ochrony — cmoknął blondyna w skroń.

  — Wyglądasz cool w każdym wydaniu — roześmiał się, kręcąc głową — Posiedzimy tutaj trochę i ruszamy dalej?

  — Dziękuję... i tak — odparł, padając plecami na trawę i ciągnąc młodszego za sobą. — To takie super, nikt nas nawet nie obserwuje.

  — Ponieważ się nie wyróżniamy, jesteśmy jak każdy inny nastolatek tutaj — wyjaśnił.

  — Lubię to — szepnął z uśmiechem, unosząc delikatnie okulary w górę, aby przyjrzeć się bardziej Niallowi.

  — Mamy jeszcze kilka godzin wolności — poinformował.

  — To i tak nie za dużo — odparł. — Jak smakują papierosy?

  — Nie będziesz palił — pokręcił głową od razu.

  — Dobrze, tatusiu — wywrócił oczami.

  — Kurwa, Harry, nie mów tak, bo będziemy mieli problem — parsknął, podnosząc się do siadu.

  — Powiedziałem tylko tatusiu — uśmiechnął się, również się podnosząc. — Jesteś przez to... zakłopotany?

  — Trochę podniecony, może — pokręcił głową, wstając — Chodź, idziemy na spacer, kochanie — wyciągnął rękę w jego stronę.

  Harry zarumienił się nieco, ujmując jego dłoń. Razem ruszyli piaskową dróżką przez park.

  — Będziemy dzisiaj spać razem? — spytał. Okay, może troszeczkę chciał wykorzystać fakt, że wiedział, co podniecało Nialla. Ale hej, miał dwadzieścia lat, mógł już robić wszystko!

  — Jeśli tylko chcesz to jasne — uśmiechnął się.

  Harry uśmiechnął się szeroko, już więcej się nie odzywając.

  Po spacerze udali się na lody, a później do centrum, gdzie posłuchali muzyki, siedząc na ławce i trzymając się za ręce. Niall o mało nie został wepchnięty do fontanny, a Harry za to został ochlapany wodą. Bawili się razem naprawdę świetnie. W którymś momencie jednak Horan zauważył, że od dość długiego czasu przygląda im się czwórka wysokich, ubranych na czarno mężczyzn. Lustrowali ich wzrokiem i szli za nimi w bezpiecznej odległości. Niebieskooki zmieniał trasy, wchodził do różnych sklepów, jednak nieznajomi nie odpuszczali. Nie zgubili ich nawet na chwilę, przez co niebieskooki zaczął panikować. Nie poinformował jednak o tym Harry'ego, nie chcąc psuć mu humoru.

  — Pójdziemy teraz do klubu, w porządku? — spytał, widząc szyld niedaleko. Zgubią ich w tłumie, a następnie uciekną i wrócą do zamku. Akurat zbliżała się pora powrotu. Wszystko będzie dobrze, tak?

  — Idziemy tańczyć — oznajmił radośnie, idąc z młodszym do klubu. — Zamówimy kolorowe drinki? Ale bezalkoholowe, nie mogę pić.

  — Oczywiście, Harreh — zgodził się, mocniej ściskając jego dłoń. Naprawdę zaczynał się bać.

  Książę zapłacił za wejście, a następnie weszli do środka. W środku raczej panował czerwony kolor, niektórzy ludzie byli pomalowani świecącą farbą, byli skąpo ubrani, ale byli też zwyczajni ludzie, którzy pili przy stolikach.

  — Wow — skomentował H.

  — Chodźmy — mruknął, ciągnąc go w stron baru, gdzie było trochę cieniej. Usiedli na krzesłach, a następnie zamówili drinki. Niall nie spuszczał wzroku z wejścia, uważnie obserwując wszystkich wchodzących.

  — Mogę też się pomalować? — spytał. — Może smok na lewej stronie? — zaśmiał się.

  — Możesz — skinął głową z uśmiechem — Pójdziemy później tańczyć?

  — Tak, zaczekaj, pójdę do tamtej dziewczyny — oznajmił, całując krótko usta młodszego.

  — Jak zacznie cię podrywać to nie ręczę za siebie — poinformował, grożąc palcem.

  — Wtedy jej powiem, że mój chłopak trenuje boks — zaśmiał się, odchodząc. Podszedł do wytatuowanej dziewczyny, która miała czerwone włosy i lateksowy strój. On by się tak nie ubrał, ale nie oceniał. — Dzień dobry, ma pani czas, żeby mnie pomalować?

  — Jasne, słodziaku, siadaj — skinęła głową.

  — Życzyłbym sobie smoka na całej lewej stronie twarzy — oznajmił, siadając obok niej.

  Dziewczyna wzięła się do pracy, a Niall zadrżał, widząc czwórkę mężczyzn wchodzących do klubu i rozglądających się wokół.

  Dobrze, że było w miarę ciemno, dlatego kobieta nie rozpoznała księcia, gdy zdjął okulary. Harry uśmiechał się, czując przyjemną miękkość pędzelka.

  Blondyn wziął wdech, zeskakując z krzesełka i zaczął przepychać się między ludźmi, aby dotrzeć do Stylesa. Chwilę później rozległ się strzał, a wśród ludzi nastała panika. Niebieskooki przyspieszył, dobiegając do zielonookiego.

  — Wiemy, że gdzieś go ukrywacie tutaj! — krzyknął jeden z mężczyzn. — Nikomu nic się nie stanie, jeśli wydacie go w nasze ręce!

  Niall pociągnął Harry'ego za dłoń do szatni, gubiąc jego okulary gdzieś na podłodze, ale nie było czasu, aby po nie wracać.

  — Co się dzieje, Niall? — spytał przerażony książę. — Czemu ktoś strzelił?

  — Cichutko, Harry, musimy się schować — szepnął, szukając czegoś, gdzie mogliby się ukryć.

  — A-Ale... kogo szukają? Nas? — dopytywał, przyglądając się Horanowi, który westchnął, otwierając szafkę.

  — Nie, kochanie — skłamał, żeby ten się nie bał — Musisz być cicho, w porządku?

  — Jestem cicho — zapewnił, kiwając głową. Wszedł do szafki, tak jak polecił mu młodszy, a za nim on sam, po czym zatrzasnął metalowe drzwi. — A jak później wyjdziemy?

  — Nie wiem — szepnął, łapiąc go za dłonie, kiedy usłyszeli strzały.

  Harry zamknął oczy, przygryzając mocno swoją wargę. Przybliżył się do blondyna i pisnął, gdy usłyszał trzask, a następnie kolejny. Niall zakrył mu buzię dłonią, aby ich czasem nie wydał.

  — Nie bój się — powiedział cicho, obejmując go mocno — Musisz być cicho, Harry, jeśli chcesz przeżyć — wymamrotał, czując jak jego nogi drżą. Cholera, gdyby nie namawiał Stylesa na wyjście byliby bezpieczni i nikt by nich nie śledził, a później nie szukał po klubie.

  Książę kiwnął głową, czując łzy w oczach. Naprawdę nie chciał umierać, dzisiaj miał być jego idealny dzień.

  Strzały i krzyki słychać było przez kilka kolejnych minut. Kiedy ucichły Niall mimowolnie odetchnął z ulgą, jednak jego oczy rozszerzyły się w momencie, w którym usłyszał ciężkie kroki, zbliżające się w nich stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro