91. Ile jeszcze ochroniarzy będzie miało romans z tymi dzieciakami?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Nadszedł weekend - oddanie telefonów, z czego Bebe się cieszyła. Mogła w końcu trochę popisać ze swoim... kolegą? W każdym bądź razie był to Martin z balu. W tamten weekend dużo ze sobą pisali i rozmowy ciągnęły się w nieskończoność. Poznawali się i chłopak opowiadał czasem naprawdę zabawne żarty.

  Jeśli chodzi o Alexa i Justina - nic się nie zmieniło. Następnego dnia poprosił o zmiany jak najdalej nastolatków, aby dać odetchnąć młodszemu. Wiedział, że tego potrzebował, zachował się, jakby sam miał siedemnaście lat. Ale był dorosły i mógł pomyśleć jak dorosły. Oczywiście nie poddał się, będzie ubiegał o jego względy, nawet jeśli zostało naprawdę mało czasu.

  Rainberry rzadko kiedy opuszczał pokój i to naprawdę niepokoiło większość. Nie przychodził na śniadania i obiady, ewentualnie zjawiał się na kolacji, ale z nikim nie rozmawiał i mało jadł. Opuścił nawet kilka godzin zajęć, nie tłumacząc się nikomu. Louis poprosił Harry'ego o wyrozumiałość dla niego, ponieważ wiedział, że ten naprawdę nie czuł się najlepiej.

  Wracając jednak do Bebe. Dziewczyna ciekawa była jak wyglądał jej znajomy. Na balu nie ściągnął maski, a blondynka nie chciała naciskać, ale była po prostu ciekawa jego wyglądu.

  Gdy miała już swój telefon w dłoniach, uśmiechnęła się szeroko i nie czekając na to, co książę miał do powiedzenia, chciała już wrócić do swojego pokoju. Odczytała wiadomość z czwartku i odpisała szybko, przypominając, że dopiero teraz ma jak. Zdziwiła się jednak, gdy nagle usłyszała piknięcie.

  — Ale synchronizacja — skomentowała szeptem, ponownie pisząc do Martina. Zmarszczyła brwi, ponownie słysząc piknięcie. Rozejrzała się dookoła i dostrzegła Jacka, który wyjmował telefon z kieszeni. Postanowiła napisać jeszcze raz.

  Chłopak uśmiechnął się delikatnie pod nosem, opierając plecami o ścianę. Zbyt zajęty wpatrywaniem się w telefon nawet nie zauważył, że dziewczyna stoi całkiem niedaleko niego.

  — Co do...? — szepnęła, ponownie pisząc. Musiała się upewnić. Przyglądała się ochroniarzowi, jak coś stukał, a gdy otrzymała odpowiedź, otworzyła szeroko oczy. — Jack? — odezwała się głośniej.

  Chłopak uniósł na nią wzrok, a następnie schował telefon, śmiejąc się nerwowo. Podszedł do niej, próbując zachowywać się naturalnie.

  — Cześć Bebe, jak leci?

  — Daj mi swój telefon — poprosiła, podchodząc do niego. — Chcę coś sprawdzić, moje wifi nie chce działać.

  — Cóż, może się zepsuło, pójdę to lepiej sprawdzić — zdecydował, odwracając się i kierując wzdłuż korytarza.

  — Jack, chcę tylko szybko coś napisać — ujęła jego dłoń i zatrzymała. — Daj mi swój telefon — uśmiechnęła się, wkładając dłoń do jego kieszeni.

  — Zostaw go! — odskoczył od niej.

  — W takim razie zaczekaj — rozkazała, odblokowując swój telefon i ponownie pisząc do Martina. Spojrzała na niego, marszcząc brwi, gdy jego telefon zapikał. — Może odczytasz, huh?

  Jack zacisnął usta w cienką linię, a następnie odszedł szybko od dziewczyny, nie chcąc się przed nią jeszcze bardziej błaźnić.

  — Jak w końcu masz na imię?! — zapytała, idąc za nim. — Chcę wyjaśnień.

  — Daj mi spokój — mruknął.

  — Czy ty... wiedziałeś? —  dopytywała.

  — Tak, wiedziałem — odparł, wzdychając ciężko. Należała jej się prawda w momencie, w którym wszystko się wydało.

  — Robiłeś ze mnie idiotkę? — zmarszczyła brwi. Czuła się urażona, co to miało znaczyć? Dlaczego ten ją okłamywał? — J-Jak... Dlaczego?

  — Co? Nie — pokręcił głową — To nie tak miało wyjść — dodał ciszej.

  — Udawałeś dwie osoby. Nie mogę uwierzyć — odgarnęła włosy z twarzy, zaciskając na nich dłoń. — Po co ci to było? Chciałeś się pośmiać z siedemnastoletniej dziewczyny?

  — Nie! Nie śmiałem się z ciebie, przysięgam. Nie miałem złych zamiarów — wyjaśnił.

  — Jest mi teraz smutno — mruknęła. — Wiedziałeś — parsknęła, wchodząc powoli po schodach.

  — Przepraszam, to nie miało tak wyjść. Nie bądź proszę na mnie zła, ja naprawdę nie chciałem źle.

  — Co ty w ogóle chciałeś? — zapytała, odwracając się w jego stronę. — Co chciałeś zdziałać? Nie wiem... bałeś się czegoś? O co chodzi, Jack?

  — To głupie — wymamrotał, spuszczając wzrok na swoje buty.

  — Powiedz mi — poprosiła cicho, wkładając telefon do kieszeni i patrząc na niego wyczekująco. — Jack?

  — Ja, uch... po prostu... — motał się — bal to był najlepszy sposób, żeby do ciebie zagadać — wyjaśnił — Nie jestem taki odważny, jeśli chodzi o zagadanie do dziewczyn, zwłaszcza jak onieśmielają mnie swoim wyglądem.

  — Słucham? — wykrztusiła, przypatrując mu się. — Jack, czy ty... o mój Boże, czekałeś tak długo, aby do mnie zagadać, przedstawiając się innym imieniem, a na dodatek, gdyby nie Louis, bal by się nie odbył. Ja... Boże, nie wierzę — westchnęła, siadając na schodach i chowając twarz w dłoniach.

  — Przepraszam — wymamrotał — Zrozumiem, jeśli... jeśli po prostu urwiesz ze mną kontakt. Nie chciałem się po prostu zbłaźnić, a bal to była idealna okazja i postanowiłem skorzystać. Przepraszam.

  — Jesteś taki głupi, ile ty masz lat? Też siedemnaście? — zapytała, spoglądając na niego.

  — Zapomnij — mruknął, wchodząc szybko po schodach. Był idiotą fakt, ale nie umiał zagadywać do dziewczyn, jeśli chodziło o sprawy sercowe to był bardzo nieśmiały. Bebe naprawdę go sobą zauroczyła, często ją obserwował i naprawdę pragnął ją poznać bliżej, ale nigdy nie miał wystarczająco odwagi, aby zagadać tak po prostu. Kiedy dowiedział się o balu był naprawdę wniebowzięty, bo to mogła być jego szansa! Bawił się fenomenalnie i czuł się nieco pewniej, kiedy miał na sobie maskę. Podał jej fałszywe imię, aby przypadkiem któregoś dnia czegoś nie podejrzewała. Mogła rozpoznać go po głosie przecież. Wtedy, kiedy złapała go na schodach, naprawdę był uradowany, cieszył się, że mógł z nią porozmawiać. Ale to już nie miało znaczenia, bo dziewczyna teraz na pewno widziała w nim kłamcę i kogoś, kto się nią bawił. Na pewno był u niej skreślony.

  — Jack, zaczekaj! — zawołała, wstając.

  Naprawdę nie wiedziała, co o tym myśleć. Została oszukana, naprawdę tego nie lubiła, ale... polubiła Jacka, zwłaszcza Martina. Nie mogła doczekać się weekendu, aby tylko z nim pisać. Bal był naprawdę piękny, między innymi dzięki niemu. Bawiła się fenomenalnie. Mogła mu wybaczyć, racja? Może faktycznie miał problem z nieśmiałością. Nie chciała go odrzucać przez taką rzecz. Spotkała taką super osobę, zostało jej tak niewiele czasu w tym pałacu, chciała korzystać z życia, póki mogła.

  Chłopak jednak nie odpowiedział, przyspieszając. Dlaczego go goniła? Chciała mu znowu powiedzieć, jak głupi i dziecinny jest? Nie chciał tego słuchać.

  — Jack, zaczekaj! — powtórzyła, biegnąc za nim. W końcu złapała go za nadgarstek i nim ten zdążył się wyrwać, stanęła na palcach i pocałowała go. Poczuła się jak na balu... i tak właśnie chciała się czuć. Nawet jeśli miał dwadzieścia trzy lata, to nie miało znaczenia.

  Jack sapnął cicho zdziwiony, jednak po chwili ułożył niepewnie dłonie na jej biodrach i oddał pocałunek.

  — Nie no, kolejny! — usłyszeli głos Liama, który westchnął ciężko — Ile jeszcze ochroniarzy będzie miało romans z tymi dzieciakami? — pokręcił sam do siebie głową, ruszając dalej. Nie chciał im przerywać - skoro jemu nie wyszło w związku to dlaczego innym też miałoby nie wyjść?

  Dziewczyna zachichotała, obejmując Jacka za szyją. Spojrzała w jego oczy i westchnęła cicho.

  — Nie okłamuj mnie więcej — szepnęła, składając buziaka na jego ustach.

  — Przepraszam — wymamrotał, przytulając się do niej. Uśmiechnął się, czując dziwne łaskotanie w podbrzuszu.

  — Wybaczam ci jedynie dlatego, że naprawdę cię polubiłam — mruknęła, przygryzając delikatnie swoją wargę, aby nie uśmiechać się jak idiotka.

  — Prawdziwy ze mnie farciarz — skomentował.

  — Możesz ogłosić komuś chwilę przerwy? Może moglibyśmy pogadać normalnie, a nie przez telefon — zaproponowała.

  — Właściwie to miałem już schodzić ze zmiany — odpowiedział.

  Bebe uśmiechnęła się delikatnie, następnie prowadząc go do swojego pokoju. W końcu mieli czas na normalną rozmowę w spokoju.

  — Witam w moim królestwie... nieco różowym królestwie — powiedziała.

  — Księżniczki zazwyczaj kojarzone są z różem, więc pokój jak najbardziej trafiony — uśmiechnął się, zamykając drzwi.

  — To było tak właściwie bardzo urocze — skomentowała, siadając na łóżku.

  Jack przysiadł się tuż obok.

  — Gdybyś... gdybyś nie wiedziała, że ja to ten koleś z balu to... byłabyś w stanie mnie pocałować? — spytał niepewnie.

  — Gdybym naprawdę nie wiedziała, czułabym się nieco dziwnie w stosunku do Martina, ale — odłożyła swój telefon na szafkę, po czym spojrzała na mężczyznę — byłabym w stanie. Oczywiście, że tak. Jesteś naprawdę kochanym człowiekiem.

  — Naprawdę? — uniósł brew.

  — Tak... jesteś przystojny i miły, no wiesz — wzruszyła delikatnie ramionami, następnie złączając ich dłonie razem.

  Jack uśmiechnął się szerzej, przytulając się do niej. Ta dziewczyna była niesamowita, nawet jeśli się nie znali zbyt dobrze to mógł to śmiało stwierdzić.

  — Dlaczego ten bal był tak późno? — mruknęła, również go przytulając. Nadal musiała przyswoić informację, że to był jej Martin, a jednocześnie ochroniarz, który niósł ją przez cały dwór królewski, aby ta nie pobrudziła skarpetek.

  — Lepiej późno niż wcale, prawda? — zaczął głaskać ją po włosach.

  — Tak — kiwnęła głową, układając nogi na te jego. — Chcę teraz wykorzystać te ponad dwa tygodnie jak najlepiej.

  — Mogę zabrać cię... na randkę, jeśli chcesz, oczywiście — wymamrotał niepewnie.

  — Chętnie, ale nie mogę wychodzić poza zamek — westchnęła, przyglądając się jego twarzy. — Książę musiałby się zgodzić. Liam pewnie też.

  — Możemy zrobić to na zamku — zapewnił. — Jeszcze coś wymyślę.

  — W takim razie... jasne — kiwnęła głową, układając dłoń na jego policzku. — Naprawdę przechodziłam obok ciebie tak często i nie mogłam skojarzyć oczu?

  — Jesteś mało spostrzegawcza najwyraźniej — przymknął powieki.

  — Teraz będę dostrzegać najmniejsze detale, związane z tobą — zapewniła, pocierając kciukiem jego skórę.

  — Jesteś urocza — stwierdził, uśmiechając się.

  — Dziękuję — odwzajemniła gest. — Jejku, nie mogę się teraz na ciebie napatrzeć!

  — Dlaczego? — zdziwił się.

  — Ponieważ, jeśli cię to urazi, przepraszam, ale jesteś piękny — wyjaśniła. — Przystojny i piękny jednocześnie... nie wiem, czy powinnam to mówić, ale pieprzyć to.

  — To chyba komplement, racja? — spytał. Cieszył się, że Bebe widziała w nim kogoś... przystojnego i pięknego.

  — Tak, oczywiście — odpowiedziała, uśmiechając się.

  Niech ktoś ją uderzy, zanim powie mu wszystko to, czego nie powinna. Ale Jack był taki... taki, jaki był. Czuła się przy nim komfortowo, nawet jeśli dowiedziała się prawdy dopiero niedawno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro