95. Złych ludzi nie spotykają dobre rzeczy.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  — O co chodzi? — spytał zdezorientowany Niall, siadając na swoim miejscu tak jak pozostali.

  — Otóż... — książę wziął wdech — Za godzinę Alex wraca do domu — powiedział w końcu, zaciskając dłonie na swoich spodniach.

  — Słucham? — jako pierwszy odezwał się Louis. — Trzeci miesiąc jeszcze nie minął, Harreh.

  — Właśnie, o czym mówisz? — dodał Zayn.

  — Przyszedł dzisiaj do mnie na rozmowę i powiedział, że chce wcześniej wrócić do domu — wyjaśnił.

  — Chce? — powtórzyła Bebe. — Czyli co, nawet nie próbowałeś go zatrzymać? Powiedział, że chce wrócić, a ty z uśmiechem powiedziałeś, że okay?

  — Nie mogę trzymać go tutaj wbrew jego woli. Sam powiedział, że nie chce z nami przebywać — wymamrotał.

  — Nie chce z nami przebywać? — uniósł się Zayn. — Że co, proszę?

  — Dlaczego mówisz nam o tym dopiero teraz? — spytał Niall.

  — I czemu nas nie zawołałeś, gdy z nim gadałeś? — westchnęła blondynka.

  — Uspokójcie się — poprosił cicho — Nie chciał, żebym wam mówił w trakcie waszych zajęć.

  — Zasłużyliśmy na wyjaśnienia!

  — Nie krzyczcie na mnie — wymamrotał, kuląc się w sobie. Przecież nic złego nie zrobił, dlaczego podnosili głosy?

  — Ale co to ma w ogóle być? — odparł Lou. — Nie chcę, żeby wracał! Chcę go tutaj.

  — Jeszcze tyle czasu! — wtrąciła Bebe.

  — To jego decyzja, nie możemy trzymać go tutaj na siłę, skoro nie chce — Harry spojrzał na nastolatków.

  — Czyli tak naprawdę my też mogliśmy w każdej chwili wrócić do domu? — spytał Zayn.

  — Znaczy... to nie do końca tak. Jeśli naprawdę byłoby wam tutaj źle i poprosilbyście mnie o powrót to moglibyście wrócić — wyjaśnił chłopak. — Ale od tak sobie nie możecie. Musi być powód, a... wystarczy spojrzeć na Alexa, aby zobaczyć, co się z nim dzieje. Nie chcę go krzywdzić, zmuszając do pobytu tutaj.

  — Kurwa — zaklął Louis, wstając. — I za godzinę wyjeżdża? Pieprzona godzina i wyjedzie — pokręcił głową.

  — Możecie jeszcze iść i się pożegnać, póki macie okazję — westchnął cicho.

  — W takim razie idę — burknął, zaraz biegnąc na górę, nawet po sobie nie sprzątając.

  Zayn, Niall i Bebe poszli w jego ślady, a Harry westchnął cicho, spoglądając na stół. Też nie chciał, aby chłopak wyjeżdżał, ale decyzja zapadła i wiedział, że już jej nie zmieni. Tak będzie lepiej dla niego, racja?

  Louis zapukał do drzwi i zdziwił się, gdy te nie były zakluczone. Wszedł do środka i spojrzał na Alexa, który siedział na łóżku. Na podłodze były dwie torby, w których były wszystkie jego rzeczy.

  — Hej — odezwał się cicho, podchodząc i siadając obok. — Słyszeliśmy, że wracasz do domu.

  Brunet skinął głową, na chwilę unosząc na niego swój wzrok. Zaraz za Louisem weszła reszta, a następnie zamknęli za sobą drzwi, aby móc porozmawiać.

  — Wyglądasz... ładnie — mruknął szatyn, posyłając mu uśmiech, po czym go objął. Strasznie ciężko było mu się z nim żegnać.

  — Dziękuję — odparł po dłuższej chwili — Po co przyszliście?

  — Porozmawiać... pożegnać się, usłyszeć wyjaśnienia — mruknął Zayn.

  — Wracasz za godzinę — dodała Bebe, przyglądając się chłopakowi.

  — Tak, wracam. Już za niecałą — poprawił ją Alex.

  — Chcesz porozmawiać o... sprawach? — spytał delikatnie Niall.

  — Nie, nie potrzebuję rozmowy — pokręcił głową.

  — Będę tęsknił — wymamrotał Lou, przytulając go. — Zrobimy sobie spotkanie, jak już wszyscy wrócimy do domu?

  — Może — wzruszył ramionami — Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy.

  — Jesteś naszym przyjacielem — oznajmił Niall — Pamiętaj o tym.

  — Napiszemy do ciebie w weekend — obiecała Bebe, która siedziała na podłodze, układając brodę na jego kolanie.

  — Cieszcie się sobą nawzajem, nie siedźcie w telefonach — pokręcił głową.

  — Mamy wystarczająco dużo czasu dla siebie — odparł Malik.

  — Później, kiedy wrócicie do domów będziecie mówili co innego.

  — Damy radę — uśmiechnął się.

  — Nie myślałem, że tak to wszystko się skończy — westchnął Niall.

  — Tak... ja też — parsknął cicho Alex.

  — Strasznie nam przykro — mruknęła Bebe. Chciała spytać o Justina, każdy chciał, ale wiedzieli, że to by go załamało, dlatego nie poruszali tego tematu.

  — Już nieważne — machnął ręką — Czasami tak się zdarza. Czasami życie lubi się walić w momencie, w którym myślicie, że jest... idealnie.

  To mocno uderzyło w Tomlinsona, dlatego przytulił go nawet mocniej, nie mówiąc nic.

  — Alex... — zaczął cicho Niall, jednak tamten mu przerwał.

  — Pogodziłem się z tym, że jestem życiową porażką, wiecie? — roześmiał się, samemu nie wiedząc, dlaczego postanowił im to powiedzieć. Liczył na trochę zrozumienia? Przecież wiadome, że nie dostanie go od kogoś, kto nie przeszedł tego, co on. — Po prostu ślepo łudziłem się, że ten pobyt tutaj zmieni moje życie na lepsze, sprawi, że... będzie magiczne bum, które sprawi, że stanę na nogi i będzie kolorowo. Ale wiecie, okazało się, że to nie rzeczywistość była kolorowa, a to ja nosiłem różowe okulary — pokręcił sam do siebie głową.

  — Oh — wykrztusił Niall, tuląc go. — Naprawdę, naprawdę chciałbym polepszyć ci humor, ale nie potrafię.

  — Nie wymagam tego od was — wzruszył ramionami — Cieszę się, że jesteście ze sobą szczęśliwi. Wiecie, zakochanie się, tak mocno i prawdziwie, w dodatku ze wzajemnością to coś... wspaniałego, niezwykłego. Naprawdę wam wszystkim tego zazdroszczę — uśmiechnął się delikatnie.

  — Ja nie jestem — wtrąciła Rexha, jednak wiedząc, że to nie jej chwila, dodała: — Ciebie na pewno spotka coś dobrego.

  — Złych ludzi nie spotykają dobre rzeczy — wzruszył ramionami.

  — Nie jesteś zły — zaoponował Tommo. — Jesteś dobry.

  — Raczej wiem to lepiej — pokręcił głową.

  — Źle się oceniasz.

  — To po prostu ty mnie nie znasz.

  — Okay, nie gadajmy o tym, kto jest zły — wtrąciła Bebe. — Chcesz coś porobić przez ostatnie kilkadziesiąt minut?

  — Właściwie to muszę iść jeszcze załatwić kilka rzeczy do Harry'ego, więc... możemy spotkać się trochę później, zanim odjadę — poinformował.

  — Jasne, będziemy na balkonie, więc... przyjdź — poleciła, wstając.

  — Jasne — skinął, wyrywając się z uścisku i wstając. Udał się do drzwi, a następnie pomachał im, wychodząc z pomieszczenia.

  — Będę tęsknił — wymamrotał Lou, siadając na udach Zayna i obejmując go. — To będzie dziwne.

  — Na pewno. Już było dziwnie, jak mieliśmy świadomość, że siedzi piętro wyżej w swoim pokoju, a co dopiero, jak będzie kilkaset kilometrów od nas — westchnął brunet.

  Harry był zmieszany, ale postanowił powiadomić kogoś jeszcze o powrocie Alexa. Czuł taką potrzebę, dlatego, gdy już posprzątał, poszedł do wschodniej części zamku.

  — Justin, myślę, że powinieneś wiedzieć — zaczął, gdy tylko do niego podszedł. Nie wiedział, co czuć do Justina. On nie rozumiał zdrad!

  — O czym? — zdziwił się chłopak, spoglądając na księcia.

  — Ja... nie wiem, czy powinienem ci o tym mówić, ale... — wziął wdech — Alex za pół godziny wraca do domu.

  I to wystarczyło, aby Foley pobiegł do niego. Spotkał go jednak już na korytarzu. Przyjrzał się swojemu słoneczku i westchnął ciężko. Był zaniedbany... czy on jadał?

  — Kochanie... nie wyjeżdżaj — poprosił, obejmując go i przyciągając do siebie. Nawet nie myślał o tym, czy to prawidłowe. On chciał go jeszcze widywać, chciał być przy nim i wszystko naprawić.

  Alex kompletnie się tego nie spodziewał. Nie spodziewał się zostać zaatakowanym objęciami przez swojego byłego chłopaka i mimo iż na początku poczuł, jak szok go paraliżuje, tak kilka sekund później odepchnął go od siebie, cofając się kilka kroków niemal pod samą ścianę. Nie chciał go oglądać, nie chciał być przez niego dotykanym.

  — Zostaw mnie — wymamrotał, idąc szybko przed siebie. Nie był na to gotowy psychicznie, nie był gotowy na rozmawianie z nim.

  — Alex, kochanie. Przepraszam za wszystko — złapał go za nadgarstek, odwracając w swoją stronę. — Nie opuszczaj mnie. Naprawię wszystko, okay? Będzie dobrze, daj mi szansę, błagam.

  — Nie nazywaj mnie tak i nie dotykaj mnie — wyrwał się, robiąc dwa kroki do tyłu. Musiał być silny, nie mógł się rozkleić, nie mógł dać się ponieść bólowi, jaki odczuwał — Zniszczyłeś wszystko, tego nie da się odratować. Brzydzę się tobą, Justin — nie była to prawda. Kochał go, brzydził się jedynie sobą. Musiał być taki beznadziejny i niewystarczający, skoro chłopak go zdradził. Na samą myśl przeszły go dreszcze.

  — Wiem, że nie powinienem tego robić, bo przecież próbowałem poderwać ciebie, ale bardzo żałuję. Nie czuję się dobrze z samym sobą, żałuję i przepraszam — powiedział, patrząc prosto w ciemne oczy, pod którymi były podkówki od niewyspania.

  — Za późno — wzruszył ramionami — Ciesz się Liamem, w końcu teraz legalnie możesz — odszedł od niego. Chciał płakać, znowu.

  — Nie, nie. Cieszę się tobą — poszedł za nim. — Alex, proszę. Przepraszam za to wszystko, nigdy nie chciałem być z Liamem. Ciebie kocham, naprawdę tak jest. Błagam, nie wracaj do domu, pozostań tutaj.

  — Daj mi spokój — powiedział, przyspieszając kroku — Pokazałeś, jakim świetnym chłopakiem jesteś, twoja rola się skończyła. 

  — Wiem... wiem, że nawaliłem, ale proszę, dajmy sobie szansę — prosił wciąż Justin, mając łzy w oczach. Naprawdę nie chciał, aby ten wyjeżdżał. — Będę dla ciebie najlepszy, tak jak na początku byłem.

  — Czyli co, ponownie będziesz wymykał się do Liama i dawał mu się pieprzyć i całować, kiedy tylko będzie chciał, a później przyjdziesz do mnie, jak gdyby nigdy nic? — zakpił, czując jak jego ręce drżą. — Pieprz się, Justin.

  — Nie, nie będę — przysiągł. — Nigdy więcej, przysięgam. Dawno z tym skończyłem. Alex, kochanie, błagam cię tak cholernie mocno.

  — Nie nazywaj mnie tak i daj mi spokój, jesteś u mnie skreślony. Nie wiem, jak mogłem pokochać kogoś takiego — pokręcił głową.

  — Widzisz? Kochasz mnie, a ja kocham ciebie. Możemy kochać siebie nawzajem tak szczęśliwie — uśmiechnął się delikatnie, ujmując w dłonie twarz nastolatka. — Dajmy sobie szansę. Nie wracaj dzisiaj.

  — Mam udawać, że wcale mnie nie zdradziłeś kilkukrotnie? Mam udawać, że nie brzydzę się tym wszystkim? — parsknął, mając łzy w oczach. Odepchnął chłopaka od siebie, wycierając szybko rękawem powieki — Gdybyś był ze mną szczęśliwy to nie zrobiłbyś tego, nie dotknąłbyś go w taki sposób. Rozumiem, gdyby zdarzyło się to tylko raz i to pod wpływem alkoholu, wtedy może bym ci wybaczył mimo bólu, ale ty zrobiłeś to kilkukrotnie — czuł jak zaczyna się rozpadać, a jego policzki całkowicie pokryły łzy. Starał się je szybko ścierać, jednak nie nadążał nad nimi.

  — Tylko dwa razy, a ten tylko jeden był trzeźwy, ale czułem się okropnie — westchnął, czując się aktualnie nawet gorzej, gdy patrzył na jego łzy. — Proszę... Alex, proszę, daj mi szansę, a ja naprawdę będę najlepszy. Będę się starał, abyś zawsze czuł się dobrze.

  — Nie, Justin. Wracam do domu, nie będzie żadnej szansy — pociągnął nosem — Nie zasługujesz na nią — Alex najwidoczniej nie był wystarczający dla niego, Justin musiał znaleźć kogoś lepszego. Potrafił być kochany, potrafił być wspaniałym chłopakiem. Brunet to wiedział, sam tego doświadczył na początku. Wierzył, że Foley po prostu dostrzegł z jak bardzo bezwartościowym człowiekiem ma do czynienia i teraz przepraszał go tylko z litości. Na pewno tak było. Alex sam już nie wiedział, co myśleć. Starał się usprawiedliwić starszego, zganiając wszystko na siebie, ale... coś szeptało mu w głowie, że to jednak nie jego wina. Kogo miał więc słuchać?

  — Alex, wiem, że to było chujowe. Powinieneś mnie uderzyć i... i w ogóle, ale — zaciął się, przygryzając dolną wargę — nie możesz mnie zostawić, potrzebuję cię tutaj. Kocham cię. Zostań, błagam, już nigdy cię nie skrzywdzę, moja miłości.

  — Potrzebujesz? Kochasz mnie? — roześmiał się sztucznie — Swoją miłość pokazałeś ostatnio, całując Liama — pokręcił głową — Wiesz, czego ja potrzebowałem? Kogoś, kto by przy mnie był, opiekował się mną, powiedział czasami jakieś miłe słowo, które sprawiłoby, że moja samoocena urosła by nieco w górę, a wiesz co dostałem? Pieprzoną zdradę. Zdradził mnie chłopak, którego pokochałem tak mocno jako pierwszego — zaczął ciężej oddychać. — Zabawne, racja?

  — Byłem naiwny, ale Liam mówił te wszystkie rzeczy i ja... Przepraszam — westchnął Foley, mógłby teraz się nazwać głupcem. — Źle zrobiłem, bo przecież miałem idealnego chłopaka właśnie tutaj. Jesteś idealny, Alex i powinienem ci to pokazać, ale zjebałem. Strasznie przepraszam.

  — Czyli nie dość, że mnie zdradziłeś to jeszcze nie obdarzałeś mnie zaufaniem, bo wierzyłeś we wszystko Liamowi, tak? Świetnie — parsknął, wycierając policzki — Odpuść sobie ten zbędny teatrzyk. Życzę ci szczęścia i dalszych sukcesów w pracy, mam nadzieję, że znajdziesz kogoś, kto będzie dla ciebie na tyle idealny, że nie pomyślałbyś nawet o zdradzie. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem i chłopakiem, tylko potrzebujesz odpowiedniej osoby, aby to pokazać. Ja najwidoczniej na to nie zasługiwałem — odwrócił się, przymykając oczy — Cześć, Justin — i odszedł. To był definitywny koniec.

  — Alex, błagam — powiedział smutno mężczyzna, czując łzę na policzku. — Błagam, odwołaj to wszystko i zostań! — nie biegł za nim, był zmęczony i zrozpaczony. Zjebał to wszystko.

  Chłopak jednak nie wrócił do Justina. Poszedł po resztę swoich rzeczy, a następnie wrócił do pokoju, w którym czekał na samochód, którym miał wrócić do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro