96. Przykro mi, że zjebałeś i straciłeś swoją miłość.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Harry, będąc szczerym, płakał. Nie sądził, że ktokolwiek z piątki nastolatków opuści zamek przed ukończeniem projektu. Rozumiał to jednak. Alex musiał odpocząć, musiał pobyć w domu. Ale on chętnie go przyjmie jeszcze raz kiedy indziej. Przywiązał się i to nawet bardziej, niż przypuszczał. To byli jego przyjaciele i oczywiście Niall jako miłość.

  Alex oczywiście żegnał się z wszystkimi dobre dwadzieścia minut. Prosił ich, aby wytrwali, dbali o siebie i nie zapomnieli o nim mimo wszystko. Wiedział, że jego przyjaciele byli smutni, ale robił to dla swojego dobra. Nie chciał opuszczać tego miejsca, bo polubił je, ale wspomnienia zbyt bolały. Widok szczęśliwych par również. To by go zniszczyło prędzej czy później.

  — Ty także o siebie dbaj — powiedział Lou przez łzy. — Jedz, Alex, bo skopię ci tę chudą dupę — zagroził, przytulając go mocno. Byli przy drzwiach, ostatnie główne pożegnanie. O Boże, nikt tego nie chciał.

  — Nie jest chuda — fuknął cicho, oddając uścisk. Miał wrażenie, że zaraz go szatyn udusi, ale nie mógł narzekać. Kiedy wróci do domu nie otrzyma czegoś takiego — Teraz daj pożegnać mi się z twoim chłopakiem.

  — Ale będę tak bardzo tęsknił za twoimi perfumami — jęknął.

  — Mogę ci je oddać — roześmiał się cicho.

  — Wolę ciebie — mruknął, w końcu się od niego odrywając. Nie mógł go tulić tak długo, byli też inni.

  — To urocze — stwierdził uśmiechając się delikatnie i podchodząc do Zayna. Sam przylgnął do jego ciała, ponieważ lubił go chyba najbardziej z całej czwórki. Na początku mieli naprawdę świetny kontakt i jakoś tak, czuł do niego naprawdę dużą sympatię. Tylko przyjacielską, oczywiście.

  — Będziemy tęsknić, Alex — wymamrotał cicho Malik, tuląc go do siebie mocno. — Ale Lou ma rację, masz jeść, chuda dupo.

  — Ja rozumiem, że jesteście gejami, ale odczepcie się od mojego tyłka — parsknął, wywracając oczami.

  — Sam jesteś gejem — prychnął, przebiegając dłonią po jego ciemnych włosach, po czym się odsunął, aby mógł się przytulić do kogoś innego.

  — Nie przypominam sobie — wytknął mu język, dając się przyciągnąć Bebe do przytulasa.

  — Pamiętaj, że jak tylko wszyscy wrócimy, zrobimy sobie wspólne spotkanie — powiedziała, pocierając jego plecy dłonią.

  — Oczywiście — skinął głową, kilka sekund później odsuwając się i podchodząc do Nialla, a następnie do księcia, któremu starł łezki z policzków. Nie chciał, aby Harry płakał z jego powodu.

  — Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej — mruknął H, składając delikatny, krótki pocałunek na jego czole, jakby właśnie całował na pożegnanie swoje dziecko, które pierwszy raz szło do szkoły.

  — Jestem zazdrosny — burknął Niall, zakładając ramionami na klatce piersiowej i wydymając usta niczym obrażone dziecko.

  Alex roześmiał się cicho, choć szczerze powiedziawszy bolało go to. Czemu wszyscy byli szczęśliwi tylko jak zwykle nie on?

  — Będzie dobrze, książę, nie martw się. Zajmij się pozostałymi, niech wyrosną na dojrzałych ludzi.

  Harry nie odpowiedział, a jedynie posłał mu uśmiech, ponownie płacząc, bo sam nie wiedział, kiedy znowu się zobaczą. Był wrażliwą osobą.

  — Więc... do zobaczenia wam — podszedł do samochodu i pomachał im — Dziękuję za te dwa miesiące, jesteście naprawdę wspaniałymi ludźmi i mam nadzieję, że dotrwacie do końca szczęśliwi — uśmiechnął się, otwierając drzwi.

  Wszyscy mu pomachali, a później wsiadł i ostatni raz spojrzał na zamek, z którego wybiegł Justin. Odjechał, nim ten mógł dobiec i zrobić cokolwiek. Koniec, to był ich koniec.

  — Hej, Justin — odezwał się Niall, widząc chłopaka — Gratulacje, to twoja wina — uśmiechnął się sztucznie.

  — J-Ja... naprawdę nie chciałem — wykrztusił, ciągnąc się boleśnie za włosy.

  — Jesteś kutasem, naprawdę — prychnął, obejmując Harry'ego w talii i wchodząc z nim do zamku. A wydawał się być taki idealny.

  Louis westchnął, podchodząc do ochroniarza, po czym odsunął jego dłonie.

  — Justin — zaczął cicho, przytulając go. — Przykro mi, że zjebałeś i straciłeś swoją miłość — odsunął się i go uderzył. Musiał to zrobić za Alexa. Zasłużył.

  Zayn, stojący obok zaczął się śmiać i nawet nie próbował się powstrzymać. Jego Loueh wciąż go zadziwiał!

  — Wystarczy, kochanie — powiedział między kolejnymi napadami śmiechu, przyciągając go do siebie — To było dobre, aż sam się nabrałem, że mu współczułeś.

  Justin nawet podziękował za uderzenie i krew, która sączyła mu się z nosa, a później wrócił do zamku, chcąc płakać w samotności. Stracił Alexa - to był fakt.

  — Teraz żaden ochroniarz nie może czuć się bezpiecznie przy mnie — mruknął, obejmując Zayna za szyją.

  — Za chwilę sam zacznę się ciebie bać, groźna bestio — uśmiechnął się, układając dłonie na jego talii.

  — Nie będę na to patrzeć — wtrąciła Bebe, biegnąc do siebie. Zatrzymała się jednak, widząc nieco dalej Jacka, do którego podeszła. — Hej, przystojny ochroniarzu. Masz wolne pięć minut?

  — Nie bój się, kochanie — zamruczał, stając na palcach, aby pocałować bruneta w kącik ust.

  Zayn uśmiechnął się, cmokając go w usta.

  — Chodźmy do pokoju — Louis nawet nie czekał na odpowiedź, po prostu poszedł. Chciał się przytulać i całować dzisiejszego wieczoru. Już jutro nie będzie Alexa w pokoju obok.

  — Dla takiej pięknej damy nawet i całą wieczność — roześmiał się cicho Jack.

  — Mój przyjaciel już wyjechał — oznajmiła, składając buziaka na jego policzku. — Już nie będę miała komu robić makijaż.

  — Słyszałem, przykra sprawa — skomentował, wzdychając — Zawsze mnie możesz pomalować — uśmiechnął się.

  — Chciałbyś? — zaśmiała się cicho. — Oh, to urocze, że chcesz się tak poświęcić. Pomaluję cię pewnego dnia, będziesz wyglądał perfekcyjnie.

  — Na pewno — skinął głową — Wiesz... będziesz wolna może za dwa dni? Gdzieś w okolicach wieczoru? — spytał.

  — Oczywiście — kiwnęła głową. — Co planujesz? Mam się odstrzelić jak na bal?

  — Na randkę — oznajmił.

  Dziewczyna nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Wciąż czuła smutek, że Alex właśnie teraz wracał do domu, ale Jack właśnie powiedział, że już za dwa dni pójdą na randkę!

  — Nie oczekuj wielkich cudów, bo nie jestem zbytnio dobry w takich rzeczach — potarł swój kark.

  — Będzie idealnie — stwierdziła bez namysłu. Okay... była mocno zauroczona. — Pocałuj mnie teraz.

  Jack uśmiechnął się, łącząc swoje usta z tymi dziewczyny. Ułożył swoje dłonie na jej talii i przyciągnął ją bliżej siebie. Odwzajemniła od razu pocałunek, ciesząc się, że go poznała. Objęła go za szyją, pogłębiając pieszczotę. I naprawdę nie zwracali uwagi na to, że ktoś mógł ich zobaczyć. Czuli się wolni, beztroscy.

  Całowali się dłuższą chwilę, a następnie odsunęli od siebie z uśmiechami. Jack cmoknął ją ostatni raz w usta, obejmując zaraz i wzdychając cicho.

  Blondynka wplątała dłoń w jego włosy i przeczesała je z uśmiechem.

  — Nie masz za chwilę zajęć przypadkiem? — spytał.

  — Może chcesz iść ze mną? Będziesz moim partnerem — szepnęła. Za kilka minut miała być joga z księciem, aby oczyścić umysły, ale ona chętnie chciała mieć bałagan w głowie przez Jacka.

  — Mam służbę — wydął smutno wargi.

  — Ah, kurwa — skomentowała. — Spotkamy się później, racja?

  — Jasne — skinął głową — Przyjdę do ciebie, jak skończę, okay? — uśmiechnął się.

  — Będzie wtedy późna godzina — stwierdziła. — Nie wiem, czy będę chciała spać, ale jeśli chcesz, możemy spać razem.

  — Czy to nie za wcześnie? — spytał niepewnie.

  — Mamy mało czasu, Jack — mruknęła, przygryzając dolną wargę i wzruszając ramionami. — Ja tylko... chcę korzystać z każdej chwili, ale jeśli nie chcesz, wyjdziesz z mojego pokoju.

  — Rozumiem. Nie chcę się spieszyć po prostu — uśmiechnął się delikatnie. — Ale później może już nie być okazji, racja.

  — Więc weź coś wygodnego na przebranie, nie mam męskich ubrań — dotknęła go palcem wskazującym w nos, po czym cmoknęła krótko w usta. — Muszę się przebrać, bo nie zdążę... do zobaczenia za jakieś dwie godziny?

  — Do zobaczenia, bądź grzeczna — roześmiał się cicho.

  — Oh... będę — puściła mu oczko, po czym przeszła do swojego pokoju, odwracając się na chwilę za siebie, aby ponownie na niego spojrzeć.

  Jack posłał jej buziaka w powietrzu, a następnie wrócił do pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro