14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W całym domku, należącym do Isleen Noel, roznosiło się dobijanie do drzwi. Zethar miał powoli dość mieszkania z Keirą pod jednym dachem. Na każdym kroku uprzykrzała mu życie. A to zabierała kołdrę. A to spychała go z łóżka. Albo wyciągała na całonocne treningi. Bądź zmuszała do pomagania Isleen. A teraz jeszcze nie chciała go wpuścić do łazienki!
- Wyłaź w końcu! - ryknął zniecierpliwiony - Do jasnej cholery, zaraz wywarzę drzwi!
- Spadaj. Daj mi się w spokoju wykąpać!
- Jeszcze sekunda, a tam wejdę!
- Ani się waż!
- Liczę do trzech! Raz! Dwa!
- Co tu się dzieje? - zabrzmiał głos Noel.
- Em… Pilna potrzeba - uśmiechnął się nieco - Czekam, aż Rory w końcu wyjdzie.
- Rory? Ależ on poszedł do szkoły.
- Naprawdę? - udał zdumionego.
- Możesz śmiało wchodzić - rzuciła Isleen odchodząc.

Śmiało? Życie mi jeszcze miłe!

Zethar nacisnął klamkę.

Błagam niech będzie ubrana…

 Wszedł do łazienki. Ledwo zdążył zamknąć drzwi, gdy tuż przed nosem przeleciał mu nóż i wbił się w spękane drewno.

Ha… Dobry sposób, by nie zostawić uszkodzeń, a śmiałek miał pełno w gaciach.

- Wynoś się - syknęła Keira wyglądając zza zasłony - Nie widzisz, że zajęte?!
- Po godzinie sterczenia pod drzwiami, zdążyłem się zorientować!
- Brawo za spostrzegawczość. A teraz pokaż, że masz odrobinę rozumu i wyjdź.
- Będę teraz bardzo bezpośredni. Chce mi się lać! - zrobił dwa kroki w jej stronę - Bądź tak łaskawa i daj mi chwilę na załatwienie potrzeby, a później możesz sobie okupować kibel przez resztę dnia.
- Won stąd! - rzuciła następnym nożem, który otarł się o policzek Zethara.
- Ile ich tam jeszcze masz?
- Chcesz się przekonać? - warknęła.
- Nie! - uniósł ręce.
- Cudownie. Tam są drzwi!
- Krwawienia dostałaś, że tak się pieklisz?
- Jeszcze słowo, a zrobię z ciebie eunucha.
- Straszne - zarechotał - Najpierw byś musiała wyjść zza zasłony, a sądząc po tym, że pod ścianą leży sterta ciuchów, chyba nie spełnisz swojej groźby.
- A powiedziałam, że zrobię to teraz? - mruknęła zupełnie znikając za firaną - Czyńże swoje i wynoś się.

Kiedyś powyrywam jej kudły. Co do jednego! Choćby mi to zajęło miesiąc!

Zethar prędko załatwił pilną potrzebę i już zwrócił się ku drzwiom, kiedy dostrzegł coś niepokojącego. Zakrwawiony bandaż. Podszedł do firany.
- Keiro.
- Czego?
- Zasłoń się.
- Co? Czekaj!
Zethar odsunął zasłonkę. Keira była rozebrana od pasa w górę. Zaciekle zasłaniała piersi rękami i dziwnie odwracała się tak, by nie było widać jej lewego boku.
Chłopak dostrzegł w jej oczach czysty gniew.
- Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie.
- Jesteś ranna?
- Nie twoja sprawa. Idźże stąd!
- Pokaż.
- Daj mi spokój.
- Keiro… Pokaż.
Dziewczyna przygryzła wargę, po czym odwróciła się. Zethar wytrzeszczył oczy. Od pachy, aż do biodra widniała głęboka rana. Na wysokości żeber, chłopak mógł nawet dostrzec kości.
- Jak to się stało? Kiedy?
- Jeszcze w Derowen. Walczyłam z najemnikiem, który dostał rozkaz zabicia mojego ojca.
- Czyli ta szrama ma jakieś trzy tygodnie?
- Tak.
- Ale… Nie wyglądałaś jakby coś ci dokuczało.
- Co i rusz faszerowałam się lekami przeciwbólowymi. Zaprzyjaźniony medyk z Rhodan przysyła mi wyciągi z nasion jakiejś rośliny. Łagodzi dolegliwości.
- To wygląda okropnie. Zupełnie jakby wcale się nie goiło.
- Nie dziwi mnie to. Ciągle naruszam ranę. Chodząc, pomagając Isleen w drobnych obowiązkach domowych, nawet zmieniając opatrunki.
- Edan musi to zobaczyć. Trzeba zrobić z tym porządek.
- Oszalałeś? Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nawet mój ojciec.
- Nie chcesz mnie słuchać jako podopiecznego, to może posłuchasz jako kolegi po fachu? Krycie ran skazuje cie na długą śmierć.
- Nic mi nie będzie.
- Słuchaj… Uwielbiam cię przedrzeźniać. Wręcz doprowadzać do szału. Traktuję cię jak zołzowatą niańkę-Likwidatorkę, ale też i przyjaciółkę. Więc posłuchaj mej rady i wylecz ranę, nim cię zabije.
- Zadbam o to, kiedy wrócimy do Derowen.
- Nie zwlekaj z tym! Nie chcesz myśleć o sobie? To pomyśl o lordzie Lagun. Żonę już stracił. Ma jeszcze utracić jedyne dziecko?
Keira odwróciła wzrok.
- Wyjdź.
Zethar pokręcił głową zrezygnowany. Zazwyczaj to Keira z ich dwójki była ta rozsądniejsza. A teraz? Zachowywała się jakby zupełnie postradała rozum.

To się źle skończy… Czuję to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro