17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mam ci uwierzyć, że przekonałeś Jastrzębia do współpracy? - prychnęła Keira, gdy spacerowała z Zetharem po Bothan.
Rana dobrze się goiła. Lagun co prawda musiała się oszczędzać i w grę nie wchodziły treningi, ale przynajmniej była w stanie samodzielnie się poruszać.
- Kiedy ty słodko spałaś, naćpana lekami uspakajającymi, ja trochę pogawędziłem z Edanem. Widziałem w jego oczach, że go przekonałem.
Keira uniosła brew.
- Jeśli wprost powie, że jest z nami to odpuszczę ci treningi przez tydzień.
- I pozwolisz mi w spokoju po szlajać się po knajpach?
- A niech ci będzie.
Zethar zatarł ręce.
- Zapowiada się piękny tydzień.
- Jeszcze się nie ciesz. Wcale nie jest powiedziane, że...
Nagle zabrzmiał rozdzierający duszę wrzask kobiety. Wszyscy w okolicy, w tym Zethar i Keira pobiegli w stronę okrzyku.
Dwie młode panienki tuliły się do siebie przerażone i łkały. Zabójcy z trudem przecisnęli się przez tłum gapiów. Zamarli. Za skrzyniami leżało ciało. Zwłoki dziecka. Keira przez całe życie obcowała z okrucieństwem i mordem, ale to co zobaczyła nią wstrząsnęło. Dzieciak miał maksymalnie sześć lat. Leżał w kałuży krwi, rozpruty niczym wieprz. Po chwili zjawił się też Edan. Łypnął na Zethara i Keirę, po czym kucnął przy dziecku i dotknął jego policzka.
- Nie żyje od kilku godzin - stwierdził - Krew jeszcze w pełni nie zaschła. Prawdopodobnie został zamordowany w nocy.
- Przepuście mnie! - zawołała jakaś kobieta.
Po chwili wyskoczyła spomiędzy gapiów i spojrzała na zwłoki. Krew odpłynęła jej z twarzy. Keira w ostatniej chwili złapała damę, nim ta runęła na ziemię.
- Moje dziecko - wydusiła z siebie - To mój syn!
Całą okolicą wstrząsnął ryk rozpaczy. Keira przytuliła zdruzgotaną kobietę, po czym zabrała ją jak najdalej od znaleziska.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- I co? - rzuciła Keira wpadając do domu Edana, gdzie medyk wraz z Zetharem przeniósł ciało - Wiecie coś jeszcze?
Lekarza nie było w pomieszczeniu. Znajdował się tam jedynie Zethar, który z kamienną twarzą opierał się o stół, na którym leżały zwłoki.
- Ktoś zbyt dosłownie potraktował zaczepkę: "pokaż kotku, co masz w środku" - odparł.
Morven wydawał się być w ogóle nieporuszony okrutnym mordem.
- Choć raz zachowaj trochę powagi - syknęła.
- Mam płakać? Czekaj, już biegnę po cebulę.
- Kretyn.
W tej chwili pojawił się Edan.
- Nie wiem jakim cudem dałem się nabrać na tą ściemę z waszym małżeństwem. Jesteście gorsi od wściekłych psów.
Keira odchrząknęła zmieszana.
- Zbadałeś go? - wskazała na chłopca.
- Morderca był zawodowcem - zaczął wskazując na rozpłataną skórę i mięśnie - Rana nie jest szarpana, co świadczy o pewnej ręce.
- Po co ktoś miałby zabijać dziecko i je rozkroić jak świnię? - mruknął Zethar.
Edan odsunął płat skóry, pokazując żebra chłopca.
- Normalnie po lewej stronie piersi znajduje serce - powiedział - A tu go nie ma.
- Co? - Keira i Zethar wytrzeszczyli oczy.
- Ktoś je wyciął, a raczej wyrwał.
- Czy dziecko żyło, kiedy je rozpruwano? - spytała Keira, która już wyraźnie pobladła.
- Niestety. Nie ma żadnych śladów po uderzeniu, czy duszeniu. Dzieciak najprawdopodobniej został rozpłatany żywcem.
Keira przyłożyła dłoń do ust. Szczęście, że nie zdążyła jeszcze zjeść śniadania, bo z pewnością teraz by się z nim rozstała.
Zethar podszedł do okna i otworzył je. Na jego twarzy pojawiła się wyraźna ulga, gdy przyjemny wiatr musnął jego policzki.
- Trzeba znaleźć i zabić tego zwyrodnialca - rzekła Keira, biorąc głęboki wdech.
Edan pokiwał głową.
- Jestem z wami.
- Wygrałem! - wrzasnął Zethar śmiejąc się jak wariat.
Podszedł do Keiry i objął ją ramieniem.
- Obiecałaś mi wolny tydzień, słonko.
- Zabieraj łapy, bo zagwarantuję ci wolną wieczność. Ale nie w knajpach, tylko w trumnie!
Zethar odsunął się od niej nieco.
Spojrzał na leżącego na stole chłopca. Może tego nie okazywał, ale wszystko w nim drżało, gdy patrzył na sine ciało nieboszczyka, odsłaniające swoje wnętrze.
- Zethar! - ryknęła Keira.
- Hm?
- Nie zapomniałeś może o czymś?
- Raczej nie.
- A nie umknęła ci może wizyta w pałacu Aidana?
Zethar puknął się w czoło.
- Która godzina?
Keira uśmiechnęła się upiornie.
- Radzę szybko przebierać nogami.
Morven wypadł z domu i sprintem ruszył przez miasto. Płuca i nogi odmawialy mu posłuszeństwa, ale twardo gnał przed siebie. Oczywiście jak na złość gdzieniegdzie musiał się przeciskać przez spacerujących mieszkańców, którym najwyraźniej nigdzie się nie śpieszyło.
Gdy dotarł do bramy pałacu markiza, zgiął się w pół i zaczął ciężko dyszeć.
- Ja... do... pana Aidana... - wysapał do strażnika pilnującego bramy - Mam... zająć się paniczem Ivarem...
- Już ci współczuję - szepnął stróż otwierając wrota.
Zethar wyprostował się i nieco otrzepał ubranie z kurzu. Wziął jeszcze głęboki wdech i wszedł na posesję.
Stara służąca zaprowadziła Morvena do ogrodu. Zethar zagwizdał z podziwem widząc niemożliwe równe chodniki, piękną fontannę i jeszcze ładniejsze rośliny.
Markiz Aidan siedział w cieniu przy elegancko przyozdobionym i wypełnionym po brzegi stole. Rozkoszując się piękną pogodą, w spokoju napełniał żołądek.
- Ha! - uśmiechnął się na widok Zethara - Co za punktualność! Doskonale.
Morven odchrząknął cicho.

Gdyby nie szaleńczy bieg przez pół wioski to mogłoby być kiepsko z tą moją punktualnością...

- Usiądź - markiz wskazał na krzesło naprzeciwko siebie.
Zethar posłusznie wykonał polecenie.
- Muszę ostrzec, że Ivar jest... trudny.

Trudny? Chyba rozwydrzony.

- Spokojna głowa, markizie - Zethar uśmiechnął się nieco - Gwarantuję, że pański syn będzie posłuszny jak pies.
- Cieszy mnie twój optymizm. Jak myślisz ile ci to zajmie?
- Jeden dzień.
- Jeden? - Aidan wytrzeszczył oczy.
- Jednakże moje metody mogą być nieco... brutalne.
Przez chwilę twarz markiza nie wyrażała żadnych emocji. W końcu pojawił się lekki uśmieszek.
- Rób co uważasz za słuszne - odchylił się na krześle - Jeśli uda ci się go zdyscyplinować w ciągu tego jednego dnia, to przymknę oko na unieszkodliwienie moich ludzi.
- A więc, gdzie jest mały panicz?
Aidan bez słowa wstał i ruszył w głąb ogrodu. Ivar właśnie okładał jakiegoś nieszczęśnika szpadą przystosowaną do nauki. Chłopak zdębiał widząc Zethara. "Worek treningowy" małego panicza umknął, korzystając z chwili nieuwagi swojego dręczyciela.
- Widzę, że nadal nie umiesz trzymać rąk przy sobie - mruknął Morven krzyżując ręce na piersi.
- A ty nadal nie wiesz jak się do mnie zwracać! - prychnął Ivar.
- Jak to szło? - Zethar posłał mu prowokacyjny uśmiech - "Nie jesteśmy na ty"?
- No właśnie - fuknął dumnie młody Aidan - Zapamiętaj to sobie, Ardal.
- Dla ciebie pan Ardal - zmienił ton na groźny.
Ivar wytrzeszczył oczy.
- Nie gap się tak, bo jeszcze oczęta zgubisz - zarechotał Zethar - A teraz na ziemię.
- Słucham?
- Na ziemię - powtórzył.
- Ojcze?! Zrób coś! - zażądał Ivar.
Aidan tylko łypnął na niego. Nawet nie drgnął. Nic nie powiedział.
- Mam ci pomóc? - warknął Zethar.
- Nie będę się słuchać plebejusza!
- Założysz się?
Naznaczony w ciągu sekundy powalił małego arystokratę. Kolanami bezlitośnie docisnął dzieciaka do trawnika. Po chwili chwycił go za włosy i nieco uniósł głowę z ziemi.
- Tak się czuje człowiek mieszany z błotem - syknął Ivarowi do ucha.
- Puszczaj! Pożałujesz tej zniewagi!
- Trafiła kosa na kamień, młody - zarechotał okrutnie - Nie przeraża mnie twoje nazwisko - poprawił chwyt - Ojciec nie będzie bronił twojego dupska w nieskończoność. Zapamietaj to sobie.
Morven puścił Ivara, po czym wstał. Aidan junior z trudem podniósł się i poprawił frak, ubabrany ziemą. Spojrzał na ojca, później wbił wzrok w Zethara.
Naznaczony uśmiechnął się w duchu. Widział w jego oczach upokorzenie.
- Przepraszam... - wydusił z siebie z pokorą - Za wszystko...
- A teraz, koleżko - Zethar przyjaźnie objął go ramieniem - Grzecznie pójdziesz do każdego, komu kiedykolwiek zrobiłeś jakieś świństwo i przeprosisz.
Ivar utworzył usta chcąc zaprotestować.
- Chcesz znów skosztować ziemi? - Zethar spojrzał na niego srogo i wbił palce w jego kościste ramię.
- Nie - mruknął Ivar przez zaciśnięte zęby.
- Co tam mamroczesz? - ścisnął jeszcze mocnej.
- Nie, proszę pana! - zawołał omal nie wrzeszcząc przy tym z bólu.
- No widzisz. Jak chcesz to potrafisz - poklepał go po plecach - Teraz idź błagać o przebaczenie ludzi, których tak łatwo przyszło ci sponiewierać. A! Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci go głowy znęcanie się nad kimś, to przypomnij sobie jak smakuje błoto.
Ivar pokiwał głową.
- Do widzenia, panie Ardal - ukłonił się lekko, po czym pognał do pierwszej służącej jaka znalazła się w zasięgu jego wzroku.
- Jak ty to do licha... - Aidan rozdziawił usta.
Zethar uśmiechnął się dumnie.

Po prostu mam rękę do dzieci. Ta... A skoro o dzieciach mowa... Trzeba dopaść psychopatę, który postanowił poduczyć się anatomii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro