2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ardal wyglądał przez okno i czujnie obserwował garstkę ludzi kręcących się po rynku. Dobrze, że opiekunka tego budynku darzyła go sympatią. Zakapturzony młodzieniec, wytrwale wpatrujący się w każdego, kto się pojawił w okolicy, mógłby zwrócić na siebie uwagę. Przynajmniej mógł spokojnie wszystkich obserwować i rozglądać się za kurierem, od którego miał przejąć ważne listy.
Nie odwrócił się, gdy drzwi się otworzyły. Uniósł nieco wzrok, przyglądając się odbiciu dwóch kobiet. Jedna z nich była młodziutka i wyglądała na wystraszoną. Druga zaś miała około czterdziestu lat. Była powszechnie znana jako Pani Rozkoszy.

- Szykuj się - powiedziała do młodej.

- Ale... - jęknęła patrząc w stronę Ardala.

- Zebrało ci się na wstyd? No dalej. Niedługo przebieranie przy mężczyznach będzie dla ciebie codziennością. Zresztą nie tylko to.

Dziewczynka nie mogła się przemóc. Stała w bezruchu i łypała na młodzieńca, który dalej zaciekle wpatrywał się w plac za oknem.
Ardal ruszył do drzwi. Powoli zbliżała się godzina przybycia kuriera, a on sam miał już dość ciągłego stania w dusznym pokoiku.
Wyszedł na dwór, gdzie natychmiast zaatakował go mróz. Nie zważając na breję pod nogami i gwiżdżący wiatr przeszedł na rynek. Przy jedynym straganie stał starzec otulony poszarpanymi szmatami. Starał się wcisnąć cokolwiek mijającym go, pojedynczym ludziom. Ardal usiadł na zamarzniętej ławce i znów zaczął ćwiczyć cierpliwość. By skutecznie zignorować chłód zaczął rozmyślać.

Co dokładnie Glewas Payton miał na myśli ostrzegając go przed czerwienią? Sugerował, że ma się przygotować na możliwość ubabrania krwią? Ardal zawsze był na to gotowy. Dlatego nosił ciemne ubrania. Może Payton dał mu wskazówkę jak rozpoznać kuriera? Możliwe, że posłaniec będzie miał na sobie coś czerwonego?

Po chwili dostrzegł sylwetkę opartą o ścianę jednego z budynków, otaczających rynek. Już miał wstać i podejść, ale coś kazało mu się dokładnie przyjrzeć postaci w cieniu. To była kobieta. Ubrana w ciemnoszare szaty. Doszyty do nich kaptur dokładnie krył twarz właścicielki.
Niewiasta miała przy sobie torbę, którą zazwyczaj nosili posłańcy. Jednak coś się nie zgadzało. Sakwa oprócz jednego pasa biegnącego do ramienia, miała jeszcze jeden, otulający boki i utrzymujący bagaż z tyłu. To było dziwne. Gońce zazwyczaj mieli swoje przesyłki na widoku.
Do tego była jeszcze szarfa zawiązana na jej biodrach. Czerwona.

Niewiasta uniosła rękę do ust. Między jej palcami tliła się bibułka, w której zawinięty był tytoń.
Ardal uniósł brew. To nie było normalne zachowanie. Przynajmniej dla kobiet.
Niespodziewanie obróciła się w stronę młodzieńca. Zdawała się mu przyglądać. Jednak to nie on był obiektem jej zainteresowania, a drobniutki chłopak, który kurczowo tulił do siebie tobołek. Kurier.
Ardal nie poruszył się.

Goniec zaczął się rozglądać. Nie wiedział do kogo ma podejść. Do Ardala? Do kobiety w cieniu? Do zdesperowanego sprzedawcy? Do dwóch nastolatków, którzy starali się zgarnąć odrobinę zmarzniętej breji z chodnika?

Najemnik wbił spojrzenie w dziewczynę, która nadal jakby nigdy nic stała pod ścianą. Po chwili włożyła papierosa do ust i sięgnęła do torby. Wyciągnęła niedużą kulę.
Ardal omal nie zerwał się z miejsca. To wyglądało jak bomba.
Nie pomylił się. Panna odpaliła knot od fajki, po czym od tak otworzyła dłoń, pozwalając kuli potoczyć się prosto pod nogi chłopaczka, który był bardziej zajęty przyglądaniem się czerstwemu chlebowi na kramie starca.

- Padnij! - ryknął Ardal, taranując dzieciaka.

Obaj wpadli w zaspę, a zaraz po tym zabrzmiał potężny huk i podniosła się chmura dymu.
Młodzieniec zerwał się na nogi i prędko otarł twarz z błota oraz śniegu.
Wlepił wzrok w osłonę, z której zakapturzona kobieta, wyłoniła się, niczym duch. Bez pośpiechu zaciągnęła się jeszcze papierosem, a resztę wyrzuciła.

- Nie ładnie się wpieprzać w cudzą robotę - mruknęła.

- Zabawne. Właśnie miałem powiedzieć to samo - odparł Ardal.

- Oddajcie mi przesyłkę, a obaj jeszcze pożyjecie.

Zabójca uniósł płaszcz i wyciągnął miecz.

- Odejdź, bo potnę cię na kawałeczki - syknął na rywalkę.

- Mmm. Jaki waleczny - zarechotała - Urocze.

Zaczęła się zbliżać do Ardala pomimo, że groziło jej skrócenie o głowę.

- Zrób jeszcze jeden krok, a zabiję - warknął młodzieniec, przytykając sztych miecza do jej gardła.

Na jej pełnych ustach, naznaczonych małą blizną, pojawił się chytry uśmiech.
Chłopak spojrzał w dół i dostrzegł kolejną bombę, tuż przy swojej nodze. Nie zdążył zareagować, gdy kłąb czarnego, jak smoła dymu buchnął mu w twarz.
Zaczął się krztusić i odruchowo wypuścił miecz, zasłaniając nos i usta dłońmi. Kiedy osłona opadła, dostrzegł kuriera z poderżniętym gardłem.

Niech to szlag!

Paczki nie było. Ardal zamrugał szybko, pozbywając się łez z podrażnionych oczu.
Kobieta była pewna siebie. Nawet nie starała się zakrywać za sobą śladów, ani nawet uciekać.
Pewnym krokiem opuszczała rynek, zmierzając do przejścia do bogatej części miasta.
Najemnik dopadł ją w połowie drogi. Gdy już oprzytomniał po wybuchu, był gotów walczyć o paczkę i swoją zapłatę.

- Hm, twardy jesteś - mruknęła, po czym zarechotała złośliwie - Albo głupi.

- Oddaj co nie twoje.

W odpowiedzi dziewczyna rzuciła mu się do gardła. Trafienie rywalki okazało się wyzwaniem. Ardal zręcznie unikał jej ciosów, ale dziewczyna równie dobrze radziła sobie w walce na pięści. Wystarczył jeden błąd. Młokos machnął za wysoko, by trafić ją w twarz. Panienka w szarości to wykorzystała. Uderzyła młodzieńca w krtań, pozbawiając go tchu, po czym z całej siły wpakowała kolano między jego nogi. Następnie szybkim kopnięciem w pierś posłała go na ziemię. Ardal z impetem uderzył potylicą o chodnik. Jęknął cicho, gdy rywalka usiadła mu na brzuchu. Po chwili uniósł nieco głowę. Tuż przed nosem miał lśniący nóż.

- Odwal się ode mnie, bo ci zmasakruję buźkę - syknęła.

W odpowiedzi Ardal przekręcił się sprawiając, że rywalka znalazła się pod nim. Wyrzucił jej nóż, po czym chwycił ją za nadgarstki i przygwoździł do ziemi.

- Dla kogo pracujesz, hę?

- Nie twój interes.

- No proszę, jaka bojowa - Ścisnął mocniej jej ręce.

- Nawet bardzo - odparła, po czym splunęła Ardalowi prosto w oko.

Chłopak odruchowo wytarł ślinę.
Jego rywalka nie traciła czasu. Uderzyła go otwartą dłonią w twarz, po czym wyślizgnęła się spod niego i uciekła.
Ardal podniósł się powoli z ziemi. Nie mógł otworzyć lewego oka. Dziewczyna bez zawahania potraktowała go swoimi długimi paznokciami.
Naburmuszony wrócił do swojego mieszkania. Był wściekły. Stracił cel i jakaś dziewucha spuściła mu łomot.

Upokarzające...

Minęło kilka chwil, gdy nagle drzwi huknęły i stanął w nich Glewas Payton. W jego oczach czaił się nieposkromiony gniew, a fakt, że bez ostrzeżenia wpadł do azylu młodego zabójcy zdradzał, że był naprawdę rozdrażniony.

- Czemu się nie zjawiłeś? - syknął - Czekałem na ciebie i przesyłkę.

- Nie udało mi się - odparł Ardal, podchodząc do lustra.

Skrzywił się. Od oka do kącika ust biegły ślady po paznokciach rywalki.

- Co ma znaczyć „nie udało się"? - hrabia oburzył się.

Ardal nie zważał na jego gniew. Ściągnął przemoczoną koszulę i rzucił ją na krzesło.
Payton wytrzeszczył oczy.

- Co się tak gapisz? - mruknął najemnik.

- Skąd masz te siniaki? - spytał Glewas, starając się nie patrzeć na blizny znaczące ciało młodego zabójcy.

- Napotkałem małą przeszkodę - odparł Ardal, znów przyglądając się ranom - Z dosyć ostrymi pazurami.

- Moira - warknął hrabia.

- Słucham?

- Moira - powtórzył.

Arystokrata bardzo dokładnie opisał kobietę, którą miał na myśli. Wszystko się zgadzało. Charakterystyczny ubiór. Blizna na ustach. Niecodzienny nałóg. Pewność siebie i wykorzystywanie chwilowej nieuwagi przeciwnika.

To ta suka.

- Zapomnij o tych dokumentach - Payton machnął ręką. - Zapłacę ci dużo więcej, jeśli się pozbędziesz tej jędzy.

- Sam się z nią szarp - mruknął zabójca, przesuwając palcem po szramie - Cholera. Zostaną blizny.

- Masz okazję się zemścić.

- Za taką głupotę nie będę nastawiał karku.

- Tchórzysz? Pozwolisz by kobieta miała nad tobą przewagę?

Ardal skrzywił się. Glewas uderzył w jego czułą, męską dumę.

- Zamilcz, jeśli choć trochę zależy ci na życiu - warknął na szlachcica.

Arystokrata pozwolił sobie usiąść na niestabilnym krześle, przy równie chybotliwym stole.

- Fajny z ciebie dzieciak - rzucił Payton po chwili milczenia - Naprawdę sobie cenię to, że dla mnie pracujesz. Dlatego jestem gotów wyłożyć każdą sumę. Każdą! Za głowę Moiry dostaniesz tyle, ile tylko zapragniesz. Choćbym miał stracić cały swój majątek!

- Ta dziewczyna, aż tak zalazła ci za skórę?

- Jeszcze nie, ale stanowi zagrożenie dla moich planów. Ważnych planów - Spojrzał na Ardala. - Dalsza współpraca ze mną naprawdę ci się opłaci.

Najemnik zamyślił się na chwilę. Po co ma szukać klientów i chwytać się każdych, nawet nieopłacalnych zleceń, skoro ma pod nosem kogoś takiego jak Glewas Payton ? Kogoś, kto jest gotów wyłożyć każdą sumę i tak bardzo pożąda go po swojej stronie?

- No dobra, możesz na mnie liczyć.

Payton uśmiechnął się szeroko. Już otworzył usta, by wyrazić swoją wielką radość, gdy Ardal uniósł rękę, przerywając mu ten zamiar.

- Ale jeśli przez Moirę nabawię się jeszcze jednej blizny, to przysięgam, że odbiorę ci wszystko - Oparł się o stół i spojrzał hrabiemu prosto w oczy. - Wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro