21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pukanie do drzwi wyrwało Zethara ze snu. Zaspany usiadł na krawędzi łóżka i przeciągnął się. Niechętnie wstał i podszedł do drzwi, by je otworzyć.
- Keira... Widzę, że dla odmiany postanowiłaś się nie włamywać - mruknął wpuszczając ją do środka - Mogę wiedzieć po co tu przylazłaś tak wcześnie?
- Wcześnie? - zdziwiła się - Jest południe.
Dostrzegła kilka pustych butelek na stole.
- Ha... - wlepiła w niego swoje przenikliwe ślepia - I wszystko jasne.
Zethar starał się nie okazywać wstydu. Śmierć Daraya go dotknęła. Nie mógł sobie poradzić z ciągle dręczącą jego myśli sceną, gdy rudzielec padał postrzelony. Zaczął topić smutki w alkoholu.
- Czego chcesz? - mruknął w końcu, drapiąc się po karku.
- Za trzy dni wyjeżdżamy - zameldowała - Do Wyndham. Mamy zabić lorda Nichollsa.
- Czemu? Naraził się Likwidatorom?
- Spiskuje przeciw Kentigernowi - wyjaśniła mierząc go wzrokiem -
Doprowadź się do kultury, bo wyglądasz jakby ktoś ci przyłożył obuchem w łeb.
- Bardzo zabawne - rzucił sarkastycznie.
- Mówię poważnie - mruknęła odwracając się do drzwi - Masz trzy dni. Bądź gotów.
Zethar patrzył jak Lagun opuszcza jego dom.

Zapowiada się ciekawy karnawał...

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Zethar lubił przyjeżdżać do Wyndham. To miasto miało jakiś urok. Działało na niego tak kojąco. Różniło się od większości miast Naughton. Przede wszystkim wybudowano je na wodzie. Nie było widocznego podziału na biednych i bogatych. Ulice i budynki dokładnie sprzątano i odnawiano.
Wyndham tak bardzo się różniło od Derowen.
Zethar razem z Keirą siedział w najętym pokoju. Wygodnie rozsiadł się w głębokim fotelu i zaczął uważnie obserwować swoją towarzyszkę. Keira z kamienną twarzą siedziała na łóżku i zaszywała swoją koszulę, którą przez przypadek przytrzasnęła, zamykając okno.
- Aj - syknęła po raz wtóry, gdy igła dosięgła jej kciuka.
Zethar zaśmiał się cicho.
- Masz takie zwinne palce, a nie radzisz sobie z szyciem?
Lagun rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym powróciła do łatania dziury.
- Jak właściwie chcesz dorwać tego całego lorda Nichollsa? - zagadnął znużony męczącą ciszą.
- Wszyscy w Wyndham będą hucznie obchodzić karnawał. Wykorzystamy to.
Zethar już sobie wyobraził te dziwaczne kolorowe stroje i porcelanowe maski, przyozdobione piórami. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy przypomniał sobie o kobiecych rękach i nogach wytatuowanych henną.

Jak świętować, to na całego.

- To będzie proste - kontynuowała - Przebierzemy się jak każdy świętujący i uderzymy przy pierwszej nadarzającej się okazji.
- Dla odmiany zobaczę cię w innych barwach niż czerń i szarość - zarechotał.
Keira pokręciła głową zażenowana.
- Jeśli pozbędziemy się tego zdrajcy korony - przegryzła nić - Otrzymamy sowitą zapłatę.
- Ta. I będziemy mogli dopisać kolejne nazwisko do długiej listy ofiar.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Zethar ledwo powstrzymywał śmiech, kiedy patrzył w lustro. Miał na sobie białe prześcieradło z wyciętą dziurą na głowę. Białe? Może kiedyś. Teraz było w setkach kolorów.
Zerknął przez ramię na Keirę, która powoli kończyła tatuaż z henny na łydce.
- W życiu nie sądziłem, że kogoś zabiję będąc w takim stroju.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - wskazała na wymalowane pnącze - I co sądzisz?
- Masz piękne nogi.
- Miałam na myśli tatuaż - mruknęła.
- Ach - uśmiechnął się - Dobrze ci wyszedł.
- Nie będę się wyróżniać? - obejrzała dokładnie swoje malowidła.
- Mając takie zgrabne łydki, od razu zwrócisz na siebie uwagę - zarechotał.
Keira wzięła się pod boki.
- Jesteś niemożliwy.
- Podobno ma to swój urok.
- Chyba w twoich snach - odparła nakładając maskę.
Zethar spojrzał za okno i zatarł ręce. Robiło się ciemno.

Zabawę czas zacząć.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Zabójcy skakali w rytm, szybkiej muzyki jak setki świętujących. Zaciekle starali się wypatrzeć ich cel, oczywiście nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
- Widzę go - usta Keiry poruszyły się bezgłośnie.
- Atakujemy? - Zethar poruszył wargami.
Pokręciła głową.
- Nie jest sam.
Młodzieniec dostrzegł dwóch mężczyzn. Jeden z nich to Nicholls. Drugi był najprawdopodobniej ochroniarzem lorda.
- Bądź w pobliżu. Zajmę się przyzwoitką Nichollsa.
Keira zręcznie przemknęła do towarzysza mężczyzny, który został skazany na śmierć. Wystarczyło kilka ruchów pełnych jej kobiecego wdzięku i drapieżny uśmiech, by ochroniarz zupełnie zapomniał o swoim pracodawcy. Keira podczas jednego, wielu obrotów wysunęła krótki nóż i drasnęła nim tanecznego partnera. Mężczyzna dopiero po kilku chwilach się zatrzymał. Przyłożył drżące dłonie do gardła. Ciepła krew przesączyła mu się przez palce. Lord Nicholls wytrzeszczył oczy, widząc jak dłonie jego towarzysza mienią się szkarłatem.
Ochroniarz zdołał jeszcze wziąć kilka płytkich wdechów, aż w końcu padł, odsłaniając Keirę. Dziewczyna uśmiechnęła się upiornie. Patrzyła lordowi prosto w oczy. Bez zawahania przeszła nad nieboszczykiem i spokojnym krokiem zaczęła się zbliżać do szlachcica, do którego powoli docierało, kogo miał przed sobą.
Świętujący ludzie nie zauważyli tej sceny. Byli zbyt zajęci tańcami i podziwianiem sztucznych ogni, które właśnie rozświetlały gwieździste niebo.
Nicholls spanikowany rzucił się do ucieczki. Jednak nie zdążył umknąć. Zethar stanął mu na drodze.
Mężczyzna zupełnie zapomniał o Keirze, która wykorzystując chwilę jego nieuwagi, podkradła się do niego i przycisnęła mu do twarzy ścierkę nasączoną eterem. Szlachcic osunął się na ziemię nieprzytomny. Zabójcy zaciągnęli go do ciemnego zaułka i ocucili. Zethar przytrzymywał Nichollsa, podczas gdy Keira okładała pięściami jego twarz, próbując wyciągnąć z niego nazwiska ludzi, którzy byli zamieszani w spisek przeciwko królowi Kentigernowi.
Niestety Nicholls był tak przerażony, że nie mógł wydusić z siebie nawet słowa.
Keira zrezygnowana oparła palce na nasadzie nosa.
- To na nic - westchnęła, po czym łypnęła na Zethara - Czas to skończyć.
Morven chwycił lorda za głowę i wykorzystując całą swoją siłę, skręcił mu kark.
- Skoro mord mamy już za sobą, to może wrócimy na zabawę? - spytał.
- Jak chcesz, to idź. Nie mam nastroju na tańce.
Zethar uśmiechnął się lekko.
- Nie daj się prosić - ściszył głos i zbliżył się do niej - Trochę relaksu ci nie zaszkodzi.
Keira spojrzała na niego z politowaniem, po czym poklepała go po policzku.
- Twoje maślane ślepia i niski głosik na mnie nie działają - uśmiechnęła się chytrze - Przeceniłeś swój urok osobisty.
- Cóż, to została mi jedna opcja.
- Jaka?
- Zabrać cię tam siłą! - chwycił ją w pasie i zniósł z powrotem na plac, gdzie zabawa trwała w najlepsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro