27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bal w Artis niczym się nie różnił od biesiad urządzanych przez szlachtę w Derowen. Nudna, wręcz usypiająca muzyka. Natrętna służba. Goście odstrojeni w wielobarwne, eleganckie kreacje. Do tego wszystkiego dołączały niemożliwie liczne i krzykliwe dekoracje oraz stoły uginające się od żywności. Lord Lagun został zaproszony na bankiet hrabiego z Artis. Ze względu na interesy, pozostał w domu, a w zastępstwie posłał Keirę, której Zethar musiał towarzyszyć.
Młodzieniec szybko się znudził towarzystwem nadętych szlachciców, którzy przez pół wieczoru ciągle gadali o pieniądzach, plotkowali o innych arystokratach i oczywiście wyśmiewali się z ludzi, którzy walczyli o każdą monetę, by mieć co jeść.
W końcu nie wytrzymał. Bez ostrzeżenia chwycił Keirę za rękę i pociągnął ją na środek sali, która tego wieczoru robiła za parkiet.
- Zadziwiasz mnie - zaczęła, gdy już kołysali się w rytm powolnej melodii - Morderca, kucharz i jeszcze do tego tancerz. Potrafisz coś jeszcze?
- Możesz być pewna, że jeszcze znajdę sposób, by cię jakoś zaskoczyć - zaśmiał się.
Przyciągnął ją bliżej do siebie. Jego dłonie powoli zsuwały się z talii Lagun.
- Zethar - rzuciła ostrzegawczym tonem - Nie pozwalaj sobie.
Młodzieniec uśmiechnął się niewinnie, znów opierając dłonie na bezpiecznej wysokości.
- Jesteś strasznie spięta - schylił głowę, by szepnąć jej do ucha - Widać, że nie masz doświadczenia z mężczyznami.
Policzki Keiry poczerwieniały ze wstydu, a samo jej spojrzenie stało się srogie i wręcz płonęło gniewem.
- Nie zaprzeczyłaś - na ustach Zethara zagościł szerszy uśmiech.
- Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż uganianie się za facetami.
- Te ważniejsze sprawy, to twoja zabójcza działalność?
- Może. Co cię obchodzi moje życie osobiste?
- Po prostu jestem wścibski - wzruszył ramionami - Lubię wiedzieć o wszystkim.
- Cóż, będziesz musiał się obejść bez pełnej wiedzy o mojej osobie.
Zethar otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy Keira odsunęła się od niego.
- Idę się czegoś napić - zameldowała posłusznie.
Zethar odprowadził ją wzrokiem.
Nagle zabrzmiał rozsadzający bębenki huk. Kawałki sufitu runęły na podłogę i rozproszyły się na wszystkie możliwe strony, niczym rozbite szkło. Zethar dostrzegł, że kolumny podbierające spękany dach również zaczynały się kruszyć. Po chwili pojawiły się płomienie.
Zaczął się rozglądać za Keirą, która dosłownie kilka chwil wcześniej zniknęła mu gdzieś pomiędzy tańczącymi parami.
Wrzaski przerażonych ludzi, biegających we wszelkich kierunkach mu nie pomagały. W końcu ją dostrzegł. Próbowała uwolnić jednego ze szlachciców, którego noga została przygnieciona przez kawał gruzu.
Zethar ruszył biegiem w stronę Likwidatorki, która była zupełnie nieświadoma, że tuż nad jej głową pękała kolejna podpora.
- Uważaj! - krzyknął odpychając ją.
Ogromny fragment kolumny spadł prosto na przytrzaśniętego nieszczęśnika, mijając Keirę o centymetry.
Dziewczyna mimowolnie krzyknęła, gdy krew zmiażdżonego arystokraty rozprysła się na prawo i lewo.
Zethar wyprowadził ją z powoli pochlanianego przez płomienie, walącego się budynku.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Miejscowy komisarz nie miał litości. Pomimo szoku zagwarantowanego przez spadające na głowę ściany, zażądał, by każdy obecny na balu spisał wszystko co się działo przez cały wieczór.
Zabójcy siedzieli nad zeznaniami do późna. Emocje, półmrok w pokoju i ciche skrobanie pióra o papier znużyło Zethara.
Keira zerknęła na Morvena, gdy głowa opadła mu na pierś. Sama była zmęczona tym hucznie zakończonym balem.
- Dziękuję za ratunek - szepnęła, po czym cmoknęła go w policzek.
Nim wróciła do pisania, uśmiechnęła się nieco, wpadając na pomysł jak jeszcze mogła wykorzystać chwilę uśpienia Zethara.
Naznaczony ocknął się zaalarmowany niebezpiecznym bujnięciem krzesła. Przetarł przemęczone oczy i ze zdziwieniem stwierdził, że jego dłoń była ubabrana atramentem. Przecież nie trzymał pióra w ręku nawet przez sekundę.
Podszedł do lustra i mimowolnie się uśmiechnął. Keira nie mogła sobie darować. Wykorzystując jego drzemkę, narysowała mu piórem okulary i podkreśliła zarost pod nosem. Na jednym z policzków dostrzegł coś jeszcze - ślad po szmince Likwidatorki.
Cicho podszedł do Lagun, która smacznie spała oparta o biurko. Delikatnie wysunął pióro z jej drobnej dłoni i odłożył je do kałamarza. Następnie wziął Keirę na ręce i przeniósł ją na łóżko. Subtelnie musnął palcami małe zacięcie na czole Likwidatorki, powstałe przez fruwający kawałek kamienia. Nim wyszedł, jeszcze przykrył ją kocem.
Kiedy dotarł do swojej sypialni, dokładnie starł dzieła Keiry i pozwolił sobie na zasłużony sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro