40.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zethar stał na dziobie i nerwowo dudnił palcami o burtę, zaciekle patrząc na spokojną wodę. Był wściekły. Mieli jeszcze przed sobą co najmniej trzy dni żeglugi. Odkąd opuścili lodowate wody Fearghas pogoda natychmiast się zmieniła. Zalała ich fala gorąca i wszelkie wiatry ustały. Łajba dryfowała.

W tym tempie, nigdy nie wrócimy do domu...

Niespodziewanie obok Zethara stanął kapitan statku.
- Co za pech - westchnął ocierając spocone czoło - Jeśli taka temperatura się utrzyma, to łajba pójdzie z dymem.
- Oby nie - mruknął Zethar, po czym uraczył kapitana pocieszającym uśmiechem - Trochę za daleko, by płynąć wpław.
- A no za daleko - sapnął mężczyzna wachlując się kapeluszem - Do tego koszmaru brakuje tylko...
- Statek na horyzoncie! - rozległ się wrzask z bocianiego gniazda - Statek na horyzoncie! Ma czarną banderę! To piraci!
- Szlag by to trafił - westchnął kapitan - A mogłem się nie odzywać...
Zethar rozejrzał się, po chwili dostrzegł zbliżający się do nich statek.
Zmarszczył brwi.
Rywale mieli wiosła.
Kapitan przeżegnał się.
- Myślisz, że nas zatopią? - zwrócił się do Zethara.
Wroga łajba miała czarny kadłub ze srebrnymi zdobieniami, wielki taran i bordowe żagle.
- To piraci z Krwawej Zatoki - powiedział w końcu Zethar - Zabiorą cały ładunek i zatopią łajbę. W najlepszym wypadku wezmą nas ze sobą jako siłę potrzebną do wiosłowania, a w najgorszym pójdziemy na dno razem ze statkiem.
- Dobry Boże... Nie chcę umierać!
- A zatem trzeba walczyć. Macie broń?
- Chłopcze... Załoga składa się ze świetnych żeglarzy, a nie wojowników.
- Wolicie zginąć?
Kapitan pobladł.
- Do broni! - ryknął po chwili.
Keira wypadła spod pokładu zwabiona komendą.
Jej psychika wciąż była w rozsypce, ale przynajmniej już nie płakała.
- Co się dzieje? - spytała podchodząc.
- Piraci z Krwawej Zatoki - mruknął Zethar.
- Naprawdę? - spojrzała na zbliżający się statek, po czym machnęła ręką - Nie ma powodu do niepokoju.
- Co?
- Pamiętaj, że jesteś po stronie Likwidatorów - uśmiechnęła się słabo - Tam, gdzie inni mają wrogów, my mamy sojuszników.
Zethar rozluźnił się.
Załoga przerażona oczekiwała na sunącą ku nim piracką łajbę. Gdy kadłuby się o siebie otarły, wrogi kapitan przeszedł na pokład kupieckiego stateczku.
- Poddajecie się po dobroci? - uśmiechnął się paskudnie.
Keira odchrząknęła, zwracając na siebie jego uwagę.
- Zostawcie nas - powiedziała.
- A to niby czemu?
- Gdyż znajduje się tu dwoje Likwidatorów.
Zethar spojrzał najpierw na pirata, który wlepił w Niszczycielkę spojrzenie i uważnie słuchał każdego jej słowa, po czym zerknął na Keirę.

Chciałaś powiedzieć Likwidatorka i Naznaczony.

- Dwoje powiadasz?
- Owszem.
- Żądam dowodu - naciskał pirat.
Zethar ściągnął koszulę i odwrócił się, pokazując wypalony symbol Likwidatorów. Keira natomiast opuściła nieco spodnie, odsłaniając znak na biodrze.
Pirat pokiwał głową zadowolony, po czym wyciągnął rękę do Lagun. Chwycili się za przedramiona i wymienili lekkimi uśmiechami.
Kapitan powtórzył gest z Zetharem.
- Miło spotkać swoich - powiedział, po czym odwrócił się do swojej łajby i wrócił na piracki pokład - Zwijamy się, chłopcy!
- To Likwidator? - spytał Zethar, gdy statek już się oddalił.
- Tak. Nasi ludzie albo są kapitanami piratów z Krwawej Zatoki, albo ich doradcami. Ktoś musi pilnować, by te "morskie wilki" dotrzymywały umowy.
Zethar pokiwał głową.
Kiedy jeszcze był zwykłym najemnikiem podróż statkiem nie wchodziła w grę. Raz natknął się na piratów z Krwawej Zatoki i wolał nie prowokować kolejnego starcia. Pamiątka w postaci blizny na żebrach wciąż dawała się we znaki pomimo upływu lat.

Przynajmniej tym razem obyło się bez mordobicia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro