44.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod Białym Dworem wybuchło wielkie zamieszanie. Zethar jeszcze nigdy nie widział tylu Likwidatorów w jednym miejscu. Wszyscy byli oburzeni. Krzyczeli na siebie nawzajem. Niektórzy nawet zaczynali się szturchać.

Cokolwiek się stało musi być poważne. Nie łatwo wyprowadzić Likwidatora z równowagi, a tu jest cała gromada rozwścieczonych morderców! Zaraz miecze pójdą w ruch.

Zethar dostrzegł Glostera, który właśnie wykłócał się z jakimś Łotrem. Obaj byli o krok od sięgnięcia po noże.
- Gloster! - zawołał Morven przeciskając się przez tłum - Co się dzieje?
- Idziemy na wojnę!
- Co?
Ibor chwycił go za ramię i siłą wyciągnął spomiędzy grupy zabójców.
- Właśnie wywieszono listę, kto idzie na front - wskazał w stronę ściany, która była oblegana przez dziesiątki Likwidatorów.
- Ale… Wojna? Z kim?
- Z Larkinem. Podobno jego wojska już się zbliżają do naszej wschodniej granicy.

Trzeba było zabić gówniarza, kiedy miałem okazję.

Niespodziewanie pojawiła się Keira. Była w szoku, że ludzie, którzy na co dzień mogli się pochwalić nienagannymi manierami, postawą i opanowaniem, teraz zachowywali się gorzej niż wściekłe psy.
- Co się dzieje?
- Mamy wojnę - odparł Zethar.
- Kto nas atakuje?
- Larkin…
Lagun pobladła na sam dźwięk tego nazwiska.
- Kto idzie na front?
- Właśnie o to, to całe zamieszanie - mruknął Gloster - Biorą prawie wszystkich.
- Prawie?
- Tylko garstka nie została wezwana. O to wybuchła awantura. Podejrzewamy, że ci, którzy zostają, przekupili władze.
- Kiedy ruszamy?
- Podobno za trzy dni.
- Lagun! - ktoś ryknął.
Keira odwróciła się do wołającego. Likwidator był wściekły.
- Kiedy się dowiedziałaś, hę? Jak się z tego wymigałaś?
Niszczycielka spojrzała zaskoczona na Zethara, po czym skupiła się na wzywającym.
- O co ci chodzi? - spytała zbita z tropu.
- Nie ma cię na liście wezwanych do boju! Gadaj ile i komu zapłaciłaś?!
- Nikomu nie płaciłam.
- Łżesz! - ryknął zabójca - Zdradziłaś nas! Za to powinnaś zostać zgładzona!
- Licz się ze słowami - syknął Zethar - Keira jest tak samo zaskoczona tymi wezwaniami jak my wszyscy. Może władze uznały, że będzie potrzebna gdzieś indziej.
- Milcz, Naznaczony - prychnął zabójca - Nie udzieliłem ci zgody na kłapanie gębą.
- Jest jednym z nas - wtrącił się Ibor - Ma prawo mówić tak samo jak i ty.
- Zgraja zdrajców! Może was też nie wezwali, hę?
 - Jesteśmy obaj - odparł Gloster, wskazując na Zethara.
- No cóż, wasza koleżanka nie pomyślała by ratować też was.
- Nikogo nie przekupiłam.
- Udowodnij!
- Niby jak? Nawet nie wiem kto ustalił te listy!
Likwidator wyciągnął miecz i rzucił się w stronę Keiry. Zethar odciągnął Lagun, po czym sam dobył miecza i skrzyżował ostrze z awanturnikiem.
Siłowali się przez chwilę, aż w końcu ostrze Zethara spadło na podłogę. Młodzieniec w ostatniej chwili zrobił unik przed klingą, która miała go skrócić o głowę, następnie chwycił przeciwnika i siłą schylił go ku ziemi. Najpierw kolanem uderzył w żebra rywala, a gdy mężczyzna się nieco wyprostował, Zethar potężnym, prawym sierpowym trafił szczękę Likwidatora. Mężczyzna zatoczył się, po czym upadł na podłogę.
- Masz dość? - prychnął Zethar.
Upokorzony Likwidator złapał się za obolałą twarz i zmierzył młodzieńca nienawistnym spojrzeniem.
Zethar podniósł swój miecz z podłogi, po czym jakby nigdy nic podszedł do Keiry i Glostera.
Nagle trzasnęły drzwi. Wszyscy odskoczyli pod ściany. Kilku żołnierzy uzbrojonych po zęby, ubranych w toporne zbroje, weszło do pomieszczenia. Uderzyli wielkimi halabardami o podłogę. Zebrani drgnęli niespokojnie.
- Kim są? - ktoś szepnął.
- Przyszli nas aresztować?
- Zabiją nas?
- Jak nas znaleźli?
Zethar chwycił dłoń Keiry. Chciał ją mieć przy sobie, gdyby doszło do zadymy.
Po chwili pojawiły się trzy postacie. Wszystkie ubrane w śnieżnobiałe habity z głębokimi kapturami. Zethar nie był w stanie dostrzec nawet skrawka ich twarzy. Mieli czarne chusty zaciągnięte, aż do czubków kapturów. A ręce skryli w czarnych, jedwabnych rękawicach.
Wszyscy zamilkli. Wydawało się, że każdy wstrzymał oddech, by nie wydać najmniejszego szelestu.
Jeden z przybyszy w bieli uniósł ręce i skinął głową.
- Witajcie bracia i siostry - zabrzmiał męski głos.
Likwidatorzy wytrzeszczyli oczy, po chwili wszyscy przyłożyli prawe dłonie, zaciśnięte w pięść, do serc i skłonili się nieco.
- To Rada - szepnęła Keira.

W istocie nikt nie wie jak wyglądają. Gdyby tamten nie przemówił, to nikt by się nie zorientował kto nawiedził kryjówkę Likwidatorów.

- Zapewne już wiecie o zbliżających się wojskach małoletniego króla Cedrica Larkina - drążył mężczyzna w śnieżnej szacie - Nazwiska niektórych z was nie znalazły się na liście wezwanych do boju.
- To zdążyliśmy zauważyć - ktoś mruknął.
- Proszę niech ci wyjdą przed szereg - członek Rady zignorował śmiałka.
Zethar mimowolnie ścisnął dłoń Keiry.
Lagun spojrzała na niego. Twardo ukryła powoli narastający strach. Puściła dłoń Morvena i zaczęła się przepychać pomiędzy Likwidatorami.
Wraz z garstką innych zabójców stanęła przed Radą.
- Będziecie prywatną strażą króla - powiedział mężczyzna w bieli - Macie czas do zmierzchu, by wyruszyć do pałacu Kentigerna.
Ochroniarze Rady uderzyli halabardami o podłogę, po czym skierowali się do wyjścia wraz z postaciami w śnieżnych habitach.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Zethar stał oparty o framugę drzwi sypialni Keiry i patrzył jak Lagun kręci się po komnacie, pakując swoje rzeczy do dużego kufra. Nie wyglądała na zachwyconą faktem, że ma się stawić w królewskim pałacu.
Co i rusz do uszu Zethara docierały ciche pomruki Likwidatorki, wyklinające decyzję Rady.
- Widzę, że jesteś zachwycona wyprawą do Kentigerna - zagadnął.
- No pewnie - mruknęła zatrzaskując skrzynię - Przecież od zawsze marzyłam, by otaczała mnie zgraja nadętych Likwidatorów z królem na czele.
Westchnęła ciężko, siadając na pudle.
- Z tą swoją niewyparzoną gębą wywołam nie jedną awanturę... -podparła głowę - Pozabijamy się!
Zethar zaśmiał się cicho.
- Z twoim charakterkiem może być ciekawie.
Keira wstała i rozejrzała się po pokoju.
- Chyba zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy - złapała za kufer.
Zethar podszedł do niej i wziął jej bagaż.
Opuścili dom i wyszli na dziedziniec, na którym już czekał powóz.
- Dobrze, że ojciec wyjechał... - westchnęła Keira - Za nic nie pozwoliłby bym pojechała do Kentigerna.
- Bo wie, że narozrabiasz - zaśmiał się Zethar, wrzucając bagaż na dach powozu.
- Ja? Narozrabiam? - udała zdumioną -  Przecież jestem jak aniołek.
- Ta... Chyba z rogami.
Keira przewróciła oczami.
- Możemy jechać, panienko Lagun? - spytał woźnica.
- Za chwilę - odparła.
Furman wspiął się na kozioł i zaczął cierpliwie czekać.
Zethar przytulił Keirę.
- Uważaj na siebie - szepnęła.
- Ty też bądź ostrożna - odparł, po czym złączył ich wargi w czułym pocałunku.
- Panienko! - zawołał wozak - Czas nas goni!
- Do zobaczenia - powiedziała Lagun wsiadając do wozu - Oby...
Zethar patrzył przez chwilę jak powóz powoli opuszcza dziedziniec. W końcu ruszył do domu, by przygotować się na wojnę, z której mógł już nie wrócić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro