53.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tato! - wrzasnęła Keira - Musisz się oszczędzać!
- Już się dobrze czuję - odparł Rogan.
- Na litość Boską... Połóż się! Medyk kazał ci odpoczywać.
Lord zupełnie zignorował córkę. Wstał z łóżka i zrobił parę kółek po pokoju.
- Widzisz? - spytał uśmiechając się lekko - Jest dobrze.
- Aleś ty uparty - westchnęła zrezygnowana.
- Patrzyłaś może ostatnio w lustro, córeczko? - zaśmiał się wychodząc z pokoju.
- A ty dokąd? - dogoniła go.
- Pospacerować - rzucił beztrosko.
- Tato! - stanęła mu na drodze.
- Co?
- Wracaj do łóżka!
- Chyba zapomniałaś, kochanie, że jestem dorosły. Wiem co robię.
- Jeszcze kilka dni temu byłeś umierający - mruknęła - A tobie zbiera się na przechadzki?
Wlepiła w niego swoje przenikliwe oczy.
- Nie patrz tak na mnie - cmoknął ją w czoło - Przejdę się trochę po domu i grzecznie wrócę do pokoju. Dobra?
Keira westchnęła.
- A niech ci będzie...
Klęła pod nosem, patrząc jak ojciec powoli znika jej z oczu. Wiedziała, że za nic nie zmusi go do powrotu do łóżka.
Drgnęła niespokojnie, gdy poczuła lekkie cmoknięcie w policzek. Zaskoczona tym gestem, odwróciła się i ujrzała Zethara uśmiechającego się od ucha do ucha.
- Ile słyszałeś?
- Wystarczająco dużo, by już wiedzieć po kim odziedziczyłaś upór - zaśmiał się oplątując sobie jej włosy wokół palców - Mam dobre wieści.
- Jakie? - spytała zainteresowana.
- A jak bardzo ci na nich zależy? - uśmiechnął się łobuzersko.
Keira przewróciła oczami, uśmiechając się przy tym lekko. Złączyła ich wargi w subtelnym pocałunku. Po chwili odsunęła się od niego i rzuciła mu wyczekujące spojrzenie.
- Tylko tyle? - rzucił żartobliwie.
- Nie wiem czy te twoje wieści zasługują na więcej - zaśmiała się - A teraz na poważnie. Czego się dowiedziałeś?
- Likwidatorzy dopadli szpiega Larkina, jak próbował się wymknąć z Derowen. Możliwe, że to on otruł twojego ojca.
- Gdzie jest?
- Trzymają go w Białym Dworze.
Keira wpadła do jednego z pokoi. Po chwili wypadła zza drzwi, trzymając w ręku swój czarny płaszcz.
- Na co czekasz? - rzuciła już biegnąc do schodów.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Zethar dogonił Keirę, dopiero pod Białym Dworem. Wpadli do piwnicy i weszli do ukrytego baru.
W ciemnej sali, pod ścianą siedział związany drobny chłopak. Poderwał głowę z piersi, słysząc, że ktoś się zbliża. Nie mógł nic dostrzec, przez chustę, którą starannie owinięto mu oczy.
Keira przykucnęła przy nim i uważnie mu się przyjrzała. Był cały poobijany. Pozwoliła sobie podciągnąć rękaw jego koszuli, dostrzegając kawałek jakiegoś wzoru. Nie był to jakiś skomplikowany tatuaż. Zwykła litera "X".
Lagun chwyciła go za zsiniałą szczękę, która najprawdopodobniej pękła od zadanych ciosów.
Chłopak jęknął z bólu.
- Skąd jesteś?
- Z Fearghas - syknął przez zaciśnięte zęby.
- Przysłał cię Larkin?
Lekko skinął głową.
- Po co?
Nie odpowiedział. Szczękę ogarnął nieznośny ból. Nie był w stanie nic z siebie wydusić.
- Mówił coś, kiedy go schwytaliście? - Keira zwróciła się do dwóch Likwidatorów stojących tuż obok.
- Wszystko wyśpiewał - odparł jeden z nich - Larkin przysłał go, by zabił wpierw ciebie i twojego ojca, a później Morvena. Chyba nieźle mu podpadliście.
- A ten tatuaż? O nim coś mówił?
- Nie zdążył. Nolan za mocno przypieprzył mu w ryj.
- Zaczął się stawiać - mruknął ten drugi.
- Ale to nie powód by mu łamać szczękę, idioto.
- Przecież nie zrobiłem tego specjalnie.
- Następnym razem wal w żebra, a nie w gębę.
- Ej! - Keira przerwała ich dyskusję - A ręce mu połamaliście?
- Nie - odparli chórem.
- Dajcie jakąś kartkę i kawałek węgla - zabrała się za odsłanianie oczu chłopaka.
Wlepił w nią przerażone, ciemno-niebieskie oko, drugie było tak opuchnięte, że nie był w stanie go otworzyć.
Skupił się na jej ustach z małą blizną, bo resztę twarzy chronił mrok pomieszczenia i kaptur.
Położyła mu na kolanie kawałek kartki, a do rąk wcisnęła węgiel.
- Co oznacza twój tatuaż? - spytała łagodnym głosem.
Ten miły dla ucha głosik zupełnie nie pasował do jej ubioru i uroku sali, w której się znajdowali.
Zdrowym okiem spojrzał na trzech mężczyzn. Wszyscy wyglądali niemalże identycznie. Zdawali mu się przyglądać. Znów skupił się na zakapturzonej kobiecie.
Kucała tuż przy nim. Gdyby miał dość sił, mógłby przerzucić spętane ręce przez jej szyję i zagrozić jej śmiercią, by go wypuszczono. Ale był za słaby. I nie chciał uciekać. Miał dość bagna w jakie zmieniło się jego życie.
Zacisnął palce na kawałku węgla i zaczął coś pisać.
Nagle zrobiło mu się słabo. Zakasłał. Z grozą stwierdził, że opluł się własną krwią. Z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. Obraz mu się zamazywał. A po chwili jego oddech ustał.
Keira przycisnęła palce do ciepłej szyi chłopca. Nie wyczuła tętna. Wściekła poderwała się na nogi.
- Krwotok wewnętrzny - syknęła.
- Nolan? - jego towarzysz cofnął się o krok, spłoszony srogim tonem Lagun.
- Emm...
- Nolan?! - ryknęła Keira.
- Uderzyłem go kilka razy w brzuch - uniósł ręce w obronnym geście.
Lagun chwyciła swój kaptur i nerwowo ścisnęła materiał.
- Cholera! - wrzasnęła po chwili.
- Nie denerwuj się, ślicznotko - Nolan pozwolił sobie na uśmieszek.
- Zaraz ci pokażę ślicznotkę - warknęła szykując pięści.
Zethar w ostatniej chwili chwycił ją w pasie i odciągnął od Likwidatora.
Keira nie mogąc wyrwać się z jego objęć, uspokoiła się. By nie rzucić się na Nolana, zerknęła na kartkę, którą wręczyła jeńcowi.
- "Zdobywcy"? - zerknęła pytająco wpierw na Zethara, później na Nolana i jego towarzysza.
Wszyscy wzruszyli ramionami. Nie mieli pojęcia co jeniec chciał im przekazać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro