58.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zethar szukał Keiry po całym Derowen. Nie zastał jej w Południowej, ani pod Białym Dworem, nie było jej też w pałacu lorda Lagun. Przyszła mu do głowy jeszcze jedna możliwość. Keira miała jedno upodobane miejsce. Morven nie miał więcej pomysłów, gdzie mógłby ją jeszcze znaleźć.
Stanął na dziedzińcu przed kościołem. Świątynia była niewiarygodnie wysoka i wąska. Zethar zapatrzył się na lśniące ściany, wykonane ze srebrzystego kamienia i kolorowe witraże. Czekała go ciężka wspinaczka. Śliskie mury były usłane drobnymi zdobieniami. Owszem było to jakieś oparcie dla rąk i stóp, ale jeden fałszywy ruch wystarczył by spaść. Zethar okrążył kościół. Dostrzegł, że jedna z wielu kolumn była owinięta liną. Jasne włókna sznura wręcz doskonale zlewały się z podporą.
Cień uśmiechnął się lekko. Robota Keiry. Był tego pewien.
Wspiął się na dach świątyni i dostrzegł Likwidatorkę, jak w wielkim skupieniu wpatrywała się w nienaturalnie spokojne miasto, skąpane w porannym słońcu.
Zethar podszedł do niej, po czym przylgnął do jej pleców i otulił ją ramionami.
- Coś cię gnębi? - spytał.
- Nie. Czemu pytasz?
- Zazwyczaj tu przychodzisz, by w spokoju pomyśleć. Zatem nad czym się tak gorliwie zastanawiasz?
Keira odwróciła się do niego, by spojrzeć mu w oczy.
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęła niepewnie - Coś ważnego...
- Co takiego?
- Chodzi o nas.
- O nas? - Zethar z trudem przełknął ślinę, po czym posmutniał - Chcesz się rozstać?
- Nie, nie chcę. Ja... nie wiem jak ci to powiedzieć... - spuściła wzrok.
- Co się dzieje?
Keira nie mogła wydusić z siebie nawet słowa. W końcu złapała rękę Zethara i położyła ją na swoim brzuchu.
- Jesteś brzemienna? - spytał skołowany.
Keira pokiwała głową.
Zethar stał przez chwilę oszołomiony. W końcu ucałował ją czule i mocno przytulił.
Bał się. Nie wiedział czy nadaje się na ojca. Sam nigdy nie zaznał rodzicielskiej miłości.
Czy będzie potrafił dać potomkowi to, czego sam nie miał? Teraz to było nie ważne. Liczyła się Keira.
- Zajmę się wami - szepnął - Twój ojciec już wie?
- Jeszcze mu nie powiedziałam.
- Więc chodźmy.
- Nie boisz się co powie?
- Oczywiście, że się obawiam jego reakcji, ale wcześniej czy później i tak się dowie. Niedługo będzie widać ciążę. Poza tym musisz się teraz oszczędzać.

Wliczając w to takie wspinaczki.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Gdy dotarli do posiadłości rodziny Lagun, coś ścisnęło Zethara za żołądek. Za chwilę miał stanąć twarzą w twarz z ojcem Keiry.
Zastali mężczyznę w bibliotece. Analizował stare manuskrypty. Uniósł głowę, gdy w pomieszczeniu zabrzmiało echo ich kroków.
- Możemy porozmawiać? - zaczęła Keira.
- Oczywiście - lord odłożył rękopisy - Coś się stało?
Wzięła głęboki wdech.
- Jestem w ciąży.
Lord wytrzeszczył oczy.
- Kto jest ojcem?
Keirze zabrakło słów.
- Ja nim jestem, panie - powiedział Zethar łapiąc jej dłoń.
- Ty?
- Chciałbym prosić o rękę pańskiej córki - dodał.
Keira spojrzała zdumiona na Zethara. Wprawdzie obiecał jej, że się nią zajmie, ale nie wpadła na to, że ma zamiar się z nią ożenić.
Zethar chciał to inaczej rozegrać. Planował sam porozmawiać z lodem Lagun i poprosić go o rękę córki. Choć uważał to za głupi zwyczaj, musiał uszanować szlacheckie tradycje.
Po pogawędce z lodem, urządziłby romantyczną kolację. Wszystko było by idealne. Ale jego plany szlag trafił.
Rogan przez chwilę siedział w zupełnym bezruchu. Jedynie jego oczy kierowały się to na Keirę, to na Zethara. W końcu odchrząknął.
- Cóż... Skoro moja córka zechce spędzić z tobą życie, nic mi do tego.
Zethar uśmiechnął się do ukochanej, po czym delikatnie ucałował jej dłoń.
- Możesz zostawić nas samych? - Rogan zwrócił się do córki - Chcę zamienić kilka słów z... moim przyszłym zięciem.
Keira skinęła głową i opuściła bibliotekę, szczerze licząc, że Zethar ujdzie z tej pogawędki cało.
- Chcesz moją córkę z miłości, czy obowiązku? - Lagun spojrzał srogo na młodzieńca.
- Oczywiście, że z miłości - odparł.
Zethar nie zastanawiał się nawet przez sekundę. Nie zawahał się udzielając odpowiedzi, pomimo upiornego wzroku lorda Lagun. Uśmiechnął się pod nosem. Już wiedział po kim Keira odziedziczyła to srogie spojrzenie, którym kiedyś tak często go raczyła.
- Jak sobie to wyobrażasz? Dwoje zabójców i dziecko?
- Przyznam, że nie widzę nas już w tym paskudnym fachu - Zethar pokiwał głową.
- A więc, co zamierzasz?
- Szczerze? Jeszcze nie wiem. Może otworzymy aptekę?
Lagun odchylił się na krześle i znów zmierzył Zethara wzrokiem. Po chwili wstał i podszedł do niego. Jego brązowe ślepia bezlitośnie przeszywały młodzieńca na wylot. Ten stał nieugięty. Nawet na sekundę nie uciekł spojrzeniem gdzieś w bok.
Niespodziewanie Rogan uśmiechnął się i poklepał Zethara po ramieniu.
- Masz szczęście, że cię lubię. Zajmiesz się moją córką jak należy?
- Oczywiście.
- Zatem witam w rodzinie - uścisnął dłoń Morvena.
Zethar odetchnął z ulgą. Bał się, że rozmowa z przyszłym teściem mogłaby się źle skończyć.
- No idź do niej - zaśmiał się Rogan - Widzę, że masz wielką ochotę czmychnąć.
Morven uśmiechnął się niepewnie. Skinął głową, po czym opuścił bibliotekę, pozwalając sobie na szerszy uśmiech.
Udał się do komnaty Keiry. Likwidatorka leżała na łóżku i bezmyślnie patrzyła w sufit.
- O, jesteś w jednym kawałku - uśmiechnęła się, gdy Zethar wszedł do pokoju.
- Dobrze, że twój ojciec nie miał żadnego noża pod ręką - zaśmiał się siadając na krawędzi łoża.
- Bardzo ci się oberwało? - spytała, opierając głowę na jego kolanach.
- Nie było źle - zaczął bawić się jej włosami.
Patrzył przez chwilę w jej lśniące oczy.
- Wyjdziesz za mnie? - rzucił nagle - Wiem, że powinienem zorganizować jakąś romantyczną kolację, kupić pierścionek i...
Keira złączyła ich wargi w namiętnym pocałunku, nie dając mu dokończyć.
Po chwili znów opadła na jego kolana i uśmiechnęła się.
- Uznam to za "tak" - Zethar odwzajemnił uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro