9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zethara obudziło pukanie do drzwi. Zaspany usiadł na łóżku i przeczesał dłonią włosy. Przez całą noc łaził z Keirą po mieście i uczył się chodu Likwidatora. To było zabawne i irytujące zarazem. Czuł się jak małe dziecko, które dopiero co stawiało pierwsze kroki. Zethar dopiero w tedy się zorientował jaki był spięty. Ciągłe życie w poczuciu zagrożenia, sprawiło, że każdy mięsień był napięty i gotowy do ataku. Niestety szło to w parze z przesadną ostrożnością, niekontrolowanymi odruchami i błędami.
Ktoś znów zapukał do drzwi. Zethar wstał, po czym podszedł do wejścia i przekręcił klucz w zamku. Kiedy złapał za klamkę i zobaczył kto go nawiedził, od razu się rozbudził. Młoda pokojówka zdębiała na jego widok. Mimowolnie spojrzała na jego nagi tors i zarumieniła się.
- Hrabia Payton prosi pana do swojego gabinetu - wydusiła w końcu. Zethar skinął głową, po czym zniknął w pokoju. Szybko doprowadził się do kultury i poszedł do pracodawcy. Miał powoli dość ciągłego zjawiania się na każde wezwanie. W końcu wiedział, że hrabia chce mu wbić nóż w plecy.
Zethar usiadł w wygodnym fotelu. Twardo starał się udawać, że słucha długiej, monotonnej gadaniny hrabiego o znienawidzonej rodzinie Lagun.
- Tak sobie myślę, że powinieneś już zniknąć - Payton zmienił temat .
Zethar się ożywił. Zniknąć? Miał na myśli wyprowadzkę, czy śmierć?
- Pora byś się gdzieś zaszył i wrócił do swojego życia mordercy.
Młodzieniec omal nie pozwolił sobie na uśmiech. Nareszcie wyrwie się z tego przeklętego domu. Zdecydowanie wolał swoje stare mieszkanko w Południowej.
Kiedy hrabia go odesłał, czym prędzej spakował swoje drobiazgi i wymknął się z pałacu. Musiał poczekać do zmroku, by bezpiecznie przejść z bogatej dzielnicy na południe Derowen.
Wpadł do domu późnym wieczorem. Od razu rzucił bagaż na stół i sięgnął do szafki po butelkę z piwem.

Nie ma jak w domu.

Zadowolony wziął łyk alkoholu i wypluł go zaskoczony widokiem siedzącej w cieniu Keiry.
- Do jasnej... - sapnął wycierając się - Chcesz żebym padł na zawał?
- Nie sądziłam, że tak łatwo cię przerazić.
- Przerazić? - odchrząknął - Raczej zaskoczyć.
- Jak zwał, tak zwał.
- Skąd wiedziałaś, że tu będę? I jak tu się, do licha, dostałaś?
- Wieści szybko się rozchodzą - mruknęła - Szczerze doradzam zmianę zamków, albo nastawienie jakiejś pułapki.
- Dobra, dobra. A jesteś tu, ponieważ...?
- Czas na trening.
Zethar postawił butelkę na stole i przetarł oczy.
- Słuchaj... Prędzej dziś padnę na ryj, niż wdrapię się na jakiś dach. Spałem może jakąś godzinę...
Keira wstała, po czym podeszła do niego.
- Prawie mi ciebie żal - uśmiechnęła się okrutnie - Prawie. Ale nie wystarczająco, by dać ci spokój - wskazała na paczkę, leżącą na łóżku - Ubieraj się i idziemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro