23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ernan krążył wokół załogi, próbując wypatrzeć Vivian i Randala. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nerwowy. Bał się, że jego córka zniknęła gdzieś w ciemnym, nieznanym lesie. Mimowolnie zacisnął pięści. Liczył, że Randal jest choć trochę rozsądniejszy.
Jak tylko go dopadnie, to się z nim policzy. Wtedy chłopak będzie miał powód do obaw.
Warcząc pod nosem, Łotr podszedł do jednego z ognisk, gdzie siedział Heres, a tuż przy nim Zaya.
- Widzieliście gdzieś Vi i Randala? - spytał.
- Nie - Zaya rozejrzała się - Nie ma ich?
- Cholera jasna! - warknął, nerwowo przeczesując dłonią włosy.
Teraz miał pewność, że ośmielili się oddalić od załogi.
- Spokojnie - rzucił Heres - Pewnie zaraz wrócą.
Nagle wszyscy zdębieli, słysząc dziwne huki.
- Co to? - Morven zmarszczył brwi - Burza?
- Nie. To mi raczej brzmi, jak... - kapitan drgnął niespokojnie - O kurwa... To strzały.
Ernan natychmiast ruszył sprintem w stronę lasu.
Prowadziły go huki. Strach o swoje dziecko i powoli rosnący gniew dodawały mu sił. Miał nadzieję, że zdąży odnaleźć córkę, nim dojdzie do tragedii.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Vivian skuliła się, gdy kula minęła ją o centymetry. Była przerażona. Zdobywcy ciągle strzelali, nie dając im nawet sekundy, by umknąć. Zawsze któryś z nich miał załadowaną broń.
- Cholera, ile oni mają tych kul? - jęknął Randal.
Jak na zawołanie, Zdobywcy przestali strzelać. Mordercy śmiejąc się upiornie, chwycili za miecze i zaczęli się zbliżać do nastolatków.
Randy chwycił spory kamień i desperacko rzucił nim w jednego ze Zdobywców. Mężczyzna warknął wściekły, cudem unikając lecącej w jego stronę skały.
- Dasz radę wstać? - Randal spojrzał na ranną nogę Vi.
- Nie wiem - syknęła z bólu. Na jej twarz wkradło się przerażenie - Uważaj!
Randy nie zdążył zareagować, gdy Zdobywca chwycił go za włosy i przyłożył mu do szyi zimny miecz.
Zabójcy zarechotali, otaczając nastolatków.
- Zabić go teraz, czy po tym, jak zabawimy się z tą małolatą? - Zdobywca trzymający Randala, wlepił w Vivian lubieżne spojrzenie i uśmiechnął się paskudnie.
- Lepiej teraz - mruknął mężczyzna, który już doszedł do siebie po ciosie w krtań - Gówniarz jest nieprzewidywalny.
Morderca, który unieruchomił bruneta, mocniej przycisnął ostrze do jego gardła.
- Nie! - wrzasnęła Vi, gdy po szyi Randala pociekła strużka krwi - Zostaw go!
- Nie martw się. Niedługo do niego dołączysz - zarechotał jeden ze Zdobywców - Najpierw trochę umilisz nam wieczór.
Zabójca za Randalem, już miał otworzyć chłopakowi gardło, gdy zamarł w bezruchu. Miecz wypadł mu z ręki.
Brunet odskoczył, czując coś mokrego na plecach. Spojrzał na Zdobywcę, który omal go nie zabił. Mężczyzna złapał się za zakrwawioną pierś, z której wystawał sztych miecza. Po chwili padł, odsłaniając Ernana.
Zdobywcy już mieli zaatakować, gdy dostrzegli kilku piratów, w tym Heresa. Widząc przewagę wrogów, rzucili się do ucieczki. Korsarze nie zamierzali dać im umknąć. Dwóch z morderców zastrzelili, zaś pozostałych uśmiercili z pomocą mieczy.
Ernan zbliżył się do Vi. Padł na kolana i mocno przytulił córkę.
- Nigdy więcej mi tego nie rób! - odsunął się nieco - Wiesz, jak mnie wystraszyłaś?! Kiedy usłyszałem strzały, serce omal mi nie stanęło!
- Przepraszam... - spuściła wzrok.
- Przepraszam?! - złapał ją za ramiona - Mogłaś zginąć! Dociera to do ciebie?! Co ci strzeliło do głowy, żeby się oddalać?! To nie są lasy Talwyn, które znasz, jak własną kieszeń! - wbił wzrok w Randala i poderwał się z miejsca - A ty... Jak mogłeś na to pozwolić?!
- Tato... - Vi złapała go za rękę - To nie jego wina. Próbował mnie powstrzymać. Ignorowałam co mówił, więc poszedł ze mną, żeby mieć mnie na oku.
- Ernan, uspokój się. Twoje wrzaski pewnie słychać na drugim końcu wyspy - wtrącił Heres - Daruj im już. Najedli się dość strachu przez tą strzelaninę.
Morven odetchnął głęboko, próbując okiełznać nerwy. Kucnął przy córce i przyjrzał się ranie.
- Możesz ruszać nogą? - spytał spokojniej.
- Tak, ale boli.
- Miałaś szczęście - wsunął jedną rękę pod jej kolana, a drugą ją objął, po czym podniósł ją.
- Wszyscy nie żyją, kapitanie - zameldował Heresowi jeden z piratów.
- Dobrze. Zabierzcie wszystko co mają, a ciała spalcie.
Randal patrzył przez chwilę, jak Ernan, niosąc Vivian powoli znika w ciemnościach.
- Nie martw się, młody - Heres położył rękę na jego ramieniu - Trochę się wściekł, ale mu przejdzie - uśmiechnął się nieco - Wystraszył się, że jego córka jest w niebezpieczeństwie. Na jego miejscu zareagowałbyś tak samo.
- Gdybym jej nie uległ, to nie byłaby teraz ranna... Mogłem ją powstrzymać... Choćby siłą.
- Nie obwiniaj się. Ważne, że nic się wam nie stało - pirat zmierzył wzrokiem krew na szyi chłopaka - Mieliście dużo szczęścia.
Heres ruszył w stronę ciemnego lasu.
Randy po krótkim namyśle, podążył za kapitanem.
Kiedy dotarł na plażę, część załogi już spała. Rozejrzał się. Ernan dotrzymywał towarzystwa Zayi, więc odważył się podejść do jednego z ognisk, przy którym leżała Vivian. Dziewczyna bezmyślnie patrzyła w tańczące płomienie.
- Jesteś w końcu - uniosła się na łokciu i spojrzała na Randala - Bałam się, że zabłądziłeś.
- Póki co wolę trzymać się w bezpiecznej odległości od twojego ojca - przysiadł obok niej - Jak noga?
- Tata usunął kulę i zajął się raną. Boli, jak cholera, ale jakoś to zniosę - uśmiechnęła się lekko.
- Bardzo ci się oberwało? - spytał po chwili, wlepiając spojrzenie w Morvena, który był zajęty rozmową z Heresem i jego żoną.
- Nie. Już nie krzyczał. Trochę ochłonął.
- Przepraszam... - westchnął ciężko.
- Za co? - zdziwiła się.
- Nie umiałem cię obronić...
- Randy... - oparła głowę na jego nodze - Nie miałeś broni i było ich siedmiu. Zrobiłeś tyle, ile byłeś w stanie.
Chłopak uśmiechnął się słabo, po czym pozwolił sobie pogłaskać Vi po policzku.
- To wszystko przeze mnie - powiedziała po chwili - Nie jesteś niczemu winien, więc się nie obwiniaj.
- Ja też nie jestem bez winy.
Vivian przewróciła oczami.
- Oboje narozrabialiśmy - rzekła.
- Niech ci będzie.
Randal zdębiał, gdy dostrzegł, że Ernan mu się przyglądał. Nie był w stanie stwierdzić, co wyrażał wzrok Morvena.
Po chwili Likwidator, jak gdyby nigdy nic powrócił do rozmowy z Heresem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro