24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Randal otworzył oczy i spojrzał w szare niebo. Po chwili uśmiechnął się lekko, zerkając na wtuloną w niego Vivian. Uśmiech powoli spełzł z jego ust, kiedy dostrzegł Ernana przechadzającego się wzdłuż brzegu. Chłopak odetchnął głęboko, zbierając w sobie odwagę. Ostrożnie wysunął się spod Vi, po czym wstał. Bezszelestnie minął wciąż śpiących piratów i powoli zbliżył się do Morvena. Spojrzał na Likwidatora, który stojąc w wodzie po kostki, spokojnie wpatrywał się w wschodzące słońce.
- Ledwie świta, a ty już na nogach, chłopcze? - mruknął Łotr, nawet się nie odwracając.
- Jakoś tak wyszło. Proszę pana...
- Mów mi po imieniu - przerwał mu.
- Słucham? Chyba nie powinienem...
- Uważaj, bo zmienię zdanie - wlepił w niego swoje przenikliwe, brązowe ślepia.
- Skoro tego pan... - Randy ugryzł się w język - Skoro tego chesz - przerwał na chwilę - Chciałbym przeprosić za wczoraj. Ja...
Ernan uniósł rękę, powstrzymując go przed tłumaczeniem.
- Wiem o wszystkim.
- O wszystkim? - chłopak zbladł.
- Vi opowiedziała, jak ją osłoniłeś własnym ciałem i przyłożyłeś napastnikowi w krtań. To wymagało odwagi. Brawo, chłopcze.
- Dziękuję - odparł niepewnie - Ale nie wiele zrobiłem...
- Zrobiłeś tyle, na ile pozwoliła ci sytuacja i twoje umiejętności. Lubisz się uczyć fechtunku?
- Tak.
- Jednakże ojciec cię nie szkoli.
- Nie. Stwierdził, że skoro on jest budowniczym, to ja również mam nim zostać. Jeśli mam być szczery to... - westchnął - Czuję, że to nie dla mnie...
- W istocie nie masz budownictwa we krwi. Obserwowałem cię podczas naszej potyczki i kiedy stanąłeś przeciw Vivian. Dostrzegłem w tobie potencjał. Jeśli chcesz, mogę cię podszkolić w walce.
- Naprawdę?
- Mhm - Ernan skinął głową.
Zapadła przytłaczająca cisza, przerywana jedynie przez szum fal.
- Mam nadzieję, że nie chowasz urazy za moje wczorajsze uniesienie - Morven w końcu przemówił - Nie powinienem się wydzierać. Kiedy usłyszałem te strzały... Gdyby Vivian coś się stało, nie przeżyłbym tego... - odchrząknął - Zrozumiesz, jakie to uczucie, gdy sam zostaniesz ojcem.
- Miałeś prawo być wściekły. Nie powinniśmy się oddalać.
- Najważniejsze, że skończyło się tylko na niegroźnej ranie. Nie wracajmy już do tego.
Randal pokiwał głową.
- Ernan... - zaczął ostrożnie. Dziwnie się czuł zwracając się do ojca Vivian po imieniu.
- Hm?
- Wiesz, że... - odetchnął głęboko - Zależy mi na Vi.
- Dawno się zorientowałem. Długo przed tym, jak niewiele myśląc mi się do tego przyznałeś, kiedy nieprzytomnie gapiłeś się na moją córkę.
- Nie masz nic przeciwko?
- Nic mi do tego, że się w niej zadużyłeś. Tylko pamiętaj, że się z tobą policzę, jeśli moja córeczka będzie przez ciebie płakać, więc lepiej tego nie spieprz - splótł ręce za sobą - Vi dorasta i czy chcę tego, czy nie, muszę się z tym pogodzić. Czas, by zaczęła podążać własną ścieżką. Nie mam prawa mówić jej, jak ma żyć.
Morven spojrzał na kilku korsarzy, którzy już się ocknęli.
Wrócili do reszty załogi. Vivian też już nie spała. Utykając podeszła do ojca i Randala.
- Mówiłem, że masz się oszczędzać - mruknął Ernan.
- Już mnie prawie nie boli - uśmiechnęła się, robiąc dobrą minę do złej gry.
Łotr pokręcił głową, po czym spojrzał na stojącego przy nim nastolatka.
- Przypilnuj, żeby grzecznie siedziała, a nie się forsowała.
- Jasne.
Morven podszedł do Heresa, zostawiając zdumioną Vivian z chłopakiem.
- Jakim cudem jesteś w jednym kawałku? - obejrzała dokładnie jego twarz - Nie przyłożył ci.
- Nie. Czemu miałby?
- No wiesz... Po wczorajszym dniu...
- Tylko trochę sobie pogadaliśmy - uśmiechnął się, łapiąc ją za rękę.
- Nie boisz się, że się wścieknie? -Vivian odruchowo zerknęła na ojca.
- Powiedział, że nie ma nic przeciwko.
- Naprawdę?
Randy pokiwał głową.
Nagle Heres zagwizdał głośno, zwracając na siebie uwagę nie śpiących już piratów oraz cucąc tym pozostałych towarzyszy.
- Część z was idzie ze mną i Ernanem. Pozbieramy jeszcze trochę jedzenia. Pozostali zajmijcie się tym, co dotychczas zgromadziliśmy i dostarczcie na statek. Jutro ruszymy dalej, ale tę noc spędzimy już na łajbie. Nie wiem jak wy, ale ja mam piasek tam, gdzie zdecydowanie nie powinno go być!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro