33.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Vivian wzięła głęboki wdech, zbierając w sobie odwagę. Spojrzała na jakiegoś młodzieńca, który wygodnie opierał się o ścianę baru i palił.
Przeszła obok niego, rzucając mu zalotne spojrzenie i uroczy uśmieszek. Co rusz zerkała przez ramię.
W końcu chłopak podszedł do Vivian.
Jak doradził jej ojciec cały czas się uśmiechała i utrzymywała kontakt wzrokowy. Starała się ignorować zapach tytoniu i alkoholu. Chichotała cicho, gdy prawił jej komplementy.
Z każdym słodkim słówkiem, młodzieniec pozwalał sobie na coraz więcej. A to zaczynał bawić się jej włosami, albo przesuwał dłonią po jej policzku, bądź sięgał do jej ręki.
Vi nie traciła uśmiechu z twarzy. Twardo trzymała się swojej roli.
Chciała się odsunąć od chłopaka, gdy położył dłonie na jej biodrach i schylił się nieco. Jego wargi delikatnie musnęły jej policzek, gdy szeptał kolejny komplement. Vivian zachichotała, odwracając głowę.
Sprytnie uniknęła tym kolejnego pocałunku, tym razem w usta.
Wzdrygnęła się, gdy ciepłe wargi młodzieńca dotknęły jej szyi.
Omal nie odetchnęła z ulgą, gdy ktoś odepchnął od niej zalotnika.
- Odpieprz się od mojej dziewczyny - zasyczał Randal.
Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się prowokacyjnie. Czuł się pewnie, bo był nieco starszy.
- Bo co?
Randy wziął zamach i uderzył go w twarz. Tamten nie pozostał mu dłużny.
- Przestańcie! - wrzasnęła Vivian.
Po chwili zjawiło się dwóch strażników. Rozdzielili awanturników. Unieruchomili Randala, bo nadal się rzucał i wyklinał młodzieńca, z którym się bił.
- Co to za awantura?! - ni z tego, ni z owego pojawiła się grupka żołnierzy.
- Mała szarpanina o pannę - odparł jeden z strażników, trzymających Randala - Brunet trochę za dużo wypił i go poniosło.
- Zabierzcie go do aresztu. Niech trochę ochłonie.
Żołnierze zaczęli prowadzić chłopaka w stronę więzienia.
Młodzieniec, którego Randal zaatakował, uśmiechnął się figlarnie do Vivian.
- Skoro tego awanturnika zabrali, to może wrócimy do tego, co nam chamsko przerwano? - spytał.
Vivian zmierzyła go wzrokiem. Po chwili uśmiechnęła się lekko.
- Nie jesteś w moim typie - obróciła się na pięcie, po czym odeszła zostawiając skołowanego zalotnika.
Tym czasem, Randy posłusznie szedł z trzymającymi go strażnikami w stronę więzienia.
- Dobrze się spisałeś - szepnął Ernan.
- Dziękuję - chłopak skinął głową - Bijatykę jeszcze rozumiem, ale oblewanie mnie piwem, naprawdę było konieczne?
- Musisz być wiarygodny - odparł Sheridan.
Randy przewrócił oczami. Ignorował ból, jaki ogarnął jego lewy policzek i pękniętą wargę. Jednak zapach alkoholu na jego ubraniach, trochę go drażnił, ale dzielnie to znosił. Najważniejsze było to, że strażnicy uwierzyli, że Ernan i Sheridan są jednymi z nich.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Randal z trudem przełknął ślinę, patrząc na ogromny mur więzienia.
- Naprawdę tam go zamknęli? - szepnął do Sheridana.
- Niestety.
- Pamiętaj o swojej roli, młody - rzekł Ernan.
Podeszli do dużych, żelaznych wrót. Sheridan z całej siły zaczął uderzać w drzwi.
Po chwili przez judasza wyjrzała para ciemnozielonych oczu.
- Przywlekliśmy podpitego awanturnika - rzekł Sheridan - Chłopak rzucił się na jakiegoś małolata.
- Skurwiel przystawiał się... - Randal czknął - do mojej... - znów czknięcie - do mojej kobiety...
Po chwili judasz zatrzasnął się, a w zamian otworzyły się ciężkie, metalowe wrota.
Ernan i Sheridan spojrzeli na siebie, po czym wciągnęli Randala na teren więzienia. Przeszli przez plac, gdzie wisiały klatki. Niektóre z nich były zajęte.
- Okropna tortura - szepnął Sheridan - Nieszczęśnik siedzi w ciasnym zamknięciu, w pełnym słońcu, bez wody. Dostaje odrobinę picia i kawałek czerstwego chleba, dopiero w środku nocy...
Zatrzymali się przed kolejnymi drzwiami.
Tym razem Ernan uderzył kilka razy w nieco zardzewiały metal.
Zabrzmiał dość głośny trzask i po chwili wrota otworzyły się.
Weszli do środka. Przeszli korytarzem, między rzędem cel. Po chwili zniknęli za ścianą, kryjąc się przed spojrzeniem strażnika przy wyjściu.
Pierwszą część planu mieli za sobą. Teraz czekało ich najtrudniejsze. Odnalezienie przyjaciela i wydostanie się z aresztu.

***

Na razie tylko tyle, ale jutro wieczorem postaram się wrzucić resztę zaległych rozdziałów.
Do nexta 👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro